dwudziesty
-Odsuń się, Katy. - warknął, gdy dziewczyna stanęła przed szafką z nożami - Jeden to za mało, a zaraz do niego jadę.
Katy pokręciła głową i nadal opierała się tyłkiem o szafkę, w której znajdowały się noże kuchenne.
-Jeden ci wystarczy. Potem znów będziesz narzekał, że nie masz jak posmarować chleba, bo wszystkie noże magicznie zniknęły.
Michael westchnął z rezygnacją i poprawił swój długi sweter, który skutecznie zasłonił nóż przyczepiony do jego paska.
-Moja karta jest w szufladzie ze skarpetami, gdyby trzeba było wyciągnąć mnie z aresztu, to po prostu wyciągnij kasę ode mnie, kiedyś mi oddasz - machnął ręką, na co Katy prychnęła.
-Jeśli cię zamkną chociaż na jeden dzień, to biorę kasę i wyjeżdżam jak najdalej od ciebie i twojej dupy przenoszącej kiłę i AIDS na raz. - zachichotała - Ale dzięki, jak zabraknie mi kasy, to wiem jak ją zdobędę.
-Nawet o tym nie myśl, pipko. - mruknął i poszedł w stronę wyjścia.
-Dasz radę, Michael, jesteś dużym, silnym chłopczykiem. - uśmiechnął się lekko do siebie, parkując przed domem Hemmingsa - i gdyby coś się stało, to po prostu zabijesz tego chuja! - powiedział pogodnie z szerokim uśmiechem na ustach.
Wysiadł z samochodu i poszedł powoli w stronę drzwi od domu Luke'a. Z lekkim uśmiechem i przerażeniem w oczach zapukał w drewnianą powłokę. Wziął głęboki oddech, gdy usłyszał dźwięk przekręcanego zamka.
-Nie myślałem, że przyjedziesz - Luke uniósł brew, patrząc na niego.
-Nie bój się, to nie moja dobra wola, gdybym nie przyjechał, to by mnie zwolnili, tylko dlatego tu jestem - uśmiechnął się sztucznie - Za to ty zamieniłeś się z Irwinem.
Luke wciągnął go do środka i zamknął za nim drzwi.
-Już nie jesteś taki rozgadany jak ostatnio, co, chuju? - prychnął cicho, by po chwili zostać przyciśniętym do ściany - Woah, powtórka z ostatniego razu?
-Chcesz się stawiać? - dopytał i docisnął go mocniej, po czym złapał go za biodro - Co do-- urwał, gdy wyczuł coś twardego przy jego pasku.
Szybko podciągnął jego sweter i wyciągnął ostry kuchenny nóż.
-Ah, rozumiem. - pokiwał głową, patrząc na przerażonego chłopca - Chciałeś mnie zajebać, czy coś... - zaśmiał się cicho i podszedł do niego.
Michael zapłakał cicho, czując zimny i ostry przedmiot na jego szyi.
-N-Nie, nie chciałem ci nic zrobić - zaszlochał głośniej.
-Więc po co ci ten nóż? Dzięki niemu teraz ja mam ochotę ci coś zrobić, skarbie - uśmiechnął się szeroko.
***
Szaleję z tymi rozdziałami, prawda?
Ale ten jest króciutki dlatego postanowiłam dodać go jeszcze dzisiaj!
Miłej nocy ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top