Rozdział 17: Dlaczego niektórych nie powinno się prowokować
Jeśli kiedykolwiek chcecie, żeby ktoś krótko i zwięźle wytłumaczył wam sytuację, to nigdy nie proście o to Dana. Opowiadał strasznie szybko o żywiole, jakimś rycerzu imieniem Linus, przy okazji wtrącając coś o ciastkach, wypadzie nad jezioro i odpałach Runo. Tak zaczął się mieszać, że końcowy sens wyszedł taki, iż Runo była w swoim żywiole, który jednocześnie miał, ale inny, ten Linus i został on mu ukradziony przez Gundalian w nowym domku letniskowym wujka Kuso, bo ciastka były niedobre. Nie martwcie się, ja też myślałam, że szlag mnie trafi albo mózg się podda.
– Rozumiesz? – zakończył najbardziej ironicznym w tej sytuacji pytaniem, jednocześnie biorąc wdech.
– Za cholerę, chyba serio będziesz musiał iść do logopedy, choć nie wiem czy to pomoże – odparłam, starając się z całej siły go nie trzepnąć. – Kto w końcu ma ten żywioł? I co do tego mają ciastka?!
– Były z marcepanem! A marcepan jest ohydny, co nie?
Ostatecznie się załamałam i oparłam bezsilnie o ścianę. Daj mi ktoś siłę, bo wysiadam. Z drugiej strony to też nie lubiłam marcepanu, takie białe, słodkie gówno. Pewnie stworzył je jakiś sadysta podobnie jak lukrecję, no bo kto inny mógłby nasłać takie diabły na świat cukierków i go bezczelnie pustoszyć?
– Wyjaśnimy to sobie później – wtrąciła się ta zarąbista dyplomatka z Neathii. – Teraz musimy się śpieszyć, by odzyskać Neo!
Nie byłam pewna czy powiedziała tak dlatego, że wszyscy zauważyli, iż ja durnieję, a Dan odpływa w inny świat, czy serio się śpieszyliśmy. W każdym razie uznałam, że walę wyjaśnienia kto gdzie jak i dlaczego i popędziłam za tłumem. Dostrzegłam koło Shuna tę dziewczynę, która mi pomogła przy teleporcie. Jak ona miała? Halsey? Niee...Harriet? Nie, ale bliżej...Już wiem! Heather! Co ona tu ro...
Poczułam, jak ktoś mi wsadza łokieć między żebra, po czym przydzwoniłam nosem w plecy Dana. Całą ekipą wytoczyliśmy się na korytarz w Bakuprzestrzeni. No muszę się przyznać, że od razu przypomniały mi się walki z Vexosami, tam mieliśmy podobne imponujące jak cholera wejścia.
Za nami zamknął się portal, który wytworzył bakugan Fabii. Jake podał mi rękę, dzięki czemu wstałam z Dana. Rozejrzałam się zdumiona. Ściany były pokryte jakimiś dziwnymi ciemnymi pnączami, a ponadto zamiast zwyczajowych mas ludzi kręciły się pojedyncze osoby. Co tu się stało w tak krótkim czasie?
– To jaki jest plan, mistrzuniu? – spytał Vallory.
– Będziemy improwizować, nie mamy czasu! – odkrzyknął Dan i zaczął biec.
Popatrzyliśmy na siebie z Fludimem z uśmiechem, czując się jak za starych dobrych czasów, choć upłynął zaledwie rok.
Nie przebiegliśmy za dużo, ledwo udało się nam skręcić w główną drogę, kiedy znikąd przed nami pojawiło się kolejne lśniące przejście o kształcie elipsy. Nikt nie zdążył wyhamować i po raz kolejny polecieliśmy łeb na szyję. Przejechałam na łokciach i prawym kolanie całkiem ładny dystans. Shun i Fabia jak ninja zdołali odskoczyć i w ten sposób uniknąć losu Marucho oraz Dana, których Jake przyszpilił do ziemi swoim cielskiem. Natomiast Heather przetoczyła się na prawą stronę. Tsaaa, drżyjcie wrogowie, niepokonani Wojownicy przybyli!
– Móóój brzuch! – zajęczał Dan i zaczął uderzać pięścią w podłogę.
– Jake, błagam, zejdź z nas... – wydusił z siebie Marucho, blednąc na twarzy.
– O rany, przepraszam, chłopaki!
Jake zerwał się jak oparzony i pomógł im wstać. Dopiero gdy wszyscy się pozbierali, mogliśmy się rozejrzeć.
– Jesteśmy na arenie walk – stwierdził Shun, mrużąc oczy.
– I to testowej oraz ukrytej – dodał Marucho.
– Ale dlaczego? – zdumiał się Kuso.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Za naszymi plecami rozległy się kroki i po chwili ujrzeliśmy Sida.
– Bo wpadliście w naszą pułapkę, głąby! – zaśmiał się. – Serio wydawało wam się, że nie zauważymy wirusa w zabezpieczeniach?
Uznajmy, że wiem, o co chodzi, ok?
– No...tak jakby – przyznał Dan lekko speszony.
– Poza tym zgaduję, że to jest wasz pobyt przybycia tutaj to on, hm? – ni to spytał ni to stwierdził, pokazując nam bakugana, który wyglądał, jakby otaczał go srebrna zbroja. – Pewnie się zastanawiacie, czy już wiemy, co on takiego skrywa?
– Neo... – wyrwało się Fabii.
– Sid! – krzyknął Ren. – Co ty wyrabiasz?!
Stał na trybunach i ze złością wpatrywał się krzaczasto brwiowego chłopaka.
– A spierdalaj! Nie twoja sprawa!
Krawler zacisnął pięści, mrużąc oczy.
– Oddaj nam Neo! – wtrącił się Dan.
– Tylko jeśli wygracie ze mną bitwę – odparł Sid.
Ren wyglądał, jakby właśnie rozważał, czy nie upierdzielić blondynowi głowy za pomocą młota. Serio, oni tak przypominali mi w tym momencie Mylene oraz Shadowa, że tylko czekałam, aż Arkail wywali jęzor i zacznie się obłąkanie śmiać.
– Sam tego chciałeś – odparł Dan z uśmiechem.
Zeszli na pole walki, a my weszliśmy na trybuny. Oparłam się o barierkę podobnie jak reszta, obserwując kątem oka Rena. Przeszedł on na przeciwległą stronę areny. Niby był zdenerwowany, ale od czasu do czasu zerkał w moją stronę, a wtedy robił taki dziwny wyraz twarzy. Zmarszczyłam brwi, bo dostrzegłam, że na policzku ma zadrapania od czyichś paznokci.
– Karta otwarcia! – wykrzyknął Sid i wyrzucił kartę. – Bakugan bitwa! Naprzód Rubanoid!
Pojawił się czerwony smok. Wyglądał dość...dziwnie. Kojarzycie tę grę Minecraft? Gdzie cały świat i postacie są zbudowane z takich kwadratów? No, to ten Rubanoid wyglądał dokładnie jak z tej gry.
– Hej, co to ma być?! Gdzie jest Neo?! – zawołał Dan.
– Nigdy nie powiedziałem, że będę nim walczył, Kuso.
– Poza tym teraz mam szansę, by cię pokonać Drago – dorzucił Rubanoid.
Helios też tak mówił...
– Ha! Zobaczymy! Bakugan bitwa! Drago, start!
Naprzeciw Rubanoida stanął Dragonoid, który zaryczał donośnie.
Poziom mocy Rubanoida: 900
Poziom mocy Drago: 900
– Kieł Korundu – Sid użył super mocy.
Wzrost mocy Rubanoida o 300 punktów.
Z pazurów minecraftowego smoka zaczęły wylatywać czerwone pociski. Drago zręcznie lawirował między nimi, próbując zmniejszyć dystans między nim a przeciwnikiem.
– Super moc, aktywacja! Smoczy Koliber!
Rubanoid traci 300 punktów.
– Co?! – wykrzyknął zaskoczony.
– Tak łatwo ze mną nie wygrasz! – zawołał bojowo Drago.
– Tornado płomieni! – Dan szedł za ciosem i użył kolejnej karty.
Wzrost mocy Dragonoida o 400 punktów.
To wystarczyło, by posłać Rubanoida na deski. Jednak Sid nic się tym nie przejął i użył karty „Rubinowe pole". To przywróciło jego bakuganowi wyjściowy poziom mocy i sprawiło, że arenę otoczyła szczelna kopuła składająca się z szkarłatnych kryształów.
– Dzięki tej karcie mogę też użyć zestawu bojowego drugiej generacji – poinformował nas łaskawie, klikając w swoim...emm...to był chyba Smart Watch, ale w wersji do walk bakuganów?
To mi przypomniało, że Fludim też dostał takie cudo. Kuźwa, dalej go nie przetestowałam.
****
Jane za nic w świecie nie chciała otwierać oczu. Nauczona licznymi doświadczeniami wiedziała, że jeśli pokaże, że była przytomna, to może zastać naprawdę nieciekawą sytuację, dlatego wolała leżeć jak kłoda i próbować samym słuchem ogarnąć, co się dzieje.
A działo się wiele. Słyszała wkoło przerażone głosy, pytania typu „Gdzie my jesteśmy?", kroki i pisk jakby wiertła. Nieznacznie uchyliła powiekę i ujrzała około tuzin dzieciaków zbitych w kupkę. Oddzielały ją od nich kraty. Nagle rozległ się głos.
– Och, nie bądźcie tacy przestraszeni, nie chcemy was skrzywdzić – Był on wyraźnie kobiecy i sztucznie słodki. – Potrzebujemy tylko waszej siły.
Na chwilę zapadła cisza i Jane niemal poczuła, że przez dzieciaki przeszła jakaś fala energii. Na ich twarzach pojawiło się otępienie, a oczy stały się puste, by po chwili rozbłysnąć żółtym kolorem.
– A teraz weźcie bakugany i idźcie walczyć za Gundalię!
– Oczywiście, pani Kazarino! – odparli chórem i powstali.
Szli równym krokiem, mając wzrok utkwiony w jednym punkcie. Jane obserwowała ich, aż ostatni dzieciak nie zniknął za ścianą. Wtedy usłyszała, jak ktoś wstaje, więc zamknęła oczy i przekręciła głowę w bok. Ze zdumieniem odkryła, że miała pod sobą całkiem miękką poduszkę.
Słyszała, że ta cała Kazarina idzie w ich kierunku i zatrzymuje się przed kratami. Rozległo się ciche westchnięcie zawierające nutkę zawodu.
– Mam nadzieję, że Ren szybko przyniesie mi tego bakugana i powie, co robić z tymi dwiema – powiedziała.
– Czemu nie wyślemy ich do bitwy jak resztę? – spytał ktoś inny dość chrapliwym głosem.
– Podobno to przyjaciółki księżniczki Vestalii, więc mogą się przydać w naszych małych negocjacjach.
Jane szybciej zabiło serce. Skąd oni wiedzieli, kim jest Jess?
Po chwili usłyszała, że kobieta odchodzi. Poleżała jeszcze chwilę, po czym otworzyła oczy i zerknęła w kierunki krat. Nikogo nie było w pobliżu. Podniosła się i zlokalizowała Phoebe, która ciągle nieprzytomna leżała na sąsiedniej pryczy.
Zmarszczyła brwi. Od paralizatora nie powinny odpłynąć na tak długo, chyba że...W jej pamięci odmalował się obraz, jak przecknęła się podczas przenoszenie przez ten osiłka i dostała w punkt witalny na szyi. Skrzywiła się. Sprawa wyjaśniona.
– Ulvida, jesteś tu? – wyszeptała.
– Tak – Bakugan wygrzebał się ze swojej skrytki w staniku Wilson.
– Całe szczęście. Słyszałaś tę rozmowę?
– Owszem. Nie przemyśleli tego. Naprawdę myślą, że Jessie się ich posłucha?
– Pewnie tak – Jane uśmiechnęła się lekko. – Zgaduję, że za niedługo pojawią się tu wraz z Haru i Aki. Jednak ja też nie zamierzam tak siedzieć i czekać na ratunek.
****
Sid dostał pięknie po dupie w pierwszej rundzie, przez co w kolejnej od razu zaczął agresywnie. Niemal na samym początku użył zestawu bojowego, który stanowiło około siedem smoczych głów. Rubanoid wyglądał przez to jak hydra tylko wiadomo w wersji Minecraft.
Wtem Sid ogarnął, że ten cały Neo miła żywioł i włączył go do walki. Oczywiście Ren protestował, lecz osiłek miał go w nosie i tak oto bakugan stanął na polu bitwy.
Jak wtedy błysnęło! Gorzej niż kiedy Mick wrócił z wybielania zębów i każdemu strzelał szerokie uśmiechy! Zamknęłam oczy, by przypadkiem nie oślepnąć. Usłyszałam jedynie ryk Drago i okrzyk Dana.
Po kilku chwilach światło zniknęło. Wtedy wszyscy ujrzeliśmy, że Drago ewoluował.
– C-co się stało? – wyjąkała skonfundowana Fabia.
– Co jest?! – wydarł się Sid.
– Najwyraźniej Neo pomógł mu w ewolucji. A to znaczy, że mieliśmy żywioł! – wycedził przez zęby Ren.
– A kogo to obchodzi? – prychnął Rubanoid. – I tak go pokonam!
Tsa, ledwo to powiedział, gdy Dan użył super mocy i zmiótł go z areny. Błagam, Helios też jakiś skromny nie jest, ale przynajmniej potrafił wytrzymać więcej niż trzy ataki.
– Gratulację za spieprzenie sprawy, Sid – syknął Ren.
– To nie moja wina!
– Naprawdę świetnie ci idzie, Ren – krzyknęłam. – Tylko tak dalej! Choć nie mam pojęcia, o co chodzi!
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się drwiąco.
– Jesteś pewna, że powinnaś się tak cieszyć?
– A co?
– O ile dobrze wiem, Jane Wilson oraz Phoebe Monstrose to twoje dobre znajome.
Zrobiło mi się zimno w środku i przypomniałam sobie rozmowę z Aki. Jane gdzieś zniknęła...
– Gdzie one są? – warknęłam, przeskakując przez barierkę. Ledwo wylądowałam, już ruszyłam w stronę Krawlera. – Gadaj! – krzyknęłam, unosząc dłoń, wokół której zaczęła zbierać się moc. Ignorował wszelkie okrzyki Wojowników, obecnie istniała dla mnie tylko ta biała gnida.
– Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to czemu nie przyjdziesz jutro do Bakuprzestrzeni? Pogadamy na spokojnie – powiedział.
– Goń się! – Zamachnęłam się, a moc z trzaskiem rozbiła się tuż pod jego nogami, tworząc ładną dziurę. – Następnym razem to będzie twoja głowa
– zagroziłam.
Zbladł, ale z gęby nie zszedł mu ohydny uśmieszek. Oj chyba muszę poprosić Aki, by za pomocą swojego noża zrobiła mu Glasgow Smile.
– Lepiej to przemyśl! – dodał jeszcze, nim wraz z Sidem zniknęli.
Zacisnęłam pieści. Moc zaczęła gromadzić się w moim ciele, domagając się wyjścia.
– Jess...
Spojrzałam na Dana, który położył mi ręką na ramieniu.
– Masz piętnaście minut, by wyjaśnić mi, o co tu chodzi. Potem biorę dziewczyny i lecę na Gundalię – powiedziałam poważnie, wyciągając telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top