71. Odzyskana dusza

   Dan nie tracąc czasu, wyrzucił kartę otwarcia, która rozpłynęła się, dotykając powierzchni areny.

– Naprzód Drago! – Wyrzucił swojego partnera.

   W jego ślad poszedł Spectra. Kiedy bakugany w pełnej postaci stanęły naprzeciwko Jessie, dziewczyna oparła rękę o biodro.

– Zaskoczcie mnie – zażądała.

– Proszę bardzo. Super moc aktywacja! Smocza pięść! – Karta w gantlecie Phantoma zaświeciła się na czerwono.

   W stronę dziewczyny z zawrotną prędkością popędziła metalowa dłoń Heliosa. Z opuszek palców zaczęły wylatywać laserowe promienie. One oraz pięść uderzyli dokładnie w miejsce, gdzie stała wojowniczka.

– Oszalałeś?! – wrzasnął Dan w stronę niewzruszonego Spectry. – Zranisz Jess tymi atakami!

– Ty pojebany sukinsynie! – wydarła się Akane z trybun, ledwo powstrzymywana przez Jane przed przyzwoitym przywaleniem blondynowi. – Tylko zwykłe śmiecie tak postępują!

– Dan, naprawdę myślisz, że Tytan nie ochroni swojego naczynia? – Phantom zwrócił się do szatyna, ignorując coraz gorsze wyzwiska pod swoim adresem. – Jeśli ono zostanie zniszczone, on też.

– Brawo, brawo – rozległ się głos Tytana.

   Chmura pyłu opadła i ukazała Jessie, która stała bokiem i wyciągała rękę przed siebie. Osłaniała ją okrągła fioletowa tarcza. Helios prychnął, a jego metalowa ręka wróciła na swoje miejsce.

– Naprawdę myślicie, że jakaś żałosny cyborg mnie pokona? – spytała dziewczyna, przeciągając głoski. – Naiwni jesteście – Zmrużyła oczy. – ale mi to wcale nie przeszkadza.

– Nie myśl sobie, że wygrałeś – wychrypiał Helios.

– Nie myślę. Wiem to – odparła dziewczyna.

– Tornado płomieni! – wrzasnął Dan.

   Dziewczyna westchnęła ciężko, po czym zaczęła biec w stronę Dragonoida, zdając się nie zauważać ognia. Zrobiła obrót na jednej nodze i ręką otoczoną czarną poświatą po łokieć uderzyła w tornado. Po płomieniach nie pozostał nawet ślad. Kolejny cios Jess miał sięgnąć samego bakugana, ale ten odbił to swoją tarczą i dziewczyna wylądowała na ugiętych nogach na powierzchni areny.

   Przez to całe zamieszanie nikt nie zauważył, że Helios przywdział Niszczyciela. Dopiero czerwony błysk i dźwięk strzału zwróciły uwagę wszystkich. Huknęło i po raz kolejny w powietrzu zatańczyła chmura kurzu i pyłu. Dziewczyna odleciała na krawędź areny, zasłaniając się rękami. Jednak nie miała chwili wytchnienia, bo Spectra i Dan, który zrozumiał pomysł Phantoma, użyli kolejnych super mocy.

   O ile jeszcze pocisków Heliosa udało jej się uniknąć, to przed atakiem bezpośrednim Drago musiała zasłonić się następną barierą, ale i tak uderzyła o ziemię, oddychając ciężko.

   Odgarnęła włosy z twarzy i otarła pot z czoła.

– Huh, to ciało jeszcze nie jest w pełni moje – stwierdziła, podnosząc się z ciągle spuszczoną głową. – No dobrze...Koniec zabawy, szczeniaki.

– Ha? My się dopiero rozkręcamy! – zawołał Dan i sięgnął po kolejną super moc.

– Mylisz się – Dziewczyna zaczęła się śmiać. – Tutaj jest wasz koniec! – Podniosła głowę, a jej oczy stały się szkarłatne jak krew.


****


   Biegłam, biegłam i biegłam przez ten wymiar, mając ochotę zwyzywać tego, który go projektował. Otoczenie było takie monotonne! Sklepienie w czarno – białe zawijasy, a reszta podzielona na jasną i ciemną część. Pomijając fakt, iż ta mroczna z każdą chwilą nieco się powiększała, to wszystko było tak nieurozmaicone, że mogłam zasnąć w biegu! Jednak nie zrobię tego, bo wtedy szlag mnie weźmie i to na amen!

   O matko, jak ja tęskniłam w tej chwili za Fludimem. Może bywał marudny, ironiczny, nieogarnięty, ale zawsze stał po mojej stronie i teraz pewnie darłby mi się do ucha, że mam przyśpieszyć.

   Tak właściwie jedynym plusem całej sytuacji było to, że traciłam na wadze. Aki mnie zapewne za to udusi, ale kogo to interesuje? Jasne, nie chciała wyglądać jak wieszak, co to to nie, ale do bycia foką też się nie garnęłam. A w domu Marucho razem z Danem wżeraliśmy takie zapasy czekolad, ciastek czy fast foodów, że głowa mała.

   Stanowczo trzeba być mną, żeby podczas biegu, który miał, jakby nie patrzeć, zdecydować czy jeszcze kiedyś się ocknę, myśleć o swojej wadze. Może ja naprawdę byłam pozbawiona jakiegoś kawałka rozsądku? Ciekawe czy istniał jakiś lekarz od tego...

   Moje kochane szczęście ujawniło się w postaci korzenia, o który się potknęłam i przejechałam kilka metrów na kolanach, kończąc tym samym rozważania o wadze i lekarzach. To chyba wyraźny znak, że miałam się ogarnąć, bo inaczej po mnie.

   Gdzieś w oddali rozległ się głos. Nastawiłam uszy i przez chwilę starałam się wstrzymać oddech. Głos był energiczny, radosny i można powiedzieć, że niósł ze sobą dawkę ciepła, więc mógł należeć tylko do Dana.

   Wstałam i popędziłam dalej, a w mojej głowie kołatało się przeczucie, że drzwi były już niedaleko.


****


   Słowa Tytana zawisły w powietrzu niczym gęsty duszący dym.

– Koniec? Nie rozśmieszaj mnie! Zaraz będzie już po tobie! – krzyknął Dan.

   Dziewczyna obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i uniosła ręce na wysokość barków. Zaczęła mamrotać pod nosem, a po jej dłoniach poczęły biegać purpurowe iskry.

– Smoczy Koliber! – Kuso postanowił zapobiec atakowi Tytana.

   Jednak jego bakugan ani drgnął.

– Drago? Co jest?

– Nie mogę się ruszyć – odparł również zaskoczony, co jego wojownik, Dragonoid. – Dodatkowo czuję jakieś dziwne zimno w środku.

   Spectra zmarszczył brwi. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że to co Tytan teraz robił, miało z tym jakiś związek.

– Niszczyciel poziom trzeci! - Załadował kartę.

   Sytuacja się powtórzyła. Helios nie ruszył się z miejsca, tylko stał jak sparaliżowany. Nagle obydwa bakugany padły na ziemie, a na ich skórze pojawiły się czarne paski.

– Pytanie pierwsze, dlaczego taki potężny bakugan jak ja użył zwykłych strzał? – spytała Jessie, idąc w stronę wojowników Pyrusa. – Hm? Bo nie miałem innego ataku? Buuu, zła odpowiedź – Pokazała „x" palcami wskazującymi. – Poprawna odpowiedź brzmi: bo była w nich trucizna z moich własnych kłów!

– T-trucizna? – powtórzył z niedowierzaniem Dan. – Drago! – Chciał podbiec do przyjaciela, ale dziewczyna posłała w jego stronę fioletową kulę energii, która zmiotła go z nóg.

– A teraz czas na pytanie drugie! Czemu to zrobiłem? Nie wiecie, prawda? – Przystanęła koło Heliosa, który nawet gdyby chciał, nie mógł jej tknąć przez truciznę paraliżującą jego ciało. – Więc wam wyjaśnię! – zawołała słodkim głosem. – Zrobiłem to ponieważ – Uśmiechnęła się szeroko i niepokojąco. – uwielbiam dawać złudną nadzieję ludziom, że mogą coś zdziałać! Od samego początku chciałem was zabić!

   Po tych słowach dziewczyna wybuchła chichotem i machnęła dłonią. Zewsząd w stronę wojowników wystrzeliły czarne pociski, iskrzące się nieprzyjemnie.

– Dan! – Drago próbował podeprzeć się łapą, ale zimno przeszyło go wskroś i sprawiło, że zrobiło mu się ciemno przed oczami.

   Huknęło oraz błysnęło, a wojownicy siedzący na trybunach zerwali się na równe nogi i już chcieli zbiec na arenę, kiedy Ace, będący na czele, wpadł na niebieskawą tarczę.

– Co jest? – wymamrotał zdziwiony.

– Patrzcie! – Baron wycelował w arenę.

   Kiedy salwa się skończyła, wojownicy mogli ujrzeć, że Keitha oraz Dana otacza szczelna bariera w takim samym kolorze jak tarcza. Stworzyła je Reiko, która stała naprzeciwko Jessie, dysząc ciężko i mając złączone palce w kształt trójkąta.

– Huh, zapomniałem, że akurat ty odziedziczyłaś po mnie moc do tworzenia potężnych barier – Dziewczyna rozłożyła ręce. – Cóż ja teraz pocznę? – Klasnęła w dłonie, a w obydwa twory uderzyła kilka fal Darkusa.

   Reiko zacisnęła zęby i napięła mięśnie. Jessie pokręciła głową z politowaniem na ten widok.

– Długo tak nie wytrzymasz – Znów uderzyła. – Nie jesteś zwykłym duchem, prawda? – Na barierach zaczęły tworzyć się rysy. – Jeśli dalej będziesz tak używała swojej mocy, to w końcu twoje sztuczne ciało się rozpadnie, a ty sama znikniesz! – Posłała dwie fale. Reiko zakrztusiła się i po brodzie spłynęło jej nieco błękitnej substancji.

– Czyli tego chciałeś od samego początku? Pozbycia się tych dwóch? – wydusiła. – Czemu?!

– Czy to nie oczywiste? – Jessie przechyliła głowę. – Samo przejęcie całkowite ciała może zająć kilka dni, a ja nie mam tyle czasu. Więc uznałem, że jeśli spaczę jej ręce jakimś okrutnym czynem, uzyskam całkowitą kontrolę. Pewnie teraz myślisz: „Dlaczego akurat ta dwójka? Przecież mogłeś wyzwać jej najlepsze przyjaciółki, efekt byłby taki sam!". Owszem, masz rację, ale powiedzmy, że nie darzę wojowników Apollonira zbyt miłym uczuciem.

– Naprawdę myślisz, że ci na to pozwolę? – syknęła Reiko, obracając wewnętrzną stronę dłoni do góry, przez co bariery podwoiły swoją grubość.

– A ty myślisz, że potrzebuję twojej zgody? – odparowała dziewczyna.

   Wzięła zamach rękami, a w tarcze uderzyły ogromne włócznie z lśniącym czarnym ostrzem. Kobieta krzyknęła z bólu, który przeszył jej ramiona i umysł.

– Och, ta mieszanka desperacji i rozpaczy w twoich oczach Reiko jest oszałamiająca. Niestety, znowu nikogo nie ocalisz. Wszyscy zginą, bo byłaś głupia i naiwna – roześmiała się dziewczyna, robiąc obrót, aż zafalowała jej koszula nocna. – Po prostu się poddaj. Te bakugany już nie wstaną, twoje bariery pękną, ci dwaj zginą. PRZEGRAŁAŚ.


****


   Kiedy dostrzegłam półkoliste drzwi, miałam ochotę wydrzeć się z radości. Były oczywiście zrobione z czarnych i białych desek, bo przecież inne kolory na tym świecie nie istniały. Jedynym wyróżniającym się elementem była srebrna gałka ozdobiona szmaragdową literą „E". Złapałam za nią, gdy cały wymiar znów się zatrząsł, a z sufitu odleciało kilka zdobień, które huknęły o ziemię. Ciemna strona przejęła znaczną część jasnej.

   Widać zdążyłam niemal w ostatnim momencie. Przekręciłam gałkę i popchnęłam drzwi. Nie ruszyły się nawet o milimetr. Spróbowałam mocniej, a potem z rozpędu, ale za każdym razem działo się to samo. Poczułam, że mój żołądek wykonuje salto.

   „PRZEGRAŁAŚ"

   Ta myśl zaszumiała mi w głowie, kiedy odeszłam kilka kroków od drzwi. O nie, mowy nie ma! Zaczęłam uderzać w nie pięściami lub kopać z półobrotu, a ta cholerna kupa desek nic! Odliczyłam w myślach do dziesięciu, zwinęłam dłoń w pięść i odsunęłam rękę. Nędzne ochłapy mocy poczęły się wokół niej zbierać. Zignorowałam szpilki wbijające mi się głowę i trzasnęłam z całej siły w drzwi. W efekcie poleciałam w tył i uderzyłam plecami o kawałek sufitu.

   Podniosłam się na łokciach i rozluźniłam palce, oddychając szybko. Dlaczego? Czemu za każdym cholernym razem działo się coś takiego?!

   „Ze mną nie wygrasz. Jesteś zbyt słaba."

   Zacisnęłam szczęki i podniosłam się.

– Przekonamy się – warknęłam.

   Odpowiedział mi cichy chichot.


****


   Bariery pękły, a ich błękitne fragmenty błysnęły w świetle niczym diamenty. Reiko padła ledwo przytomna na ziemię. Po jej poranionych rękach spływały strumyki niebieskiej cieczy, które tworzyły wokół niej ramkę.

– Żałosne! – zarechotała dziewczyna. – Nigdy ze mną nie wygrasz, nigdy nikogo nie ochronisz – Ton głosu jej schłodniał, kiedy położyła nogę na głowie kobiety. – Po prostu zniknij.

   Już chciała kopnąć Reiko prosto w twarz, gdy wraz z okrzykiem „Leaus!" na arenie pojawił się bakugan. Jessie została odepchnięta silnym uderzeniem wiatru.

– Mógłbyś się wreszcie zamknąć? – warknęła Akane, schodząc na arenę. – Łeb mi pęka, gdy słucham twojego pieprzenia – Oparła dłoń o biodro, patrząc lodowato na dziewczynę.

– Ooo, jaka przerażająca postawa – zapiała Jessie. – Też chcesz walczyć?

– Skoro ci frajerzy nie potrafią – Japonka spojrzała na Spectrę i Dana. – To ktoś ci musi dokopać, nie?

   Jessie uśmiechnęła się szeroko i ugięła lekko nogi, gdy nagle Dragonoid wstał. Wszyscy zamarli, a kiedy Helios również się ruszył, na twarzy szatynki przewinęła się dezorientacja, która jednak szybko zniknęła, a dziewczyna spojrzała rozwścieczonym wzrokiem na Reiko. Kobieta podniosła się na drżących rękach i otarła wierzchem dłoni spierzchnięte usta.

– TY! – wrzasnęła nieludzkim głosem Jessie. – Coś ty zrobiła?!

– Nic wielkiego – Reiko wzruszyła ramionami. – Tylko unieszkodliwiłam twoją truciznę.

   Jessie warknęła pod nosem i spojrzała roziskrzonymi oczami na bakugany. Dostrzegła przy ich pyskach niebieskie kropelki i wszystko zrozumiała. Krew jego potomków działała na jego jad na takiej samej zasadzie jak surowica. Dlatego Reiko dała się tak okropnie poranić.

– Huh, to wam w niczym nie pomoże – Przyłożyła dłoń do klatki piersiowej. – Bicie tego serca słabnie, jeszcze tylko kilka chwil i będziecie mogli pożegnać Jessie.

   Reiko nie zwróciła uwagi na jej słowa, tylko odwróciła głowę w stronę Dana i Keitha. Wzięła głęboki wdech, a jej oczy się zamgliły.

– Musicie zrobić to co wcześniej – wyszeptała z wysiłkiem. – Jeśli zdołacie wystarczająco mocno osłabić Tytana, Jess będzie mogła odzyskać kontrolę – Głos kobiety stawał się coraz słabszy, odleglejszy. – Proszę...

   Spectra popatrzył na nią bez słowa i załadował kartę. Dan zerknął na Drago, a kiedy ten skinął głową, uczynił to samo. Akane westchnęła i wyciągnęła super moc.

– Niszczyciel poziom trzeci!

– Smoczy koliber!

– Zabójczy podmuch!

   Wokół sylwetki Jessie zapłonęła fioletowa aura, a jej włosy zaczęły się unosić. W czerwonych oczach dziewczyny gościł tylko wyraz chęci zniszczenia. Odbijała ataki lub unikała ich z dzikim zacięciem na twarzy. Raz po raz strumienie ognia zderzały się fioletowymi wiązkami, a wiatr odganiał czarne iskrzące się kule. Bitwa stawała się coraz bardziej zacięta, a Akane zauważyła, że zaraz zabraknie jej kart. Nagle w Leausa uderzył odbity atak Drago połączony z energią Darkusa, przez co bakugan zamienił się w kulkę.

– Kuźwa! – zaklęła Japonka, łapiąc przyjaciela. – Tylko tego nie spieprzcie! – krzyknęła.

   Jessie dyszała ciężko, opierając dłonie o kolana. Kropelki potu spływały jej z czoła, a mięśnie paliły żywym ogniem.

– Niemożliwe – Zacisnęła dłonie na materiale koszuli. – Mojej ciemności nie da się zniszczyć światłem! Jest zbyt głęboka!

– Mylisz się – wymamrotała Reiko. – Twój mrok jest tylko żałosną imitacją prawdziwej potęgi tego żywiołu. Nigdy nie zrozumiałeś, że posiada on też drugą stronę, dlatego przegrasz.

   Ledwo wypowiedziała te słowa na arenie rozległ się krzyk. Jessie złapała się za głowę i zgięła wpół, drżąc. Zacisnęła mocniej palce na skórze.

– Wynoś się z mojego ciała! – Głos, który tym razem wydobył się z jej gardła, niezaprzeczalnie należał do niej.

– Jess! – wrzasnął uradowany Dan.

– Dan... – Dziewczyna uniosła głowę, a z oka mającego już oryginalną orzechową barwę popłynęła łza. – Keith...Ugh! – Przymknęła oczy. – Spieprzaj z mojej głowy, psychopato!

– Jess! – Kuso rzucił się w jej stronę, ale w samą porę Spectra złapał go za ramię, bo twarz Jessie wykrzywiła się we wściekłym grymasie.

– Zamilcz, gówniaro! 

– Dan, teraz! – wrzasnął Phantom. – Hiper Działo Haosu!

– Jasne! – Kuso wyrzucił rękę z gantletem ku górze. – Impuls smoka!


****


   Syknęłam, kiedy moja świadomość została „odcięta". Drzwi udało mi się uchylić na szerokość dłoni, dzięki czemu mogłam na chwilę odzyskać kontrolę. Jednak nie spodobało się to Tytanowi, który stał pod drugiej stronie. Oparłam dłonie o deski i mocno na nie naparłam.

   Widziałam, że Keith i Dan walczą. Widziałam, co się stało z Reiko. Nie mogłam pozwolić, by ta szkarada dłużej się tu panoszyła!

   Nie mogłam!

– To koniec gry, Tytan! – wydarłam się.

– Nie wygrasz ze mną! Nie pozwolę ci!

– Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić te pozwolenie?! – warknęłam. – Nie po to tyle walczyłam, by zniknąć!

– A po co ty chcesz wracać?! Niczego nie masz! Jesteś tylko sierotą, którą wszyscy zechcą wykorzystać!

   Zaśmiałam się gorzko. Niczego nie miałam? Tak, moja biologiczna rodzina nie żyje, ale...ale czy to właśnie nie mama, papa i Mick nie czekają na mnie w naszym domu w Los Angeles. Czy to nie właśnie dzięki Danowi i Spectrze jestem w stanie w ogóle ruszyć te drzwi?!

   Nie byłam sama. Miałam ciągle przyjaciół i jeśli mogłam ich znów ujrzeć, to miałam gdzieś czy nosiłam nazwisko Knight czy Elevenor! Czy byłam Ziemianką czy Vestalianką! Wszystko mi jedno!

   Te słowa wypełnione niezrozumiałą dla mnie mocą stały się moją siłą. Pchnęłam mocno w deski, a drzwi wreszcie poddały się i otwarły na całą szerokość. Wpadłam w pustą przestrzeń oświetlaną tylko przez nieliczne białe ogniki. Tytan odwrócił się zaskoczony, gdy złapałam go za ramię. Teraz był śmiesznie mały i powykrzywiany. Trzasnął mnie w twarz powykręcanymi palcami, a z moich policzków trysła krew. Zacisnęłam zęby i pociągnęłam go za sobą. Przez chwilę ze mną walczył, ale gwałtownie osłabł. Jego szkarłatne oczy rozszerzyły się.

– Prze...grałem? – wychrypiał.

– Tak – wycedziłam ze mściwą satysfakcją. – A teraz się wynoś! – Przedarłam się z nim na drugą stronę drzwi, a tam rzuciłam go w stronę jasnej części, która w błyskawicznym tempie się odbudowywała.

   Tytan padł jak długi. Kiedy światło dotknęło jego ciała, wrzasnął, gdyż promienie przebiły mu skórę na wylot. Próbował wstać, ale nie zdążył, bo objął go złocisty płomień.

– Moja ciemność! – jęknął jeszcze. – Moja piękna ciemność!

   Buchnęło mi żarem w twarz, przez co zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, po Tytanie nie pozostał ślad.


****


   Ryk Tytana i trzask zmieszały się w jeden ogłuszający dźwięk. Wojownicy zasłonili się rękami przed nagłym podmuchem wiatru, który począł szarpać ich ubrania. Kiedy ustał, a dym rozwiał się, usłyszeli cichy, ale tak dobrze znany im głos.

– Chyba udało się nam, nie? – Uśmiechnęła się Jess, klęcząc na środku areny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top