Rozdział 15
Droga Arianko!
Na wstępie chciałabym cię ucałować z całego serca. Bardzo za tobą tęsknię. Naprawdę, kocham cię i chcę się spotkać. Popełniłam wiele błędów, za które cholernie żałuję. Mam nadzieję, że mi je wybaczyłaś.
Dobra, koniec tego dobrego. Jeżeli naprawdę myślałaś, że napisałam to szczerze, to jesteś głupsza niż myślałam. Zniszczyłaś mi życie, to ja powinnam być na twoim miejscu. Nie zasługujesz na Miller'a. Nie dość, że chuda jak szkapa, ryj jakby ci ktoś łopatą przyłożył, to do tego jeszcze mózg jak u kury. Ostrzegam cię, lepiej odczep się od niego. Już nie pozbędziesz się mnie tak łatwo jak wtedy, już jestem wolna.
Liczę, że weźmiesz to sobie do serca i postąpisz tak jak ci napisałam. Pozdrawiam cieplutko i żegnam ozięble. Buźka!
M.M
Po przeczytaniu listu byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam myśleć o całym zajściu. W pierwszej chwili pomyślałam o jakiejś fance, ale kiedy przeczytałam drugą cześć coś we mnie pękło. Moje oczy przemieniły się w szklanki, a przed nimi minęło mi wspomnienie sprzed paru lat. Przez myśl przeszła mi niegdyś bardzo bliska osoba, ale odsuwałam od siebie ten fakt. Nie chciałam płakać nad tą kartką jak kot nad rozlanym mlekiem, więc za jednym zamachem zgniotłam papier w kulkę i wyrzuciłam do kosza. Głośno westchnęłam, wycierając pojedynczą, uwolnioną łzę, spływającą po moim rozgrzanym policzku. Mimo wszystko wolałam się w to nie zagłębiać i zignorowałam sytuację.
Nie musiałam długo czekać, usłyszałam czyjeś kroki. Gdy podniosłam wzrok ujrzałam sylwetkę mojego chłopaka. Nadal nie byliśmy pogodzeni, ale nie widziałam sensu odwracać kota ogonem i obrażać się w nieskończoność. On najwyraźniej miał podobne odczucia co ja, bo praktycznie od razu, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, postanowił wysłać w moją stronę pytanie:
- Coś nie tak?
- Nie, wszystko gra - nerwowo rzuciłam w odpowiedzi.
Przełknęłam nerwowo ślinę, co sprawiło, że mężczyzna zbliżył się w moją stronę.
- Dziwnie wyglądasz... Chyba bachor ci nie służy - na te słowa posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Z chęcią bym się z tobą zamieniła - wycedziłam przez zęby, mrużąc oczy.
- Żartuję! Już się tak nie obrażaj.
- Zobaczysz co będzie za pare miesięcy, jeszcze brzuszka nie widać, a ty już narzekasz.
- Ej, żartowałem!
- Przestań, jestem zmęczona - warknęłam podirytowana.
Skierowałam się do jednej z łazienek. Zmęczona dniem, wypełniłam wannę wodą. Po paru sekundach zanurzyłam się w pięknie pachnącej cieczy z dużą warstwą białej piany. Przymknęła oczy i oddałam się chwili. Westchnęłam napawając się zapachem płynu do kąpieli. W końcu mogłam się rozluźnić. Przyjechałam dłońmi po brzuszku, mimowolnie na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Pare dni wcześniej myślałam poważnie i aborcji. Jednak mój pogląd zmienił się diametralnie w ciągu kilku dni. Nie dopuszczałam do siebie takiej opcji. "Urodzę i wychowam je z Mac'iem czy bez niego. To moje dziecko i zawsze będę je kochać" - myślałam. Przede mną stało ciężkich dziewięć miesięcy. Wizyty u ginekologów, dieta, ćwiczenia, w pewnym stopniu zrezygnowanie z kariery, mimo wszystko wiedziałam, że wytrzymam.
Po około godzinie opuściłam pomieszczenie. Zmęczona udałam się do najbardziej pożądanego wtedy przeze mnie pokoju - sypialni. Padłam wykończona na łóżko, po czym praktycznie od razu dopadł mnie sen.
Cały tydzień był raczej spokojny. Wspólnie wybraliśmy się na pierwszą wizytę w tym wyjątkowym stanie do ginekologa. Z każdym dniem, nieubłaganie zbliżał się wieczór u Madonny. Może to się wydawać dziwne i niepokojące, ale nie zdradziłam jeszcze nic Mac'owi. Wolałam oszczędzić nam nerwów. Szykowałam się na umówioną godzinę. Wszystko szło po mojej myśli... Do czasu. Odwieczny problem kobiet - zamek w sukience. Siłowałam się z nim dłuższy czas. Na wszystkie sposoby: na oślep, w lustrze, po omacku. Jednak moje ręce okazały się za krótkie. Nie miałam wyboru, musiała wezwać pomoc.
- Kochanie? - zawołałam.
- Nie lubię jak tak na mnie mówisz, co chcesz? - odpowiedział oschle, na co wywróciłam oczami.
- Mógłbyś podejść na chwilkę? - zapytałam miłym, łagodnym tonem.
- Czekaj, czytam gazetę.
- To nie zajmie długo, proszę!
Wypuścił ze świtem powietrze ustami, po czym skierował się do źródła odgłosów - łazienki.
- Pomógłbyś zapiąć sukienkę? - zapytałam, po czym wskazałam palcem na zamek.
- Tylko po to mnie wołałaś? - było to raczej pytanie retoryczne.
Spełnił moją prośbę. Już po chwili poczułam jak materiał zaciska się, dokładnie przylegając do mojej skóry.
- Gdzie ty się w ogóle wybierasz, hm?
- Zapomniałam ci powiedzieć... Wybieram się na urodziny Madonny.
- Yhym. Dopiero teraz mi to mówisz? Cudownie - rzucił z ironią w głosie.
- Przez tą ciąże, ginekologa wypadło mi to z głowy.
Moją wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. Dobrze wiedziałam kto jest odpowiedzialny za hałas.
- A teraz przepraszam, ale się spieszę. Przesuń się.
Próbowałam go wyminąć, ale na próżno. Zasłonił swoim ciałem wyjście, uniemożliwiając tym samym opuszczenie toalety.
- Nie wspominałaś, że z kimś idziesz.
- Nie ma takiej potrzeby, abyś musiał o tym wiedzieć.
Lekko go odepchnęłam i na tyle szybko, ile pozwoliły mi wysokie buty, przemierzyłam korytarz, schody, aż dotarłam do wielkich, ciemno - brązowych drzwi. Śmiało przekręciłam zamek w drzwiach, po czym energicznie je otworzyłam. Od razu moje nozdrza wypełniła piękna woń perfum Michael'a, ale bardziej onieśmieliłyby mnie jego wygląd. Odziany był w czarny, garnitur, pod którym kryła się czerwona, jedwabna koszula i krawat w kolorze garnituru. Jego nogi stroiły standardowo ciemne mokasyny. Oczywiście nie mogło zabraknąć charakterystycznych białych skarpetek i przykrótkich spodni. Byłam pod niemałym wrażeniem. Jednak wyglądało na to, że nie tylko mnie zaskoczył, oczywiście w pozytywnym znaczeniu, jego wygląd. Zmierzył mnie wzrokiem z dołu do góry, zatrzymując swe sarnie, czarne niczym węgiel, podkreślone kredką oczy na mojej buzi. Pojedyncze kosmyki swobodnie opadały na jego niewinnie wyglądającą twarz, a biały, nieskazitelny uśmiech dopełniał całą charakteryzację.
- P... Pięknie wyglądasz - zająkał się, nie odrywając ode mnie wzroku.
Spuściłam zawstydzona spojrzenie, czułam jak moje policzki płoną w rumieńcach. Przeniosłam spojrzenie znów na jego ciemne tęczówki.
- Dziękuję, ty również - odpowiedziałam, jednak jego wzrok powędrował gdzieś w dal, za moje ramię, co zbiło mnie z tropu - Coś się stało? - zapytałam, ale nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, gdyż do moich uszu doszło głośne chrząknięcie.
W mgnieniu oka odwróciłam się o 180 stopni. Zastałam nikogo innego jak Mac'a. Stał na podnóżach schodów, oparty o ścianę, z zazdrością wymalowaną na twarzy.
- Nie wiedziałem, że ten pedał tu przyjdzie - wycedził przez zęby Mac i obrzucił Mik'a gniewnym spojrzeniem.
- Nie wspominałaś mu o wyjściu? - Michael posłał w moją stronę pytanie.
- Szczerze? Gówno mnie to obchodzi co będziesz robić z tym pedałem. Wypierdalaj się z nim bzykać, nie chcę znać cię i waszego bachora!
- Szanuj ją do cholery - wtrącił się Michael, po czym wyrwał do przodu.
Czułam, że zaraz stanie się coś złego. Nie chcąc do tego dopuścić, chwyciłam Mike'a za rękaw i pociągnęłam w stronę limuzyny.
- Chodź lepiej, już jesteśmy spóźnieni.
Wepchnęłam go do limuzyny. Bez słowa zajął miejsce naprzeciwko mnie. Całą drogę ani razu nie wspomnieliśmy o wydarzeniu, które miało miejsce w moim domu. Miałam wrażenie, że każde zetknięcie Mac'a i Michaela wygląda tak samo.
Wreszcie pojazd zatrzymał się pod sporą posiadłością. Wysiedliśmy, po czym dosyć szybkim krokiem - byliśmy trochę spóźnieni, udaliśmy się do źródła zabawy.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg jej domu, od razu Madonna rzuciła się w stronę mojego przyjaciela. Oczy wszystkich były skierowane na nasze osoby. Blondynka zalotnie trzepotała długimi, sztucznymi rzęsami w stronę Michael'a. Miałam wrażenie, że zaraz odleci niczym ptak...
- Oh Mike miło, że się zjawiłeś - powiedziała uwodzicielsko, po czym przeniosła wzrok na mnie. - Spodziewałam się tu ciebie, Madonna - podała mi rękę, którą uścisnęłam. - Zapraszam was do zabawy.
Rzuciłam okiem po sali, na której były dziesiątki osób, w tym naprawdę ogromne gwiazdy takie jak Whitney Houston czy Stevie Wonder. Nie mogę zaprzeczyć, na widok całego tłumu, żołądek poszedł mi do gardła. Stałam lekko sparaliżowana, trzymając się bardzo blisko Michael'a. Chyba nie uszło to jego uwadze.
- Czemu się stresujesz? - wyszczerzył się do mnie.
- Sporo tutaj osób...
Mike złapał mnie za rękę, tak jakby chciał mi dodać otuchy. Po chwili wtopiliśmy się w tłum tańczących, jedzących i pijących. Kątem oka cały czas obserwowałam przyjaciela, koło którego wiecznie kręciła się ta wywłoka zwana Madonną. Świeciła biustem na lewo i prawo, przykuwając tym samym uwagę płci męskiej. Mi natomiast na sam widok robiło się niedobrze.
Mniej więcej w połowie przyjęcia wjechał ogromny tort z trzydziestoma czterema świeczkami. Wszyscy goście zebrali się, by odśpiewać "Sto lat" solenizantce... Ja również, mimo, że nie miałam na to najmniejszej ochoty, z grzeczności poszłam w ślady innych. Po pokrojeniu i zjedzeniu ciasta, zabawa wróciła do pierwotnej formy. Jedni do barku z alkoholem, drudzy do stołu, a jeszcze inni na parkiet. Znaleźli się również tacy na balkonie, do których po chwili sama się zaliczałam. W pomieszczeniu zrobiło się naprawdę duszno, przez co nie czułam się najlepiej. Najlepszym wyborem było iść się przewietrzyć. Szybko wbiegłam schodami na górę, by dostać się na spory balkon. Podeszłam do balustrady, głęboko zaciągając się powietrzem. Jedno muszę przyznać, Madonna ma naprawdę piękny widok z domu. Po kilku minutach przyglądania się wieczornej panoramie Los Angeles i uciekania myślami do możliwości rozstania z Mac'iem, zaczęło się robić chłodno, chociaż miesiąc wskazywał na sierpień. Próbowałam się rozgrzać, pocierając dłońmi o ramiona. Wtedy zjawił się Mike.
- Tu jesteś! - powiedział z radością w głosie. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile czasu cię szukałem.
Przysunął się bliżej i nieśmiało objął mnie ramieniem. Od razu zrobiło mi się jakoś cieplej. Rozluźniłam się, a gęsia skórka zniknęła.
- O czym tak myślisz? - spytał, na co lekko westchnęłam.
- Myślisz, że związek z nim jest jeszcze prawdziwy?
Obróciłam się na niego twarzą, by móc spojrzeć mu w twarz. Miliony gwiazd odbijały się w jego sarnich oczach. Myślałam, że utopię się w głębi tego spojrzenia.
- Ari, ty dobrze wiesz jakie ja mam zdanie na ten temat...
- Wiesz, boję się jednego. Że kiedy go stracę, wszyscy się ode mnie odwrócą, a ja zostanę sama z małym dzieckiem.
- Mało prawdopodobny scenariusz - mruknął. - Myślę, że wyjdzie ci to na dobre.
- A co jeśli to jest ten jedyny?
- Cóż, ja uważam, że wszyscy są sobie pisani w gwiazdach - wskazał palcem na jasne punkciki na niebie. - Każdy człowiek prędzej czy później trafi na tego jedynego. Jeżeli zastanawiasz się nad rozstaniem z nim, to najwyraźniej wasze gwiazdy nie są sobie pisane - Kiwnęłam w odpowiedzi twierdząco głową, wpajając sobie jego słowa - A wracając, to myślę, że nie powinnaś się martwi, że zostaniesz sama z dzieckiem. Kocham dzieci i... - mogło by się wydawać, że chciał powiedzieć coś jeszcze. - I kocham dzieci, więc nie zostawię was samych - posłał mi pocieszający uśmiech.
- Dziękuję ci za takie wsparcie, jesteś świetnym... Przyjacielem - podziękowałam i wtuliłam się w jego bok.
- Nie ma za co.
Wpatrywaliśmy się w ciszy w światełka, pochodzące od miasta. To była naprawdę piękna, mile wspominana przeze mnie chwila. W pewnym momencie hałas z sali ucichł, a z głośników rozbrzmiał utwór "She's Like The Wind", idealny do wolnego tańca.
Poczułam dłoń Mike'a na mojej ręce. Odwróciłam się w jego stronę z lekkim uśmiechem, który mój towarzysz szczerze odwzajemniał. Zwilżył dolną wargę językiem, przerzucając się z moich oczu na usta. Nachylił się, po czym niespodziewanie wyszeptał prosto do ucha:
- Gdyby nie te plotkujące o nas panie w kącie, to dałbym ci buzi. Ale, aby jakoś ci to wynagrodzić... - odsunął się, po czym teatralnie wystawił swoją dłoń w moją stronę. - Zapraszam panią do tańca.
Przyjęłam jego propozycję. Chichocząc cicho pod nosem, poszliśmy na parkiet. Dołączyliśmy do tańczących par. Mike złapał mnie w talii i przysunął bliżej, tak aby nasze ciała ściśle do ciebie przylegały. Zarzuciłam brunetowi ręce na szyje i zaczęliśmy kołysać się do rytmu muzyki. Michael jest genialnym tancerzem, nie tylko na scenie, ale również w wolnym czy towarzyskim.
Po kilku piosenkach poczułam zmęczenie. Powiadomiłam Mike'a, że potrzebuję wody i muszę przerwać nasz taniec. Miałam wrażenie, że mężczyzna chciał dotrzymać mi towarzystwa, ale coś mu na to nie pozwoliło... A raczej ktoś mu na to nie pozwolił.
Ostrożnie obserwowałam ich czyny, uważając na innych, by nie spostrzegli w co się wpatruję. Madonna zaciągnęła bruneta na koniec sali, po czym przybrała uwodzicielską pozę. Zaczęła bawić się jego guzikami od marynarki. On jednak nie wyglądał na zadowolonego, a tym bardziej na chętnego do igraszek z nią. Wnioskowałam, że po prostu nie chciał być niemiły, więc na tyle ile mógł odpierał zaloty ze strony blondynki.
Nachyliłam się, by sięgnąć po wodę. Jednak niespodziewanie, Madonna włożyła mu język do gardła... Bo pocałunkiem nie można tego nazwać. Wtedy zaczęło się we mnie gotować. Szczególnie zdenerwował mnie fakt, że Michael nie zareagował. Stał jak słup soli. W złości moja ręka zmieniła kurs, zamiast po wodę, kierowała się po białe wino. Brunet po chwili spostrzegł, że jestem świadkiem całego zdarzenia. Dopiero wtedy zareagował. Nalałam do kieliszka lekko żółtawej cieczy. Już chciałam zanurzyć wargi w alkoholu, ale coś stanęło mi na przeszkodzie. Poczułam jak ktoś odciąga naczynie od moich ust i kładzie z powrotem na ogromny stół.
- Nie możesz pić alkoholu. Jesteś w ciąży - pouczał mnie Mike.
- Wiem dobrze o mojej ciąży, ale jeden kieliszek nie zaszkodzi - mruknęłam.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to może zaważyć na dziecku.
- Jakoś gdy byłam u lekarza nic nie wspomniał, że NIE MOGĘ pić - zaakcentowałam przed ostatnie słowa.
- Bo to oczywiste, że nie można. Wszędzie o tym masz napisane.
- To tylko wino, nie wódka - wykłócałam się.
- Nie pozwolę ci nic przy mnie pić, co ma w sobie procenty.
- Dobra, nie wtrącaj się. Moje życie, moje dziecko, moja sprawa.
Chciałam chwycić za kieliszek, na co brunet odsunął go jeszcze dalej.
- Wal się, Jackson.
- Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.
- O mnie się nie musisz martwić, ale pewna pani aż domaga się uwagi od ciebie - na te słowa zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojego zachowania.
- O kim ty mówisz?
- Dobrze wiesz, leć do niej. Już się pręży i cyckami świeci.
- Madonna? - wyszczerzył się jak głupi do sera. - Wydaję mi się, czy ty jesteś zazdrosna? - zapytał, niewiadomo czemu cały w skowronkach.
Tak, byłam zazdrosna. Byłam cholernie zazdrosna. Ale nie nazwałabym tego zazdrością jak do partnera. To była czysto przyjacielska zazdrość... Bynajmniej wtedy tak to sobie tłumaczyłam.
- Nie jestem zazdrosna. O co niby miałabym być?
- Widziałem jak się nam przyglądasz. Przyznaj, że chciałabyś być na jej miejscu.
- Weź mnie nawet nie wkurwiaj, Jackson.
Zabrałam moją torebkę, obróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę wyjścia. Miałam serdecznie dosyć jego zachowania. Myśli, że jest bogiem seksu i wszystko mu wolno... Bynajmniej takie miałam odczucia.
- Hej, Ari! Ja tylko się z tobą droczyłem, czekaj! - krzyknął, próbując mnie zatrzymać.
Ja jednak to zignorowałam. Miałam głęboko w poważaniu co myśli, co powie, co robi. Chciałam już tylko znaleźć się w domu, by dać upust nerwom. Wystarczająco ten głupek podniósł mi ciśnienie. Wybiegłam z domu Madonny, gdyż czułam tego uporczywego faceta na karku. Starał się mnie dogonić, ale przedzieranie się przez tłum pijanych ludzi nie jest najprostszą czynnością. Nie zwracałam uwagi na nic. W tamtej chwili nie miałam w sobie za grosz ostrożności. Pędziłam przed siebie, przedzierając się przez posesję. Nie zwracałam uwagi na samochody wyjeżdżające z parkingu, ochroniarzy, krzyczącego Michael'a.
W pewnej chwili świat zatrzymał mi się przed. Usłyszałam głośny dźwięk klaksonu, po czym moje oczy oślepiło jasne światło od lamp samochodu. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Spodziewałam się najgorszego...
*****
Hejo! Ogólnie, mimo, że nie przeczytałam rozdziału (wiem jestem bardzo mądra) to czuję, że jest okej. Kiedy go pisałam, dawał wrażenie w miarę dobrego, więc jestem nawet zadowolona😏Mogły się pojawić jakieś błędy (pisałam rozdział o 1/2 w nocy), śmiało je zgłaszajcie. Przepraszam za polsata, ale nie mogłam się powstrzymać, mam nadzieję, że nie utopicie mnie za niego😂😘
Co myślicie o zachowaniu Madonny i Michaela? A może Ariana działała wam na nerwy?😂
Czy zachowanie Ari doprowadzi do wypadku?😏
Piszcie, ciekawa jestem waszego zdania😘😘
Komentarze i gwiazdki motywują❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top