44. Podróż w rosyjskiej zawiei

   Potarł ramiona, próbując się choć nieco rozgrzać. Z marnym skutkiem. W lochu nie było ogrzewania, a więzienie znajdowało się w pobliżu wielkiej chłodni. Dodatkowo odebrali mu płaszcz, który dawał naprawdę dużo ciepła i mógł z powodzeniem robić za kołdrę!

   Gus zacisnął zęby i wspiął się na metalową prycz przykrytą cienkim kocem. Było mu tak okropnie niewygodnie i zimno. Ale nie to najbardziej go dręczyło. Przez Zenohelda wszyscy brali go za martwego, więc jego Mistrz pewnie też.

   Walnął pięścią w ścianę i spojrzał ponuro na kraty.  Przez własną głupotę i ignorancję stał się więźniem swego najgorszego wroga. Już lepsza byłaby śmierć niż życie na jego łasce...

– Żarcie. – burknął anonimowy strażnik, wsuwając przez klapkę niewielką tackę z miską zupy oraz bezkształtną masą mięsa zwaną kotletem.

   Grav zeskoczył na podłogę, zabrał jedzenie i usiadł w kącie. Wziął pierwszy łyk zupy i niemal ją wypluł. Smakowała jak połączenie pokrzyw z ketchupem i sokiem porzeczkowym. Kto to gotował? Shadow?!

   Ze wstrętem odrzucił od siebie pożywienie i odetchnął głęboko.

– Szefie, co jest? – spytał Vulcan.

– Nic. – warknął Gus. – Tylko wszystko spieprzyłem.

   Bakugan zamilkł, nie wiedząc, jak pocieszyć wojownika.

– Wohoho, jak tu cieplutko, nie Gus? – Przed kratami pojawiła się twarz Shadowa wykrzywiona w złośliwym uśmiechu.

   Grav nabrał ochoty w niego rzucić widelcem. Miał już po dziurki tych wizyt Vexosów, którzy nabijali się z niego i Spectry. Szczególnie Prove upodobał sobie tą czynność i wpadał tu niemal codziennie. A było to wielką udręką przez osobowość Shadowa i jego psychopatyczny śmiech.

– Tsa, aż się rozpływam. – mruknął Gus, wiedząc, że jeśli nie odpowie, to Vexos będzie go dłużej męczył.

– Ale żarcie! Godne psa! – stwierdził albinos. Grav nawet nie drgnął. – Wiesz, to naprawdę żałosne, że kiedyś byłeś numerem dwa, a teraz co? Z-E-R-O! Phantom serio niszczy ludzi. – powiedział Shadow i uchylił się przed nadlatującą łyżką.

– Nie obrażaj mistrza! – syknął wojownik Subterry.

– Bo co? – zaśmiał się Prove. – Uderzysz mnie? Już się boję! – wywalił jęzor i oparł ręce na biodrach. – Ty i ten twój mistrzunio to przegrańcy, pogódź się z tym!

– Ty... – Gus podszedł do krat i złapał je w dłonie. – Mój mistrz jeszcze was pokona, a ja mu w tym pomogę!

– Uwięziony w celi? Powodzenia! – albinos wybuchł śmiechem.

   Mylene pojawiła się na końcu zakrętu. Uniosła brwi, widząc zgiętego w pół i śmiejącego się Prova. Prychnęła z dezaprobatą.

– Król wzywa, Shadow. – powiedziała chłodno.

   Chłopak przewrócił oczami, zirytowany, że ktoś przeszkodził mu w jego ulubionej zabawie.

– Idę. – mruknął niechętnie. – Cześć, lamusie! – rzucił do Gusa przez ramię i oddalił się, chichocząc cicho.

****

   Staliśmy z Lynciem w całkowitym skupieniu i patrzyliśmy, jak profesorek kopiuje dane do komputera. Z tego, co dowiedziałam się w czasie kilkusekundowej rozmowy, to Volan nie chciał pozwolić, by Alice się coś stało. Myślałam, że sobie kpił, ale widząc jego zdecydowaną minę, uznałam, że mówił prawdę.

   Wreszcie mężczyzna zgrał wszystkie dane, szybko wpisał kod zabezpieczający i wyszedł tylnymi drzwiami, ciągle poprawiając okulary. Lync cicho wszedł do środka, a ja stanęłam na czatach przy końcu korytarza.

– Kolejnemu zaufałaś? – spytał nieco zirytowany Fludim.

   Westchnęłam, splatając ręce na piersiach.

– Wątpię, żeby kłamał. Ten jego przestrach ale i zdecydowanie w oczach...Takie uczucia miotają głównie tymi, którzy chcą kogoś zdradzić, ale czują że warto. Taki sam wzrok miał Volt. – Głos mi się lekko podłamał, więc zamilkłam.

   Bakugan wywrócił oczami.

– Dobrze, niech ci będzie. Ale jak ten dzieciak nas oszuka...

– Skończone. – szepnął Lync, podbiegając do nas. Ściskał w palcach nośnik danych taki sam jak profesorka.

– Co teraz? – spytałam, gdy biegliśmy korytarzem w pewnym oddaleniu od siebie.

– Do teleportów i zmywamy się, póki nikt nie zauważył. – odparł.

– Ale ja nie mogę się przemieszać tymi waszymi. Podobno są zablokowane na przenoszenie osób spoza Vexosów! – Miałam przeczucie, że piszczałka chce mnie wystawić do wiatru.

   Jednak Lync uśmiechnął się złośliwie.

– Istnieją jeszcze inne. Spokojnie.

– Okej...Czemu ty mi tak w ogóle pomagasz? – wypaliłam.

   Zatrzymał się gwałtownie, przez co prawie na niego wpadłam.

– To nie tak, że ci pomagam! – burknął, wbijając wzrok w czubki butów. – Tylko ty jako jedyna w tym pałacu chcesz powstrzymać Zenohelda i... – Zaczerwienił się po cebulki włosów.

– No? – ponagliłam go.

– Przekonasz Alice, że jestem dobry i nie chciałem jej oszukać! – wyrzucił. Otworzyłam szeroko oczy. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że Volan zadurzył się w Alice.

– Aha... – wymamrotałam, ogłuszona tą wieścią.

– Musimy iść! – Lync pociągnął mnie za nadgarstek.

   Zbiegliśmy po schodach i weszliśmy w ślepy zaułek. Tam chłopak wstukał kod do niewielkiej klawiatury, która wysunęła się ze ściany i tym sposobem znaleźliśmy się w małym pokoju wyłożonym srebrną płytą. Na podwyższeniu były dwa teleporty, z czego jeden wyglądał na zniszczony.

   Bez zbędnego gadanie władowaliśmy się do środka drugiego. Wstukałam współrzędne i pochłonęło nas fioletowe światło.


****


   Akane wyjrzała na korytarz. Pusto. Idealnie. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie stąpając, przeszła na drugi koniec holu i stanęła na wprost do pokoju Jessie. Weszła do środka i włączyła latarkę w telefonie.

– Jess, mówiła, że schowała to w środkowej szufladzie, nie? – szepnęła do Leausa, kucając przy komodzie.

– Owszem. – odparł. – Czemu szukasz tego o pierwszej w nocy?

– Bo coś mi wpadło do głowy. – Dziewczyna wyjęła srebrną spinkę z niebieskim kryształem. – Pomyślałam, że jeśli ten blondas ją znajdzie, to zaczną się pytania. W końcu widać, że to robota vestaliańska – potrząsnęła ozdobą.

– Myślisz, że będzie tu grzebał?

– Kto wie, nie ufam mu. Poza tym Reiko mnie o to poprosiła.

– Kto?

– No ten duch, co lata za Jess.

– Aaa, zapomniałem.

   Dziewczyna schowała ozdobę do kieszeni. Wiedziała doskonale, że póki co nikt nie może się dowiedzieć o wizjach Jess oraz Reiko.

– A już na pewno nie ten blondynek. – mruknęła, wstając.

– Nieładnie tak obgadywać.

   Japonka oparła się o komodę, widząc w otwartych drzwiach Keitha w pełni ubranego.

– Nikt ci nie mówił, że bez pukania się nie wchodzi? – spytała ze złością.

– Mógłbym powiedzieć to samo. – odparł.

   Dziewczyna prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach.

– Po co tu przyszłaś? – spytał bez wstępów.

– Nie zeznaję bez mojego adwokata. – powiedziała, mierząc go spojrzeniem rozwścieczonej harpii. – Możesz być sobie liderem Vexosów i najsilniejszym wojownikiem na Vestalii. Ja mam to w nosie. – oświadczyła, po czym uniosła dumnie głowę i chciała wyjść. Jednak Keith zagrodził jej dalszą drogą.

– Szukałaś czegoś. – bardziej stwierdził, niż spytał. – W dodatku w pokoju Jessicy. Wiesz coś. Co? – spytał chłodnym tonem, w którym czaiła się nutka poirytowania.

– Nic.

– Słuchaj, Jessie coś ukrywała. Zdaję sobie z tego sprawę. – Akane poczuła, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Robiło się coraz gorzej.

– Jakbyś nie wiedział, to ja tu mieszkałam i po prostu zabieram teraz swoje rzeczy. – skłamała, mając nadzieję, że głos jej nie zadrżał.

– O pierwszej w nocy?

– Nie chodzę szybko spać. – prychnęła. – Zresztą kto jak kto, ale ty nie powinieneś się mnie czepiać. W końcu byłeś wrogiem Wojowników i kto wie czy dalej nie jesteś.

– Zrozumiałem swoje błędy.

– Mam ci uwierzyć? Doskonale wiem, że lubisz mieszać ludziom w głowach. – powiedziała.

   Keith zmrużył oczy.

– Kto tak powiedział?

– Jess. – odparła Akane bez wahania. – Co taki zdziwiony? Ona nie uważa cię za bóstwo. – rzuciła i przemknęła pod jego ramieniem na korytarz.

   Zaczęła się oddalać szybkim krokiem, zaklinając los, by nie zauważył, że miała coś w kieszeni.

– Mam propozycję. – odezwał się.

– Jaką?

– Walczmy. Jeśli wygram, powiesz mi, co wiesz. Jeśli ty wygrasz, dam ci spokój.

   Odwróciła się w jego stronę i uniosła brew.

– Serio? Jesteś potężnym wojownikiem, więc to wiadome, że wygrasz. Nie licz na to. – Machnęła ręką i ruszyła dalej. – Zadzwoń, jak wymyślisz coś lepszego.

   Gdy zamknęła drzwi, odetchnęła z ulgą. Było blisko...Ten Keith coraz bardziej ją irytował. Coś podejrzewał, coś wiedział.

   Przygryzła wargę. Musi go jakoś unikać. Bo w końcu będzie postawiona pod ścianą, a nikt nie może poznać sekretów Jessie, póki ona nie wróci.

   W końcu jej to obiecała, prawda?

****

   Gdy tak szłam w śniegu, który sięgał mi po kostki, uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Zapieprzałam w samej sukni w samym środku rosyjskiej śnieżycy! Lync miał przynajmniej jakiś płaszcz,a ja nic!

   Mój oddech zamienił się w parę, a palce stały się czerwone. Dodatkowo zaczęłam szczękać zębami i drżeć. Jak dotrę do Alice żywa i bez odmrożeń, to będę z siebie cholernie dumna!

– Daleko jeszcze? – spytał Lycn, chuchając w dłonie.

   Spojrzałam ponad korony ośnieżonych drzew i dostrzegłam czarny kłąb dymu, który musiał się wydostawać z jakiegoś komina. Oby z komina domu Alice. Błagam! Inaczej zostanę uduszona przez tą piszczałkę albo zejdę z zimna!

– Powinniśmy tam dotrzeć za jakiś kwadrans. – odparłam, patrząc na sople zwisające z gałęzi.

– Mam nadzieję, że Alice mi wybaczy. – szepnął Lync. Uśmiechnęłam się pod nosem i nieco przyśpieszyłem.

– Ej, czekaj! Aaaa! – Zaalarmowana krzykiem, odwróciłam się i zobaczyłam Volana przygniecionego kupą śniegu.

– Nie wyleguj się tak, tylko ruszaj! – burknęłam oburzona i odeszłam.

– Pomogłabyś! – krzyknął.

   Machnęłam ręką na pożegnanie i przedarłam się przez krzaki. Suknia była podarta i cała mokra, przez co straciła cały swój urok, a ja wyglądałam jak ofiara wypadku. Wyszłam na niewielką polanę, na której stał piętrowy dom połączony z okrągłym budynkiem.

– Lync, nie grzeb się tak! Dotarliśmy! – ryknęłam przez ramię, słysząc burczenie w brzuchu i czując, jak każdy skrawek ciała mi kostnieje.

– No idę, idę, nie drzyj się. – wymamrotał, kiedy doszedł.– Wygląda jak dom moich dziadków.

– Serio? – zdziwiłam się, pamiętając nowoczesną architekturę Vestali, gdzie raczej nie było miejsca na murowane domy.

– Tak. Ciężko nie pamiętać domu swojego dzieciństwie, nie? – spytał opryskliwie, po czym drgnął, gdy uświadomił sobie, co powiedział. – Znaczy się...

– Mieszkałeś z dziadkami?

   Skinął głową zmieszany.

– To jak Alice. – stwierdziłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Naprawdę, mieszka z dziadkiem, bo jej rodzice zmarli, gdy była mała. – Wiedziałam to od Runo, ale Lync nie musiał tego pamiętać.

– U mnie po śmierci ojca mama popadła w depresję i nie chciała się mną zajmować. – wypalił Volan, miętosząc w palcach pelerynę. Zamilkłam, lecz nie powiedział nic więcej.

– Ekhem...no dobra! To kto idzie pierwszy? – spytałam, ruszając w stronę domu, bo czułam, że za chwilę przymarznę do ziemi. – Nie wstydź się Romeo. – Pociągnęłam go za rękaw.

– Najpierw musisz ją jakoś przekonać do mnie. – wydukał Lync.

   Przewróciłam oczami. Ile można czekać aż się zdecyduje? Położyłam rękę na klamce, gdy zajrzał ostrożnie przez okno.

– Jest taka ładna. – szepnął rozmarzony.

   Parsknęłam śmiechem. Spiorunował mnie wzrokiem i nagle zamarł. Nim zdążyłam zareagować, wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi.

– Ty jesteś Jessica. – powiedziała zaskoczona Alice, upuszczając łyżkę na podłogę.

– Tak, to długa historia. Poczekaj moment. – Walnęłam pięścią w drzwi i popchnęłam je, ale nie chciały się otworzyć. – Lync!

   Po drugiej stronie panowała cisza. Co się działo?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top