Rozdział 5

   Odłożyłem słuchawkę. Obawiałem się, że nie chodzi o zdrowie jej mamy, jednak wierzyłem w prawdziwość tego. Nie chciałem, aby mnie okłamywała. Jestem tego świadomy, że może posunąłem się za daleko. Lecz również jestem świadomy siebie. Jestem dżentelmenem. Nie wypadało przyjść z pustymi rękoma do kobiety. Niestety chyba źle to odebrała. Cóż, najwyraźniej samotność jest mi przeznaczona. Stałem wpatrując się w gwieździste niebo za oknem. Zawsze w nocy wszystkie wyrzuty sumienia, ataki paniki czy bezsensowne przemyślenia dają się we znaki. W końcu udało mi się wyrwać z transu.
Usiłowałem zasnąć od dobrej godziny, ale myśli nie dawały mi spokoju. Czułem jak kropelki potu spływają po mnie od nieudolnej próby zaśnięcia. Pieprzona psychika. Zarówno zmęczony jak i wściekły na siebie, udałem się do dobrze znanego mi pomieszczenia. Otworzyłem szafkę, nie patrząc na opakowania, zażyłem pare tabletek. Wróciwszy do łóżka, od razu odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Pare dni później odwiedziła mnie Janet. Jak zawsze uśmiechnięta i pełna życia.


- No siemka Piotrusiu! - wpadła do pokoju z impetem. Rozebrała się, po czym rzuciła mi się na szyje, mocno przytulając.

- Janet, udusisz mnie - śmiałem się. Nie wiem skąd miała tyle siły, ale naprawdę miałem wrażenie, że za chwile moje wnętrzności ujrzą świat.

- Nie moja wina, że nie odzywasz się tygodniami - pokiwała mi palcem, jak babcia niegrzecznemu wnuczkowi.

- Przepraszam, byłem zajęty pracą.

- Pracą? A nad czym pracujesz? Nowa płytka? Kiedy ją usłyszę? - zasypywała mnie pytaniami, rozsiadając się na skórzanej kanapie.

- Nie do końca płyta...- spuściłem wzrok. Uśmiechnąłem się i przygryzłem wargę na myśl o przyszłym występie. Zająłem miejsce tuż koło niej.

- Jak to?! - prawie zakrztusiła się powietrzem.

- Mamy zamiar wystąpić w duecie, dać jeden koncert, który napędzi trochę sprzedaż Dangerous.

- Mamy? - spojrzała pytającym wzrokiem. No tak przecież ona nic nie wie o Arianie - Michael gadasz od rzeczy, może mi wyjaśnisz, o co chodzi?

- Cóż, jak już wiesz, przez Chandlerów, przerwanie trasy jestem w finansowej dupie. Postanowiliśmy, ja z Frankiem, że zorganizujemy jeden koncert w duecie z Arianą Grande, wiesz ta od tego albumu. Byłem trochę zajęty, dlatego nie dzwoniłem.

- Michael naprawdę?! Czyli baby ci brakowało - zaśmiała się słodko i wyściskała moje policzki - W rumieńcach ci do twarzy. Lubisz ją przyznaj się!

- Janet przestań. Ari ma chłopaka, z którym jest szczęśliwa - na jego myśl uśmiech zszedł mi z twarzy.

- Michael, czyli ona ci się podoba? - zapytała Janet.

- Napijesz się czegoś? - zignorowałem jej pytanie.

- Michael, chłopie odpowiedz mi.

- Może głodna jesteś? - wstałem z zamiarem pójścia do kuchni, ale pewna osóbka zatarasowała mi drogę.

- Ja pierwsza zadałam pytanie, nie zmieniaj tematu!

- Nie wiem po kim jesteś taka upierdliwa. Lubie ją, ale nie mogę stwierdzić, że mi się podoba. Nie znam jej wystarczająco dobrze.

- Ja już widzę co się święci, nie okłamuj siebie - tyknęła mnie palcem w brzuch - Chcę ci tylko powiedzieć, że chcę być świadkiem jak będziesz się hajtać. A teraz idź zrobić popcorn, ja wybiorę film - puściła mi oczko i skocznym krokiem udała się do szafki z kasetami.

   Kiedy przyszedłem z miską popcornu, Janet już siedziała zniecierpliwiona. Wybrała gwiezdne wojny, oboje bardzo lubiliśmy tę serię. Zawsze mieliśmy podobne gusta. Zarówno w filmach jak i muzyce. W połowie filmu zorientowałem się, że usnęła. Wyglądała tak uroczo na moim ramieniu. Większość zarzuciło by mi, że jestem zwyrodniałą świnią i okropnym bratem, ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Położyłem ją ostrożnie na kanapie, uważając aby się nie obudziła. Szybko poszedłem po jeden z pistoletów. Napełniłem go lodowatą wodą i pognałem w stronę pokoju, w którym spała Jan. Zbliżyłem się, po czym wycelowałem pistoletem na jej twarz i oblałem ją wodą. Od razu się obudziła.

- Michael ty idioto! Zabije cię! - krzyknęła. Zerwała się na równe nogi. Postanowiłem nie narażać zdrowia i zacząłem uciekać. Oczywiście Janet goniła mnie po całym domu - Bój się!

   Przez resztę wieczoru głównie żartowaliśmy i śmialiśmy się z innych. Kiedy zrobiło się późno, postanowiłem, że odwiozę Jan, ponieważ przywiózł ją mój szofer.
Kiedy wracałem późnym wieczorem do Neverland, zobaczyłem coś czego nie spodziewałbym się. Zauważyłem Maca wraz z Arianą całujących, a właściwie obściskujących się pod jednym z drzew w parku. Poczułem lekkie ukucie.

Wyglądali na szczęśliwych, jednak coś mi tu nie pasowało. Zmarszczyłem brwi. Przecież miała zajmować się chorą matką. Postanowiłem to wyjaśnić.

*****

Tamtego dnia Mac zrobił mi niespodziankę, dzięki której wynagrodził mi ostatnio stracone chwile. Przygotował iście romantyczną kolację. Bez ochroniarzy, szoferów i innych zbędnych ludzi, tylko we dwoje. Pierwszy raz od dawna poczułam to, czego tak bardzo mi brakowało - świadomość tego, że jest się przez kogoś kochanym. Czułam się jak prawdziwa księżniczka. Zarówno wieczór jak i noc zapowiadały się cudownie...do pewnego momentu.
Kiedy byliśmy na spacerze w parku, w pewnej chwili zobaczyłam znany mi skądś samochód. W pierwszej chwili zignorowałam go, przecież to tylko samochód. Jednak miałam złe przeczucia. Co jakiś czas spoglądałam w stronę pojazdu, próbując przypomnieć sobie kim jest właściciel. Po jakimś czasie auto zatrzymało się na jednym z miejsc parkingowych. Gdy ujrzałam charakterystyczną burzę loków, wiedziałam, że będą kłopoty. Mac zauważył moje zaniepokojenie i nieobecny wzrok.

- Ej laska ducha widzisz? - zaśmiał się kpiąco.

- Chodźmy stąd lepiej - powiedziałam cicho na jednym oddechu, ciągnąc go za rękę.

- Nie przerywaj nam tej chwili - przyciągnął mnie do siebie i ponownie zatopił w moich ustach.

Chciałam się oderwać, ale było już za późno. Usłyszałam chrząknięcie za plecami Maca. Oderwaliśmy się od siebie od razu. Na to, to już działa, muszę kiedyś poprosić Michaela o nagranie jego chrząkania, może poskutkuje. Spojrzałam na niego zakłopotana. Zmierzył nas swoim przenikliwym wzrokiem. Nastała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał.

- Cześć Ari...Mac - przywitał się jakby nigdy nic. - Możemy porozmawiać? Chciałbym wyjaśnić pare rzeczy - nawet nie dał mi odpowiedzieć.

- Nie widzisz, że jesteśmy zajęci idioto? - rzucił Mac. Atmosfera robiła się gęsta.

- Nie, nie widzę. Wiesz problemy ze wzrokiem i te sprawy... - odpowiedział sarkazmem.

Czułam jak z każdą chwilą rośnie napięcie, nie chciałam, aby Mac robił jakieś sceny.

- Jeszcze jedno słowo... - wypowiedział przez zaciśnięte zęby. Michael zdawał się robić wrażenie zdziwionego zachowaniem mojego towarzysza.

- Mac uspokój się. Za chwilkę wrócę - przerwałam jego plany.

Cmoknęłam go w policzek. Opierał się trochę, jednak z czasem odpuścił. Podreptałam szybko z Michaelem w przeciwną stronę, w kierunku jego auta. Czułam, że będę musiała powiedzieć mu prawdę.

- Chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia, nie sądzisz? - błądził wzrokiem po mojej twarzy. Milczałam, nie wiedząc co odpowiedzieć - Powiesz mi w końcu prawdę? - wypowiedział spokojnym, opanowanym i ciepłym głosem.

- Nie mam wcale chorej mamy... - zaczęłam - Chciałam mieć tylko chwile wolnego dla siebie.

- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? To normalne, zrozumiałbym - wyszczerzył się.

- Ale to nie tak - zmarszczył brwi -Zauważyłam, że od czasu kiedy razem współpracujemy, mam więcej problemów prywatnie. Chcę trochę ograniczyć kontakty. Rozumiesz - starałam się unikać kontaktu wzrokowego. Te słowa sprzeczały się z głosem mego serca, ale stawiam związek wyżej niż znajomość.

- Ale przecież to, co robimy jest niewinne...

- Michael zrozum, nie chcę mieć z tobą prywatny kontaktów, nie chcę się przyjaźnić.

- Ale...

- Nie potrafisz tego do cholery pojąć?! - wykrzyczałam. Wiem, że nie było to może odpowiednie zachowanie, ale chciałam mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą. Podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Były jak szklanki, wtedy zrozumiałam, jak bardzo przesadziłam ze słowami. Zabolało go to - Michael, ja przepraszam. Nie chciałam, aby to tak brzmiało.

- Nic się nie stało, widzimy się jutro, w studio. Pa - powiedział cicho, łamiącym się głosem. Nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać. Zniknął za czarnymi szybami samochodu, który po chwili uciekł mi z pola widzenia.

*****

No hej i jestem😏😏
Nie będę się rozpisywać, bo zabieram się do pisania następnego rozdziałku💜
Ciekawią mnie wasze opinie🤔
Krytyka miłe widziana😏
Komentarze i gwiazdki motywują❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top