Rozdział 3: Rada Vestalii
Patrzyłam z lekkim znudzeniem na mijane z zawrotną szybkością uliczki oraz sklepy, jednocześnie szukając jakiejś odpowiedniej piosenki na playliście. Na szczęście w praktycznie każdej parze spodni miałam do kieszeni wepchnięte splątane słuchawki, a że z telefonem się nie rozstawałam, to mogłam całkiem przyjemnie spędzić dwudziestominutową drogę do letniego pałacu, gdzie odbywały się spotkania Rady. Wcześniej miały one miejsce w normalnym zamku, ale został on zniszczony w wyniku wybuchu broni Zenka, więc przeniesiono je. Pałac letni różnił się jedynie tym, że miał mniejszy ogród i jedno piętro mniej. Mnie tam to pasowało, bo trudniej się było zgubić. No, przynajmniej w teorii.
Zerknęłam na odbicie Keitha w szybie. Przeglądał ze zmarszczonymi brwiami jakieś papiery, którymi niby też powinnam się zainteresować, ale miałam wygwizdane na sprawy Vestalii. Może to egoistyczne z mojej strony, bo to koniec końców planeta, z której pochodzę, lecz z tego co widziałam, Vestalianie doskonale dawali sobie radę, więc nie miałam się o co przejmować. Chyba, że do władzy dojdzie Ethan... Wtedy trzeba będzie wykorzystać ciężką artylerię.
Taksówką lekko szarpnęło, co oznaczało, że dojechaliśmy na miejsce. Westchnęłam ciężko na widok dwóch białych wież, na których szczytach powiewały szmaragdowe flagi.
– Życzę państwu miłego dnia – rzucił taksówkarz – robot, kiedy wysiadałam.
– Ta, dzięki – mruknęłam, doskonale wiedząc, że będzie dokładnie na odwrót i trzasnęłam drzwiczkami.
Z miną, jakby wędrowała na ścięcie, podeszłam do bramy, gdzie stała już Reiko w kolejnej fantazyjnej sukni własnego projektu. Po tym jak odzyskałam wspomnienia, łańcuch, który nas łączył i nie pozwalał się rozdzielić, pękł, dlatego zjawa zamieszkała tutaj i odkrywała swoje powołanie krawcowej. Nieco też się ogarnęła i przestała wariować, ale dalej za nią nie przepadałam.
– Witaj z powrotem panienko – powiedziała, kłaniając się. – Dzień dobry, panie Fermin – dodała, kiedy już się wyprostowała.
Zacisnęłam na moment pięść, mając ochotę ją trzepnąć za tą „panienkę", jednak Keith spojrzał na mnie ostrzegawczo. Wywróciłam oczami i zaczęłam wspinać się po szerokich marmurowych schodach. Reiko szybciutko mnie wyprzedziła i pchnęła dwuskrzydłowe drzwi zdobione złotem, po czym nas przepuściła. Sala, gdzie obradowała Rada, znajdowała się na pierwszym piętrze po prawej stronie.
– Czy ja naprawdę muszę tam iść? – jęknęłam.
– Pytałem, czy masz czas – odparł Keith, krzyżując ręce na piersi.
– Bo czas mam, ale chęci to już nie za bardzo.
– Przeżyjesz.
– No ja nie wiem.
Reiko zerknęła na mnie przez ramię i skrzywiła się lekko.
– Ile razy mam panience powtarzać, żeby na takie spotkania ubierała się bardziej elegancko? – spytała.
– Masz ochotę na spędzenie reszty swojego pół-życia w odkurzaczu? – warknęłam. – I skończ z tą panienką!
Pokręciła głową, nic sobie ze mnie nie robiąc i otworzyła drzwi. Ukazał mi się długi stół z drzewa różanego, przy którym stał rząd krzeseł z wysokimi oparciami. Większość urzędników już usiadła, w tym mój kochany Ethan, który mordował mnie kątem oka.
– Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechając się.
– Witamy panienko – przywitał się za wszystkich przewodniczący Rady; 52-letni Martin.
Zajęłam swoje miejsce na szczycie stołu, a Keith usadowił się koło po mojej prawej stronie, gdzie normalnie siedziałby wice-przewodniczący, ale Fermin (czasami też Herzton albo Gus) robił mi za chodzącą encyklopedię, dlatego wyjątkowo pozwolono mu tam siedzieć.
Dwie służące uwijały się między nami, stawiając przed każdym porcelanową filiżankę z kawą lub herbatą, talerzyk z kilkoma kawałkami ciasta oraz sztućce. Podziękowałam jednej z nich skinięciem głowy, na co ta spaliła buraka i szybko się wycofała, prawie potykając o wózek. Uniosłam brew i spojrzałam pytająco na Keitha.
– Najwyraźniej jesteś całkiem popularna – stwierdził, wzruszając lekko ramionami.
Od razu przypomniałam sobie, jak w siódmej klasie jedna uczennica wyznała miłość Jane. Cholera, nie sądziłam, że wśród Vestalianek też zdarzają się lesbijki albo bi. Będę musiała bardziej uważać, hyhy. O kurde, robię się coraz skromniejsza.
– Proszę wybaczyć spóźnienie – powiedział Klaus, wchodząc do środka i kłaniając się.
Uśmiechnęłam się lekko. Nareszcie jakaś ogarnięta osoba! Kiedy szlachcic usiadł, Martin odchrząknął i zastukał trzy razy łyżeczką o filiżankę.
– Skoro wszyscy już się zebrali, chciałbym rozpocząć spotkanie – ogłosił uroczystym tonem, na co wszystkie rozmowy ucichły i nastała cisza – Sprawa jest poważna, panienko Elevenore – Spojrzał na mnie, przybierając poważny wyraz twarzy. – Od ponad pół roku na tron nie wstąpił władca. Musimy przyśpieszyć poszukiwania panicza Kenjiego, żeby zakończyć jak najszybciej bezkrólewie.
– Ale mój brat może nie chcieć zostać królem – zauważyłam, marszcząc brwi.
Ethan prychnął z dezaprobatą, jakby taka opcja była absurdalna. Oho, ktoś tu marzy, by moja pięść zapoznała się z jego twarzą.
– Taki jest jego obowiązek, jako najstarszego potomka, panienko – wyjaśnił Martin. – Oczywiście przyłożymy wszelkich starań, by rodzina panicza, jeśli takową posiada, jak najmniej odczuła skutki zmian.
– Nie macie prawa zmuszać nikogo do zostania władcą – powiedziałam chłodno, prostując plecy. – Jeśli Kenji zechce, to nie ma sprawy.
– Panienko, to jego obowiązek – powtórzył z naciskiem Martin.
Prychnęłam poirytowana i oparłam podbródek o dłoń.
– Tak samo jak waszym obowiązkiem było wyśledzenie mordercy moich rodziców i siostry – wycedziłam, wyginając kąciki ust. – To całkiem ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że objął on tron, nieprawdaż? Śledztwo chyba musiało być zwykłą kpiną, skoro doszło do takiego wydarzenia.
Martin przełknął ślinę i poprawił okulary.
– Tłumaczyliśmy już panience, że wiele istotnych śladów pochłonął ogień, a pan Zenoheld miał nienaganną opinię i wysokie stanowisko, dlatego...
– Tak, tak niech pan już sobie daruje – Machnęłam ręką i przymykając oko. – Chcę tylko powiedzieć, że nie pozwolę wam zmuszać do czegokolwiek mojego brata. Czy wyraziłam się jasno?
Zapadła na chwilę cisza, a w wielu oczach błysnął przestrach zmieszany ze złością. Ci starzy głupcy zaczęli się mnie bać od chwili, gdy zdali sobie sprawę, że nie jestem już uroczą dziewczynką, która ufa każdemu bezgranicznie.
– Oczywiście, panienko – odparli chórkiem, jak przedszkolaki.
– Jednakże, co mamy zrobić z bezkrólewiem? – spytał Ethan, patrząc na mnie przeszywająco bursztynowymi tęczówkami.
– Rada powinna sprawować władzę – odparłam.
Wszyscy poruszyli się niespokojnie.
– Rada?
– Przecież do tej pory tak robiliście, prawda?
– Owszem, ale jest to szczególna sytuacja, bo...
– To już nie jest szczególna – przerwałam. – Musicie tylko ogłosić, że nie ma już rodziny królewskiej i odtąd Rada sprawuje władzę. Rzecz jasna, nie dożywotnio. W końcu na Vestalii jest wiele mądrych odpowiedzialnych osób z wizjonerskim sposobem patrzenia na świat, zgadza się? – Skinęli głowami, słuchając mnie jak zaczarowani. – Załóżmy, że ministrowie będą wybierani na sześć lat, a przewodniczący Rady na osiem.
– Ale jak będą wybierani? – Ethan zmrużył oczy.
– Przez wybory. Dorośli Vestalianie będą głosowali, jaką chcą osobę na poszczególne stanowisko. Jednakże, by uniknąć osób nieodpowiednich, każdy kandydat będzie musiał spełnić określone wymogi. Na Ziemi taki system nazywa się „demokracja."
– Hm, to brzmi rozsądnie – mruknął Martin, gładząc kciukiem podbródek.
– Jednak musimy o tym jeszcze podyskutować, panie przewodniczący – powiedział cierpko Ethan.
– Róbcie, jak chcecie, tylko rzuciłam wam pomysł – Wzruszyłam ramionami i zerknęłam na Keitha, przez co prawie zleciałam z krzesła. W jego oczach było coś na kształt uznania!
****
Z prawdziwą ulgą wróciłam do domu. Członkowie Rady zamierzali jeszcze podyskutować o sprawach finansowych, ale ja nie musiałam w tym uczestniczyć, więc czym prędzej ich opuściłam.
Opatuliłam się kocem, wsunęłam sobie poduszkę pod głowę i włączyłam telewizję. Skakałam przez chwilę po kanałach, póki nie trafiłam na jakiś kryminał. Myślałam, że spędzę przed nim przyjemny wieczór, ale wszystko wziął szlag, gdy drzwi wejściowe uderzyły o ścianę.
– Witaj, pierdoło, właśnie przybyłam umilić ci życie. Czy lodówka jest pełna? – spytała Akane, machając zieloną torebką.
– Ta, tylko nie wyżryj całej zawartości, gruba świnio.
– No i to rozumiem – Ruszyła ku kuchni. – Co tam? Jak tam?
– Nic takiego, poza tym, że jesteś cholernym dezerterem – Kopnęłam ją w bok, kiedy klapnęła koło mnie z paczką ciastek.
– Gomeeen~, ale musiałam omówić rano z producentem szczegóły, a potem mi się nic chciało – Rzuciła mi kilka ciastek. – Masz i nie bij mnie, bo jak ci oddam, to zagościsz na szybie sąsiada.
Władowałam sobie jedno do buzi.
– I co z nagraniami?
– Zaczynam za dwa tygodnie – Przydusiła mnie do kanapy i objęła ramionami. – Kya, uwielbiam to, że jesteś taka ciepła! – Potarła swój policzek o mój, mrucząc niczym rasowy kot.
– Aki, weź sobie poszukaj męskiego grzejnika, co? – Starłam z policzka kilka okruszków i też ją przytuliłam.
– Po co mi jak mam ciebie? Aaa, już rozumiem – Uśmiechnęła się przebiegle. – Oszczędzasz ciepełko dla blond śmiecia?
Ta, jakby ktoś naiwnie myślał, że Akane zaakceptowała Keitha, to teraz rozwiewam mu wszelkie nadzieje.
– Chciałabyś, on jest moją poduszką – Wyszczerzyłam się.
Jednak ta idiotka zrozumiała to na swój zrąbany sposób i podniosła się na łokciach, wytrzeszczając oczy.
– Przespałaś się z nim?! Kiedy?! Dlaczego?! Zmusił cię? Wiedziała, kurna! Czułam to! Gdzie masz telefon?! Trzeba dzwonić po Jane, by jakiś dobry tasak załatwiła, ja temu debilowi odetnę co trzeba...
– Nie przespałam się z nim, pało! – krzyknęłam i trzepiąc ją kilka razy poduszką. – Chodziło mi o to, że często się o niego opieram i robi za grzejnik.
– Na pewno? – spytała podejrzliwie.
– Tak, Aki, na pewno – Przejechałam sobie ręką po twarzy i dałam jej pstryczka w nos.
– Wolę się upewnić, bo wiesz takie Pyrusy to często samce alfa, żeby je szlag trafił. Chociaż jest wśród nich jeden zjebany pantofel.
– Haru i samiec alfa?
– Dobra, Shienę ta choroba ominęła.
Wtedy po raz kolejny tego dnia mój telefon zaczął wibrować, a na wyświetlaczu pojawiła się ikonka wiadomości. Otworzyłam ją.
– To do Dana – powiedziałam, przebiegając oczami po treści.
– Czego to ułomne dziecko chce?
– Piszę, że chce się jutro spotkać w Bakuprzestrzeni, bo ma jakieś ważne wieści do przekazania.
– Bo po co zadzwonić lub je napisać. Matko, on głupieje w zastraszającym tempie.
– Zgaduję, że nie chcesz ze mną iść?
– Wybacz, ale do niego nigdy, muszę oszczędzać nerwy. Ale weź Shienę. Niech dziewczyna wie, kogo się wystrzegać.
– Twoja miłość do nich wręcz bije po oczach.
– Ciągle nie umiem zrozumieć, jak ty z nimi wytrzymujesz.
– Pomogli mi i są spoko tak długo, jak nie próbują mi narzucić swoich poglądów.
– Poczekaj, poczekaj, kij wie, z czym wystrzelą jutro.
Pokręciłam kilka razy głową.
– Możemy skończyć o nich gadać?
– Z przyjemnością. A właśnie – Przechyliła głowę i przybliżyła twarz do mojej szyi. – czy ty masz malinkę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top