6. Przeszłość - akcja konfrontacja

Było już za późno. Obydwoje aktywowali pole bitwy, znajdującej się teraz we dwoje.

K-Klaus A-Arisa S-Syrenoid R-Rot

A: Pozwolisz, że ja zacznę, karta otwarcia... start. Bakugan... bitwa. Wentus Rot... start.

Wówczas na polu zmaterializował jej się bakugan domeny wentusa.

K: Ciekawe... Ale to za mało by mnie pokonać. Bakugan... bitwa. Bakugan... start. Naprzód Syrenoid.\

S: Wygramy to jak każdą walkę mistrzu.

R: Musisz być ostrożna Arisa, nie wiesz jakie sztuczki mają w zanadrzu.

A: Ja zawsze jestem ostrożna.

K: Możemy zaczynać.

A: Jak najbardziej.

Przeciwnicy rozgrzali się na dobre. Nadciągał dość ciężki pojedynek.

***

K: To będzie dziecinne łatwe. cichy szyderczy śmiech dało się słyszeć z jego ust po zakończeniu tego zdania Karta super mocy, start. Imitacja wody

R: Mam złe przeczucia Arisa!

A: Karta otwarcia...

K: To na nic moja droga! Imitacja wody skutecznie eliminuje twoją kartę otwarcia nawet zanim jeszcze została otwarta. Czyni ją kompletnie bezużyteczną.

S: Dokładnie... Chodź do mnie. odpowiedział bakugan melodycznym głosem

Wystarczyła chwila nieuwagi by bakugan wentusa został wciągnięty dosłownie pod powierzchnię wody i powrócił do właścicielki.

A: Rot! Nic ci nie jest?!

R: Mi nic. Ale wygląda na to, że to nie będzie takie proste jak nam się zdawało.

A: Nie martw się. Nie dam się mu ponownie zaskoczyć.

K: Teraz moja kolej. rzucił na czyste pole nową kartę otwarcia Bakugan bitwa. Syrenoid start!

S: To będzie dla mnie zaszczyt znów wygrać dla mojego mistrza.

A: Nie bądź taka pewna siebie. Bakugan bitwa! Wygrajmy to Rot.

R: Zrobię wszystko by zmieść przeciwnika z powierzchni ziemi.

A: Super moc. Aktywacja. Wichrowy kieł! (+100 pkt) 

Rot już miał zaatakować Syrenoid swoim kłem, gdy nagle...

K: Karta super mocy, aktywacja! Podmuch wichru! (+100 Pkt.)

Niespodziewany podmuch przyniósł za sobą mgłę, która całkowicie blokowała wzrok przeciwnika i dawała przeciwnikowi przewagę w jego kontrataku.

K: Teraz Syrenoid!

R: Arisa!

A: Nie tak szybko Hertzon! Karta super mocy, aktywacja! 

Nie zdążyła jednak aktywować mocy bakugana, gdy znikąd pojawiły się dziwne trząsy nienaturalne jak na coś takiego jak zwykła bitwa.

- Co jest?

- Arisa... uważaj! – krzyk Rota rozniósł się w powietrzu, gdy w pobliżu nastolatki pojawiła się dość dziwna czarna wyrwa.

Odruchowo skoczyła do przodu, znajdując się na polu przy swoim bakuganie.

-Chyba to oznacza koniec bitwy, panienko Kazami.

- Tym razem muszę się z tobą zgodzić Hertzon.

Automatycznie unieśli w dłoniach swe karty otwarcia, kończąc bitwę. Znaleźli się tam, gdzie zaczęła się bitwa, jednak było coś nie tak.

- Też to wyczuwasz Rot?

- Coś się wydarzyło w innym wymiarze. Coś potężnego. Skoro to miało odczucie także na ziemi.

- Twój bakugan ma racje. Po raz ostatni coś podobnego miało miejsce blisko trzy lata temu.

- ,,Ma na myśli wydarzenia w Vestroi..." – przemknęło przez jej myśl.

- W takim razie, pora już na mnie. Nie mam czego szukać na tych ziemiach.

Odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak ten zdołał chwycić ją za ramię.

- Zaczekaj, porozmawiajmy. Mam ci wiele pytań do zadania.

- Lecz ja nie chce rozmawiać z panem, von Hertzon. Żegnam.

Zręcznym skokiem ninji, uniknęła z jego mocnego uścisku. Wiedziała, że jest od niej silniejszy i na tym poziomie mogłaby przegrać.

- Zaczekaj...

- Nie mam takiego zamiaru wojowniku.

Karta teleportacji zaświeciła w jej dłoni powodując jej zniknięcie.

- Jak myślisz, Młodych Wojowników zainteresuje pojawienie się tej wojowniczki Syrenoid?

- Uważam, że odpowiedź jest pozytywna mistrzu.

- Chodźmy więc ich powiadomić.

***

Arisa wróciła bezpiecznie do ruin laboratorium i mogła liczyć na swoje szczęście, gdyż ani Selene ani Paul, nie zauważyli jej nieobecności.

- Długo tam będziesz jeszcze szperać Arisa?

Głos chłopaka zaskoczył ją, jednak dość szybko się opanowała.

- Paul!? Co ty tu robisz

Pośpiesznie schowała kartę do kieszeni.

- Em... Szukam cię. Wraz z Selene zdobyliśmy trochę pożywienia. Pomyślałem, że możesz być głodna.

- Och... Dzięki. Już idę.

Szybkim krokiem wyprzedziła go, zabijając mu niezłego ćwieka.

- Co to za nagła zmiana?

- Nie wiem Rit, ale.. chyba dobrze jak jest taka żywa. Nawet nie wiedział w jakim tkwił teraz w błędzie.

Tego samego wieczoru...

- Więc jak Mira? Pomożesz nam?

- Zrobię co w mojej mocy Runo. Zajmiemy się z tym wraz z Acem.

- Wraz z Julie będziemy wam wdzięczne. Niestety... chłopacy są poza zasięgiem.

- Jeśli jest w Vestroi, powinniśmy ją łatwo odnaleźć. Mam taką nadzieję. Trzymajcie się tam dziewczyny.

Gdy Vestalianka się rozłączyła, niebiesko-włosa mogła zdjąć maskę opanowania. Telefon of Julie wyrwał ją z fazy zamartwiania się.

- Tak Julie?

- Jestem właśnie pod twoim domem Runo.

- Spoko, wchodź. Rodzice są jeszcze w restauracji.

Za chwilę miała spotkać się z przyjaciółką i spróbować skontaktować się z chłopakami, którzy od kilku dni przebywali na Gundalii.

- Sorry, że tak długo czekałaś... - powitała są srebrnowłosa lekko zadyszana.

- Lepiej późno niż wcale. Miałam zamiar zacząć sama.

- Dobrze wiem Runo, że...

- Ej, dziewczyny! Zawsze musicie witać nas kłótną.

- Nie wtrącaj się Kuso, ja... Dan?!

- Cześć Runo, Julie. Miło was widzieć.

Przed ich oczami na obrazie monitora pojawił siły się sylwetki Dana, Shuna i Marucha. Próbowały się z nimi skontaktować poprzez pozaziemską technologię i chyba próba kontaktu się udała. 

- Więc, co to za pilna sprawa, którą chciałyście przekazać.

- Zgaduje, że nie widzieliście poczty, skoro nic nie wiecie.

- Mamy teraz poważniejsze problemy Runo, w dodatku ziemska technologia tu nie działa.

- To źle Marucho. Mamy poważny problem. Chodzi o Alice.

Na dźwięk jej imienia, Shun lekko się poruszył, nie ukazując jednak żadnych poważniejszych emocji.

- Co z nią Julie?

- Mówiąc w skrócie, zniknęła Dan.

- Co?! – brunet i blondyn krzyknęli jednocześnie, jedynie czarnowłosy pozostał milczący, chodź jego źrenice powiększyły się zaskoczone.

- To co słyszycie. Wysłała wiadomość video, była na nim załamana. Myślałam że to przez to co ostatnio się stało. Jednak wyglądała na przestraszoną.

- Mów dokładniej Runo, o czym mówiła. Zostawiła jakąś wskazówkę?

- Jedynie to, że może być w Vestroi. Poprosiłam już Mirę o pomoc. Ma to sprawdzić wraz z Acem. Gdyby nie to, że jesteście na Gundalii, moglibyście ruszyć sami.

- Nie martw się Runo. Jestem pewien, że nie ma się o co martwić. I Alice jak zwykle wróci do nas całą i zdrowa.

Dan jednak przeceniał swoje pozytywne nastawienie, nie mógł wiedzieć bowiem, co siedzi rudowłosej w głowie.

***.

Kilka dni wcześniej przed zniknięciem Alice...

Alice jak zwykle wstała tego dnia z poczuciem pustki. Minął już prawie rok, odkąd znów została sama a koszmary nocne znów nie odpuszczają. Ile to już razy budziła się z nowym krzykiem, lecz przy niej już nikogo nie było. Jej dziadek odszedł. Dołączył do ,,jej rodziców". Nadal nie mogła uwierzyć w to czego się dowiedziała i jaka była prawda o niej samej. Gdyby nie ten wypadek w laboratorium, pozostała by nieświadoma niczego. Całe życie jej myślenie o jej rodzinie było jednym wielkim błędem, wszystko na to wskazywało. Dość szybko ogarnęła się i zamykając dom ruszyła w stronę miasta. Łapiąc poranny autobus jak zwykle witając się z uśmiechem z trochę zbyt wścibską, daleką sąsiadką. Gdyby nie to, że musiała za coś żyć, w ogóle nie ruszałaby się ze swojego azylu. Nie miała nikogo, kto by ją wspierał. Pozostawała jeszcze wprawdzie wujostwo w Niemczech, lecz nie byli jej prawdziwymi krewnymi. Nie miała prawa obciągać ich swoimi problemami. W dodatku Niemcy, kojarzyły jej się z nim i było dość wysokie ryzyko, że gdyby dowiedział się o jej obecności tam, nie uniknęła by spotkania z nim, a był on ostatnią osobą, którą chciała spotkać. Poranna zmiana w kawiarni była wymagająca, lecz się już do tego przyzwyczaiła. Posada w niej pozwoliła jej podjąć studia, by skończyć swoją edukację. Wiedziała, że było to jednym z marzeń jej dziadka. Co prawda, pieniądze leżały zamrożone na jego koncie, lecz wiedziała skąd one w większość pochodzą i bała się ich tknąć. Nie chciała złamanego grosza od tego... mordercy. Był mordercą i nie można było temu zaprzeczyć, gdyby nie on... to nigdy by się to nie wydarzyło. Jeszcze wszystko idealnie zatuszował. Tylko ich dwójka znała prawdę i obawiała się tego co może przynieść przyszłość. Gdy wsypała świeże ziarna kawy do młynka w expresie, jej telefon zawibrował. Dobrze wiedziała, od kogo mogła być to wiadomość. I nie myliła się, gdy sprawdziła swoją komórkę na zapleczu. Wiadomość od Runo... Uśmiechnęła się na myśl o przyjaciółce widząc równocześnie w folderze z wiadomościami poprzedni SMS od niej na którym, były zdjęcia z ich ostatnich ferii, które spędzili wspólnie. Czas, gdy była jeszcze szczęśliwa. Jednak ręka jej zadrżała, gdy przewijając zdjęcia natknęła się na fotografię Dana i Shuna.

-Shun... - jego imię nieświadomie padło z jej ust, jednak szybko się otrząsnęła.

Wszelkie uczucia, którymi kiedyś do darzyła, były już przeszłością. Na początku był dla niej jak przyjaciel, rzuceni przez los w podobną sytuację życiową, więc rozumieli się lepiej niż inni. Jednak potem coś się zmieniło... Tajemnicze zniknięcie Shuna wystraszyło ją i nie posiadała się z radości, gdy dowiedziała się, że Dan i Marucho odnaleźli go w Vestroi. Za każdym razem, gdy go potem widziała, czuła się dziwnie szczęśliwa. Dopiero jednak za późno zdała sobie sprawę, że go ... kochała. Gdy poznała Fabię, wiedziała, że idealnie pasuje ona do jej przyjaciela. Wszelka nadzieja jednak wygasła, gdy zobaczyła ich zdjęcie. Łzy bezradności popłynęły wtedy po jej twarzy i wiedziała, że nie może nawet zacząć walki, bo przegrała ją już na starcie. Wycofała się więc i bardziej wciągnęła w życie w Rosji. Nawet nie wie jak dała się dziewczynom wyciągnąć na ten wyjazd. Cały ten czas czuła się niezręcznie w jego pobliżu a bała się jakkolwiek wypytywać Runo o Fabię. Shun był więc zatem jej pierwszą niespełnioną miłością i dopóki o nim nie zapomni, nie może wrócić do Japonii. Teraz pozostało jej spokojnie życie w Moskwie.

- Alice? Gdzie jesteś? Na sali pytają o ciebie.

- Już idę Sasha.

Szybko otarła samotną łzę z swojego policzka u wyłączyła telefon. Nie chciała tego dnia już żadnych innych niespodzianek. Nie mogła jednak spodziewać się niezapowiedzianej wizyty.

***

Zmiana w kawiarni przeciągnęła się dziś wyjątkowo do późnego popołudnia dla młodej dziewczyny z powodu niespodziewanej abstynencji Lary, koleżanki z zmiany popołudniowej, która postanowiła dzisiaj olać swoją robotę i ktoś musiał ją zastąpić, w czym Alice nie miała wyboru jeśli nadal chciała zatrzymać tą pracę wiedząc, że są inne na jej miejsce kandydatki. Wracając z miasta do domu tradycyjnym pieszym krokiem z powodu niejeżdżących w jej adres zamieszkania autobusów o tej porze, nawet nie przeczuwała, że jest od dawna obserwowana. Nim zdążyła położyć dłoń na klamce by popchnąć wcześniej otwarte drzwi kluczem, czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Odruchowo podskoczyła i zamachnęła się by zaatakować przeciwnika, jednak ten skutecznie ją powstrzymał. Gdy jednak zdała sobie sprawę, kto przed nią stał, żałowała, że jednak nie zdołała dokończyć swojego ataku.

-Najmocniej przepraszam Alice. Nie było moim celem wystraszenie ciebie.

- Chyba ci już mówiłam, że nie życzę sobie twoich odwiedzin Klaus.

Jego akcent był zbyt charakterystyczny jak dla osoby mieszkającej tu zbyt długo, więc dość łatwo było go rozpoznać. Był też jedną z nielicznych osób, która mogła by ją jeszcze w ten sposób wręcz nękać.

- Błagam tylko o dziesięć minut z twojego cennego czasu Alice.

Wystarczyły tylko te krótkie słowa by demon przeszłości wrócił.

- Ale ja nie chce poświęcić ci ani sekundy, Klausie von Hertzonie. Zostaw mnie w spokoju!

- Alice, chce ci tylko pomóc. Wszyscy się o ciebie martwimy.

- Żegnam Klaus.

- Słyszałeś naszą panią błaźnie.

- Zjeżdżaj jak ci mówiła.

Mężczyzna zdezorientowany z nagle znikąd pojawiającym się na ramieniu dziewczyny Hydranoidem zluźnił uścisk pozwalając jej skutecznie i szybko zniknąć za drzwiami mocując zamki na dosłowne cztery spusty.

- Lepiej odejdź, zanim zawiadomię odpowiednie służby.

- Jak sobie życzysz. Ale wiesz, że od tej rozmowy nie uciekniemy.

Gdy zrobiło się cicho doskonale wiedziała, że odszedł. Jednak wiedziała także, że wróci.

- Co chcesz teraz zrobić mistrzu? – spytała Syrenoid swojego pana, gdy oddalili się już na pewną odległość.

- Nie możemy jej do niczego zmusić Syrenoid. Prędzej czy później i tak przyjdzie. Tak jak wtedy.

Alice nie wiedziała jaką przyszłość wróżył jej Klaus.

- Co ja mam robić....

- Głowa do góry Alice.

- Jesteśmy z tobą.

- Razem sobie poradzimy.

Rudowłosa uśmiechnęła się życzliwie do swojego ukochanego bakugana i zmęczona położyła się do łóżka. Jednak w przeciwieństwie do niego nie mogła dość długo zasnąć. Gdy jednak nie udało jej się nadal wpaść w objęcia Morfeusza, wymknęła się z łóżka idąc do pokoju, do którego już dawno nie zaglądała. Był zachowany w idealnym wstanie nadal dzięki jej pamięci i chęci by podtrzymać ten ostatni skrawek pamięci, po tak jej bliskiej i ukochanej osobie. Bez namysłu sięgnęła po ukryte pudełko, które już dawno temu odkryła dając jej wiele świadomości na temat swojej osoby. Najwięcej jednak jej uwagę przykuwał zawsze ten tajemniczy medalion z fioletowym klejnotem na który, gdy padały promienie słońca, ujawniał się ukryty napis w postaci jej imienia. Ona sama myślała, tak jak jej dziadek, że musieli go jej zostawić jej biologiczni rodzice. Jednak ta technologia oraz sposób jej się pojawienia, nie były ziemskie. Przeczytanie dziennika doktora Michaela pozwoliło jej zrozumieć czemu tak naprawdę chciał zbudować przejście do innego wymiaru, chcąc pomóc swojej ukochanej wnuczce odnaleźć przeszłość, gdy już go nie będzie na tym świecie. Jednak plany się pokrzyżowały i wszystko poszło do dosłownego piachu. Nie myśląc za wiele nałożyła go na szyję czując jakieś dziwne uczucie w swojej piersi. Gdy jednak jej oczy spoczęły na notesie jej tak bliskiej osoby, podjęła dość dziwnie spontaniczną decyzję jak na samą siebie. Bez chwili namysłu wzięła do ręki torbę podróżną i spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Skoro nic tu już na nią nie czeka... Może tam odnajdzie prawdę o sobie. Skoro nie była ziemianką, nic nie trzymało jej teraz na ziemi, oprócz pamięci. Wiele wymiarów ma ten świat, więc mogą minąć lata zanim wpadną na jakiś trop chodź wielokrotnie w notatkach doktora dostawała wyraźny sygnał, że może ona mieć coś wspólnego z Vestalianami. Jeśli to prawda... Od czegoś w końcu trzeba zacząć.

- Alice... Co ty robisz?

- Podjęłam w końcu decyzję Hydranoid. Ruszam by odnaleźć prawdę o swojej przeszłości.

- Jeśli tak. To idę z tobą.

Uśmiechnęła się wdzięczna na jego słowa.

- Zostało mi tylko jedno.

Po zapaleniu światła usiadła do komputera i nagrała wiadomość pożegnalną dla swoich przyjaciół. Była im to winna. Miała nadzieję, że nie ruszą jej szukać, bo to będzie dla nich tylko strata czasu, zwłaszcza, że chłopacy mają teraz ważniejszą misję na Gundalii. Po wysłaniu maila szczelnie zamknęła dom i wyszła.

***

Minęło zaledwie kilka godzin, odkąd Runo i Julie powiedziały chłopakom o Alice, jednak Shun czuł, jakby minęło zdecydowanie dłużej. W tej chwili czuł się wręcz bezużyteczny, jednak nie chciał tego przed nikim przyznać.

- Co robisz tutaj sam przyjacielu?

Znajomy głos Rena wyrwał go z jego przemyśleń.

- Zupełnie nic.

- Dan powiedział mi co się stało z waszą przyjaciółką. Nie znałem jej za dobrze, lecz wiem, ile dla ciebie znaczyła.

W tej chwili oczy czarnowłosego wyrażały wielkie zdziwienie.

- O czym ty mówisz Ren?

- Nie musisz mnie okłamywać Shun, widziałem zbyt wyraźnie.

Młody Kazami po raz pierwszy od bardzo dawna, został tak zbity z tropu.

- To samo się tyczy ciebie, generale.... Czy królowa już wie?

Ren nawet nie musiał udawać, wiedział, że przed tym ziemianinem nie ma co się bawić i udawać stan inny niż faktycznie był.

- Jak sam wspomniałeś, królowa... Jestem tylko zwykłym generałem i pochodzimy z dwóch różnych ras. To się nie może udać. Nie w tym stuleciu. Jeszcze zbyt wiele osób pamięta ostatnią wojnę, by zaakceptować takie niuanse na najwyższych szczeblach. A dlaczego ty odrzucasz swoją wybrankę?

Wojownik Ventusa uśmiechnął się delikatnie co mogło spowodować lekki dreszcz przerażenia u osoby u jego boku.

- Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, lecz potem coś się zmieniło. Po powrocie z Neathii, kontakt się prawie urwał. Gdy ostatni raz ją widziałem, była wręcz niedostępna, jak nie ona. A potem zdarzył się wypadek, w którym straciła bliską osobę i od tamtej pory pozostaje zamknięta w swoim kraju.

- Więc nie wiem co ty tu jeszcze robisz? Skoro podróż dla ciebie na Neathię czy Gundalię to nie problem, to tym bardziej do innego kraju czy wymiaru. W dodatku... szacuje u ciebie większe szansę Shun na pozytywne zakończenie.

- Najpierw obowiązki Ren, jeśli jest w Vestroi... Będzie pod dobrą opieką.

Na tym dyskusja pomiędzy chłopakami ustała, białowłosy wrócił do środka, zaś Shun nadal wpatrywał się w niebo.

- Musisz być silny Shun, ona wróci.

- Miejmy taką nadzieję Skyress.

***

- Alice! Alice! Alice!

- Czemu tak panikujesz Hydranoidzie? Nic mi nie jest.

Może i portal jej dziadka został zniszczony, lecz od czego miała kartę Maskarada. Może i nie potrafiła ona przenosić między wymiarami, ale mogła w miejsce, gdzie jest jedyny znany jej portal. Nie raz i nie dwa ich przyjaciele z Vestroi odwiedzili ich przez teleport w domu Marucha. Pozostawał on jedyną szansą dla niej. Skutecznie przeniosła się do domu przyjaciela i uruchomiła dość szybko skomplikowany dla większości mechanizm. Po wejściu w portal jasne światło towarzyszyło jej całą drogę, by w końcu oślepić i spowodować omdlenie. Gdy otworzyła oczy, leżała na zielonej trawie i wokół niej krajobraz ozdabiały skały. Teraz musiała się dostać do miasta by móc zacząć swoje poszukiwania i nie natknąć się na nikogo znajomego. Ale, gdzie był jej bakugan?

- Hydranoid? Hydranoid?!

-Tutaj jestem.

- Nie musisz się o nas martwić Alice.

Ciemna plama przykryła kawałek nieba, by po chwili obok niej wylądował jej bakugan.

- Zupełnie o tym zapomniałam!

Widziała, że jej bakugan był uradowany gdy mógł ponownie rozwinąć się do swojej pierwotnej postaci. Mimo, że miała go już wiele lat, to rzadko walczyła więc również i wojownik Darkusa miał mało okazji do przemiany z swojej kulistej formy. Bakugan nachylił się pozwalając dziewczynie wskoczyć na jego ręce i posadził ją na swoim ramieniu.

- Trzymaj się mocno.

- Z powietrze będzie łatwiej szukać naszego celu.

- Znajdziemy do szybciej razem.

Tak dobrze było mieć po swojej stronie tak oddanego przyjaciela. Nie początku musiała zawęzić grono poszukiwań. Miejskie archiwa powinny dać jej odpowiedź o wszelkich wojnach i bitwach do dwudziestu lat temu i ile osób w tym dzieci wtedy zginęło bądź zaginęło. Oczywiście mógł to być fałszywy trop jej dziadka, lecz musiała gdzieś zacząć. Odruchowo chwyciła medalion, który nosiła obecnie na swojej szyi. Jedyna pamiątka po jej prawdziwej rodzinie... 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top