20: Nigdy nie było nas

Lavender siedziała w ławce w oczekiwaniu aż sala zapełni się studentami. Spodziewała się, że zapewne po ostatnich burzliwych dniach z Dantem ten nie pojawi się w akademii. W zasadzie ostatnio rzadziej mogła go tu spotkać. Nie zdawała sobie sprawy, że Winslow nigdy nie miał zamiaru uczęszczać na studia. Zrobił to, by spędzać więcej czasu z Lavender, ale skoro ich relacja się rozpadła, zamierzał zrezygnować ze studiowania, a zaraz po tym wyjechać.

Jednak najpierw musiał spełnić życzenie Shannon. Sprawić, by znienawidziła go do tego stopnia, że stanie się dla niej odrażający. W końcu miała tak silny kręgosłup moralny, że nie mogła sobie pozwolić na ty, by ugiął się pod naporem jej uczuć.

Nie spodziewała się jednak, że tuż przed rozpoczęciem zajęć podniesie głowę znad ławki i zobaczy wchodzącego do pomieszczenia Dantego. Chłopak nie poświęcił jej nawet sekundy uwagi, tylko minął Lavender i podszedł do pieprzonej Megan, która siedziała samotnie. Swoją drogą Lavi dziwiła się, co dzieje się z Riley, że tak długo jej nie widziała.

Shannon patrzyła przez ramię na Dantego, który pochylił się nad jej wrogiem i spowodował, że dziewczyna kokieteryjnie się uśmiechnęła. Potem, gdy usiadł obok Megan i skrzyżował wzrok z Lavi, ona speszona odwróciła wzrok. Mocno zacisnęła wargi, nie spodziewając się, że Winslow przy próbie nienawiści posunie się do bliskich kontaktów z dziewczynami, które zawsze jej dokuczały.

Bo tak, poprosiła go, by obrzydził jej siebie, ale trzymanie się z owieczkami Riley było poniżej godności. Przecież mógł wybrać inny sposób.

– Dzień dobry wszystkim. – Profesor Cullen zjawiła się w sali. – Na ostatnich zajęciach poruszaliśmy kilka ważnych dla Ameryki dat związanych z rozwojem sztuki. Wszystkie pokazały nam jak malarstwo zmieniało się na przestrzeni lat, reagując na lokalne i globalne trendy. Kto mi powie, w którym roku w Nowym Jorku odbyła się pierwsza duża wystawa feministycznej sztuki, zatytułowana Womanhouse, zorganizowana przez Judy Chicago i Miriam Schapiro?

Lavender podniosła rękę.

– Proszę, panno Shannon.

– W 1969.

– Lavender opowiada bzdury – wychylił się Dante, choć wcześniej nigdy nie pokusiłby się o zwrócenie uwagi na jej błąd. – W 1969 roku zaczęły się do niej przygotowywać. Wystawa odbyła się w 1970.

– Mój podręcznik mówi inaczej – rzekła zezłoszczona, przekręcając się na krześle w stronę Dantego.

– Może twój podręcznik ma błąd, a to się zdarza – wytknął jej tonem, w którym mogła wyczuć próbę ośmieszenia. – Jeśli pani mi nie wierzy, polecam to sprawdzić. Wszystkie lokalne gazety i media rozpisywały się na ten temat. Po latach nawet wrzucono artykuły w internet. Są strony, na których są podane wycinki z gazet.

Cullen zsunęła okulary na czubek nosa i złapała za telefon. Postanowiła sprawdzić wiarygodność słów swojego ucznia. Ciągle zerkała to na niego, to na ekran komórki, choć zdecydowanie stała po stronie Lavender, której wiedza na temat sztuki była na wysokim poziomie. Sama również czerpała z tych samych podręczników co studenci, więc Dante wytykając błąd Lavender, wytknął go również pani profesor.

– Zgadza się. Mówisz prawdę. Wystawa odbyła się w 1970 roku. Skoro jesteś taki dobry z dat, może powiesz mi w którym roku Jackson Pollock rozwinął technikę drippingu.

– 1947.

– Zgadza się – przyznała. – A co działo się w 1913?

Lavender już wyrwała się do odpowiedzi, lecz nauczycielka podniosła dłoń, prosząc w ten sposób, by zamilkła.

– Wystawa Armory Show w Nowym Jorku. Wywołała ogromne poruszenie, ponieważ Amerykanie po raz pierwszy zetknęli się z europejskim modernizmem, w tym dziełami Picassa, Duchampa i van Gogha.

– Świetnie. Widzę, że mam w klasie naprawdę zdolnego ucznia. – Spojrzała na listę obecności, przypominając sobie nazwisko chłopaka. Jednocześnie zobaczyła, że jego frekwencja pozostawała wiele do życzenia. – Wszystko byłoby jeszcze piękniejsze, gdybyś częściej chodził na zajęciach, Kai.

Lavender puściła mu tylko ostrzegawcze spojrzenie, a on uśmiechnął się do niej cwaniacko, po czym zwrócił się w stronę Megan. Nie miała pojęcia, co szeptał jej na ucho, ale sam fakt, że siedział tak blisko niej, doprowadzał ją do frustracji.

Przez resztę zajęć siedziała cicho, aby przypadkiem pan mądrala nie zechciał wytknąć jej porażki. Natomiast w przerwie na lunch usiadła na stołówce przy stoliku, gdzie wcześniej siedziała razem z chłopakiem. Teraz jedyne co jej towarzyszyło, to samotność.

Otworzyła kartonowy soczek, gdy do środka wszedł Dante z roześmianą u swego boku Megan. Lavender znowu mocno zacisnęła zęby i odwróciła spojrzenie, bo nie mogła znieść tego widoku. W połowie lunchu zrozumiała, że nie tylko to jest problemem, ponieważ ciągły śmiech tej dziewuchy odbijał się echem od ścian stołówki i powodował, że frustracja tylko narastała.

Złapała więc tace i ze złością wyrzuciła resztę posiłku do kosza, który znajdował się tuż obok tej żałosnej parki. Potem opuściła pomieszczenie i skierowała się w stronę swojej szafki.

– Lavender. Dobrze, że cię widzę. – Zaczepił ją Vernon. – Nie mieliśmy okazji porozmawiać o wystawie twoich obrazów. Ciągle pojawiały się inne tematy na przykład halloween.

– To cudowne uczucie widzieć swoje obrazy na ścianie muzeum, profesorze – rzekła, udając radość. W tym stanie nie mogła skupić się na niczym innym niż frustracji targającem jej ciałem. – Wszystko dzięki panu.

– Nie mów tak. To twój talent sprawił, że mogłaś doświadczyć sukcesu. Oby więcej takich chwil.

– Dziękuję za wsparcie. – Uśmiechnęła się, po czym głośno westchnęła. – Profesorze... rzeczy związane z halloween... zrobię je sama, dobrze?

– Coś się stało? Mieliście działać w grupach.

– Wiem, ale Kaia częściej nie ma na zajęciach niż jest, a przez to nie możemy się dogadać, więc wolę zrobić to sama. Jeśli nie będzie miał pan nic przeciwko. – Poprawiła nerwowo torbę na ramieniu.

– Ten projekt to swego rodzaju zaliczenie, więc...

– W takim razie może pan znowu nagiąć zasady i zaliczyć mu ten projekt, pomimo że zrobię go sama? Proszę. – Była o krok od rozpłakania się przed mężczyzną, więc naprawdę liczyła na to, że się zgodzi.

– Jeśli tobie to nie przeszkadza.

– Nie. – Pokręciła głową. – Przepraszam, bardzo źle się czuję. Mogę już iść?

– Coś ci dolega?

– Trochę jestem chora – skłamała.

– Więc co robisz w akademii? – zapytał zmartwiony. – Marsz do domu, zwolnię cię ze swoich zajęć.

– Ale...

– Nie dyskutuj.

Skinęła głową i tak jak wcześniej miała w zamiarze, poszła w stronę swojej szafki. Wsadziła do niej książki w momencie, w którym zobaczyła, że Megan i Dante idą w jej kierunku.

Boże... za co ty mnie tak karzesz? pomyślała i, zaciskając powieki, przycisnęła czoło do sąsiednich drzwiczek.

Im bardziej zbliżali się w jej kierunku, tym większa zazdrość rodziła się w jej sercu, choć ona zamierzała nazywać to złością. Ostatecznie, gdy mieli koło niej przejść, złapała nadgarstek Winslowa, zatrzymując go w miejscu. Zgromiła go spojrzeniem, on zaś skierował swój wzrok w miejsce dotyku, a potem szarpnął ręką. Zupełnie w ten sam sposób, w jaki Lavender robiła to dwa dni temu, gdy próbował ją zatrzymać i wytłumaczyć resztę rzeczy.

– Możemy porozmawiać? – szepnęła, wbijając wzrok w czekoladowe tęczówki.

– Nie, Lavender. Nie możemy.

– Och... czyżby...

– Nawet się, kurwa, nie odzywaj – warknęła w stronę Megan. Pokusiła się nawet o przekleństwo, a przecież ona nigdy nie przeklinała.

– Zostaw nas na chwilę – poprosił ją Dante. Na dodatek zwrócił się do niej zupełnie innym tonem niż do Shannon. O wiele bardziej łagodniejszym i naturalniejszym.

– Megan? Naprawdę tak nisko upadłeś? – zapytała Lavi, gdy dziewucha spełniła prośbę Dantego i zostawiła ich samych.

– To już raczej nie twoja sprawa. Jesteś zła, bo żaden chłopak w tej akademii cię nie chce?

– Mylisz się – warknęła. – To ja nie chcę ich. Po co to robisz, hm?

– Czujesz złość? A może złość i frustrację na widok mnie z Megan? – Zrobił krok w przód, a Lavender się cofnęła, dotykając plecami szafek. – Jeśli tak, to dobrze. W końcu złość to prosta droga do tego, by kogoś znienawidzić. Robię tylko to, czego sobie życzysz. Nie masz prawa mieć mi tego za złe.

– I naprawdę postanowiłeś zrobić to w taki sposób? Spotykając się z nią?

– A jak inaczej mógłbym ci siebie obrzydzić?

– Więc teraz tak to będzie wyglądać? – Zmarszczyła czoło. – Będziesz zastępować sobie braki Megan?

– Do momentu aż nie wyjadę.

Lavender zmiękły nogi. Przez chwilę nastała między nimi cisza. Ramiona opadły jej z bezsilności, a spojrzenie zdecydowanie stało się bardziej szkliste.

– Jak to... wyjedziesz?

– Po prostu. Wsiądę na motocykl i zatrzymam się w jakimś losowym mieście.

– A co z nami? – wypaliła, kompletnie nie myśląc. W tym momencie to jej liche serce wyrwało się, by zadać to pytanie.

Dante parsknął na tę śmieszną sytuację. Lavender już sama nie wiedziała, czego chce. Jednego dnia ignorowała go, jakby to miało załatwić wszystkie ich problemy, a potem dziwiła się, że starał się spełnić jej prośbę. W porządku, rozumiał ją, że biły się w niej dwa wilki. Jeden z nich był teraz moralnością, drugi zaś uczuciem, ale to niczego nie zmieniało. Nie tak załatwiało się problemy.

– Nigdy nie było nas, Lavender.

– W porządku. – Odsunęła od siebie chłopaka, po czym trzasnęła szafką.

Potem wybiegła z akademii, mijając uśmiechniętą Megan. Dotarła do swojego auta, po czym od razu do niego wsiadła, rzucając torebkę na miejsce pasażera. Z piskiem opon wyjechała z parkingu, bo chciała jak najszybciej się stąd ulotnić. Dopiero kilometr dalej, gdy zatrzymała się na światłach, wrzask rozerwał jej gardło, a policzki tonęły od łez.

Może właśnie wtedy zrozumiała, że to wcale się nie uda. Pomimo tego kim był Dante, nie potrafiła przestać go kochać. Moralność wcale nie wygrywała nad uczuciami. Wręcz w czterech literach miała to, że wyznał jej prawdę o złodziejstwie. Nie potrafiła czuć złości i jasne, przez pewien czas myślała, że kiedy zacznie go unikać, to naprawi sytuację. Może magicznym cudem się odkocha, ale tak się nie stało, bo zapomniała o jednym.

Dziesięć lat marzyła o jego powrocie.

O tym, by znów spędzać z nim każdą wolną chwilę.

Rozmawiać z nim całą noc do momentu, aż oboje nie padliby ze zmęczenia.

Przyjechała do parku, a potem usiadła pod drzewem i wyciągnęła szkicownik. Postanowiła porysować, by trochę oczyścić umysł. Może właśnie to pozwoliłoby jej odsunąć na bok emocje i spojrzeć inaczej na tę sytuację.

Przeanalizowała wszystko od początku do końca. Potem zerknęła na swój telefon i wiadomości jakie ostatnio dostawała od Dantego. Napisał w nich, że wcale tego nie chciał, ale przecież był tylko dzieckiem zależnym od decyzji rodziców oraz że chce z tym skończyć. Wtedy myślała, że cisza to najlepsze rozwiązanie. Teraz zdała sobie sprawę, że to nie Dante zawinił, tylko ona, bo nie chciała spróbować go zrozumieć.

Włączyła playlistę, którą jej podesłał. Słuchała jej, dalej oddając się pasji. Część klubowych kawałków przeplatała się z tymi typowo halloweenowymi. Nie zabrakło również słynnej piosenki z serialu Wednesday, co okazało się trafionym pomysłem. Oczami wyobraźni widziała roztańczony parkiet do piosenki Goo Goo Muck od The Cramps, czy Bloody Mary od Lady Gagi.

Skończywszy rysunek, podniosła komórkę, na której wciąż grały piosenki, a potem napisała wiadomość do Dantego.

Do: Dante ♥

Słuchałam playlisty. Jest świetna! Myślę, że sprawdzi się idealnie na imprezie halloweenowej.

Przygryzła kciuka w oczekiwaniu na wiadomość zwrotną, która wcale nie nadeszła.

Do: Dante ♥

Wiem, że jesteś na mnie zły i może nawet postanawiasz mnie ukarać ciszą, ale proszę, porozmawiajmy.

Do: Dante ♥

Miałeś rację, że robimy ten projekt razem... Więc co powiesz o tych girlandach?

Do: Dante ♥

Dante... wiesz, że ona działa ci na nerwy. Wcale nie chcesz siedzieć z Megan, tylko ze mną. Jestem w parku, w którym ostatnio chciałam nam zorganizować randkę. Może chcesz tu przyjechać?

Do: Dante ♥

Poczekam na ciebie jeszcze kolejną godzinę.

Do: Dante ♥

Albo dopóki się nie ściemni.

Do: Dante ♥

Nie ty spieprzyłeś sprawę, tylko ja. Proszę porozmawiajmy.

Do: Dante ♥

Nie miałeś wyboru jako dziecko i naprawdę to rozumiem. Zareagowałam tak, bo mnie zawsze uczono, że kradzież to coś złego, coś, co należy potępiać, ale przecież jesteś moim Dantem. Przecież się kochamy. Przepraszam, że zrobiłam ci krzywdę. Po prostu ja też kierowałam się wartościami, jakie wpajano mi od dziecka, ale to, co czuję jest silniejsze od ,,zdrowego rozsądku''.

Do: Dante ♥

Nie chcę chodzić na uczelnię i widzieć was razem. Tak. Jestem zazdrosna. Wystarczył jeden dzień, żebym to zrozumiała.

Do: Dante ♥

Ta cisza mnie zabija.

Do: Dante ♥

W porządku. Jesteś na mnie zły, ale ja poczekam, Dante. Poczekam, aż ci przejdzie. Pamiętaj tylko, że wina nie leży po twojej stronie, tylko mojej. To ja okazałam się dla ciebie okropna.

Do: Dante ♥

Jesteś wspaniałym mężczyzną i wiesz o tym. Zawsze byłeś wspaniały, gdyby tak nie było, nie tęskniłabym za tobą dziesięć lat.

Do: Dante ♥

Poczekam jeszcze dwadzieścia minut, bo robi się już chłodno.

Do: Dante ♥

Jeśli to jakaś forma zemsty, to w porządku. Może z czasem tobie również ulży. Proszę cię tylko o jedno. Nie wyjeżdżaj. Nie zostawiaj mnie znowu samej, Dante.

Każda z tych wiadomości została bez odpowiedzi, a ciałem Lavender targnął cholerny strach. Strach, że już nie odzyska swojego Dantego Winslowa.

Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić,

bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny,

czasami czuje się bardzo samotny.
– Ernest Hemingway

ig/x/tik tok: autorkaklaudia

#barwyKK

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top