Rozdział 24

- To jak? Chętna na zwiedzanie? - wyszczerzyłem się, gdy wszystkie emocje opadły.

Po raz pierwszy od paru miesięcy czułem się naprawdę szczęśliwy. Miałem ochotę skakać, bawić się, krzyczeć! Jakby cały ten los, który do tej pory rzucał mi kłody pod nogi zmienił swój kierunek. Kiedy usłyszałem te dwa wyjątkowe słowa z ust Ariany moje serce dostało palpitacji. Euforia rozeszła się po całym ciele, a ja... Po prostu czułem się spełniony. Być może moje ogromne marzenie o posiadaniu dużej, kochającej się rodziny staje się prawdą. Miałem jedynie nadzieję, że z jej strony nie były to tylko słowa rzucone na wiatr, a prawdziwe okazanie uczuć.

- Myślałam, że już nie spytasz - odpowiedziała mi z pięknym uśmiechem.

Niepewnie chwyciłem ją za dłoń, mierząc wzrokiem każdy centymetr jej ciała; twarz o cudownych lekkich rysach, długie, kasztanowe włosy, delikatną, wręcz jedwabną skórę, te króciutkie lecz smukłe nóżki, które kiedy szliśmy koło siebie, sięgały mi do połowy uda. Naprawdę przepadam za nią. Jest dla mnie cudowna i idealna. Pamiętam, gdy Frank proponował mi najróżniejsze spotkania z pięknymi, światowej klasy modelkami. Teraz wiem, że mój wybór był słuszny. Chciałem poczekać na właściwą osobę i nie być zmuszony łamać serc tym biednym dziewczynom... Bo do tego prędzej czy później by doszło. Teraz znalazłem swój ideał i żadna, nawet najpiękniejsza modelka się z nią nie równa.

Obskoczyliśmy już stoisko z watą cukrową, lodami, popcornem. Miałem wrażenie, że pochłonęliśmy toby jedzenia. Myślałem, że zaraz pęknę. Byliśmy jak dzieci wpuszczone do Disneylandu. Ganialiśmy się z różową watą w ręce, brudziliśmy się pysznymi waniliowymi lodami, wspominając o zabawnych historiach z dzieciństwa.
W końcu spacerując dostrzegłem wielką maszynę. Jak mogłem o niej zapomnieć? Szybko chwyciłem Ariane za nadgarstek i pognałem w stronę oświetlonego diabelskiego młyna.

Zajęliśmy wygodne miejsca, a ja dałem cichy, prawie niezauważalny znak pracownikowi do uruchomienia wielkiego koła. Chwilę później oderwaliśmy się od ziemi i mogliśmy podziwiać Neverland w całej okazałości.

Gdy byliśmy praktycznie na samej górze, obróciłem się w stronę Ariany. Delikatnie zwilżyłem wargi, wpatrując się w jej sarnie, pełne odblasków oczy. Jasne światełka mieniły się w jej brązowych tęczówkach jak w wodzie, która ciągnęła mnie wgłąb dna.
Nie mogłem się powstrzymać, po prostu zbliżyłem się do niej na niebiezpieczną odległość, zaczesałem jej pojedynczy, opadający kosmyk za ucho, po czym nachyliłem się z zamiarem złożenia ciepłego pocałunku... Jednak w ostatniej chwili coś mną drgnęło. Zawahałem się i zrezygnowałem. Jak poparzony odsunąłem się od niej na poprzednią odległość, jakby udając, że nic przed chwilą nie miało miejsca.

Istny paradoks. Gdy nie byliśmy w oficjalnym związku, nie bałem się stawiać kolejnych kroków. Pocałunki, czy jakiekolwiek inne zbliżenia nie sprawiały mi trudności, co może nie do końca było sprawiedliwe wobec Ariany i... Jej ówczesnego związku. Kiedy jednak w końcu udało nam się złamać tę barierę, a bliskość jest wręcz wskazana, ja jakby pod wpływem jakiejś mocy, uciekam. Boję się, że zrobię coś głupiego, nieodpowiedniego, coś, co może się jej nie spodobać, a przez to... Stracę ją. Nie chcę jej do siebie zrazić, ani przestraszyć poprzez zbytnią nachalność. Może to brzmieć absurdalnie, ale taka właśnie jest prawda. Staram się być po prostu ostrożny...

Ariana najwidoczniej dostrzegła moje zawahanie, gdyż charakterystycznie zmarszczyła brewki i lekko przekręciła głową, wbijając we mnie niczym szpilki swoje, oświetlone przez lampki młynu oczy.

- Coś nie tak? - spytała łagodnie.

- Nie... Wszystko okej - mruknąłem spuszczając głowę.

- Na pewno? Nie wyglądasz jak by było wszystko dobrze - ponagliła, tym razem wywierając wzrokiem jeszcze większą dziurę w moim ciele.

Wziąłem głęboki, uspakajający oddech, po czym zebrałem się i zacząłem mówić, co leży mi na sercu.

- Po prostu... Boję się, że cię przez to stracę. Nie chcę popełnić jakiegoś głupstwa, przez które mogłabyś ucierpieć, czy odejść. Nie chcę stracić w twoich ocz...- nie pozwoliła mi dokończyć swojego monologu.

Poczułem jej ciepłe, słodkie wargi, szczelnie przylegające do moich ust. Wcale nie kryłem zaskoczenia, jednak kiedy dotarło do mnie co się dzieję moje szeroko otworzone ze dziwienie oczy, delikatnie przymknęły się jak przez zaklęcie. Chociaż jej pocałunki właśnie tak na mnie działały. Jak czarna magia, zakazany eliksir albo narkotyki. Pragnąłem więcej i więcej.

Nie przerywając pocałunku, ująłem jej twarz w jedną dłoń, delikatnie przesuwając kciukiem po jej lewym policzku. Szatynka zarzuciła ręce na moją szyję i jeszcze bardziej zatonęła w miłosnym tańcu języków, a w moim brzuchu uniosło się tysiące, a może nawet miliony motyli.

Nasze usta łączyły się idealnie w nierozerwalną jedność. Walczyliśmy o dominację, którą prędzej czy później dostałem. Delikatnie skubałem jej dolną wargę, chcąc nieco zahamować i ostudzić atmosferę, która była tak gorąca, że w powietrzu unosiła się para.

Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy posłałem jej wielki, szczery uśmiech. Nadal jednak zostaliśmy w swoich objęciach. Była wtulona w moją klatkę piersiową, mając głową w miejscu mojego serca. Wsłuchiwała się w jego rytm bicia, który przez sytuację sprzed chwili był zdecydowanie szybszy.

Oboje podziwialiśmy widoki z wielkiego diabelskiego młynu. Było pięknie. Właśnie tak, jak sobie to wyobrażałem. Gdzie nie gdzie ścieżki oświetlone białymi lampkami, wielkie zielone trawiaste pole i góry, które dawały wrażenie dosięgających gwieździste niebo. To przeważało w krajobrazie.

- Wiesz co? - zaczęła, lekko podnosząc na mnie wzrok.

- Hm?

- Nie bój się tak wszystkiego. Nie musisz się bać. Nie ma czego. Wiem, że może na pierwszej... Randce to za dużo powiedziane, ale znamy się już długi czas. Nie zamierzam cię zostawić i tego nie zrobię, Mike.

- Ja... Wiem. Po prostu... Nie chcę byś czuła się tak jak przy Mac'u.

- Słuchaj - podniosła się do pozycji siedzącej. - Ty jesteś Michael, nie Mac. Nie porównuj się do niego. Przecież sam niedawno mówiłeś, że nigdy nie zrobiłbyś czegoś takiego jak on, więc dlaczego teraz obawiasz się być takim samym? Poza tym gdyby mi coś nie pasowało, pewnie szybko bym cię o tym powiadomiła - cicho zachichotała po ostatnim zdaniu.

Cały czas siedziałem cicho. Zdałem sobie sprawę z jakie głupoty zaprzątają moją głowę. Ona ma rację. Dopiero teraz do mnie dotarło co wygadywałem. Pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy jakiej otuchy mi w tej chwili dodała.

- Dziękuję - uśmiechnąłem się czując ciepło na sercu. - I przepraszam, nie powinienem gadać takich głupot.

- Już dobrze... - wyszeptała i ponownie wtuliła się we mnie jak w misia.

Gdy nasza przejażdżka dobiegła końca, spojrzałem na zegar postawiony przy wyłożonej kamieniami ścieżce. Pokazywał prawie północ. Szło wywnioskować tak późną godzinę po wysoko położonym, wielkim i białym księżycu. Lecz my nie zwróciliśmy na to szczególnej uwagi. Raczej skupialiśmy się na optyczny efekt, jaki dawało bezchmurne, gwieździste niebo, niż jakie informacje można było z niego odczytać.

W końcu czując znużenie, postanowiliśmy wrócić do głównego budynku posiadłości - domu.
Obaj wpakowaliśmy się do niego niczym spragnione konie do poidła, będąc zmęczeni i spragnieni łóżka.
Weszliśmy po schodach, udając się do sypialni.
Nagle zauważyłem, że Ari obiera inną drogę niż ja, a konkretniej jej starego (w moim mniemaniu) pokoju.

- Gdzie idziesz? - zapytałem.

- No spać, a co myślałeś - wymamrotała.

- Przecież tu jest nasza sypialnia - oznajmiłem, jakby było to najjaśniejszą rzeczą na świecie.

- A... No tak. Myślałam po prostu, że...

- Spokojnie, nic się nie stało. Myślę, że jak jesteśmy razem to możemy dzielić jedną sypialnię - uśmiechnąłem się zachęcająco.

Kobieta nieco się speszyła, bo na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Zniknęła za drzwiami jej pokoju, wyciągając z szuflady i szafki piżamę i najpotrzebniejsze rzeczy, następnie oboje obraliśmy kurs naszej sypialni.
Po kolei odrobiliśmy wieczorną rutynę i wpakowaliśmy się do ciepłego, mięciutkiego łoża. Zgasiłem nocną lampkę, stojącą z prawej strony, która oświetlała praktycznie całe pomieszczenie. Opatuliłem nas kołdrą jak larwy, jakby odgradzając się od jakiegokolwiek dostępu do powietrza bądź jak kto woli, potworów spod łóżka, wyłaniających się w nocy.
Przytuliłem się do jej pleców, obejmując ją ręką w talii. Nawet pewnie nie zdaje sobie prawy z tego, ile na to czekałem. W końcu mogę bez oporów tulić ją i cmokać jej pełne, różowe usta. Powiedzieć słodkie kocham cię i ucałować jej dłonie.

- Nawet nie wiesz ile to w sobie trzymałem - wyszeptałem wprost do jej ucha.

- Co trzymałeś? - odwróciła lekko głowę.

- Moje uczucia. Już podczas wspólnego koncertu wiedziałem, że będzie nas łączyć coś więcej niż tylko przyjaźń - z każdym słowem delikatnie bawiłem się jej włosami, czesząc je niedaleko skroni.

- To dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

- Bałem się odrzucenia... Poza tym byłaś w ciąży z Mac'iem. Byłem tam zbędny. Nie chciałem mącić w waszym życiu.

- Głupi jesteś. Na pewno nie zepsułby nam się kontakt, a tym bardziej nie byłeś nigdy zbędny. Jako jedyny stałeś przy mnie i mnie wspierałeś w tym toksycznym związku... Jestem ci wdzięczna.

- Nie rozmawiajmy już o tym... - przerwałem tą do nikąd prowadząca dyskusję. - Cieszmy się sobą.

Złożyłem pojedynczy pocałunek na jej gładziutkim policzku, po czym zatopiłem twarz we wgłębieniu jej szyi.

- Kocham cię bardzo mocno, wiesz? - wymruczałem.

- Wiem, Applehead - nieco ożywiłem się na to słowo. Nigdy się tak do mnie nie zwracała... Ale podobało mi się to. - Ja ciebie też.

Nie musiałem długo czekać aż jej obecność i zapach jej skóry wysłał mnie do głębokiego, spokojnego snu, którego od tak dawna mi brakowało. Mogłem się śmiało nazwać najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi. Właśnie tego dnia zdobyłem swój skarb.

*****

No hejka! Właśnie stał się cud noworoczny😂
Wzięła mnie wena na pisanie rozdziału do Be mine. Nie wiem jak was przeprosić za nieobecność, jednak myślałam już nad zawieszeniem. 4 miesiące to jednak szlam czasu. Mam nadzieję, że wynagrodziłam wam to chociaż w jakimś stopniu dzisiejszą notką.
Od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Postaram się wyrobić w ciągu dwóch tygodni, ale bardzo proszę o wyrozumiałość ze względu na szkołę i brak czasu❤️
Przepraszam też za jakiekolwiek błędy, ale wyszłam już z wprawy pisania rozdziałów do Be Mine😂💁🏻‍♀️
Piszcie koniecznie co sądzicie😘
Tak btw jak tam święta i sylwester?

Komentarze i gwiazdki motywują❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top