Rozdział 12
Siedziałem cierpliwie na fotelu, czekając na Arianę. Nie zbyt byłem zadowolony z takiej nowiny. Miałem nadzieję, że to nie jest ciąża. Oczywiście cieszyłbym się, ale wiem, że Mac nie nadawałby się na ojca, poza tym to przekreśliło moje ciche życzenie. Cholernie chciałem być na miejscu Mac'a. Mieć Ari, a później gromadkę biegających dzieci przy sobie. Jednak wyszło na to, że na zawsze pozostanie to tylko marzeniem. Mogłem jedynie trzymać kciuki, aby test wyszedł negatywny.
W pewnej chwili usłyszałem głośny szloch. Już wiedziałem jaki jest wynik. Wyszła cała zapłakana z łazienki.
- Michael, jestem w ciąży - powiedziała łamiącym się głosem.
Podszedłem do niej, po czym bez słowa zamknąłem nas w ciepłym uścisku. Czułem jak moja koszula staje się mokra od łez. Powoli usiadłem, trzymając Ari na kolanach. Kołysałem się niczym do rytmu muzyki, próbując ją uspokoić.
- Już dobrze, nie płacz. Przecież ciąża to dobra nowina - próbowałem ją pocieszyć.
Przeniosła swój zaszklony wzrok na mnie.
- Dla ciebie. Ja się boję, Michael. Nie poradzę sobie.
- Wiem, że sobie poradzisz. Wyobraź sobie takiego małego szkraba wołającego "mamusiu". Czy to nie cudowne? - posłałem jej pocieszający uśmiech.
- Nie wiem, Mike. Chyba jeszcze nie dojrzałam do dzieci.
- Albo nie znalazłaś odpowiedniego partnera - wymruczałem.
- Dzięki za pocieszenie, wiesz. On się po prostu nie nadaje do dzieci. Boję się, że kiedy dowie się dziecku to mnie zostawi.
- Jeżeli tak postąpi to będzie znaczyło, że nie był ciebie wart.
- Po prostu też nie dojrzał do dzieci.
- W takim razie nie rozumiem jednego. Po co jesteście ze sobą? Chcecie mieć tylko przelotną przygodę? Czy stały związek?
- Ja nie wiem. Od pewnego czasu wszystko zaczyna się jebać.
- Słownictwo...
- Dobra, cicho bądź. Po prostu te pierdolone narkotyki wszystko musiały zepsuć. Nie wiem czy on coś jeszcze do mnie czuję. Zaczął traktować mnie przedmiotowo. Gdybym była inna, na pewno już dawno puściłabym go z walizkami, ale boję się zmian. Boję się, że wszyscy się ode mnie odwrócą.
- Czyli... Chcesz z nim zerwać?
- Przechodziły mi przez myśli takie scenariusze. Szczególnie po tym co mi zrobił - posłałem jej pytające spojrzenie - Zapomniałam, że nic o tym nie wiesz. Przepraszam - westchnęła - Z rok temu przyłapałam go na zdradzie z moją przyjaciółką. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Ruchali się w najlepsze na moim łóżku, w mojej sypialni. Dopiero później uświadomił sobie, że mnie zdradził. Codziennie mnie przepraszał. W końcu uległam i mu wybaczyłam, ale przyrzekłam sobie, że jeżeli to się powtórzy to już nigdy mu nie zaufam.
Siedziałem nie dowierzając, że Ariana może męczyć się z takim dupkiem. Dla mnie zdrada jest niewybaczalna. Dlaczego ona z nim nie zerwie i nie zwiąże się ze mną? Nawet nie wie ile mógłbym jej dać... Wtedy zdecydowałem się pójść o krok dalej.
- Więc po prostu boisz się zmian? - zapytałem.
- Można tak powiedzieć.
- Chyba wiem jak ci pomóc - wyszeptałem tajemniczo wprost do jej ucha.
Odgarnąłem pojedynczy kosmyk opadający jej na twarz. Ująłem jej buzię w dłoń, przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze. Drugą ręką, którą trzymałem na jej talii, jeszcze bardziej przyciągnąłem do siebie. Szatynka spuściła wzrok, jednak szybko zareagowałem i podniosłem jej podbródek tak, aby nasze spojrzenia były na jednej drodze. Zwilżyłem językiem dolną wargę skacząc wzrokiem z pięknych, czekoladowych oczu na lekko wydęte, zaczerwienione usta. Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Poczułem jak ręce Ariany wędrują po mojej szyi aż na kark. Przybliżyłem się do niej twarzą. Przeanalizowałem wszystkie za i przeciw, po czym dosyć nieśmiało złożyłem pocałunek na jej ustach. Wycofałem się z myślą, że postąpiłem niepoprawnie.
- Przepraszam, nie powinie...
Jej reakcja była natychmiastowa, nie pozwoliła mi dokończyć. Nie musiałem długo czekać, nim zasmakowałem słodyczy. Wtedy poczułem jak stado motyli unosi się w moim brzuchu. Na początku byłem lekko zdezorientowany, nie spodziewałem się takiego kroku ze strony Ariany. Raczej myślałem, że mnie okrzyczy. Najpierw były to niewinne cmokania, jednak z czasem przerodziło się to w coś namiętnego. Czułem jak kobieta oddaje mi każdy jeden pocałunek. Delikatnie muskałem jej podniebienie, kompletnie zatracając się w tańcu języków. Kobieta zaczęła bawić się moimi lokami, co chwilę lekko je pociągając. Było to dla mnie strasznie podniecające. Co jakiś czas przygryzałem jej słodką jak maliny wargę, powodując u niej ciche westchnienia. W pewnej chwili coś we mnie wstąpiło i zjechałem z pocałunkami niżej, zostawiając po sobie ciemno - czerwone ślady. Wiedziałem, że za chwile stracę nad sobą kontrolę, więc postanowiłem to zakończyć. Nie chciałem, aby wszystko zjechało na niewłaściwe tory. Dosyć niechętnie oderwałem się od niej, składając ostatnie wilgotnie ślady na jej pachnącej skórze. Spojrzałem na nią z iskierkami w oczach, po czym wyszczerzyłem się z wymalowanym na twarzy zadowoleniem. Zauważyłem wkradająca się na jej policzki rumieńce. Zawstydzona spuściła głowę. Oboje przemilczeliśmy tą sytuację.
- Powinniśmy się już szykować, fani nie lubią czekać.
- Przecież mamy osiem godzin.
- Osiem godzin do koncertu. A przygotować się?
- Eh, niech ci będzie.
Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, kiedy kobieta zamknęła się w toalecie. Przejechałem palcami po ustach, przypominając sobie sytuację sprzed chwili. Miałem ogromną nadzieję, że od tego momentu nasze relacje ulegną zmianie. Cholernie chciałem, aby zostawiła tego idiotę i spróbuje być ze mną. Nie jestem idealny, ale na pewno lepszy od jej Mac'a.
Po krótkim czasie usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi.
- Michael! Jak ja to zakryję?! - wskazała palcem na bordowy ślad.
Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Nie musisz tego zakrywać. Przynajmniej widać, że ktoś o ciebie dba.
- Nawet nie żartuj.
- Mówię poważnie.
Podszedłem do niej, zachowując bezpieczną odległość i z bliska zacząłem przyglądać się malinkom na jej szyi.
- Poza tym ciekawy jestem reakcji Mac'a jakby zobaczył to na ekranie.
- Przestań już, bo zaraz cię ugryzę - próbowała być poważna, ale na jej słowa oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Z miłą chęcią.
- Ale bez przyjemności - dodała. Zrobiłem minę niczym szczeniaczek, który coś przeskrobał. - A tak serio. Może powiesz mi jak mam to zakryć, bo pod podkładem będzie wszystko widoczne.
- Karen sobie poradzi - oznajmiłem spokojnym tonem.
- Mam swoich makijażystów.
- Ale Karen ma większe doświadczenie - zaznaczyłem.
- Skąd wiesz? Znasz ludzi z mojej ekipy?
- Na każdy koncert musi zakrywać plamy, więc pare ciemniejszych śladów to dla niej nie problem.
- Plamy?
- Myślałem, że wiesz - wypowiedziałem znacznie ciszej.
- Chodzi o bielactwo? Wspominałeś kiedyś.
- Tak, ale nie chcę o tym rozmawiać - wbiłem wzrok w moje dłonie, nie chcąc zaczynać tego tematu.
Bardzo wstydziłem się choroby. Nie lubiłem poruszać jej tematu. Pamiętam jak bardzo brzydziłem się siebie, kiedy widziałem jak choroba zaczyna postępować. Były momenty, że nie mogłem patrzeć w lustro. Kąpałem się w ciemności. Do tego jeszcze Joseph obrażający mój wygląd. Chciałbym zrozumieć, czym kierował się krytykując mnie. Przecież to nie moja wina jak wyglądamy. Tacy się rodzimy i nic z tym nie można zrobić... Bynajmniej na początku.
*****
Z każdą minutą coraz bardziej dopadał mnie coraz większy stres. Nerwowo tupałam nogą, przygryzając wewnętrzną stronę policzka. Mike chyba zauważył moje zdenerwowanie, bo momentalnie poczułam jego rękę na mojej dłoni. Zastanawiałam się czy, aby na pewno dobrze robię będąc w tak bliskich relacjach z Michael'em. Czuję do niego coś silnego, ale nie wydaję mi się, aby była to miłość. Taką miłością darzę jednego faceta i jest nim Mac... A może darzyłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Coś strasznie ciągnęło mnie do Mike'a. Jeszcze ta świadomość, że noszę pod sercem dziecko Mac'a, przekreśla szansę na poważniejszą relację pomiędzy nami.
- Michael? - zaczęłam.
- Hm?
- Tylko proszę, nie mów nikomu o ciąży. Nie chcę, aby wszyscy to wiedzieli.
- Dobrze, nie zdradzę się... Chyba.
- Chyba?!
- No bo...
- Bo?!
- Przez przypadek powiedziałem to Frankowi. Ale znam go i wiem, że nikomu nie zdradzi.
- Michael! Może ja mam rozgadać o twoich lekach?
- No przepraszam. Tak jakoś wyszło.
- Zajebiście. Już widzę nagłówki tych brukowców - na te słowa brunet spuścił przepraszająco wzrok.
- Nie chciałem. Po prostu martwiłem się o ciebie, dlatego powiedziałem o wszystkim Frank'owi. W sensie o objawach.
- Uwierz mi, że zabiję cię własnymi rękoma, jeżeli to gdzieś przecieknie.
Od momentu kiedy dowiedziałam się o ciąży, poważnie myślałam nad aborcją. Wiem, że nie jest to dobre wyjście, w końcu w pewien sposób to zabójstwo. Nie widziałam innego wyjścia, dlatego nie chciałam, aby prasa się dowiedziała o dziecku.
Dwie godziny później byliśmy już prawie gotowi. Za pół godziny Michael miał otworzyć koncert. Umówiliśmy się na czternaście piosenek. Siedem moich, siedem jego. Później miał przyjść czas na duet na piosence I just can't stop loving you.
Siedziałam na wygodnym krześle, czekając na makijaż od Karen. Wkrótce moim oczą ukazała się średnio wysoka blondynka. Podeszła do mnie uśmiechnięta, po czym miło mnie przywitała. Wytłumaczyła, że Michael kazał jej mnie pomalować, na co byłam przygotowana. Wyłożyła wszystkie potrzebne kosmetyki. Zaczęła wykonywać swoją pracę. Nagle cicho zachichotała, a jej wzrok spoczął na mojej szyi.
- W końcu Michael wziął się do roboty.
Spojrzała się na mnie z rozbawieniem i znacząco poruszyła brwiami.
- To nie tak jak myślisz.
- Ty siedź cicho. Ja wiem co myślę. Cieszę się, że w końcu znalazł sobie kogoś normalnego. Jak nie Brooke Shields to Madonna.
- Ale my nie jesteś...
- Cicho! Ja wiem lepiej. I nie ruszaj się, bo wyjdziesz na scenie niczym Cruella De Mon - na te słowa zasalutowałam śmiechem.
Przez resztę czasu starałam się być w miarę cicho. Dlaczego starałam? Karen okazała się straszną gadułą, a my odnalazłyśmy wspólny język. Ciężko było milczeć, kiedy od wewnątrz rozpierała chęć wdania się w rozmowę.
Stałam za kulisami, bacznie obserwując występ Michael'a. Pierwszy raz ujrzałam jego taniec na żywo. Nie ukrywałam zdziwienia. Musiałam wyglądać jak zahipnotyzowana, z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami. To co robił nazwałabym magią. Zaczarowywał sobą swoją widownie.
W końcu przyszedł czas na mnie. Pewnym krokiem powędrowałam na scenę. Z energią wykonywałam swoje najpopularniejsze utwory. W końcu przyszedł czas na tę jedną, wyczekiwaną piosenkę. W głośnikach rozbrzmiały pierwsze dźwięki I just can't stop loving you. Wkrótce ujrzałam smukłą sylwetkę, dobrze znanej mi osoby. Wrzask na stadionie był nie do opisania, przez co szczęśliwość mnie nie opuszczała. Świadomość, że moja obecność przyczynia się do spełniania marzeń ludzi, niezmiernie podnosi mnie na duchu. Nawet w chwilach załamania i niepewności.
Przez całą piosenkę patrzyliśmy sobie w oczy, śpiewając jej tekst. To było naprawdę cudowne przeżycie. Panowała nieziemska atmosfera, aura. Dziesiątki tysięcy nieznajomych twarzy, zlewających się w morze, nagle stawała się rodziną. Nie zamieniłabym tego za nic.
Zgranymi praktycznie w jedność głosami, wyśpiewaliśmy ostatnie wersy:
"Then tell me, just what
Will I do
I just can't stop loving you."
*****
No witam!
Z góry jak zawsze (to już chyba tradycja XD) przepraszam za wszystkie błędy, których się dopatrzycie. I końcówki rozdziału😂 kompletnie nie wiedziałam jak zabrać się za ten opis, byłam zjeb... Zmęczona, dlatego wyszedł taki średni Xd
Myślę, że sporo działo się w tej notce. Same zwroty akcji😂
Ciekawi mnie, co myślicie o zachowaniu Ari, Michasia.
Komentarze i gwiazdki motywują❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top