Rozdział 2

Nie do końca wiedziałam co o tym myśleć. Chciałam dać koncert w duecie, ale Boże proszę nie z nim. Z moich przemyśleń wyrwał mnie Mac.

- Cześć kochanie - powiedział przybliżając się.

- Witaj - cmoknęłam go na przywitanie. - Co dziś robimy? - uśmiechnęłam się dwuznacznie.

- A na co masz ochotę? - zabawnie poruszył brwiami.

- Dziś zostaje ci ręczny - rzuciłam eliminując jego zacne plany.

- Żartujesz prawda?

- A czy ja wyglądam jak Charlie Chaplin? Mam ważniejsze sprawy niż igraszki z takim napaleńcem jak ty.

- Grabisz sobie mała - wycedził przez zęby po czym się zaśmiał.

- Hahaha jakbyś ty był duży. W szpilkach cie skrzacie przerastam.

- Haha dobra do rzeczy...wyglądasz na strapioną czymś. Coś się stało?

Po jego słowach opadłam na sofę i cicho westchnęłam. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony. Był zazdrosny o wszystko. Nawet moją przyjaciółkę...byłą przyjaciółkę. Czasami miałam ochotę go za to udusić, ale za bardzo go kocham. Nie okłamując go powiedziałam prawdę.

- Michael Jackson zaproponował mi duet - spuściłam wzrok.

- Ten lalusiek co za jajeczka się łapie? - zaczął parodiować znane ruchy taneczne z Billie jean.

- Tak dokładnie - zaśmiałam się.

- Chyba nie masz zamiaru się zgodzić - jego ton spoważniał, a z twarzy nie dało się odczytać żadnych uczuć.

Westchnęłam.

- I właśnie tu jest problem. Nie ukrywajmy tego, jest popularny, a chodzi tu o pieniądze. Nie będę przez całe życie żyć na jednym albumie, zrozum. W końcu mi też się środki skończą.

Mac usiadł koło mnie łapiąc mnie za rękę.

- Wiesz, że martwię się o ciebie, nie chcę cie stracić, ufam ci, więc z trudem, ale ci na to pozwalam.

- Tyle, że ja ci to oznajmiłam - powiedziałam śmiejąc się. - Dziękuję.

Cmoknęłam go i poszłam do swojego pokoju zadzwonić do pana Dżeksona. Ledwo co przechodziło mi to przez gardło. Wzięłam słuchawkę do ręki i wybrałam numer. Pierwszy sygnał...Drugi sygnał...Trzeci sygnał...Czwarty...

- Halo? - usłyszałam głos w słuchawce

- Dzień dobry tu Ariana Grande ja w sprawie tego du...

- A tak pamiętam. Czyli idziesz na moją propozycję rozumiem?

- Myślę, że to dobry pomysł.

- Okej, może masz czas byś przyjechała do mojego studia ślicznotko? Wiesz uzgodnić plany itp.

- Uważaj na słowa głupolu - skarciłam go.

- Dla ciebie panie głupolu - zaśmiał się

- Haha bardzo śmieszne - rzuciłam sarkazmem. - Podaj adres tego studio, mam dzisiaj czas, mogę wpaść.

Chwyciłam za kartkę i długopis. Kiedy ujawnił mi adres i uzgodniliśmy godzinę, rozłączyłam się i poszłam się szykować. Powędrowałam do garderoby, z której wyjęłam pare sukienek i szpilek. Przymierzywszy wszystko postawiłam na czarną, krótką sukienkę i oczywiście szpilki, przy moim wzroście były wręcz niezbędne. (😏)

Schodząc na dół usłyszałam głos mojego chłopaka.

- Nie zjesz nic? Przygotowałem lunch - podszedł i zbliżył się do mnie od tyłu na taką odległość, że czułam jego oddech na karku.

- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna Mac - rzuciłam w odpowiedzi po czym cmoknęłam go lekko w usta.

- Mogę wiedzieć przynajmniej gdzie się wybierasz? - na to pytanie spuściłam wzrok.

- Emm, do studia...muszę załatwić pare spraw związanych z promocją płyty. Wiesz o co chodzi.

- Cóś ci nie wierzę - podniósł mój podbródek tak, że byłam zmuszona spojrzeć w jego tęczówki. - Powiedz mi prawdę.

- Daj mi spokój, mówię ci prawdę. Jesteś zbyt nadopiekuńczy - wyrwałam się z jego objęć. Już chciałam udać się w stronę wyjścia, ale poczułam lekki ból na moim nadgarstku. - Zostaw mnie! - krzyknęłam zirytowana już jego zachowaniem.

- Ariano. Nie puszczę cię dopóki nie powiesz mi prawdy. Wiem dobrze kiedy kłamiesz. - Czułam jego przenikliwy wzrok wędrujący po mojej osobie.

- Zostaw mnie proszę, nie chcę się kłócić - odpowiedziałam po czym odepchnęłam go lekko czując jak zdenerwowanie w nim wzrasta.

Nie zwracając uwagi na niego wyszłam zamykając drzwi, następnie pośpiesznym krokiem wiedząc, że nie przyjadę na czas, udałam się w stronę mojego samochodu. Nie chciałam robić zamieszania wokół mojej osoby, więc postanowiłam pojechać sama. Bez ochroniarzy, szofera czy Maca. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie zwróci na mnie szczególnej uwagi. Błyskawicznie wsiadłam do pojazdu i przekręciłam kluczyki. Jechałam w stronę adresu zamieszczonego na kartce, wsłuchując się w muzykę lecącą w radio. Zamyślona, a zarazem skupiona na jeździe pogrążałam się w myślach sytuacją sprzed chwili. Nie chciałam go okłamywać. Nie wiem co mnie do tego skłoniło. Może chęć uniknięcia wyrzutów zazdrości z jego strony. Może po prostu nie chciałam go martwić czy zawracać głowy niepotrzebnymi rzeczami. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk klaksonu.

- Cholera! - krzyknęłam - przestań trąbić debilu!

Spostrzegając zielone światło ruszyłam prawie z piskiem opon. Po kilkunastu minutach dojeżdżałam już do miejsca spotkania. Rozglądałam się po okolicy, gdy nagle ujrzałam potężną budowlę. To pewnie o ten budynek mu chodziło. Krążyłam wokół niego z dobre kilka minut szukając miejsca parkingowego. Zaparkowawszy w końcu udałam się w stronę wejścia.

*****

Siedziałem na fotelu w budynku, gdzie znajduje się studio, wpatrując się w tykający zegar. Z każdą następną minutą traciłem nadzieję, że owa piszczałka się pojawi. Nie ukrywam miała w sobie wdzięk, kobiecość była przepełniona seksapilem. Zacząłem wyobrażać sobie nieprzyzwoite sceny. Boże o czym ty myślisz Jackson. Ogarnij się chłopie. Skarciłem się w myślach. Odkąd zobaczyłem ją na żywo, cały czas chodzi mi po głowie. Ta kobieta nie daje mi żyć. Tłumaczyłem sobie: kariera najważniejsza. Póki co starałem się trzymać swojej "zasady".
Nagle zauważyłem drzwi uchylające się od wejścia do studio, w którym byłem. W progu zauważyłem znaną mi z widzenia kobietę, która właśnie przerwała moje filozofowanie. Zerwałem się z miejsca, by przywitać szatynkę.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz - podszedłem do niej z uśmiechem po czym się przywitałem.

- Haha nie wierzysz we mnie? - odwzajemniła uśmiech. - Dobra do rzeczy, masz jakiś pomysł?

- Hmm...Quincy doradził mi I just can't stop loving you z Bad, co ty na to?

- Emm sama nie wiem - spuściła wzrok. - Mac...

- Chłopak? Rozumiem... - przerwałem jej znając dalszą część zdania.

- Ale myślę, że się raczej nie obrazi. Powinien to zrozumieć - wyszczerzyła się wpatrując się we mnie.

- Cieszy mnie to - zaśmiałem się. - Nie musimy decydować się na tą piosenkę jeżeli nie chcesz, jednak myślę, że to będzie najlepszy wybór.

- Nie, jest okej. To chyba jedyna twoja piosenka, która tonalnie do mnie pasuje - parsknęliśmy śmiechem.

Podniosłem wzrok, by dokładniej się jej przyjrzeć. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Oblizałem wargę, po czym lekko ją przygryzając posłałem jej zadziorny uśmiech. Nastała niezręczna cisza. Nie chcąc dalej jej ciągnąc postanowiłem ją brutalnie przerwać.

- Może pójdziemy obmówić plany?

- Nie mam nic przeciwko.

- Panie przodem - puściłem jej oczko, pokazując kierunek, którym miała się kierować.

- Jaki dżentelmen - zachichotała.

   Będąc już w studio zaczęliśmy omawiać plany występu. Wybraliśmy stroje, czas i miejsce koncertu. Po około dwóch godzinach przeszliśmy do wokalu. Dałem jej kartkę z tekstem i wykonaliśmy próbną wersje piosenki. Nasze głosy idealnie się ze sobą łączyły. Były jak dwa półkola łączące się w jedność. Nagle do pomieszczenia wparował Quincy.

- Co tam robicie dzieciaki? Mieliście mnie powiadomić jak będziecie w studio - zarechotał. - Pokażecie co zrobiliście?

- Podejdź to ci wszystko objaśnimy - zaśmialiśmy się. - Spokojnie Quincy tu nie ma kanibali...chyba - spojrzałem podejrzliwie na Arianę.

- Wiesz Jackson...właściwie po części to racja...od dawna mam skłonności do ludzkiego mięsa. - Na te słowa zmieszałem się, na moje szczęście po chwili wybuchnęła śmiechem - Jestem wegetarianką durniu! - uderzyła mnie lekko w bok.

- Widzę, że coś się święci. Jest chemia. To dobrze, scenie to sprzyja - puścił nam oczko.

- Quincy... - skarciłem go wzrokiem.

- No co? Prawdę mówię. Dobra lepiej mi już wszystko objaśnijcie bo za chwile tu zasnę.

- Dobra więc koncert chcemy zorganizować gdzieś za około 2-3 miesiące na Luisianie Superdome. Zamierzamy najpierw wykonać własne utwory a na koniec tak jak zasugerowałeś I just can't stop loving you w duecie. Stylizacje mamy już w głowie, ale myślę, że na to jest jeszcze sporo czasu. Co ty na to?

- No to nieźle. Tylko pytanie czy trzy miesiące wam wystarczą? Z tego co wiem na stadionie nie ma wtedy jakiś ważniejszych meczy, więc nie powinno być problemu.

- Ćwiczyliśmy dzisiaj. Dwa miesiące w zupełności nam wystarczą - wyszczerzyłem się niepewnie do szatynki, która wyglądała na chodzącą z głową w chmurach. - Hej Panno Grande - machnąłem zabawnie ręką przed jej oczami.

- Aa tak w zupełności wystarczą. Dobrze nam się współpracuje. Przepraszam, ale jestem lekko zmęczona - ziewnęła, a Jones spojrzał na zegar.

- Nie dziwię ci się, dochodzi 24. Radziłbym wam zbierać swoje cztery  litery, bo przed nami dwa miesiące prób. - rzucił, następnie żegnając się wyszedł.

- Odwieźć cię? - spytałem przenosząc wzrok na kobietę.

- Jak? Jestem przecież swoim samochodem.

- Jesteś zmęczona...

- Dam sobie radę.

- Na pewno?

- Tak. Będę się już zmywać.

  Spojrzałem jej głęboko w oczy, po czym na pożegnanie niepewnie przytuliłem. O dziwo nie opierała się temu. Widząc jak odjeżdża. Poszedłem do toalety. Po załatwieniu rutyny, przemyłem twarz wodą. Podniosłem wzrok, spojrzałem na swoje lustrzane odbicie. Wpatrywałem się w nie dobre kilkanaście sekund. Po chwili i mnie zaczęło dopadać zmęczenie. Szybkim krokiem wyszedłem z budynku i udałem się w stronę mojego pojazdu. Wsiadłszy, przekręciłem kluczyki i zacząłem dążyć do dobrze znanego mi miejsca. Gdy tylko dojechałem do Neverlandu, znużony poszedłem do mojej sypialni. Nawet nie rozbierając się, opadłem na łóżko, praktycznie od razu pogrążając się w krainie snów.

*****

Witam ponownie! Z góry chciałabym przeprosić was za wszystkie błędy, które wypatrzycie w tym rozdziale, piszę go wykończona dniem.😂😂 rozdziały będą się pojawiać co tydzień z powodu podwojenia się nauki.😂 Zdaję sobie sprawę, że narazie wychodzą takie zapychacze, jednak niedługo kiedy akcja się rozkręci trochę się rozpisze😂😂Pozdrawiam wszystkich co przeczytali tą męczarnie💗❤️😘😂
Komentarze i Gwiazdki motywują❤️😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top