Kendra
Droga do Żywego Mirażu minęła strasznie szybko. Dwa dni po tym jak otrzymaliśmy list ja, Seth, Warren i Vanessa zapakowaliśmy się do małego vana i ruszyliśmy na lotnisko.
Rodzice nie było zbyt zadowoleni takim obrotem spraw. Widzieli naszą dwójkę pierwszy raz od Bożego Narodzenia i mogli się nacieszyć nami tylko trzy dni, a w przypadku mojego brata - dwa. Niemniej nie mieli wyboru i musieli pozwolić nam jechać. Sama niechętnie opuszczałam Baśniobór. To był mój dom, a ja nie zdążyłam nawet przejść się do ukrytego jeziorka w lesie.
Doren i Nowel też się dąsali, gdy tego samego dnia, którego spotkali się w końcu z Sethem musieli się z nim pożegnać. Wyluzowani jednak trochę gdy mój braciszek dał im siatkę pełną śmieciowego żarcia. Byli satyrami - pół ludźmi, pół kozłami. Nie dziwię się więc, że nie długo chowali urazę.
W samolocie Seth natychmiast zapadł w sen, natomiast Warren i Vanessa pogrążyli się w rozmowie. Oni także przeżyli długą rozłąkę. Cztery lata temu, po zamknięciu Zzyxu i wyznaczeniu nowych Wiecznych ta dwójka bardzo się do siebie zbliżyła. Z początku Warren był trochę nieśmiały i bardzo wolno stawiał następne kroki. Podejrzewam, że gdyby to Vanessa nie wyznała mu co czuje to nigdy by się nie zeszli. Niestety szybko musieli znów się rozdzielić.
Van była potrzebna przy negocjacjach z byłymi poplecznikami Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej, a Warren pomagał Sethowi przy treningu. Nie mieli czasu się sobą nacieszyć.
Patrząc na nich coraz bardziej cierpiałam. Paprot często towarzyszył mi w szkole i budził powszechną zazdrość wśród innych dziewczyn. Jego idealna cera i modnie przycięte włosy przyciągały wszystkie osoby płci żeńskiej z całego miasta. Bardzo szybko staliśmy się jedną z najpopularniejszych par, a moje znajome ciągle chciały o nim gadać, co w wielu przypadkach sprawiało, że miałam ich dość.
Najbardziej uwielbiałam chwile gdy mogłam być z nim sam na sam. W moim małym mieszkanku, na sofie, i cichą muzyką w tle. To była moja definicja raju. Niestety wraz z początkiem wiosny mój chłopak musiał wyjechać. Jego matka - Królowa Wróżek - potrzebowała jego pomocy w jednej z wróżkowych, supertajnych spraw, o których nawet wróżkokrewni nie mogą wiedzieć. Wyjechał wraz z początkiem długiego weekendu i od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wiadomości. Paprot nie miał komórki, ani nie używał komputera, ale za to potrafił wytwarzać magiczne komunikatory. Ja otrzymałam od niego zaczarowany łańcuszek. Gdy chwyciłam go w rękę w teorii powinnam być w stanie porozmawiać z nim. Z praktyką było trochę gorzej. Choć codziennie starałam się z nim skontaktować to niestety nikt mi nie odpowiadał.
Próbowałam się nie zamartwiać, dlatego nikomu nie powiedziałam o jego wyjeździe. W końcu był jednorożcem - jedną z najpotężniejszych istot jakie chodzą po tym świecie. Niewiele może mu zagrozić. Nie sądzę nawet, by cokolwiek się odważyło. W końcu musiałoby się liczyć z gniewem Królowej.
Martwiłam się też o spotkanie rycerzy. To było pierwsze walne spotkanie od czasu tego, które wydarzyło się gdy miałam czternaście lat. Wtedy Sfinks nieźle namieszał. Poznał mnie z Gavinem, który okazał się zdrajcą i jednym z najgorszych smoków. Przez niego zginął Dougan, a nasza misja w Gadziej Opoce prawie stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście udało nam się zakończyć ją z powodzeniem. Wtedy też poznałam mojego ulubionego smoka.
Według listu tym razem zgromadzenie miało odbyć się w innych warunkach. Bez masek i płaszczy. Wszyscy mieli zobaczyć swoje twarze i móc swobodnie rozmawiać. Zamiast pojedynczych rozmów z głównodowodzącym odbędzie się oficjalny bankiet, na którym Trask przemówi, a także pasuje nowych rycerzy. Zostanie też wybrany ostatni, piąty Wieczny. Jego tożsamość na razie pozostała ukryta. Podejrzewałam jednak, że to musi być ktoś zaufany, ponieważ tak ważnego stanowiska nie można przekazać byle komu. Choć dostał je mój brat, a to oznacza, że poprzeczka nie jest ustawiona zbyt wysoko.
***
- Szybciej Kendro! Samochód czeka tylko na ciebie! - zawołał Seth.
Stał na środku hali, z torbą podróżną przełożoną niechlujnie przez jedno ramię, a jego włosy - całe roztrzepane - wyglądały jakby żyły własnym życiem. Był to skutek spania w samolocie, ale mój brat najwyraźniej postanowił go zignorować. Wolał skupić się na wachlowaniu, ponieważ nawet w klimatyzowanym pomieszczeniu temperatura była nieznośna.
Odłożyłam jeden z przewodników po okolicy na stoisko, a następnie udałam się w kierunku moich przyjaciół. Według planu zgromadzenie miało trwać całą jutrzejszą noc i następny dzień, podczas którego Trask miał przydzielać zadania i misję. W głębi serca tliła mi się maleńka nadzieja, że tym razem może i jak jakaś dostanę. Nie przepadałam za niebezpieczeństwem, ale bycie biernym było równie okropne.
Gdy zrównałam się z Sethem razem ruszyliśmy na parking, na którym - o ile to możliwe - było z trzy razy cieplej niż na lotnisku. Szybko odnaleźliśmy resztę drużyny, która akurat zajęta była rozmawianiem z Aaronem - najlepszym pilotem w całym zakonie.
- Kogo moje piękne oczy widzą. Czyż to nie bohaterowie wielkiej wojny i wybawcy świata! - zakpił lekko Aaron, a następnie otworzył ramiona. Chętnie dałam się przytulić i wyściskać. Seth ograniczył się do męskiego poklepania po plecach.
Aaron był jedną z tych osób, które razem ze mną i moim bratem przechodziły przez niejedne tarapaty. Od naszego ostatniego spotkania nie zmienił się za bardzo. Nadal nosił luźne jeansy i koszulki na krótki rękaw. Na jego głowie, we włosach spoczywały przyciemniane okulary-pilotki.
- Miło cię widzieć Aaronie. Minęło tyle czasu! Co robiłeś przez te wszystkie lata?
- Bywało się to tu, to tam. Długa historia. Na razie ruszajmy do Mirażu. Pewnie jesteście zmęczeni podróżą.
- O! Nawet nie wiesz jak - mruknął mój brat, przeciągając się.
- Po czym ty jesteś zmęczony Seth? Przesłałeś cały lot! - odparła Vanessa, która już siedziała na tylnym siedzeniu Land Rover'a.
- To że spałem nie oznacza, że nie mogę być zmęczony.
Mój brat skutecznie uciął temat, bo w momencie gdy Warren chciał mu odpowiedzieć ten po prostu wcisnął się na tylne siedzenie, tym samym spychając Warrena.
Zostało mi tylko miejsce z przodu, które chętnie zajęłam. Do jednego ucha włożyłam słuchawkę, w której leciał akurat hit wakacji. Drugą zostawiłam pustą z by móc słyszeć co mówi do mnie pilot, choć przez chwilę żałowałam, że nie włożyłam obu, ponieważ z tyłu Seth i Warren zaczęli ostrą kłótnie i przekrzykiwali się coraz częściej. Vanessa miała minę jakby chciała znaleźć się daleko od tej dwójki, ale dzielnie siedziała pomiędzy nimi i ignorowała ich.
Patrząc na nich przypomniały mi się dawne czasy, kiedy Seth zakradł się do chlebaka i poleciał z nami na misję do Gadziej Opoki. Wtedy też rozpętał małą kłótnie, co oznaczało, że wiele od tamtego czasu jednak w naszej rodzinie się nie zmieniło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top