Rozdział 8
Miałem cholerną ochotę ją pocałować. Zacząłem się do niej przybliżać, bacznie obserwując jej reakcję. Przymknęła oczy i lekko uchyliła usta. To dało mi zielone światło...
Nagle usłyszałem chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni wyrywając się tym samym z transu.
- Em szefie. Rodzina Cascio już jest na miejscu - usłyszałem głos mojego ochroniarza.
- Dobrze, dzięki Spencer... - lekko się speszyłem - Za chwilę przyjdziemy - dałem mu delikatnie znać, aby wrócił na swoje stanowisko.
Spojrzeliśmy na siebie oblani rumieńcem, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że jakiś ochroniarz będzie się tu kręcić.
- Nic się nie stało, ale następnym razem nie zapędzaj się tak Romeo - parsknęła śmiechem i tyknęła mnie palcem w brzuch.
- Wiem, przepraszam. To była chwila - spuściłem zawstydzony wzrok i przetarłem dłonią kark.
- Już tak nie przepraszaj, to była wina nas obojga.
- Przepraszam za to, że cię denerwuję - postanowiłem się z nią podroczyć.
- Michael.
- Przepra...
- Zamknij się!
- Coś za coś. - podniosłem wyzywająco jedną brew.
- Co masz na myśli?
Nadstawiłem jeden policzek i pokazałem palcem miejsce, w którym chciałem buzi. Widziałam kątem oka jak Ari patrzy na mnie z politowaniem.
- Naprawdę? Jedyne co możesz ode mnie dostać, to soczystego placka - pokręciła głową, ale po chwili spełniła moją prośbę - Lepiej?
- Lepiej - wyszczerzyłem się dumnie - Powinniśmy się zbierać. Czekają na nas.
Nie myśląc nad tym co robię, chwyciłem Arianę za rękę i splotłem nasze palce... Właściwie próbowałem, bo szatynka drgnęła pod wpływem mojego dotyku i szybko zabrała dłoń. Przemilczałem tą sytuację.
- Mike?
- Tak?
- Dziękuję ci za to wiesz... Z Mac'iem.
- Nie ma za co. Nie mogłem tak po prostu patrzeć jak coś ci się dzieję.
- Dziękuję, naprawdę. Ale mam jedną prośbę - posłałem jej pytające spojrzenie.
- Moglibyśmy zapomnieć o tej sytuacji?
- Której?
- Tej z rana i sprzed chwili.
Przystanąłem na chwilę, patrząc tępo w jeden punkt. Przygryzałem lekko wewnętrzną stronę policzka, czując jak zbiera się we mnie... Gniew? Zazdrość? Ciężko mi określić to, co wtedy czułem. Wydąłem usta niezadowolony.
- Jasne - wymruczałem pod nosem.
- Dzięki... - chyba wyczuła niechęć z mojej strony.
Szliśmy jeszcze gdzieś z 15 minut. Gdy pojawiłem się koło bramy od razu rzucił mi się w oczy mój przyjaciel - Frank Cascio. Pomimo sporej różnicy wieku bardzo dobrze się z nim dogaduję. Bez problemu potrafię znaleść wspólny język z dziećmi. Kocham je całym sercem.
- Applehead! - podbiegł do mnie kiedy mnie zobaczył.
- Kopę lat młody! - przywitaliśmy się piątką.
- No Michael nie wiedziałem, że masz gust po mnie. Moja krew! - zaczął zabawnie ruszać brwiami, co chwile przerzucać wzrok ze mnie na Arianę.
- To jest Ar...
- Ariana Grande, wiem. Nie jestem jaskiniowcem, Applehead - wytknął mi język, na co odpowiedziałem mu tym samym - Madame - tym razem zwrócił się do mojej towarzyszki. Ukłonił się teatralnie - Jam jest giermek Frank.
- Ariana, ale mów mi Ari - pocałował ją w rękę, na co parsknąłem śmiechem,
- Już się tak nie popisuj.
- Ucz się od mistrza!
- Pff, mówisz o mnie?
- O sobie Małpi łbie! - po czasie sam zwątpił w swoje słowa, a wyraz jego twarzy był bezcenny - No dobra do rzeczy. Jak tam u was? Kiedy małe Jacksoniątka będą? - Skarciłem go wzrokiem.
- Frank, my nie jesteśmy razem.
- Jak to nie?! Nie wkręcajcie mnie!
- Jesteś za młody na takie rozmowy.
- Ja?! Człowieku ja stary się robię. 13 lat mam na karku.
- Koniec tematu. Eddie i Aldo też są? Czy jadą jednak do Francji?
- Tata mnie sam przywiózł. Oni zostali z mamą - pokazał na ojca rozmawiającego z jednym z moich ochroniarzy - A teraz idę po watę! Nara lamusy. Wiedzcie, że was obserwuję - wykonał charakterystyczny ruch dwoma palcami.
- Michael ja już będę się zbierać. Nie chcę przeszkadzać, a poza tym mam swój dom.
- Chyba żartujesz. Zawsze jesteś tu mile widziana. Nie chcesz zostać w Neverlandzie?
- Nie, dzięki. Muszę porozmawiać z Mac'iem.
- Na pewno? Boję się o ciebie.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie.
- Podwieźć cię?
- Nie, już po szofera dzwonię - wyjęła komórkę z kieszeni, po czym wykonała telefon.
- W razie jakby coś się działo to dzwoń.
- Od tego mam ochroniarzy.
- Właśnie widać jak panują nad sytuacją - mruknąłem do siebie, ale chyba dotarło to do szatynki. Westchnęła w odpowiedzi.
Poczekałem z nią do przyjazdu szofera. Pożegnałem się i obserwowałem jak samochód powoli znika mi z pola widzenia. Postanowiłem udać się w w stronę Dominika - taty Franka, by obgadać wszystkie szczegóły pobytu tego szarmanckiego "mężczyzny". Próbowałem skupić się na rozmowie, ale moje myśli ciągle krążyły w przeszłości.
Czy ja dobrze zrobiłem?
Może nie powinnienem się tak zbliżać.
A co jeśli teraz nie będzie chciała się ze mną kontaktować?
Te zdania cały czas mnie dręczyły. Tak, byłem o nią zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Bardzo chciałem być na miejscu Mac'a, ale wiedziałem, że to nie jest takie proste. Wiedziałem, że nie zaufa mi od razu, że musimy się lepiej poznać. Jednak miałem gdzieś w sercu skrytą nadzieję, że czuje to samo co ja do niej.
*****
Modliłam się, aby mojego faceta nie było w domu. Jednak Bóg chyba nie wysłuchał moich próśb. Od razu jak weszłam usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Co ty sobie wyobrażasz? Co robiłaś z tym chujem? Nie myśl kurwa, że ci tak wolno. Jesteś moja rozumiesz? - zasypywał mnie pytaniami.
- Daruj sobie Miller, idź się zaćpać. Nie odzywaj się do mnie.
- Będę się odzywać kiedy będę chciał. Masz się mnie słuchać rozumiesz?! - wykrzyczał.
- Z jakiego powodu mam ciebie słuchać, hmm?
- Bo jestem twoim facetem.
- Chyba pizdą. Facet nie uderzyłby kobiety. Swojej kobiety. Wiesz co? Michael miał rację. Nie jesteś mnie wart. Nie jesteś wart nikogo.
Nie czekając na odpowiedź, udałam się do jednej z sypialń. Zatrzasnęłam drzwi na klucz i wybrałam numer do jednego z moich najlepszych przyjaciół - mojego brata. Od paru lat nie potrafiłam zaufać komuś na tyle, aby móc mu się zwierzyć z problemów. Szczególnie kobiecie... Ale o tym innym razem.
- Cześć Frankie.
- No hejka kochana. Jak tam u ciebie misiek? Jakoś nieciekawie brzmisz. Coś się stało?
- Można tak powiedzieć, ale to nie jest rozmowa na telefon.
- Coś poważnego? O co chodzi Ariś? Coś z płytą nie tak?
- Nieee. Pokłóciłam się z Mac'iem. Nie chcę o tym gadać przez telefon.
- Yhym. Ty wiesz dobrze co ja o nim sądzę. No to jak nie przez telefon to trzeba się spotkać!
- Wiem, że go nie lubisz Frankie. Chciałabym poznać twoją opinię, ale opowiem ci wszystko jak się spotkamy. A jak tam u ciebie? Co słychać?
- Jejku! Dobrze, że pytasz! - pisnął - Chris zabrał mnie do spa, a później na romantyczną kolację, a później... Chyba wiesz co było. Oh Ari ja ci wszystko opowiem! - Zapomniałam dodać, że mój brat jest gejem. Czasami się też zastanawiam czy lepiej nie czułby się jako kobieta niż mężczyzna. Ma cechy fizyczne faceta, ale mentalność, zachowanie, osobowość kobiety.
- Oszczędź mi szczegółów - zniesmaczyłam się wyobrażając sobie ich w jednym łóżku.
- Najpierw musimy się zobaczyć, abym mógł ci to zdradzić. Kiedy masz czas?
- Nie wiem Frankie. Wiesz, że teraz jestem zapracowana.
- Słyszałem, ale cieszę się, że zgodziłaś się na ten duet z Michaelem. W końcu nie każdy ma taką okazję.
- Taa. Wiesz co, może przyjechałabym do ciebie jutro na noc? Tak byłoby najlepiej.
- Nocowanko?! - zachichotał - Jasne, wpadnij o której chcesz. Tylko mnie wcześniej uprzedź, bo mogę być zajęty... Wiesz o co chodzi.
- Jesteś straszny! - wybuchnęłam śmiechem.
- I za to mnie kochasz! - posłał mi buziaka przez słuchawkę.
Gawędziliśmy jeszcze przez pół nocy. W końcu, kiedy się rozłączyłam, wykonałam wieczorną rutynę, po czym niczym mors rzuciłam się na miękkie łóżko. Praktycznie od razu odpłynęła do krainy Morfeusza.
*****
No Elo. Wróciłam😂
Dosyć szybko napisałam notkę. Powodem tego była pewna osoba, którą serdecznie pozdrawiam. Wiem, że wiesz, że to chodzi o ciebie Majka😂❤️
Piszcie swoje opinie na temat tego całego szitu. Jeżeli zauważycie jakieś błędy to piszcie śmiało!
Komentarz i gwiazdka motywują❤️
Pozdrawiam wszystkich czytelników❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top