Rozdział 14
Od momentu wspólnego koncertu wraz z Frank'iem obserwowaliśmy wzrastające przychody z występu. Z samych biletów i transmisji na żywo byłem już na plusie, jednak najbardziej pomogła mi... Prasa. O zdjęcia zza kulis walczyła zacięcie niczym lwica. Przypominało to trochę licytację, dlatego przyniosło zyski. Niestety również bezprawne ujęcia pojawiły się w gazetach, ale to mnie nie obchodziło. Najważniejsze było to, że wylazłem z tego bagna. Ariana również dostała swoje wynagrodzenie, właściwie cały dorobek został podzielony na 50%, pomijając zapłatę tancerzom, ochroniarzom i pracownikom.
W pewnej chwili zadzwonił telefon. Zwlokłem się leniwie z miękkiego, skórzanego fotela, stojącego naprzeciwko okna w moim gabinecie. Nie ukrywałem zdziwienia, nie wyczekiwałem wtedy żadnej ważniejszej rozmowy. Przez myśl przeszła mi ta urocza kobieta, mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech. Podniosłem słuchawkę, jednak zamiast dosyć wysokiego, lecz ciepłego i seksownego głosu, usłyszałem ten charakterystyczny piskliwy głosik, który po dłuższym czasie doprowadzał mnie do szału.
- Witaj, Michael - odezwała się.
- Cześć, Madonna. W jakiej sprawie dzwonisz? - postanowiłem nie owijać w bawełnę.
- Ah Michael, Michael. Zawsze w gorącej wodzie kąpany - wyszeptała zmysłowym głosem, po czym się zaśmiała.
- Madonna, proszę. Możesz mówić normalnie? - odrzekłem nieco podirytowany.
- A co ty taki spięty jesteś? Brakuje ci rozluźnienia? Mówiłam ci, trzeba było się nie rozstawać. Nie wyprzesz się, że nie było ci dobrze kiedy się pieprzyliśmy - ciągnęła dalej. Na jej słowa przewróciłem oczami.
- Tylko po to dzwonisz?
Kiedyś łączyło mnie z tą kobietą coś więcej, ale to nie była miłość. Dałem jej szansę, ale do był błąd. Kompletnie do siebie nie pasowaliśmy. Kiedy ja chciałem iść odwiedzać szpitale, ona wolała szwendać się po klubach nocnych. Mnie to nie kręciło. Nie wiem co ona czuła do mnie, ale ja jej nie kochałem.
- Nie. Dobra do rzeczy. Mam nadzieję, że pamiętasz o moich urodzinach. Kto by właściwie o nich nie pamiętał. Robię przyjęcie z tej okazji. Może wpadłbyś? Wysłałam oficjalne zaproszenie, ale wolałam cię osobiście powiadomić.
- Dzięki za zaproszenie, ale chyba nie będę miał...
- Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie swoją obecnością - przerwała mi.
- Dobrze, przemyślę to - mruknąłem.
- Cieszę się, że będziesz obecny, teraz muszę kończyć kotku. Idę się pobawić - oznajmiła dwuznacznie - Chciałabym, abyś również dobrze się bawił z myślą o mnie. Do zobaczenia - pożegnała się gdyby nigdy nic.
- Pa - nie chciałem tego kontynuować, więc zdecydowałem się na jedno krótkie słowo.
Tak jak Madonna powiedziała, na następny dzień już pojawiło się oficjalne zaproszenie.
Odpoczywałem, wygrzewając się na jednym z leżaków koło basenu. Myślałem w jaki sposób skontaktować się z Arianą, abym nie wyszedł podejrzanie. Nie chciałem być w jej oczach szaleńcem, który się na nią uwziął. Wolałem, żeby wszystko działo się naturalnie, nie na siłę. Dlatego szukałem pretekstu, bym mógł się z nią znów zobaczyć, ujrzeć na nowo jej twarz, sylwetkę, długie brązowe włosy, poczuć jej zapach i samą obecność.
Nagle poczułem cień pojawiający się nade mną. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na osobę zasłaniającą źródło światła. Okazał się nią Spencer - jeden z moich ochroniarzy.
- Panie Jackson, nie chciałem przeszkadzać, jednak nie powinien pan być na słońcu.
- Wiem, ale nie mogłem oprzeć się pokusie. Za chwilę i tak idę do domu. I jeszcze jedno, proszę mów do mnie po imieniu - oznajmiłem z uśmiechem.
- Dobrze, Michael.
Już chciałem odejść, ale poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się, po czym zapytałem:
- Tak?
- Mam coś dla ciebie - powiedział, po czym wyciągnął z wnętrza marynarki białą kopertę - Miałem to przekazać gosposi, ale zobaczyłem cię, więc masz - wręczył mi ową rzecz - Od pani Madonny - zrobił dwuznaczny uśmiech, na co szturchnąłem go lekko i zachichotałem.
- Dzięki Spenc - rzuciłem jedynie, po czym oboje odeszliśmy się w swoje strony.
Usiadłem wspiąłem się na jedno z moich ulubionych miejsc w Neverlandzie, po czym zająłem miejsce na jednej z gałęzi gruszy. Przejechałem wzrokiem zawartość koperty. Zdziwiła mnie, ale zarazem ucieszyła informacja: „Z osobą towarzyszącą". Po przeczytaniu tego zdania od razu w mojej głowie pojawił się plan. Nie myśląc, w przeciągu kilku sekund wybrałem osobę, która miałaby się ze mną pojawić. Zeskoczyłem z drzewa i szybkim krokiem zacząłem zmierzać w kierunku domu.
Bez zawahania wybrałem dobrze znany mi numer.
- Słucham? - odebrała.
- Cześć Ari, tu Mike - odezwałem się.
- No hej. Jak tam? - spytała.
- Dobrze, chociaż trochę tęsknię - w odpowiedzi usłyszałem ciszę. - Jesteś?
- Tak Michael, jestem.
- Masz jutro czas? Może wybralibyśmy się na zakupy?
Nie chciałem od razu mówić jej o przyjęciu. Wolałem to zrobić w cztery oczy, a ładna sukienka czy garnitur na tą okazję się przyda.
- Masz szczęście, po jutrze jestem cały czas w studiu, ale jutro mam wolne. A z jakiej okazji te zakupy - zaśmiała się.
- Po prostu, jak już wcześniej powiedziałem, stęskniłem się.
- Czyli jesteśmy umówieni?
- Najwyraźniej, będę po ciebie o 15:00 może być?
- Może ja tym razem po ciebie podjadę? Zawsze ty musisz mnie wozić, a ja też mam samochód, szoferów, ochroniarzy.
- Ale jak to wygląda, aby dziewczyna woziła chłopaka? Dopóki będziesz pod moją opieką, ja będę o ciebie dbać - wyszczerzyłem się głupio do słuchawki.
- Co masz na myśli mówiąc "pod moją opieką"? Nie jestem dzieckiem, aby trzeba było się mną opiekować.
- Ale ja czuję się za ciebie odpowiedzialny, szczególnie w stanie, w którym teraz jesteś. Chcę byś czuła się w moim towarzystwie bezpieczna, zarazem nie zawracała sobie głowy szoferami i ochroniarzami.
- Eh, no niech ci będzie... Ale nie ominie cię jazda ze mną! - zasalutowała śmiechem.
- To się jeszcze okaże - dołączyłem do niej.
W pewnym momencie doszły do mnie odgłosy dosyć niskiego głosu, należącego to mojego rywala - Mac'a.
- Wiesz co Mike, będę już kończyć...
- Dlaczego? - ciągnąłem ją z nutką wredności w głosie za język.
- Przestań, wiesz dobrze czemu - skarciła mnie prawie szeptem.
- Nie, nie wiem.
- Spadaj. Widzimy się jutro, pa - rzuciła na odchodne zdenerwowana, po czym zakończyła rozmowę.
*****
Skierowałam do źródła odgłosów. Gdy otworzyłam drzwi, od razu napadł mnie Mac. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Był bardzo zdenerwowany, w oczy rzucały się zmarszczone, ciemne brwi. Zaczęłam się lekko niepokoić. Ani ja, ani on nie zebraliśmy się, by zacząć dyskusję. Ja stałam przestraszona, bez wiedzy o co mu chodzi. On natomiast czerwony od złości nie mógł z siebie nic wydusić. Po dłuższej chwili spięłam się i zapytałam lekko drżącym głosem:
- O co chodzi?
- Jeszcze się pytasz?! - wykrzyczał tak głośno, że było go słychać w całym domu.
Wyjął zza pleców kolorowe czasopismo, na którym widniało zdjęcie moje i Michaela, a nad nim napis: „Michael Jackson i Ariana Grande, przyjaciele czy potajemny romans?".
- Wyjaśnisz mi to może jakoś?! Czemu on trzymał swoją łapę na twojej dłoni?
- To nie tak jak myślisz, to jest wycięte z kontekstu - zaczęłam się tłumaczyć. - Całe paparazzi się zleciało, by zrobić nam zdjęcie. Ja byłam bardzo zdezorientowana, więc Mike chwycił mnie za rękę i pociągnął do samochodu. Gdyby nie to, by mnie staranowali.
- Tak kurwa. Ja wiedziałem od początku, że to się źle skończy. Ten cały syf z duetem. Wiedziałem, że mnie zdradzisz - wycedził przez zęby z wyrzutem, nieco spokojniejszym tonem. Rzucił gazetę na drugi koniec pomieszczenia, po czym chwycił się za zatoki.
- Ale ja cię nie zdradziłam, Mac. To wszystko jest całkowicie przejrzyste i niewinne.
- Nie wierzę ci - pokręcił głową.
- Spójrz na mnie - orzekłam cicho, ale nie dostałam tego, czego oczekiwałam - Spójrz na mnie, do cholery! - ponowiłam, tym razem wywołując większą presję. W końcu spełnił moją prośbę - Pamiętasz jak bzykałeś Melanie*? Nie dość, że mnie zdradziłeś, to wybaczyłam ci. A ty nie dość, że ćpasz, prawie mnie uderzyłeś, jeszcze masz czelność oskarżać mnie o zdradę! Jesteś świnią! Mam ciebie dość! Rób co chcesz, ja jutro jadę z Michaelem na zakupy.
Wyminęłam go i wróciłam do wykonywania codziennych czynności. Miałam w nosie jego reakcję, co odpowie. Powoli miałam tego dość. Ciągła zazdrość i zaborczość z jego strony. To doprowadzało mnie stanu, w którym czułam się jak czyjaś własność, a nie jak wolny człowiek, który ma prawo w pełni o sobie decydować.
Przez resztę dnia nie odzywałam się do mężczyzny. On natomiast starał się załagodzić konflikt, ciągle przepraszając i próbując zacząć rozmowę. Nie udawało mu się to. Tym razem nie byłam skora do wybaczenia. Poza tym co to za przeprosiny, jak była to tylko kwestia czasu, że sytuacja się powtórzy.
Kolejnego dnia było podobnie. Ale tak jak wcześniej nie przejmowałam się naszą kłótnią... Bynajmniej starałam się nie przejmować. Michael, a właściwie jego szofer, przyjechał po mnie punktualnie. Nie powiadamiając o niczym Mac'a, wyszłam. Nim zdążyłam się obejrzeć, Mike wysiadł z limuzyny. Poprawił nieokrzesany kosmyk ciemnych loków, opadający mu na twarz, po czym odwrócił się w moją stronę i rozpostarł ramiona, w których chwile później znalazłam swoje miejsce. Wsiedliśmy do pojazdu, następnie objęliśmy kurs do Los Angeles. Na miejscu, nie wiadomo skąd roiło się od fanów i paparazzi. Szybko podreptaliśmy do budynku, a za nami ochroniarze.
- To od czego zaczynamy? - spytałam.
- Choć! Trzeba ci załatwić jakąś sukienkę - oznajmił wesołym tonem, po czym pociągnął mnie za rękę, w stronę jednego z ekskluzywnych sklepów.
- Hej! Chcesz żebym się połamała - rzuciłam w żartach.
- Nie darowałbym sobie tego - zachichotał.
Przemieszczaliśmy się między najróżniejszymi kreacjami w poszukiwaniu "Ten jedynej". Zastanawiałam się na jaką okazję jest mi potrzebna sukienka, ale nie chciałam przerywać frajdy mojemu towarzyszowi.
- Ari! Znalazłem coś dla ciebie! - zawołał mnie.
Szybkim krokiem przemierzyłem sklep, by móc ujrzeć wybór Michael'a.
- Ślicznie byś w niej wyglądała - wyszczerzył się.
Mike pokazał mi piękną, krwisto - czerwoną sukienkę, ze sporym dekoltem, sięgającą mniej niż do połowy ud. Mimo, że była śliczna, uważałam, że na inne okazje niż scena jest nieco za krótka.
- Nie uważasz, że jest za krótka?
- Myślę, że jest idealna - wpatrywał się w nią jak w Boga.
- Nawet jej nie przymierzam, tyłek będzie mi w niej widać - powiedziałam trochę żartobliwym tonem, na co brunet się zarumienił - Wiesz Mike, nie chcę psuć zabawy, ale ułatwiłoby nam to polowanie. Na jaką okazję to ma być?
- Chciałem później cię o tym powiedzieć. Ale jeżeli chcesz... Madonna zaprosiła mnie ma swoją imprezę urodzinową z osobą towarzyszącą i pomyślałem, że miło byłoby spędzić trochę czasu razem.
- Myślisz, że się zgodzę? - postanowiłam się z nim podroczyć.
- A chciałabyś? - spytał niepewnie. Widać było, że zbiłam go z tropu.
- Wiesz Michael. Nie obraź się, ale nie jestem jakoś za tym - brnęłam w to dalej. W rzeczywistości bardzo cieszyłam się z tej propozycji, ale chciałam go trochę podpuścić.
- Rozumiem - powiedział zrezygnowany, po czym spuścił wzrok i wbił go tępo w podłogę.
- Żartuję głuptasie! - cicho krzyknęłam i zmierzwiłam dłonią jego czarne jak smoła, miękkie włosy.
- Naprawdę? Zgadzasz się? - na te słowa pokiwałam twierdząco głową - Dziękuję ci! - przytulił mnie z całej siły, przez co niemal mnie udusił.
- To może poszukamy jakiś konkretów? Tobie też przyda się garnitur - poprawiłam kołnierzyk jego czerwonej koszuli, w odpowiedzi ukazał mi rząd białych perełek.
- Oczywiście - odpowiedział uwodzicielsko, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Po dłuższych poszukiwaniach znaleźliśmy idealną kreację na wieczór. Obcisłą, ciemno - fioletową, sięgającą prawie do ziemi suknię. Miała trzy wycięcia. Jedno w kształcie odwróconego trójkąta, robiące za dekolt, dwa pozostałe po bokach. Pięknie odsłaniała ramiona i podkreślała kobiece kształty. Do tego nieodłączny element mojej garderoby - szpilki. Wszystko byłoby by pięknie, gdyby nie nasza mała sprzeczka przy kasie. A konkretniej, kto płaci. Stawiałam mu opór, ponieważ miałam pieniądze i nie chciałam, aby Mike mi wszystko kupował. On jednak również nie chciał ustąpić, więc musiałam ulec.
Reszta spotkania upłynęła bardzo szybko. Nim się obejrzałam, żegnałam się z nim na terenie mojej posiadłości.
Tamtego wieczoru byłam bardzo zmęczona. Bieganie po centrum handlowym w wysokich na dwanaście centymetrów butach nie było najlepszym pomysłem. Mimo wszystko czekała na mnie jeszcze jedna, mniej miła niespodzianka. Gdy weszłam do środka, gosposia przekazała mi pewną kopertę. Nie ukrywałam zaskoczenia. Rozsiadłam się na kanapie, po czym ją otworzyłam, by ujrzeć zawartość. To co tam przeczytałam zamroziło mi krew w żyłach... Mój koszmar powrócił.
*****
Witam! Przepraszam za polsata, jak i za błędy, ale nie mogłam się powstrzymać😂😘
Rozdział nieco dłuższy co mam nadzieję, że was w jakiś sposób uszczęśliwi. Generalnie jestem w miarę zadowolona z notki, z paroma wyjątkami, ale to nie ważne😂😂
Jak myślicie co będzie w "tajemniczej kopercie?"🤔
Ciekawi mnie wasza opinia na temat rozdziału😂❤️
I jeszcze jedno, strasznie polecam konto na instagramie @Greedyforthriller. Znajdziecie tam świetne fotoszopy z głównymi bohaterami opowiadania. Próbkę macie w mediach u góry😂
Komentarze i gwiazdki motywują❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top