16: Pocałunki mają magiczną moc uzdrawiania


Przed Wami dłuższy rozdział, ale gwarantuję Wam, że najpiękniejszy w tej książce. Zróbcie sobie herbatkę, weźcie kocyk i spędźcie miło czas. Przyjemnego czytania <3

ig: autorkaklaudia

tik tok: autorkaklaudia

x: autorkaklaudia

#barwyKK

__________

Każdy dzień po rabunkach stawał się niepewny. Rodzina Winslowów wtedy bardziej obserwowała swój dom, niż w nim przebywała. Działali tak na wypadek, gdyby gdzieś popełnili jakiś błąd, nie mając o nim bladego pojęcia. Potem wszystko się wyciszało i z dnia na dzień wracało do normalności.

Dante właśnie za takie chwile nienawidził tego, kim się stał. Z całego serca pragnął spokoju, a nie życia wypełnionego naprzemiennie adrenaliną i strachem. Marzył o szaleństwie, ale z miłości. O przegadanych nocach z ukochaną i porannej kawie wypitej wspólnie w łóżku.

Złodziejstwem parał się od dziecka. Cały ten czas wypełniała jego życie zabawa, więc może właśnie dlatego jako dziewiętnastoletni chłopak chciał się po prostu zakochać po uszy w kobiecie, która na to zasługiwała.

Kiedy tylko Dante się przebudził, nie otwierając jeszcze oczu, obraz Lavender Shannon pojawił się w jego umyśle jak na zawołanie. A może nawet nieco nachalnie, bo zaczynał ją widzieć nawet w momentach, gdy o to nie prosił. Zupełnie tak, jakby stała się trucizną infekującą organizm bądź nowym uzależnieniem, którego domagała się głowa.

Usiadł w hotelowym łóżku i przetarł twarz dłońmi. Całą noc spał w trybie czuwania, więc nieco zaspany zerknął na telefon, leżący obok na pościeli. Sięgnął po niego i kiedy rozjaśnił ekran, automatycznie zamknął oczy z syknięciem. Dzięki grubym zasłonom do pokoju nie wpadała nawet znikoma ilość promieni słonecznych, zatem dostanie po oczach światłem z komórki, nie należało do przyjemnych. Szybko zmniejszył jasność ekranu, po czym spojrzał w powiadomienia. Pierwsze, w które kliknął, to wiadomość od Lavender z przypomnieniem o dzisiejszej randce.

Nieco ryzykownie jak na pierwszy dzień po napadzie, ale w tym całym swoim szaleństwie Dante, wybrał jej numer telefonu i przyłożył ekran do policzka.

– Nie chcesz wiedzieć, jakim wzrokiem zmierzyła mnie profesor Swan, gdy powiedziałam jej, że muszę na chwilę opuścić salę, by odebrać telefon – rzekła Lavender zamiast powitania.

– Zapewne nie należał do przyjemnych. – Uśmiechnął się lekko, ściskając materiał pościeli w pięści. – Wybacz, że dzwonię, ale musiałem cię usłyszeć.

– Dopiero wstałeś – zauważyła. – Masz taki zachrypnięty głos.

– Masz rację. Dopiero wstałem. – Z jakiegoś nieznanego mu powodu, poczuł potrzebę wytłumaczenia się przed Lavender.

– Jest seksowny – wtrąciła szybko.

– Mój głos? – Nieco się zdziwił.

– Mhm – mruknęła. – Czemu nie ma cię znowu na zajęciach?

– W końcu jestem niegrzecznym... a nie... niebezpiecznym chłopcem. Jakoś tak mnie nazwałaś – zaśmiał się, cytując jej słowa – więc postanowiłem zrobić sobie wagary.

– Od akademii czy ode mnie?

Dante mógłby przysiąc na wszystko, że jej głos wydawał się inny, gdy zadała to pytanie. Tak, jakby natychmiast posmutniała.

– Nie – oznajmił szybko. – Oczywiście, że nie od ciebie, Lavi.

– To dobrze, bo...

– Bo? – zapytał, gdy nagle urwała.

– Bo naprawdę zaczęłam cię lubić – oznajmiła nieśmiało. – Nie spieprz tego, Hamilton.

Och, naprawdę zaczynało go drażnić, gdy słyszał od niej swoje fałszywe nazwisko. Nie wynikało to z tego, że dziewczyna robiła coś złego. Po prostu on czuł, że ukrywa przed nią tysiąc tajemnic, a nie powinien ani jednej.

– Ja też naprawdę cię lubię, Shannon – rzekł radośnie.

– Muszę lecieć, zanim Swan mnie zabije. Osiemnasta, nie zapomnij.

– Poczekaj – poprosił szybko. – Jak sytuacja w akademii? Megan coś mówiła?

– Jak zawsze próbowała mnie sprowokować. Nic nowego.

Westchnął głośno, mając nadzieję, że żadne z tych słów nie uraziło Lavender.

– Nie zapomnę o randce. Do zobaczenia.

Rozłączył się i gdyby nie fakt, że złamałby kolejną z zasad, zadzwoniłby do swojego taty. Martwił się o Devona o wiele bardziej, niż ten mógłby przypuszczać. Jednak kontaktowanie się z osobą, która zgarnęła łup było zabronione. Działo się tak na wypadek obławy przez służby lub ewentualne ujęcie. Pierwsze czego w takich chwilach mieli się pozbywać, to swojego telefonu, pomimo że te zostały zabezpieczone na każdy możliwy sposób.

Wybrał zatem numer mamy i gdy odebrała, zapytał:

– Kto pierwszy obserwuje dom?

✩✩✩

Po zajęciach Lavender udała się do domu dziadka, aby opowiedzieć mu o tym, co działo się w ostatnich dniach. Również o nowym chłopaku, który wzbudził jej zainteresowanie, choć w tej kwestii została już ostatnio lekko przyciśnięta przez dziadka. Po tym, jak ostatni raz powiedziała mu, że wybiera się na randkę, Vincent nie mógł sobie odpuścić, by również w tej kwestii stać się jej wsparciem.

Jej ojciec, pomimo że podobny z charakteru do dziadka, nie potrafiłby zareagować tak entuzjastycznie jak najstarszy z Shannonów. Zresztą już ostatnio dzięki mamie uniknęła nieprzyjemnej rozmowy na temat nowo poznanego chłopaka. Gabriel był po prostu nadopiekuńczy, a po ostatnim rozstaniu z eks Lavender, nie chciał, by jego ukochana córka przeżywała kolejny zawód.

Od dziadka Lavender pojechała spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. W końcu jakiś czas temu odkryła przed nimi wszystkie swoje sekrety, więc i o tym zamierzała powiedzieć. Jak zawsze najpierw wysłuchała rozterek Zoe i Lottie, służąc im dobrą radą.

Dopiero po czasie wyznała:

– Z Kaiem chyba robi się na poważnie.

Dziewczyny gwałtwonie przystanęły, a dwa ciężkie spojrzenia spoczeły na Shannon.

– Lubię go, on mnie też – przyznała, zwieszając głowę. Automatycznie zaczęła skubać skórki wokół paznokci, jak zawsze, gdy czymś się denerwowała. – Dziś mamy drugą randkę.

– Drugą?! – pisnęła Lottie. – Czemu nie powiedziałaś nam o pierwszej?

– Bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będę chciała się w to zaangażować. – Ponownie ruszyła chodnikiem, a przyjaciółki zrównały z nią chód do jednej linii. – Dopiero się poznajemy, ale już na tym etapie... Nie wiem, jak wam to wytłumaczyć, żeby nie wyjść na idiotkę.

– Nie wyjdziesz – zapewniła Zoey, łapiąc ją pod rękę. – Po prostu to powiedz.

– Jestem go głodna. Powie coś, a ja słucham go z największym zaciekawieniem i pragnę, by mówił więcej. W dodatku zabiera mnie w miejsca, które są w moim guście, bo zdążył mnie poznać, choć wspomniałam tylko kilka razy, że lubię wszystko, co ma starą duszę. Słucha mnie, a na dodatek zwraca się do mnie tak, że automatycznie czuję w brzuchu stado trzepoczących skrzydłami motyli.

Co było zupełnym przeciwieństwem jej poprzedniej relacji, gdzie stanowiła tak zwaną bransoletkę dla swojego chłopaka. Gdy już ją zdobył i przestał się starać o jej względy, miała po prostu ładnie się przy nim prezentować. Dopiero potem przypadkiem wypalił przy Lavender, że chodzenie z córką tak znanego biznesmena to dla niego prestiż wśród znajomych.

– Na przykład? – wtrąciła Lottie.

– Ostatnio na przykład... – Mruknęła w zamyśleniu. – Musisz wiedzieć, że jeśli już raz skradniesz moje serce, nigdy się ode mnie nie uwolnisz, dlatego zalecałbym rozwagę w tym, co próbujesz zrobić – zacytowała.

Zoey przyłożyła rękę do ust, a Lottie wytrzeszczyła oczy,

– Wcześniej, że może udawać, że mnie całuje, a wcale nie sprawi mu to zawodu.

– Jaja sobie robisz – skwitowała Evans.

– Nie... I o tym mówię... Kai nie mówi zwykłego ,,lubię cię''. Ubiera swoje myśli w takie słowa, że miękną mi kolana.

– Więc...

– Więc dzisiaj postanowiłam mu się za to odpłacić i stwierdziłam, że to ja zaproszę go na randkę i zrobię wszystko, żeby to jego kolana zmiękły. – Wzruszyła ramionami z cwaniackim uśmieszkiem.

Potem opowiedziała przyjaciółkom resztę. To, że widziała swój portret namalowany przez chłopaka, pokazała w internecie miejsce z pierwszej randki, wspomniała o tym, że razem będą przygotowywać salę oraz muzykę na imprezę halloweenową i całą masę rzeczy, jaka wydarzyła się w przeciągu ostatnich tygodni.

– Dobra, czyli wkręciłaś w Kaia Hamiltona – skwitowała Lottie.

– Nie zaprzeczę – rzekła radośnie Lavi.

– A co na to twój tata? – zapytała Zoe.

– Tata? – Parsknęła na tę ironię losu. – Tata wie, że byłam na randce. Zresztą mama uratowała mnie przed tym, żebym musiała się mu tłumaczyć, potem omijałam jakoś ten temat, gdy tylko zmierzał w jego kierunku.

– Musi się kiedyś dowiedzieć.

– Wiem – przytaknęła. – Ale znacie Gabriela Shannona. Gdyby tylko zobaczył Kaia, w głowie zapaliłaby mu się czerwona lampka i oceniłby go, zresztą tak jak ja, przez pryzmat stereotypów.

– On wygląda dobrze – Lottie najdelikatniej jak tylko mogła, chciała dać Lavi do zrozumienia, że Kai jest bardzo przystojnym chłopakiem.

– Mam oczy, kochana – rzekła z przekąsem.

Zapewne chłopaka nieźle piekły uszy, gdy przez następne dwie godziny pozostał tematem do rozmów. Potem jednak Lavender pożegnała się z przyjaciółkami, by przygotować się do dzisiejszego spotkania. To, co najbardziej było jej potrzebne, zaniosła wczoraj do auta. Teraz musiała jedynie włożyć na siebie kwiecistą sukienkę i poprawić makijaż, by względnie dobrze wyglądać.

Tuż przed osiemnastą rozłożyła w parku koc, przysmaki, napoje, a także płótno, paletę malarską, farby oraz pędzle. Następnie wysłała Dantemu pinezkę z dokładną lokalizacją. Czekała na niego cierpliwie, choć z każdą minutą poziom stresu wzrastał, bo nie wiedziała, czy taki zwykły piknik w parku będzie mu odpowiadał.

Nagle męskie dłonie zakryły jej oczy, a ona mimowolnie się uśmiechnęła, kiedy wyczuła zapach perfum Kaia.

– Powinnam zacząć krzyczeć? – zapytała z przekąsem.

– A chcesz zwrócić na nas uwagę? – Przełożył dłonie na wcięcie w jej talii, a gdy dziewczyna odwróciła głowę ponad ramieniem, Winslow szybko ją skorygował. – Nie podglądaj. Mam prezent.

– Teraz czuję się żałośnie, bo ja nie mam nic dla ciebie.

– Nie szkodzi – zapewnił, po czym założył jej na szyję naszyjnik skradziony poprzedniej nocy. – Mam nadzieję, że ci się podoba.

Lavender złapała błyskotkę w palce i zwiesiła głowę, by lepiej jej się przyjrzeć. Czerwony diament w kształcie serduszka otaczały mniejsze diamenty, a sama zawieszka wisiała na cienkim złotym łańcuszku.

– Jest prześliczny, dziękuję.

Dante wyczuł w jej głosie wzruszenie. Usiadł naprzeciwko i nie mógł przestać podziwiać jej radości, choć najchętniej pocałowałby ją tak, aby zapamiętała tę pieszczotę do końca życia.

– Chciałabyś wprowadzić małe poprawki do naszej randki? – zapytał nagle.

Lavender spojrzała na niego z szokiem, a później, choć nie dała tego po sobie poznać, odrobinę posmutniała. Z góry założyła, że randka w parku to jednak nie wyczyn, na jaki powinna się silić w przypadku Kaia. W końcu on zabrał ją do restauracji urządzonej w starym klimacie gangsterskim, a ona do parku i naprawdę wierzyła, że żałośnie to wypadło.

W tym wszystkim jednak nie chodziło o park, a o ludzi, otwartą przestrzeń i możliwość ewentualnego zdemaskowania. W końcu nie wiedziała, że chłopak powinien dzisiaj się ukrywać, a nie wychodzić między ludzi. Wizja zatrzymania przez policję na oczach Shannon, zdawała się być ostatnią do jakiej chciał dopuścić.

– Małe poprawki? – powtórzyła Lavi.

– Zmienimy tylko miejsce na inne. Gwarantuję ci, że tego nie pożałujesz.

– Mężczyźni – burknęła.

– Lavender Shannon, czy ty jesteś na mnie wściekła?

– Nie.

– Zawiedziona?

– Lepiej pomóż mi to wszystko zapakować z powrotem. – Zmarszczyła brwi, pakując rzeczy do wiklinowego kosza.

– Jesteś słodka, gdy się denerwujesz, ale postaraj się nie złościć. Gwarantuję ci, że polubisz nowe miejsce.

✩✩✩

Rozczarowanie samą sobą przybrało na sile, kiedy Lavender jechała za samochodem Kaia. Głupio wyszło, że zaplanowała piknik w parku, ale przecież mógł jej powiedzieć, że nie lubi takich randek. Wymyśliłaby coś innego. Być może nawet coś, co okazałoby się tak dobre jak Capo's. Nie chciała pochopnie ocenić chłopaka, bo już raz to zrobiła, ale najwidoczniej nie był typem osoby, której nie przeszkadzały tak proste miejsca na randki.

W tym wszystkim jednak naprawdę nie chodziło o to. Nawet gdyby Lavender wymyśliła sobie randkę na farmie dyni, on cieszyłby się, że może spędzić z nią czas. Spieprzył fakt, że od razu nie pomyślał, że spotkanie w parku po napadzie to głupi pomysł, ale tak ucieszył się jej propozycją, że najzwyczajniej w świecie zapomniał o tak istotnym fakcie. Ostatecznie, gdy zatrzymał się pod jednym z dziesięciopiętrowych wieżowców oddalonych troszkę na zachód od reszty wielkich budynków, przestał o tym myśleć.

Najpierw sam wysiadł z auta i zabrał wszystkie rzeczy, które przygotowała Lavender.

– Poczekaj tu chwilę – zwrócił się do dziewczyny.

– W porządku – odpowiedziała leniwie, przebierając nogami.

W czasie, gdy go nie było, obejrzała kilkanaście filmików na Tik Toku, choć nie była fanką takiego bezsensownego scrollowania. W ogóle niewiele korzystała z telefonu, gdy wokół siebie miała tyle lepszych wypełniaczy czasu. Spotkania z rodziną, akademia, malowanie, przyjaciółki, no i teraz randki z Kaiem. Media społecznościowe mogły dla niej nie istnieć.

– Gotowa?

– Tak – rzekła niepewnie, ale chłopak wiedział, że to miejsce przypadnie jej do gustu o wiele bardziej niż park pełen ludzi.

– Na samą górę wieżowca – powiedział z cwaniackim uśmiechem, spoglądając w górę.

– Słucham?

– Zapewniam cię, że będzie warto. – Chwycił dłoń Lavender i skierował się na tył budynku, by później pociągnąć ją w stronę drzwi okraszonych tabliczką ,,wstęp wzbroniony".

– Zaraz, my chyba nie możemy tędy... – Nie dokończyła, gdy Dante pchnął szare drzwi, a potem spojrzał na Shannon, układając usta w zadziorny uśmiech.

– Ludzie tacy jak ja zawsze wchodzą tam, gdzie im nie wolno, Lavi.

– Ludzie tacy jak ty? – powtórzyła. W duszy żałowała, że nie wybrała płaskich butów do kwiecistej sukienki, bo ilość schodów zdawała się nie mieć końca, kiedy spoglądała w górę. Zdecydowanie nie była to wyprawa godna szpilek, jakie miała na sobie. – Co to oznacza? Chyba że dalej chcesz mi wypominać to, że nazwałam cię niebezpiecznym chłopcem.

– Nie przestanie mnie to bawić do końca życia. – Zaśmiał się lekko.

Nie powiedział jej prawdy, bo też nie czuł, że to potrzebne. Uważał, że wciąż był autentyczny dla Shannon. Martwił się o nią tak samo, jak w dzieciństwie. Pragnął wspierać, czuć dumę i rozweselać najdrobniejszymi gestami. A kwestia tego, kim stawał się od czasu do czasu nie miała dla niego znaczenia, gdy znajdował się blisko niej.

Kiedy weszli na szczyt schodów, została im do pokonania ostatnia prosta. Winslow spojrzał na drabinę wychodzącą na dach, a następnie pociągnął rękawy koszuli na wysokość łokci.

– Dasz radę wejść na górę? – zapytał.

– Och, gdybym wiedziała, że wpadniesz na tak szalony pomysł, jak wejście na dach, zdecydowanie ubrałabym inne buty. – Zaśmiała się, sprawiając, że jej humor udzielił się również brunetowi.

– Przecież nie zostawię cię z tym samej – rzekł, od razu wspinając się po szczeblach. Potem otworzył klapę i wdrapał się na dach, spoglądając na blondynkę z góry.

Shannon zarzuciła torebkę na ramię i mocno chwyciła się drabiny. Ostrożnie stawiała kroki, modląc się w duchu, żeby nic złego się nie wydarzyło. Lecz i tym razem los zapragnął ją ukarać, choć wystarczyła chwila i weszłaby na dach bez żadnego uszczerbku. Noga ześlizgnęła jej się ze szczebla, a szpilka złamała się poprzez uderzenie. Lavi pisnęła i odruchowo puściła się drabiny.

Przymknęła powieki, oczekując na ból, który wcale nie nadszedł.

– Trzymam cię, Lavi.

Spojrzała w górę na chłopaka, który w porę złapał ją za nadgarstek i odnalazła w sobie resztki siły, by z jego pomocą wdrapać się na dach. Położyła się na plecach, śmiejąc się wniebogłosy ze swojej niezdarności.

– Złamałam szpilkę. – Chichotała, trzymając się za brzuch.

On pochylił się nad nią, a niewielki podmuch wiatru rozwiał kosmyki jego włosów. Wtedy Lavi po raz pierwszy na poważnie przyznała przed samą sobą, że Kai Hamilton jest cholernie pociągającym mężczyzną.

– A więc jestem ci winien nową parę. W końcu to ja cię tu przywlokłem – stwierdził. – Nie mniej jednak, chyba lepiej będzie jeśli położysz się tam. – Wskazał gestem głowy na miejsce, o którym wspomniał.

Lavender zadarła głowę i zapewne, gdyby nie miała na sobie makijażu, przetarłaby oczy ze zdumienia. Słońce w Las Vegas wisiało nisko nad horyzontem, co nadało tylko dodatkowy klimat lampionom postawionym w niewielkich odległościach od koca, na którym leżało kilka poduszek.

– Kai, to... – urwała, podnosząc się z miejsca. Ostrożnie stawiała kroki, by nie upaść przez złamaną szpilkę, a następnie usiadła na kocu. – To jakaś magia – skomentowała, patrząc na zachodzące słońce. Naprawdę nie myślała, że kiedykolwiek zdoła je zobaczyć będąc w mieście. W dodatku chłopak chyba zaplanował to wcześniej, bo lampiony, kieliszek i butelka wina oraz dodatkowe poduszki to przecież coś, czego Lavender nie wsadziła do wiklinowego kosza.

– Nadal żałujesz? – Automatycznie sięgnął w stronę jej kostki i położył sobie na udzie jej stopę. Potem ściągnął z niej zniszczonego buta i to samo zrobił z drugą stopą.

– Nie. Obroniłeś się – zażartowała.

– Co teraz czujesz? Minęła ci złość? – Usiadł za nią i objął dziewczynę od tyłu, czym na pewno ją zaskoczył. Jednak nawet przez chwilę nie wyczuł, że chciałaby się od niego odsunąć. – Nie jestem dobry w pokazywaniu gwiazd i nazywaniu tych wszystkich konstelacji, ale przynajmniej potrafię pokazać ci najpiękniejszy zachód słońca bez konieczności wyjeżdżania z miasta.

– Chciałbyś zatrzymać tę chwilę? – zapytała, co jednocześnie okazało się prośbą. – Namalujmy ten zachód...

Dante oparł brodę o jej ramię i szepnął do ucha.

– Co tylko zechcesz, moja słodka Lavi.

– Słodka Lavi. – Parsknęła, gdy do jej umysłu zawitało kilka wspomnień. Już dawno postanowiła sobie, że nie będzie do nich wracać, ale gdy chłopak nazwał ją w ten sposób, niespodziewanie wszystko wróciło. – Kiedyś zwracał się tak do mnie mój przyjaciel.

– Opowiedz mi o nim – poprosił.

– O Dantem? Nie... Nie wracam do tego.

Jego serce zabiło szybciej. Momentalnie chciało uciec z jego klatki i miał szczerą nadzieję, że Shannon tego nie wyczuła, gdy przytulał ją od tyłu.

– Dlaczego?

Lavender westchnęła ciężko i odsunęła się od chłopaka, jednocześnie podciągając nogi do klatki piersiowej i obejmując je rękami. Gdyby powiedziała o wszystkim Hamiltonowi, to byłby pierwszy raz, w którym ten żal po latach wypłynął z niej w postaci słów, a nie tylko wylanych łez.

– Bo Dante wyjechał i zostawił mnie samą – zaczęła, starając się jakoś mu to wytłumaczyć. Chciała zrobić to krótko, by chłopak nie poczuł, że unika odpowiedzi. – Lata temu, gdy byliśmy dziećmi, więc pewnie będzie bawić cię to, co czułam jako niespełna dziewięciolatka, która straciła przyjaciela – uznała, patrząc w zachodzące słońce. – Wszystkich by to bawiło, bo uczucia dzieci zawsze są spychane na boczny tor i spłycane. Zupełnie tak, jakby były nieważne.

– Nieprawda, Lavi. Ja chcę o tym posłuchać – zapewnił.

W końcu sprawa dotyczyła właśnie jego. Jak mógłby przejść obojętnie obok jej uczuć? I nie miało to znaczenia, że wyjechał dekadę temu.

Shannon natomiast obiecała sobie, że jeśli tylko zobaczy, że Hamiltona bawi jej wyznanie, to przerwie swoją wypowiedź.

– Przeżyłeś swoją pierwszą miłość? – zapytała. – Nie taką, kiedy jesteś już nastolatkiem. Mówię o takiej pierwszej miłości spotkanej w przedszkolu. – Spojrzała na sekundę na chłopaka, a potem ponownie zawiesiła wzrok na pomarańczowej kuli. – Dla mnie taką miłością stał się Dante. Myślę, że już jako mała dziewczynka byłam w nim zakochana, choć nawet o tym nie wiedziałam. On... zawsze się o mnie troszczył, dbał, odnosił się do mnie z szacunkiem, pomimo tego, że przecież byliśmy w jednym wieku...

Jestem starszy o rok, do pierwszego małego kłamstwa Winslow przyznał się w swojej głowie. Tak naprawdę rodzice zapisali go o rok później do szkoły.

– A potem, jako pierwszy złamał mi serce. Wiem, że to nie jego wina, że musiał wyjechać, bo przecież to tylko dziecko zależne od decyzji rodziców, ale cholera... Myślę, że wtedy pierwszy raz poczułam, z czym wiąże się utrata. Swoją drogą uciekam teraz od tego uczucia, jak tylko mogę.

– Bo cię zranił?

– Nie on – zaprzeczyła. – Jak już wspomniałam, to nie była nigdy jego wina. Co nie zmienia faktu, że płakałam trzy dni po tym, jak się dowiedziałam o wyprowadzce i długo później, gdy za każdym razem wracałam ze szkoły, w której siedziałam samotnie w ławce i nie mogłam liczyć na jego obecność... – Zwiesiła głowę i zrolowała między opuszkami materiał swojej sukienki. – Możesz uznać to za głupie, ale za każdym razem z nim rozmawiałam. Wracałam do domu, zamykałam się w pokoju i zaczynałam wszystko od ,,Cześć, Dante. Wiem, że cię już przy mnie nie ma, ale muszę ci coś powiedzieć...", a potem mówiłam to, co chciałam. Po prostu.

Winslowowi trudno było zachować kamienną twarz, gdy dotarło do niego, jaką krzywdę zrobił jej swoim odejściem. Do cholery jasnej. Wszystko przez to pieprzone życie jako złodziej. Ukrywanie się, zmienianie nazwisk i zamieszkania, bo jego rodzina nie mogła zagrzać nigdzie miejsca. Stracił przez to wszystko najlepsze lata, w których mógłby poznać tylu wspaniałych kumpli, czy dziewczyn nie tylko na jedną noc. Żyć jak reszta, których jedynym zmartwieniem stawało się to, by starzy nie dowiedzieli się o jakimś przypale.

Emocje tworzyły w jego sercu jakiś szaleńczy bieg i wiedział, że tylko jedna rzecz pomoże mu się uspokoić. Jednak ów emocje to nie najlepszy doradca i jeśli miał powiedzieć Lavender prawdę, musiał przeczekać moment, w którym serce uderzało tak boleśnie o jego żebra, w głowie krzyczało tysiąc myśli, a oddech stał się tak szybki, jakby co najmniej Dante przebiegł półmaraton.

– Przestałam cztery lata temu, gdy zrozumiałam, że robię to, bo za nim tęsknie i nie ruszę naprzód, jeśli nie zostawię tego za sobą. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym gadanie do samej siebie jest trochę żałosne.

– Chciałabyś mu coś teraz powiedzieć?

Lavender pokiwała głową, przygryzając dolną wargę, ale nawet to nie powstrzymało łzy, która uciekła z kącika jej oczu.

– Chciałabym powiedzieć mu, że gdziekolwiek się teraz znajduje, wciąż uważam go za najpiękniejszą pierwszą miłość, jaką dane mi było przeżyć. – Potem potrząsnęła głową i zrozumiała, jak żałośnie to brzmi przy chłopaku, który przecież tej jej się podoba. – Wybacz, Kai... Jest mi głupio, że mówię o tym w ten sposób, kiedy mamy randkę.

– Nie powinno być ci głupio.

– Zakończmy ten okropny temat... To chyba nie pasuje do randki, prawda? – zapytała przecierając swoją łzę, a Dante nie wiedział, czy powinien ją teraz mocno przytulić, pocałować, czy po prostu zostawić, by mogła sobie z tym poradzić na swój własny sposób. – Mamy tylko jeden kieliszek – zauważyła.

– Tak, bo pomyślałem, że cię odwiozę, więc śmiało. Tobie bardziej się przyda.

– A mój samochód?

– Może tu stać. Jutro rano po ciebie przyjadę, potem odbierzemy stąd samochód i pojedziemy na uczelnię.

– Zgoda. – Odkręciła butelkę i, nalewając wina do kieliszka, zaczęła nucić kołysankę.

– Co to? – zapytał, bo skądś kojarzył tę melodię.

– Lavender's Blue. Mama zawsze śpiewała mi ją w dzieciństwie. Jest ze mną od zawsze – wyjaśniła, lecz nie czekała za długo, by uraczyć tą piękną melodią także chłopaka. Usiadła po turecku i pokazała mu dłonią, by oparł głowę na jej udzie. Upiła łyk wina, a gdy chłopak położył się tak, jak go o to prosiła, wsunęła palce w jego włosy i zaczęła:

Lavender's blue, dilly dilly,

Lavender's green,When I am king, dilly dilly,
You shall be queen.

Who told you so, dilly dilly,

Who told you so?'Twas my own heart, dilly dilly,
That told me so.

Call up your men, dilly dilly,

Set them to work,Some with a rake, dilly dilly,
Some with a fork.

Some to make hay, dilly dilly,

Some to thresh corn,While you and I, dilly dilly,
Keep ourselves warm.

– Nie wspominałaś o tym, że potrafisz też ładnie śpiewać.

Lavender automatycznie przeniosła spojrzenie na chłopaka i lekko się uśmiechnęła. Istniało wiele rzeczy, którymi mogła go zaskoczyć i nie wszystkimi chciała się od razu podzielić.

– Jeśli chcesz znaleźć we mnie jakąś wadę, to zaproś mnie do tańca – zażartowała. – Wtedy cię podeptam.

Na twarzy Dantego pojawił się półuśmiech świadczący o tym, że przyjął to wyzwanie. Potem poderwał się z miejsca i wyciągnął dłoń do Shannon, licząc na to, że mu ulegnie. W przeciwieństwie do niej świetny z niego tancerz. Do dziś nie wiedział po kim nabył umiejętność wykonywania płynnych ruchów pasujących do muzyki, ale za to zdawał sobie sprawę, że może zaskoczyć Lavender.

– Ja tylko żartowałam – rzekła roześmiana.

– Ale ja nie żartuję – skwitował, patrząc na nią pewnie.

Dziewczyna odważyła się przyjąć jego propozycję i już po chwili ich klatki piersiowe niemal się ze sobą zetknęły. Wówczas Winslow wyciągnął telefon i wszedł w dyktafon, by puścić nagranie Lavender grającej na pianinie w Capo's. Wtedy nie wiedział, czy kiedykolwiek przyda mu się owe nagranie do czegoś innego, niż słuchanie go w każdej samotnej chwili.

– To Yiruma – zauważyła.

– Nie, Lavender. – Jedną dłoń położył we wcięciu jej talii, a palce drugiej dłoni splótł z dziewczyną. – To ty grająca w Capo's. – Zaczął kołysać się w rytm melodii, a Lavender poszła w jego ślady.

– Nagrałeś mnie. – Zmarszczyła brwi.

– I zrobiłem to z pełną premedytacją. – Zabrzmiał dumnie.

Lavender z całej siły zacisnęła wargi, gdy poczuła, że na jej usta próbuje wkraść się kolejny uśmieszek. Potem zerwała kontakt wzrokowy z chłopakiem i spojrzała na zachodzące słońce.

Nigdy nie pomyślała, że mogłaby czuć się tak jak kiedyś. Cudownie i to w dodatku u boku chłopaka, za którym szalała. Tworzyć z nim tyle wspaniałych i pięknych wspomnień. Takich jak to, gdy mogła kołysać się z nim do romantycznej melodii, opierać skroń o jego tors i patrzeć w przepiękne niebo pokryte różnymi kolorami. Wówczas zdawało się, że już nie tylko malarstwo dawało jej pewnego rodzaju ukojenie i wyciszało myśli. Lavender zauważyła, że zmartwienia nie istniały również, kiedy pojawiał się obok niej Kai Hamilton.

Chłopak, którego błędnie oceniła.

On zaś odchylił głowę i spojrzał w niebo, widząc na nim pierwsze gwiazdy. Czuł ekscytację, bo mógł trzymać w ramionach swoją słodką Lavender, która miała rację. To, co się wydarzyło nie zależało od niego, ale jednocześnie nie mógł zdusić w sobie uczucia, że przyczynił się do cierpienia swojej przyjaciółki. W tym momencie wiedział, że nie chce dłużej parać się złodziejstwem. Musiał się od tego odsunąć, bo tak jak Lavender, on również nigdy o niej nie zapomniał. Stanowiła dla niego rodzaj czegoś wyjątkowego w kontekście emocjonalnym. Zupełnie tak jakby zainfekowała jego umysł, ale w dobry sposób. Budziła w nim uczucia, których dotychczas nie znał, ale one również nie sprawiały, by czuł się w jakimś stopniu przytłoczony, a wręcz przeciwnie.

Chciał Lavender.

Chciał przeżywać to wszystko, o czym marzył właśnie z nią.

Kiedy przeniosła na niego wzrok i delikatnie się uśmiechnęła, mógł przysiąc na wszystko, że pierwsze, co zobaczył w jej oczach to błysk. Potem nie mógł racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego puścił jej talię, przeniósł dłoń na jej policzek i pogłębił swoje spojrzenie. Zapragnął wedrzeć się w jej umysł i odkryć wszystkie myśli. Znaleźć odpowiedź na to, czy w sercu dziewczyny pozostało dla niego jeszcze jakieś miejsce.

Nie dla Kaia Hamiltona... tylko Dantego Winslowa.

– Dlaczego mi się tak przyglądasz? – zapytała odrobinę niepewnie.

– Ponieważ... – Urwał, gdy w pierwszej sekundzie postanowił ominąć temat, mówiąc o tym, że jest piękna. W drugiej zaś stwierdził, że po tym, co wcześniej od niej usłyszał, musiał wreszcie przestać ją okłamywać. – Ponieważ to ja jestem Dante.

Oczy Lavender stały się teraz niczym piłeczki pingpongowe. Patrzyła na bruneta z szokiem wymalowanym na twarzy, choć nie trwało to długo. Potem puściła jego dłoń i odsunęła się w tył o krok, by obrzucić go gniewnym spojrzeniem, a na samym końcu parsknęła ze złości.

– Nie wierzę – wycedziła ze złości. – Nie możesz tak robić. – Podniosła ton swojego głosu. – Nie możesz poznawać moich słabości, a potem próbować je wykorzystać. Co chciałeś ugrać tym kłamstwem?! – Wystawiła palec wskazujący w jego kierunku, ciskając w chłopaka piorunami. Całą romantyczną aurę szlag trafił, kiedy usłyszała te kilka słów.

– Nie kłamię, Lavi – rzekł, stawiając krok w jej kierunku, ale ona minęła go i wróciła na koc, tylko po to, by zacząć pakować swoje rzeczy do wiklinowego kosza. – To naprawdę ja.

– Dantego nie ma ze mną od lat. Naprawdę nie wiem, co próbujesz zrobić, ale żałuję, że powiedziałam ci o tym wszystkim, bo próbujesz wykorzystać to w obrzydliwy sposób, Kai.

– Dante – poprawił ją.

– Skończ pieprzyć! – krzyknęła, momentalnie krzyżując z nim wściekłe spojrzenie.

Wtedy postanowił zrobić coś, by Lavender zrozumiała, że to żadne kłamstwo i naprawdę stoi przed nią przyjaciel z dzieciństwa. Ten sam, za którym tak cholernie tęskniła latami, by później móc pogodzić się z utratą.

W kilka kroków pokonał dzielącą ich odległość. Najpierw kucnął przed siedzącą na kocu dziewczyną, a potem pochylił się nad nią i ponownie złapał dłonią jej talię, by w amoku nie zdołała się od niego odsunąć. Choć nadal patrzyła na niego, jakby stał się największym draniem chodzącym po tej planecie, złapał drugą dłonią jej brodę i rzekł poważnym tonem:

– Tej blizny nabawiłaś się, gdy przyszłaś do mnie z zestawem małego artysty podarowanym przez dziadka. Tak bardzo cieszyłaś się z tego prezentu, że postanowiłaś się nim pochwalić. Wspólnie go rozpakowaliśmy i właśnie wtedy, a nie na ostatnich zajęciach praktycznych u Vernona, powstał nasz pierwszy wspólny obraz. Rysowaliśmy go na dworze, a kilka farb pobrudziło wtedy trawę, co wydawało nam się zabawne. – Poczuł, jak spięte przez złość mięśnie dziewczyny powoli zaczynają się rozluźniać. – Kiedy skończyliśmy, tak bardzo cieszyłaś się tym obrazem, że chciałaś się pochwalić mojemu tacie. Biegłaś w stronę domu, potknęłaś się i uderzyłaś brodą o schody na tarasie. Potem głośno płakałaś, a ja pobiegłem powiedzieć o wszystkim mamie, by jakoś ci pomóc. Nalegałem byśmy pojechali z tobą do szpitala, bo nie chciałem cię zostawić samej nawet na sekundę, bo tak samo jak ty, przeraziła mnie ta sytuacja.

– A-ale... – zająknęła się, lecz Dante pokręcił głową.

– To nie wszystko – wtrącił. – Kiedy mieliśmy osiem lat postanowiliśmy zbudować domek na drzewie. Ustaliliśmy, że to będzie jedyne miejsce, do którego tylko my będziemy mieć dostęp. Najpierw zabraliśmy się za to sami, ale potem szybko zrozumieliśmy, że pomoc mojego ojca nam się przyda, bo o ile ja w tym wieku bez problemu potrafiłem operować młotkiem, tak ty, niekoniecznie. Nalegałaś, żebym pozwolił ci wbić gwoździa, więc w końcu się zgodziłem. A potem...

– Uderzyłam się młotkiem w palec – przerwała mu, wciąż patrząc na niego z szokiem.

– Rozpłakałaś się, a ja nie wiedziałam, co powinienem zrobić, żeby cię uspokoić. Sam byłem przerażony, że stała ci się krzywda i wtedy wcisnąłem ci bajkę, którą zawsze opowiadała mi moja mama.

– Pocałunki mają magiczną moc uzdrawiania – przypomniała sobie, a on skinął twierdząco głową.

– I wtedy pocałowałem cię w kciuka, a ty automatycznie się roześmiałaś i przetarłaś łzy. Wiedziałem, że ból nie ustąpił, bo przez kilka następnych godzin nie byłaś w stanie nic złapać tą ręką, ale ten pocałunek sprawił...

– ...że o nim zapomniałam – dokończyła. – Zapomniałam o bólu dzięki tobie.

Nastała pomiędzy nimi chwila ciszy, gdy w końcu Dante cichym i smutnym głosem zapewnił:

– To naprawdę ja, Lavi.

Shannon wciąż patrzyła na chłopaka, który górował nad nią, trzymając jej talię w zaborczy sposób. Nadal tkwiła w szoku, który brunet spowodował swoim wyznaniem, choć wiedziała, że tylko ona i Dante mogli wiedzieć o tych wszystkich wspomnianych momentach. Nie mniej jednak w głowie pojawiło się jej tysiące myśli. Dlaczego podawał się za Kaia Hamiltona? Gdzie podziewał się przez te wszystkie lata? Dlaczego dopiero teraz postanowił przyznać się do swojej prawdziwej tożsamości? O co w tym wszystkim chodziło? Wiedziała, że zanim sama poukłada sobie to wszystko w głowie minie kilka dni. Jednak teraz, gdy te wszystkie pytania krążące w jej głowie na chwilę zwolniły, a do niej dotarło, że patrzy w oczy dawnego przyjaciela, nie mogła opanować radości wypełniającej jej serce i tej chęci, by po prostu mocno go przytulić i zagrozić, że jeśli znowu ją zostawi, to srogo tego pożałuje.

W jednej sekundzie rzuciła się Dantemu na szyję, a on podniósł ją i posadził na swoich kolanach. Wtedy również jego emocje puściły. Wtulił w siebie swoją Lavender i odetchnął, czując, że wreszcie spadł mu ciężar z barków. Siedzieli tak przez kilka długich minut w zupełnej ciszy, pozwalając na to, by troski ich opuściły. Teraz nic nie miało już znaczenia, bo w końcu naprawdę odzyskali siebie.

– Mam tak wiele pytań – rzekła Lavender, odrywając dekolt od torsu chłopaka. – Minie zapewne kilka dni, zanim sobie to wszystko logicznie poukładam, ale... – Urwała, gdy Dante odgarnął kosmyki jej włosów za prawe ucho, a następnie ujął jej policzek. Znów patrzył na nią, jak przed paroma minutami. Z wypełniającą jego serce miłością zmieszaną z ulgą.

– Rozumiem, że to dla ciebie za dużo i chcę pomóc ci to wszystko sobie ułożyć. Jednocześnie się boję.

– Czego? – Skrzyżowała z nim spojrzenie, a te wydawało się odrobinę cięższe niż przed sekundą.

– To będzie za wiele, jeśli ci wyznam. Dajmy sobie chwilę czasu, dobrze?

– Ale... – Chciała zaprzeczyć.

– Małe kroczki.

– Masz rację. – Skinęła głową. – Jestem jeszcze w szoku, ale... Tak bardzo nie chcę kończyć tego spotkania, gdy poznałam prawdę i... znowu jesteś przy mnie. O matko, ale się zmieniłeś! Nie do poznania. – Zrozumiała, że zaczęła mówić totalne głupoty, gdy przyjaciel się zaśmiał, dlatego wzięła wdech i słodkim głosem zapytała: – To co? Narysujemy ten zachód słońca, Dante?

Uśmiechnął się, kiedy wreszcie usłyszał swoje prawdziwe imię padające z jej ust. Tak bardzo tęsknił za jego brzmieniem.

– Z największą przyjemnością – odpowiedział radośnie.

Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść,
a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć.
– Antoine de Saint-Exupéry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top