7. Powoli mi odbija czy wreszcie mam szczęście?
Nie wiedziałam, co ten pierzasty pajac planował, ale czułam, że jeśli czegoś nie zrobię, to skończę jak Gus. Jak zwykły sługa bez szans na przyszłość. Może trochę dramatyzowałam, jednak moje położenie do najlepszych nie należało. Zgodziłam mu się pomóc, a to może się skończyć tak, że jeszcze bardziej wplączę się w jakąś jego sieć intryg.
Dlatego właśnie uznałam, że muszę sprawić, by ci dwaj (Hydron&Spectra) jeszcze bardziej skakali sobie do gardeł, dzięki czemu maksymalnie odciągnę od siebie uwagę i może uda mi się po ciuchu zwiać? Tylko jak to zrobić?
Bez patrzenia gdzie chcę wejść, otworzyłam drzwi.
– Spectra! Hydron... – urwałam, gdy ujrzałam, że wbiłam do schowka na miotły.
Drzwi za moimi plecami zatrzasnęły się. Nie ma to jak miły początek dnia...
– Otwierać! Tu śmierdzi! – kopnęłam w nie. – Bo zemdleję, uderzę się w głowę, umrę i Zenoheld was wypatroszy! – darłam się.
– Spokojnie. – ten chłodny ton należy pewnie do Mylene.
Poczekać grzecznie, aż mnie uwolni czy wkurzyć cały pałac?
– Mam klaustrofobię! Aaa te ściany się do mnie przybliżają! One mnie za chwilę zmiażdżą! Mylene, zrób coś! Mamo widzę duchy! Babciu Mary oczekuj mojej wizyty! – paplałam, denerwując niebieskowłosą.
– Błagam, ucisz się. – mruknęła.
– A kiedy zaczniesz się dziewczęco ubierać? – spytałam tak bardzo do tematu.
– Zamilcz! – warknęła.
– Ojj nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi. A ty nie masz czym szastać. Phaaa! – sięgnęłam po miotłę i zablokowałam drzwi.
Mylene z całej siły w nie kopnęła. Chyba była troszeczkę zła.
– Ej co tej małej odbiło? – spytał Shadow.
– Mała to jest twoja pała! Badum! – zaśmiałam się.
– OTWIERAJ TE DRZWI! – wrzasnęła Mylene.
– Jak będziesz się tak darła, to nikt cię nie zechce. – pouczyłam ją.
– Shadow, idź po łom. – powiedziała wściekła.
– Ale jest zabawnie. – zaprotestował Prove.
– Co tu się dzieje? – usłyszałam głos dorosłego mężczyzny.
– Królu, dziewczyna, którą kazałeś porwać, zamknęła się w schowku – poinformowała go Mylene. A to donosiciel jeden!
– A wy co robicie? – spytał Zenoheld.
– Próbujemy ją stamtąd wyciągnąć. – powiedział Shadow, kopiąc drzwi.
– Jessico. – powiedział władca surowym tonem. – Wyjdź do nas.
– Ale Mylene mnie pobije!
– Nikt nic ci nie zrobi.
Decyzja życia: wkurzyć króla i mieć przerąbane czy iść na ugodę? Gdyby nie fakt, że mogą coś zrobić mojej rodzinie, Zenoheld piłby już melisę. Odblokowałam drzwi, wzięłam głęboki wdech i wyszłam.
Fakt numer jeden: awantura ściągnęła wszystkich Vexosów.
Drugi: król miał tandetny strój i wyglądał na wściekłego.
Trzeci: Spectra mnie zamorduje.
Nie myśląc (jak zawsze) co mówię, rzekłam:
– Ten gość w stroju rodem z lumpeksu to król?!
Gus zrobił klasycznego facepalm'a, Phantom się załamał, a reszta miała miny al'a WTF.
– Widzę, że jesteś strasznie arogancka. – warknął Zenoheld.
– Nie ty pierwszy mi to mówisz. – Jego mina powiedziała mi, że powinnam się zamknąć.
Gdy tylko umilkłam, pokazał mi gestem, że mam iść za nim. Zabije mnie czy zabije?
– Bądź grzeczna. – szepnął mi do ucha Hydron.
Kiwnęłam głową. Mój świetny plan by go jeszcze bardziej skłócić ze Spectrą diabli wzięli (pomińmy, że jeszcze żadnego nie miałam). Przeklinając pod nosem, wpatrywałam się w królewski płaszcz przede mną. Ej a gdyby tak...
Spojrzałam do tyłu. Odeszliśmy spory kawałek. Najciszej jak mogłam, zatrzymałam się. Brak reakcji. Cofnęłam się kilka kroków. Król dalej szedł, ignorując mnie. No to gnij w piekle staruchu!
Obróciłam się na pięcie, upewniłam, że nie próbuje wbiec do schowka i popędziłam przed siebie. Przebiegłam przez kilkanaście korytarzy. W końcu zatrzymałam się i zaczęłam uważnie nasłuchiwać. Piętro niżej słychać było jakieś krzyki. Czyli już ogarnęli, że zwiałam.
Nagle do moich nozdrzy dobiegł aromatyczny zapach. Gdzieś tu musi być kuchnia! Podążając za aromatem, dotarłam do ogromnego pomieszczenia. Uwijało się w nim z dwadzieścia osób. Dostrzegłam wieszak z białymi fartuchami i fioletowymi czepkami. Przebrałam się i wkręciłam w tłum.
– Przypraw to. – jakiś chłopak wcisnął mi do rąk półmisek z kurczakiem.
Ahaaa. Gdybym jeszcze wiedziała czym konkretnie. Podeszłam do szafki i zaczęłam wyciągać różne buteleczki. Pieprz, sól, bazylia, coś czego nie umiem przeczytać i jakieś inne rzeczy. Czemu tu nie ma nalepki ,,Przyprawy do kurczaka''?! Za chwilę mnie szlag trafi przez ten brak organizacji!
Posypałam to bazylią i czymś tam jeszcze, po czym podeszłam do tego chłopaka.
– Masz. – Podałam mu kurczaka. – Skończyłam. – jego mina była bezcenna.
– Eee, to przygotuj indyka, ok? – popatrzył się na mnie dziwnie.
– Pewnie! – kucharka z piekła rodem wkracza do akcji!
Indyk już z rozciętym brzuchem czekał na farsz. Właśnie zastanawiałam się czy użyć chochli do wepchnięcia go tam, gdy do środka wpadli Shadow, Volt i Spectra. Wiać! Wyjęłam mąkę, sól i pieprz. Nie wyjdę przecież bez odpowiedniego pożegnania, nie?
– Jessica! – wrzasnął na mój widok Spectra.
Rozwaliłam torbę mąki. Kiedy Shadow po omacku wyciągał do mnie ręce, sypnęłam w niego solą, a w Volta pieprzem. Phantoma znokautowałam indykiem i zwiałam na zewnątrz. Prosto w ramiona Hydrona. No serio?! Powinny być jakieś limity pechu!
– A ty gdzie się wybierasz? – uśmiechnął się złośliwie.
Wyrwałam mu się, trzepnęłam indykiem po twarzy i cała w mące wybiegłam na schody.
– JESSICA! – ryknął Spectra, gdy byłam już na dole.
– Wiej dziewczyno, jeśli chcesz mieć nogi! – krzyknął Fludim.
– Dzięki za wsparcie! – wpadłam do jakiejś sypialni i zabarykadowałam drzwi.
Potem oparłam się o ścianę, próbując uspokoić oddech.
– Do szafy. – syknął Fludim, gdy usłyszeliśmy odgłosy pościgu na korytarzu.
– Nieee to przereklamowane. – uśmiechnęłam się szatańsko. – Mam lepszy pomysł.
– Przypomnij mi, że następnym razem, kiedy wpadniesz na równie genialny plan to mam ci przywalić. – powiedział załamany bakugan, podczas gdy ja czołgałam się w wentylacji z deską na plecach.
Jak do tego doszło? Na początku chciałam (nie śmiać się!) spuścić się w toalecie, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. Więc kiedy pościg był tuż-tuż, wyrwałam deskę z podłogi jako broń i wskoczyłam do wentylacji. Taka krótka historia o byciu totalną kretynką.
Dotarłam do małego okienka i wyskoczyłam na zewnątrz, lądując prosto pod tron...Naprawdę?!
– Łaskawie się zjawiłaś. – powiedział chłodno Zenoheld. – Dziewczyna już jest. Koniec pościgu. – rzekł do komunikatora. - Więc moja droga panno. – popatrzył na mnie groźnie. – Co to miało być?
– Nic. – wzruszyłam ramionami z miną niewiniątka.
– Nie chcesz nam pomóc, robisz afery, obrażasz Vexos'ów... – zaczął wymieniać moje winy.
– Porwaliście mnie, grozicie mojej rodzinie i jesteście wredni. – weszłam mu w słowo. – Więc nie oczekuj cudów na kiju! – skrzyżowałam ręce i czekałam na odpowiedź gotowa każdej chwili biec, ile wlezie.
Król przejechał tylko ręką po twarzy, a po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech, kiedy ktoś wszedł.
– Spectra! Dobrze, że jesteś. Zajmiesz się Jessicą.
Fajnie by było, gdyby ktoś zapytał się mnie o zdanie, ale nieee. Po co?! A zostawienie mnie z Phantomem to bardzo zły pomysł. Szczególnie po tej akcji w kuchni. Chłopak chwycił mnie za ramię i dosłownie wywlókł z sali.
– Myślisz, że jesteś taka zabawna? – syknął. – Przez ciebie mam podbite oko.
– Przez maskę i tak nie widać. – mruknęłam.
– Cisza! – wepchnął mnie do jego pokoju.
Planuje mnie zabić, pożreć czy torturować?
– Słuchaj uważnie. – powiedział, zamykając drzwi. – Jeśli narazisz się Zenoheldowi to definitywny koniec. Nawet ja ci wtedy nie pomogę!
– To tylko stary dziadzio. – prychnęłam.
– A twoja rodzina? – trafił w mój czuły punkt.
Zagryzłam wargę i wbiłam wzrok w czubki butów.
– To jest właśnie twoja słabość, której ja nie posiadam. – powiedział.
– A twoja siostra?
– To była siostra Keitha. – poprawił mnie. – A on już nie istnieje. – uśmiechnął się satysfakcją.
Z czego on się cieszy? Rani Mirę...
– Rzeczywiście masz się czym chwalić. – powiedziałam chłodno.
– Nie rozumiesz? Twoja słaba strona to troska o rodzinę. Gdybyś się od niej odcięła, bez trudu byś stąd zwiała.
– Nie obchodzi mnie zdanie kogoś takiego jak ty! – warknęłam.
– Ziemianie są tacy słabi. – na jego twarzy odbiło się znudzenie. – Chociaż mogą być potężni, wolą zajmować się innymi.
Bycie silnym ale pustym w środku. Taki właśnie był Spectra. Ale te jego oczy. W nich było uczucie. Może to dlatego je ukrywa?
– Skończmy tą dyskusję. – wtrącił się Fludim.
Nagle na ścianie wyświetlił się holograficzny obraz Gusa.
– Wszystko gotowe. – powiedział.
– Wspaniale. Razem z Mirą czekajcie na Wojowników w wyznaczonym miejscu. – polecił blondyn.
Grav tylko się skłonił i zniknął.
– Ruszamy. – chłopak zaczął wciskać jakieś przyciski w swoim gantlecie. Otoczyło nas fioletowe światło i zniknęliśmy.
Wylądowaliśmy w czymś, co przypominało monitoring. Na wielu komputerach wyświetlały się różne pomieszczenia. Na jednym ekranie zobaczyłam Shuna i Marucho walczących z Prove i Mylene. Udało im się wydostać. Tyle dobrze.
Nagle na jednym obrazie wyświetlił się obraz przedstawiający ostatni kontroler umieszczony w podziemiach.
Spojrzałam na Fludima. Wyglądał na zaniepokojonego i szczęśliwego jednocześnie.
– Jessie, idź prosto korytarzem, a potem skręć w lewo. Zobaczysz wyniki moich prac.
Mało mi się to podobało. Wyszłam z monitoringu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru iść tam, gdzie mi kazał. Chciałam uciekać od tych szaleńców, wojny, mojej mocy i tego wszystkiego, co powoli sprawiało, że wariowałam. Musiałam jednak pomóc Fludimowi. Był moim bakuganem i przyjacielem.
Ogarnęłam, że korytarz miał tylko skręt w lewą stronę. On mnie ma za idiotkę czy jak?!
– Wielki pan naukowiec. – prychnęłam.
Doszłam do czegoś w rodzaju szklanego balkonu. Widziałam z góry całą arenę. Właśnie do środka wbiegli chłopak z seledynowymi włosami i Dan. Z przeciwnej strony wyszli Mira i Gus. Dziewczyna niosła jakieś podłużne pudło. Czy to te mechaniczne bakugany? Postawiła je na ziemi i towarzysz Dana zaczął coś krzyczeć. Niestety nie mogłam usłyszeć co. Zapowiadała się ciekawa walka..
****
– Czy mi się wydaje, czy ta dziewczyna... – zaczął Fludim.
– Oszukała Vexosów! – dokończyłam za niego.
Wściekły Gus popchnął ją na ziemię. Wychowany się znalazł. Powalczył chwilę z Ace'm – ustaliłam imię po okrzykach Dana i Miry – ale szybko przegrał.
Nagle wszystko zaczęło się trząść, a podłoga pod wojownikami zapadać. Grav zniknął z pola widzenia.
– Jessie, mamy szansę! – krzyknął Fludim.
Mogłam rozbić szybę i skoczyć do Ruchu Oporu. Walnęłam pięścią w balkon. Zero reakcji. Kopnęłam. Znowu nic.
– Musisz użyć mocy. – powiedział mój bakugan.
– Tylko jak?! – jęknęłam zrozpaczona.
A gdyby tak rozpędzić się? Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Z całej siły uderzyłam w środkową szybkę. Poczułam ostry ból i zobaczyłam przybliżającą się podłogę. Przeleciałam przez wyrwę, która w niej powstała. Pikowałam prosto w lawę! Z piersi wyrwał mi się pisk przerażenia. Poczułam, jak coś delikatnie łapie w talii i spostrzegłam Fludima w oryginalnej formie.
– Kontroler został zniszczony. – poinformował mnie, gdy usiadłam mu na ręce.
Z prawej dłoni leciała mi krew i tkwiło w niej kilka odłamków szkła. Z cichym jękiem wyrwałam jeden.
– Nie ruszaj tego. – usłyszałam stanowczy głos.
Uniosłam głowę i zobaczyłam Mirę. Fludim wylądował na stałym gruncie i postawił mnie na ziemi. Wojownicy popatrzyli się na mnie nieufnie, ale miałam to gdzieś. Krew leciała coraz mocniej, a ból z każdą chwilą nasilał się.
– Jesteś Vexoską? – spytał ostro Ace.
– Nie. Właśnie im uciekłam. – odparłam.
– Coś ci nie wierzę. – mruknął chłopak.
– Mówi prawdę. – wtrąciła się Mira. – Została porwana przez Vexosów. To Ziemianka.
– Serio?! – wytrzeszczył oczy Dan.
Kiwnęłam głową.
– Jestem Jessica Knight. Pochodzę z Los Angeles. - przedstawiłam się. – Macie jakieś plastry? – spytałam.
– Ty krwawisz! – zauważył Ace.
– Dobre tempo, kolego. – mruknęłam.
– Daj mi to obejrzeć. – Shun podszedł do mnie i delikatnie ujął moją dłoń. – Trzeba szybko zatamować krwotok i wyrwać szkło. – Ujął jeden kawałek w dwa palce. – Zaciśnij zęby. – polecił i go wyrwał.
Po chwili moja dłoń była czysta i owinięta w bandaż.
– Dziękuje. – uśmiechnęłam się słabo.
– To teraz spadamy! – zarządził Dan.
Wskoczyłam na ramię Fludima. Z tego co zauważyłam, podczas ratowania mojej ręki zdążył się dogadać z Drago i Ingram. Wylecieliśmy z podziemi. Dopiero teraz do mnie dotarło, że uciekłam! Udało mi się! Kierowaliśmy się na górę. Do pałacu.
– Co macie zamiar zrobić? – krzyknęłam do Shuna.
– Uwolnić nasze bakugany i ostatecznie rozprawić się z Vexosami! – odkrzyknął.
Czyli znów muszę zobaczyć te mordy. Niby z Ruchem Oporu jestem bezpieczniejsza, ale czy aby na pewno? Nie chcę tam wracać!
Wtem straciłam grunt pod nogami. Fludim wrócił do formy kulistej. Co tu się dzieje?! Znów leciałam w dół. Chyba tym razem roztrzaskam się na dobre. Zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o tym, że za chwilę zginę.
– Mam cię! – krzyknął Marucho, łapiąc mnie za rękę.
Trzymał się kurczowo nogi Miry, a ta ściskała Shuna. Po chwili polecieliśmy do góry i wylądowaliśmy na windzie. Dan, Ace i różowowłosy gościu nie mieli tyle szczęścia. Dalej spadali.
– Nic im nie będzie. – uspokoił mnie Marucho.
– Mam nadzieję. To jaki jest plan? – zwróciłam się do reszty.
– Wiesz, nie chcę cię do niczego zmuszać. W końcu tyle przeszłaś. – zaczęła Mira, ale jej przerwałam.
– Muszę się odegrać na Vexosach. – wyszczerzyłam zęby. – Zresztą i tak miałam zamiar wam pomóc.
– Skoro tak. – uśmiechnęła się lekko. – To witaj w drużynie!
– Przepraszam, że przerywam tą wzruszającą scenę. – rzekł Fludim. – Ale czemu znów jestem kulką?!
– Widocznie jest jeszcze jeden kontroler. – powiedział Shun.
– Musimy dostać się do sali tronowej. – zaczęła objaśniać plan Mira. – Potem odnaleźć posągi i uwolnić bakugany, które są w nie zamienione.
– Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. – mruknął mistrz motywacji, Fludim.
– Przestań marudzić! Jakbyś nie zauważył, mam dzisiaj farta życia! – krzyknęłam.
Winda się zatrzymała. Staliśmy w dobrze mi znanym białym korytarzu z kolorowymi witrażami.
– Mogę was zaprowadzić. – powiedziałam. – Byłam tu tysiąc razy.
– Dobra, prowadź. – odparł Shun.
Bezbłędnie dotarliśmy do sali. Mira zajęła się bawieniem przyciskami na tronie Hydrona.
– Więc tak to wygląda. – wyszeptał Marucho z wyraźnym podziwem, rozglądając się.
– Mnie już zbrzydła. – mruknęłam.
Kiedy żelazne drzwi za tronem się otworzyły, naszym oczom ukazały się posągi pięciorga legendarnych bakuganów.
– Skyress. – Shun podszedł do swojego dawnego bakugana.
– Preyas! – krzyknął przerażony Marucho.
Ich przyjaciele zamienieni w zimne rzeźby z powodu głupiej zachcianki rozpieszczonego księcia. Czułam wypełniające mnie gorąco. Moja moc domagała się wyjścia...
– Czy nikt nie nauczył was pukać? – spytał z wyraźną kpiną Hydron, wychodząc zza jednego z posągów.
Nasze dyskretne wykonanie trafił szlag.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top