2.2

SCE­NA II

Ga­nek przed cha­tą Wdo­wy ocie­nio­ny li­pą.

Wdo­wa i Kir­kor sie­dzą na ła­wie.

KIR­KOR

Nie wi­dać có­rek...

WDO­WA

Wró­cą, pa­nie! wró­cą

Jed­na za dru­gą jak dwie gą­ski bia­łe,

Jed­na za dru­gą. Ach łzy mi się rzu­cą

Ze sta­rych oczu, na Chry­stu­sa chwa­łę,

Gdy je zo­ba­czę...

KIR­KOR

Któ­raż pierw­szą bę­dzie?

Czy Bal­la­dy­na?

WDO­WA

Pew­nie Bal­la­dy­na.

Wszak ona pierw­sza w ko­ście­le i wszę­dzie

Pierw­sza... z or­ga­nem pio­sen­kę za­czy­na.

Ali­na tak­że pierw­sza.

KIR­KOR

Więc Ali­na

Mo­że po­wró­ci?

WDO­WA

Ha! mo­że Ali­na;

Bo­gu to wie­dzieć...

KIR­KOR

Czy wiesz, mo­ja sta­ra,

Żem nie­spo­koj­ny o two­je dziew­czę­ta...

WDO­WA

To i ja wła­śnie... ja­kaś ni­by ma­ra

W gło­wę mi wla­zła. Choć nikt nie pa­mię­ta,

Aby na wio­snę kie­dy być nie by­ło

Ma­lin... a gdy­by się też przy­tra­fi­ło,

Że nie ma ma­lin... tak ma­rzy­łam wczo­ra,

Nim sen przy­le­ciał... gdy­by też śród bo­ra

Nie by­ło ma­lin? — po­tem sa­ma so­bie

Mó­wi­łam: „Głu­piaś... wszak­że koń przy żło­bie,

Gdy nie ma owsa, to za­ja­da sia­no;

Je­śli dziew­czę­ta ma­lin nie do­sta­ną,

To na­zbie­ra­ją po­zio­mek". — Wy, kró­le!

Mo­że wam w zam­kach nie znać się, co ziom­ka,

A co ma­li­na, co sia­no a słom­ka,

A co są dziu­ple, a co psz­czel­ne ule.

Wam tyl­ko zło­to, zło­to, za­wsze zło­to...

KIR­KOR

Ach! nie wierz te­mu... nie­raz my zgry­zo­tą

Tra­pie­ni w zam­kach dnie pę­dzi­my li­che.

Po sto­kroć, mat­ko, wo­lę two­je ci­che

I wiej­skie ży­cie... Mi­ło na tym gan­ku

Cze­kać wie­śnia­czej mał­żon­ki, jak lu­bo

Ko­ły­sze ser­cem ten po­wiew po­ran­ku;

Ty ta­ka do­bra, choć masz sza­tę gru­bą.

WDO­WA

To mój świą­tecz­ny prze­cie ubiór — pro­szę!

Cy­co­wa suk­nia!... tyl­ko w świę­to no­szę

Ta­kie or­na­ty... Wra­ca Bal­la­dy­na...

KIR­KOR

Gdzie?

WDO­WA

O! nie wi­dać... lecz mat­ce wia­do­mo.

Patrz, pa­nie! oto ja­skó­łecz­ka si­na

Za­miast wy­le­cić, kry­je się pod sło­mą,

I ci­cho sie­dzi... Gdy­by zaś Ali­na

Wra­ca­ła z ga­ju, to­byś to, mój pa­nie,

Usły­szał w bel­kach szum i świe­go­ta­nie,

Jed­na za dru­gą pyrr... pyrr... le­cą z gniaz­dek

Do tej dziew­czyn­ki i nad nią się krę­cą

Ni­by chmu­recz­ka ma­łych, czar­nych gwiaz­dek

Nad bia­łą gwiazd­ką...

KIR­KOR

Dla­cze­góż się nę­cą

Ptasz­ki do młod­szej cór­ki?

WDO­WA

Któż to zgad­nie?... Idzie Bla­dy­na, wi­dzisz?...

KIR­KOR

Jak jej ład­nie

Z tym czar­nym dzban­kiem na gło­wie.

Bal­la­dy­na wcho­dzi ze spusz­czo­ną gło­wą.

Dzie­wi­co!

Od­daj mi dzba­nek, ja ci zaś na­wza­jem

Da­ję pier­ścio­nek...

bie­rze dzba­nek

Bal­la­dy­na od­wra­ca gło­wę. — Kir­kor kła­dzie na jej pa­lec pier­ścio­nek.

WDO­WA

Bry­lan­ci­ki świe­cą...

KIR­KOR

Oby nam ży­cie by­ło słod­kim ra­jem.

Idź do kom­na­ty, sta­rym oby­cza­jem

Nie­chaj ci war­kocz za­pla­ta­ją swat­ki,

Nie­chaj świe­ży­mi prze­ty­ka­ją kwiat­ki,

A za go­dzi­nę, drżą­cą, uwień­czo­ną,

We­zmę z rąk mat­ki, i bę­dziesz mi żo­ną.

Ka­re­ta cze­ka, po księ­dza po­ja­dę.

Od­cho­dzi Kir­kor.

BAL­LA­DY­NA

Och!

WDO­WA

Cze­góż wzdy­chasz? i coś ni­by bla­de

Ustecz­ka ści­skasz?...

BAL­LA­DY­NA

Mat­ko mo­ja dro­ga,

Nie wiem, jak wy­znać?

WDO­WA

Cóż, có­recz­ko mi­ła?

Czy ty już drżą­ca od łoż­ni­cy pro­ga

Chcia­ła­byś uciec jak sar­necz­ka?...

BAL­LA­DY­NA

Si­ła

Złe­go mam do­nieść...

WDO­WA

Co?

BAL­LA­DY­NA

Ach! nie dasz wia­ry.

Ale Ali­na... Ach... ta sio­stra mło­da

I tak ko­cha­na... Ach ja­ka jej szko­da!

WDO­WA

Co, cór­ko?

BAL­LA­DY­NA

Bo też psu­łaś ją bez mia­ry.

Two­ja to wi­na, że dziś...

WDO­WA

Mów, bo sko­nam.

BAL­LA­DY­NA

Lę­kam się mó­wić, mo­że nie prze­ko­nam

Śle­pej mi­ło­ści, mat­ki przy­wią­za­nia.

Lecz któż by my­ślał, że ta mło­da ła­nia

Uciek­nie...

WDO­WA

Cór­ko... Ali­na?

BAL­LA­DY­NA

Ucie­kła...

WDO­WA

Gdzie... jak? z kim? — Bo­że! Mat­ki się wy­rze­kła.

BAL­LA­DY­NA

Ach prze­wi­dzia­łam daw­no, że tak bę­dzie.

Ja­kiś ob­dar­ty mło­kos cho­dził wszę­dzie

Za tą dziew­czy­ną, szep­tał jej do ucha.

Na­po­mi­na­łam. — Wiesz, jak ona słu­cha

Ka­zań od sio­stry... I dziś... z nim ucie­kła...

WDO­WA

Wy­rod­ne dziec­ko!... Więc idź aż do pie­kła!

Nie po­my­śla­łaś na te sta­re oczy,

Że bę­dą pła­kać... do­brze, bo nie bę­dą

Pła­kać po to­bie. — Bo mat­ka ma smo­czy

Płód za­miast ser­ca, moż­na ser­ce kra­jać,

To się ka­wał­ki wę­ża zno­wu sprze­da

Jak płót­na ka­wał... Chcia­ła­bym ją ła­jać...

Prze­kli­nać... drę­czyć... Ot, wiesz... że te oczy

Jak no­że, ot tak... wle­pi­ła­bym w ło­no

Jak no­że... tyl­ko bez tej łzy, co mro­czy.

Mo­że byś ty mnie wi­dzia­ła sza­lo­ną,

Ale co pła­kać... Nie! nie! nie!

pła­cze łka­jąc

BAL­LA­DY­NA

Mój Bo­że!

I tak za­smu­cić!...

WDO­WA

O! i tak za­smu­cić!

BAL­LA­DY­NA

Za­smu­cić mat­kę sta­rą?...

WDO­WA

O! mój Bo­że!

Tak sta­rą... Ale ona mo­że wró­cić.

Kto wie!... Nie­praw­daż, ona wró­cić mo­że?

Jak sa­ma kie­dy sią­dzie przy oświat­ce

No­cą... po­my­śli: „Gdzie mat­ka?" a już by

Ser­ca nie mia­ła, że­by też o mat­ce

Nie po­my­śla­ła ni­g­dy...

BAL­LA­DY­NA

Idą druż­by...

Sły­chać we­sel­ną mu­zy­kę.

WDO­WA

Jak oni gra­ją smut­nie i we­so­ło...

Ty te­raz skar­bem mo­im... daj mi czo­ło,

Niech po­ca­łu­ję... Cóż to! ja­kaś pla­ma,

Jak krew czer­wo­na?

BAL­LA­DY­NA

z prze­ra­że­niem

Krew?...

WDO­WA

To od ma­li­ny

Mo­że... daj... ze­trę...

BAL­LA­DY­NA

ście­raj­cąc

Mat­ko... ze­trę sa­ma.

WDO­WA

Jesz­cze jest...

BAL­LA­DY­NA

trąc czo­ło

Te­raz?...

WDO­WA

Jesz­cze — jak ru­bi­ny

W two­im pier­ścion­ku pięk­nie so­bie świe­ci.

BAL­LA­DY­NA

na no­wo usi­łu­jąc ze­trzeć

A te­raz?...

WDO­WA

Jesz­cze jest... by na osie­ci

Li­stek czer­wo­ny...

BAL­LA­DY­NA

O! o! to okrop­nie!

WDO­WA

Daj mi tu czo­ło, a ze­trę roz­trop­nie.

Mo­że to ran­ka...

wspi­na się na pal­cach

BAL­LA­DY­NA

Mat­ko! nie do­ty­kaj

Tej pla­my...

WDO­WA

Czy cię bo­li?...

BAL­LA­DY­NA

Nie — nie bo­li...

WDO­WA

Przy­nio­sę wo­dy spod owej to­po­li,

Gdzie pi­ją wró­ble...

Wdo­wa od­cho­dzi.

BAL­LA­DY­NA

Pla­mo krwa­wa, zni­kaj!...

Wcho­dzą Swa­ty i Druż­ki, ustro­je­ni, z mu­zy­ką; zbli­ża­ją się do Bal­la­dy­ny, ta od­wra­ca twarz.

SWA­TY

śpiew

Nie od­wra­caj czo­ła,

Wsty­dli­wa dziew­czy­no;

Mąż na cie­bie wo­ła,

Mło­dziut­ka ka­li­no.

Nie od­wra­caj czo­ła...

DZIE­WI­CE

śpie­wa­jąc

Chcą nam cie­bie wy­drzeć swa­ty;

Niech cię bro­nią bia­łe kwia­ty

Twe­go wian­ka...

SWA­TY

śpiew

Kwia­ty cie­bie nie obro­nią

Ni bia­ło­ścią, ani wo­nią,

Od ko­chan­ka...

Dzie­wi­ce po­da­ją Bal­la­dy­nie ko­sze z kwia­ta­mi.

BAL­LA­DY­NA

Precz! precz. — Od­kąd za­czę­ły kwit­nąć bia­łe ró­że

Z czer­wo­ny­mi pla­ma­mi?... Wy­nie­ście te ko­sze...

Bal­la­dy­na ucie­ka do cha­ty.

JED­NA Z DZIE­WIC

Po­gar­dzi­ła kwia­ta­mi, któ­re ja przy­no­szę,

Ja, daw­na przy­ja­ciół­ka.

JE­DEN Z MŁO­DZIEŃ­CÓW

Pa­trz­cie, w py­łu chmu­rze

Bły­ska zło­ta ka­re­ta, je­dzie Kir­kor z księ­dzem.

DRU­GI Z MŁO­DZIEŃ­CÓW

Przy tej ka­re­cie słoń­ce zda­je się mo­się­dzem.


KO­NIEC AK­TU DRU­GIE­GO

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top