18: Skradłem ci kilka błyskotek i twoje serce...

Następnego dnia Lavender wstała z lepszym humorem niż ostatnio. Po przebudzeniu spojrzała na kwiaty stojące w wazonie obok jej łóżka, a ich widok sprawił, że od razu się uśmiechnęła. Podniosła się i jeszcze raz spojrzała na bukiet, ale nie dostrzegła żadnego bileciku między liśćmi. Przeciągnęła się leniwie i ruszyła w piżamie do salonu, gdzie wszyscy czekali na nią, aby rozpocząć śniadanie.

– Jak się czujesz? – zapytał ojciec, odkładając gazetę, którą w tym tygodniu czytał już czwarty raz.

– Znacznie lepiej – zapewniła, zajmując miejsce przy stole obok Eleanor. – Ten bukiet przy moim łóżku... Czyja to sprawka?

– Moja – odezwał się Logan, a potem skrzyżował spojrzenie z siostrą. – Miałaś ciężki czas, więc chciałem poprawić ci humor, ale jak wróciłem z firmy było późno i spałaś.

Ach, Logan... Gabriel Shannon naprawdę postarał się przy wychowaniu swoich synów. Zdawało się nawet, że Lavender nie była tylko jego oczkiem w głowie, a także najstarszego brata. Ten okropnie żałował, że nie mógł wczoraj uczestniczyć w poprawie jej nastroju, ale nie mógł odwołać spotkań.

– Dante się odezwał? – zagaiła Melody.

– Jeszcze nie odważyłam się do niego napisać – wyjaśniła Lavi, nakładając jajecznicę na talerz.

– Chwila moment. – Logan pokręcił głową. – Po pierwsze, siostra, przepięknie ci w tych nowych włosach, a po drugie, jaki Dante?

– Gość od bmki – wtrącił Ian.

– Wszyscy wiedzą, o kogo chodzi, tylko ja nie?

Eleanor podniosła rękę, rzucając:

– Ja też nie.

– Pamiętasz mojego przyjaciela, który wyjechał dziesięć lat temu?

W odpowiedzi Logan skinął głową. Jakby mógł nie pamiętać tego dzieciaka, skoro przez blisko trzy lata niemal codziennie widział go w swoim domu?

– To Dante wrócił, a ja zaczęłam się z nim spotykać.

– Tak na poważnie?

– Tak na poważnie – powtórzyła.

– I w tym tkwił problem? Że zaczęłaś spotykać się z przyjacielem z dzieciństwa?

– Mhm – mruknęła.

Równocześnie Logan z Ianem odetchnęli z ulgą, a potem zbili braterskie piątki.

– Stary, jednak nie pójdziemy siedzieć – odezwał się młodszy.

– Autentycznie myślałem, że stała ci się krzywda i trafimy do więzienia za morderstwo – wyjaśnił.

– To się jeszcze może wydarzyć – zażartował Gabriel. – Wszystko zależy od tego, jak Dante będzie się opiekował waszą siostrą.

– To chodząca zielona flaga, tato.

– Znasz mnie, wiesz, że...

– ...nie ufasz ludziom – dokończyła. – Śniadanie było przepyszne, Eleanor. Zresztą, jak zawsze. Herbatę wypiję w pokoju, bo muszę szykować się na zajęcia.

– Mam nadzieję, że nie miałaś wczoraj ważnych zajęć. Medycyna to trudne studia – odezwała się Melody, sprawiając, że stopy córki wzrosły w podłogę.

Tak, nadal pozostawała kwestia jej tajemnicy, ale skoro postanowiła być szczera z Dantem, chciała być również szczera z mamą. Obiecała sobie, że po zajęciach poprosi o pomoc dziadka. Chciała w końcu zrzucić z siebie ciężar tych tajemnic.

– Wszystko będzie dobrze, mamo – rzekła niepewnie.

– Pamiętaj, że jestem obok. Pomogę ci, jeśli będziesz mnie potrzebowała, aby coś zrozumieć.

– Pamiętam – odpowiedziała, ruszając ponownie przed siebie.

✩✩✩

W porównaniu do Lavender tego dnia Dante nie wstał w dobrym humorze. Wręcz przeciwnie, bo wciąż dręczył go niepokój i uporczywe myśli, jak mógłby to wszystko rozwiązać i naprawić. Kłamstwa, złamane zasady, które narzucił ojciec w trosce o bezpieczeństwo rodziny i próba wyjścia z tych wszystkich sytuacji chaotycznie kotłowały się w umyśle młodego złodzieja.

Wczoraj, gdy wrócił do domu, nie zdołał porozmawiać z Devonem, gdyż nie był na to gotowy. Podobnie jak z odezwaniem się do Lavender, której tak wiele zrzucił na barki. Z samego rana nawet nie zszedł na dół, by przywitać się z rodziną, tylko zamknął w pokoju. Leżał w łóżku z lekko podciągniętymi nogami i opierał szkicownik o uda, kręcąc ołowiem w palcach. Patrzył w przestrzeń i tak bardzo starał się zobaczyć cokolwiek, co mógłby narysować i na chwilę oderwać myśli.

Godzina, dwie, trzy, a kartka wciąż pozostawała pusta. Nie pojawiła się na niej nawet najkrótsza linia. W końcu jednak Dante usłyszał coś, co pozwoliło mu wrócić do tu i teraz i przestać rozmyślać nad tym, jak bardzo spieprzył sprawę.

Jego ojciec tuż po tym, jak zapukał do drzwi, wszedł do jego pokoju i, opierając się o komodę stojącą metr od łóżka syna, skrzyżował ręce na torsie.

– Jeśli chcesz z siebie wyrzucić to, jaki jestem beznadziejny, droga wolna – rzekł Dante, nie patrząc na ojca. – W swojej głowie obraziłem się już znacznie gorszymi słowami, więc nie zrobi to na mnie wrażenia.

– Nie przyszedłem obrażać własnego syna. – Odbił pośladki od mebla, po czym usiadł na łóżku. – Ostatnio narosło wiele niepotrzebnej frustracji, ale chcę, żebyś wiedział, że złościłem się, bo za wszelką cenę chcę was chronić.

– Wiem – odpowiedział cicho i dopiero teraz przerzucił spojrzenie na ojca. – Myślisz, że ja tego nie chcę? Jeśli tak, to jesteś w błędzie. Owszem, może zachowałem się egoistycznie, łamiąc zasady, idąc za miłością i...

– Zachowałeś się jak ja, Dante – przerwał mu. – Właśnie to uświadomiły mi ciotki i przepraszam, że gdy ty próbowałeś mi to powiedzieć, okazałem się marnym słuchaczem.

– Co? – Dante mocno się zdziwił.

– Z tej sytuacji da się wybrnąć – oznajmił, lekko się uśmiechając. – Nie mogę od ciebie wymagać, żebyś żył moim życiem. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej, a przecież schemat, który prowadzą ciotki, dobrze się sprawdza.

– Co chcesz mi przez to powiedzie? – Dante usiadł prosto, oczekując na wyjaśnienia.

– Że złamie wszystkie zasady, jakie starałem się narzucić. Shannonowie mają nas za zwykłych ludzi, a zwykli ludzie się wyprowadzają i czasami wracają na stare śmieci. Skoro tak, możemy wszyscy udawać jak dawniej. Wróciliśmy, by spełnić marzenie mamy z otwarciem muzeum, bo wszyscy jesteśmy zaangażowani w sztukę. Mama to Cleo, ja to Dylan, Suzy to Victoria, a ty to Dante.

Właśnie te imiona dziesięć lat temu nosili Winslowowie.

– Przedstawiłem jej się jako Kai Hamilton.

– I wyjaśnisz jej dlaczego. Powiesz prawdę. To, co wyznałeś Mirandzie.

– Ciocia się wygadała? – Uniósł brew.

– Dla twojego dobra. Chciała mnie udobruchać, więc zagrała na moich emocjach.

– I jak widać udało jej się – skwitował.

– Udało jej się, bo jesteś moim synem i chcę twojego szczęścia. – Poprawił tok jego rozumowania. – Naprawdę dotarło do mnie dlaczego chciałeś wrócić do Las Vegas i jak bardzo skrzywdziłem cię tym, jak żyjemy.

– Więc... już koniec z kradzieżami?

– Tego nie obiecuję, ale teraz jesteśmy miliarderami, synu. Wystarczy nam do momentu, aż nie odezwie się we mnie moja natura, choć dla ciebie postaram się ją stłamsić – obiecał. – Natomiast w tobie pokładam nadzieję, że gdy jednak odezwie się ponownie, sprowadzisz mnie na ziemię.

– Najwyżej ciocia Ruby mi pomoże. – Wzruszył ramionami, lekko się uśmiechając. – Zakochałem się w niej, tato. Zakochałem się w Lavender – wyjaśnił. – A kiedy wyznałem jej prawdę, że jestem Dante, ona chyba mnie znienawidziła.

– Nieprawda – zapewnił. – Po prostu jest w szoku. Byliście bardzo zżyci.

– Naprawdę czułem, że ona też się we mnie zauroczyła, ale teraz...

– Zrób kolejny krok, Dante. Odezwij się do niej i poproś o rozmowę – wtrącił.

– Poprosiła o kilka dni, żeby mogła sobie to wszystko przemyśleć. Nie chcę jej się narzucać.

Devon wstał i, okrążając łóżko, skierował się w stronę wyjścia.

– Kobiety się zdobywa. – Przystanął przed samymi drzwiami. – Chcą czuć się adorowane, kochane i szanowane, a my uwielbiamy im to dawać – dodał. – Jesteś Dante Winslow. Jesteś moim synem, więc wiesz, co powinieneś zrobić. – Po tych słowach opuścił jego pokój.

Młody złodziej znowu spojrzał na szkicownik i na kilka minut zastygł w tej pozycji. Potem gwałtownie go zamknął i chwycił za telefon, by napisać do Lavender.

Do: Lavi ♥

Nie zniosę dłużej tej niepewności.

Będę na ciebie czekał dziś o 19:00 pod repliką wieży Eiffla.

Od: Lavi ♥

Do zobaczenia.

Widząc tę wiadomość Dante przygryzł pięść, a potem momentalnie wstał. Podszedł do okna i spojrzawszy na ogród, jeszcze raz postanowił to wszystko przemyśleć. Spędził tak pół godziny i zrozumiał tylko jedno. Musi być w stu procentach szczery z Lavender, której naprawdę ufa. Jeśli zaś chodzi o jego rodzinę, wciąż pamiętał, że jego ojciec zdobył mamę, choć ona również pochodziła z innego świata i wiodła – jak Devon nazwał – normalne życie.

W ostatnich dniach naprawdę intensywnie nad tym wszystkim dumał. Można nawet powiedzieć, że nie mógł się zdecydować, jaką powinien podjąć decyzję. Teraz jednak zrozumiał, że jeśli chce budować z Shannon relację, nie może opierać się ona na kłamstwach.

Bo owszem... Przedstawił jej się jako Kai Hamilton, bo chciał, żeby Lavender nie kierowała się tym, co łączyło ich wcześniej, aczkolwiek nadal pozostawała jedna kwestia.

Na te same dane został wpisany w dokumentach akademii, a na ten moment nie widział tu dobrego wytłumaczenia. W końcu ludzie nie zmieniają swojej tożsamości bez powodu.

✩✩✩

Tuż po zajęciach Lavender pojechała do dziadka. Nagła wiadomość od Dantego znowu sprawiła, że zaczął zżerać ją stres. Kilka razy nawet złapała się na tym, że nie słuchała wykładów na uczelni, tylko odbiegała myślami w stronę chłopaka i analizowała wszystko, co jej powiedział. Nie była głupią dziewczyną i wiele kwestii w tym, co mówił, wydawało się co najmniej dziwne i nielogiczne. Pomyślała nawet, że może to nie Dante, a ktoś, kogo on dobrze znał i powiedział o tych wszystkich rzeczach, by mógł to wykorzystać. Potem jednak stwierdziła, że to co mówił na dachu wieżowca posiadało zbyt wiele szczegółów, więc to musiał być on. Tylko dlaczego stał się nagle Kaiem?

Wszystkie te wątpliwości opowiedziała Vincentowi. W końcu jej dziadek zawsze potrafił znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Nawet w dzieciństwie, gdy zapytała go, dlaczego ocean jest niebieski, skoro woda to przeźroczysta ciecz, on powiedział, że dzieje się tak z powodu odbijającego się w tafli nieba.

– Pomóż mi to wszystko zrozumieć, dziadku, bo zaraz oszaleję – poprosiła, przykładając palce do skroni zaraz po tym, jak opowiedziała mu o wszystkich wydarzeniach z ostatnich dni.

– Nie dowiesz się, dopóki z nim nie porozmawiasz, słonko.

– Powinnam przycisnąć go w tej kwestii? – zapytała, tworząc na twarzy grymas zakłopotania.

– Nie. Myślę, że jeśli wyczujesz kłamstwo, powinnaś odejść. Jeśli ktoś cię okłamuje nie powinien mieć twojej uwagi. – Ostatnie słowo Vincent wypowiedział przez zaciśnięte zęby. Nie z powodu złości, a bólu, który jak zwykle zaatakował go w najmniej oczekiwanym momencie, a on starał się go stłamsić. – Ty również musisz być z nim szczera. Powiedz mu, co czujesz.

– Nawet nie wiem, czy mogę nazwać to zakochaniem.

– Podoba ci się? Lubisz z nim spędzać czas? Myślisz o nim, kiedy jesteś sama? Uśmiechasz się, kiedy jego obraz pojawia się w twojej głowie? Nie możesz się doczekać każdego spotkania? Obchodzi cię, co czuje? Chcesz się o niego troszczyć i go zaskakiwać? Liczysz się z jego zdaniem? Jeśli na wszystkie pytania odpowiedziałaś tak, to jest miłość.

– A więc jestem zakochana. – Wzruszyła ramionami.

Wówczas jej dziadek wziął głęboki wdech i powoli wstał z miejsca. Potem podparł się o oparcie kanapy, na której wcześniej oboje siedzieli i przyłożył dłoń w okolicy mostka. Nadal starał się zapanować nad bólem, by wnuczka niczego się nie domyśliła, ale kiedy skrzyżował z nią spojrzenie i zobaczył jej pytający wyraz twarzy, wiedział, że nie zdoła z tego wybrnąć.

– Co się dzieje? – Poderwała się z miejsca i złapała dziadka pod ramię. – Znowu to samo? Dzwonię do mamy.

– Nie trzeba – zareagował szybko. – Zapomniałem wziąć dziś tabletkę. Czerwone opakowanie w szafce. – Ledwo wskazał na nią palcem.

Lavender szybko pobiegła do kuchni i wyciągnęła leki, po czym ekspresowo nalała wody do szklanki. Podała wszystko dziadkowi, a potem pomogła mu ponownie usiąść.

– Liczę na wyjaśnienia. – Starała się brzmieć jak mama, gdy chciała coś dostać. W tym momencie żałowała nawet, że nie studiuje medycyny i nie ma bladego pojęcia, na co mogły zostać przepisane przez Melody leki.

– Wyjaśnienia są takie, że zaczynam odczuwać efekty starości.

– To poważne?

– Absolutnie. – Machnął ręką. – Zamierzam jeszcze pożyć i być przy tobie, kiedy twoi rodzice w końcu dowiedzą się prawdy o malarstwie. Nie odpuszczę sobie zobaczenia ich dumnych min.

– O ile faktycznie ich miny okażą się dumne. – Rozsiadła się wygodnie, pociągając jedno kolano pod klatkę piersiową. – Wciąż mam obawy, ale muszę to w końcu zrobić. Tak sobie pomyślałam... Może przed świętami?

– I w ten sposób, który ci kiedyś przedstawiłem? – Uniósł pytająco brew.

– Tak. Wynajmiemy salę, a potem pokażemy to wszystko rodzicom. Teraz mam na głowie Dantego oraz organizację imprezy halloweenowej na naszej uczelni.

– Więc narazie się tym nie zamartwiaj. Zajmiemy się tym potem. – Spojrzał na zegarek na ścianie, a następnie wskazał na niego palcem. – A teraz uciekaj, bo zaraz spóźnisz się na spotkanie z chłopakiem.

Lavender posłała dziadkowi uśmiech, a następnie pocałowała go w policzek. Potem ruszyła w stronę wyjścia, ale zatrzymała się w połowie drogi, pytając:

– Na pewno wszystko z tobą w porządku? – Odwróciła głowę ponad ramieniem.

– Naprawdę. Nie musisz się martwić.

– Pamiętaj, że cię kocham, dziadku. Z całego serca i jestem ci wdzięczna za to, ile dla mnie robisz.

– Ja też cię kocham. Najmocniej na świecie.

Po tych słowach Lavender opuściła rezydencję Vincenta, a po zaledwie dwudziestu minutach szła w stronę wieży Eiffla.

Już z daleka dostrzegła Dantego i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie myślała o odwrocie. Ostatecznie jednak wzięła głęboki wdech i potrząsnęła dłońmi, by trochę uspokoić nerwy i ciężko bijące serce.

W końcu stanęła naprzeciwko chłopaka i zadarła głowę, by skrzyżować z nim spojrzenie. Zupełnie inne, niż do tej pory. Takie, które wyrażało więcej, niż słowa, bo te nie mogły jej przejść przez gardło. Stali tak i toczyli ze sobą w ten sposób rozmowę, zapewne czekając na to, aż odezwie się druga osoba.

W końcu jednak Dante zrobił krok w stronę Lavender, niemal całkowicie niwelując przestrzeń między nimi. Przez ten ruch dziewczyna nieśmiało spuściła głowę, ale chłopak postanowił to skorygować, zadzierając ją ponownie.

– Na tę rozmowę miałem przygotowanych wiele świetnych kłamstw, ale zrozumiałem, że chcę być z tobą szczery. To, co powiem, może sprawić, że mnie znienawidzisz. Może stanę się dla ciebie odrażający, a może nawet już nigdy więcej cię nie zobaczę. Na pewno twoja moralność podejmie walkę z głosem uciszającym zdrowy rozsądek, ale proszę cię tylko o jedno. Nikomu tego nie mów. Ufam ci, moja słodka Lavi.

– Skoro ty trzymasz mój sekret o malarstwie, ja zachowam twój. Tylko dla siebie, Dante – rzekła niepewnie.

Lekki uśmiech wdarł się na jego usta, gdy po raz kolejny usłyszał jak jego prawdziwe imię pada z jej ust. Tak bardzo tęsknił za jego brzmieniem, że teraz za każdym razem powodował wyrzut endorfin.

– Miałaś rację, gdy nazwałaś mnie kimś niebezpiecznym. W swoim życiu posunąłem się do wielu okropnych rzeczy, mając to kompletnie w dupie, Lavender. Kilku wypowiedzianych kłamstw nawet żałuję – ujął dłonią jej policzek, przesuwając kciukiem po rumianym policzku – ale z pewnością nie tego, że przedstawiłem ci się jako Kai Hamilton. Zrobiłem to z dwóch powodów i zamierzam ci je zdradzić.

Ona wciąż na niego patrzyła i słuchała uważnie każdego słowa, widząc w jego oczach smutek, którego najchętniej pozbyłaby się raz na zawsze.

– Nie chciałem wrócić jako Dante. Na początku wcale nie zamierzałem ci się do tego przyznawać, bo kiedy pierwszy raz spotkałem cię na ulicy, a ty weszłaś mi do głowy i uparcie sprawiłaś, że nie mogłem cię z niej wyrzucić... – Przymknął na moment oczy i oblizał z nerwów dolną wargę. – Po prostu nie chciałem, żebyś patrzyła na mnie tak, jak kiedyś. Nie chciałem, by nasza przyjaźń sprawiła, że nie będę miał czystej białej kartki. Chciałem cię zdobyć od samego początku i tak, Lavender... Na początku przyciągnęłaś mnie wyglądem. Tym, jak bardzo zmieniłaś się przez te wszystkie lata, ale później kiedy ciekawość wzięła górę, a ja zrobiłem pierwszy krok, zrozumiałem, że... Po prostu cholernie mi się podobasz i wcale nie żałuję tego, że przepadłem dla ciebie bez pamięci i się w tobie zakochałem.

Lavender wybałuszyła oczy, a następnie niekontrolowanie potrząsnęła głową.

– Poczekaj... możesz powtórzyć?

– Zakochałem się w tobie.

Jej usta automatycznie się rozchyliły. Znowu nastała między nimi cisza, bo Dante nie wiedział, czy przypadkiem tym wyznaniem nie spieprzył już wszystkiego doszczętnie. Lavender zaś zamilkła, bo kiedy usłyszała, że on się w niej zakochał, wszystkie obawy odeszły. Serce natomiast zabiło szybciej i może to właśnie ono, głupie i naiwne serce, sprawiło, że stanęła na palcach i ująwszy policzki chłopaka, złączyła z nim wargi.

Chryste. Smakował jak spełnienie najskrytszych marzeń. Nieziemsko, jakby coś eterycznie uniosło ją ponad podłogę. W dodatku, kiedy ją objął, poczuła, jakby jej dom do niej wrócił. Właśnie teraz pojęła, że to, co poczuła do Dantego, jest krystaliczną miłość.

Winslow szybko pogłębił pocałunek, jakby cały czas pozostał spragniony, sprawiając, że gęsia skórka obsypała jej ciało. Kilka razy skrycie marzył o momencie, w którym w końcu będzie mógł całować Lavender w ten sposób. Tak, żeby wyrazić jej swoją tęsknotę odczuwaną przez lata. Tak, jakby była dla niego najlepszym prezentem i tak, by wyznać jej swoje uczucia poprzez tę pieszczotę.

I cholera, nie zdawał sobie sprawy, że wargi Lavender tak bardzo pasują do jego ust.

W swoim życiu całował wiele dziewczyn, ale ten szczególny pocałunek zostawił właśnie dla niej. Błądził rękoma po jej ciele, przedłużając pieszczotę. W końcu za moment miał powiedzieć jej coś, co być może sprawi, że odsunie się od niego i podejmie decyzję, by więcej się do niego nie zbliżyć.

Aż wreszcie nastał ten moment i odsunęła się od niego, by móc złapać oddech.

– Powiedziałeś, że zrobiłeś to z dwóch powodów – szepnęła, nie otwierając jeszcze oczu. – Teraz chcę usłyszeć drugi.

W końcu oznajmił, że być może go znienawidzi, więc jeśli miała to zrobić – w co wątpiła – chciała najpierw go pocałować. Zbyt długo na to czekała. Już ostatnio, gdy wspomniał o tym na zajęciach, niemal nie powstrzymała się przed tym, by go wyciągnąć z sali za rękę i zrobić to na środku akademickiego korytarza.

– Otwórz oczy – poprosił.

Zrobiła to i kiedy ujrzała na jego dłoni swój naszyjnik, automatycznie jej dłoń powędrowała w stronę szyi. Na początku myślała, że kupił jej drugi taki sam, jednak nie wyczuła łańcuszka pod palcami. Wtedy lekko zmarszczyła brwi i przeniosła spojrzenie na chłopaka.

– Nie rozumiem. – Nie do końca wiedziała, czy to stwierdziła, czy jej ton bardziej zakrawał o pytanie.

Dante z powrotem założył jej naszyjnik, a następnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej telefon Lavender i kartę kredytową.

– Powinnaś chować kartę do zamykanej przegródki w torebce, wtedy trudniej jest ją skraść. – Zwrócił ją dziewczynie. – A trzymanie telefonu w tylnej kieszeni spodenek to wręcz zachęta dla złodzieja.

Lavender parsknęła śmiechem.

– Przepraszam. – Przyłożyła dłoń do ust. – Czy tym drugim powodem była lekcja bezpieczeństwa?

– Nie, Lavender. – Pokręcił lekko głową i schował lepkie ręce do kieszeni. – Drugim powodem, dla którego przedstawiłem się ci się jako Kai Hamilton jest fakt, że własnie takie imię i nazwisko widnieje w moich fałszywych dokumentach. Za miesiąc mogę być kimś zupełnie innym, a w kolejnym znowu inną osobą. Wszystko dlatego, że jestem złodziejem.

Lavender ponownie parsknęła nerwowym śmiechem.

– Ty? Mój Dante złodziejem? Żartujesz prawda?

– Gdybym żartował, nie pozbawiłbym cię też bransoletki w sposób, w który nawet się nie zorienowałaś, że czegoś ci zabrakło.

Shannon podniosła lewy nadgarstek i dopiero teraz dostrzegła brak, o którym wspomniał Dante. On zaś od razu wyciągnął błyskotkę z kieszeni i również oddał ją dziewczynie.

– Nie chcę już takiego życia. Nie chcę ciągłych przeprowadzek i ukrywania się po kątach, bo czuję, że marnuję te wszystkie lata. Moja rodzina to złodzieje, a złodziej nigdy nie może grzać długo jednego miejsca, bo prędzej czy później zostanie zdemaskowany. Właśnie to był powód mojej wyprowadzki.

– Ale...

– A podczas naszej ostatniej randki zabrałem cię z dala od ludzi, ponieważ dzień wcześniej ukradłem klucz do sekretnych kont bankowych i zostałem miliarderem. Przez następne dwa dni musiałem być ostrożny, na wypadek gdyby powstała gdzieś luka. Nie mogłem pozostać na widoku – wyjaśnił. – To cały ja.

– Zakochałam się... w złodzieju? – Wzięła przerywany oddech, a następnie położyła dłoń na dekoldzie i odsunęła się od Dantego o kilka kroków.

– Zakochałaś się? – Złapał ją za słówko.

– Jakie to ma teraz znaczenie? Jesteś złodziejem.

– Nie chcę nim dłużej być ze względu na ciebie

– Na mnie? – Uniosła brwi, a kiedy chłopak złapał ją za przedramię, by przyciągnąć do siebie, wyrwała rękę. – Zostaw. Nie dotykaj mnie więcej – warknęła.

– Lavi...

– Nie! Żadnych słów – wycedziła przez zęby, czując jak łzy napływają jej do oczu. – Dlaczego zawsze zakochuję się w chłopakach, którzy na to nie zasługują?

Zrobiła kilka kolejnych kroków w tył, a Dante nie mógł pozwolić, by odeszła w tym stanie. Nie chciał zostawić jej z tym wszystkim. Zrzucić na nią tego ciężaru i pozwolić nieść go przez resztę czasu, dopóki nie wpadnie na pomysł, jak to naprawić. Cholera... choć naprawdę spodziewał się, że tak się to zakończy, mimo wszystko marzył, aby poznać te wszystkie rozmowy, których nie zdołał usłyszeć, gdy Lavender jako mała dziewczynka wracała ze szkoły i rozmawiała z nim, jakby został duchem.

– Prosiłam, żebyś mnie nie dotykał. – Wyszarpnęła mu się po raz kolejny. – Co ty sobie wyobrażasz, hm?

– Nie odtrącaj mnie – poprosił. – Wiesz, że oboje tego nie zniesiemy. Ostatnie dni były ciężkie. Dla ciebie również, choć wiem, że teraz nie chcesz się do tego przyznać.

– A więc chcesz, żeby było mi lżej?

– Tak – wyrzucił szybko. – Zawsze tego chciałem.

– Więc spraw, żebym cię znienawidziła.

Ta prośba okazała się ostrzem wbitym prosto w serce Dantego Winslowa. Nie był na nią gotowy. Nie na coś takiego. Gdy Lavender obróciła się na pięcie i odeszła na dobre, nie zdołał ruszyć się z miejsca. Pozwolił sobie konać. Tu na środku chodnika pod pieprzoną repliką wieży Eiffla, na której zostało zawieszone tysiące kłódek zakochanych par.

Wszystkie opowieści składają się z prawd i kłamstw.
Liczy się to, w jaki sposób w nie wierzymy.
– Stephanie Garber, Baśń o złamanym sercu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top