#5 To tylko gra- Michał
Widzę jak z sali wybiega Filip. Ma on numer dziesiąty w dzienniku więc trochę tu posiedzę. Siadam na ziemi i opieram się głową o ścianę. Czuję jak ogarnia mnie strach, złość i smutek jednocześnie.
- A co jeśli od razu zginę? Nie chce zabijać, nie chcę patrzeć jak inni zabijają. To wszystko nie ma żadnego sensu. Po co ktoś to wogóle wymyślił? Jakie jest sens mordowania się nawzajem? Chcę już wrócić do domu- myślę.
- Michał- mówi Marika.
- Co jest?- pytam.
- Karina i Filip powiedzieli mi, że będą na nas czekać zaraz przy wyjściu- mówi.
- Tak, ale wyjdziesz wcześniej niż ja i co wtedy?- pytam zdenerwowany.
- Wtedy dołączę do nich i zaczekamy na Ciebie. Nie bój się, będzie dobrze! Zawsze trzymamy się razem!- mówi optymistycznie dziewczyna.
- No nie wiem czy to wypali- odpowiadam.
- Bez obaw- mówi Marika i uśmiecha się do mnie.
Odwdzięczam się tym samym.
- Dziewczyna numer trzynaście- Kornelia!- krzyczy.
Siedząc na ziemi widzę jedynie rudą czuprynę, która wychodzi z tłumu. Jej chude ciało zmierza w kierunku mężczyzny. Ten z daleka rzuca w jej stronę torbę. Dziewczyna niezdarnie łapie ją i potyka się. Mężczyzna zaczyna się śmiać, a reszta klasy siedzi cicho i patrzy na rozwój wydarzeń. Facet podchodzi do niej i łapie ją na włosy podnosząc do góry. Kornelia zaczyna piszczeć. Jej ciało, jak piłka poleciało w stronę wyjścia. Skroń dziewczyny została rozdarta i już po chwili była cała we krwi. Nie zwracając na to uwagi, wybiegła pędem z sali. Wszyscy byliśmy zszokowani tym co się stało.
- Ty śmieciu!- krzyczy Paweł i rzuca się na mężczyznę.
Ten jednak od razu łapie chłopaka z szyję i odpycha go od siebie. Część klasy bierze go do siebie i próbuje go uspokoić, a reszta siedzi cicho jak myszki.
- No co? Takimi jesteście kozakami?- pyta głośno.
- Ale młodzieżowa słowa- mówi ironicznie Miłosz.
Mężczyzna podchodzi do niego i spogląda mu w oczy.
- Było tu więcej takich jak ty kolego- mówi
- Nie jestem Pana kolegom!- krzyczy Miłosz.
- Zamknij się!- krzyczy uderzając go w twarz.
Miłosz od razu się ucisza i spuszcza głowę na dół. Mężczyzna wrócił na swoje stanowisko, stanął i zaśmiał się.
- Widziałem już tyle dzieciaków, tyle śmierci, tyle błagań. Nic was nie uratuje oprócz was samych, nie ufajcie nikomu- mówi.
- W tym ufaniu coś jest- myślę.
- Chłopak numer czternaście- Jakub!- krzyczy.
- Co? Tak szybko?- pytam zdziwiony.
- O nie, zaraz moja kolej- mówi z przerażeniem Marika.
Łapie i ściskam ją mocno za rękę.
- Będzie dobrze- mówię.
- Dziewczyna numer czternaście- Marika!- krzyczy.
- Życz mi powodzenia- mówi dziewczyna wstając.
Ze smutkiem patrzę jak łapie torbę. W momencie kiedy wybiegła z sali, usłyszeliśmy zza okien pisk jakiejś dziewczyny. Trudno jest mi stwierdzić której dziewczyny był to pisk, ale sądzę, że to Kornelia. Widać po niej, że jest słaba, więc chyba łatwo ją zabić. Chociaż nie jestem pewien w stu procentach. Resztka naszej klasy, która została w sali zaczęła panikować i krzyczeć. Ja jednak o dziwo jestem spokojny. Siedzę i patrzę jak mężczyzna wrzeszczy na inne dzieciaki i je bije. Czuję jakby czas stanął w miejscu. Wszystko dzieję się tak powoli bez żadnego dźwięku. Nagle z uspokojenia wyrywa mnie głośny krzyk mężczyzny.
- Chłopak numer siedemnaście- Michał!- krzyczy.
Szybko wstaję i podchodzę do mężczyzny.
- Nie zgiń zbyt szybko- mówi wręczając mi torbę.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale od razu zostałem wypchnięty z sali. Szybkim truchtem zacząłem biec przez korytarz. W pewnym momencie zatrzymałem się, aby rozejrzeć się. Wokół mnie było ciemno i zimno, przede mną stały duże drzwi. Przełykam ślinę i powoli ruszyłem dalej. Jednak nagle usłyszałem jakieś kroki za sobą. Szybko odwróciłem głowę, w oddali zauważyłem Oliwię, która biegła w moją stronę dzierżąc dużą strzelbę. Bez zastanowienia, jak proca ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem je i wybiegłem na zewnątrz. Z tego pośpiechu nie zauważyłem przed sobą schodów. Na szczęście nie były one duże i upadek nie był groźny. W momencie kiedy usiadłem na ziemi z szkoły wybiegła Oliwia. Jej blond włosy ruszały się na wierze jak fale na morzu. Jednak chyba jej zamiary nie są dobre. Widzę jak dziewczyna szykuje się do strzału. Próbuje znaleźć coś za czym mógłbym się schować, zauważam duży kosz na śmieci. Sprintem ruszam w jego stronę. Coś podpowiada mi jednak abym zrobił unik teraz. Gwałtownie skręcam w lewo. Słyszę świst przy uchu. Odwracam się i widzę jak Oliwia przeładowuje broń.
- Przestań! To nie rozwiązanie!- krzyczę do niej.
W tym momencie ciało dziewczyny przeszywa jakaś pałka, nie wiem co to jest, ale przypomina mi oszczep. Oliwia bezwładnie spada ze schodów. Przerażony odwracam się za siebie. To był Adam.
- Coś ty zrobił?!- krzyczę.
- To co musiałem- odpowiada spokojnie.
- Zabiłeś ją! Kurwa nie widzisz tego?- wrzeszczę.
- To tylko gra- odpowiada z uśmieszkiem.
Z wściekłością rzucam się na niego. Powaliłem go i zacząłem dusić. Jednak chłopak okazał się być silniejszy i odepchnął mnie od siebie, aż upadłem, przez co z mojej torby wypadał pistolet. Obaj na siebie spojrzeliśmy i rzuciliśmy się w jego stronę. Adam okazał się być szybszy i załapał go pierwszy. W momencie kiedy celował w moją stronę, szybko podbiegłem w jego stronę i odepchnąłem jego rękę. Pistolet wystrzelił w powietrze. Wiedziałem, że strzał sprawi, że przyjdą tu tłumy dzieciaków gotowych nas zabić, chociaż sam strzał Oliwi już to zrobił. Chłopak uderza mnie w brzuch i podcina nogi. Upadam na ziemię. Chłopak już miał strzelić, gdy nagle z lasku obok wybiegła jakaś grupa. Adam odwrócił się aby zobaczyć kto to i w tym momencie w jego serce wbiła się strzała. Ciało chłopaka upadło na mnie. Szybko zrzuciłem go z siebie, złapałem swój pistolet oraz torbę i zacząłem biec w stronę jakiś domków. Kątem oka zauważyłem, że tamta grupa odpuściła.
2 minuty później...
Czuję zmęczenie, ale biegnę nadal. Mijam dom za domem, ale nie zatrzymuje się w żadnym. Muszę mieć pewność, że ich zgubiłem. Zauważam między domami przejście do lasu. Wbiegam tam i po chwili znajduję się w lesie. Jest on bardzo gęsty, prawie jak puszcza. Przez chwilę w idę w jego głąb, ale zaraz siadam na kamieniu aby odpocząć. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało. Widziałem jak dwie osoby giną i to z rąk moich kolegów z klasy. Oszołomiony siedzę na kamieniu i wpatruje się w drzewo.
- Michał- słyszę czyiś głos za sobą.
Odwracam się trzymając w ręku pistolet. Zamieram kiedy widzę przed sobą jakaś dziewczynę całą we krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top