Rozdział 23: Wilk w owczej skórze

   Czerwone kosmyki włosów były rozsypane na srebrnej poszewce poduszki. Długie, ciemne rzęsy nakrywały cieniem lekko zaróżowione policzki. Irene była pogrążona w tak głębokim śnie, że nawet powrót Gusa ani włączenie światła w sypialni nie zdołało jej obudzić. Tymczasem Grav w milczeniu zdejmował płaszcz, potem strój i na końcu buty. Zabrał ze swojej części łóżka ułożoną w kostkę piżamę, na którą składały się długie, dresowe spodnie i szary podkoszulek, po czym udał się do łazienki.

   Nie czuł zmęczenia po podróży, choć odbyła się ona w środku nocy i wyrwała go ze snu, ale gdy ciepłe strumyki wody objęły jego ciało, powieki zaczęły mu się kleić. Odgarnął włosy z czoła ręką.

   Nic nie mów, Gus.

   Mimo iż nie znajdował się w sterowni, mógł usłyszeć strzępy ich rozmowy. One nie dały mu dużo informacji, ale widząc minę mistrza, zrozumiał to, czego nie usłyszał. Szczere w głębi ducha był zdziwiony zachowaniem Spectry, który zazwyczaj zachowywał spokój i chłodny umysł oraz nie podnosił za często głosu. Czy to była jego pokręcona forma ukazania troski?

   Spłukał płyn z włosów i zapatrzył się w białą pianą płynącą do zakratkowanego odpływu. Meh, nie powinien się tym zamartwiać, Mistrz da sobie radę. Zakręcił zawór, wyszedł z kabiny i sięgnął po żółty ręcznik wiszący na grzejniku.

   Po kilku minutach czysty i pachnący lawendowym płynem wszedł do sypialni.

– Czemu mnie opuszczasz w środku nocy, co? – spytała Irene, robiąc dzióbek. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku ubrana w koszulę nocną, która notorycznie zsuwała się jej z ramion. – Czyżby jakieś kochanki? – dodała, unosząc brew.

   W jej głosie teoretycznie brzmiała lekka przekora, jednak Grav wiedział, że Irene była osobą dość zazdrosną. Nie do tego stopnia, by kontrolować każdy jego ruch, ale chciała znać kobiety, z którymi łączyły go jakiekolwiek relacje. Gus nie miał nic do ukrycia, więc spokojnie się na to zgodził i od tamtej pory Irene mu w pełni ufała. Przynajmniej do chwili, gdy zaczął pomagać mistrzowi po nocy. Wtedy znów wróciła jej podejrzliwość.

– Pomagałem Keithowi – odparł, podchodząc do niej.

   Spojrzała na niego jasnoniebieskim oczami, które gdzieniegdzie miały zielone plamki. Czerwone włosy przypominające płomienie opadały jej na ramiona. Gdy pochylił się, by ją pocałować, owinęła ręce wokół jego szyi i pociągnęła do siebie, po czym prędko przerzuciła na plecy, siadając mu na biodrach.

– Ostatnio coś strasznie często mu pomagasz – zauważyła z przekąsem. – Ale dobrze wiem, że Spectra Pha...tfu, Keith Fermin potrafi czasami przesadzać z pracą. Jednak... – Zmarszczyła brwi. – żeby o drugiej w nocy dopiero wracać? Wyjaśnisz mi to? – spytała.

– Tym razem nie chodziło o pracę.

   Przestała się uśmiechać.

– A o co?

– Jego dziewczyna wpadła w tarapaty ze swoimi znajomymi i poprosił, bym pomógł ich z nich wyciągnąć.

– Ech, mówisz o księżniczce, nie? – Uśmiechnęła się, a z jej oczu uciekł groźny cień. – Rozumiem. Rzeczywiście wyglądali na takich, co zrobią dla siebie wszystko – skwitowała.

– Tak myślisz? – mruknął.

– Yhyyym. Ale wracając do głównego tematu – szepnęła, muskając ustami jego wargi. – nie sądzisz, że ostatnio trochę za bardzo mnie olewasz, kochanie?

   Kochał ją. Nie było to zauroczenie czy zwykła fascynacja. Lubił spędzać z nią czas, rozmawiać i mieszkać. Lecz i tak nawet gdy wsunął palce w jej miękkie włosy, a drugą dłonią przesunął po jasnej skórze, to w jego umyśle pojawiło się inne imię. Ścisnęło go w sercu na świadomość własnej słabości.

   Nigdy jej nie zdradził ani nie zrobił niczego choćby w najmniejszym stopniu podchodzące pod nią. Niestety owemu imieniu towarzyszyło uczucie kuszące i jednocześnie będące bezdenną czeluścią. I to sprawiło, że poczuł się jak najgorszy zdrajca.


****


– Jess?

– Jess, słyszysz nas?

– Jess, kurwa, pobudka!

   Oderwałam wzrok od szyby, dopiero kiedy Akane uderzyła pięścią w ławkę. Haruka stała nad nami, mrużąc z niepokojem oczy, a Jane przyglądała mi się uważnie, siedząc na jej skraju. Wiedziały, że pokłóciłam się z Keithem i o co poszło, ale nie powiedziałam, że pod wpływem złości powiedziałam mu o wiele za dużo, niż powinnam

– Sorry, nie...

– Tak, tak, nie wyspałaś się – weszła mi w zdania Aki i przewróciła oczami. – Z kilometra widać, że dalej martwisz się tą sprzeczką.

– Pamiętaj, że to nie była twoja wina, chciałaś mnie tylko uratować. No i Phoebe – Jane wskazała głową na przewodniczącą, która rozmawiała ze Stellą.

– Każdy ma swoje metody. Co nie zmienia faktu, że znów się nie posłuchałyście – dodała Shiena, łypiąc na nas groźnie.

– No bez takich, nikt nie przewidział tych dziwnych przejść – oburzyła się Akane. – Zresztą to Nathan i Roger dali się w nie złapać i cały plan wziął w łeb!

– Właśnie dlatego, żeby wynagrodzić wam chaos w akcji, zapraszam was na imprezę. Jeszcze będziemy świętowali skopanie dupy Gundalianom – powiedział Roger, który znikąd pojawił się za plecami Jane.

– Pierwsza miła wiadomość tego dnia! – ucieszyła się Akane.

– Co, jednak dostałaś dwóję z algebry? – Wilson uniosła brew.

– Tak, jędza stwierdziła, że z lenistwa nie skończyłam tego działania! A ja jedynie nie zauważyłam, no ale ona wie lepiej – Aki westchnęła ciężko.

– Kiedy? – spytała Haruka, ignorując najnowsze osiągnięcia naukowe wojowniczki Ventusa.

– Piątek wieczór, u mnie, rodzice wyjechali.

– Stawiamy się całą ekipą – powiedziała Jane. – Jess?

– Wiadomo, że idę – uśmiechnęłam się.

   Jak to się mówi, było miło, ale się skończyło, gdy rozległ się dzwonek. Jane oraz Roger szybciutko się ulotnili, bo już do klasy wszedł potężnej postury pan Russell z gęstymi wąsami jak u Francuza z reklamy bagietek. Pacnął pokaźnej grubości książką o biurko, aż jego nogi zatrzeszczały. Tak oto rozpoczynała się lekcja literatury.

– Dzień dobry, panie i panowie – przywitał się swoim głębokim basem.

   Korzystając z okazji, że nauczyciel odwrócił się, by zapisać temat, sięgnęłam po telefon i sprawdziłam, czy Kenji odpisał. Chciałam się z nim dziś spotkać i wybrać na grób rodziców oraz Cassie. Poczułam ulgę, widząc potwierdzenie.

– Więc, mili państwo, zajmiemy się dziś tematem przedstawienia szaleństwa w sztukach Hamleta – zagrzmiał nagle pan Russell.

   O mało przez to nie przydzwoniłam potylicą w ławkę, ale zdążyłam wrzucić telefon do torby, nim spojrzał w kierunku naszej, przedostatniej ławki. Szybko schyliłyśmy głowy nad zeszytami, więc przeniósł wzrok w inne miejsce, a po chwili rozpoczął wykład.


****


   Heather bez zbytniego zainteresowania słuchała głosu nauczycielki biologi, która z pasją opowiadała o chorobach zakaźnych, prezentując ich objawy oraz sposoby zarażenia się. Choć był dopiero czwartek, to czas dłużył jej się niemiłosiernie w oczekiwaniu na wylot do Neathii. Chciałaby wcześniej zapoznać się ze strukturą tej planety, mentalnością oraz umiejętnościami jej mieszkańców i innymi istotnymi sprawami, jednak wolała nie spoufalać się zbytnio z Fabią. Leci tam przecież, by uratować swoich kochanych kolegów. Taka z niej słodka, zrozpaczona dziewczyna.

   Uśmiechnęła się pod nosem. Wszystko szło jak po maśle, choć dalej musiała się mieć na baczności głównie przed Shunem. Widziała, że ją uważnie obserwuje, szukając jakichkolwiek nieprawidłowości. Na jego nieszczęście dawno temu już nauczyła się ukrywać swoje prawdziwe intencje głęboko w środku. Niczego nie znajdzie.

   W pierwszej chwili nawet nie zauważyła, że rozbrzmiał dzwonek. Dopiero szuranie krzeseł i cichy syk Crueltiona ocknęły ją z zamyślenia. Wrzuciła książki do plecaka, zarzuciła go na ramię i wyszła z klasy. Czekały ją jeszcze dwie lekcje, zanim będzie mogła paść na miękką kanapę i puścić sobie serial.

– Co ty sobie wyobrażasz, suko?!

   Ręką z pomalowanymi na jaskrawą fuksję paznokciami złapała ją za ramię i przygwoździła do ściany. Heather ujrzała twarz Bridget wykrzywioną w grymasie złości. Uśmiechnęła się, co tylko bardziej rozsierdziło dziewczynę.

– Zrobiłam, co chciałaś! – wycedziła Bridget. – A ty i tak mu to wysłałaś!

– Nigdy nie powiedziałam, że nie pisnę ani słówka. Powiedziałam „może", a ty dopowiedziałaś resztę – odparła Heather i złapała ją mocno za nadgarstek. – Łapy trzymaj przy sobie – dodała, mrużąc powieki.

   Dziewczyna puściła ją, ale nie odsunęła się. Uniosła za to kącik ust i podniosła swój telefon, na którym wyświetlała się ich niedawna konwersacja.

– Nie wiem, jak to zrobisz, ale jeśli tego nie odkręcisz, to pokaże temu Nathanowi te wszystkie wiadomości – oznajmiła z błyskiem satysfakcji w oczach. – Wtedy jakaś twoja intryga weźmie w łeb, prawda?

   Heather uniosła brew, a Crueltion westchnął ciężko w jej kieszeni. Ta idiotka cierpiała na zaniki pamięci czy naiwnie myślała, że ona zapomniała o jej wszystkich sekretach i wykrętach? Jeśli tak, to naprawdę tylko bić brawo, że zdołała zdać podstawówkę.

– Och, tak chcesz grać, Bridget? Jutro twoi rodzice mogą się dowiedzieć, gdzie tak naprawdę pojechałaś zamiast na szkolną wycieczkę. O albo Amanda powinna poznać twoje prawdziwe zdanie na jej temat? Złamanie zakazu palenia papierosów, które ci ustaliła mama, też może być dobre na początek – zaczęła mówić Heather, z zadowoleniem widząc, jak dziewczynie zaczyna rzednąć mina.

– To jest szantaż – warknęła, ale tak niepewnie, że Heather miała ochotę się roześmiać.

– Ty zaczęłaś – zauważyła. – Ja cię tylko ładnie spytałam czy znasz jakieś sekrety Nathana, ty mi jej wysłałaś, a teraz chcesz mnie tym szantażować. Nigdzie nie ma zapisu, że mówiłam cokolwiek o twoim chłopaku, a zgaduję, że swoim przyjaciółeczkom też nic nie powiedziałaś o naszych rozmowach, gdyż po prawdzie to im nie ufasz. Więc wychodzi moje słowo przeciwko twojemu. Siostrzenica prawnika kontra dziewczyna z opinią awanturnicy – westchnęła i położyła jej rękę na ramieniu. – Odpuść sobie, zanim do reszty się pogrążysz – szepnęła, po czym przeszła koło niej.

– Jesteś zwykłą suką – wymamrotała Bridget, spuszczając głowę i zaciskając pięści.

– Za późno to zauważyłaś, kochana. Miłego dnia – pożegnała się wojowniczka Darkusa, pokazując jej język.

   Wmieszała się w strumień uczniów i przystanęła dopiero przy automacie z kawą, gdzie kupiła sobie kubeczek espresso. Potem zabrała z szafki książkę do historii i ruszyła do klasy, która znajdowała się na drugim piętrze. Wspinając się po schodach, rozważała pomysł spotkania się po lekcjach z Nathanem. Co prawda Bridget nie powinna być do tego stopnia głupia, by mu powiedzieć o jej przekręcie, ale zawsze istniała mała szansa, że nienawiść zasłoni jej oczy. A wtedy faktycznie sprawy się pokomplikują. Z niechęcią wyciągnęła telefon i wystukała do chłopaka z prośbą o spotkanie przy szkolnej bramie. Poruszająca historyjka o żądnej zemsty i przebiegłej koleżance z pewnością poruszy jego zakochane serce, a jej zapewni bezproblemowy wjazd do Neathii.


„But a wolf in sheep's clothing is more than a warning

Baa baa black sheep, have you any soul?

No sir, by the way what the hell are morals?"



Piosenka Wolf in sheep's clothing zespołu Set it Off

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top