1. Rozdział.

Oto pierwszy rozdział mojej drugiej książki. Jak ktoś nie wie to pierwszą była Nikt nigdy, do której zapraszam.

Włącznik, Word, publikuj!

**********************

Leżę na trawie. Moje nogi tak cholernie bolą. Dyszę głośniej niż huragan. Nagle zginam się w konwulsji i wymiotuję na trawę.

Czterdzieści dwa kółka najszybciej jak mogłam wokoło ruin fortecy sprzed dwóch wieków. Ja tu chyba zdechnę.

- I ty masz się udać samotnie do Otchłani, a na dodatek zdobyć Demoniczny Płaszcz!? Spójrz na siebie! Leżysz we własnych wymiocinach! – Pertina, moja trenerka, chyba uwielbia się nade mną pastwić fizycznie i psychicznie.

- Nie „w" tylko „obok" – mruczę z twarzą w trawie.

- Wstawaj! Ty masz być niby Czarną!?

Obracam się na plecy.

- Mogłabyś łaskawie przestać się nade mną znęcać!? I fizycznie, i psychicznie!? – sapię.

- Ja tylko staram się przygotować cię do spotkania z przeznaczeniem!

- Torturując mnie!? Od ośmiu lat mnie trenujesz, ale w ostatnich miesiącach ci wręcz odbiło!

- Bo miesiąc twoje szesnaste urodziny, idiotko! Chcę żebyś odkryła swoje granice by móc je przesunąć! Chcę byś nauczyła się pokonywać samą siebie!

- To super! Uwierz mi, że za każdym razem jak padam na kolana albo wymiotuję zdecydowanie czuję się pokonana!

Próbuję się z nią kłócić choć wiem, że ma rację. Spoczywa na mnie odpowiedzialności wielkości i ciężaru nieba, a ryzyko śmierci ślęczy przy mnie od niepamiętnych czasów.

- Widziałam jak twoja Smoczyca przewraca się we śnie i wiem, że stać cię na więcej – nie odpuszcza moja trenerka.

Patrzę na nią przeciągle. Wstaję. Omal się nie przewracam bo ledwo nogi czuję. Otrzepuję się.

- Dziś nie mam już sił – mówię opierając się ciężko o resztki ściany.

***

Noc jest bezchmurna więc z łatwością odnajduję cieniutką ścieżkę wiodącą do pobliskiego miasteczka. Wiedźmy nie powinny mieć zbyt dużo kontaktów z ludźmi, ale w karczmie „Pod Gałęziami" czeka na mnie mój dłużnik.

Tricius zaraził się kamyczakiem. Śmiertelną, epidemiczną chorobą, którą złapał podczas pobytu w Mieście Piasków na Pustyni. Opuścił miasto nim zaraza oficjalnie wybuchła, a uświadomił sobie, że jest zarażony dopiero, gdy na jego skórze pojawiły się wypustki konsystencją i wielkością podobne do kamyków. Natrafiłam na niego przypadkiem, gdy włóczył się po lesie w poszukiwaniu wilczych jagód. Ból był tak silny, że chciał się już zabić. Zabroniłam mu się ruszać i sporządziłam lekarstwo, które działa tylko świeżo po przygotowaniu, ze świeżych składników, więc na obrzeżach lasów ta choroba przeważnie nie występuje. Zawdzięcza mi życie. Gdy spytał jak może się odwdzięczyć powiedziałam, że potrzebuję informatora.

Staję przed karczmą. Z zewnątrz słychać śmiechy, uderzenia kufli, śpiewy, muzykę i pokrzykiwanie. Gdy wchodzę do dźwięków, których intensywność znacząco wzrasta, dochodzi jeszcze zapach piwa i potu.

Moje wejście zauważa jedynie kelnerka i dwóch facetów, którzy mimo wyraźnego zaciekawienia moją osobą nie są nawet w stanie podnieść głowy z blatu.

Rozglądam się w poszukiwaniu brązowych, gęstych włosów i szarych oczu. W końcu zauważam Triciusa i idę w jego stronę. Siadam naprzeciw niego przy stoliku wciśniętym w sam kąt karczmy.

- Postawisz mi piwo? – pyta na powitanie.

- Jeśli masz użyteczne informacje to nawet dwa – odpowiadam nachylając się w jego stronę.

- Owszem, mam.

- Więc?

- A nie chcesz najpierw wymienić standardowej wymiany zdań? No wiesz „Co u ciebie?", „Jak ci idzie?"?

- Miałam naprawdę męczący dzień, jasne?

- Eh, nie masz humoru. Wszystko mam powiedzieć?

- A jak inaczej?

- To pytanie retoryczne, czy mam odpowiedzieć?

- Mów, co wiesz!

- Dobra, dobra! Trzy dni po twoich urodzinach z Białych Potoków wyjeżdżają dwa wozy towarowe, które jadą do Czerwisieńki. W Czerwisieńce, tydzień później, jest pielgrzymka ku pamięci tej kobiety, która doczołgała się na łokciach do Zajęczego Wzgórza, by powiedzieć synowi, którego odebrali jej tuż po porodzie, że go kocha. W Zajęczym Wzgórzu wypożycz konia i jedź na nim do miasteczka nad rzeką Turkusową, Świetlików Dolnych. Tam wynajmij przewoźnika, który przepłynie z tobą łodzią do ujścia rzeki. W porcie jest statek towarowy „Żarłok". Musisz się na niego wkraść, bo kapitan nie przewozi pasażerów. Łódź ta przepływa całkiem niedaleko Przeklętej Wyspy, więc starczy, że gwizdniesz im jedną z szalup. Później się trochę namęczysz z dopłynięciem, ponieważ to co najmniej trzydzieści kilometrów. A dalej już robisz swoje.

- A jak wrócę?

- Jeśli udajesz się tam po to, co myślę to nie potrzebny ci będzie środek transportu.

- A jeśli nie? Jeśli stchórzę?

- Niemożliwe. Jesteś Smoczycą, śpiącą, ale Smo... Au! – krzyczy gdy kopię go pod stołem.

- Ty idioto! Zamilcz!

- Czemu? Wszyscy są tu pijani, albo nie wierzą w Smoki... Kurwa! Przestań! – wkurza się na mnie, gdy

Znowu go kopię.

- Słowo na „s" jest tabu, ponieważ mogą go usłyszeć uszy, które usłyszeć tego nie powinny.

Otwiera szeroko oczy.

- Pożeracze?

- Co? Nie! Pożeracze wyginęły dawno temu! Mówię o... - nachylam się jeszcze bardziej. – Białym Smoku.

- Białym Smoku? Ale przecież on jest Smokiem, ty jesteś Smokiem... Niby czemu masz się go obawiać?

- Jego ambicje zakładają przywództwo.

- Jak to?

- Tak to. Smoki potrzebują kogoś mocniejszego, ważniejszego, kogoś kto zawsze przechyli szalę, kto utrzyma ich w ryzach. Nazwij to przywódcą, kierownikiem, szefem, głową, czy Alfą, jak chcesz. Chodzii mi o to, że Biały uważa, że to jemu należy się pałeczka, ponieważ obudził się jako pierwszy.

- Ale co to ma do ciebie?

- Czerń i Biel się równoważą. Jesteśmy przeciwieństwami i jako, że nie do końca barwami mamy przewagę nad tak zwaną Tęczą.

- Tęczą?

- Tak. Tak się nazywa Czerwień, Pomarańcz, Żółć, Zieleń, Błękit i Fiolet. Teoretycznie są zbiciem dwóch światów, ognia i wody, jednak to Czerń i Biel są fundamentami. Zobacz, Tęcza pojawia się jedynie okazjonalnie i bardzo szybko znika, prawda?

- No.

- A dzień i noc? Są cały czas. Tworzą dobę, cykl całkowity, który dzieli się na daty jednak jest zawsze.

- Więc Biały widzi w tobie konkurencję?

Kiwam głową.

- Uważa, że jeśli mnie uwięzi na jakiś czas to wypuści mnie dopiero gdy utwardzi swoją moc i pozycję oraz całkowicie oswoi się z nową formą. Ja będę wtedy bez szans, bo on już będzie trzymał ster, a reszta smoków przyzna, że to ich kapitan.

- Lubisz metafory, co?

- Chcesz czegoś się dowiedzieć, czy będziesz zmieniał temat?

- Już milczę.

- Dobrze. Muszę naprawdę uważać. Nie chcę brać odpowiedzialności za wszystkie smoki, dla mnie spoko, że Biały się tak do tego pali, ale nasze pierwsze spotkanie powinno być na równi.

- Czemu?

- Biel i Czerń to przeciwieństwa. Jak Noc i Dzień. Nie istniejemy bez siebie, uzupełniamy się. Przyciągamy się. Wyobraź sobie, co może się stać, gdy on mnie zobaczy całym sobą czując, że mnie potrzebuje, bo go uzupełniam, a ja stanę przed nim kompletnie nieświadoma tego uczucia i niezdolna do samoobrony wobec tak potężnej istoty.

- Kurczę.

- No właśnie. Ale on nie jest tego świadom. Jest pewien, że jeśli ja nie jestem jeszcze Smokiem to nie będzie tego przyciągania.

- Skąd wiesz?

- Jedna z podróżnych wiedźm spędziła na jego dworze trzy dni i przez przypadek podsłuchała jak rozmawia z jednym ze swoich szpiegów.

- Ale czekaj. Jeśli Tęcza będzie od niego zależna to ty przypadkiem nie też?

- Nie. Jak mówiłam, równoważymy się. Jeśli on stanie na piedestale dla mnie nie będzie miejsca. Będę mogła funkcjonować bez nich, ale i będę mogła zostać tyle że nie będę zależna od Białego.

- Nie możesz się z nim spotkać i powiedzieć mu, że ci nie zależy?

- Właśnie ci powiedziałam ci jakie by były tego konsekwencje!

- A jakaś wiadomość?

- Myślisz, że mi by uwierzył? On jest opętany rządzą osiągnięcia celu!

- Więc co masz zamiar zrobić?

Teraz niemal leżę na blacie.

- Dostanę się na Przeklętą Wyspę. Zejdę do Otchłani. Odzyskam Demoniczny Płaszcz. Zostanę Czernią. A potem zadbam byśmy ja i Biały nigdy się nie spotkali.

********************

Mam nadzieję, że was zwciekawiłam. Rozdziały będę dodawać średnio raz w tygodniu, ale nigdy nic nie wiadomo :). Postaram się by miały ponad dwa tysiące słów ;).

Macham piórem i życzę miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top