czterdziesty siódmy

-Nie chcę tego słuchać, Irwin - warknął Calum - Mówiłem ci już coś na ten temat.

Ashton skrzyżował ręce na piersi i burknął coś pod nosem. Był zły, że Calum nie pozwala mu zamówić kawy.

-Jesteśmy w kawiarni. Co robi się w kawiarni? Pije się kawę! - oburzył się - A ja nie mogę pić kawy, bo kofeina mnie zabije.

-Dokładnie tak. Mogę zamówić ci soczek. Chcesz soczek? - uśmiechnął się szeroko do mężczyzny.

-Nie jestem dzieckiem, Calum. - warknął na niego.

-Och, jesteś, skarbie. Tylko dzieciaki nie rozumieją co się do nich mówi.

-Zamów mi bezkofeinową, Cal. Po prostu, bezkofeinową - westchnął znużony, przez co Calum ułożył usta w cienką linię.

Calumowi było cholernie smutno, że Ashton gdzieś stracił poczucie humoru. Przez ostatni tydzień tylko mu dogryzał, dawał chamskie uwagi i nie szanował jego pracy.

-Znów powiedziałem coś nie tak? - zapytał Ashton.

Hood tylko pokręcił głową i poszedł zamówić im po bezkofeinowej kawie i serniku. Upewnił się, żeby ciasto było bez rodzynek, bo Ashton ich nie znosi i mógłby zrobić mu kolejną awanturę o cokolwiek.

Wrócił do stolika i położył przed sobą menu, bawiąc się rogami karty.

-Przepraszam, że taki jestem, Cal - westchnął wreszcie Ashton - Może... Jednak zapisz mnie na tą terapię?

Calum uniósł wzrok i spojrzał na niego w niezrozumieniu.

-Przecież nie chciałeś, mówiłeś, że to dla pizd - zmarszczył brwi.

-Chciałbym się uniezależnić od ciebie... I trochę cię odciążyć. Robisz za moją niańkę, chociaż masz dużo swoich spraw na głowie.

-Jesteś moim chłopakiem, Ash - westchnął cicho i ułożył uspokajająco dłoń na jego zaciśniętej pięści - To normalne, po prostu się o ciebie troszczę i martwię, bo nie chcę, żebyś wrócił do prochów.

Ashton spojrzał na ich dłonie i pierwszy raz od tygodnia uśmiechnął się lekko.

-Zapiszę się na terapię, żeby już raz na zawsze pożegnać to chujostwo. Zrobię to dla mnie... I dla ciebie. I może dla naszego związku, przyszłego dziecka i pieska lub kotka...

Calum uśmiechnął się czule i przysunął się bliżej Irwina na kanapie. Miał w tym momencie gdzieś innych ludzi, w sumie to miał gdzieś cały świat. Wtulił się w chłopaka i przymknął oczy, czując, że mógłby tak spędzić wieki.


***

Za słodki ten Cashtonek, prawda?

No ale nic, trudno, niech już będzie. Nie będę ich już niszczyć, nie mam serca do tego.

Dobranoc wszystkim! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top