4: Ludzie są niczym zepsute owoce

Lavender ukryła przed przyjaciółkami informację od bibliotekarza. Nie chciała jeszcze przed nimi wyjść na wariatkę, która ubzdurała sobie istnienie jakiegoś chłopaka. Postanowiła puścić to w niepamięć i skupić się na życiu codziennym. Przecież nie mogła sobie zaprzątać głowy wyimaginowanym brunetem. Pomyślała, że tak długo wymyślała przed snem romantyczne historie, że w końcu przeżyła ten miraż naprawdę. Nie mniej jednak wczoraj stojąc w swoim pokoju, po głośnym westchnieniu zmieszanym z poirytowaniem, dała sobie spokój. Wróciła do tego, co zaprząta jej głowę od pewnego czasu – jej rodziny i sposobie na przekazanie mamie informacji o tym, że nie zamierza być lekarzem oraz możliwości wystawy swojego obrazu w muzeum.

Dziś studenci mieli dokończyć swoje dzieła, lecz zanim się to stało, musieli przeżyć wykłady z panem Vernonem oraz omówić ostatnio oddane prace.

Lavender siedziała w sali, gdy profesor pewnym krokiem wszedł do środka. Potem położył aktówkę na fotelu i przywitał się z uczniami. Wtrącił kilka słów o swoim niezadowoleniu, więc Shannon wiedziała, co się święci. Zapewne większość osób nie zaliczyła ostatniej pracy.

Vernon był jak rentgen. Potrafił prześwietlić pracę w taki sposób, że wiedział, która z nich została napisana na odwal się, która przepisana z internetu, a która z małą pomocą ogólnodostępnych narzędzi. Podchodził do nich nadzwyczaj surowo, więc trudno u niego o wyższą ocenę.

– Trzy czwarte z was nie zaliczyło pracy. – Rzucił część z nich na biurko. – Część z was ledwo ją zaliczyło. – Rzucił kolejną część koło pozostałej. – Tylko dwie oceniłem pozytywnie. Lavender...

Gdy usłyszała swoje imię niemal zamarła.

– Jako jedyna solidnie przyłożyłaś się do swojej pracy. Nie wiem skąd czerpałaś informacje, ale wszystko co napisałaś jest godne podziwu. Brawo. Zaliczyłaś pracę najlepiej ze wszystkich.

– Tyler – zwrócił się do kolegi dziewczyny. – Pierwszą część pracy zaliczyłbym ci dobrze, zaś druga część została napisana na odwal się.

Ważne, że w ogólnym rozrachunku wyszło dobrze, pomyślała Lavi.

– Jest coś, co chciałbym jeszcze poruszyć. Riley. – Profesor spojrzał na nią z politowaniem. – Chat GPT to nie najlepszy pomysł. Zwłaszcza jeśli daję wam wybór tematu.

Shannon zaśmiała się w duszy.

– Najbliższe trzy godziny spędzicie na napisaniu nowych prac. Jeśli się wyrobicie, jestem w stanie przymknąć oko na poprzednie i anulować złe oceny. Jeśli nie, będę zmuszony wstawić wam tamte. Czas start.

Lavender podniosła rękę, a kiedy skrzyżowała spojrzenie z Vernonem, zapytała:

– A ja i Tyler?

Profesor gestem głowy wskazał, by oboje do niego podeszli. Dziewczyna szybko wrzuciła iPada do torby i przełożyła pasek przez ramię. Następnie w towarzystwie kolegi przeszła między ławkami i stanęła przed Vernonem. On nie wydał żadnego komunikatu, tylko ruszył w stronę wyjścia. Studenci kierowali się za nim, aż dotarli do drzwi jednej z sal. Tej, w której odbywały się zajęcia praktyczne.

– Macie niedokończone prace, które do końca tygodnia muszą trafić do muzeum – oznajmił profesor.

Lavender automatycznie się uśmiechnęła. Choć dzisiaj nie miała ubrań na zmianę, ponieważ plan nie wskazywał zajęć praktycznych, ucieszyła się, że otrzymała możliwość, by usiąść przed sztalugą. Uwielbiała to robić.

Do środka weszła jako pierwsza.

Wtedy zamarła i mocno wybałuszyła oczy. W drugiej sekundzie łzy napłynęły jej do oczu, a w trzeciej, podbiegła do miejsca, gdzie zostawiła obraz.

– Nie... – rzekła cicho. – Nie, nie, nie – powtarzała szybko, patrząc na porozrywane płótno.

Jej obraz został zniszczony równie mocno, co jej serce.

Tak wiele poświęcała swojej pasji. Na szali postawiła nawet swoją rodzinę, którą od miesięcy okłamywała. Gdy Las Vegas of Visual Arts zaakceptowało wizję jej pracy, spełniło również marzenie Lavender o tym, by któreś z jej dzieł mogło zawisnąć w tak honorowym miejscu – na ścianie muzeum.

A teraz to wszystko legło w gruzach. Łzy jedna za drugą wypływały jej z kącików oczu. Gdyby nie ten fakt, Tyler i profesor nawet nie wiedzieliby, że tak bardzo ją to dotknęło, bowiem płakała w zupełnej ciszy. Dusza Lavender została rozdarta tak samo, jak płótno, które trzymała w dłoniach.

– Obiecuję, że znajdę sprawcę – odezwał się profesor, stając za uczennicą.

– Wiem, kto jest sprawcą – oznajmiła, przecierając mokre policzki. – Tylko nie mam na to dowodów – dodała.

– Jeśli masz podejrzenia, możesz ze mną o tym porozmawiać.

– To nie ma żadnego znaczenia. – Obróciła się przodem do Vernona, lecz wzrok dalej miała wbity w zniszczone płótno trzymane w dłoniach. – Moja szansa przepadła.

Mężczyzna włożył ręce do kieszeni i spojrzał na Tylera. Gestem głowy nakazał mu wyjść z sali, by móc porozmawiać z panną Shannon na osobności. Dopiero gdy zostali sami, rzekł:

– Jeśli chcesz, możesz wrócić do domu. – Pomimo tego, że Lavi pokręciła głową, kontynuował: – Wrócić do domu i przynieść mi w piątek nowy obraz. Jeśli tylko dasz radę odtworzyć to, co narysowałaś, jestem w stanie zwolnić cię ze swoich zajęć do końca tygodnia bez żadnych konsekwencji.

– Nagnie pan dla mnie zasady? – zapytała, podnosząc wzrok.

Profesor skinął głową, po czym rzekł:

– I postaram się, by reszta nauczycieli również to zrobiła.

– A co jeśli trafi mi się do napisania jakaś praca? Przecież nie zdążę namalować nowego obrazu od nowa, mając na głowie dodatkowe zaliczenia.

– Jak już powiedziałem – ściszył ton głosu – nagniemy zasady.

– Nagniemy zasady – powtórzyła po chwili. – W porządku.

– A teraz weź ze schowka płótno i wróć z nowym obrazem w piątek.

Lavender skinęła głową i zmarszczyła brwi, przystając w połowie drogi.

– Dlaczego pan to dla mnie robi? – zapytała przez ramię.

– Bo cenię młodych artystów, w których widzę ogromny potencjał – wyjaśnił. – Zobaczysz Lavender, że w przyszłości twoje obrazy będą sprzedawane na całym świecie, lecz żeby to się udało, musimy zacząć od małych rzeczy.

– Takich jak wystawa w muzeum – dodała do jego wypowiedzi.

– Tak.

Kiedy to przyznał, Lavi opuściła salę. Doskonale wiedziała, że to Riley stoi za zniszczeniem obrazu. Z tego wszystkiego miała ochotę przerysować jej samochód lub kluczykami wyryć na masce słowo idiotka, bo to określenie idealnie do niej pasowało. Tak samo jak zazdrosna zdzira i wariatka. Nie zrobiła tego z jednego powodu. Zdawała sobie sprawę z tego, że miejski monitoring ma w swoim zasięgu również parking uczelni, a ona musiałaby pokryć szkody zniszczenia.

Rozżalona i wściekła wybiegła z budynku. Stawiała szybkie i nerwowe kroki, ukrywając pod kosmykami włosów czerwoną od płaczu twarz. Teraz istniała tylko jedna osoba, która mogła jej pomóc z tym problemem. Kilka najbliższych dni musiała spędzić u dziadka. Zamierzała zatem każdego poranka jak gdyby nigdy nic, przyjeżdżać właśnie do niego. Jednocześnie miała zamiar modlić się o to, by nie nakryli jej rodzice, choć wiedziała, że Vincent zawsze był gotowy na mały spisek, aby tylko jej pomóc.

Zniszczony obraz oraz nowe płótno przełożyła do jednej ręki, by wyciągnąć z kieszeni kluczyki od auta. Wtedy zderzyła się z kimś ramieniem. Płótna wymsknęły jej się z ręki, a sama Lavender upadłaby na beton, gdyby nie szybka reakcja motocyklisty, który uchronił ją przed upadkiem. Ze strachu jej serce zabiło szybciej. Widziała też przerażenie w swoich oczach odbijających się w lustrzanej klapie jego kasku. Trwało to jednak zaledwie kilka sekund. Potem otrząsnęła się z szoku i odsunęła o krok.

– Przepraszam i dziękuję – rzuciła szybko, pochylając się po płótna w tym samym momencie, co mężczyzna. Oboje chwycili zniszczony obraz w dłonie, lecz Lavi lekko pociągnęła go w swoją stronę, a motocyklista odpuścił. – Nie uważałam jak idę, proszę mi wybaczyć.

Wówczas chłopak podniósł klapę kasku, a Lavender targnął kolejny szok.

Te czekoladowe oczy, pomyślała.

Ostatnim razem widziała je w bibliotece pana Ezekiela. Należały do wytatuowanego chłopaka, który pomógł jej sięgnąć po książkę. Teraz znowu mogła w nie spojrzeć i zgodnie z tym, co powiedział ostatnio bibliotekarz, zastanawiała się, czy są prawdziwe, czy może znowu sobie coś uroiła. Z jej ust niemal wyrwało się ciche to ty, lecz zanim te słowa dotarły do koniuszka języka, postanowiła uciec. Jej oczy okalał rozmazany tusz, a ona zdała sobie sprawę z tego, że nikt nie powinien widzieć jej w tym stanie.

Postawiła kilka szybkich kroków w kierunku auta i gdy zdecydowała się odwrócić oraz jeszcze raz podziękować, motocyklista rozpłynął się w powietrzu. Ot tak. Jakby faktycznie nie istniał.

Znowu sobie coś uroiłaś Lavi, pomyślała, po czym wsiadła do auta.

Spojrzała w przednie lusterko i przejechała opuszkami palców po dolnej powiece, ścierając z niej rozmazany tusz. Czarne smugi zmyła również z policzków, po czym wyciągnęła z torebki kosmetyczkę i poprawiła swój makijaż. Musiała ukryć swój emocjonalny stan przed dziadkiem, aby nie tłumaczyć mu, jak bardzo rozbiło ją na kawałki to, że Riley zniszczyła jej obraz.

Potem obiecała sobie, że w odpowiednim czasie zemści się na tej wariatce.

✩✩✩

Kolejne dni stały się dla Lavender rutyną. Rano zrywała się do dziadka i spędzała zamknięta w pracowni od ośmiu do dziesięciu godzin, by wykonać swój obraz na nowo.

Kiedy tylko Vincent dowiedział się, co się stało, miał ochotę pojechać do jej uczelni i zrobić z tym porządek. Lavi jednak szybko wybiła mu ten pomysł z głowy, przypominając, że jest już dorosła i nie potrzebuje takiej ingerencji w życie. Potem zapewniła go, że wystarczy, aby mocno wierzył w to, że jej się uda i trzymał kciuki. W końcu wystawa w muzeum to jej małe marzenie, które najprawdopodobniej odhaczy z listy.

W czwartek bardzo się zdziwiła, kiedy dostała od Vernona pracę na zaliczenie u pani Cullen. W treści maila powiadomił się, że profesor nie ugięła się mimo jego próśb, więc postanowił pomóc Lavender, pisząc pracę za nią. Dziewczyna musiała jedynie wysłać ją ze swojego maila. Vernon powiedział ostatnio o naginaniu zasad, jednak wówczas Shannon nie spodziewała się, że sprawa pójdzie tak daleko.

W piątek zaś z samego rana przyjechała do dziadka, by odebrać od niego obraz i zawieźć go nauczycielowi. Dumna weszła do rezydencji i powitała Vincenta krótkim buziakiem w policzek.

– Weź jeszcze ten – rzekł, kiedy weszli do pracowani. – Tak na wszelki wypadek.

– Dziadku, mogę wziąć tylko jeden. Muzeum nie wystawi dwóch moich obrazów.

– Jest moim ulubionym – wyjaśnił. – Ten, który narysowałaś jest piękny, ale ten ma szczególne miejsce w moim sercu.

– Bo jest pierwszym obrazem, jaki tu namalowałam?

Vincent skinął głową.

– I ma piękny przekaz – dodał. – W dzisiejszym świecie w społeczeństwie klika się wiele kontrowersji. Ludzie uważają ją za wartość, stawiając na piedestale. Zapominają o tym, jakie spustoszenie sieje. Ciągłe sensacje, ataki, wojny. Świat byłby tysiąc razy piękniejszy, gdyby ludzie się kochali. Przestali śmiać się z sąsiada, któremu nie chce zapalić nowy samochód, a najzwyczajniej w świecie przyszli mu pomóc.

– Światem rządzi kontrowersja – rzekła zrezygnowana.

– Dlatego potrzebuje takich ludzi jak ty, kochanie. Dobrych, uczciwych i pomocnych. Takich, którzy nie oceniają nikogo z góry i dopowiadają sobie swoją wersję wydarzeń. – Przytulił wnuczkę, trzymając w ręce jej obraz. – Kiedyś dasz ludziom wartość. Nadal trafią się tacy, którzy będą szukali rozrywki w kontrowersji, ale ważne, żebyś pozostała sobą.

– Dobrze. – Uległa. – Wezmę dwa obrazy ze sobą, ale muszę już naprawdę lecieć, bo się spóźnię. – Pocałowała go w policzek na pożegnanie i pognała do samochodu.

Słowa dziadka znowu dodały jej skrzydeł. Pokazały, że czyny Lavender mają wartość. Kiedyś, gdy stanie się kimś więcej niż tylko studentką Akademii Sztuk Pięknych, będzie pomagała ludziom w zupełnie inny sposób niż jej mama. Uważała, że nie musiała być doktorem, by zdołać uszczęśliwiać innych i mocno zamierzała się tego trzymać.

Na uczelnie przyjechała kilkanaście minut później. Z uśmiechem kierowała się do sali, w której miał czekać na nią profesor Vernon. Zapukała do drzwi, a kiedy usłyszała komunikat po drugiej stronie, weszła do środka.

Zastała tam nie tylko nauczyciela, a także skruszoną Riley siedzącą w pierwszej ławce. Przerzuciła pytający wzrok na mężczyznę, a on natychmiast podjął temat.

– Riley chciałaby ci coś powiedzieć. – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

– Przepraszam, że zniszczyłam twój obraz. Byłam wściekła za Caleba i chciałam dać ci nauczkę.

– Ile razy będę powtarzać, że nie interesuje mnie twój chłopak? – syknęła Shannon.

– Spokojnie, Lavender. – Profesor uniósł dłonie w geście pokoju. – Wyciągnąłem już konsekwencje z zachowania panny Smith. Jej obraz nie zawiśnie na ścianie muzeum. Mam nadzieję, że to ją czegoś nauczy. – Oparł dłonie na blacie ławki, przy którym siedziała Riley i głęboko spojrzał jej w oczy. – Prawda?

– Jeszcze raz przepraszam – mruknęła.

– Możesz już iść. – Gestem głowy wskazał na wyjście, więc brunetka nie myśląc długo, zabrała swoją torbę i opuściła salę. – Talent to nie wszystko – rzekł, powoli obracając się w kierunku Shannon. – Liczy się również serce artysty, a jak widać panny Smith jest zbyt zepsute.

– Chce pan coś przez to powiedzieć?

– Zapomniałaś kiedyś zjeść jakiś owoce?

– Słucham? – Lavender zmarszczyła brwi.

– Gdy leżą za długo, zaczynają gnić. A po kilku dniach infekują resztę owoców, które były piękne i dorodne. Smith jest właśnie takim zepsutym jabłkiem. Nie powinno wpuszczać się kogoś tak toksycznego do świata, który tego nie potrzebuje – wyjaśnił. – Wracając do sprawy z muzeum. Zastąpisz Riley – rzekł bez ogródek.

– Jak to zastąpię Riley?

– Wystawisz dwa obrazy. Chciałem ci zaproponować ten – wyciągnął z pokrowca obraz, który Lavi narysowała kilka miesięcy temu – ale widzę, że przyniosłaś dwa.

– To przez dziadka. Stwierdził, że mogę dać panu wybór. Kocha ten obraz, więc wybłagał na mnie, żebym go panu pokazała.

– Bardzo ładny – skomentował. – W takim razie zgadzasz się, abym je zabrał?

Lavi westchnęła głośno.

– A czy to moralne? Smith też na pewno o tym marzyła...

– A czy moralne było zniszczenie przez nią obrazu?

– Nie – przyznała bez wyrzutów sumienia. – Będę zaszczycona móc widzieć dwa obrazy na ścianie muzeum. – Podała oba profesorowi. – Dziękuję, że tak pan we mnie wierzy i pomógł mi ze wszystkim. Także z napisaniem pracy.

– To musi zostać między nami. Inaczej profesor Cullen to zgłosi, a ja zapewne stracę pracę – oznajmił surowo.

– To nasza tajemnica. – Uśmiechnęła się szeroko.

– Tajemnica – powtórzył ciszej Vernon.

Zepsucie pozostaje zepsuciem, nieważne, jak się je przystroi.
– Oliver Bowden, Assassin's Creed: Bractwo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top