2 • brzoskwinie są słodkie póki nie chcesz ich pieprzyć
Promienie słońca w odcieniu jasnej i ciepłej żółci oświetlały jej twarz, gdy delikatnie podnosiła powieki. Pokój wydawał się niesamowicie biały, a otwarte na wskroś okno wpuszczało poranny wiatr, przynoszący zapach soli i mydła, który poruszał długimi zasłonami wirującymi po pomieszczeniu, jak baletowa tancerka.
Francja miała swój specyficzny klimat, zapach, wygląd... Żadna z kartek i pocztówek nie była w stanie oddać tego poranka, jego smaku, jego istnienia. Czyste doświadczenie, wdychanie powietrza, wzrok, słuch i smak potrafiło tylko odebrać to tak intensywnie, jak powinno się to odbierać.
Uśmiechnęła się promiennie, mimo iż po całonocnej drzemce na podłodze, cholernie bolał ją tyłek. Usiadła na ziemi i mocno się przeciągnęła, próbując poukładać w głowie to, co wczoraj się wydarzyło.
— Mierda! — Niecenzuralne słowo wypłynęło z jej ust tak głośno, że obce ciało na łóżku przy oknie się poruszyło. Spojrzała w tamtym kierunku, by zobaczył powstającą z licznych zaplątań pościeli i koców Camille, wyglądającą jak ósme nieszczęście. — ¡Hola, Camille! — Wypowiedziała jej imię po hiszpańsku, z ll robiąc j, przez co wyszło Kamije. Dziewczyna wstrząsnęła się z obrzydzeniem na dźwięk tego słowa i przez chwilę Jem myślała, że ta na nią splunie z gniewu.
— Srola, a nie hola... — Głos dziewczyny tarł się o krtań i był nieprzyjemnie ochrypnięty. — Jak ty możesz żyć? Upiłyśmy się jak śmiecie!
Ledwo podniosła głowę, Jemima została niemal potrącona o jej widok — rozmazany tusz, czerwona szminka na połowie twarzy, włosy niczym z taniego horroru. Na usta cisnął jej się chichot, ale wiedziała, że równało się to z nabiciem na pal.
— Zaspałyśmy na zajęcia! Na moje pierwsze zajęcia! — Hiszpanka powróciła do porannego szoku, który wywołał u niej przekleństwo w jej rodowym języku. — Cholera jasna...
— Głupiaś. — Camille machnęła na nią ręką i próbowała usiąść na łóżku bez kolebania się, co wychodziło jej z trudem. — Jest sobota! Dziś są tylko fakultety i to po południu. — Westchnęła z zażenowania, co chyba miała w zwyczaju.
— Och... Ty też jesteś cheerleaderką?
— Zwariowałaś?! W życiu! — Stanęła na nogach na łóżku i rozpoczęła walkę z zasłoną, próbując zamknąć okno. — Paskudne okno, ciągle się otwiera! — Trzasnęła nim mocno i kopnęła nogą w jego klamkę, w celu zablokowania. Odwróciła się z zadowoloną miną do Jemimy. — Jestem w kole plastycznym.
— Malujecie obrazy, kontemplujecie, narzekacie i palicie papierosy? — zadrwiła Hiszpanka, przepełniona jednak ciekawością.
— Nienawidzę cię — wysyczała blondynka. — Zaraz zwymiotuję, a ty wyglądasz jakbyś nic wczoraj nie piła!
— Sangre española — odpowiedziała jej z dumą. — Praktyka czyni mistrza.
Obie zachichotały, delektując się lekkim porankiem.
— Idź szybciej na zgrupowanie, kapitan wszystko ci wyjaśnij. — Doradziła jej Camille, sięgając do szafki po paczkę papierosów. — Nie myśl sobie, że tu jest jak w filmach dla nastolatek. Dziewczyny są w porządku i zazwyczaj nie robią z siebie księżniczek...
— Większych niż przeciętna Francuzka, co? — Uśmiechnęła się w jej stronę z beztroską.
— Mamy dziwne obycie, ale takie już jesteśmy. Jeżeli nie będziesz chciała jej całować lub przytulać, to cię polubi.
Camille przyłożyła trujące zawiniątko do ust i odpaliła je zapalniczką, zaciągając się dymem.
— Na twoim łóżku jest strój. Załatwiłam ci świeżo wyprany. — Wypuściła z płuc dym.
Jemima uśmiechnęła się pod nosem, zaabsorbowana życzliwością współlokatorki, skrywaną pod taflą nonszalancji.
— Gracias, chica!
— De rien, pokrako! De rien.
Uśmiechnęła się do niej przez dym i podskoczyła na łóżku jak mała dziewczynka.
Camille zdawała się być duchem dziecka zamkniętym w ciele starej zrzędy. Jemima to kochała.
✿
Campus Carlone należał do Universtité de Nice — Sophia Antipolis, pierwszej wielowydziałowej uczelni w mieście. Carlone obejmował kierunki związane z literaturą, sztuką — tam studiowała Camille; i naukami humanistycznymi, czyli między innymi psychologią, którą studiowała Jemima.
Dziewczyna z bólem w sercu ominęła najpiękniejsze miejsca w mieście, nie zwiedziwszy ich jeszcze od momentu przyjazdu, by stawić się na trening, tak jak poleciła jej współlokatorka.
Budynek wydziału nie prezentował się tak pięknie, jak bydynek władz uniwersyteckich, ale tak chyba było z każdą uczelnią wyższą. Do środka prowadziły długie schody, a budowla bardziej przypominała blokowisko, niż miejsce kontaktu ze sztuką szeroko pojętą.
Po kilku dobrych minutach, w których naprawdę sądziła, że nie odnajdzie szatni, znalazła się wreszcie przed jej drzwiami. Zadowolona weszła do środka, czując mocny zapach damskich perfum.
Całe pomieszczenie pokryte było czerwonymi płytami — ściany i podłogi, a szafki były czarnego koloru o metalicznym wykończeniu.
— Wow — powiedziała pod nosem, zrzucając z ramienia torbę ze strojem.
— Salut! Comment tu t'appelles? — Urocza wysoka blondyna, o zabójczej figurze pojawiła się przed Jemimą. Ubrana w czerwone dresy, praktycznie zlewała się z tłem. Na głowie miała upiętego kucyka i oczywiście na twarzy brakowało jej uśmiechu. Jem westchnęła w myślach, ale pozostała pozytywnie nastawiona. Wyszczerzyła zęby.
— Je m'appelle Jemima Rosales Rocío. Je ne parle pas français — wygłosiła zapamiętaną regułkę, którą wbiła sobie do głowy podczas lotu tutaj.
— Cześć! Jestem Clémence! — Dziewczyna przedstawiła się z energią i na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Najwidoczniej cheerleaderki miały trochę wigoru nawet i we Francji. — Camille ciebie wpisać? Ty na wymiana? — Nie mówiła dobrze po angielsku, ale z grzeczności Jemima nic nie powiedziała, jedynie pokiwała twierdząco głową.
— Tak, to ja. — Starała się mówić powoli i wyraźnie, nie naciskając bardzo na akcent, z którego była bardzo dumna.
Hiszpanie ciężko mówili po angielsku, często właściwie nie dało się ich zrozumieć. Ich akcenty były twarde i praktycznie niemożliwe do odczytania przez rdzennego Anglika. Jemima więc dzień w dzień uczęszczała na kursy brytyjskiej wymowy — nie aby komuś coś udowodnić, ale jedynie aby udoskonalić się w języku, którym posługiwała się na codzień.
— Załóż ciuchy — poleciła piękna blondynka. Miała zielone oczy i podobnie jak Camille, mocne kości policzkowe. — Za dziesięć minut na boisko. Chłopcy mecz... robią?
— Grają. — Uprzejmie poprawiła ją Hiszpanka. — Zaraz będę gotowa.
Clémence skinęła na nią głową i odeszła do wyjściowych drzwi, skąd dochodziły śmiechy dziewcząt.
Jemima więc ściągnęła z siebie swoje spodenki i t–shirt i włożyła obowiązujący w drużynie strój – krótką do pępka bluzkę bez rękawów wyciętą w serek oraz spódniczkę w plisy do kompletu, która zaczynała się na wysokości pasa. Kostium był koloru żółtego z białymi wykończeniami, podkreślał więc karnację Hiszpanki. Nie potrafiła pozostać w neutralności, dlatego z domu zabrała białe zakolanówki, długości pończoch i naciągnęła je na swoje — o wiele grubsze i pełniejsze od Camille i Clémence — nogi. Na stopy włożyła ulubione białe Reebok Classic i zadowolona związała swe długie włosy w wysoki koński ogon, pozwalając im opadać kaskadami na plecy.
— Dasz radę — powiedziała znów do siebie i obróciła się na pięcie w stronę drzwi prowadzących na boisko. Otworzyła je z energią i wybiegła na świeże powietrze.
Boisko było ogromne, czego się nie spodziewała. Pokryte trawą z rolki, regularnie podlewane i zaopatrzone w nowy sprzęt, przypominało boiska z amerykańskich filmów. Dostrzegła, że w jego małej części rozgrzewają się chłopcy, prawdopodobnie drużyna piłki nożnej, a bliżej niej, pomponiary skakały sobie do gardeł, kłócąc się po francusku.
— Eee, cześć! — Pomachała do nich, czując się jak ostatnie nieszczęście. Pierwszy raz od przyjazdu dotknęło ją wyobcowanie i poczucie inności. Przełknęła ślinę, ale nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Szczerzyła się jak idiotka. — Jestem Jemima! Przyjechałam tutaj na semestr z UK.
Nagle fala młodych dziewcząt uderzyła na nią i zaczęły wymieniać przeróżne imiona: Olivia, Josephine, Lea. Każda z nich miała we włosy wpiętą białą wstążkę.
— Miło cię poznać, Jemima! — Josephine rzuciła się jej na szyję. Miała włosy w odcieniu ciemnego blondu i była tak piękna, że Jem przez chwilę zapomniała, jak się oddycha. — Brakowało nam tu świeżej krwi. — Chwyciła dziewczynę za ramiona i spojrzała na nią z uśmiechem. — Jesteś piękna!
— Dziękuję, ty również. — Uśmiechnęła się szczerze i jeszcze przez kilka chwil witała się z tymi, nad wymiar wylewnymi, jak na Francuzki, dziewczynami.
Dziesięć minut później stała już z nimi w szeregu, a Josephine, która znalazła sobie miejsce obok niej, co chwila posyłała jej uśmiech, gdy Clémence tłumaczyła układ. Hiszpanka z uwagą próbowała odtworzyć ruchy pani kapitan, co nie przychodziło jej z trudem, bowiem zawsze miała dryg do tańca.
Swobodnie trenowała, kiedy nagle poczuła dwa piekące uszczypnięcia na swoich pośladkach, potwierdzone głośnymi klaśnięciami, gdy ktoś klepnął ją obiema dłońmi w tyłek.
Zszokowana odwróciła się szybko, odruchowo wyciągając pięść w stronę nie–wiadomo–kogo–ale–go–zniszczę–bo–złapał–mnie–za–tyłek. Nim się obejrzała, jej ręka ugrzęzła w dłoni wysokiego chłopca, którego chciała zamordować już na wstępie. Słońce świeciło prosto w jej oczy, dlatego widziała jedynie jego kontur, czuła jedynie jego zapach, słyszała jego przyspieszony oddech.
— Ça alors! — powiedział z ironią w głosie, chociaż za cholerę nie wiedziała, co powiedział.
Zorientowała się, że wszystkie dziewczęta przerwały trening i z szokiem wymalowanym na twarzach patrzyły się na Jemimę.
— Harry... — zaczęła Clémence, której głos wyraźnie drżał. Powiedziała coś jeszcze, ale słuch Jemimy tego nie zarejestrował, bowiem wreszcie zyskała ostrość w spojrzeniu i mogła zobaczyć, z kim ma do czynienia.
Ów Harry był wysokim szatynem o długich do ramion włosach, poskręcanych przy skroniach od potu, który oblewał całe jego ciało. Miał na sobie białą koszulkę, której rękawy podciągnął — chyba tylko po to, żeby pokazać swoje umięśnione bicepsy. Pod pachą trzymał butelkę z wodą. Próbowała skupić się na szczegółach, ale widziała tylko plątaninę tandetnych tatuaży i loczków.
— Słuchaj, Harry. — Zabrała głos i mocno wyrwała dłoń z jego uścisku. Wbiła długi paznokieć w jego klatkę piersiową, wystawiając na niego wskazujący palec. Spotkała się z twardym ciałem. — Nie wiem co tam żelipapolisz, ale jeszcze raz mnie dotkniesz, a wyrwę ci każdy włosek z tej twojej nieproporcjonalnie dużej głowy!
Spojrzała w twarz idiocie, który śmiał ją dotknąć, a on jedynie uśmiechnął się cwaniacko, żując przy tym gumę tak wrednie, że miała ochotę roztrzaskać jego buźkę na chodniku.
— Pitié! Je n'ai pas copmris. — Wzruszył ramionami.
— Och, no nie drocz się z nią, Hazz — wtrąciła się Josephine i zwróciła się do Jemimy, podchodząc bliżej: — Harry jest w połowie Anglikiem, doskonale cię rozumie.
— Psujesz zabawę — westchnął. — Cześć, brzoskwinko — rzucił do Hiszpanki.
— Cortaré tu pene! — wrzasnęła Jemima z furią.
— Prawda, że słodka? — Josephine wydała się być niewzruszona gniewem Rocío. — No naprawdę, jak brzoskwinka.
— Tsa — mlasnął; — brzoskwinie są słodkie, póki nie chce się ich pieprzyć. — Wyszczerzył zęby.
Jemima z wściekłością rzuciła się na niego z pięściami, ale ten szybko odskoczył. Butelkę, którą trzymał pod ręką, rzucił w jej stronę. Z cwaniackim uśmieszkiem obserwował jej linię lotu, tym samym blokując ją przed ruchami w obawie o oberwanie plastikiem.
— Dokończymy to kiedy indziej, chica! — Jak gdyby nigdy nic, ruszył niewzruszony w stronę swojej drużyny, zupełnie nie wybity z rytmu przez bycie totalnym gnojem. — A bientôt!
— ¡Hasta luego, polla!
Z gniewem chwyciła swoje pompony i wróciła do treningu. Czuła na sobie spojrzenia dziewcząt z drużyny, szczególnie Lei, która oprócz wypowiedzenia swego imienia, nie odezwała się do niej słowem. Wpatrywała się teraz w Jemimę zza swojej kruczoczarnej grzywki, jakby coś próbując jej tym przekazać.
Hiszpanka jedynie głośno sapnęła i spojrzała na Clémenece, która ruchem głowy nakazała jej podążać za nią. Tak więc uczyniła, myślami odchodząc do swego padre i Hiszpanii, która wysyłała jej niemą pieśń z prośbą o powrót.
📝 O tak, dziewczęta! OTRA Harry, bo to najlepszy Harry! Dziś kolejna dawka nowych słówek! Nie będzie ich w kolejnych rozdziałach tak wiele, jak już ludzie poznają Jemimę i będą wiedzieć, że nie mówi po francusku. Jak Wam się podoba rozdział? Jak Wam się podoba Harry? Wręcz błagam o odzew, bo naprawdę się staram i liczę na komentarze! I tutaj dziękuję bardzo za zainteresowanie pod pierwszym rozdziałem. To naprawdę bardzo motywuje! Wrzucam słówka i pozdrawiam gorąco! Widzimy się za tydzień! Xo
francuskie zwroty:
➖comment tu t'appelles? — jak się nazywasz?
➖je m'appelle... — nazywam się...
➖je ne parle pas français — nie mówię po francusku
➖ça alors! — coś takiego! (również ironicznie)
➖pitié! — litości!
➖je n'ai pas compris — nie zrozumiałem
➖a bientôt! — do zobaczenia wkrótce
hiszpańskie zwroty:
➖mierda — cholera, polskie „kurwa", angielskie „fuck"; wiadomo o co chodzi
➖hola — cześć
➖sangre española — hiszpańska krew
➖gracias, chica — dziękuję, laska
➖cortaré tu pene! — dosłownie: odetnę ci penisa, czyli takie „urwę ci jaja"
➖hasta luego, polla — do zobaczenia wkrótce, kutasie (nie jestem pewna, czy to na sto procent jest poprawne tłumaczenie, ale po angielsku to takie „you cock")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top