5.4
SCENA IV
Sala królewska w Gneznie — tron w głębi — Kanclerz u stóp tronu. Panowie państwa. Wawel dziejopis. — Paź. — Dwór. — Sędziowie.
KANCLERZ
Wszystko gotowe na przyjęcie pana.
Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie,
Przy samym tronie wodzowie i sędzie,
Szafarze zboża, dolewacze dzbana.
Niech wszystkich razem nowy król powita.
Wchodzi Goniec.
GONIEC
Świetny urzędzie, wieść przynoszę ważną,
Nasz król, pan nowy — kobieta.
KANCLERZ
Kobieta!
WSZYSCY
Królem kobieta!
KANCLERZ
Niech będzie odważną,
Jak była Wanda... niech tak dobrą będzie,
Ale szczęśliwszą.
Goniec drugi wchodzi.
GONIEC
Prześwietny urzędzie!
Królowa weszła już do bram stolicy.
KANCLERZ
Każcie, niech wszystkie serca na dzwonicy
Biją dzień cały, tak jak serca ludu.
PIERWSZY Z PANÓW
Wieszczbiarz nie może wytłumaczyć cudu,
Co się ukazał dzisiaj narodowi.
Lud niespokojny.
KANCLERZ
Co za cud?
PIERWSZY Z PANÓW
Nad opis.
Jeżeli chcecie, to go wam opowie
I w księgi wpisze szlachetny dziejopis
Królów na Gneznie.
KANCLERZ
Przemądry Wawelu,
Czy sam widziałeś?
WAWEL
Co widziało wielu,
Mogę poświadczyć jak świadek naoczny.
Dnia tego ranek był po stronach mroczny,
Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca —
Więc jak widziałem prawie sam... od końca
Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oryjona,
Wyleciał, lecąc sznur żurawi biały,
A na nim wisząc za śnieżne ramiona
Mglista niewiasta.
KANCLERZ
I wszystko widziały
Twe własne oczy, przemądry Wawelu?
WAWEL
Nie ja widziałem, lecz widziało wielu;
Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu.
PAŹ
Ja sam widziałem z goplańskiego lasu
Za żurawiami lecącą dziewczynę.
Ta na ostatnią orszaku ptaszynę
Padając, białe zawiązała rączki
Za szyję ptaka; a głową do ziemi
Sypała włosów rozwite obrączki
Jasne jak słońce, i tak na warkoczu,
Gdy promieniami rozwiał się złotemi,
Leżała płynąc.
KANCLERZ
Trzeba dziecka oczu,
Aby na szmatach niebieskiego płótna
Obraz widziały.
Ściemnia się jak przed burzą.
JEDEN Z PANÓW
Co to? ciemność smutna
Na tron upadła i nam na oblicza:
Jak zaćmionego słońca tajemnicza
Zieloność — bladzi staniemy przed panią.
KILKU
Okropna ciemność.
Wchodzi Strażnik wieży.
STRAŻNIK
Nad blaszaną banią
Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska
Igła złocona, okropne chmurzyska
Wkoło się czarnym owinęły wiankiem
I coraz grubsze już wiszą nad gankiem,
Gdzie ustawiona muzyka króleska.
A cała nieba równina niebieska,
Jakby się z jednej urągała chmury.
KANCLERZ
Bijcie we dzwony.
STRAŻNIK
Łono ma z purpury
Ognistej...
KANCLERZ
Deszczu potrzeba, niech pada.
STRAŻNIK
Na czarnym wozie jakaś jędza blada,
Stu żurawiami wywieziona z piekła,
Wężami stado wędrujące siekła
I kierowała nad zamek do chmury.
Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury
Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa.
Słyszycie?
Słychać jęk z wieży.
KANCLERZ
Prawda, jakiś jęk nieznany!
PANOWIE
zrywając się z ław
Okropność!...
KANCLERZ
Niech się żaden z ław nie zrywa.
A ty, strażniku, musiałeś być pjany
I sam stworzyłeś wieść o czarownicy./
STRAŻNIK
Ja sam widziałem i lud z okolicy,
I lud gnezneński...
OKRZYKI
za sceną
Niech żyje królowa!
Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie Kostryn w zbroi. Lud...
KANCLERZ
Pani! niech będzie poświęconą głowa,
Co nam przynosi koronę Popielów.
Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze,
Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów
Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze
Szatą czystości, czoło wznieś do nieba.
Daj łaskę winnym — daj łaknącym chleba,
A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość.
BALLADYNA
z tronu
Cóż mam uczynić?
KANCLERZ
Praw naszych gorliwość
O dobro ludu stanowi od dawna,
Że król, nim siądzie do pierwszego stołu,
Nim da spoczynek strudzonemu czołu,
Które uciska w dzień korona sławna:
Wprzódy na ławie sądowniczej siada,
I rozwiązuje kryminalne sprawy.
BALLADYNA
Niech się tak stanie, jak wasze ustawy
Każą...
Kostryn chwieje się i pada.
JEDEN Z PANÓW
Co to jest? wódz blednie i pada?
Balladyna przystępując do leżącego Kostryna.
Co to się znaczy... słabo ci?
KOSTRYN
Umieram.
BALLADYNA
Panie mój! drogi!
KOSTRYN
Precz! jędzo trująca!
Zrzućcie ją z tronu — ja pierwszy otwieram
Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca,
Co będą żyli pod nią...
BALLADYNA
On w malignie...
Wynieść go! wynieść!... ciało jego stygnie...
Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to
Połową kraju zapłacę.
LEKARZ
Już skonał.
Wynoszą ciało Kostryna. Lekarz idzie za nim.
KANCLERZ
Pani, okropną zasmucona stratą,
Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał,
Na samym wstępie u złotego tronu,
Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu
I czeka na nas.
BALLADYNA
do siebie
Już przeszłość zamknięta
W grobach... Ja sama panią tajemnicy.
głośno
Każcie wojennym brańcom rozkuć pęta,
Zastawić stoły na rynkach stolicy
I dawać co dnia dla żebraków strawę.
KANCLERZ
Wdzięczność i sława tobie.
BALLADYNA
Ja o sławę
Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu,
Będę, czym dawno byłabym, zrodzona
Pod inną gwiazdą. Życie pełne trudu
Na dwie połowy przecięła korona.
Przeszłość odpadła jak od płytkiej stali,
Którą po stronie jednej ośliniła
Żmija — połowa jabłka leci zgniła
I czarna jadem. Wyście mnie nie znali
Taką, jak byłam — niech więc lud nie śledzi
Przeszłości mojej. Wiecie, com wyznała,
A resztę wyznam księdzu na spowiedzi.
Ha! jeszcze jedno — poszukajcie ciała
Grafa Kirkora między gęste trupy.
I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy
Brzóz obrąbanych mieczami się bielą,
Zanieście mary z jedwabną pościelą,
Na tej pościeli przyniesiecie śpiące
Zwłoki Kirkora... Niech ludu tysiące
Płacze przy marach tego, co z orężem
Poległ mym wrogiem... a był moim mężem. —
Zaprawdę mówię, ja — po grafie wdowa.
Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi;
Co miała wyznać, wyznała królowa,
A resztę powie księdzu na spowiedzi.
Teraz, kanclerzu, wywołaj przede mnie
Zbrodniów — na pierwszym siedzę trybunale.
Jeśli fałsz wydam, niechaj będzie ze mnie
Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę!
Ani mię ujmie dobroć, ani trwoga,
Ani odwiodą ludzie, ani czarty.
Przysięgam sobie samej, w oczach Boga,
Być sprawiedliwą.
KANCLERZ
Woźni!
WOŹNI
Sąd otwarty.
KANCLERZ
Oto jest księga praw. — Oto Zbawiciel
Na suchym drewnie krzyża rozpostarty.
Ucałuj księgę i krzyż!
WOŹNY
Oskarżyciel.
Staje Lekarz zamkowy.
KANCLERZ
Ktoś jest?...
LEKARZ
Królewski lekarz.
KANCLERZ
O co sprawa?
LEKARZ
O jadotrucie.
KANCLERZ
Na kim?
LEKARZ
Na Kostrynie.
Twój wódz, o pani można i łaskawa,
Otruty skonał; wielki rycerz ginie
Od jadu, co się zowie ludomorem.
Na jego ciele żelaznym kolorem
Wyszło tysiące plam; skonał otruty.
KANCLERZ
Kogóż posądzasz?
LEKARZ
Niech sąd szuka winnych.
BALLADYNA
Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych
Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty.
KANCLERZ
Zwyczajem kraju jest, mościa królowo,
Wydawać wyrok choćby nad nieznanym,
I zawieszony miecz trzymać nad głową
Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym
I da nam gardło.
BALLADYNA
Są jednak zbrodniarze
Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze,
Niedosiągnieni...
KANCLERZ
Takich Bóg ukarze.
Do ciebie ziemski wyrok dać należy
Szczero-sumienny.
BALLADYNA
Cóż wyrzekły prawa?
KANCLERZ
Jeżeli który z szlachty i z rycerzy
Trucizną gorzką na życie nastawa
Równego sobie i dopełni czynu,
To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu
Otrucie spełni...
BALLADYNA
Dosyć!...
KANCLERZ
Sądź, królowo.
Niechaj u ciebie mniej waży praw słowo
Niż głos sumnienia.
BALLADYNA
Skończmy! Otrawiciel
Winien jest śmierci.
KANCLERZ
Na zamkowym progu
Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel
Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu!
Słychać trąby.
Niech teraz stanie drugi oskarżyciel.
Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, w kwiaty.
FILON
Cień tego, czym byłem. O! smutki!
Wyście mi pamięć odjęły na wieki,
Dręcząc pamięcią. Jako nezabudki,
Trącane ciągle od płynącej rzeki,
Znajdują radość w ciągłym kołysaniu
Błękitnej fali: tak ja, bity falą
Płynących smutków, we łzach i w niespaniu
Ulgę znajduję.
KANCLERZ
Prawodawczą szalą
Nie można ważyć tego człeka mowy.
Tłumacz się jaśniej.
FILON
Oto malinowy
Dzbanek, a oto nóż. A te maliny
Były pod głową zabitej dziewczyny,
Nóż był w jej piersiach. Niechaj z tego dzbanka
Wypłynie nowy Eurotas płaczu,
Niech zaprowadzi smutnego kochanka
Falą przejrzystą do kochanki grobu,
A ja mu powiem: „Strumyku tułaczu,
Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu
Będzie spoczynek i cichości morze.
Przebacz, Apollo! promienisty Boże!
Że łzy przyszedłem przed ludźmi wylewać
I smutek z nimi łamać jako chleby.
Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać,
Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby
Prosić Plutona, by mi wrócił żonę".
Słuchajcie! ona żoną moją była,
Żoną mej duszy; dziś jedna mogiła
Zamyka białe ciało, zakrwawione
Tym nożem... patrzcie! Oto na tym dzbanku
Znalazłem martwą, o wiosny poranku,
Zabitą nożem.
KANCLERZ
W tej zawiłej skardze
Czuć zbrodni zapach...
BALLADYNA
Kanclerzu, ja gardzę
Szalonych ludzi zaskarżeniem.
KANCLERZ
Pani!
Sąd winien śledzić do ostatka, ani
Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem.
Więcże, pasterzu, rozstała się z życiem
Twoja małżonka? i znalazłeś ciało
Nożem przebite. Kiedy się to stało?
FILON
Trzy razy księżyc i gwiazdy pobladły
Przed Apollinem.
KANCLERZ
Mów, na kogo padły
Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe?
FILON
Ach! Parki! Parki! Parki niełaskawe
Przecięły srebrną nitkę jej żywota;
Może też z nieba jaka gwiazda złota
Pozazdrościła mej kochance blasku
W oczach, i oczom zawrzeć się kazała.
KANCLERZ
Gdzież ją znalazłeś?
FILON
W dumającym lasku,
Pod cieniem wierzby rozpłakanej, spała
Snem nieprzespanym.
KANCLERZ
Zawikłana sprawa.
Wydaj, królowo, wyrok na nieznanych,
Radź się sumnienia.
BALLADYNA
A jak sądzą prawa?
KANCLERZ
Za śmierć chcą śmierci.
BALLADYNA
Z tych pozabijanych
Nie będziem mieli prochu ani ćwierci.
KANCLERZ
Wydaj sumienny sąd.
BALLADYNA
Winna jest śmierci.
KANCLERZ
Winna... Więc sądzisz, że zbrodniarz niewiasta?
BALLADYNA
Sądzę, jak sądzę...
KANCLERZ
Niech ludowi miasta
Otrąbią wyrok na zamkowym progu.
Katowi zemsta należy lub — Bogu.
Trąby.
Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci.
Wchodzi ślepa Wdowa, matka Balladyny.
Ktoś ty jest?
WDOWA
Wdowa.
KANCLERZ
Na kogo?
WDOWA
Na dzieci
Skargę zanoszę... Mówią, że królowa
Piękna jak anioł, niechaj ona sądzi...
Miałam dwie córki, stara, biedna wdowa,
Żywiłam obie. — Jak to często błądzi
Człowiek na ziemi, czekając pociechy —
Młodsza uciekła spod matczynej strzechy,
Niedobre dziecko. Lecz druga... o Boże!
Królowo moja, ty jak anioł biała,
Sądźże ty sama! — Druga poszła w łoże
Wielkiego grafa; bogdajbym skonała,
Jeśli ja kłamię; graf ją wziął za żonę.
Królowo moja, bogdaj ci koronę
Bóg wiecznie trzymał na tej mądrej główce,
Osądź! — W tej drugiej córce jak w makówce
Było rozumu. Graf ją kochał bardzo,
Ale ja matka kochałam jak matka!
Aż tu w jej zamku już służalce gardzą
Biedną staruszką — cierpię do ostatka
Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko —
Aż tu mnie jednej nocy te córczysko
W obliczu ludzi zaprzało się głośno...
„A! córko", mówię, „bądźże ty litośną
Dla starej matki, co już bliska truny".
Była noc straszna i deszcz, i pioruny,
Pioruny i deszcz, i ciemno, i burza.
Córka kazała wypędzić z podwórza
Mnie, starą matkę, na wichry i deszcze,
W noc i w pioruny, i w burzę, i jeszcze
Głodną kazała — niech jej Pan Bóg Stwórca
Przebaczy! — Głodną wypędzić z podwórca,
Do lasu... Wiatr mię poniósł za łachmany,
Piorun wypalił oczy. O! różany
Mój królu! złoty mój panie! litości!
KANCLERZ
Pani, ty milczysz? Takiej nieprawości
Mszczą się okropnie nasze mądre prawa.
BALLADYNA
Przecież nie śmiercią?
KANCLERZ
Lechitów ustawa
Śmierć przepisuje na niewdzięczne dzieci.
Niechaj cię księga naszych praw oświeci,
Czytaj... i czytaj we własnym sumnieniu.
A ty, staruszko, nazwij po imieniu
Wyrodną córkę, a kat ją ukarze,
Chociażby z pierwszym grafem państwa w parze
Los ją powiązał... Powiedz grafa miano
I córki imię, a prawa dostaną
Przez mury zamku jej serca i głowy.
WDOWA
Co? śmierć na córkę?... Panie, bądź mi zdrowy.
Żegnaj, królowo, ja wracam do boru,
Będę żyć rosą...
KANCLERZ
Podług ustaw toru,
Kto zaniósł skargę, odstąpić nie może.
Wyznaj...
WDOWA
Nie! nie! nie!
KANCLERZ
Wziąć na tortur łoże,
I wszystkie stawy jej w żelazne kleszcze.
Cóż? wyznaj, stara...
WDOWA
Nie, panie.
KANCLERZ
Raz jeszcze
Pytam się ciebie o imię złej córy.
WDOWA
Ona niewinna.
KANCLERZ
Wziąć ją na tortury.
WDOWA
wydzierając się straży
Królowo moja, zlituj się! ja stara!
Ja bym być mogła matką twoją... Boże!
Ty nic nie mówisz? Nic?... To jakaś mara
Straszna na tronie. Więc ja się położę
Na tych żelazach i skonam, a w niebie
Bóg wam odpuści.
KANCLERZ
Wygadasz w boleści.
WDOWA
Panie mój! jasny panie! i u ciebie
Żelazne serce...
odchodzi ze strażą
KANCLERZ
Praw się trzymam treści.
A za to niech mię wielki Bóg obwini,
Lub uniewinni... A ty, monarchini,
Wiedz, że mam serce pełne łez, goryczy
I przerażenia.
Słychać jęk.
Co to jest?
ŻOŁNIERZ
To krzyczy
Stara kobieta...
KANCLERZ
I nic nie wydała?
ŻOŁNIERZ
Nic...
KANCLERZ
Poczekajmy.
BALLADYNA
Z mego teraz ciała
Kat zrobił sercu torturę... rozciąga...
Wody!
Podają pić.
ŻOŁNIERZ
Już zdjęta z żelaznego drąga.
BALLADYNA
Już!...
Powiedziała co w bolach?
ŻOŁNIERZ
Umarła.
BALLADYNA
Umarła, mówisz?
ŻOŁNIERZ
Jak ją kat położył
Na tortur kleszczach, to oczy zawarła;
A patrząc na nią, kto by się pobożył,
Że to kościany Chrystus był bez ducha.
Każda kosteczka wywiędła i sucha
Przez rozciągniętą skórę wyglądała
Prosząc o litość...
KANCLERZ
I nic nie wydała?
ŻOŁNIERZ
Umarła cicho... A na suchej twarzy
Dwa wykopała dołki śmierć kościana
I w obu dołkach stoją łzy.
BALLADYNA
Od rana
Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy
Tak nie pracuje długo i tak znojnie.
Już noc, panowie.
KANCLERZ
Nie... to czarna chmura
Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie
Twego sumnienia, czego wartą córa,
Dla której matka taką śmiercią kona?
BALLADYNA
Wy ją osądźcie.
KANCLERZ
Niech twoja korona
Przybierze blasku sądem sprawiedliwym.
Ona zaprawdę winna ogniem żywym
Być obrócona na węgiel piekielny.
Osądź ją...
WSZYSCY
Osądź!
KANCLERZ
Jak Bóg nieśmiertelny,
Winna jest sądu.
WSZYSCY
Pociąć ją na ćwierci.
KANCLERZ
Radź się sumnienia i sądź.
BALLADYNA
po długim milczeniu
Winna śmierci!
Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni.
KANCLERZ
Król–kobieta piorunem boskim zastrzelony;
Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony!
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top