10. "A co myślałaś? Że mamy żelki Haribo zamiast kości?!"

– Jesteś naiwny, Zenoheldzie! – oświadczył Apollonir.

– Słucham?! – warknął rozwścieczony król.

– Myślisz, że oddamy ci moce naszych domen? – bakugan pokiwał głową z politowaniem. – Nigdy.

   Po tych słowach rozbłysło oślepiające światło, które objęło Starożytnych, po czym zniknęli.

– Co jest? – zdezorientowany Zenoheld rozglądnął się dookoła.

   Bakuganów nigdzie nie było.


****


   Po dwóch godzinach wychodziłam razem z dziewczynami ze sklepu. Byłam umordowana, ale szczęśliwa. John dobrał mi naprawdę wspaniałe ciuchy. Julie chciała nas zaciągnąć jeszcze do obuwniczego, ale stanowczo odmówiłyśmy i ślimaczym tempem ruszyłyśmy do domu. Dziękowałam w duchu temu, który wymyślił windy, bo myśl, że musiałabym jeszcze wchodzić po schodach, zwalała mnie z nóg.

   Ledwo weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, a ja padłam jak kłoda na kanapę. Dziewczyny poszły w moje ślady.

– Jak było? – spytał Ace, bo akurat koło niego wylądowałam.

– Było serio zabawnie, ale – nabrałam powietrza. – takie maratony to nie dla mnie.

– Komuś się kondycja pogorszyła. – Grit uśmiechnął się pod nosem.

– To następnym razem pójdziesz z nami i zobaczymy czy będziesz się tak śmiał. – burknęłam.

– Hej, wy też czujecie to ciepło? – Drago zwrócił się do pozostałych bakuganów.

   Ingram, Elfin, Wilda, Percival i Nemus kiwnęli głowami. Dopiero teraz zauważyłam, że się świecą. Nagle ich partnerzy padli na ziemię.

– Ace! Złaź, jesteś ciężki! – zepchnęłam go z siebie (co z tego, że był nieprzytomny! Moje plecy ważniejsze!)

   Grit wywinął pięknego orła i zarył nosem o dywan. Nawet powieką nie ruszył!

– Co wam jest? – Runo klepała Dana po policzkach podobnie jak Julie Shuna.

– Vexosi ich zaatakowali? – zastanawiała się na głos Makimoto.

– Niby jak? Wzięli pelerynę niewidkę i równocześnie podali im chloroform? – zakpił Fludim.

– A masz lepszy pomysł? – zirytowała się dziewczyna.

– Wiesz, nie mówię, że ta cała niewidka to bujda. – jego mina mówiła co innego. – Sądzę jednak, że z Shadowem w drużynie za nic by to nie wypaliło. – zakończył, powstrzymując się od śmiechu.

   Prove potykający się o pelerynę i zaliczający glebę, przy okazji wywalając swoich, zagościł w mojej głowie. Westchnęłam ciężko, gdy Ace gwałtownie wstał. To samo zrobili pozostali.

– StarożytniprzekazalinammocboZenoheldichzaatakował! – wykrztusił na jednym wdechu Kuso.

– Zapiszę cię do logopedy. – stwierdziła Runo po tej jakże zrozumiałej wypowiedzi.

– Jeszcze raz tylko wyraźniej. – dźwignęłam Dana do góry.

– Starożytni przekazali nam moc, bo Zenoheld ich zaatakował. – powtórzył szatyn.

– Dlaczego?

– Podobno chce stworzyć maszynę do zniszczenia bakuganów czy coś takiego.

– Potrzebne są mu do tego moce domen. – wyjaśnił Shun.

– Czyli... – zerknęłam na bakugany. – Ewoluowałyście. – bardziej stwierdziłam.

– Owszem. – przytaknął Percival.

– Podsumowując, Zenoheld po raz kolejny chce zniszczyć bakugany? – Runo miała mocno zaniepokojoną minę.

– Niestety tak. – przytaknęła Mira.

– Ten dziadyga powinien wiedzieć, kiedy odpuścić! – jęknęliśmy równocześnie z Danem.

   Ledwo pozbyliśmy się kontrolerów, a już mieliśmy kolejne zagrożenie. To się nazywa szczęście! Przez wielkie S!


****


   Zdenerwowany...a nie przepraszam wściekły jak osa król Zenoheld zwany przez niektórych ,,dziadygą'' właśnie powrócił do zamku. Stracił okazję by uruchomić ten cały system! Cholerni Starożytni wykiwali go! Kazał przywołać swego syna.

– Wzywałeś ojcze? – Hydron pojawił się niemal natychmiast, a teraz wpatrywał się z lękiem w rodziciela.

– Sprowadzisz dziewczynę. – rozkazał oschłym tonem.

– Dziewczynę znaczy się Jessicę? – upewnił się chłopak.

– Tak. Czekam do końca tygodnia, a jeśli ci się nie uda... – w groźnym spojrzeniu zdołał przekazać synowi, co się z nim wtedy stanie.

   Czyli mam trzy dni. Świetnie, pomyślał Hydron, zaciskając pięści.

   Skłonił się i wyszedł z sali. Czuł narastającą gulę w gardle. Ona była z wojownikami. Jak miał ją stamtąd wydrzeć w tak krótkim czasie?!

   Zatrzymał się w podziemnym korytarzu. Sam nie wiedział, co go tutaj sprowadziło. Tęsknota? Chęć ucieczki? Wściekłość? Otworzył stare masywne drzwi, które zaskrzypiały ponuro i stał już w pokoju swojej matki, Noelii. Nie było tu mebli. Tylko drewniana skrzynia zakryta jedwabną chustką. W środku leżało jedno zdjęcie. Przedstawiało jego, gdy był małym berbeciem i właśnie Noelię. Była smukłą kobietą o fiołkowych oczach i czarnych włosach. Uśmiechała się i goniła go po ogrodzie. Jedna z najwspanialszych chwil w jego życiu. Oprócz fotografii był jeszcze złoty pierścień. Jednak, co ciekawe, nie był jego matki. Należał do kogoś innego. Wyryto na nim słowa ,,Odwaga pozwala kroczyć przez życie z uniesioną głową." Odwaga...Właśnie tego mu brakowało. Czuł, że rozkazy ojca są złe, ale nie umiał się im przeciwstawić. Bał się, że skończy jak Noelia.

   Dziesięcioletni Hydron biegał po całym pałacu w poszukiwaniu mamy.

Mamo! – zaglądnął do jadalni. Pusto. – Mamo! – znów pudło. – Nie chowaj się! – zawołał płaczliwie.

Synu. – surowy głos ojca nieźle go przestraszył.

T-t-tak? – obrócił się do niego i szybko otarł twarz.

Twoja matka...umarła. – oświadczył zimno, jakby nic go to nie obchodziło.

Jak to? – fioletowe tęczówki księcia rozszerzyły się. Czuł wzbierające się łzy w oczach.

Umarła. – powtórzył król i odszedł.

   Dopiero potem od służących dowiedział się, że została zamordowana, gdy nie zgodziła się z planami swojego męża. To wspomnienie napełniało go złością. Miał ochotę wyrzucić ojcu w twarz, jakim jest potworem. Jednak nie mógł. Strach, że też umrze, zbyt go paraliżował. Dlatego zazdrościł Jessice czy nawet Spectrze. Oni bez lęku patrzyli na Zenohelda i sprzeciwiali się mu. Byli wolni. Westchnął ciężko. Po tym wszystkim zmienił się. Jaki był sens bycia dobrym, skoro się wtedy wszystko traci?


*****

   W krótkich żołnierskich słowach: jest źle a chwilami tragicznie. Zenoheld miał kolejny plan zagłady, a na nas spadła odpowiedzialność ochrony domen. Baron z Acem wrócili na Vestalię w związku z jakimiś tam sprawami rodzinnymi.

   Hmm, dlaczego zawsze ja miałam takie problemy? Z Maskaradem było podobnie. Czy to dzień, noc, wakacje czy tam szkoła on chciał walczyć! Twierdził, że we mnie i Fludimie jest coś fascynującego. Tajemniczego nawet. A czy słowa protestu czy pukanie się w głowę działały? A gdzie tam! W końcu jeden pojedynek skończył się tym, że z Fludimem trafiliśmy do wymiaru zagłady. Po powrocie nigdy więcej nie walczyliśmy z Maskaradem. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Najazd bakuganów, Naga itp. A teraz co? Maszkaron, jego wierny przydupas i grupa osłów z rozpieszczonym księciem na czele poluje sobie na mnie. Lepiej być nie mogło. Aaaa, nie zapominajmy o dziadydze!

– Proszę was o szybkie zebranie się w sali obrad! – głos Marucho rozległ się na korytarzach.

– Co jest? – spytał Dan, gdy wszyscy się usadowili.

– Zobaczcie. – Marucho wcisnął guzik na pilocie, a nam wyświetlił się obraz kamer.

   Hydron i kilku naukowców stali przy barierze i wyraźnie próbowali się włamać. Bardzo inteligentny plan. Jaka szkoda, że nie byliśmy kretynami i mieliśmy kamery.

– Policzę się z tym gadem! – Kuso był już przy wyjściu.

– Zwariowałeś?! – wydarła się Runo. – Naszym priorytetem jest, aby się tu nie dostał, a nie jakieś głupie walki!

– To go powstrzymam! – bronił się Dan.

– Ja chcę z nim walczyć. – powiedziałam, zanim pomyślałam. Czułam, że muszę to zrobić.

– Ale ty możesz być jego celem. – zaprotestowała Mira.

– To co? – prychnęłam. – Nie będę siedzieć cicho, bo jakiś księciunio chce mnie porwać. Odwdzięczę mu się. – chwyciłam gantlet i wypadłam na dwór.

   Hydron uniósł lekko głowę, gdy do niego podeszłam. Na początku się cofnął, ale potem uśmiechnął szarmancko.

– Nie masz zamiaru stawiać oporu?

– Żartujesz sobie? – założyłam gantlet. – Chcę ci tylko pokazać, że ze mną się nie zadziera.

– Jak masz zamiar walczyć przez barierę?

– Wyjdę stąd na tę chwilę.

– Idę z tobą. – wtrącił się Shun.

– Ale... – chciałam im wytknąć, że nie mam dwóch lat i sobie poradzę.

– Nie po to by walczyć. Tylko upewnić się czy po walce nie zastosuje jakiejś brudnej sztuczki. – zmierzył Hydrona pogardliwym spojrzeniem.

– Zgadzamy się na wasze warunki. – Mylene stanęła przed księciem. – Jednak będziesz walczyła ze mną.

– Niech będzie. – wzruszyłam ramionami.

– Oraz jak przegrasz, to dołączysz do nas. – dodał Shadow.

   Wiedziałam, że to powie. W końcu jestem nieźle rozchwytywana, nie?

– Dobra. – powiedziałam cicho i przekroczyłam barierę wraz z Shunem, czemu towarzyszył lekki dreszcz.

   W końcu zaczęłyśmy.

– Gantlet, wystrzał mocy! – krzyknęłyśmy.

   Czas się zatrzymał.

– Karcia otwarcia! – karta rozpłynęła się na asfalcie. – Naprzód Macubass!

– Fludim!

Poziom mocy Fludima: 800

Poziom mocy Macubassa: 700

Mam pokonać tą kupę złomu? – Fludim westchnął.

– Uważaj na słowa! – warknęła Mylene. – Super moc aktywacja! Promienny szpon!

Wzrost mocy Macubassa o 200 punktów. Spadek mocy Fludima o 200.

Macubass pociachał Fludima pazurami. Mój bakugan nic sobie z tego nie robił.

– Co tak słabo? – zakpił.

– Super moc aktywacja! Połączenie przeciwności!

Spadek mocy Macubassa o 300 punktów. Wzrost mocy Fludima o 300.

– Grrr. Karta otwarcia start! Fantazm!

Spadek mocy Fludima o 200. Wzrost mocy Macubassa o 200.

Super moc aktywacja! Włócznia mroku!

Wzrost mocy Fludima o 500 punktów. Spadek mocy Macubassa o 500.

Wskaźnik życia Mylene: 50%

– Co?! – Farrow wytrzeszczyła oczy. – Fantazm blokuje wszelkie ruchy przeciwnika!

– Na nas takie rzeczy nie działają. – uśmiechnęłam się kpiąco. – Masz pecha.

– Zapłacisz za to, dziewczynko.

– Już się boję, babciu. – wyrzuciłam kartę. – Dalej, Fludim!

– Naprzód Macubass!

   Nie miałam ochoty się z nią bawić. Chciałam dorwać Hydrona ale niee! Wielki księciunio się boi.

– Super moc aktywacja! Krzyk ciemności! – użyłam kolejnej karty.

Wzrost mocy Fludim o 400 punktów. Spadek Maccubasa o 400.

– Podwójna super moc, aktywacja! Bicz mocy + kompozycja bitwy!

Spadek mocy Fludima o 700. Wzrost mocy Macubassa o 700 punktów. O kurde. Różnica 500 punktów!

– Karta otwarcia start! Cierniowe pazury! – straciłam głowę, ale nie miałam w zanadrzu lepszej karty.

Wzrost mocy Fludima o 300 punktów. Spadek mocy Macubassa o 300.

– Początkowe poziomy, co? – uśmiechnęła się drwiąco. – Super moc aktywacja! Mega finał!

Wzrost mocy Macubassa o 400 punktów. Spadek mocy Fludima o 400.

Wskaźnik życia Jessicy: 65%

– No i co? – spytała zimnym tonem.

– Miałaś farta. – uśmiechnęłam się.

– Zobaczymy, czy będziesz się tak śmiała, gdy z tobą skończę!

   Przewróciłam oczami. Denerwowała mnie. Czas na szybkie rozwiązanie.

– Dalej, Fludim! – ledwo Mylene wyrzuciła bakugana, a ja już miałam kartę. – Synteza super mocy! Taniec Haosu i Darkusa!

Wzrost mocy Fludima o 700 punktów. Spadek mocy Macubassa o 700.

Wskaźnik życia Mylene: 0%

   Czas znowu zaczął płynąć. Dziewczyna zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem. Shun, nim mignęłam okiem, przeniósł mnie do ogrodu i bariera znów się pojawiła. Hydron stał z bardzo głupią miną. Pokazałam mu język i odeszłam wraz z wojownikami. Usłyszeliśmy warkot silnika, po czym książę, Mylene, Shadow i naukowcy zniknęli.

– To było super! – Dan z miną jakby to on pokonał Mylene, szedł przez alejki.

– Dzięki. – uśmiechnęłam się.

– Vexosi poznali naszą kryjówkę. – zauważyła Julie.

– Póki nie przebiją się przez barierę, co jest niemożliwe. – Marucho wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. – to nic nam nie grozi.


****

– Mam rozumieć, że Vexosi byli na ziemi? – spytał Spectra władczym tonem.

– Tak. – potwierdził Gus. – Dość szybko zniknęli. – dodał.

   Phantom zaklął pod nosem. Nie spodziewał się, że tak szybko zaczną działać. Coś mu mówiło, że jednak nie zabrali dziewczyny, skoro szybko wrócili. Nieco spokojniejszy powrócił do nowej karty. Była niemal gotowa.

– Musimy jak najszybciej zdobyć rdzeń. – rzekł, zerkając na notatki.

– Możemy ruszać teraz.

– Nie. – pokręcił głową. – Czuję, że za niedługo sami wpadną w nasze ręce. – podniósł wzrok na śpiącego Heliosa. – Musimy się przygotować, by tym razem ostatecznie zniszczyć Drago. – zacisnął dłoń w pięść.

– Tak jest. – Gus ukłonił się i wyszedł.

   Spectra zaczął usilnie rozmyślać. Zenoheld musiał wymyślić coś nowego, skoro już działa. Tylko co to mogło być?


****


   Było już grubo po pierwszej, a my wciąż robiliśmy... dosłownie wszystko. Julie uczyła Mirę, jak się piecze ciasto, Dan kradł im masę, Runo tłukła Kuso i jednocześnie rozmawiała ze mną o różnych bzdetach. Marucho z nastawionym na żel czubem (nie wnikam, kto mu to zrobił) był jednocześnie nieświadomy, że go ma. Strasznie się dziwił, gdy wybuchaliśmy śmiechem na jego widok. Wyglądał jak mały Spectra w niebieskim kubraczku. Taki krasnoludek! Shun o dziwo nie medytował/trenował/znikał, tylko czasami wtrącał się do dyskusji. Nagle Dan odszedł od ciasta i podbiegł do głośników, z których ryknęło ,,Stronger'' zespołu Emphatic.

– ŚCISZ TO! TU SĄ LUDZIE! – ryknęła Runo trzy razy głośniej od głośników. Jakie ona ma potężne płuca!

   BUM! Z piekarnika poleciał czarny dym. Chyba pierwszy piekarski wyczyn Miry właśnie się sfajczył. Otworzyliśmy okna.

– Chcesz Dan? – z miłym uśmiechem podsunęłam mu czarne jak węgiel ciasto.

– Nie, dzięki. – odmówił Kuso.

   Po jakimś czasie zostałam tylko ja i Dan. To nie mogło się dobrze skończyć. Nieco ciszej (by Runo nie przyleciała z wrzaskiem) puściliśmy muzykę i zaczęliśmy pić fantę, którą wygrzebaliśmy z lodówki. Tak około trzeciej bąbelki uderzyły nam do głowy. Zbudowaliśmy sobie bazy z kanap, poduszek, koców i krzeseł. Tak mniej więcej w połowie bitwy, gdy rozbiliśmy szklanki, do środka wparował Shun. Popatrzył na nas jak na idiotów. Pewnie rozważał, czy nie wysłać nasze szanowne osoby do najbliższego psychiatry. Jednak Dan wcisnął mu fantę i niemal zmusił do wypicia. Na początku nic się nie stało. Kazami bez słowa zaczął podnosić kanapy, lecz nagle zatrzymał się, a potem gwałtownie wyprostował.

– To walka na trzech? – zaproponował.

   Będę musiała sobie gdzieś zapisać, że fanta po północy działa jakoś magicznie. Sam Shun Kazami śmiał się jak wariat i strzelał w nas poduszkami. Bitwa przeniosła się na mroczne korytarze. Uznaliśmy, że walka w ciemności będzie ciekawa. Dywan amortyzował nasze kroki i upadki. Biegłam, sama nie wiedząc gdzie i ciskałam poduszkami w różne strony. Uderzyłam w coś twardego brzuchem. To chyba była poręcz. Podparłam się ściany i zaczęłam wchodzić na piętro. Świst poduszki, która przeleciała koło mojego ucha, pobudził mnie do działania. Wbiegłam, niemal zaliczając glebę, rzuciłam koc w dół i pobiegłam, co chwila zmieniając kierunek. Poczułam pod stopami nie miękki dywan tylko zimną posadzkę. Gdzie ja jestem? Oczy zaczęły mi się zamykać, a organizm domagać snu. W sumie co mi szkodzi? W tych ciemnościach za nic nie trafię do pokoju. Oparłam się o ścianę, usiadłam i po chwili już słodko spałam.

– Panienko Jessico? – ktoś mną delikatnie potrząsnął.

   Otworzyłam oczy. Gdzie spałam? Pamiętacie tą słynną toaletę, gdzie większość osób trafia na pierwszej wizycie u Marucho? Tak, właśnie w niej spałam... Kato obudził mnie, doprowadził do pokoju i poleciał szukać Shuna i Dana. W pokoju przywitał mnie zirytowany Fludim.

– Gdzieś ty się włóczyła całą noc?!

– Uwierz mi, mój drogi, cały czas byłam w budynku. – ziewnęłam i przeciągnęłam się.

– Gdzie spałaś?

– W toalecie.

– Słucham?!

– Nieważne, długa historia.

– Wiesz co? Jednak nie chce wiedzieć co robiłaś przez całą noc.

– Lepiej dla ciebie.

   Bakugan pokręcił głową po czym wskoczył mi na ramię.

– Czuje w kościach, że coś się dziś stanie. – rzekł po dłuższej ciszy.

– Ty masz kości? – spytałam rozbawiona, wychodząc na korytarz.

– A co myślałaś? Że mamy żelki Haribo zamiast kości?!

– Nie! Tylko wiesz, istoty z obcego wymiaru. Myślałam, że macie jakieś tkanki czy coś w tym rodzaju.

– To jesteś teraz bogatsza o informację, że mamy kości.

– Jess! – Dan, który się chyba z księżyca urwał, stał przede mną. – Przyznaj się, gdzie spałaś?

– W toalecie, a ty?

– W schowku na miotły. – wyszczerzył zęby.

   Przypomniałam sobie, jak się tam zamknęłam i nabijałam z Vexosów. Parsknęłam cicho śmiechem. Jedna z niewielu chwil na Vestalii warta zapamiętania.

– Toooo... – Dan kiwał się na piętach. – Idziemy coś przekąsić?

– Nie jestem specjalnie głodna.

   Ukłucie w sercu. Następne, tym razem mocniejsze. Co jest? Nie zważając na zdziwienia Dana, pobiegłam w prawo. Ból zwiększał się. Stanęłam pod wielkim oknem i wyjrzałam na zewnątrz. Pusto...Ukłucia ustały. Dooobra kolejna dziwna przypadłość. Zawróciłam z postanowieniem, że porządnie się prześpię. Może to mój zmęczony umysł wmawiał mi te bóle?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top