21: Dante Winslow należy do mnie
Z miłą chęcią przeczytam wasze komentarze <3 Nie zapomnijcie o też o zostawieniu ✩
Ig/twitter/tiktok: autorkaklaudia
Ps. niech was nie zwiedzie tytuł tego rozdziału, buźka <3
___________
Lavender jeszcze kilka razy próbowała skontaktować się z Dantem. Każda z tych prób jednak okazała się tylko porażką, której smak był nie do zniesienia. Ostatecznie odpuściła, ale to nie oznaczało, że chciała patrzeć na to, jak Megan robi w jego kierunku maślane oczy. Postanowiła więc udawać obłożnie chorą, by przypadkiem nikt z jej rodziny nie domyślił się, że znowu coś ciężarem osiadło na jej sercu i wręcz zgniatało je tak, jakby zaraz miało eksplodować.
Jednak czwartego dnia pobytu w domu i spędzania czasu w swoim łóżku, w którym wciąż zastanawiała się, co jeszcze może zrobić, by przekonać Dantego do rozmowy, jej mama usiadła na łóżku i odgarnęła jej włosy za ucho.
– Nadal źle się czujesz? – zapytała troskliwie, a potem przeniosła dłoń na jej policzek i czoło. – Wciąż nie wyczuwam gorączki.
– Troszkę. Myślę, że jeszcze kilka dni i mi przejdzie, mamo. – Spojrzała na nią smutnym wzrokiem i usiadła na łóżku, opierając się o zagłówek.
– Symulujesz, prawda? – Przechyliła głowę w stronę lewego ramienia. – Co się dzieje?
– Nie chcę tam chodzić... Ostatnio mi coraz ciężej.
– To nie załatwi problemów – rzekła delikatnie.
– Wiem, że ciągle powtarzasz mi, że medycyna to trudny kierunek i powinnam starać się nie opuszczać zajęć, ale...
– Nie chcesz być lekarzem? – wtrąciła.
Lavender wybałuszyła oczy, czując jakby mama ją rozgryzła, choć przecież nawet nie o to w tym momencie chodziło. Nie mogła się dowiedzieć teraz. Nie, gdy Lavi obmyśliła tak doskonały plan z dziadkiem, by wyznać rodzicom swój sekret. Poza tym kolejna z ciężkich rozmów, to nie było coś, czego dziewczyna teraz potrzebowała. Wystarczały jej problemy, które miała.
– Wiesz co? – Pokręciła głową i przyciągnęła kołdrę pod samą brodę. – Przecież zawsze powtarzałaś mi, że trzeba być odważnym. Wychodzić ze swojej strefy komfortu, bo tylko tak można się rozwinąć i miałaś w tym rację. Pójdę na zajęcia.
– I teraz brzmisz jak moja córka. – Pogładziła jej ramię, delikatnie się uśmiechając. – Jestem z ciebie taka dumna.
Lavender wstała z łóżka i szeroko uśmiechnęła się w stronę Melody. Ta zaś stanęła przed córką i wyciągnęła w jej stronę ramiona, zapraszając ją do uścisku.
– Pamiętaj, że zawsze będziecie dla mnie najważniejsi – szepnęła tak kojąco, że serce Lavender niemal rozgrzało się do czerwoności. – Ty, Logan, Ian i tata. Jeśli będziesz potrzebowała znowu złapać oddech, możemy wyjechać gdzieś na weekend. Zrobię wszystko, byście czuli się dobrze.
– Wiem. – Dziewczyna zadarła głowę, po czym stanęła odrobinę na palcach, by pocałować policzek swojej rodzicielki. – Bo jesteś najcudowniejszą mamą na świecie. Bardzo cię kocham – wyznała i raz jeszcze mocno się w nią wtuliła.
– Ja ciebie też.
– Tak bardzo nie chcę cię zawieść, mamo.
– Kochanie – lekko przeciągnęła to słowo. – Też byłam młoda. Zrobiłam również kilka głupich rzeczy, za które do dziś jest mi wstyd. Czasami częściej spotykałam się z mrokiem niż jasnością, więc jeśli myślisz, że czymkolwiek mogłabyś mnie zawieść, jesteś w błędzie.
– Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
– Bo jesteś moją córką. A ponadto to już przeszłość i nie ma co do tego wracać.
W dodatku jak mogłaby wyznać córce te wszystkie rzeczy? To, że w drodze po własne marzenia posunęła się do okropnych czynów i przez moment straciła swoją szansę na zostanie lekarzem. Niczego w życiu nie pragnęła bardziej niż pozostawienia tego za sobą. Poza tym spaliłaby się ze wstydu, wyznając Lavender prawdę, że życie w Las Vegas ją przerosło, a zabawny los przyciągnął w progi klubu Sinners. Fakt, że dwadzieścia lat temu tańczyła przed bogatymi ludźmi, postanowiła zostawić za sobą i nigdy więcej nie wracać do tych gorzkich momentów.
– Uciekaj do pracy – rzekła radośnie. – Jak nie zacznę się szykować na zajęcia, to się spóźnię.
– Pamiętaj, że jestem, gdybyś mnie potrzebowała. Wystarczy jeden telefon – przypomniała, a zaraz po tym złożyła ostatni czuły pocałunek. Tym razem na czole córki. Potem opuściła jej sypialnie.
Lavi zaś pomyślała tak jak ostatnio. Może tego dnia Dante akurat nie zawita na uczelnię. Miało to swoje plusy i minusy.
Plusem okazało się to, że po raz kolejny mogłaby poprosić go o rozmowę. Minusem zaś ewentualny widok śliniącej się do niego Megan. Swoją drogą zapewne myślała, że wygrała, bo odebrała jej chłopaka. Nic bardziej mylnego. Lavender wiedziała, że Dante robi to specjalnie, by spełnić tylko jej prośbę, której przecież do końca nie przemyślała.
Przez to stworzyła się między nimi gra. Ciągła zmiana planów na to kto i kogo będzie zdobywał. Nie kryła też przed samą sobą, że to starcie na razie wygrywał Dante.
Jednak jej mama miała absolutną rację. Trzeba być odważnym i zawsze walczyć o swoje.
A Dante Winslow zdecydowanie należał do Lavender, a nie Megan.
Na uczelnię dojechała godzinę później. Wyglądała ładnie. Na tyle, by zrobić na chłopaku wrażenie, pomimo że nie osiągnęła szczytu swoich możliwości. Wygodnie rozsiadła się w ławce i, oczekując na zajęcia, wyciągnęła telefon, po czym weszła w konwersacje z przyjaciółkami.
Lavi: Jak dobrze wiecie wszystko się między nami popsuło. W sensie pomiędzy mną a...
Lottie: Wytatuowanym chłopczykiem?
Lavi: Zaczął kręcić z Megan XD Przyjaciółką Riley.
Lavi: O, która swoją drogą w końcu wróciła na uczelnię. Właśnie weszła do klasy i dziwnie spojrzała na Megan i Dantego.
Zoey: Miała na niego chrapkę od początku. Już wtedy na imprezie u Lottie.
Lavi: Mam to gdzieś. Będę udawać niewzruszoną, a nawet jeśli Dante chce grać w tę grę, to w porządku. Też mogę przymilać się do jakiegoś chłopaka na jego oczach.
Lottie: Jesteś zazdrosna.
Lavi: Tak, cholera. Jestem. Bo to MÓJ Dante. Od zawsze był mój i jeśli on o tym zapomniał, to spróbuję mu o tym przypomnieć.
Do klasy nagle wszedł profesor i położył aktówkę na biurku. Nie przywitał się nawet z uczniami, tylko wyciągnął spod mebla pudło i otworzywszy je, szedł pomiędzy ławkami, kładąc na co drugą z nich dwa płótna, odrobinę mniejsze niż kartka a4. Potem to samo zrobił z farbami. Na każdej z tych ławek kładł dwie tubki. Lavender przypadła niebieska i różowa.
– Profesorze – rzekła nieco ciszej, sprawiając, że Vernon pochylił się w jej stronę. – Kai jednak zrobił playlistę. Mówię to na wszelki wypadek, gdyby postanowił się pan jednak rozmyślić i nie zaliczyć mu przedmiotu.
On tylko skinął głową. Poza tym, skłamałby, gdyby powiedział, że nie wpadł na pomysł dzisiejszych zajęć ze względu na tę dwójkę. Potrafił czytać swoich uczniów. Zupełnie tak, jakby miał w oczach coś na wzór rentgena, tylko że ten działał w taki sposób, że mógł przenikać w ich myśli.
Skoro oboje dogadywali się wcześniej i jako duet wypadli świetnie, nie chciałby, żeby coś ich poróżniło. Choć nie wiedział nawet, co się wydarzyło. Niemniej jednak widział w nich dwóch dobrze oddziałujących na siebie artystów, zdolnych do wzajemnej inspiracji.
– Kai usiądziesz z Lavender.
Shannon uniosła wzrok, kiedy to usłyszała. Potem podniosła rękę, a kiedy skrzyżowała z profesorem spojrzenie, poprosiła:
– A mogę dostać Tylera? – Uśmiechnęła się do kolegi, a on odwzajemnił ten szczery gest.
– Tyler usiądzie z Megan. No już. – Vernon zaklaskał w dłonie, a potem zaczął wymieniać kolejne pary do momentu, aż cała sala się przegrupowała.
Dante usiadł obok niej, jednak odsunął się na bezpieczną odległość i nie poświęcił Lavender nawet sekundy swojej uwagi. Niemniej jednak gdzieś w głębi serca nie miał zamiaru walczyć z profesorem, bo uważał, że odpoczynek od Megan dobrze mu zrobi. Zaczęła wkurzać go już pierwszego dnia, a na dodatek za sposób, w jaki wypowiadała się o Shannon, powinna też dostać nauczkę od Suzy. Tak samo jak Riley. Musiał jednak to znieść, bo zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Powinien spełnić obietnicę daną Lavender i jak najbardziej obrzydzić jej swoją osobę.
Potwór już na zawsze będzie skazany na samotność.
Poza tym jego ojciec też miał cholernie dużo racji. Czasami dwa różne światy nie są w stanie przez siebie przeniknąć i połączyć się w jeden, tylko w wyniku zderzenia się ze sobą, doprowadzają do wybuchu.
– Rozmawiałam z profesorem na temat naszego halloweenowego projektu. Skoro nie chciałeś ze mną rozmawiać, powiedziałam mu, że zrobię wszystko sama, ale chciałabym, żeby zaliczył ci projekt. Ostatecznie zamierzam skorzystać z twojej playlisty – oznajmiła cicho, by później Dante nie miał jej nic do zarzucenia. – To nie prośba ani pytanie o pozwolenie tylko stwierdzenie. Na pytania przecież i tak mi nie odpowiadasz.
Winslow nie miał nic przeciwko. Nawet odwrócił głowę w drugą stronę i uśmiechnął się lekko. Niemniej jednak, tak. Nie zamierzał odpowiadać Lavender. Chciał zrobić na tych zajęciach to, co musiał, a potem z bólem serca wrócić do pieprzonej Megan, która trzepotała do niego tym okropnym wachlarzem sztucznych rzęs.
– Dwa płótna. Dwie farby – zaczął profesor. – Każdy z was wybiera kolor.
Lavender szybko złapała różowy, zostawiając Dantemu niebieski.
– Malujecie na płótnach po jednym elemencie, na który macie piętnaście minut. Potem musicie się wymienić rysunkami i dopełnić je kolejnymi elementami, pasującymi do reszty.
– Tylko rysunkami, nie farbami? – zapytał jeden ze studentów.
– Tak. – Profesor spojrzał na zegarek, a potem kontynuował: – Czas start.
W tym momencie Lavender też położyła swój telefon na ławce, chcąc odczytać resztę wiadomości od przyjaciółek. Odblokowała ekran i weszła w komunikator:
Lottie: Masz na pocieszenie zdjęcie jakiegoś przystojniaka.
Shannon kliknęła w fotkę i uśmiechnęła się na myśl, że Charlotte serio wysłała jej jakiegoś wyżyłowanego kolesia ze świecącym sześciopakiem i stojącego w slipkach, bo myślała, że to naprawdę poprawi jej humor. W sumie udało się, ale nie sprawił tego widok owego przystojniaka, tylko absurd tej sytuacji.
Dante jednak wychwycił moment, w którym Lavender szczerzyła się do telefonu na widok niemal nagiego mężczyzny i nie mógł powstrzymać się przed puszczeniem jej gniewnego spojrzenia. A tym bardziej zagotował się w środku, gdy Lavender jak gdyby nigdy nic, odpisała przyjaciółce, że facet ze zdjęcia wygląda zniewalająco.
Cóż... tylko przed Dantem ukrywała, że zrobiła to celowo na jego oczach.
– Możesz zacząć rysować? Czas ci ucieka.
– O proszę. A jednak nie zapomniałeś języka w buzi – odpowiedziała, łapiąc telefon w dłonie i tym razem odpisując tak, by Winslow nic nie zauważył.
– Po prostu nie będę robił wszystkiego za ciebie.
– Więc jednak przeszliśmy z miłości do nienawiści? – zapytała i schowawszy telefon, drugą ręką chwyciła pędzel. – Od kilku dni nie miałam pojęcia na czym stoję, więc dobrze wiedzieć.
Dante nic się nie odezwał. Jedynie przekręcił głowę trochę w bok i zacisnął mocno wargi. To nie żadna nienawiść, bo wszystko, co w ostatnim razie robił, czy mówił, to tylko zwykłe pozory.
Lavender zaś poczuła satysfakcję. Chociaż przez chwilę mogła przestać czuć się jak przegrana. Zamierzała również to kontynuować. W ten sam marny sposób, co Winslow.
Nawet wiedziała, jaki element obrazka mogłaby namalować. Wycisnęła więc odrobinę farby na paletę kolorów i zamoczyła pędzel w różu. Potem przeciągając po płótnie włosiem stworzyła rysunek ludzkiego serca. Jedyne czego brakowało to odrobiny realizmu, którego nie mogła osiągnąć jednym kolorem. Jej dłoń powędrowała w stronę niebieskiej tubki, bo dzięki dodaniu odrobiny tego koloru, mogła otrzymać u siebie ciemniejszy odcień różu i stworzyć trójwymiarowość.
– To mój kolor – rzekł Dante, szybko łapiąc w rękę farbę.
– Przestań. Potrzebuję go trochę – warknęła na chłopaka, naprężając się z całej siły, by dosięgnąć tubkę trzymaną przez Winsolowa. – Nie zachowuj się jak gówniarz.
– Mieliśmy malować swoimi kolorami. Ten należy do mnie.
– Potrzebuję ciemniejszego różu, a tak sprawię, że będzie ciemniejszy. – Szarpnęła jego ręką, zaś on swoją ścisnął w odruchu, przez co odrobina koloru skapnęła na jego spodnie.
– Pierzesz to – wycedził sztucznie.
Shannon wycisnęła trochę koloru na paletę i oddała tubkę Dantemu, po czym z uśmiechem rzekła:
– Megan ci upierze. Farba skapnęła w odpowiednie miejsce. – Parsknęła na widok plamy na jego kroczu. – Dziewczyna na pewno się ucieszy. A teraz – poprawiła się na krześle i oparła małe płótno o kolano – zajmij się swoim rysunkiem.
Zgodnie z tym, co planowała zrobić, stworzyła trójwymiarowość serca. Zamierzała jednak przeciągnąć jeszcze pędzlem po płótnie, by postawić przysłowiową kropkę nad ,,i'', ale Dante wyciągnął z jej rąk malunek, po czym podał jej swój.
– Koniec czasu – oznajmił protekcjonalnie.
– Możesz przestać być taki wredny?
– A ty możesz przestać próbować ze mną rozmawiać? – Spojrzał na nią, marszcząc brwi. – Cisza mi służy.
– Jesteś prawdziwym dupkiem, wiesz?
– Nie przychodzi mi to z trudem – rzucił w kontrataku. – A teraz zajmij się rysunkiem.
Lavender zacisnęła mocno wargi i mało brakowało, by zmiażdżyła trzymany w dłoni pędzel. Skoro Winslow zamierzał z nią tak pogrywać, ona postanowiła nie być dłużna. Do końca zajęć nie odezwała się więcej do chłopaka i nawet wyrabiała się w czasie, by nie dawać mu powodów do zaczepki, co jednocześnie sprawiało, że nie stawał ponad nią.
Ani razu.
Natomiast, gdy tylko ćwiczenia dobiegły końca, wstała pierwsza z ławki i wyciągnęła Tylera za rękę na korytarz. Szok pojawił się na jego twarzy, bo nigdy wcześniej nie miał żadnego bliskiego kontaktu ze swoją koleżanką poza kilkoma rozmowami. Lavender zaś nie zamierzała owijać w bawełnę. Poprawiła torbę na ramieniu, rzucając:
– Chcesz zarobić?
– Zarobić?
– Tak. Tysiaka – zaproponowała. – Za to, że będziesz udawać mojego chłopaka.
– Że co proszę? – Parsknął z niedowierzaniem.
– Dwa tysiaki? – Przewróciła oczami.
W końcu Gabriel Shannon zawsze powtarzał, że w biznesie największą zachętą są pieniądze, a więc jego córka postanowiła iść tą drogą i zmusić Tylera do przyjęcia tej propozycji. Jednocześnie wiedziała, że w żadnym stopniu go nie oszukuje. Miał wykonać swoją pracę i dostać za to kasę, bez wchodzenia uczuciowo w tę relację.
– Trzy – odparł.
– Niech będzie. – Sięgnęła do torebki, a następnie wypisała czek i podała go chłopakowi. – Twoja rola zaczyna się od teraz.
– Od teraz? – Zdziwił się, bo kompletnie się na to nie przygotował. – Bądź ze mną szczera. Komu chcesz zrobić na złość?
Lavi wskazała gestem głowy na Dantego, który wyszedł z sali u boku śliniącej się do niego Megan. Nawet Riley potulnie szła za nimi, a przecież to zawsze ona była głową grupy. Kiedy tylko Winslow skrzyżował z nimi spojrzenie, Tolliver uniósł kącik ust w górę i obrócił się w stronę Shannon.
– Jesteś o niego...
– ...nie jestem. Po prostu razem z Megan pogrywają sobie ze mną, a my musimy okazać się od nich lepsi. – Uśmiechnęła się sztucznie, przejeżdżając opuszkiem palca wskazującego wzdłuż jego mostka.
– Skoro musimy okazać się lepsi... – Tyler automatycznie przyciągnął Lavender do siebie, a ona pisnęła niekontrolowanie. Potem przycisnął ją do ściany i niemal złączył z nią czoło, szeroko się uśmiechając. Ich wargi teraz dzieliła znikoma odległość, a kątem oka dziewczyna widziała, że Dante ich obserwuje.
– Wspaniale – rzekła i tym razem uśmiechnęła się zadziornie. – Chyba naprawdę znalazłam dobrego kandydata do tej roli.
– Najlepszego, Lavi.
Wyprostowała się, dumnie wyrzucając piersi tak, że niemal zetknęły się z torsem Tollivera. Potem odbiła się od ściany i cmoknęła jego policzek, by chwilę później spleść z chłopakiem palce i ruszyć w kierunku kolejnych zajęć, na których zamierzała usiąść razem z nim, aby kontynuować swój plan.
Ukradkiem też zapisali swoje numery telefonów, by pozostać w stałym kontakcie.
Cóż... Dante naprawdę mógł przemyśleć wcześniej swoje ruchy, bo teraz nie sprawiał, że Lavender chciała go znienawidzić, a jedynie odegrać się na nim przez to, że wywoływał w niej tę piekącą zazdrość.
✩✩✩
Winslow wparował do rezydencji niczym huragan, siejący spustoszenie. Minął swoją rodzinę, w tym ciotki przechodzące z kuchni do salonu z kubkami zielonej herbaty i pognał do swojego pokoju. Drzwi niemal staranował, a potem prawie sprawił, że wypadły z zawiasów, gdy trzasnął nimi tak mocno, że kawałek farby odleciał ze ściany.
Z niekontrolowanym warknięciem kilka razy uderzył w poduszkę, a potem wyprostował się i mocno zacisnął pięści.
– Co ci zrobiła ta poduszka? – usłyszał za sobą Mirandę, więc odwrócił się energicznie w jej stronę. – I drzwi od pokoju? – zapytała, unosząc odłamek farby.
– Przepraszam. – Spuścił z tonu, siadając na łóżku. – Musiałem dać ujście złości.
– Ponieważ?
– Och, daj spokój, ciociu. To nie przesłuchanie, a ja sobie z tym poradzę.
– Mhm. – Mruknęła i bezceremonialnie upiła łyka herbaty. – Właśnie widzę – rzuciła z z sarkazmem i usiadła obok niego. – Więc?
– Jestem dla niej potworem – wyznał wreszcie. – Tata miał rację. Powinienem zostać jej wspomnieniem.
– Przyznałeś jej się, prawda? A ona nie zareagowała dobrze?
– Jesteśmy w tak poparanej sytuacji, że sam nie wiem, co powinienem zrobić. – Nerwowo przetarł twarz dłońmi. – Przyznała mi się, że jest we mnie zakochana, a ja musiałem to spieprzyć wyznaniem prawdy. Kazała mi sprawić, żeby mnie znienawidziła. Kajałem się przed nią, a kiedy nic to nie dało, starałem się obrzydzić jej siebie jak tylko mogę. Potem ona zmieniła zdanie, pisząc do mnie masę wiadomości, że żałuje, ale doszedłem do wniosku, że pewnie to chwila jej słabości. A teraz odnoszę wrażenie, że wywiązała się między nami gra, a żadne z nas nie chce odpuścić i dać się złamać.
– Jakie to były wiadomości?
Dante wyciągnął telefon i odblokował go, a następnie podał komórkę Mirandzie z widniejącymi na ekranie wiadomościami. Przewertowała je, a następnie ze stoickim spokojem rzekła:
– Ona nadal cię kocha.
– Jestem potworem – powtórzył. – Nawet jeśli rzucę złodziejstwo, ona nigdy o tym nie zapomni. Już zawsze będę w jej oczach taki... skażony. A nie na to liczyła.
– Dziewczyny nie marzą o księciach z bajki. – Ruda skrzyżowała spojrzenie z Dantem. – Marzą o chłopakach, którzy w najbardziej banalnych momentach, potrafią sprawić, że serce zabije im szybciej. Czasami dają się porwać nucie szaleństwa, która od czasu do czasu miesza się z romantyzmem, co sprawia, że aura między dwójką ludzi staje się magiczna.
– Mogę jej to dać... Mogę jej dać to wszystko. Mogę ją kochać na zabój, a nawet dla niej doprowadzić świat do ruiny. Przynieść najpiękniejszy klejnot albo mieszkać w kawalerce i pracować jako mechanik. Mogę się zmienić, ciociu. Chcę się zmienić. Dla niej.
– Więc powiedz jej o tym.
– Teraz kręci się obok niej Tyler, któremu najchętniej obiłbym mordę za dotykanie nie swojej dziewczyny – wycedził te słowa przez zęby. – Lavi zawsze była tylko moja.
– Więc walcz. – Miranda starała się go zmotywować. – Albo graj i licz na to, że ona pierwsza się złamie.
– Co się stało? – W drzwiach nagle stanęła przejęta Ruby z troską tlącą się w oczach.
– Nic takiego, przepraszam. – Dante poderwał się z miejsca i przytulił ciotkę na trochę dłużej niż zazwyczaj. – Nie powinnaś się tym przejmować.
– Ale chcę. Jesteś moim bratankiem.
– Wiem, ale...
– Sprawy sercowe – wtrąciła Miranda.
– Chodzi o tę dziewczynę?
Dante skinął głową, a wtedy Ruby dodała:
– Chodź, postaram się jakoś poprawić ci humor.
Żyje się tylko raz, ale jeśli żyjesz dobrze, ten raz wystarczy.
– Mae West
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top