dwudziesty ósmy

-Nie, Mali - mruknął Calum i zabrał jej broń - Może i jest chujem, ale nie będę nikogo zabijał.

Mali uniosła brew, po czym zaśmiała się cicho.

-Jakoś nie miałeś tego problemu, kiedy mściłeś się na Tonym - spojrzała na niego - I... Kilku innych - skrzywiła się nieco na wspomnienie mężczyzn, którym Calum podawał środki usypiające - Widziałam ich białka - wzdrygnęła się.

-Oni to co innego - warknął - Byli pojebanymi ćpunami.

-A Ashton? Co tak naprawdę Ashton ci zrobił, skoro tak go bronisz, huh? Może tobie zrobił to samo co Katy, a ty nabawiłeś się syndromu sztokholmskiego...

-Przestań - usiadł na kanapie - Nie bronię go, po prostu... - zamyślił się - On jest chory, trzeba mu pomóc, a nie go zabijać.

-Co? - dziewczyna zaśmiała się gorzko - Każdy z tych, którzy już nie żyją dzięki tobie był na coś chory. Nie robiłeś wtedy takiego szumu, a teraz - wskazała na niego ręką gdy brakło jej słów - Płaczesz, bronisz tego gnoja - mruknęła po chwili.

Mali wstała i zaczęła chodzić po salonie, żeby wymyślić jakiś sensowny plan, który nie zakończyłby się śmiercią.

-Może spróbujemy podejść go jak tego... Hemmings? Nazywał się Hemmings, nie? Ten, którego stalkowałeś przez tydzień, żeby mieć wystarczająco informacji dla Michaela.

-Wiem już wszystko o Irwinie - powiedział cicho.

Blondynka uśmiechnęła się szeroko i opadła na kanapę obok niego, czekając na jakieś cenne informacje.

-Jeszcze jak mieszkał na obrzeżach Brisbane, to... Jego mama ledwo wiązała koniec z końcem. Miesiąc temu postanowiłem się tam wybrać, żeby nie wpakować się w jakieś gówno z kolejnym chłopakiem i żeby mój kolejny partner nie był do odstrzału, sama rozumiesz - wzruszył ramionami.

-Czekaj... - zamyśliła się - Umawiasz się z Irwinem?! - oburzyła się - To dlatego go bronisz! - olśniło ją - Ashton to twój chłopak!

Calum wywrócił oczami i westchnął ciężko.

-No tak, no... - mruknął cicho i pociągnął swoją bluzkę na dół - Zaczęliśmy się spotykać, ale nie jest moim chłopakiem.

-Co ty w nim widzisz? - spojrzała na niego z niesmakiem - Poza tym już kilka razy załatwiłeś swoich chłopaków, jeśli byli chujowi. Jeden poszedł do psychiatryka i jeden do więzienia. Nadal nie powiedziałeś co stało się z tym trzecim, bo co do czwartego, jestem niemal pewna, że go zaćpałeś.

Calum wzruszył ramionami, uśmiechając się nieco pod nosem. Mali nie musi wiedzieć, że ten trzeci został wrzucony na czyjąś posesję z groźnymi psami, po uprzednim odcięciu penisa.

-W Brisbane spotkałem się z mamą Ashtona. Nazywa się Anne i jest przemiłą kobietą - uśmiechnął się szerzej - Zacząłem z nią rozmawiać o jego dzieciństwie, aż - przełknął ślinę, a jego uśmiech zbladł - Opowiedziała mi, jak któregoś dnia wrócił ojciec Irwina. Pobił ją do utraty przytomności i zgwałcił na oczach chłopca. Powiedział mu, że jeśli będzie tak traktował ludzi, to osiągnie naprawdę wiele w swoim życiu. Ten chuj przeciągnął go na swoją stronę, a z mamą chłopaka została jego siostra, Lauren. Po jakimś czasie Ashton do nich wrócił, był u ojca przez pięć lat, dopóki nie zrozumiał, że kutas wrócił po niego tylko po to, żeby móc ubiegać się o pieniądze od Anne. Ona za bardzo się go bała, żeby wnieść sprawę do sądu, więc co miesiąc grzecznie przesyłała mu pieniądze. Lauren, pani Anne i Harry to prawdopodobnie jedyne osoby, o które boi się i troszczy. Innych ma w dupie.

Mali otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknęła, gdy nic nie przychodziło jej na myśl.

-Ona tak po prostu ci wszystko powiedziała? - zapytała z niedowierzaniem - Te prywatne sprawy?

-Powiedziałem jej, że poznałem Ashtona i chciałbym mu pomóc. Spojrzała na mnie tak, jakbym był ich ostatnią deską ratunku, wiesz? Ostrzegała mnie przez nim, mówiła, że nie jest pewna, jak bardzo Ashton się zmienił, bo jedynie dzwonią do siebie i Ash wysyła im pieniądze, ale... - wziął głęboki oddech - Nie wiedziałem, że będzie aż tak źle...

Gdy tylko dziewczyna zobaczyła zaszklone oczy brata, przyciągnęła go do siebie i przytuliła mocno.

-Najpierw ustawimy chuja do pionu, a potem mu pomożemy, Cally - szepnęła mu na ucho, pocierając jego plecy.


***

Jeśli znajdziecie jakikolwiek błąd, to nie bijcie, błagam. Nie zwracajcie uwagi na powtórzenia, bo jestem dzisiaj nie do życia, chyba jakieś przeziębienie mnie łapie, ugh.

Dajcie znać, co sądzicie o tym rozdziale (pomijając błędy, o nich akurat wiem)

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top