22: Złamiesz się czy nie?

Początkowo ten rozdział miał być krótki, ale stwierdziłam, że połączę dwa w jeden, abyście się czuli usatysfakcjonowani. Pamiętajcie o komentarzach, gwiazdkach i udostępnieniach <3

Miłego czytania kochani :*

ig/tik tok/x: autorkaklaudia

#barwyKK

_________

Lavender zdziwiła się, kiedy następnego późnego poranka przeszła obok sypialni rodziców. Drzwi zostawili otwarte, a to oznaczało tylko jedno. Któreś z nich musiał zostać w domu, bo za każdym razem, gdy opuszczali rezydencje, zamykali również pokój. Przystanęła zatem w progu, omiotła wzrokiem pomieszczenie, a następnie przeszła na palcach do biura swojego ojca. Ujrzała go siedzącego za biurkiem, więc pozwoliła sobie wejść w głąb gabinetu. Wówczas Gabriel przerzucił na nią spojrzenie, a kiedy lekko odsunął krzesło, Lavender usiadła mu na kolanach.

– Hej, kwiatuszku – przywitał się z nią, a wtedy córka jeszcze mocniej się w niego wtuliła. – Uwielbiam to – wyznał i sam objął ją ramionami, zamykając w żelaznym uścisku.

– To, że lubię się do ciebie przytulać? – zapytała, lekko się odsuwając.

– Tak. Myślałem, że kiedy dorośniesz, stracę te wszystkie czułości.

– Mały psikus. – Uśmiechnęła się, a następnie wstała z jego kolan i oparła się o biurko. Kiedyś w żartach powiedziała mamie, że jeśli nie znajdzie tak cudownego faceta, jakim był jej ojciec, to ona go nie chce. – Co robisz w domu?

– Przerzucam na Logana trochę odpowiedzialności i pozwalam mu pracować samemu. Nie mogę ciągle być obok i próbować wszystko ratować. Jeśli kilka razy wyjdzie z krytycznej sytuacji sam, wiele się nauczy.

– Tylko dlatego?

Gabriel pokręcił głową, a następnie rzucił:

– I dlatego, że widzę, że ostatnio coś cię trapi. Nie chcę, żebyś poczuła, że nie masz wsparcia we własnym ojcu.

– Nigdy bym tak o tobie nie pomyślała i wszystko u mnie w porządku.

– A jak z Dantem? – drążył, bo czuł pod skórą, że ostatnie samopoczucie jego córki może wynikać ze spraw sercowych.

– Nie znam żadnego Dantego. – Wzruszyła ramionami, a następnie puściła do ojca oczko, aby wyłapał żart. – Jack stawił się na rozmowę?

– Przyjąłem go do firmy.

Lavender wybałuszyła oczy.

– Naprawdę?

– Tak. Ten człowiek posiada naprawdę szerokie kompetencje, a na rozmowie rekrutacyjnej odniosłem wrażenie, że wiedzą przegania obecnych pracowników z działu IT. Choć na razie jest na okresie próbnym.

– Nawet nie wiesz jak się cieszę.

Stwierdziła, że w takim razie będzie musiała go odwiedzić i pogratulować mu nowej pracy. Cholernie ucieszył ją ten fakt, bo znała też swojego ojca. Co jak co, ale jego ludzie naprawdę dobrze zarabiali, a to oznaczało, że Jack naprawdę za niedługo stanie na nogi i będzie mógł wyjść z biedy.

A to naprawdę rzadko zdarzało się w środowisku osób bezdomnych. Mało kto wyciągał do tych osób pomocną dłoń, by dać im szansę. Gdyby nie ta jedna przypadkowa sytuacja, w której spotkała mężczyznę, być może skończyłby na ulicy aż do śmierci. Ta zaś byłaby okrutnie smutna.

– Zobaczymy, jak się spisze, ale na ten moment ma ambicje na dyrektora działu. Naprawdę jestem w szoku i wciąż zastanawiam się, jak ty go poznałaś.

– Nie ma co sobie zaprzątać tym głowy. – Machnęła ręką, wciąż będąc w radosnym humorze, a potem odwróciła się w stronę wyjścia. – Idę zjeść śniadanie. Zrobić ci kawę?

Gabriel podziękował i uniósł kubek czarnej kawy, który w zasadzie opróżnił do połowy. Lavender natomiast nie zauważyła go na biurku, gdy toczyła rozmowę z ojcem. Postanowiła zrobić to, co każdego poranka. Udać się do salonu, by zjeść śniadanie i porozmawiać z Eleanor, a następnie pojechać do akademii i zacząć zajęcia.

✩✩✩

Przerwę między zajęciami Shannon i Tolliver postanowili spędzić na placu za akademią. Lavender leżała na trawniku, trzymając głowę na udach Tylera. Przez ten krótki czas zdołała nawet dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Największym zaskoczeniem okazało się dla niej to, że chłopak pochodził z wielodzietnej rodziny i posiadał siódemkę rodzeństwa. Jak to często w przypadku artystów bywa, każdy z nich miał jakieś zamiłowanie do sztuki. Jego najmłodsza siostra tańczyła balet, a mama grała na wiolonczeli. W zasadzie oboje rodziców brało czynny udział w występach orkiestry, odbywających się w filharmonii.

Gdy opowiedział o kilku wpadkach z koncertów, Lavender głośno się śmiała, a potem przeprosiła go za swoje zachowanie. W końcu śmiała się z przykrych sytuacji, jakie przytrafiły się jego rodzicom.

Jedną z nich okazała się zerwana struna skrzypiec, na których akurat grał jego ojciec. Siła była tak potężna, że rozcięła dosyć głęboko jego policzek, a wydarzenie musiało zostać zakończone z racji wezwania medyków. Wtedy było to przerażające, dziś Tolliverowie się z tego śmiali. Sam Tyler opowiadał o tym, jakby był to żart.

– Jeśli nie dostanę w mordę od Kaia, to będzie cud – rzekł nagle.

Lavender odsunęła telefon trzymany nad twarzą i zarzuciła spojrzenie na chłopaka, niemal wywijając oczy na druga stronę.

– Dlaczego tak uważasz?

– Bo patrzy, jakby chciał mnie zabić. – Gdy to zakomunikował, Shannon automatycznie chciała spojrzeć w kierunku Winslowa. Tolliver jednak naparł palcem wskazującym na jej podbródek, czym zatrzymał jej wzrok na sobie. – Jeśli na niego spojrzysz, będzie wiedział, że rozmawiamy o nim, a chyba nie chcesz dać mu satysfakcji?

Lavi uśmiechnęła się lekko, po czym rzekła łagodnie:

– Nie, nie chcę.

– Zauważyłaś, że wciąż zaciąga Megan w te same miejsca, w których jesteśmy?

– Tak – przyznała, ponownie zerkając w telefon. – Bo myśli, że mnie tym złamie. To gra, Tyler. Sam ją zaczął.

– O co poszło?

Lavender zamilkła. Nie chciała kłamać, a prawdy również nie mogła wyznać. Obiecała Dantemu, że nikt się o tym nie dowie i chciała dotrzymać danego mu słowa. Przez te kilka dni zrozumiała też, że była skłonna do bardziej niemoralnych rzeczy niż ta. Chociażby, gdyby któraś z jej przyjaciółek zadzwoniła do niej o trzeciej w nocy, że kogoś zamordowała i potrzebuje pomocy, ona bez wahania przyjechałaby do niej z łopatą, by ukryć zwłoki.

– Jasne, nie musisz mówić. W końcu to sprawa między wami.

Oboje nagle usłyszeli głośny śmiech Dantego.

– Wygłupia się z Megan – wyjaśnił Tyler, patrząc na nich kątem oka. – Pewnie próbuje sprawić, żebyś jakoś zareagowała.

– Zrobię to. – Poderwała się z miejsca.

– Lavender, jeśli chcesz tam iść, to bardzo głupi pomysł.

– Nie chcę tam iść. – Niespodziewanie dla Tylera usiadła mu na udach i zarzuciła dłonie na ramiona, które po chwili przeniosła na kark. – Jeśli przechylisz teraz głowę, będzie myślał, że się całujemy.

– Naprawdę dostanę od niego po mordzie – skwitował, po czym wykonał jej polecenie, a wtedy Lavender zbliżyła usta do jego warg. Tylko tyle. Wcale nie chciała całować Tylera, a jedynie zrobić na złość Dantemu.

I udało się, bo jego stopy niemal same wyrwały się w kierunku Tollivera. Ostatecznie jednak został przy Megan i odwrócił wzrok, mocno zaciskając wargi. Mało brakowało, aby zrobił jej scenę zazdrości przy wszystkich. Nic nie mógł poradzić na to, że uważał, że to on pozostał jedynym mężczyzną, który idealnie pasował do Lavender. Cała gra, jaka się między nimi wywiązała, wcale niczego nie ułatwiła. Wręcz przeciwnie... To on był bliski załamania się, a nie Lavender.

Naprawdę niewiele brakowało.

✩✩✩

Zbliżające się halloween sprawiło, że całe Las Vegas zostało udekorowane w duchu mrocznej zabawy. Od kiedy tylko Lavender pamiętała, wszyscy brali w tym udział. Halloweenowy nastrój można było spotkać nie tylko w domach mieszkańców, a także na ulicach czy nawet w hotelach i klubach. Miasto przygotowywało się również do corocznego karnawału na Fremont Street, a także przerażających parad ulicznych. Nawet restauracje potrafiły serwować specjalne dania inspirowane tym świętem, a atrakcji dla najmłodszych również nie brakowało. Festyny, domki strachów czy nawet oglądanie horrorów na żywo. Właśnie do tego przygotowywało się Vegas oraz sama Lavender Shannon.

Dziewczyna stała na wysokiej drabinie i zawieszała girlandy w kształcie duchów, które okazały się wisienką na torcie przy tych wszystkich manekinach, pajęczynach zwisających z sufitu, pająkach, strasznych dyń i całej reszty dodatków, na jakie wpadła do dekoracji sali na jutrzejszą imprezę.

– Tyler, jest równo? – zapytała, a kiedy odpowiedź nie nadeszła, spojrzała w dół, by sprawdzić, gdzie chłopak stoi. Okazało się, że wcale go nie było. Zmył się gdzieś nagle i zostawił ją z tym wszystkich samą, choć obiecał, że jej pomoże. – Jak zwykle. Wszystko muszę robić sama.

Postawiła stopę na niższym stopniu, mocno trzymawszy się drabiny. Miała lekki lęk wysokości i przez to kręciło jej się w głowie za każdym razem, gdy stawała na pięciometrowej drabinie, a potem patrzyła w dół. Przełożyła stopę, a fatum krążące nad jej głową, sprawiło, że ta ześlizgnęła jej się ze stopnia.

Lavender pisnęła głośno i mocno zacisnęła powieki, oczekując na ból, który wcale nie nadszedł. Nie upadła na podłogę, a otworzywszy oczy okazało się, że tkwi w miękkich ramionach Dantego, który patrzył na nią zupełnie inaczej niż przez ostatnie dni.

– Złapałeś mnie – wymamrotała. – Złapałeś mnie, a przecież stałeś tak daleko i rozmawiałeś z Megan.

Nagle jego spojrzenie wróciło do tego, jakim traktował ją przez cały czas. Zupełnie tak, jakby tymi słowami zbudziła go z transu.

– To odruch.

– Więc dlaczego nadal mnie trzymasz? – zapytała łagodnie. – Nie złapałbyś mnie, gdybym przestała cię obchodzić.

Momentalnie postawił ją na parkiet i włożył ręce do kieszeni bluzy.

– Do czego zmierzasz, Lavender?

– Do tego, że nadal ci na mnie zależy.

– Absurd. – Parsknął, wyśmiewając jej słowa. – Następnym razem pozwolę ci spaść, żebyś nie musiała wmawiać sobie jakichś głupot.

Zabrzmiał naprawdę oschle. Potem odwrócił się i chciał odejść, więc Lavender zrobiła coś, co dało jej potwierdzenie, że wcale nic sobie nie wmawia.

– Nadal cię kocham, Dante.

Zatrzymał się. Wiedziała, że jeśli to zrobi, że jeśli jakkolwiek zareaguje na te słowa, oznaczać to będzie, że on również wciąż coś do niej czuje.

Przekręcił głowę w stronę prawego ramienia i naprawdę mało brakowało, by spojrzał na Lavi. Ostatecznie jedynie rzekł:

– A więc jesteś głupia. Nie powinnaś zakochiwać się w potworach.

– W końcu zaraz mamy halloween. – Wzruszyła ramionami, stawiając krok w jego stronę.

Dante wyczuł moment zbliżania się, więc spojrzał przed siebie i pewnym krokiem odszedł od dziewczyny, po raz kolejny zostawiając ją bez słowa. Siebie zaś z chaosem, który ponownie zasiał spustoszenie w jego umyśle i powodował, że miał ochotę się złamać.

Najlepszym lekarstwem na złamane serce jest oddać je innym.

– Richard Paul Evans, Bliżej słońca

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top