#8 Trudna decyzja- Filip
- Ugh, jak ona mogła mi to zrobić? Potraktowała mnie jak śmiecia, taka z niej przyjaciółka. Niech sama sobie teraz radzi, bez nas. Skoro jest taka mądra, to sama da sobie radę- myślę.
Ze złością kopię kamień znajdujący się zaraz obok mnie.
- No, no. Całkiem nieźle- słyszę za sobą ironiczny głos.
Szybko odwracam się za siebie. Moim oczom ukazuje się czteroosobowa grupa.
- No proszę, kogo my tu mamy - uśmiecha się szyderczo - kolejna osoba do zabicia- mówi Agata.
Lekko cofam się do tyłu.
- Skończmy to szybko- mówi Adrian.
- Dalej, skacz- mówi Arek.
Jego kusza jest skierowana wprost na mnie. Nie wiem co mam teraz zrobić. Za sobą mam przepaść, a przede mną grupę wściekłych nastolatków gotowych mnie zabić.
- No, na co czekasz? - podchodzi bliżej - skacz- mówi Arek.
- Sam skacz- mówię.
- Słyszysz siebie?- prycha Arek.
- Tak- odpowiadam pewnie.
Zza pleców wyjmuję maczetę i zadaje jeden szybki, sprawny cios. Jego kusza wypada mu z rąk, prosto w ciemną otchłań na dole. Arek nie zdążył nawet zareagować.
- Dobra, koniec zabawy- syczy Arek.
Widzę jak z torby wyjmuję pałkę z ostrym zakończeniem.
- Wykończ go!- krzyczy Ania.
Chłopak, jako pierwszy zaczyna walkę. Rzuca się wprost na mnie. Jednak szybko robię unik.
- Nie uciekniesz mi!- krzyczy Arek.
Nagle słyszymy strzał i pisk. Odwracam wzrok w stronę stojących obok mnie osób. Na ziemi zauważam postrzeloną Anię, jeszcze żyje. Kątem oka widzę, jak dwójka osób zbliża się do nas.
- Co tak stoicie? Zabijcie ich!- krzyczy Arek.
Agata i Adrian bez zastanowienia ruszyli w ich stronę. Teraz mam szansę. Zadaję kolejny cios Arkowi, tym razem w głowę. Jednak chłopak w ostatnim momencie zatrzymał cios pałką.
- Giń!- krzyczy Arek.
Jego pałka wbija mi się w lewe ramię. Czuję jak ból przeszywa cała moją rękę. Jednak nie jest on, aż tak mocny, abym przestał walczyć. Widzę jak chłopak biegnie wprost na mnie. Kiedy już miał mnie popchnąć, zadałem mu kolejny cios. Maczeta wbiła mu się porządnie w brzuch. Chłopak momentalnie się zatrzymał i upadał na ziemię jęcząc.
- No proszę, wielki Pan morderca stał się ofiarą- mówię.
Jedyną odpowiedzią jaką słyszę jest jego jęk.
- Szkoda, mogliśmy załatwić to pokojowo, przyjacielu- mówię i kopię go w brzuch.
Chłopak odwraca się na drugi bok. Niestety nie wiedział, że zaraz za nim jest przepaść. Jedyne co jeszcze usłyszałem to jego przeraźliwy krzyk.
Ręka wycieram czoło od potu. Jeszcze przez chwilę patrzę w przepaść uśmiechając się triumfalnie.
- No to zaczynamy- słyszę głos Agaty.
Odwracam się i widzę Karine walcząca z Agatą. Mimo, że Karina ma przy sobie kij to Agata powala ją na ziemię i zaczyna bić. Już miałem pobiec w jej stronę, ale zatrzymałem się gdyż zauważyłem jak Adrian usiłuje zabić kolejną osobę. Przez chwilę waham się komu mam pomóc. Ale zaraz uświadamiam sobie, że jednak Karina jest ważniejsza, mimo iż jest podłą suką. Z impetem rzucam się na dziewczynę. Jednak dziewczyna zauważyła mnie wcześniej i zrobiła unik.
- Ah tak? Dwóch na jednego?- pyta Agata.
- I tak wszyscy zginiemy- mówi z przekonaniem Karina.
- Ja nie zamierzam- odpowiada Agata.
Nie zdążyłem nawet zareagować. Dziewczyna popchnęła mnie w stronę przepaści. Już czułem, że lecę. Bardzo dziwne uczucie. Lecz w ostatniej chwili poczułem jak coś ciągnie mnie za rękaw. Jak mogłem się spodziewać, to była Karina. Chciałem jej podziękować, ale nie było czasu na jakieś pogawędki. Agata nie zwlekając rozpoczęła kolejny atak. Umiejętnie ominęła cios Kariny i popędziła wprost na mnie. Dziewczyna uderzyła mnie wprost w krwawiącą ranę na lewym ramieniu. Powstrzymując się od krzyku zadałem Agacie cios maczetą. Trafiłem prosto w prawą część klatki piersiowej. Dziewczyna syknęła. Od razu było widać, że straciła dużo sił.
- Nie daruje Ci tego!- krzyczy.
Właśnie w tym momencie widzę jak Karina podbiega do dziewczyny i jednym sprawnym ruchem spcyha dziewczynę z góry. Oboje spoglądamy na siebie.
- Teraz został tylko Adrian- mówi dysząc Karina.
- Najlepiej stąd uciekamy- mówię szybko.
- Chcesz przeżyć?- pyta Karina.
- Oczywiście, że chce, ale mordownie ludzi to nie rozwiązanie- krzyczę!
Jednak Karina olała moje zdanie. Szybkimi krokiem podeszła do jeszcze żyjącej Ani i zabrała jej strzelbę. Bez zastanowienia dobiła ją strzałem w głowę. Momentalnie głowa dziewczyny została roztrzaskana, a jej krew rozprysneła się na wszystkie strony. Karina spogląda na mnie ze złością.
- Co znów zrobiłem?- pytam.
- No co tak stoisz, dalej musimy go zabić- mówi Karina.
- Czekaj! Najpierw przeszukamy ich torby- mówię.
- Jezu po co? Lepiej żeby jak najszybciej zginął- mówi Karina.
- Po co? Przecież na pewno jest tam mnóstwo żywności i wody, a to się nam przyda- mówię.
- Dobra, ale ty będziesz to wszystko nosił- mówi.
3 minuty później...
Zakładając torbę od razu poczułem jej ciężar.
- Chciałeś to masz- prycha Karina.
- Wcale nie jest takie ciężkie- mówię.
- Nie kłam, widzę po twoim wyraźnie twarzy, że jest- mówi Karina.
- Dobra, dobra, ty mi lepiej powiedz czy widziałaś gdzie Adrian pobiegł- pytam.
- Tam jest! Nie widzisz?- mówi Karina wskazując palcem na las znajdujący się u podnóża góry.
- Jakim cudem tak szybko stąd zszedł?- pytam ze zdziwieniem.
- Chyba dla niego śmierć jest już obojętna- mówi Karina.
- Co masz na myśli?- pytam.
Karina popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- No co?- pytam ze zdziwieniem.
Dziewczyna odwraca głowę i zaczyna zbiegać z góry. Teraz już wiem o co jej chodziło.
- Nie wierzę, że to robię- mówię cicho do siebie.
Bez zastanowienia pędem ruszam w dół. Już po kilku metrach przewracam się i robię parę przewrotów w przód po czym znów zyskuję równowagę i tak w kółko. Czuję, że jestem już cały poobijany. Nie widzę już nic, nie wiem czy jestem bliżej czy dalej podnóża góry. Po prostu biegnę przed siebie.
- No proszę, udało Ci się- mówi Karina.
Podnoszę się z ziemi i patrzę na nią że zmęczeniem.
- Ja się jeszcze dziwię, że nie złamałem sobie karku- mówię z podekscytowaniem.
- Dobra, nie ciesz się tak. Musimy go dogonić- mówi Karina.
Teraz właśnie zauważyłem, że nie zamknąłem torby. Wszystko co w niej było, wala się teraz po całej górze.
- Pieprzyć to, ruszajmy- mówi Karina.
- Ale przecież potrzebuje broni- mówię.
- Trzymaj i nie marudź- mówi Karina wręczając mi kij bejsbolowy i paralizator.
- Dzięki- odpowiadam.
Zaraz po przejściu przez las słyszymy wystrzał z pistoletu.
- Cicho!- syczy Karina.
Widzę jak z torby wyjmuję GPS i włącza go. Na ekranie widać zbliżającą się czerwoną kropkę, a zaraz za nią drugą. Niestety minus tego urządzenia jest taki, że nie pokazuję on numeru. Możemy jedynie podejrzewać kto to. Nagle zza dość dużej skały wybiega Adrian. Od razu można zauważyć, że przed kimś uciekał. Jest cały ubrudzony od ziemi i spocony. Spoglądam na Karine, która już celuję w niego strzelbą. Kiedy Karina miała już wystrzelić, z lasu wybiegła czarnowłosa dziewczyna z czekanem w ręku.
- To Wiktoria!- mówię.
Dziewczyna z impetem rzuciła się na chłopaka. Powaliła go i szybkim ruchem wbiła mu czekan w gardło. Karina dobrze wiedziała co robić. Strzeliła z strzelby w Wiktorię. Jednak ona spodziewała się ataku i szybko zasłoniła się ciałem Adriana.
Karina ze złością ruszyła w stronę dziewczyny. Zrobiłem to samo. Wiktoria szybko zebrała się do kupy i rozpoczęła atak. Z krzykiem zadała cios czekanem. Karina ominęła go. Jednak nie spodziewała się, że dziewczyna będzie miała pistolet. Chcąc powstrzymać Wiktorię przed strzałem uderzyłem ją kijem w nogę. Jednak to ją nie ruszyło. Popchnęła Karine na ziemię i strzeliła jej prosto w klatkę piersiową. Rozwścieczony rzuciłem się na Wiktorię. Upadając na ziemię dziewczyna upuściła pistolet. Zacząłem bić ją pięściami po twarzy. Nagle poczułem ból przy skroni. Momentalnie zaczęło kręcić mi się w głowie i dziewczyna z łatwością odepchnęła mnie na bok.
- Filip uciekaj!- krzyknęła Karina.
Z oporem podniosłem się, złapałem siekierę leżącą obok ciała Adriana i zacząłem biec w głąb lasu. Zdążyłem jeszcze usłyszeć pisk Kariny. Nie wiem czy żyje, nie wiem gdzie mam iść. Coraz bardziej kręci mi się w głowie. Zatrzymuję się przy drzewie aby chwilę odpocząć. Jednak momentalnie tracę siły i mdleję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top