28. Nieoczekiwane zmiany planów
Otworzyłam oczy. Powitała mnie nieprzenikniona ciemność. Statek przyjemnie buczał. Położyłam się płasko na plecach. Morfeusz puścił mnie ze swych objęć i nie pozwalał do nich wrócić. Fludim spokojnie spał na nocnej szafce. Cicha niczym niezmącona noc. Znów wpatrywałam się w mrok. Jak stąd uciec? Co planował Spectra? Gdzie był ostatni fragment? Miliony pytań kłębiło się w mojej głowie i co? I nic! Mózg, który właśnie wziął urlop (bezterminowy, strzelam), nie raczył choćby wysłać kartki z odpowiedziami. Niee! On wolał wygrzewać swoje zwoje na Hawajach. Zaraz....o czym ja, cholera, myślę?
Właśnie dlatego braki snu były dla mnie nie wskazane. Raz jak w sylwestra nie spałam, to pierwszego stycznia goniłam mojego psa, przebrałam go za renifera i zataczając się niczym rasowy imprezowicz na haju, ruszyłam na szukania Mikołaja. Dobrze, że mnie wtedy Akane złapała, bo kto wie czy bym się nie zgubiła?
Ogar, Jessica, myślisz o jakiś bzdurach. Wstałam, zsunęłam nogi na podłogę i ruszyłam do łazienki. Po co? Szukać broni, rzecz jasna! Ja już wiedziałam, że Spectra zrobi z buta wjeżdżam o jakiejś piątej rano i zażąda treningu. A co wtedy zrobię ja? Trzasnę go w łeb miotłą i zyskam dodatkową godzinkę snu! Co z tego, że później przyleci Gus zrobi aferę, Phantom się wścieknie i skończy się na darciu ryja, strzykawkach i bieganinie po całym statku. Ciekawe, czy to oznacza, że już za długo tu mieszkałam i doskonale ich znałam?
Na korytarzu było słychać ziewnięcie. Potężne ziewnięcie. Kurde jakiś bakugan chodził po statku? Zaprzestałam szukania miotły i upodobniłam się do wścibskich sąsiadek, które zawsze podsłuchują, czyli przyłożyłam ucho do drzwi.
– Powinieneś się już położyć. – to był Helios. Poznałam po chrypce w głosie.
– Jesteśmy zbyt blisko naszego celu, Heliosie. Muszę pracować. – powiedział zmęczonym głosem Spectra.
Oparłam się wygodniej o drzwi.
– Ile ci jeszcze zostało?
– Muszę skończyć analizować... – urwał gwałtownie i podszedł do moich drzwi.
Na paluszkach poleciałam do łazienki i zamknęłam się w niej. Usłyszałam, jak drzwi skrzypią.
– Knight?
Uuu, co to za zmiana? Teraz po nazwisku jechał! Wystawiłam głowę, przybierając zaspany wyraz twarzy i zmierzyłam go niechętnym spojrzeniem.
– Co? – mruknęłam, ziewając.
– Co robisz?
Mówiłam, że mu wino do łba uderzyło! Czemu ta kupa futra o...yyy....drugiej w nocy, wbijała mi do pokoju i pytała się, co robię w łazience? Serio?
– Topię Gusa pod prysznicem, masz coś przeciwko? – Oparłam się łokciem o futrynę i wykrzywiłam usta w kpiącym uśmiechu.
– Żadnych obiekcji, ale idź już spać. – Moja ironia przestała go denerwować albo jest zbyt zmęczony, by wlec mnie po całym statku.
– Utopię go i pójdę. – Już sięgałam po klamkę, gdy coś przyszło mi na myśl. – Powodzenia w ścieleniu łóżka, bo myślę, że Grav nie zdążył tego zrobić.
Zatrzasnęłam drzwi, zanim sens słów dotarł do niego. Załomotał w nie pięścią. Tolerancja na docinki też mu zmalała. Gdzieś muszę sobie to zapisać.
– Tak?
– Nie prowokuj mnie, dziewczyno. Dobrze ci radzę. – powiedział groźnie. Zmęczenie z głosu całkowicie wyparowało.
Phy, bo ja mało razy prowokowałam ludzi.
– Załapałam, możesz już sobie iść. – Przeciągnęłam się i spojrzałam w lustro.
W odbiciu pojawiła się moja twarz.
Ty nie masz duszy czy emocji?
Zmarszczyłam brwi. Dlaczego akurat teraz przypomniałam sobie to zdanie? W dzieciństwie przez długi okres czasu nie umiałam płakać, co od razu przyciągnęło kilku idiotów, którzy uznali to za wynaturzenie.
Jak to jest być pustym w środku?
Zacisnęłam pięści i powieki. Zamknij się!
Głos ucichł. Odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić i otworzyłam oczy.
Cassandra patrzyła na mnie. Zesztywniałam na moment, a potem uświadomiłam sobie, że widziałam ją w lustrze. Ale jak? Rozejrzałam się. Pusto. Znów skierowałam wzrok na lustro. Ciągle stała w tej samej pozycji. Teraz miałam okazję dokładniej ją obejrzeć. Była naprawdę piękną, młodą kobietą. Czarne włosy spadały na plecy, czerwona suknia podkreślała talię, a niebieskie oczy patrzyły łagodnie na świat, choć widać w nich było smutek.
– Czemu tu jesteś? – lepsze pytanie nie przyszło mi do głowy.
Pokręciła bezradnie głową.
– Nie możesz mówić? – zdziwiłam się. Widać Cassandra była innym duchem niż Reiko.
Przytaknęła. Chciałam zadać następne pytanie, gdy odwróciła się gwałtownie. Włosy uniosły się do góry, odsłaniając bliznę w karku. Zaschło mi w gardle, gdy to zobaczyłam i zaczęłam się trząść. Została zabita przez tego kogoś z moich snów.
Kolory zmieszały się, a do moich uszu dobiegł dźwięk, jakby ktoś jeździł paznokciem po tablicy. Widziałam, jak Cassandra wyciągnęła do kogoś rękę i uśmiecha się. Druga osoba, która była od niej sporo niższa, też uśmiechnęła się radośnie i powoli odwróciła się w moją stronę...
Podłoga uciekła spod moich nóg i uderzyłam głową o kafelki. To mnie otrzeźwiło. W lustrze odbijałam się już tylko ja. Cassandra i tajemnicza osoba zniknęły. Zamrugałam kilka razy, by się upewnić, że nie śnię. Co to było? Czemu widzę martwych ludzi? Złapałam się za głowę.
– Reiko!
Nie pojawiła się i nie odezwała. Zostałam z mętlikiem w głowie sama. Gdy się względnie ogarnęłam, wyszłam z łazienki. Spectry nie było. Tyle dobrze.
– Fludim. – delikatnie szturchnęłam go palcem.
– Co się stało, Jessie?
– Widziałam ducha. Nawet dwa.
– Coś ty brała?
Normalnie, by mnie rozśmieszyło, ale byłam zbyt...no właśnie....przestraszona? Oszołomiona? Sama nie wiedziałam.
– Mówię poważnie. – oburzyłam się. – To była Cassandra.
– Cassandra? – powtórzył bakugan, próbując sobie przypomnieć kto to. – Aaa ta co wojowała mieczem?
– Yhym. – mruknęłam.
– Dziewczyno, czy ty nie umiesz zdecydować się na jedną umiejętność? Masz jakąś moc i teraz jeszcze widzisz duchy. – Pokręcił głową. – Czemu jesteś przestraszona?
– Ona została zabita. – szepnęłam, patrząc przez okno na kosmos.
Zapadła cisza, przerywana tylko moimi ziewnięciami. Dalej nie miałam ochoty na sen. Nie po tym wszystkim.
– Powinnaś odpocząć. – powiedział stanowczo Fludim. – Nie wiadomo, co przyniesie jutrzejszy dzień, a roztrząsanie tej sprawy w niczym nie pomoże.
Obdarzyłam go wątłym uśmiechem i opadłam na łóżko. Miał rację. Ciągle byłam na terytorium wroga. Przymknęłam oczy i tylko czekałam na sen, który uparcie nie nadchodził. Po około pół godzinie bezsensownego przewracania się z boku na bok, wstałam i powędrowałam do kuchni po kubek gorącej herbaty. Zagotowałam wodę i oparłam się o blat stołu. Czasami bycie nocnym markiem to przekleństwo. Z gotową herbatą postanowiłam wrócić do pokoju, bo jeszcze natknę się na Spectrę i afera gotowa. Na paluszkach przeszłam przez korytarze. Nagle coś mnie tknęło i zajrzałam do laboratorium. Phantom spał z głową opartą o klawiaturę. Maska spoczywała koło niego. Westchnęłam i wiedziona impulsem, szturchnęłam go łokciem.
– O co chodzi? – ziewnął, przecierając oczy.
– Masz klawiaturę odciśniętą na policzku. – zauważyłam i parsknęłam krótkim śmiechem, bo widok był komiczny. – Idź już spać. – powtórzyłam jego słowa.
– Nie mam na to czasu. – odparł i znów zaczął coś przeglądać na monitorze.
Spojrzałam na kartki koło klawiatury. Był na nich Drago i strzałka skierowana na kryształ w jego piersi. Było to podpisane ,,Rdzeń" i wokół Dragonoida napisano mnóstwo notatek. Coś tam o ewolucjach i mocy domen. Chętnie bym to poczytała, ale Spectra zabrał mi kartki spod nosa.
– Nie powinnaś o tej porze spać? – spytał.
– Odezwał się. – Splotłam ręce na piersiach i zmierzyłam spojrzeniem typowej matki.
Pokręcił głową i zajął się swoją analizą. Nic więcej nie wskóram, więc zabrałam kubek i wróciłam do pokoju. Ku mojej radości po herbacie poczułam się autentycznie zmęczona.
Obudziłam się głową na podłodze z lewą nogą zaplątaną w kołdrę. Próba wstania, żeby się nie wywalić, zajęła trochę czasu, ale wreszcie udało mi się pozbierać. Bandaż spadł z mojego ramienia. Moich oczom ukazała się krótka blizna równa jak od linijki. Patrzyłam na nią zahipnotyzowana. W gardle poczułam gulę. Mick...co się z tobą stało?
– Jessica! – do pokoju wpadł Gus. Przystanął, widząc bliznę.
– Co? – spytałam. Oderwał wzrok od mojego ramienia i przeniósł go na mnie. – No co? – ponagliłam go.
– A! Mistrz Spectra chce się z tobą widzieć.
– Super, tego mi właśnie kurna brakowało. – wymamrotałam, wiążąc buty.
– Co to była za historia z tym topieniem mnie?
Uniosłam głowę i wyszczerzyłam się do Grava.
– A takie tam droczenie się. – Przeciągnęłam się, aż mi kości strzyknęły.
Fludim wskoczył mi na ramię. Idąc, spojrzałam na okno. Zobaczyłam krajobraz Warrington. Zaraz, co?! Warrington? Dostałam kopa i pobiegłam przed siebie, nie myśląc, że za mną szedł Gus. Muszę lecieć do wyjścia!
– Stój! – wrzasnął Grav.
Rzecz jasna nie zatrzymałam się, tylko przyśpieszyłam. Gdzieś tu muszę skręcić w prawo, by trafić do bocznego wyjścia. Wrzaski Gusa ucichły. Jakimś cudem dotarłam do dużych drzwi. To tutaj! Pociągnęłam za sporą, czerwoną poręcz (nie wiem czy łapiecie o co mi chodziło xD) iiii...drzwi pozostały zamknięte. Brew zaczęła mi drgać. Oj, pech się mnie trzyma. Trudno! Poszukam innego! Moc powoli już wracała do sił, ale ciągle była za słaba. Zawróciłam kawałek i usłyszałam podniesione głosy, dochodzące zza rogu. Weszłam do sali treningowej i stanęłam jak słup soli.
– D-dan? – wykrzyknęłam na widok przyjaciela.
– Jessie! – krzyknął Kuso radośnie i nim zdążyłam się zorientować, już tonęłam w jego objęciach. – Co ty tu robisz?
– Ja... – zamilkłam. Co mam powiedzieć? – To naprawdę długa historia. Opowiem ci później, ok?
– Dobra. – skinął głową i uśmiechnął na swój charakterystyczny sposób. Poczułam wielką ulgą, że go znów widzę. Do chwili gdy spostrzegł bliznę. – Co ci się stało?
– A to? – Złapałam się za ramię. – Nic takiego.
– Kto ci to zrobił? – zaniepokoił się. Milczałam. Potrząsnął mną. – Jessie?
– Nieważne. – uciekłam oczami na bok.
– To Vexosi. – stwierdził.
– Można tak powiedzieć. – szepnęłam.
– Przepraszam, że przerywam tą wzruszająca scenę, ale mamy kilka spraw do załatwienia. – zimny głos Spectry sprawił, że dreszcze przebiegły mi po plecach.
Dan puścił mnie.
– Spectra!
– Wybacz to małe porwanie, Kuso, ale wiedziałem, że inaczej tu nie przyjdziesz. – Maszkaron wraz z Gusem weszli do środka.
– Jak śmiecie nas tak porywać! Czego chcecie? – warknął Drago.
No i zaczął się cyrk.
– Jak śmiesz takim tonem zwracać się do mistrza! – krzyknął oburzony Gus.
Wybuchnęłam śmiechem. Och, jak brakowało mi tego dziecinnego zachowania Grava. Spojrzenia wszystkich obecnych spoczęły na mnie, co niezbyt przypadło do mojego gustu, więc się opanowałam.
– Co się tak śmieszy, Jessica? – spytał oschle Spectra.
– Nic, nic. – odparłam, maskując wesołość.
– Wracaj tu! – rozkazał Gus.
– No chyba ci coś na mózg padło. – prychnęłam.
– Ale... – zaczął piesek Spectry, ale maszkaron mu przerwał.
– Rób, co chcesz, Jessica. Zobaczymy, czy z dala od nas przeżyjesz. – powiedział i zwrócił się do Dana. – Porozmawiajmy, po co was tu sprowadziłem. Interesuje nas energia rdzenia Vestroii.
– Energia, którą za chwilę wam odbiorę. – wtrącił się Helios.
– Chyba w snach! – zawołał Dan, a Drago mu zawtórował. – Ale dobrze, że akurat teraz się pojawiłeś, Spectra. Planowaliśmy się z tobą skontaktować.
Spojrzeliśmy na siebie z Fludimem. O co chodziło?
– Doprawdy? W jakim celu? – zapytał Spectra ciągle tym chłodnym tonem.
– Powiedz nam, gdzie znajduje się pałac Vexosów i zabierz nas tam. Pokonamy razem Zenohelda! – wysunął żądanie Dan.
Gus wybuchł szyderczym śmiechem.
– Oszalałeś, Kuso? Mamy z wami pracować? – krzyknął.
– Jakbyś jeszcze tego nie zauważył, ja nie lubię z nikim współpracować. – Spectra spojrzał przelotnie na mnie i wrócił do Dana. - Nie mam ochoty i czasu na pomaganie Wojownikom.
– Dan czy coś się stało z energiami domen? – szepnęłam.
– Straciliśmy energię Subterry i Aqousa. – odpowiedział Drago za wojownika.
– Czyli został Ventus, Darkus i Pyrus. – stwierdziłam.
– Chcecie pokonać Zenohelda, zanim zdobędą pozostałe energie? – spytał Fludim.
– Owszem. – potwierdził Drago. – Możemy liczyć na waszą pomoc?
Doskonale wiedziałam, że dla mnie powrót do pałacu nie wróżył niczego dobrego, ale mimo to skinęłam głową. Nie pozwolę Vexosom zniszczyć bakuganów.
– Moim jedynym celem jest stworzenie super bakugana! A że z jego pomocą mam zamiar zdobyć władzę to szczegół. – powiedział Spectra.
– Że co?! – krzyknął Dan.
– To prawda. Ja stanę się tym super bakuganem. Wszyscy będą się mnie bać. Będę najpotężniejszy! – wychrypiał Helios. – Jedyne, co muszę zrobić, to odebrać Drago rdzeń Vestroii.
– To właśnie mój cel. – dokończył Phantom.
A mi cały czas gadał o zdobyciu władzy. Z tym gościem serio można było oszaleć.
– Ale jeśli ten system zniszczenia bakuganów zadziała, to twój super bakugan też zginie. – zauważył Dan.
Spectra drgnął zdziwiony, jakby takiej opcji nie brał po uwagę.
– Dlatego pomóż nam w zniszczeniu Vexosów i Zenohelda! – Kuso szedł za ciosem.
– Może i masz rację, ale ja nie lubię, gdy mówi mi się co mam robić. Niech rozstrzygnie to walka.
– Co?
– Strach was obleciał? – zakpił Helios.
– W takim momencie chcesz walczyć? – załamał się Dan. Ja zresztą też.
– Jeśli wygrasz, przeniosę cię natychmiast do pałacu. – powiedział. Dan wyszczerzył się. – Ale jeśli przegracie, to oddasz mi Rdzeń Vestroi!
– To szaleństwo! – warknęłam. – To nie brzmi jak równy układ.
– Twoje zdanie mnie nie interesuje. – warknął, nie zaszczycając mnie spojrzeniem
– Zgadzam się, Spectra, ale jeśli wygram, to dacie też Jessice spokój.
– Jak chcesz. – rzekł maszkaron, po krótkiej chwili wahania.
– Dan. – powiedziałam zaskoczona.
Szatyn odwrócił się i pokazał mi uniesiony kciuk.
– Bez obaw. Wygram to.
– Dlaczego? – spytałam cicho.
– Coś się stało?
– Dlaczego ryzykujesz też dla mnie?
– Bo jesteś moją przyjaciółką
Prostota tych słów uderzyła we mnie. Przyjaciel. Od jak dawna nie widziałam swoich? Od jak dawna nie czułam się bezpiecznie w ich towarzystwie? Sprzedałam sobie liścia, ignorując zdumione spojrzenia reszty. Ogarnij się, Jessica! Teraz zaczyna się prawdziwa walka.
– Masz rację. – uśmiechnęłam się. – Zniszczymy Zenohelda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top