5. Przeszłość - gdy wszystko się komplikuje, tam tylko bakugan cię wyratuje

Selene i Arisa wróciły do mieszkania i położyły się spać jak gdyby nigdy nic. Z rana wybudził ich Paul dziwiąc się ich zmęczeniu.
-No trudno... Zegarek nadal milczy. Jesteśmy nadal skazano tu być.
-Dzień dobry dzieci.
Do środka weszła pani Misaki.
-Mam nadzieję że dobrze spaliście.
-Tak. Dziękujemy pani za gościnę.
-Nie musicie dziękować. Byliście w potrzebie a ja akurat mogłam wam pomóc. Chodźcie, dam wam śniadanie a potem trochę popracujemy.
-Dobrze.
Paul nie był uradowany perspektywa pracy w kawiarni. Zawsze tego unikał jak ognia, zwłaszcza od czasu gdy jego matka przejęła rodzinny interes. A teraz został wręcz siłą do tego zmuszony. Wykonując prace w kawiarni przynajmniej Arisa mogła uciec myślami od wydarzeń z nocy. Wszystko wydawało się być snem, ale na prawdę to zrobiła. Teraz pozostało jej czekać na efekty. Poranna cisza została przerwana przez nagłe wtargnięcie do restauracji... Runo! Paul odruchowo odwrócił się ze swoją miotłą, jakby się bał, że zostanie rozpoznany. 
-Mamo! Muuu... szę wyjść. A kto to jest?
-Mówiłam ci o nich wczoraj wieczorem. To te dzieciaki. 
-Och. Miło was poznać. Jestem Runo Misaki a wy?
-Cześć Runo. Miło cię poznać. - zaczęła mówić Selene przejmując pałeczkę rozmówczyni za swoich przyjaciół. - Ja jestem Selene Krawler. A to Arisa Kazumi i Paul Kaso. 
Chłopak i dziewczyna spojrzeli na jasnowłosą jakby ta zerwała się z księżyca. 
-Miło było was poznać, ale muszę lecieć. Cześć. 
Gdy pani Misaki zniknęła na zapleczu, mogli w końcu spokojnie porozmawiać. 
-Myślisz, że dotarła do niej na ta wiadomość?
-Na pewno. Widziałaś jej twarz? Uśmiechała się sztucznie, ale... widać było, że była zmartwiona. 
-O czym wy dziewczyny gadacie?
Selene nie miała wyboru i opowiedziała Paulowi o ich nocnej przygodzie. 
-Że co? I zrobiłyście to beze mnie?!
-Paul!
-No co? W końcu przeżywamy przygodę naszego życia. 
-Na razie musimy się stąd wydostać i zniknąć tak by nie wydało się to podejrzane. Musimy rozegrać małe przedstawienie. 
-Zostawcie to mnie. - zapewnił ich Paul wyciągając telefon i udając, że rozmawia przez telefon. 
Odłożył telefon chwilę po tym gdy pani Misaki wróciła za ladę. 
-Dziewczyny... właśnie dzwonili do mnie z komendy policji. Odnaleźli tych złodziei i nasze rzeczy. Musimy się do nich zgłosić jak najszybciej. 
-Na prawdę? To cudowne. 
Jak było trzeba, Arisa umiała grać przekonująco. 
-Dobrze słyszałem dzieciaki że udało się znaleźć sprawcę waszego nieszczęścia? - spytał pan Misaki.
-Tak. Możemy już wracać do domu. Musimy tylko zajść i odebrać co nasze. Dziękujemy państwu za pomoc. I za wszystko co dla nas zrobiliście.
-Nie musicie nam dziękować. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy wam pomóc. Nie widzieliście naszej Runo?
-Wyszła jakaś chwilę temu. - skomentował to Paul.
Był zadziwiony dobrą grą Arisu i nie wiedział co dziewczyna dalej kombinuje w swojej główce.
-W każdym razie dziękujemy jeszcze raz i życzymy powodzenia w dalszym biznesie. Do widzenia.
-Dobrze widzenia dzieciaki.
Przyjaciele wyszli z lokalu będąc wolnymi.
-Więc... Co teraz?
-Teraz Paul, zrobimy sobie małą wycieczkę.
-Niby dokąd.
-Dotąd gdzie zabierze nas ta karta.
Karta teleportacji zaczęła świecić w jej rękach.
-Lepiej się mnie blisko trzymajcie.
Wystarczyła chwila, by cała trójka wylądowała na polanie gdzie na horyzoncie dopiero co wstawało słońce. 
-Gdzie my jesteśmy?
-Witaj w Moskwie przyjacielu. 
-W Moskwie? Co my tu robimy?
-Dom mojej matki stoi pusty i nikogo w okolicy nie ma. Możemy bez problemu jakiś czas tu pobyć, do naładowanie się tego przeklętego zegarka. 
-Dobrze. Nie będę się z wami sprzeczać. 
-I tak nie masz szansy wygrać.
-Dzięki za pocieszenie.
-Nie ma za co. W końcu od tego jestem Kuso.
-Jeśli już skończyliście się przekomarzać, może lepiej wejdźmy do środka i trochę posprzątajmy bo ten kurz... będzie na mnie działać zbyt bardzo.
-Przepraszam Selene. W takim razie wchodźmy.
Arisa jak zwykle weszła oknem jednak przyjaciół wpuściła drzwiami.
-Powinnaś przestać wchodzić ludziom do domu przez okna.
-Nie moja wina, że to jedyne skuteczne rozwiązanie.
Brunet tylko zrobił swoją skwaszoną minę ale nic nie powiedział. Wystarczyło że dostał do rąk znów miotłę.
-Dobrej pracy przyjacielu.
-Niech to.
Rit, Rot a nawet Arant już nie wytrzymali i zaczęli się śmiać.
-Rzeczywiście. Widok Paula z miotłą to dość rzadki widok.
-Wielkie dzięki Rit.
-Tak jest prawda mój przyjacielu.
Będąc w tamtym domu bakugany wołały nie ujawniać swojej tożsamości, bo zaczęło by się jeszcze więcej pytań więc praktycznie do tej pory milczały. Po godzinie dom wyglądał na nadal używany.
-I gotowe. - skomentowała to Arisa.
-To cud, że tak szybko go ogarneliśmy Nie wiem jak robi to jedna osoba.
-Tak samo jak ty Paul ogarniasz swoją sypialnię.
-Bardzo śmieszne.
-Selene ma rację.
-Odezwała się ta z manią sprzątania.
-Wcale nie mam żadnej manii!
-Uspokójcie się! To nie pora na kłótnie! Zegarek zmienił kolor.
-Co?
Jasnowłosa pokazała im bakukomp którego mała dioda teraz nie świecić się na czerwono paliła się na niebiesko.
-To znaczy... Że jest? Naładowany?
-Nie wiem. Sprawdźmy to.
Selene próbowała go włączyć, jednak ten odmawiał posłuszeństwa.
-Chyba za szybko się ucieszyliśmy. 
-W takim razie zostaw go. Ja zamierzam się tu trochę rozejrzeć. 
-Arisa...
-O co ci chodzi? Nawet nie mogę się rozejrzeć?! 
Czarnowłosa była w tej chwili zła i wyładowała się na pierwszą osobę, która ją zaczepiła. 
-Jeśli będziecie mnie szukać będę w ruinach laboratorium. 
Kazami weszła do środka uważając jednocześnie, bo konstrukcja nadal mogła być niestabilna. W głowie wciąż kołowały jej się słowa matki. O co mogło w tym wszystkim chodzić? Gdzie ona była? Co jej groziło? I komu tak bardzo zależy na ukryciu prawdy o pradziadku Michaelu. Tu się dzieje coś dziwnego. I nic nie zdawało się tego wyjaśniać. Porozrzucane papiery niewiele dawały jasności, które były jakimiś obliczeniami a te ważniejsze na pewno spłonęły. 
-Rot... Widzisz to samo co ja?
-Ale co? 
-Dokładnie to. 
Podniosła z ziemi skrawek papieru, który jakimś cudem nie uległ zniszczeniu. Był na nim jakiś kawałek nazwiska i ewidentnie nie było to nazwisko profesora Gehabicha. 
-Co tam jest napisane?
-...ertzon... Nie mów mi, że....!
-Arisa?
Nastolatka zgniotła w pięści kawałek papieru. Jej oczy wyrażały gniew, którego jeszcze nigdy dotąd jej bakugan nie widział. 
-Czego on chce... czego on chce od mojej rodziny?!
-Kogo masz na myśli?
-Ertzon to końcówka nazwiska Hertzon. Klaus von Hertzon. Spotkaliśmy go wczoraj. 
-Nadal nic nie rozumiem. 
-On coś ma z tym wszystkim wspólnego, a ja się muszę dowiedzieć co. 
-Arisa, proszę przestań. Martwię się o ciebie. 
-Niepotrzebnie Rot. Od dłuższego czasu potrafię sama o siebie zadbać. 
-Co zamierzasz teraz zrobić?
-Złożyć małą wizytę panu niedoszłemu arystokracie. 
-Czekaj! Nie możesz tak znik...!
Jednak zanim bakugan dokończył swoje zdanie, strumień światła zdążył ich przenieść w miejsce położone nad... jeziorem. Dość szybko spojrzała na ekran swojej komórki, który tylko cofnął czas o godzinę. 
-Gdzie my w ogóle jesteśmy?
-W Niemczech. To tutaj ma on swój zamek. 
-Zamek? Arisa... czy ty wiesz coś o czym ja nie wiem?
-Sama się o tym niedawno dowiedziałam. Miesiąc po... zniknięciu mamy... tata mi o tym opowiedział. Ciebie wtedy przy tym nie było, byłeś w moim pokoju. Klaus von Hertzon to wojownik Aquos. Był też kiedyś Młodym Wojownikiem. Ojciec nie powiedział mi dokładnie jak, ale że to co się stało z mamą, to jego sprawka. Dawno się w niej zakochał i chciał by była jego, jednak ona wybrała ojca. I wtedy wszystko się zaczęło. Nie wiedziałam tylko, że miał coś wspólnego z moim pradziadkiem. Jednak to by wyjaśniało, czemu moja matka mogła go nienawidzić. Ale nadal jest wiele rzeczy, których nie rozumiem i mogę się tylko ich dowiedzieć z legalnego źródła. 
-Szukacie tu... czegoś?
Nie spodziewała się tak szybko go tu spotkać. To był on! Klaus on Hertzon we własnej osobie. 
-Nawet jeśli... Byłbyś gotowy nam pomóc?
-Nie przywykłem do pomocy nieznajomym. I jakoś widzę, jesteś tu sama. 
-Jestem Arisa Kazami. I nie policzyłeś mojego bakugana. 
Klaus czuł, że od dziewczyny bije chłód i wrogość. Nie rozumiał jednak dlaczego.
-Kazami, hmmm... 
-Coś ci nie pasuje?
-Myślisz o tym samym co ja... Syrenoid?
-Oczywiście, że tak mistrzu.
-O czym wy mówicie?
-To bardzo proste. O pojedynku. 
-Jakim pojedynku? Nie przyszłam tu by walczyć. 
-A jednak panienko Kazami po coś tu przybyłaś. A jeśli chcesz coś ode mnie, to musisz uczciwie wygrać by to uzyskać. 
-,,Co za... wkurzający typ." 
Teraz już wiedziała co tak mogło irytować jej ojca w nim. 
-Mówisz i masz, panie fałszywy arystokrato. 
-Dobrze, ale jeśli ja wygram, wyznasz mi całą prawdę o sobie, panienko. 
-Chciałbyś paniczu.
-Arisa... nie!
Było już za późno. Obydwoje aktywowali pole bitwy, znajdującej się teraz we dwoje. 
K-Klaus A-Arisa S-Syrenoid R-Rot
A: Pozwolisz, że ja zacznę, karta otwarcia... start. Bakugan... bitwa. Wentus Rot... start. 
Wówczas na polu zmaterializował jej się bakugan domeny wentusa.
K: Ciekawe... Ale to za mało by mnie pokonać. Bakugan... bitwa. Bakugan... start. Naprzód Syrenoid. 
S: Wygramy to jak każdą walkę mistrzu. 
R: Musisz być ostrożna Arisa, nie wiesz jakie sztuczki mają w zanadrzu. 
A: Ja zawsze jestem ostrożna. 
K: Możemy zaczynać.
A: Jak najbardziej. 
Przeciwnicy rozgrzali się na dobre. Nadciągał dość ciężki pojedynek.

Bonus #2 Rot i Rit - bakugany Arisy i Paula

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top