Rozdział 7

   Dopiero kiedy Michael przyszedł do studia zauważyłam jak wpłynęły na niego moje słowa. Wyglądał na przybitego i rozproszonego, ale zauważyłam to też już od dłuższego czasu. Domyślam się, że mnie okłamał. Wiem jak niektóre prochy wpływają na człowieka. Zależy mi nie tylko na występie, ale i na jego zdrowiu. Nie chciałam być z nim tak blisko, zważając na Mac'a, ale coś ciągnie mnie do niego. Być może zwykła ciekawość i chęć poznania człowieka, którego wpływy dorównują prezydentowi.

   Tamten wieczór spędziliśmy niezwykle miło. Niestety poranek nie okazał się już taki ciekawy. Przewróciłam się na drugi bok z zamiarem wtulenia się w rozgrzany tors ukochanego. Nie było mi to najwyraźniej dane. Jedyne co zastałam to zimną, wygniecioną poduszkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Nie było go. Zwlekłam się z łóżka, w pełni odzyskując przytomność. Przetarłam twarz i skierowałam się w stronę korytarza w poszukiwaniu mojego faceta.
Objechałam wzrokiem większość pomieszczeń, ale na marne. Byłam wręcz pewna, że nie ma go na posiadłości. Nie przejęłam się tym. Było to typowe u niego. Znikał niczym duch, niezauważony w środku nocy albo nad ranem, po czym bez słowa jakby nigdy nic pojawiał się na śniadaniu. Nie raz chciałam znać powód jego "nocnych wypraw", chyba możecie się domyśleć dalszego przebiegu wydarzeń.
Nie zawracając sobie nim głowy wykonałam poranną rutynę.

- Kurde, gdzie ona jest?! - mruknęłam pod nosem, szukając pomadki, by dopełnić swój makijaż.

Wstałam i zaczęłam szperać w szufladkach od toaletki. Wtedy mnie olśniło. Palnęłam się dłonią w czoło. Udałam się do jednej z łazienek, w której poprzedniego dnia zostawiłam zgubę. Parę kroków przed drzwiami usłyszałam szmery dochodzące z pomieszczenia. Zdziwiłam się, ponieważ oprócz mnie nikogo nie było w domu... Przynajmniej tak mi się wydawało. Cała świta miała swoje miejsce, nie tułali się po naszym mieszkaniu podczas pracy.

- Mac to ty? - zapukałam, pytając się. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche wulgaryzmy - Mógłbyś mi podać pomadkę? Spieszę się. Nie chce się spóźnić.

- Użyj innej.

- Nie, nie użyje. Otwórz drzwi.

- Nie!

- To podaj mi ją.

- Za chwile.

- Albo w tej chwili mi ją dasz, albo sama to zrobię. Wiesz dobrze, że zamek w drzwiach to nie problem.

- Nie wkurwiaj mnie lepiej - znów usłyszałam charakterystyczny szmer.

- Sam tego chciałeś.

Nie czekając na odpowiedzieć, szybko sięgnęłam po jedną ze wsuwek leżących na szafce, po czym sprawnie odblokowałam drzwi. Z impetem nacisnęłam na klamkę. To co zobaczyłam momentalnie mnie zamurowało. Mac klęczący przy sedesie, wciągający nosem jakieś białe gówno. Stałam jak sparaliżowana w progu wejścia. Czułam zarówno złość, smutek jak i rozczarowanie.

- Co to ma znaczyć? - podeszłam bliżej. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi - Powiesz mi łaskawie co ty kurwa robisz?!

- Ślepa jesteś? Musiałem odreagować.

- Ty jesteś nienormalny! Zarywasz nocki, zamykasz się w kiblu i ćpasz!

- Yhm, interesujące. Możesz już łaskawie hm... Wypierdalać?! - wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo.

- Nie, nie mogę Mac! Od paru tygodni próbuję ci pomóc, a ty co? Uchachany, bo udało ci się zataić, że bierzesz te gówna. - wydarłam się. Poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu - Zapomniałeś już co wtedy, na kolacji obiecałeś?! Miałeś zapisać się na terapię, ale nie, bo po co. Lepiej zaćpać się na śmierć - wycedziłam przez zęby łamiącym się głosem.

- Dobra już, nie drzyj się tak - wstał i gdyby nigdy nic próbował mnie przytulić.

- Nie Mac! Skończyło się! -odepchnęłam go.

Chwyciłam za jeden z woreczków z resztką narkotyków i za jednym zamachem wrzuciłam go do muszli spłukując wodę.

- Ty jesteś pojebana! Pożałujesz tego szmato - przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

Pierwszy raz widziałam go w takim szale. Momentalnie ogarnął mnie strach. Głośno przełknęłam ślinę. Uważnie śledziłam wzrokiem jego czyny. Zacisnął dłonie w pięść. Mierzył mnie wzrokiem, aż zatrzymał się na oczach. Widziałam w jego spojrzeniu tyle gniewu, nienawiści. Momentalnie znalazł się obok mnie. Chwycił za nadgarstek, po czym mocno go ścisnął.

- Puść mnie! Jesteś chory, pomocy!

- Zamkniesz się w końcu?!

Próbowałam się szarpać, ale na marne. Oczywiste jest, że 55. kilogramowa kobieta nie ma szans wyrwać się z sideł dorosłego faceta. Poczułam przeszywający ból, kiedy wykręcił mi nadgarstek. Syknęłam, a po policzku zaczęły ściekać pojedyncze, słone kropelki. Drugą ręką zaczął we mnie wymierzać. W tej chwili całe moje zaufanie do niego legło w gruzach. Nigdy nie posunął się do przemocy. Były chwile lepsze i gorsze, ale nie sądziłam, że jest w stanie zrobić mi krzywdę. Byłam już gotowa na wszystko.

*****

- Panie Jackson, jesteśmy na miejscu - powiadomił mnie szofer patrząc w lusterko.

- Bill, ile razy mam ci powtarzać, abyś mówił do mnie po imieniu. Czuję się staro kiedy zwracasz się do mnie na "pan".

- Dobrze pan... Michael - zająkał się.

- Od razu lepiej - wyszczerzyłem się.

Wyszedłem z pojazdu i pognałem w stronę domu mojej towarzyszki. Oczywiście nie obeszło się bez zasypywania pytaniami od jej goryli. Po pewnym czasie wreszcie dali mi dostęp do drzwi. Nacisnąłem dzwonek. Czekałem cierpliwie, ale nie dostałem odpowiedzi. Ponowiłem próbę. Nic. To samo. Bardzo zaniepokoiły mnie krzyki dochodzące z wewnątrz. Lekko przejęty, przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę. Gdy usłyszałem stłumiony głos Ariany, coś skłoniło mnie do wejścia. Wszedłem do środka, o dziwo drzwi były otwarte. Skierowałem się szybkim krokiem w stronę odgłosów. Przyspieszyłem tempa. Nagle moim oczom ukazał się ten sukinsyn Mac i Ari. Coś we mnie pękło. Miałem nadzieję, że ten gnojek nie zrobił jej krzywdy. Podbiegłem do nich.

- Zostaw ją! - krzyknąłem. Po tych słowach odwrócił się i obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem.

- Tam masz drzwi, a teraz wypieprzaj - wskazał palcem w stronę korytarza.

Ignorując jego słowa podszedłem do niego i odciągnąłem od Ariany. Ta od razu wtuliła się w mój tors wylewając morze łez we flanelową koszulę, objąłem ją ramieniem. Mac próbował się szarpać, ale na marne.

- Nie zasługujesz na nią - rzuciłem ostatecznie w jego stronę.

- Gówno widziałeś, gówno wiesz.

Pognaliśmy do mojej limuzyny. Słyszałem z tyłu ciąg przekleństw pochodzących ust Maca.
Cały czas głaskałam Ari po włosach uspakajając. Gdy poczułem, że dochodzi do siebie, oderwałem się od niej i zapytałem:

- Skrzywdził cię? - pokiwała przecząco głową.

- Powiedz prawdę. Sam widziałem do czego on zmierzał...

- Nic mi nie zrobił - pociągnęła nosem.

- Yhm - nie wierzyłem jej, ale nie chciałem ciągnąć ją za język - Powiedz mi jedno. Dlaczego z nim jesteś?  - chwyciłem ją za podbródek i zmusiłem, aby spojrzała mi w oczy. 

- To jest jakiś wywiad? - wyrwała mi się i uciekła wzrokiem.

- Po prostu nie potrafię tego zrozumieć.

- I raczej nigdy nie zrozumiesz.

- A ty nie zrozumiesz, że on nie jest ciebie wart. Ile będziesz jeszcze siedzieć z tym ćpunem i pozwalać by się na tobie wyżywał?

- To była moja wina Michael, sprowokowałam go.

- I to był powód, aby cię bić?

- Wiem że nie jest idealny, ale zrozum, że go kocham i nie mam zamiaru się z nim rozstać - odsunęła się i zajęła miejsce na przeciwko mnie. Prychnąłem w odpowiedzi, a wzrok wtopiłem w okno.

Jak można dać się tak manipulować?
To pytanie chodziło mi po głowie przez resztę drogi.
Po średnio udanej próbie postanowiłem zaprosić Arianę na spacer po Neverlandzie. Dobrze wiedziałem jak to miejsce działa kojąco i uspokaja, co w tamtej chwili było niezbędne. Obaj byliśmy spięci po porannej sytuacji. Nie mogliśmy się skupić, a wszystkie podejścia do tańca kończyły się potknięciem albo upadkiem.

- Wracając do tamtej sytuacji. Na przyszłość radziłbym zamykać drzwi na klucz - wyszczerzyłem się - Wiesz, ja to ja, ale co jakby to był jakiś gwałciciel. Chociaż, wróć. Masz już takiego jednego w domu.

- Przestań być złośliwy. Musiałam zapomnieć. Poza tym ochrona sprawdza ludzi, którzy chcą wejść na mój teren.

- Poradziłbym im, aby bardziej uważali na to co się dzieje wewnątrz niż na zewnątrz.

- Możesz już z tym przestać? To zdarzyło się pierwszy raz.

- I zapewne zdarzy się drugi, trzeci... Wiem, że to nie moja sprawa, ale od kiedy on się tak zachowuje? W sensie wiesz... bierze te świństwa.

- Masz racje to nie twoja sprawa, to pytanie mogłabym skierować do ciebie.

- Do mnie? Ja nie biorę narkotyków. Uważam, że to głupota.

- Ale bierzesz coś o podobnym działaniu, o ile nie gorszym. Nie jestem ślepa Mike. To widać kiedy jesteś pod wpływem, nie wspominając już o mediach. To irytuje kiedy przychodzisz na próby i ledwo trzymasz się na nogach. Mówisz jedno, a robisz drugie.

- Teraz ty nic nie rozumiesz - westchnąłem.

- Coś za coś. Jak przestaniesz brać te gówna albo przynamniej nie przy mnie, ja powiem ci o co chodzi z Mac'iem. Zgoda?

- Niech ci będzie... - wiedziałem, że nie wywiążę się z umowy.

- Zazdroszczę ci tego miejsca. Jest cudowne - zmieniła temat rozglądając się dookoła.

- Wiem - zaśmiałem się.

- Jaki skromny - poszła w moje ślady.

- To jeszcze nic. Chodź za mną!

Pociągnąłem ją za rękę i skierowałem się w stronę altanki stojącej na podnóżach gór. Świetnie było widać z niej zachód słońca, który się do nas zbliżał.
Szedłem za nią uważając, aby się nie potknąć o jakieś korzenie czy coś w tym stylu. Kiedy było widać już piękny, wyczekiwany widok, usłyszałem krzyk i poczułem, że upadam pod czyimś ciężarem. Domyśliłem się, że Ari się potknęła i po prostu na mnie upadła, ale wyglądało to dla mnie jak scena z filmu. Mierzyłem ją wzrokiem, aż nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałem się w jej czekoladowe wejrzenie. Czułem, że chciała się podnieść, dlatego objąłem ją w talii i jeszcze bardziej do siebie przyciągnąłem. Oblizałem usta, po czym przygryzłem dolną wargę. Widziałem jak spuszcza wzrok na moje usta. Mój oddech przyspieszył. Miałem cholerną ochotę ją pocałować. Zacząłem się do niej przybliżać, bacznie obserwując jej reakcję. Przymknęła oczy i lekko uchyliła usta. To dało mi zielone światło...

*****

Elo Elo Elo Elo!!😂😂
Tak wiem jestę polsatę😏❤️😘
Dziękuję wytrwałym, którzy go czytają😂😘
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu, wiem, że nie jest idealny, jest sporo błędów, ale mi się w miarę podoba😏
Dużo się działo. Pisać co sądzicie o całej sprawie odnośnie Maca, i o scenie końcowej😏
Jeżeli macie jakieś sugestie, czy coś wam nie pasuję to piszcie śmiało, chętnie poczytam.

Gwiazdka i komentarz motywują❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top