Rozdział 10
Dni i tygodnie mijały. W końcu przyszedł czas wyjazdu. Od ostatnich trzech miesięcy dosyć mocno zmieniła się moja relacja z Michael'em. Staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Co do Mac'a to po staremu. Kłótnia, przeprosiny i tak w kółko. Przynajmniej opanował się z narkotykami i sytuacja sprzed paru tygodni poszła w zapomnienie.
Pare dni przed wyjazdem postanowiłam z Mike'iem, że do Nowego Orleanu polecimy jego prywatnym samolotem. Była to najbezpieczniejsza opcja biorąc pod uwagę fanów i media, które o wydarzeniu trąbiły niemiłosiernie. Cała nasza ekipa była już na miejscu od tygodnia, potrzebowali czasu by przetransportować sprzęt, zbudować scenę i zaznajomić się z miejscem koncertu.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka. Szybkim krokiem poszłam otworzyć drzwi mojemu przyjacielowi.
- Witam panią. - powiedział brunet, ukazując szereg swoich białych perełek.
- Hej, Michael - przytuliłam go szybko, na przywitanie - To pomożesz mi z bagażami?
- Jasne! Gdzie masz walizkę? - zaczął się rozglądać.
- Tam. - pokazałam palcem na stos złożony z trzech wielkich walizek.
- Chyba się przewidziałem... Nie zamierzasz tego chyba zabrać?
- Owszem, zamierzam - wyszczerzyłam się.
- Po co ci tego tyle? Lecimy tam na tydzień.
- Nie rozumiesz logiki kobiet.
- Dziwisz mi się?
- No wiesz oceniając po wyglądzie to tak.
- Wredota! - zaczął mnie łaskotać, ale zaprzestał swoich czynności. kiedy jego oczom ukazał się Mac.
- Skończyliście? Odczep się od niej pedale. Ona jest moja - wycedził przez zęby, po czym posłał Michaelowi zabójcze spojrzenie.
- A co zazdrosny jesteś? - zwrócił się do Mac'a.
- Taki w gębie jesteś? - podszedł zdenerwowany do Michaela.
Czułam, że muszę zareagować.
- Nie zachowujcie się jak dzieci. Mac proszę nie rób żadnych afer.
- Dobrze, przepraszam. Po prostu nie mogę patrzeć ten krzywy ryj - wypowiedział się o Michaelu.
- Wyjdź, proszę.
- Tym razem ci się udało, Jackson. Trzymaj łapy przy sobie - i zniknął za ścianą.
- Przepraszam cię za niego.
- Nie masz za co. To nie twoja wina, że jest nienormalny - posłał mi pocieszający uśmiech - Zbierajmy się lepiej - pomógł mi się zabrać do samochodu.
Droga na lotnisko upłynęła w miarę szybko. Czas upłynął na żartowaniu i wspominaniu naszego pierwszego spotkania. Lot natomiast dłużył się niemiłosiernie. Mimo, że byłam podekscytowana wyjazdem, to stres wziął górę. Od małego bałam się latać samolotami. Przerażała mnie świadomość, że wystarczy jeden błąd, aby pozbawić mnie życia. Cały czas siedziałam spięta w jednym miejscu, co chyba nie uszło uwadze Michaelowi.
- Coś nie tak? - zapytał z troską w głosie.
Podszedł do mnie, klęknął naprzeciwko mnie i ujął moje dłonie.
- Nie, wszystko gra - wymusiłem uśmiech.
- Widzę przecież, że coś jest nie tak - potarł kciukiem moją rękę, chcąc dodać mi otuchy. Ciężko westchnęłam.
- Po prostu źle znoszę loty samolotem. Boję się, Michael - Widziałam jak się szczerzy - Aż tak cię to bawi? Dzięki - już chciałam mu się wyrwać.
- Nie to mnie bawi. Myślałem, że to coś poważnego.
- To ci nie wygląda na poważne?
- Nie to miałem na myśli...
- Nie potrzebnie ci to powiedziałam - wycedziłam oburzona.
Wstałam z zamiarem pójścia na drugi koniec pomieszczenia. Nagle poczułam lekki ucisk na nadgarstku, odwróciłam się i od razu wpadłam w czyjeś ramiona.
- Przepraszam, że tak zareagowałem, ale postaw się w mojej sytuacji.
- To ja przepraszam, głupio się zachowałam.
Po czasie, kiedy przemyślałam swoje zachowanie było mi wstyd. Zachowałam się jak jakaś rozkapryszona pudernica.
- Możemy o tym zapomnieć? - zapytałam.
- Jasne - wyszczerzył się.
Po siedmiu godzinach byliśmy już na terenie hotelu. Dzieliłam z Michaelem apartament prezydencki. Nie powiem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mieliśmy do dyspozycji dwie duże sypialnie, łazienkę oraz to na co najbardziej czekałam ogromy pokój z widokiem na panoramę miasta z wielkim telewizorem na ścianie, połączony z aneksem kuchennym. Cały wystrój mogłabym określić jako nowoczesny, co bardzo przypadło mi do gustu. W całym wnętrzu przeważały jasne kolory, głównie biel, które świetnie współgrały z ciemnymi meblami.
- Ja biorę tą po lewej! - krzyknęłam, gdy przekroczyliśmy próg apartamentu, po czym pobiegłam w stronę sypialni.
- Zobaczymy! - Krzyknął i zaczął mnie gonić.
Pisnęłam kiedy poczułam, że się unoszę. Michael przerzucił mnie przez ramię. Zaczęłam piszczeć i bić go, ale na marne.
- Michael puść mnie! - w odpowiedzi usłyszałam tylko głośny śmiech.
W pewnym momencie jego ręka wylądowała na moim pośladku. Poczułam jak daje mi klapsa.
- Ała Mike! Już dobrze masz tą sypialnie!
- Lepiej.
Delikatnie rzucił mnie na łóżko, zasłane aksamitną pościelą. Przybliżył się, po czym zawisł nade mną, przygryzając wargę.
- Nie wiedziałam, że pan Jackson jest taki odważny.
- Dużo rzeczy jeszcze nie wiesz.
- Na przykład?
Zaczęłam bawić się jego guzikiem od koszuli, na co cicho zarechotał. Zwilżyłam swoje wargi. Moje ręce wplątałam w jego włosy. Delikatnie zaczęłam bawić się czarnymi lokami mojego przyjaciela. Z każdą sekundą coraz bardziej tonęłam w jego czekoladowych oczach.
- Że lubię... Filmy. Obejrzyjmy film! - krzyknął.
Odsunęliśmy się od siebie na bezpieczną odległość.
- Skąd tu weźmiesz kasety?
- Mam swoje sposoby - poruszył śmiesznie brwiami.
- To ja idę do toalety, a ty wybierz film - Wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki.
*****
Zacząłem grzebać w walizce w poszukiwaniach kaset z moimi ulubionymi filmami, które musiałem ze sobą zabrać. Długo zastanawiałem się pomiędzy Dirty Dancing, a szczęki. Ostatecznie wybór padł na horror. Miałem nadzieję, że wzbudzi w Ari strach, a ja będę ją przed nim bronić niczym rycerz. Usłyszałem jak drzwi za mną się otwierają.
- I co wybrałeś? - podeszła do mnie - Szczęki? Poważnie? Ja się boję horrorów.
- O to mi chodziło - mruknąłem z uśmiechem pod nosem.
- Nie zdziw się jak posłużysz mi za misia.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Co? - wybuchła śmiechem i zajęła miejsce na skórzanej kanapie.
- Nic, nie ważne.
Włączyłem film i dołączyłem do mojej przyjaciółki... jeszcze przyjaciółki. Już od samego początku widziałem u Ariany przerażenie. Siedziała skulona z podciągniętymi pod brodę kolanami. Ze spokojem obserwowałem jak z każdą minutą nasila się u niej strach. W pewnej chwili poczułem jak ktoś wtula się w mój bok, kurczowo trzymając moją koszulę. Momentalnie objąłem ją ramieniem, przyciskając ją bardziej do mojego torsu. Na napisach końcowych, gdy Ari zorientowała się jak bardzo blisko mnie się znajduje, odskoczyła jak poparzona.
- Jestem już zmęczona, pójdę już spać - wyciągnęła potrzebne rzeczy z walizki i skierowała się do łazienki.
Minęła godzina aż w końcu mogłem wziąć prysznic. W między czasie również nade mną zmęczenie brało górę.
- Dobranoc,Mike - powiedziała szatynka, idąc do swojej sypialni.
- Dobranoc - odpowiedziałem i poszedłem wykonać wieczorną rutynę.
Praktycznie od razu odpłynąłem, jak położyłem się do spania. Byłem na wpół świadomy, gdy oślepiło mnie jasne światło. Zaciągnąłem kołdrę na siebie, chcąc pozbyć się natrętnej rzeczy.
- Michael? - nagle usłyszałem dobrze mi znany głosik. Uchyliłem powieki. Zaspany spojrzałem na lekko rozmazaną postać.
- Tak?
- Miałam zły sen... Czy mogę dzisiaj z tobą spać?
- Chodź.
Przesunąłem się, by zrobić miejsce szatynce. Podniosłem kawałek pościeli i poklepałem prześcieradło, dając jej znak. Po chwili poczułem jak materac ugina się pod ciężarem jej ciała. Przykryłem nas szczelnie. Byłem w lekkim szoku. Nie spodziewałem się takiego kroku z jej strony. Delikatnie objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Czułem ciepło pochodzące od przylegającego do mnie jej ciała. Zbliżyłem głowę do jej szyi. Napawałem się zapachem jej skóry. Zacząłem cicho śpiewać do jej ucha:
Every night she walks right in my dreams
Since I met her from the start
I'm so proud I am the only one
Who is special in her heart
The girl is mine
The doggone girl is mine
I know she's mine
Because the doggone girl is mine.
Kiedy skończyłem i poczułem, że jej oddech się uspokaja, postanowiłem pójść o krok dalej. Założyłem jej pojedynczy, spadający na policzek kosmyk za ucho. Nachyliłem się i zbliżyłem swoją twarz w jej stronę. Wyszeptałem ciche "Kocham cię", po czym musnąłem swoimi wargami jej usta. Oddaliłem się i wróciłem do poprzedniej pozycji. Przytuliłem się do jej pleców, by po chwili odpłynąć do krainy Morfeusza.
*****
Witam! Przepraszam za dupowaty rozdział. Miałam na niego pomysł, miał być długi i zajebisty, ale kompletnie nie szło mi pisanie i w efekcie powstał jeden wielki zapychacz😞
Dziękuję też za miłe słowa w komentarzach, pod poprzednimi rozdziałami, to naprawdę dodaje kopa❤️😘
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy albo macie uwagi to śmiało piszcie❤️
Komentarze i gwiazdki motywują❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top