Rozdział 2: 1402

| Słowenia, klasztor w Marenbergu | 1402 |

Klasztorną twierdzę wzniesiono na niewielkim wzgórzu. Otoczona gęstymi borami i pięknymi ogrodami pełnymi róż, lawendy i narcyzów, z daleka przypominała pałac. Skromne było ino jej wnętrze, choć i w kaplicach oraz skryptorium, i palatium dominowały cudowne rzeźby świętych, pisane barwnie ikony, srebrne i złote lichtarze oraz grawerowane klęczniki, ławy i stoły. Kilka izb urządzono z baczeniem na wygody gości. Bowiem bogaci magnaci i reszta pomniejszej szlachty, często wysyłała tu córki swe na nauki.

Klasztor oddalony był od Cylii kilka dni drogi. A że otaczały go góry i charakteryzował rześki, choć trudny klimat, Marenberg był dobrym miejscem na to, by serca dziewic spokorniały, uczyły się pokładać ufność w Panu i dziękować za dar wiedzy, jaki z pomocą mniszek mogły zyskać. Herman wysłał tu Barbarę, tak jak wcześniej uczynił ze swą podopieczną Anną. Ta druga, teraz już żona Jagiełły, nauczyła się w murach twierdzy łaciny oraz czytania i pisania. W Roku Pańskim 1402 Marenberg ugościł drugą z panien von Cilli – najmłodszą Barbarę.

Hrabianka, pod czujnym okiem Kunegundy, rachowała na starym kawałku pergaminu, przygryzając lekko skórkę u kciuka. Dobrze szło jej liczenie i sumowanie, ba, nawet lepiej niźli przepisywanie psalmów i fragmentów pieśni.

Mniszka udzielająca lekcji hrabiance uśmiechnęła się, odkładając różaniec na stół. Zawsze w przerwie, gdy Cylejka samodzielnie wykonywała zadanie, ona oddawała się modlitwie, prosząc Najwyższego o zesłanie na podopieczną jasności myśli. Zdolna była Barbara. Już teraz dało się przypuszczać, iż sprosta roli królowej. Jedynie jej choleryczny charakter, zakrapiany niecierpliwością i skłonnością do podnoszenia głosu, niweczył te przypuszczenia. Nie była ideałem panny na wydaniu. Skromność, łagodność, cicha natura – to cechy, które przejęły jej siostry. A ona zdawała się wchłonąć charakter swego ojca Hermana. Gdyby była synem, byłoby to pożądane.

— Skończyłam, Kingo — zdrobniale zwróciła się do mniszki Barbika, odsuwając od siebie pergamin w stronę guwernantki. — Mogę więc teraz zająć się czytaniem dzieł Dantego? Proszę. Wielce mnie zaciekawiła jego wizja piekła. — Przybrała skromny wyraz twarz, spuszczając rozognione wejrzenie na swoje palce, które opierała o kant stołu. I wyobrażając sobie na nich wszystkie królewskie pierścienie, jakie w przyszłości podaruje jej król. Widziała nawet ozdobne kamienie, jakie będzie przekładać między kłykciami, nim wybierze te idealne, a później złotnik umieści minerały w jej koronie. — Powinnam znać dobrze to dzieło. I czytać więcej, niźli liczyć, co zresztą radzi ten czeski mędrzec, jak mu tam jest...

Kunegunda spojrzała na nią znad karty z wyliczeniami i skryła uśmiech, naprowadzając Barbarę na dobre ścieżki:

— Tomasz Štítného¹³, hrabianko. Owszem, radzi dobrze, by niewiasta czytała przyzwoite książki, które ganią zło i chwalą dobro, uczą, jak mieć serce szlachetne i bogobojne oraz są oświeceniem dla zrozumienia.

Cylejka potaknęła, cytując mędrca:

— „Bowiem przystoi mądrej i szlachetnej królowej rozkoszować się dobrymi książkami i zdobywać mądrość". — Wyprostowała się dumnie na krześle, spojrzała jeszcze raz na przyzwalające opuszczenie lekcji wejrzenie mniszki i z gracją odeszła od stołu, posyłając szeroki, szczery uśmiech ścianom klasztornej auli.

Odliczała dni do opuszczenia murów twierdzy. Ojciec obiecał, że zabawi tu jeno pół roku i pod koniec lata będzie mogła wrócić do Cylii. Choć nie czuła się źle w Marenbergu, tęskniła przede wszystkim za bratem i codziennością. Za podsłuchiwaniem narad w auli i psoceniem w komnatach starszej siostry. Wiedziała, że nic już nie będzie jak dawniej, ale jej dusza chciała jak najstaranniej zapisać te wspomnienia w pamięci, dlatego tak często z nostalgią do nich wracała.

Czy w nowej roli, która nadal była niepewna, boć do oficjalnych zaręczyn jeszcze nie doszło, przyjdzie jej zmienić swój charakter, nałożyć maskę, udawać? Bardzo obawiała się tego, że nie będzie mogła pozostać sobą, a władza, nowe obowiązki i cały ten splendor przywilejów ją zmienią. Modliła się każdego wieczoru, by nigdy nie wstydziła się spojrzeć w zwierciadle w swoją twarz i by nigdy nie musieć tańczyć, tak jak jej zagrają. Pozostanie sobą mimo wszystko i ponad wszystko.


Przypisy:

¹³ Tomasz Štítného — ur. w 1333 roku w Czechach, pisarz, teolog, tłumacz i chrześcijański kaznodzieja. Zainspirowany twórczością Włocha – Jakuba da Cessole i jego dziełem: Księga obyczajów i obowiązków szlacheckich, czyli o grze w szachy, stworzył fragment traktujący o idealnej królowej. Dodatkowo przetłumaczył całą pracę Italczyka, w większości przerabiając ją oraz wzbogacając o własne fragmenty. Te pojawiają się w dialogu między Barbarą a mniszką. Na podstawie: O životě a spisích Tomáše ze Štítného. Praga: Czeska akademia nauki i sztuki. 1923. 103 s.

* * *

| Królestwo Czech, Praga | 1402 |

Zygmunt rozłożył na stole wszystkie donosy, listy i sterty pergaminów, które mu przyniesiono. Już czuł się by udzielny regent Czech. Wacław bowiem w pijackiej maglinie znowuż zasnął na swoim fotelu, a ręka, w której dzierżył pusty kielich, zwisała mu przez oparcie krzesła. Jeden z monarszych chartów próbował cucić go, liżąc nadgarstek i palce, lecz na to psie oddanie, pijany król ino zamruczał po czesku coś pod nosem.

Luksemburczyk obrócił się na moment doń. Politowanie mieszane ze wściekłością tańczyło mu w oczach. Cienie zmęczenia, nocnych rozmyślań i gra o utracony tron w Cesarstwie, uwidoczniły się pod oczami. Ledwie wyraziste bruzdy rozłożyły się na szczupłej, przystojnej twarzy. Dość uwydatnione, wysokie kości policzkowe dodawały mu powagi i majestatu, którego brakowało Wacławowi. Nadmiar trunków zmienił lico króla Czech, dodał więcej zmarszczek wokół oczu i ust. Kolory na czole i policzkach, dodatkowo potęgowały wrażenie, że toczy go choroba.

— Ruprecht strącił memu bratu rzymską koronę. Może i wygrał bitwę, lecz nie wojnę — ocenił Zygmunt, odwracając się na powrót spojrzeniem na Hermana, Piotra i Ścibora. — Jeśli przekonam króla Wacława, by udał się do Akwizgranu osobiście, zdołamy odwrócić złą passę. — Przełożył jeden z pergaminów na bok i sięgnął po orzechy wyglądające ze srebrnego półmiska. — I tutaj potrzebna mi wasza pomoc, przyjaciele. Zacznijmy od hrabiego. — Włożył włoski przysmak do ust i zatrzymał wzrok na Cylejczyku. — Dobrze wybrałeś swych zięciów, swatów i resztę powinowatych. Ich ziemie przebiegają przez szlaki, którymi możemy udać się bezpiecznie do Cesarstwa. Po drodze dołączą do nas posiłki księcia Mediolanu, Giana Galeazzego Viscontiego¹⁴. — Przepił garstkę orzechów rozwodnionym, lekkim winem i czekał na odpowiedź hrabiego.

— A co z Węgrami, mój panie? — miast Hermana, wypowiedział się Perényi. — Podróż do Akwizgranu, zniweczenie planów Wittelsbacha, starania o cesarski stolec: to wszystko potrwa wiele tygodni, księżyców i znowuż sprowokuje baronów do buntu. Potrzeba nam, panie, byś wrócił do Pożonia, by czuli oddech władcy na karkach i pewną dłoń silnego króla.

Zygmunt na moment uciekł spojrzeniem w bok, a wyraz jego poszerzonych źrenic zdradzał wyraźne zniecierpliwienie. Cenił sobie wielce Piotra, lecz teraz pilno mu było ratować dziedzictwo ojca, jakie Wacław swym sposobem egzystencji zdawał się pchać do upadku. Syknął przekleństwo przez zęby, po czym wskazał ręką na śpiącego brata. Król Czech prawie całkiem zsunął się z tronu. Widzący to słudzy, natychmiast podeszli do krzesła i pomogli mu wstać, po czym odprowadzeni wzrokiem przez Zygmunta i panów, zniknęli za podwojami komnaty.

— Oto obraz upadku Królestwa mego ojca. Czy może być coś ważniejszego od ratowania spuścizny wielkiego władcy? Nadania, jakie zostawiłem Węgrom, na razie wystarczą, by nie zerwali się z łańcuchów wierności. — Odłożył kielich na stół i oparł na jego czarce otwartą dłoń, lustrując wzrokiem list od księcia Mediolanu. — Visconti zatrzymał Ruprechta, czym udaremnił mu koronację. Nie mamy wiele czasu, kto wie, jak szybko Wittelsbach zbierze kolejne sfory oddanych sobie sług i przegna Mediolańczyka. Hermanie, ruszysz do Gorycji jeszcze dziś, przygotujesz grunt pod podróż mego brata. Ściborze — zwrócił się do Polaka, unosząc na niego skupiony wzrok — ty udasz się na Węgry wraz z Piotrem. Przypilnujecie baronów i będziecie donosić mi o każdym, nawet najmniejszym zalążku spodziewanego spisku. Palatyn Mikołaj nie może zostać sam wśród tych szerszeni.

* * *

Król Czech doszedł do siebie kolejnego dnia. Rześki, wypoczęty i przede wszystkim o trzeźwym umyśle, zaprosił brata do komnat na obrady. Za zamkniętymi drzwiami stali tylko gwardziści, podczas gdy cała polityka działa się w objęciach ciemnej, dusznej izby praskiego zamku. Dwaj bracia próbowali dojść do porozumienia. Zmącony irytacją umysł starszego z nich, po chwili musiał się poddać prawdzie, która wybrzmiała z ust Zygmunta:

— Nie myśl, że użalam się nad tobą, Wacławie i że przemawia przeze mnie litość, sentymenty czy chrapka na koronę, jaką nosisz. Próbuję uratować ino ciebie i królestwo pozostawione przez naszego ojca. Twa słabość woli, ciała i ducha łamie nie tylko obietnice złożone jemu, ale i morale poddanych, panów i czeskiej ziemi, która potrzebuje silnego pana. Czy naprawdę chcesz, by utrata rzymskiego tronu była przyczynkiem do utraty władzy i tutaj? Przypomnij sobie, co uczynili mi Węgrzy i to z błahych powodów. Czy i Czesi nie staną przeciw tobie, gdy szala goryczy się przeleje? — Podszedł do Wacława i w odległości łokcia od niego, wyczekiwał wejrzeniem na odpowiedź. Nie nadchodziła przez kilka pacierzy. Król patrzył nieustępliwie nie na Zygmunta, lecz w jakiś punkt za nim. Jakby szukał wsparcia w gobelinie zdobiącym ścianę i krucyfiksie ustawionym pod klęcznikiem obok łoża.

— Nie mamy synów, bracie — odparł po chwili Wacław*. — Nie mamy komu przekazać tego, co budował nasz ojciec. Po cóż więc się starać? Dla kogo? — Oparł dłonie na ramionach Zygmunta, czym wprawił go w zdziwienie. — Czyń, co chcesz, ale nie zmusisz mnie to upokorzenia się i podróży do Akwizgranu. Nigdy. — Poklepał go by pieszczotliwie po policzku i odwrócił się do okna, splatając ręce za sobą.

Acedia, w jaką popadł Wacław, nie zwiastowała pojednania z aspiracjami Zygmunta ani tym bardziej poparcia jego pomysłów. Niewygodna cisza trwała między nimi dłuższą chwilę, nim ten zebrał się w sobie i podjął w odpowiedzi:

— Pojedziesz do Cesarstwa, bracie, choćby po to, by pokazać poddanym, żeś nie słaby król, a godny następca swego ojca. Pojedziesz tam, a ja zostanę tu jako twój namiestnik. W przeciwnym wypadku...

Wacław z impetem odwrócił się w stronę brata i opierając dłonie na biodrach, żachnął się:

— Uwięzisz mnie otwarcie, jak i Prokopa, naszego kuzyna? Wszak zdaję sobie sprawę, że nieoficjalnie już jestem we wnykach, jakie na mnie zastawiłeś. Szantaż zakamuflowany troską o ojcowiznę – doprawdy do twarzy ci w masce manipulanta, drogi bracie.

— Tyś to rzekł. Póki dobrowolnie nie pojmiesz, o co toczy się gra, w zaciszu zamku będziesz miał dużo czasu na przemyślenie i poddanie się mojej propozycji. Hrabia Herman i książę Mediolanu są po mojej stronie. Jeśli ulegniesz, odzyskasz nie tylko wolność i rzymski tron, ale i pełnię władzy. Wytrzeźwiej, Wacławie. Nie tylko na ciele.

Rozeźlony słowami Zygmunta ruszył w kąt komnaty, gdzie słudzy zostawili na stole dzban i kielich. Podkopnął zydel, przewracając go z taką siłą, że potoczył się kilka łokci wprzód. Naraz Wacław sięgnął po karafkę i licząc na wino, zaklął ostro, z siłą odkładając dzban na blat. Kielich, który również pełen był wody źródlanej, po prostu złapał w drżącą dłoń i rzucił przed siebie. Turkusowe szkło rozbiło się o posadzkę, zagłuszając zniecierpliwione westchnięcie Zygmunta. Młodszy z braci zamknął powoli oczy, licząc każdym kolejnym przymknięciem powiek oddechy ukojenia. Musiał zachować zimną krew. Polityka i gra o tron rzymski nie szły w parze z litością i troską, jaką chciałby teraz okazać Wacławowi. W tym pojedynku zwycięzca mógł być ino jeden.


Przypisy:

* Gwoli wyjaśnienia: Wacław IV był dwukrotnie żonaty. Po śmierci pierwszej żony Joanny Bawarskiej w 1386 roku, później ożenił się z Zofią Bawarską. Oba małżeństwa pozostały bezdzietne, władca zmarł bezpotomnie.

¹⁴ Na podstawie: Regesta sive rerum boicarum autographa I-XIII. Carl Heinrich von Lang, Josef Widemann, Maximilina von Freyberg, Georg Rudhart. Monachium. 1822-1854.

* * *

| Wiedeń | Sierpień 1402 |

Zausznicy Wittelsbacha pokrzyżowali plany Zygmunta i hrabiego Hermana. W owym impasie nie było mowy o podróży do Akwizgranu, boć Ruprecht w koalicji z księciem Leopoldem IV, odcięli Luksemburczykom alpejski trakt.

Ścibor i Herman czekali na decyzję króla Węgier. Miotał się on w sobie, spacerując po palatium i coraz pstrykając palcami, jakby dźwięk ten miał skutkować nagłym olśnieniem umysłu. Po kilku pacierzach obszedł jeszcze raz spory stół, przecierając kłykciami brzegi blatów. By cieśla, oceniający kunsztowność kolejnego wytworzonego mebla. Nagle jednym zwinnym ruchem znalazł się na fotelu przy stole i rozsiadł wygodnie, łącząc przed sobą palce.

— Patrzycie na mnie, jak na przyćmionego, panowie. Radźcie lepiej, co czynić, hm? — Zerkał na nich z dozą lekkiego rozbawienia, gdy tak zakłopotani i milczący patrzeli to na siebie to na niego. — Zasiadajcie, chyżo. Nie będziecie stać przecie jak na kazaniu, boć już dawno po mszy.

Zaszurały krzesła. Słoweniec i Polak zajęli miejsca obok siebie naprzeciw króla. I widząc rozluźnienie w jego wejrzeniu i lekki uśmiech, bez skrępowania sięgnęli po kielichy i wystawili je ku Emerykowi. Polał wina możnym, królowi i na końcu sobie, po czym również spoczął na wyznaczonym miejscu. Siedzieli teraz w półkolu, otaczając podejrzanie ukojonego Zygmunta.

— Póki król nie podpisze umowy, w której zrzeka się władzy na twą rzecz, panie, Jodok i reszta stronników może wykorzystać to przeciwko nam. I przejąć tron — ocenił Perényi, otulając puchar dłonią. — Czas pokazać siłę danego słowa.

Ostojczyk poprawił się na krześle i by kupić czas, upił wina. Zygmunt rozmasowywał sobie wnętrze dłoni, myśląc intensywnie nad kolejnymi krokami. Musiał nakłonić brata do podróży. Stracił wystarczająco wiele złota, by wciągnąć do pomocy hrabiego Gorycji oraz Ortenburga i Mediolanu, by teraz przez upór Wacława wszystek przepadło.

— I to była pierwsza rzecz, jaką chcę i jaką uczynię, przyjaciele. — Luksemburczyk wstał poirytowany matnią spraw i podszedł do kredensu, szukając czegoś w jednej z szuflad.

Wyjął czysty pergamin, inkaust, dwa wysłużone pióra i ułożył wszystko na stole. Zadziwieni panowie obserwowali, jak staje przed blatem i mierzy pusty arkusz papieru skupionym wzrokiem. Potrzebna była umowa. Dokument, który zaważy na dalszych losach Czech. I nareszcie nakieruje sprawy na właściwy trakt.

* * *

| Słowenia, hrabstwo Celje | 1402 |

Greta rozpaliła w kominku i dołożyła świec do srebrnych lichtarzy, by rozświetlić mrok popołudnia w komnacie hrabianki. W powietrzu unosił się aromat gałązek świerku i sosny, jakie Barbara kazała przynieść z lasu i umieścić w wazonach. Teraz siedziała z siostrą na kamiennym parapecie wyłożonym skórami wilków. Szare futra wystające spod sukien, idealnie kontrastowały z ich ciemnymi barwami. Haftowały w milczeniu, które od czasu do czasu przerywały jedynie lekkie westchnięcia. W izbie panował wzorowy porządek. Jeszcze rano poniewierały się po stole bale z materiami i skrzyneczki ze sprzączkami, broszkami i innymi ozdobami do wykończenia nowych strojów. Teraz zdobił go jedynie bordowy obrus haftowany złotą nicią na kształt gwiazd. Drewniane krzesła z wysokimi oparciami wyłożone były skórami popielic, podobnie jak narzuta na wąskim łożu z baldachimem, naprzeciw którego stała wielka, mahoniowa skrzynia.

Cylejka zamrugała zmęczonymi powiekami i uniosła głowę, oceniając swą komnatę. Świece dawały ciepło, przytulny blask koił oczy. Ich podłużne kształty tworzyły na ścianie przy kredensie cienie. Oświetlały jasne, bielone ściany ozdobione ciemnozieloną oponą.

— Słyszałam, pani... — podjęła nagle Cveta wychodząc z wnęki izby — jak hrabia mówił, iż Perner pojedzie w waszej sprawie do króla. — Postawiła na stole drewniane pudełko z nićmi i usiadła na dywanie, pomagając Barbarze rozprostować obrus. — To chyba dobry znak. A rycerz z pewnością dobrze przedstawi sprawę. Jest oddany, pięknie mówi, i...

— Czyż na pewno o moją sprawę idzie, hm? Widzę twe wejrzenie, Cveto. Pytaj więc lepiej, o to, co chodzi ci po głowie na myśl o nim. — Barbika zaśmiała się lekko. Szarpnąwszy za poły obrusu, przesunęła materiał w obręczy. — Podaj mi brązową nić.

— Kiedy wstyd mi. — Wykonała polecenie, ostrożnie przytrzymując drugą dłonią igłę. — Zresztą, najważniejsze teraz twe zrękowiny, pani.

Nagle coś zaszurało tuż pod drzwiami izby. Wzrok Barbary uciekł na podwoje, za którymi usłyszała szelesty kroków i szept poddenerwowanych głosów. Anna spojrzała na nią pytająco i gdy Barbara wstała, złapała ją lekko za nadgarstek.

— Dziś zostajesz w komnacie do samej wieczerzy, siostro. Dość już twoich psot. — Mocniej ścisnęła jej dłoń, na co ta tylko prychnęła w odpowiedzi i wyszarpnęła się.

— Jesteś nudna. Póki czegoś z tym nie zrobisz, szybko zmierźniesz swemu przyszłemu mężowi — dogryzła jej z wielką satysfakcją w tonie i unosząc wysoko głowę, podeszła do wrót. Przykrzył jej się charakter Anny, która strofowała każdą swawolę i krotochwilę. Jakby chciała pędzić żywot mniszki.

Kładąc dłoń na klamce, usłyszała za plecami cichy szloch. Przewróciła oczami, wiedząc, że nadwrażliwa siostra znowuż poczuła się zraniona jej szczerością.

— Nie jęcz, Anno, bo spuchniesz i zbrzydniesz od tych łez. Idź lepiej do swej komnaty i nie dręcz mnie swą melancholią — poleciła obojętnym tonem, choć w głębi serca żałowała uczynionej przykrości.

Nic to jednak, boć obie doskolane wiedziały, że muszą nauczyć się być silne i znosić wiele. Im wcześniej Anna pojmie jak puszczać wszelkie afronty mimo uszu, tym lepiej dla niej.

Starsza Cylejka zdominowana przez młodszą siostrę, zahukana i romantyczna dusza, często płakała w poduszkę w zaciszu swej komnaty. Nie mogła wybaczyć ojcu zniewagi. Wszak sprawiedliwym byłoby wydanie za króla ją, a nie Barbarę. W sercu Anny powoli kiełkowała uraza, z każdym dniem głębiej zapuszczająca korzenie w zroszonej żalem duszy. Opuściła alkowę siostry, o mało nie taranując po drodze Grety i, zaciskając wargi do pierwszej kropli krwi, zamknęła się w swojej komnacie. Padłszy na łoże, zgłuszyła szloch, przyciskając usta do poduszki. Wbiła paznokcie we wnętrze dłoni, chcąc umyślnie zranić się ku uldze cierpiącego umysłu. Ból spotęgował się, gdy jeszcze intensywniej zacisnęła pięść. Oto przyjdzie jej poślubić wdowca palatyna, zostać matką jego dzieci z pierwszego małżeństwa, rodzić mu kolejne, być uległą, skromną, chętną na wszystko, czego zażąda. W tych chwilach nie czuła nic prócz goryczy i nienawiści. Była pewna, że wszyscy z niej zakpili.

* * *

Barbara chciała przeprosić siostrę, lecz ciekawość dźwięków, które wcześniej usłyszała, wzięła górę. Wyszła na długi korytarz, pilnowany przez dwóch gwardzistów i delikatnie stawiając kroki, udała się do schodów. Wiedziała, że brat jest na zamku i pewnikiem urządzi zaraz biesiadę ze swoimi rycerzami. Konrad Perner, jego najlepszy druh, zawsze namawiał go do ucztowania pod nieobecność Hermana. Zeszła ostrożnie do palatium i zatrzymawszy się na przedostatnim stopniu, zaparła dłońmi o barierkę. Wychyliwszy lekko przez poręcz, zerknęła w dół, czy ktoś przypadkiem nie kręci się po niskim zamku. Żywa dusza nie przemknęła ani pod piętrem, ani po klatce schodowej. Postanowiła iść do sali zwanej baronową, w której ojciec zawsze przyjmował zauszników i posłów.

Prostokątne pomieszczenie z ogromnym stołem na środku i kominkiem po prawej ręce i kredensem po lewej, budziło w niej respekt. Wysoki, zdobiony malowidłami ze scen biblijnych, sufit nadawał izbie majestatycznego stylu. W oddali poniosły się głosy. Ktoś zmierzał do komnaty, ktoś wyraźnie poruszony jakimiś nowinami. Pies, do tej pory śpiący pod jednym z krzeseł, podniósł łeb. Barbara przytknęła palec do ust, gestem drugiej ręki próbując odgonić jego ciekawość. Czworonóg westchnął ociężale i na powrót oparł pysk o przednie łapy, a ona weszła za oponę i kucnęła, nasłuchując dalej.

— Zygmunt znowuż ryzykuje tron, a ojciec jak zwykle knuje, by mu dogodzić i utwierdzić w irracjonalnych planach — skwitował Fryderyk, przechodząc przez próg auli. Ciężkie kroki brata byłaby w stanie rozpoznać nawet z większej odległości. — Przyślij mi tu Pernera, Ludwiku, niechże już nie bałamuci dziewek u Samuela, ino przyjdzie mi radzić. — Odsunął krzesło, oparł ciżmy na blacie stołu i wychylił się lekko do tyłu, patrząc w sufit. Cylejka widziała wszystko spod szpary między oponą a ozdobnym kredensem. Brat miał swą stałą manierę udawania udzielnego pana i władcy, a błazna jednocześnie.

— Widzę cię, siostro — rzekł w eter, nadal zapatrzony w sufit. — Wyjdźże stamtąd, mam wieści. — Wyprostował się i wyciągnął ku niej dłoń.

Lekko podskakując, znalazła się przyń i zerkała nań pytająco, próbując powstrzymać szeroki uśmiech ciekawskiego dziecka.

— Znowuż uknuli spisek, bracie? — Objęła go lekko, nie mogąc skupić myśli. — Nie będzie zrękowin, prawda?

— Król wrócił na Węgry, a tam ustanowił Albrechta IV swym następcą. Nasz ojciec jak zwykle, by ten pachołek na posyłki, pojechał do Gorycji. Pewnikiem spotka się z Katarzyną, to akurat dobrze. Dostaniemy wieści od siostry. Lecz nie wiem, co dalej. Król Wacław w niewoli. A słuchy chodzą, że Jodok próbuje wywołać wojnę w Czechach, by wrócić Zygmunta do Pragi i umożliwić panom węgierskim po raz kolejny znaleźć sobie innego króla — opowiedział Cylejczyk, bawiąc się ozdobnymi frędzlami przy sakwie.

Nie patrzył siostrze w oczy. Kipiała w nich złość, której nie mógł się pozbyć, odkąd Herman przekazał mu decyzję Luksemburczyka. Barbara milczała, nadal wtulając się w jego ramię. Dopiero nadejście Konrada Pernera rozładowało atmosferę wielkiej niewiadomej.

— Przyjdziesz później na szachy, bracie? — zapytała Cylejka, odchodząc w stronę wrót.

Fryderyk w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, odprowadzając ją wejrzeniem. Gdy Barbika wyszła, lekko zniecierpliwionym gestem nakazał swemu kamratowi usiąść. Nim zdążył otworzyć usta, w drzwiach tym razem pojawiła się Greta z dzbanem wina w dłoni. Służka lekko spuściła wzrok i bez słowa, delikatnie dygnąwszy, rozlała trunek do ich kielichów.

— Pamiętasz, prawda? — Hrabia szarpnął ją lekko za dłoń, gdy ta zadrżała, przez co dziewka uroniła kilka kropel wina na nóżkę czarki. Jej zaczerwienione policzki i nieśmiały uśmiech wystarczyły mu za potwierdzenie. Pogładził kłykciem jej kostkę, patrząc w oczy z czułością, jakiej Perner wcześniej u niego nie zwykł widywać. — Zatem teraz zostaw nas samych i pilnuj, by ma siostra się tu nie kręciła. — Puścił jej nadgarstek i poczekał, aż zamknie za sobą wrota.

Mężczyźni zwilżyli gardła węgrzynem i rozsiedli się wygodniej na krzesłach, opierając buty o brzegi stołu. Po kilku pacierzach ciszy, Perner zapytał:

— Nowe rozkazy, panie? Nie wyglądasz dziś dobrze.

Cylejczyk spojrzał nań spod lekko uniesionych brwi. Przeczesawszy dłonią ciemnoblond włosy, odgryzł się:

— Mógłbym rzec, że wzajemnie. Ileż już florenów przepuściłeś w zamtuzie? Znalazłbyś sobie wreszcie żonę. — Westchnął by zmęczony i poprawiwszy się na krześle, odłożył kielich na blat, nie reagując na parsknięcie kamrata w odpowiedzi. Sam bowiem nie grzeszył wiernością swej narzeczonej Frankopance. — Trzeba nam puścić cichych ludzi do Pragi i do Mediolanu. Podobnież kuzyn Zygmunta, Jodok, szykuje bunt, by zwabić go do Czech. Nie może wybaczyć Luksemburczykowi, że mianował swym następcą na Węgrzech Habsburga, miast niego. Wszak podobno tak byli umówieni¹⁵. — Pogładził załam na rękawie od dubletu. — Na nieszczęście ich wszystkich, Visconti dokonał żywota.

— Niezbadane są wyroki Pana — skomentował towarzysz, dalej sącząc swój napitek. — Książę Jodok zapewne umówi się z Węgrami. Jak mawiają, wróg mego wroga jest moim kamratem.

Graf pokiwał głową i zamyślił się chwilę.

— Zaiste, boć nastroje na Węgrzech przewrotowe, bracie. Piotr Bebek donosi, że Jodok posłał do biskupa Kanizsaia swojego zausznika z jakimiś nowinami.

Perner o mało nie zachłysnął się winem, słysząc nazwisko jednego z buntowników.

— Wiesz, co nam grozi za wymianę listów z rebeliantem? Chcesz pogrążyć...

— Wiem i jestem gotów zapłacić za swoje czyny. — Przerwał mu, gwałtownie wstając z krzesła i podchodząc do okna. — Nie boję się. Zemszczę się za każdą zniewagę wymierzoną w moją stronę.

Konrad zaklął pod nosem, przepijając gorycz decyzji hrabiego, kolejnym haustem węgrzyna.

— Przecie nie chcesz władzy, przyjacielu. Co zatem tak cię boli w decyzji króla?

Fryderyk obrócił się w jego stronę, mierząc kamrata rozeźlonymi tęczówkami, które teraz wydawały się ciemnozielone.

— Pozbawił mnie tego, co gwarantuje mi bycie pierworodnym. Zostałem ostatni w kolejce do dziedziczenia, ostatni w kolejce do hrabiowskiego stolca w Cylii i do ożenku¹⁶. A by jeszcze bardziej mnie upodlić i ukazać, jak słaby w jego oczach jestem, wstawia się za mną u Frankopana, by ten w końcu pozwolił mi poślubić Elżbietę. Starą pannę z marnym posagiem. — Oparł dłonie na blacie stołu i na moment spuścił głowę, mierząc słoje w drewnie wściekłym wejrzeniem. Na powrót rozpalił w sobie ogień upokorzenia. — Pojedziesz do Pragi. Zrobimy, co każą. Lecz wkrótce zerwiemy wszystkie łańcuchy.


Przypisy:

¹⁵ Na podstawie: Weiszhár Attila – Weiszhár Balázs: Német királyok, római császárok. Buda: Mæcenas. 1998.

¹⁶ Na podstawie aktu darowizy żupanii zagórskiej zacytowanego w: Codex diplomaticus Hungarie ecclesiasticus ac civilis. I-IX, Georgius Fejér. Buda. 1829-1844. Z nadania owych terenów Hermanowi możemy wyczytać, że Fryderyk z woli Zygmunta był ostatni w kolejce do dziedziczenia, m.in. żupanii i wszelkich innych majątków hrabiego Cylii.

* * *

Fryderyk przymknął ciężkie powieki i odetchnął z ulgą, lekko przekrzywiając głowę to na lewą, to na prawą stronę, by rozluźnić kark. Miękkie, chłodne dłonie Grety, które delikatnie masowały jego spięte barki, były jedynym lekarstwem, którego teraz potrzebował.

Spędził z siostrą wieczór na grze w szachy, bacznie obserwując, jak uleciała zeń cała energia. Cylejka była zgaszona, zamyślona, nie mogła skupić się na rozgrywce. Tłumaczyła swój smutek tym, że uczyniła przykrość Annie, lecz on wiedział doskonale, iż to ino wymówka, a prawdziwy powód jej melancholii to niepewność o swój los. Ciągle czekała na formalne potwierdzenie swych zaręczyn z królem. Każda kolejna wieść z jego dworu oddalała złożone obietnice. Młodego hrabiego mierziła myśl, iż Zygmunt dostanie w swe ręce Barbikę. Złość szarpała paniczem nie tyle w pełni na Luksemburczyka, ile na Hermana, który pierw sprzedał Annę palatynowi, a teraz i kupczył ręką najmłodszej córki. Z deszczu pod rynnę, mędrkowały jego myśli. Naraz otrząsnął się z nich, próbując odpocząć od spraw i polityki, które nieustannie zabierały mu spokój.

Spojrzał lekko przez ramię, a widząc błogi wyraz na twarzy Grety, uśmiechnął się. Trwali tak w ciszy, wygodnej i potrzebnej im. Przez uchyloną okiennicę wwiewał rześki, nocny wiaterek, niosąc ze sobą zapach nadchodzącej jesieni. Dwie świece stojące na niewielkim kabinecie, rzucały lichy blask na zmęczone twarze kochanków. Niedomknięte podwoje do komnaty delikatnie zaskrzypiały smagane przeciągiem, lecz zapatrzeni w chwilę, nie zwrócili na nie uwagi. Naraz Fryderyk sięgnął po dłoń służki i pociągnął ją ku sobie, sadzając na swych kolanach. Ujął jej twarz prawą dłonią, na co dziewka odpowiedziała mu uśmiechem i zbliżyli się czołami.

— Barbika bardzo się lęka, prawda? — zapytał, oddychając prędzej niż zwykle, spragniony jednocześnie ciepła Grety i odpowiedzi. — Zwierzała się Cvecie?

— Gdy wchodzę do jej komnat, milknie natychmiast i zbacza na temat zamążpójścia dwórki, próbując jej niby dokuczyć. Raz ino posłyszałam, jak mówiła, że utraci was i wspomnienia, a król każe jej się zmienić, porzucić bycie sobą. — Sięgnęła po swój warkocz i rozplotła go, przy okazji trącając palcami rzemienie wiążące suknię. — Rozumiem jej strach. I ja się boję, że...

— Ciii. — Przyciągnął ją jeszcze bliżej. — Dbaj o mą siostrę. Pilnuj Barbary jak oka w głowie. — Musnął delikatnie jej wargi.

— Zrobię, co zechcesz, mój panie. Jeno nie pozwól, by mnie wzięli na języki. — Oddała mu pocałunek. — Kto zechce kochanicę hrabiego? To nie może dłużej trwać, Fryderyku. Nie żądam, lecz błagam. — Szeptała mu do ucha, mieszając w tonie głosu łagodność z wyrzutem.

— Doprawdy, Greto? Twe serce bije w całkiem innym rytmie niż twe słowa.

— Ależ, miły mój — zachichotała i poddała się mu. Dopiero teraz przyuważyła kawałek szaty widoczny przez szparę w drzwiach. Ostentacyjnie westchnęła, przeczuwając, kto ich podgląda. — Mój panie, wkrótce cię ożenią. Co pocznę więc sama? Im wcześniej zapomnę naszego miłowania, tym lepiej dla mego serca.

— Dobrze. Pomogę ci. Lecz ty mów mi wszystko, cokolwiek cię zaniepokoi. Cokolwiek usłyszysz od Barbary, od służby, od pana hrabiego. Przyjdziesz z tym pierw do mnie, a ja rzucę ci świat do stóp. — Poczuł bijące odeń ciepło i napawał się nim. — Znajdę ci godnego męża, miła, który oczyści twój honor.

Wrota nagle domknęły się, powodowane mocniejszym powiewem przeciągu. Greta drgnęła lekko, spinając się w sobie. Miała nadzieję, że Cveta dokładnie zapisała sobie ten obraz pod swymi niewinnymi powiekami. Mocniej oplotła hrabiego, nie pozwalając mu na chwilę oddechu.

— Czyją będę żoną, miły? — zapytała go, choć domyślała się odpowiedzi.

— Prawego rycerza — odrzekł, nagle odsuwając ją od siebie.

W myślach już zaręczył Gretę ze swym druhem Konradem. Ufał mu bardziej niźli rodzonym braciom i wiedział, że ten przyjmie kochankę hrabiego na swą żonę. Miłośnica była dla Fryderyka zbyt cenna, by zostawił ją samą sobie, narażoną na zniesławienie czy staropanieństwo. Choć tak naprawdę obawiał się najbardziej, iż ojciec zdecyduje, by dołączyła do dworu Barbary na Węgrzech. Nie mógł jej stracić z oczu. Zaślubienie Grety z Pernerem rozwiązywało wszystek potencjalnych problemów. Również i ten, że wiedziała dużo. Musiał działać nim hrabia Herman wróci do Cylii. Miał niewiele czasu, by nasycić się nią na resztę życia.

— Czyż rycerz nienależny damie dworu, miast byle służce? — drążyła, podając mu dublet. — Słyszałam, jak hrabianka sugeruje wyjście za mąż swej dworce z waszym rycerzem, mój panie. — Usiadła mu delikatnie na kolanach i pomogła zawiązać koszulę. — Nie śmiem wchodzić w drogę planom twej umiłowanej siostry.

— A kogo jej podsunęła? — Fryderyk zapiął rękawy stroju. — Mów. — Mocniej przycisnął ją do siebie, całując pod uchem.

— Pana Pernera. — Skłamała i posłała ścianie przed sobą tryumfujące wejrzenie. — Godny jej, bogaty i blisko ciebie, panie. — Delikatnie ułożyła dłonie na ramionach grafa i zaczęła je masować. Stwardniałe barki zdradziły jej, że siostra pokrzyżowała plany Cylejczyka.

— Nie jej rzecz decydować o ślubie Cvety. Ojciec wyśle je obie na Węgry i tam poprosi samego Zygmunta, by polecił godnego męża dla dworki swej córki. O ile wcześniej król nie zażyczy sobie bliżej jej poznać — spuentował Fryderyk, będąc pewnym swego planu i układając dzieje życia wszystkich, o których mówił z Gretą.

* * *

Minęło kilka niedziel, nim młody hrabia znalazł sposobność, by przedstawić rycerzowi swą propozycję. Powrót Pernera z Pragi nieco się przeciągnął. Greta zastanawiała się, kiedy dojdzie do obiecanego mariażu. Modliła o to, by wszystek potoczyło się prędko, boć i coraz częściej słyszała na zamku o ślubie młodego grafa z Frankopanką. Nie mógł zostawić jej wyłącznie z obietnicą wydania za feudała i wyjechać. Musiała popędzić go w decyzji – od tego zależała przyszłość miłośnicy w Cylii.

Chmurny ranek roztoczył nad twierdzą swe objęcia. Chłód zawiewał od Savinji, niosącej nurtem uschnięte liście drzew. Być może wśród nich znalazły się i listy puszczone wpław w zielonkawych, krzywych flaszkach, w których kochankowie wyznają sobie miłość i umawiają na schadzkę bądź ciche zaślubiny w tajemnicy przez klanami. Greta nigdy nie była przesadną romantyczką, lecz czasami w marzeniach sennych wyobrażała sobie, jak panicz wyrzeka się dziedzictwa, wbrew woli hrabiego Hermana bierze ją za żonę. Sprzątając komnatę Barbary, była bardzo rozkojarzona, niedokładna i wyjątkowo niezdarna. Cveta w mig poczęła ją strofować, boć o mały włos, a podpaliłaby suknię hrabianki, próbując ją oczyścić z kurzu.

— Czyś chora? — zapytała Cylejka, lekko ściskając pannę za ramię. — Dajże się obejrzeć Karlowi.

Zmieszana Greta opuściła głowę, nie chcąc wejrzeniem zdradzić rozrzewnienia w swej duszy.

— Nie, pani. Ino lękam się, że nas opuszczasz i co ze mną się stanie — załgała poniekąd, choć w głębi serca była ciekawa odpowiedzi.

Barbara zdjęła dłoń z jej barku i zaplotła z drugą przed swą talią.

— Udasz się ze mną na Węgry. Myślałam, że to oczywiste. Wszak należysz do mego dworu podobnie jak Cveta.

Dworka uśmiechnęła się z wyższością, gdy ino służka uniosła na hrabiankę swe zadziwione oczy. W źrenicach majaczyło rzewne rozczarowanie, złość jakaś.

— Naprawdę, pani? Jakże to, mnie, prostą dziewkę na wielki dwór królewski? Nie podołam, wstyd przyniosę — zaczęła kluczyć, kręcąc młynek palcami. — Pozwól mi ostać w Cylii.

Cylejka zaśmiała się cicho i złapała ją za dłoń.

— Nie umniejszaj sobie, moja droga. Przydasz mi się tam, zapewniam cię. A teraz odejdź. Mam wiele spraw. Suknia jest wystarczająco czysta, by pokazać się w niej w kaplicy. Wszak Bóg Ojciec zerka w duszę naszą, nie na stroje, w jakich go sławimy. — Uścisnęła jej rękę i patrząc, jak zmieszana wycofuje się do podwoi, odprowadziła służkę przenikliwym wzrokiem.

Gdy ino wrota zamknęły się za Słowenką, Cveta podjęła:

— Sama widziałaś, Barbiko, że coś jest na rzeczy. Pozwól mi ją śledzić, proszę. Jeśli wasze przeczucie jest trafne, w co nie wątpię, lepiej by tu została.

Hrabianka skinęła głową i gestem ręki wskazała jej odrzwia.

* * *

Fryderyk szykował swego wierzchowca do drogi, poprawiając nowe strzemiona. Lekko zacisnął szczękę, mocując się z chwytem. Dziedziniec zamku wrzał od rozmów sług i pomniejszych pachołków, którzy dzielili się co trudniejszymi zadaniami. Niedługo bowiem miał zjechać graf Herman, zatem wszystek należało przygotować na powrót pana. Podążająca wzdłuż murów Cveta wiedziała, czego szukać i gdzie się udać, by przynieść hrabiance wieści. Zakradła się do jednego z pustych boksów i ulokowała pod oknem, siadając na wyłożonym słomą klepisku. Cuchnęło niemiłosiernie, więc przytknęła do ust jedwabną chustkę i próbowała uspokoić oddech, by powstrzymać falę mdłości. Słyszała, jak koń Fryderyka przebiera kopytami, próbując ruszyć. August był tego dnia wyjątkowo niespokojny.

Młody hrabia zagwizdał pod nosem, przywołując stajennego, który naraz wysunął się zza drewnianego boksu z marchewkami w dłoni. Podał Cylejczykowi umyte warzywa, starając się nie patrzeć mu w twarz. Janko imał się u grafów wielu zajęć, częstokroć w zastępstwie niedomagających starych sług, których Herman trzymał tu z sentymentu i życzliwości. Dawno już winien wymienić pachołków, którzy pracowali na stajaniach i w czeladzi, lecz ich lica przypominały mu czasy młodości, współrządów z kuzynem Wilhelmem i przygody, jakie kiedyś nakaże zapisać Karlowi w kronice rodowej.

— Jak ci w tej roli, Janko? — zagaił go, podając Augustowi świeże warzywa. Koń z zapałem schrupał porcję.

— Dziękuję, miłościwy panie, nie śmiem narzekać. Dobrze mi na służbie. — Niżej skłonił się przed grafem.

— Istotnie, widzę, że praca cię cieszy. — Uśmiechnął się szczerze do Janka. — Zawołaj mi tu pana Pernera. Pewnikiem znowuż pędzi czas u Samuela.

— Rozkaz, panie. — Janko z werwą poszedł szukać rycerza.

Podsłuchująca Cveta przewróciła oczami i na moment odjęła chustę od ust, boć świeże powietrze powiało jej nad głową. Intensywnie wciągnęła je do płuc i już miała wycofać się, bez nadziei na naprawdę ważkie nowiny, gdy posłyszała kroki, których nie pomyliłaby z innymi.

Szuranie rozległo się za plecami grafa. Nakarmiony wierzchowiec lekko potrząsnął łbem, gdy Fryderyk jął czyścić na nim swój ulubiony, wysłużony potnik. Zauważył niewielką plamę na jego brzegu. Szorując materię, udawał, że nie słyszy zbliżającego się kamrata.

— Wcalem nie był u Samuela, druhu — przywitał się zaspany Perner, podchodząc ociężale do hrabiego. — Słyszałem, jak mnie wzywasz, boć zmierzałem w tej samej chwili, coś wysłał po mnie tego młokosa.

Graf spojrzał na niego spod brwi, odkładając niewielką szczotkę na żerdź.

— Cud cylejski, Konradzie. Trza to zapisać w rocznikach. Sławetny pogromca dziewic, mości Perner, odpuścił dziś amory. — Zaklaskał ostentacyjnie, przy okazji otrzepując dłonie z kurzu. — Jest zadanie ważkie. Nie czas na dworowanie. — Pogroził mu palcem, widząc, jak wargi przyjaciela uginają się do wybuchu śmiechem. — Wyjedziesz naprzeciw memu ojcu. Podobnież ma wieści wielkiej wagi.

Rycerz odetchnął z ulgą, wiedząc, że tym razem nie każą mu się żenić.

— Myślałem, że znowuż będziesz mi suszył głowę ślubem ze swą...

Fryderyk doskoczył ku niemu i niczym płocha dziewka zatkał mu usta dłonią.

— Milczże! — Trzepnął go lekko w głowę. — Nie waż się.

Cveta w ostatniej chwili się powstrzymała, by nagle nie wstać i tym samym zdradzić siebie i pogrzebać w spisku samą Barbarę. Mocniej przycisnęła plecy do ściany i zamknęła dłonie, aż chrupnęły jej kostki w kłykciach. Perner, na którego poślubienie liczyła, choć były to jeno jej rojenia, ma zostać mężem byle pomywaczki. Niższej stanem dziewki o wątpliwym prowadzeniu się. Nie od dziś podejrzewała, że Greta była kochanką samego pana Hermana. To ją posądzano o urodzenie jego nieślubnego syna Ulryka. Nie mogła jednak niczego udowodnić. Bękart grafa został oddany na wychowanie jednemu z dalekich krewnych po drugiej stroni Savinji, a teraz kształcił się w Bolonii. Opanowawszy emocje, nasłuchiwała dalej.

— Zrobisz i to, miły druhu — wysyczał przez zęby Fryderyk, puszczając Konrada. — Pierw jednak misja do mego ojca. A gody urządzimy wam po twoim powrocie.

— Wybacz, panie, lecz ona mnie nie chce. Patrzy wzorkiem pełnym pogardy. To ciebie miłuje. A ja... Jam...

— Dosyć już. To nie teatrum, a tyś nie Tristan czy inny fircyk, ino rycerz herbowy. Myśl o przyszłości swego dziedzictwa. Greta da ci synów, a gdy ja wyjadę tam, gdzie zażyczy sobie wysłać mnie ojciec po mym ślubie z Frankopanką, będzie mym uchem i okiem, a ty posłańcem. Musimy działać razem i wiedzieć, co knuje hrabia z królem Węgier.

Perner spojrzał z niepokojem na Fryderyka. Był zaperzony w swej racji, w planach, jakie szkodliwe okazać się mogły nie tylko dla niego samego, ale i dynastii. Czuł zdradę, która skalała świeże powietrze kotłujące się między ich postaciami. Zemsta Fryderyka mogła pogrzebać nie tylko jego samego, ale i hrabiego Hermana, niewinną niczego Barbarę, jej siostry, sięgnąć i samego Pernera.

— Wierzę, że znasz cenę, panie. I pamiętasz o siostrze — odważył się rzec Konrad.

— Sam odpowiem za swe czyny. — Cylejczyk dosiadł konia i pognał w tylko sobie znanym kierunku.

Konrad ostał sam na środku dziedzińca, z lekko rozchylonymi ustami. Szmer sukni, który poniósł się za nim, przywołał do go chwili. Odwrócił się nagle, strasząc tym skradającą się Cvetę. Płocha dworka zaplątała nogi w sukni i naraz runęła przed siebie, opierając się o kamienne podłoże na dłoniach.

— Nie widziałeś mnie tu, panie — podjęła, natychmiast podnosząc się. Zarumienione poliki zdradzały jej emocje, a strużka krwi z rozciętej ręki pociekła pod ciżmy. — Ino skaleczenie. Hrabianka kazała mi sprawdzić, czy jej klacz jej gotowa — załgała, choć Perner ino stał i patrzył bez wyrazu, nie wydobywając z siebie ni słowa.

Jego długie, proste włosy w kolorze kory dębu, powiewały mu wzdłuż kwadratowej szczeki. Oliwkowa cera odbijała słońce, które wysunęło się zza chmur, jakby chcąc oświetlić tę chwilę.

— Pomogę, pani — orzekł nagle, jakby obudził się z letargu. — Trzeba to opatrzyć. Zaczekaj tu, proszę. Zaraz poślę mego giermka do chaty. Mam dekokt dobry na rany. Žiga! — zawołał i zagwizdał po pacierzu i nim zdążył mrugnąć, chłystek pojawił się u jego boku.

— Pójdziesz do mej kwatery po maść z żywokostu dla damy dworu hrabianki Barbary. Nuże.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top