Akt II. O tym, że nie wszystkie związki są udane.
Scena I
Więzienie w zamku Kirkora
Balladyna: Pilnik do paznokcie dobra rzecz. Uważaj, Kostrynie, bo i ciebie zabiję, jak będę chciała.
Kostryn: Jakoś się nie boję.
Balladyna: Lepiej zacznij. Co się tak patrzyłeś na tą francę?
Kostryn: Bo mi się spodobała.
Balladyna: Ty! Ty! Przez ciebie poronię!
Kostryn: Coś nie widzę ciebie w roli kochającej mamuni.
Balladyna: Nie czepiaj się! Bo tak cię urządzę, że będziesz pałakał za swoją szwabską ojczyzną!
Wchodzi Alojza
Alojza: Jakiś problem?
Balladyna: Może nie wiesz, franco, ale jestem w stanie i muszę mieć godziwe warunki. Z myślą o dziecku.
Alojza: Jakim dziecku? Pana Kirkora?
Kostryn: Nie słuchaj jej, śliczne dziecko. Ona bredzi. Tak, to trochę nienormalna kobieta... Cóż, nie będę tego przed tobą ukrywał, maleństwo. Ona jest szalona, ale trzeba ją zrozumieć. Choroba nie wybiera.
Alojza: Och! Jam nie wiedziała.
Kostryn: To nie twoja wina, moje życie. Polskie kobiety bardzo często wariują. Ten kraj nie słynie z ludzi stabilnych psychicznie.
Alojza: Ach!
Kostryn: Krąży plotka, że jedna z ich kobiet rzuciła się w lodowatą wodę, bo nie chciała wziąć ślubu z przedstawicielem mojego kraju. Powiedz, jaskółko, czy to jest zrównoważone zachowanie?
Alojza: Ja się na tym nie znam, panie.
Kostryn: TY jesteś moją panią!
Balladyna: Ty świnio!(rzuca w Kostryna cegłą)
Kostryn(robiąc unik): Ha! Widzisz, najmilsze dziecko, co ona robi?
Alojza: Ja się boję.(ucieka)
Balladyna: Trochę szacunku dla matki twojego szwabskiego potomka!
Kostryn: Trochę szacunku dla ojca twojego polskiego, niezrównoważonego potomka
Scena II
Las koło jeziora Gopła. Goplana siedzi na kamieniu, obok Skierka i Chochlik.
Skierka: Pani Goplano, czego ci potrzeba?
Goplana: Mam tu wszystko, czego mi potrzeba, miły Skierko.
Chochlik: Damy ci, co tylko zapragniesz.
Goplana: Ja nic nie pragnę, Chochliku. Poza...
Skierka: Poza? Poza? Mów, damy ci to w oka mgnieniu.
Chochlik: Patrzcie! Zbliża się graf, mąż Balladyny!
Goplana: Idź, Chochliku. Pójdź, Skierko.
Chochlik i Skierka uciekają. Wchodzi Kirkor.
Kirkor: O!
Goplana: kto przychodzi, by wyrwać mnie z miłych sercu myśli?
Kirkor: Chyba... ja. Wybacz, pani.
Goplana: Nie gniewam się, grafie. Moje myśli nie były miłe, były, prawdę mówiąc, szalenie smutne.
Kirkor: O czym myślałaś, pani?
Goplana: O tym jak czas ucieka. O tym jak serce szuka i szuka. O tym, że życie się kończy i jest śmierć. A jak jest śmierć, to nie ma już czasu na miłowanie.
Kirkor: Lecz ty, pani... Ty żywisz do kogoś miłość?
Goplana: Ach, grafie miły! Nie chcę cię zamucać mymi myślami. Nie są one zbyt wesołe.
Kirkor: Moje także.
Goplana: Bardzo żałuję.
Kirkor: Życie jest takie smutne.
Goplana: Zależy dla kogo.
Kirkor: Pani! Ja kocham!
Goplana: Ja również.
Kirkor: Tego pijaczynę Grabca!
Goplana: Co? To znaczy... ależ tak.
Kirkor: Zostawię cię, więc samą, byś mogła delektować się myślami o nim.
Kirkor odchodzi
Goplana: Och, Kirkorze! Gdybyś wiedział! Moje serce bije tylko dla ciebie!
Scena III
Cela więzienna
Balladyna: Ach, ten Szwab, Kostryn, ogląda się za tą francą, Alojzą. I niech tak! Co mnie to obchodzi! Tylko, że przez niego poronię! I dobrze! Przynajmniej będę miała spokój.
Kostryn: Co, panieneczko? Zazdrosna?
Balladyna: Daj mi spokój!
Kostryn: Ach, jak zapomniał, że jesteś chora, Balladynko. No, przecież. Jak urodzisz, trzeba będzie cię wysłać do zakładu.
Balladyna: Ja cię odeślę do twojej szwabskiej ojczyzny!
Kostryn: Jakiś problem, kochana? Mnie się w tym niezrównoważonym kraju podoba.
Balladyna: Zaraz cię zabiję!
Wchodzi Alojza
Alojza: Dzień dobry. Przyniosłam posiłek.
Kostryn: Witaj, słońce!
Balladyna: Cześć, franco!
Alojza: Ja się nie nazywam Franciszka, pani. Alojza.
Kostryn: Nie zważaj na nią, duszo moja. Ona jest chora. Trzeba jej współczuć.
Alojza(cicho): Zapomniałam.
Kostryn: Nie wygląda, prawda? Ale ja mówię, że ona, jak większość Polek, jest chora.
Wchodzi Grabiec
Grabiec: Nie pppiłłłem ttak ddużo, alle mmmamm ttakkie dzdziwwne uczucie...
Balladyna: Po coś tu przyszedł, alkoholiku?
Grabiec: By cię uścisnąć, moja mała. Chodź do Grabka.
Balladyna: Odczep się, pijaczku! Nie mam ochoty cię znać!
Grabiec: Nnie? Bballadynko!
Kostryn: Wyprowadź tego człowieka, Alojzo.
Scena IV
Las koło jeziora Gopła
Gralon: Porzuciłem robotę u Kirkora. I co teraz?
Wchodzą Lucek i Sylwester
Gralon: Dzień dobry! Co tam?
Sylwester: Mamy zamiar założyć zespół. Ale potrzeba nam kogoś trzeciego.
Gralon: Ja bym się nadał?
Lucek: To zależy. Co umiesz?
Gralon(śpiewa): Ja uwielbiam ją. Ona tu jest. I tańczy dla mnie. Bo. Dobrze to wie. Że porwę ją. I w sercu schowam na dnie! Ooo!
Lucek: Dobrze. Przyjmujemy cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top