60. Druga twarz

– Karta otwarcia start! – krzyknęła Akane. – Leaus! – Bakugan powstał w swojej oryginalnej formie.

   Oddział strażników gwałtownie się zatrzymał, niepewny co ma zrobić. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie. Właśnie o to jej chodziło.

– Co się stało? – Zrobiła piruet. – Boicie się zaatakować? Jesteście takimi tchórzami jak wasz władca i jego synek? – Kilku mężczyzn drgnęło. – Och, czyżbym was zdenerwowała? – zachichotała. – Wybaczcie, ale pomyślałam, że takie śmiecie nie mają już ani krzty własnej godności.

   Strażnicy nie wytrzymali i ruszyli do ataku, jednak Akane tylko na to czekała.

– Zabójczy wiatr. – wyszeptała i z chorą satysfakcją obserwowała, jak jej wrogowie padają od ciosów lub są wciskani w ścianę.

   Leaus szybko uporał się z oddziałem i zerknął na swoją wojowniczkę. Widział, że dziewczyna stała się inna, lecz był już do tego przyzwyczajony. Musiał się tylko starać, by ataki nie były za mocne. Nie chciał przecież nikogo zabić. Podobnie jak Akane, ale ona teraz myślała wyłącznie o zemście na Hydronie i nie przejmowała się, że może komuś zrobić poważną krzywdę.

– Zajmę się resztą straży, a ty biegnij do tego szczeniaka. – powiedział. – Poradzisz sobie?

– No jasne! – Akane uśmiechnęła się promiennie. – Nee, mam malutką prośbę.

– Jaką?

   Przekrzywiła głowę, a na połowę jej twarzy spłynęły fioletowe włosy.

– Zniszcz jak najwięcej z tego pałacu, dobrze?

   Bakugan westchnął.

– Postaram się.

– Powodzenia! – zawołała i pobiegła dalej.


****


   Hydron zerwał się gwałtownie z fotela. Z drzemki wypełnionej kolejnymi koszmarami wyrwały go hałasy i krzyki na korytarzu. Przetarł powieki i wstał, ale wszystko gwałtownie ucichło.

– Co jest? – wyszeptał, zakładając gantlet. – Wojownicy? – Już chciał otworzyć drzwi, gdy jego ręka zamarła na klamce.

   Powinien im przeszkodzić czy dać pokonać swojego ojca? A może to Zenohled wygra? Czy Wojownicy?

   Co on miał zrobić?


****


   Akane splotła ręce za plecami i obserwowała spode łba dwójkę wrogów, którzy celowali w nią włóczniami, po których ostrzach skakały iskierki prądu.

– Moglibyście się przesunąć? – spytała przesłodzonym głosikiem, podchodząc kilka kroków.

   Nie odpowiedzieli, tylko przygotowali się do ciosu.

– Czyli nie. Szkoda. – Obiła się od ziemi, podparła ręką o ścianę i kopnęła ciężkim, obutym metalem, butem prosto w twarz strażnika. Czuła przyjemnie buzującą w żyłach adrenalinę i rozciągnęła usta w jeszcze szerszym uśmiechu

   Gdy dostrzegła kawałek skóry pomiędzy hełmem a zbroją, wyciągnęła paralizator i uruchomiła. W jej oczach błysnęło zadowolenie na widok iskierek prądu skaczących po mężczyźnie. Kiedy stracił przytomność, odrzuciła go kopniakiem w bok.

– Cholera. – Zauważyła, że ma niezbyt głęboką ranę pod nadgarstkiem. Zlizała nieco krwi. – Wracamy do zabawy? – Przyłożyła paralizator do ust i spojrzała wyczekująco na drugiego strażnika.


****


   Shun obserwował spod wpółprzymkniętych powiek krążącego w kółko po pokoju Dana. Reszta wojowników siedziała na kanapach i wbijała wzrok w podłogę lub w tapetę, byleby nie patrzeć na siebie. Dodatkowo panowała ponura cisza. Wszystko to sprawiało, że od samej atmosfery panującej w pomieszczeniu można było się udusić.

   Mira podparła głowę dłonią, nie odrywając wzroku od falujących koron drzew za oknem. Wiedziała, że powinna jakoś zmotywować drużynę, jednak w jej umyśle panował teraz prawdziwy zamęt pytań i różnych myśli.

  Czy one nas zdradziły?

  Dlaczego poleciały do pałacu? W jakim celu?!

   Przygryzła wargę i zacisnęła mocniej palce. Wilda spojrzał na nią zatroskany. Posłała mu lekki uśmiech i powróciła do rozmyślań, nieświadoma, że Ace zerkał na nią od czasu do czasu.

   Dopiero skrzypnięcie drzwi i kroki wybudziły wojowników ze stanu odrętwienia. Alice wraz z Runo weszły do salonu. Rosjanka ściskała w dłoni jakąś kartę, a wzrok wbijała w czubki butów. Natomiast Misaki wyglądała na wściekłą i nieco zdezorientowaną.

– Co to jest, Alice? – spytał Dan bezbarwnym głosem.

   Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię i podniosła dłoń. Złota krowia czaszka zalśniła w świetle lampy. Marucho drgnął, oczy Dana rozszerzyły się gwałtownie, Julie zachłysnęła się powietrzem, a po twarzy Shuna przewinął się cień.

   Karta Zagłady.

– Alice, skąd ty to masz? – Kuso wstał i podszedł do przyjaciółki.

– Znalazłyśmy ją w pokoju Jessie i Akane. – odparła za nią Runo. – Nie grzebałyśmy w ich rzeczach. Leżała na podłodze. – dodała.

– Co to za karta? – Mira zabrała ją od Rosjanki.

– Została stworzona przez Maskarada. Służyła do wysyłania bakuganów do Wymiaru Zagłady. – wyjaśnił jej Marucho, po czym spojrzał zaniepokojony na przyjaciół.

– Ale czemu Jess albo Aki ją mają? – Julie rozłożyła ręce. – Przecież one nigdy nie były po stronie Maskarada...prawda? – ostatnie słowo wypowiedziała cichszym i mniej pewnym tonem.

– Nie mam pojęcia. – wymamrotał Dan. – Jess mówiła, że Fludim był w Wymiarze Zagłady, a ona z nim, więc musiała walczyć przeciwko Maskaradowi...

– Klaus, Billie i Chan Lee również, ale byli na początku jego poplecznikami. – zauważył Shun.

   Kuso zacisnął dłoń w pięść. Czy jego przyjaciółka mogła być kiedyś jedną z drużyny Maskarada?

– Myślę, że któraś z nich mogłabym nam o tym powiedzieć. – Misaki pokazała wojownikom drewnianą ramkę ze zdjęciem czwórki dziewcząt. Jessica siedziała na plecach szatynki w okularach, a Akane zarzucała rękę na szyję niebieskookiej brunetki. Wszystkie miały kucyki i ogrodniczki. Odróżniało je jedynie obuwie i kolory podkoszulek. – Okularnica nazywa się Haruka Kimura, a ta druga Jane Wilson. Tak przynajmniej wynika z podpisów.

– Wilson? – Marucho zastanowił się na chwilę. – Gdzieś już słyszałem takie nazwisko.

   Jednak Wojownicy nieszczególnie zwrócili uwagę na jego słowa. W ciągu kilku godzin wszystko wykonało obrót o 180 stopni i to najbardziej zaprzątało ich głowy.

   Czy oni naprawdę zaufali złym osobom?

– Nie powinniście się tym zadręczać. – odezwała się Mira. Odwrócili głowy w jej kierunku. – Nie wiadomo skąd mają te karty, a poza tym każdy ma prawo się pomylić, prawda? Albo przeszły na stronę Maskarada, bo chciały komuś pomóc. Tak jak ja...

– Właśnie. Mira ma rację! – ożywiła się Julie. – Nie możemy ich osądzać, nic nie wiedząc!

– I zrobiło mi się nieco głupio. – wymamrotała Runo.

– Jessica i Akane nie były z Maskaradem, mogę wam to zagwarantować. – W pokoju rozległ się głos Reiko, która unosiła się tuż nad hebanowym stołem. Jej włosy i suknie lekko falowały, choć nie było najmniejszego powiewu wiatru. – Zabawne, jak bardzo szybko można zniszczyć wasze zaufanie wobec nich. – Uśmiechnęła się krzywo.

   Runo już otwierała usta, gdy Alice położyła rękę na jej ramieniu i pokręciła głową. Był to gest mówiący: nie warto. Wojowniczka Haosu skinęła głową i wzięła głęboki wdech.

– To może nam jeszcze powiesz, po co twoja potomkini poleciała do pałacu, hm? – zapytał Ace, splatając ręce na piersiach i mierząc kobietę spojrzeniem pełnym rezerwy.

– Wybaczcie, ale to nie są sprawy, które dotyczą was.

– Czyli one mają jakiś osobisty spór z Zenoheldem?

Reiko skrzywiła nieco głowę.

– Można tak powiedzieć. Jest to dość skomplikowana historia i obawiam się, że poznacie ją dopiero za niedługo. – Obróciła się i zaczęła frunąć w stronę ściany. Kiedy jej śnieżnobiałe palce zetknęły się z błękitną tapetą, zerknęła na nich przez ramię. – Jeszcze jedno. Nie lećcie za nimi. Wasza interwencja niczego nie zmieni, a może tylko pogorszyć sytuację.

   Zniknęła z pokoju.

– Nie cierpię jej. – wymamrotała Runo, miętosząc dół sukienki w palcach.

– Nie ty jedna. – powiedziała Mira.


****


   Wbiła mocniej palce w miękką skórę szyi.

– Powtórzę jeszcze raz. – warknęła. – Gdzie są pokoje tego dziada i szczeniaka?! – Potrząsnęła strażnikiem.

   Ten tylko pokręcił głową i złapał kilka haustów tlenu. Akane zmrużyła oczy i odpaliła paralizator. Mężczyzna wrzasnął, ale nie stracił przytomności, bo porażenie trwało tylko trzy sekundy.

– To jak? – Akane wyszczerzyła zęby. – Teraz mi powiesz?

– Nie ma mowy. – wycharczał.

– Idiota z ciebie. – Zacisnęła mocniej dłonie. – Lojalność wobec takich jak oni kończy się zazwyczaj tragicznie. – skomentowała, po czym pociągnęła jego głowę w dół i z całej siły trzasnęła w nią kolanem. Strażnik osunął się na ziemię.

   Nachyliła się nad nim i wygrzebała kartę dostępu oraz mały komunikator, który od razu zgniotła butem. Powtórzyła czynność przy jego koledze, ale tu też nie znalazła nic ciekawego.

– No nic. – Przeciągnęła się i ruszyła szybkim krokiem dalej. – Widać muszę poszukać informacji gdzie indziej.


****


   Gus uderzył pięściami w kraty. Słyszał, że nad nim toczyła się bitwa i był niemal w 100% pewny, że to jego Mistrz. Musiał mu pomóc! Uderzył kolejny raz, jednak jedynym efektem była poobdzierana skóra na knykciach. Warknął i odsunął się. Jak miał się stąd wydostać?

– Vulcan mi tu nie pomoże. – wymamrotał, krążąc w kółko po celi.- Co robić? Co robić?

   Gdyby tylko ktoś tu przybiegł i przyniósł mu gantlet, te kraty nie byłyby problemem. Wiedział, że jego sprzęt jest w szafce, która wisi przy drzwiach prowadzących do lochów. Shadow kiedyś go dręczył, pokazując mu gantlet i nabijając się z chłopaka, że ten nie może go użyć.

   Skrajnie zdesperowany zaczął szarpać kraty i kopać w nie, ale to nic nie dało. Nie był w stanie stąd uciec.


****


   Hydron ciągle bił się z myślami, przez co nie usłyszał kroków na korytarzu oraz cichego, złośliwego chichotu. Dopiero gwałtowne otwarcie drzwi otrzeźwiło go. Odsunął się, widząc ciemną sylwetkę, która na pewno nie była strażnikiem.

– Ty jesteś Hydron? – zapytał damski głos.

– Nawet jak tak to co? – Książę cofnął się jeszcze i zapalił światło. Ujrzał, że przed nim stała dziewczyna o fioletowych włosach i błękitnych oczach.

   Miała na sobie ziemski strój i wyglądała normalnie, gdyby nie jeden szczegół. Na jej prawej ręce i bluzce była krew. Hydron zachłysnął się powietrzem na ten widok. Nienawidził szkarłatnej cieszy. Zawsze kojarzyła mu się z matką. Z jego utraconym dzieciństwem.

– K-kim jesteś? – spytał.

   Akane spodobał się fakt, że książę się jej bał. Splotła dłonie razem i uśmiechnęła się uroczo niczym pięciolatka, która prosi o nową zabawkę.

– Nazywam się Akane. – odparła. – Przyszłam tu porozmawiać z tobą.

– O czym?

Wzrok Hydrona ciągle był wycelowany w jej prawą dłoń. Dziewczyna zmrużyła powieki.

– Ara, nie lubisz widoku krwi? – Uniosła rękę. –W takim razie jak wytrzymałeś tyle lat w pałacu, hm? Bo wiesz, tam gdzie się wychowałam, często było tak, że rodzina królewska mordowała wszystkich, którzy im się sprzeciwią, z zimną krwią. – Obracając paralizator w lewej dłoni, podeszła do niego i nachylił się nad jego uchem. – Zdarzało się też, że król tak kochał władzę, iż zabijał swoją rodzinę. – wyszeptała. – Zabawne, nie sądzisz? Albo zazdrosna królowa mordowała własne dzieci, by nikt jej nie odbierał męża. Trony na Ziemi naprawdę opływały krwią, Hydron. – Uśmiechnęła się, widząc, jak oczy księcia rozszerzają się. – Tak samo jest w tym pałacu. Twój ojciec pozbył się wszystkich przeciwników, a ty mu w tym z radością pomogłeś, prawda? – Zaczęła wodzić palcami po jego obojczykach i torsie. – Przyjemnie niszczyło się Volta i Lynca, którzy ci się postawili? Nacieszyłeś się ich cierpieniem? Mam nadzieję że tak, bo następny w kolejce jesteś ty. – Odsunęła się od niego. – Tatuś już cię nie potrzebuje. Jesteś zwykłym, nic niewartym kundlem. – wyraźnie zaakcentowała każde słowo.

   Uwielbiała patrzeć, jak jej słowa zatruwają umysł księcia i powoli niszczą go od środka. Och, kochała znęcać się nad takim jak on.

   Chłopak przez chwilę stał, czując strach, który obejmował całe jego ciało i paraliżował je. Jednak wściekłość też odezwała się głośnym rykiem. Czerwona zasłona opadła mu na oczy.

– Nie masz prawa tak do mnie mówić! – wrzasnął, złapał dziewczynę za włosy i brutalnie pociągnął w tył.

   Myślał, że Akane syknie lub krzyknie, lecz ona dalej patrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem, co tylko wzmogło gniew. Szarpnął ją w bok. Jej skroń napotkała zimny zagłówek łóżka.

   Skrzywiła się i przygryzła wargę. Hydron poczuł triumf. Ta Ziemianka umiała tylko mielić jęzorem, ale była okropnie słaba.

   Jego zadowolenia przerwał śmiech.

– Wyżyłeś się już, szczeniaku? – Akane wyrwała mu się. W jego zaciśniętej dłoni została mała kupka fioletowych włosów. – To teraz moja kolej

   Nie zdążył się zasłonić przed jej pięścią, która z całej siły trzasnęła go w szczękę. Następnie w nos. Dziewczyna wykonała obrót i kolanem posłała chłopaka w ścianę, po której osunął się bezradnie, ogłuszony przez ból.

– Naprawdę jesteś beznadziejny. Myślałam, że będę miała trochę zabawy. Rozczarowałeś mnie! – Przykucnęła przy nim i bez żadnych skrupułów podbiła oko.

   Wrzasnął i już miał jej oddać, gdy poczuł, jakby jego ciało zostało rozrywane na kawałki. Wszelkie mięśnie zwiotczały.

– Ara, jak uroczo. – Przyłożyła paralizator do ust i zmrużyła oczy. – Jesteś sam, bezradny, z osobą, która chce cię skrzywdzić. Raczej mało komfortowa sytuacja. – Pochyliła się, a jej włosy połaskotały go w twarz.

– Czego chcesz? – wymamrotał.

   Usta Akane rozciągnęły się w psychopatyczny uśmiech.

– Zemsty. – wyszeptała.

   Syknął, gdy nadepnęła mu butami na ręce, a potem siadła na jego brzuchu.

   Suka...

– Nie drzyj się tak, szczeniaku – powiedziała chłodno i posłała kolejną dawkę prądu w jego system nerwowy. – Przecież ci pomagam.

   Hydron aż parsknął pozbawionym wesołości śmiechem, słysząc te słowa.

   Powalona zdzira...

– To nazywasz pomocą? – zakpił.

– Oczywiście. – Przejechała palcem po jego policzku. – Nie chcesz chyba zostać zesłanym na kolejne tortury swojego ojca, prawda? – Wbiła paznokieć w miękką skórę. – Spokojnie Hydron, uwolnię cię od tego całego bólu. Tylko najpierw odpłacisz za kilka rzeczy, które zrobiłeś Jess, ok? A potem będziesz już wolny.

– Jessice?

– Tak. – Teraz oczy Akane przypominały dwie grudki lodu. – Dziewczyna, którą porwałeś i która ma przez ciebie bliznę na ramieniu. – Wyciągnęła z kieszeni spodenek krótki, ostry nożyk. – Myślę, że zrobię ci podobną. Tylko dużo dużo większą i głębszą.

   Hydron powoli odzyskiwał władzę w mięśniach, więc zaczął się szarpać i próbować zrzucić dziewczynę z siebie. Jednak ta nic sobie z tego nie robiła, tylko złapała go jedną ręką za gardło i trzasnęła jego głową o posadzkę, a drugą przyłożyła nóż do ramienia. Gdy poczuł chłodną powierzchnię stali, znieruchomiał.

– Nie rób tego.

– Bo?

– Przecież nie chcesz mieć ludzkiej krwi na rękach! – krzyknął, mając nadzieję, że przemówi tym jakoś do sumienia dziewczyny. Przeliczył się.

   Ta w odpowiedzi uniosła brwi i odchyliła głowę do tyłu.

– Hydron, ty nawet nie przypominasz człowieka, a zwykłego, przerażonego szczura, który nie może się wydostać z pułapki. Poza tym – Spojrzała na niego. – na moich dłoniach od dawna jest krew. Chociaż nieco obrzydza mnie fakt, że będę musiała mieć też twoją, ale czego się nie robi dla zemsty.

   Hydron zacisnął jedną dłoń w pięść. Te słowa zabolały go najbardziej i wypełniły ogromną nienawiścią do Ziemianki.

– Złaź ze mnie, popierdolona szmato! - wrzasnął i uderzył dziewczynę w szczękę.

   Akane złapała jego pięść i wykręciła nadgarstek. Nie wyglądało, by atak chłopaka zrobił na niej większe wrażenie.

– Nie masz szans ze mną wygrać – ziewnęła i wbiła mu nóż głęboko w ramię.

   Wrzask, wpadnięcie straży, trysk szkarłatnej cieczy zmieszały się w jedno. Akane szybko wstała, wyrywając ostrze z księcia. Strząsnęła kropelki krwi, po czym podsunęła but pod jego plecy i wysłała go kopniakiem do żołnierzy.

– Proszę, macie waszego cennego księcia. – powiedziała ze złośliwym uśmiechem, przemykając się pod ich nogami i wypadając na korytarz.

   Kilku strażników rzuciło się za nią w pościg, a reszta została z Hydronem i próbowała zatrzymać krwawienie za pomocą bandaży. Chłopak syczał z bólu i ledwo widział na oczy.

– Gdy złapiecie tą sukę, macie ją od razu zaprowadzić do mnie. – rozkazał. – Policzę się z nią.

– Oczywiście, książę. – odparł dowódca i posłał jednego ze swoich ludzi po medyka. – Proszę teraz leżeć spokojnie.


****


   Akane zatrzymała się dopiero, gdy zbiegła o kilka pięter i zgubiła pościg. Poczuła, że było tutaj o wiele chłodniej niż na górze i potarła ramiona.

– No nie! – Popatrzyła na swoją bluzkę. – Poplamiłam ją tą ohydną krwią Hydrona. – Wygięła usta w podkówkę. – A to moja ulubiona!

   Westchnęła z rozżaleniem, zdjęła ją przez głowę i zawiązała za rękawy w pasie. Teraz miała na sobie tylko zieloną podkoszulkę na cienkich ramiączkach. Oparła się o ścianę i zaczęła rozmyślać o szczegółach kolejnego planu.

   Podczas biegu do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Jeśli dobrze pamiętała, Jess mówiła, że był tu jeszcze jakiś genialny profesor, który tworzy tą całą broń zagłady. Gdyby pozbyła się naukowca, Zenoheld byłby niczym więcej jak znerwicowanym dziadem grożącym wszystkim wkoło. Wystarczy, że profesorek zejdzie z tego świata, a wszystkie problemy się rozwiążą! Musiała go odnaleźć, a raczej znaleźć kogoś, kto powie jej o miejscu pobytu ojca Miry i Spectry.

   Rozejrzała się. Oprócz podwójnych metalowych drzwi nie było niczego w pobliżu.

– Ciekawe co tu jest. – mruknęła i odsunęła jedno skrzydło.

   Znalazła się w pomieszczeniu wyłożonym ciemną płytą, gdzie umieszczona była niewielka dyżurka, obecnie pusta. Dostrzegła szklaną gablotę, w której wisiał gantlet w kolorach Subterry. Wystarczyło spojrzenie na monitory, by zrozumieć, że była koło lochów. Na jednym z ekranów widziała chłopaka szarpiącego kraty.

   Hmm, ciekawe, czy jeśli go uwolni, to on jej powie, gdzie przebywał profesor?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top