5 • ukochana dłoń zamknie mnie w grobie
Poczuła mocne szturchnięcie w ramię, które wybudziło ją z głębokiego snu. Podniosła więc zaspane powieki, by zobaczyć nad sobą, stojącą w gniewnej pozycji, Camille. Blondynka wyglądała tak, jakby dopiero co wróciła do domu, w dłoniach trzymała pustą butelkę wina, a włosy już dawno wydostały się z wcześniej zaplanowanej fryzury.
— Jemima, do cholery, gdzieś ty była? — krzyknęła w stronę Hiszpanki, widocznie zdenerwowana. — Wróciłam po ciebie do klubu, a ciebie nie było! Przez pół Francji cię szukałam! Jak wróciłaś do domu?
— Gdybym tylko wiedziała... — powiedziała cicho Jem i przetarła dłońmi oczy. Spojrzała w dół i dostrzegła, że jest przebrana w swoją welurową piżamę. — Nie mam pojęcia co się ze mną działo — przyznała ze zgrozą.
— Może to coś ci powie — rzekła Camille i wyciągnęła w stronę Rocío małą, samoprzylepną karteczkę. Dziewczyna ujęła ją w swoje dłonie i przyjrzała się jej uważnie. Na kwadratowym papierku, czarnym cienkopisem wykonano uroczy rysunek brzoskwini, składający się jedynie z jej obrysu i delikatnego cieniowania kreskami. — Była przyczepiona do twojego łóżka.
— O kurwa. — Jemima podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na Camille ze strachem w oczach. — Pamiętam, że zabrał mnie na jakiś stary basen i pokazał mi swój obraz, ale potem już nie mogę sobie...
— Zaraz — Camille wyciągnęła rękę w jej stronę, lekko zaskoczona; — Harry pokazał ci swój obraz? — W odpowiedzi Jemima pokiwała głową. — To mały, obślizgły...
— Shhh, Camille. — Rocío zebrała dłońmi włosy sprzed twarzy i odgarnęła je za ramiona, próbując przywrócić sobie jak największą trzeźwość umysłu. — Harry musiał mnie tutaj przyprowadzić i położyć spać.
— No i oby niczego więcej już nie zrobił, nie chcę być ciocią.
Jemima zachichotała nerwowo na tę uwagę i wyciągnęła ręce wysoko w górę, by rozprostować kości.
Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że Styles nie postąpiłby w ten sposób, szczególnie że chyba nawet o tym wspomniał, jeszcze zanim wyszli z baru. Może nie do końca była przekonana do jego osoby, ale odczuwała pewnego rodzaju zaufanie wobec niego, może dlatego, że był w połowie Anglikiem, co przywodziła jej na myśl dom i bezpieczeństwo. Westchnęła więc teraz i postanowiła wybrać się dziś do biblioteki, by 1) znaleźć wszystkie potrzebne na zajęcia książki, 2) zająć czymś myśli i wyrzuty sumienia, które zawsze buzowały jej w głowie, gdy upijała się tak nieprzyzwoicie mocno.
Po szybkim prysznicu więc, włożyła na siebie dużą bluzę sięgającą za jej tyłek i dżinsowe spodenki. Na nogi wsunęła białe vansy i rozczesała włosy, które swym układem najbardziej świadczyły o dość dziwnych przypadkach, które mogły spotkać ją w nocy. Ułożyła je więc grzebieniem i biorąc torbę mieszącą pół jej mieszkania, wyszła do biblioteki.
✿
Cicho przemieszczała się po ogromnej sali, jaką była uniwersytecka biblioteka. Pomieszczenie wznosiło się na wysokich ścianach, które w większości pokryte były witrażami sięgającymi samego sufitu. Światło, które padało więc na kolorowe szkła, sprawiało, że regały z książkami mieniły się przeróżnymi barwami. Jak zaczarowana, Jemima włóczyła się od kilku godzin po bibliotece, dotykając dłońmi starych woluminów.
Już dawno znalazła to, na czym jej zależało — książki czekały na nią umieszczone na oddzielnym stoliku, gdzie zostawiła rzeczy — ale nie potrafiła powstrzymać się przed obserwacją najdrobniejszego szczegółu w tym miejscu. Jemima bowiem zakochiwała się we wnętrzach — począwszy od wnętrza budynku, po wnętrze człowieka.
Wkraczała do działu z fantastyką, gdy ujrzała siedząca między regałami ciemnowłosą dziewczynę o prostej grzywce, z twarzą wlepioną w książce. Nad nią stał... Harry i uśmiechał się do niej gorąco. Nie był to uśmiech cwaniaka, ani idioty. Jem po raz pierwszy zobaczyła, że jego twarz może wyrażać więcej niż sarkazm. Uśmiechał się tak, jakby ktoś ściągnął mu gwiazdę z nieba, albo obdarował go promieniami słońca. Siedząca na podłodze Lea czasami podnosiła wzrok i odwzajemniała uśmiech, gdy chłopiec szeptem recytował książkę trzymaną w dłoniach: Sen nocy letniej, Williama Shakespeare'a.
— Pójdę za tobą; z piekła niebo zrobię, Choć ukochana dłoń zamknie mnie w grobie. — Dołeczki w jego policzkach wręcz raniły oczy Hiszpanki, która nieco ukryła się za półkami, by nie zostać zauważoną.
Nawet nie zorientowała się, że wstrzymuje oddech i dopiero po sekundach zdała sobie sprawę, że zwyczajnie ich podgląda. Zawstydzona swym zachowaniem odskoczyła do tyłu i obróciła się na pięcie, próbując ułożyć sobie w głowie to, co właśnie zobaczyła. Nie do końca wiedząc, co mogłaby zrobić i stwierdzić po tak krótkich obserwacjach, ruszyła do swojego stoliczka, na którym położyła książki i postanowiła jak najszybciej opuścić bibliotekę, nie chcąc wchodzić w jakąkolwiek interakcję z Harrym, szczególnie, że nie pamietała poprzedniej nocy.
Gdy zbliżała się do miejsca, w którym zostawiła swoje rzeczy, że zgrozą zauważyła, że czegoś brakuje. Podbiegła więc do stolika szybko i zaczęła ślepo szukać swojej torby. Natychmiast wszystko w jej ciele się zagotowało z nerwów, a dłonie zaczęły drżeć mocno, przez co musiała zacisnąć je w pięści. Chciało jej się przeklinać, przeklinać po hiszpańsku, ale zamiast tego — była w końcu w bibliotece — usiadła zrezygnowana na krześle i położyła na stole swoją głowę, czując narastającą w jej ciele panikę. Ktoś ukradł jej torbę, w której miała portfel ze wszystkimi dokumentami oraz większość wartościowych rzeczy, które miała w posiadaniu.
Po chwili usłyszała znajomy śmiech, a po nim długie wywody po francusku, których wcale nie rozumiała. Wiedziała jednak, że głos należał do Harry'ego i że zdecydowanie stawał się coraz głośniejszy, więc chłopak musiał się do niej zbliżać. Gorzej być nie mogło, pomyślała sobie i westchnęła cicho, sekundy przed tym, jak poczuła dużą dłoń na tyle swojej głowy. Styles wplótł palce w jej włosy i dość brutalnie pociągnął ją do tyłu tak, że podniósł jej twarz z ławki. Dziewczyna wzdrygnęła się i zrobiła skwaszoną minę w odpowiedzi.
— Po tyłku poznałem, że to ty — powiedział. Zauważyła, że znów żuł gumę. Jak zwykle — z otwartą buzią. — Słabo wyglądasz, a powtarzałaś, że nie miewasz kaca...
— Mów sobie co chcesz, żabojadzie — wypowiedziała z obojętnością, przez co zdarła z jego twarzy uśmiech.
— Coś się stało? Wyglądasz na szczerze załamaną... Fakt, że wczoraj się nie przespaliśmy, aż tak cię zranił? Wystarczyło poprosić...
— Zamknij się! — krzyknęła, czując na sobie wzrok bibliotekarki. Zniżyła więc głowę i wyszeptała do chłopaka: — Zamknij się... Zgubiłam torbę.
Harry patrzył na nią przez chwilę intensywnie, skupiając całą swoją uwagę tylko na jej oczach. Trwało to dokładnie kilka sekund, ale Jemima jeszcze nigdy nie poczuła na sobie czegoś takiego — jakby każda jego komórka w ciele patrzyła tylko na nią, a nawet nie patrzyła — nie obserwowała, a pragnęła zajrzeć do jej wnętrza, szczerze chcąc poznać to, co w środku.
— Głupia — powiedział jednak po chwili, a na jego twarzy pojawił się ten sam, cwaniacki uśmiech, do którego zdążyła już przywyknąć. — Jeszcze jesteś pijana? Twoja torba jest tam — wskazał palcem na stolik obok; — gdzie reszta rzeczy.
Dziewczyna spojrzała zaskoczona na miejsce, na które nakierował ją Harry i zachichotała bezradnie, chowając twarz w dłoniach.
— Dobrze, że mnie masz, skarbie. — Wyszeptał jej do ucha już po tym, jak znalazł się poza zasięgiem jej wzroku. Czuła ciepło jego ciała za swoimi plecami. — A ja będę miał ciebie, zobaczysz. — Pstryknął ją palcem w ucho i odszedł, zostawiając ją zdezorientowaną w samym środku kolorowej, przeogromnej biblioteki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top