trzydziesty siódmy
Anne otworzyła z szerokim uśmiechem i spojrzała na chłopaków.
-Wejdźcie - otworzyła szerzej drzwi.
Calum uśmiechnął się do niej lekko i uderzył Ashtona w ramię.
-Co się mówi, kurwo? - warknął mu na ucho, gdy usiedli w salonie.
Anne uśmiechnęła się na widok przyciśniętych do siebie chłopaków.
-Słodko razem wyglądacie, chłopcy - spojrzała na nich, na co Calum odsunął się od niego jak poparzony - Chcecie coś do picia? - splotła swoje palce ze sobą i popatrzyła po nich.
-Kawy? - zaproponował Ashton, na co otrzymał uderzenie z łokcia od młodszego.
-Ashton całkiem zapomniał, że nie może kawy, poproszę sok, dla mnie i dla niego, byłbym bardzo wdzięczny - Calum uśmiechnął się miło, a gdy tylko Anne poszla to kuchni, brunet spojrzał wściekle na starszego - Pojebało cię? - szepnął - Nie możesz kofeiny, po tych tabletkach od Mali kofeina może cię zabić. W tym momencie idziesz porozmawiać szczerze z twoją mamą, bo jak nie, to wiesz, że mój przyjaciel leży sobie w bagażniku i czeka na rozwalenie ci ryja.
Ashton pokiwał głową i poszedł do kuchni. Stanął w drzwiach, uśmiechając się lekko.
-Możemy pogadać, mamo? - zapytał, podchodząc bliżej kobiety, by ostatecznie oprzeć się o blat kuchenny.
Anne uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
-Jasne, synku - spojrzała mu w oczy - wyprzystojniałeś, wiesz? - ułożyła dłoń na jego policzku.
-Przepraszam za to, że tyle cię olewałem - szepnął - Nie chciałem, żeby to wszystko potoczyło się w ten sposób i... Bałem się tu wrócić, bałem się tego, co o mnie pomyślisz. Gdyby nie Calum, teraz pewnie nadal staczałbym się pośród narkotyków i alkoholu...
Anne spojrzała na niego smutno i zabrała rękę.
-Brałeś? - zapytała cicho.
-Chciałem zaimponować ojcu - spuścił wzrok - Nawet nie wiem, kiedy się uzależniłem...
Anne przeczesała włosy palcami, po czym westchnęła smutno.
-Jesteś teraz na tym gównie?
-Jestem na głodzie, od ponad tygodnia nie brałem heroiny - unikał jej wzroku - Robię to dla Caluma, żeby... Mnie nie zostawił - odetchnął - On jest moim aniołem, pomimo, że często na mnie klnie i obraża, takiego kogoś potrzebowałem od zawsze - powiedział cicho i spojrzał jej w oczy - Przez moją głupotę prawie mnie zostawił, ale teraz moja kolej, żeby się o niego postarać.
Anne uśmiechnęła się lekko i przyciągnęła mężczyznę do siebie, by zamknąć go w uścisku.
-Jestem z ciebie taka dumna, synku... - szepnęła z łzami w oczach.
Reszta ich spotkania minęła w miłej atmosferze i nim się obejrzeli, Ashton żegnał się już ze swoją mamą, obiecując że jeśli tylko wyjdzie z uzależnienia i zacznie chodzić na terapię to znów do niej przyjedzie.
-Brawo, Irwin - Calum uśmiechnął się lekko, gdy już siedzieli w samochodzie - Świetnie sobie poradziłeś - odpalił silnik.
Ashton przygryzł wargę, zastanawiając się przez chwilę.
-Widzisz jeszcze jakiś cień szansy dla nas, Cally? - zapytał cicho.
***
To ff zamienia się w jedno wielkie, Cashtonowe, słodkie gówno proszę państwa.
Ale cierpliwości
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top