Miasto Cieni - Rozdział 4

Bruce spojrzał na celujących w niego ludzi i w ostatniej chwili cofnął się o krok. Upadł tuż obok kotła w którym znajdował się Red Hood. Jego ludzie przestrzelili tylko zardzewiały łańcuch na którym wisiał kocioł. Ten spadł, wylewając kwas na podłogę. Hood wyczołgał się z niego, w resztach obrania i z poranionym ciałem. Spojrzał na stojącego nad nim chłopca w czarnej płachcie.

-Gdybym mógł zabić twoich rodziców... Zrobiłbym to ponownie...- Oznajmił, uśmiechając się, nim stracił przytomność. Bruce odwrócił się, by spojrzeć prosto w lufę pistoletu jednego z ludzi Hooda. Chłopak zamknął oczy i usłyszał strzał. Jednak nie stąd z kąd się spodziewał. Otworzył oczy by zobaczyć mężczyznę który w niego celował leżącego na ziemi z przestrzeloną głową. Podszedł do niego Jason z naciągniętą na twarz niebieską czapką z dorysowanymi białymi oczami, na podobieństwo maski Red Hooda.

-Teraz jestem Blue Hood. Jak wyglądam?- Spytał. Bruce mimo woli uśmiechną się i wzdychnął.

-To brzmi okropnie. Lepiej zostań przy samym Hood. I może zrób coś z oczami, bo wyglądasz jakbyś uciekł z Arkham. - Jason zdjął czapkę i ją odrzucił.

-I tak bym się jej pozbył. Nic nie widziałem.

15 stycznia 2019

Alfred podał kolejny posiłek Jasonowi, który w ciągu godziny zostawił prawie cały stół brudnych naczyń. Mężczyzna z pełnymi ustami skinął głową w podzięce i wziął się za jedzenie. Lokaj westchnął i podszedł do drzwi.

-Jednak komuś smakuje twoje jedzenie.- Uznał z uśmiechem wchodzący Bruce. Alfred już otworzył usta aby coś powiedzieć, ale je zamknął jak zobaczył wchodzącego. Chłopak był ubrany w czarny kostium z peleryną sięgającą do kostek i żółto-czarnym znakiem nietoperza na piersi. W ręce trzymał swoją nową maskę ze stojącymi uszami. Jason podniósł wzrok znad talerza.

-Mamy już jednego typka w ciasnym ubraniu z peleryną. A ty jak się nazwiesz? Man Bat?

Bruce spojrzał na maskę.

-Batman jak już. Ale nie zamierzam bawić się w bohatera. Miasto potrzebuje kogoś kto zająłby się wariatami na ulicach.- Oznajmił, podchodząc do stołu. Jason odłozył sztućce i wstał.

-To nie będzie za łatwe. W zasadzie to Red Hood trzymał miasto w ryzach. Teraz każdy ma wolną rękę. To będzie wojna...- Mężczyzna zacisnął pięść. -Myślisz że dasz sobie radę młody?

Chłopak spojrzał w podłogę, potem w Alfreda.

-Myślisz że rodzice by tego chcieli?- Spytał. Lokaj z widocznym zmartwieniem, ale i lekkim uśmiechem dumy skinął głową. Bruce wrócił spojrzeniem na Jasona. -Więc tak. Dam radę.

Mężczyzna uśmiechnął się i podszedł do wyjścia. Jescze tylko raz zerkął na chłopaka.

-Więc powodzenia Batman.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top