Rozdział 7
Dni mijały, a sytuacja się nie poprawiała. Przez dwa pierwsze dni Ryan unikał Alana jak ognia, przez dwa kolejne sprawy szkolne wróciły niemal do normy. Prawie, ponieważ to nie starszy drażnił się z blondynem, a jeden z jego przyjaciół. Tak samo starannie przyszykowane przez Alana drugie śniadanie dla brata, ten oddawał Antoniowi lub Jasonowi.
Ryanowi częściowo pasował taki stan rzeczy. Próbował udawać, że jest normalnie, lecz nie mając bliskiego kontaktu z młodszym nie ryzykował ponownego poczucia tych dziwnych dreszczy oraz przyspieszonego bicia serca, którego w rzeczywistości trochę mu brakowało.
Natomiast Alan szybko zaczynał mieć tego dosyć. Denerwowała go ignorancja brata, jak i częściowe bawienie się jego uczuciami. Trzymanie go na dystans w ten sposób było dla niego męczące.
Dzisiaj młodszy jak nigdy wstał w bojowym nastroju. Wyszedł jako pierwszy z pokoju i skierował się do łazienki. Ze zdziwieniem zauważył, że drzwi pokoju Ryana również się otwierają.
– Idę pierwszy. – Oznajmił starszy, ruszając do ubikacji.
– Nie. – Powiedział twardo chłopak, stając w progu pomieszczenia.
Mężczyzna początkowo spojrzał na niego zdziwiony, spodziewając się, że ten posłusznie usunie mu się z drogi.
– Suwaj się, idę pierwszy. – Nie odpuszczał.
– Byłem tu szybciej. Możesz się spóźnić jak zawsze. Wchodzę pierwszy. – Alan dalej stawał na swoim.
Ryan zrobił kilka kroków do przodu, stając tuż przed bratem.
– Przesuń się.
– Jak ci taka bliskość przeszkadza to sam się wycofaj. Ja pierwszy idę do kibla.
– Zjeżdżaj stąd. – Starszy chwycił za klamkę, chcąc dostać się do środka.
Dłoń młodszego znalazła się na jego nadgarstku, powstrzymując go. Odległość między nimi uległa znacznemu zmniejszeniu.
– Puszczaj. – Warknął nieprzyjemnie. – Odsuń się ode mnie.
– Teraz ci to przeszkadza? – Spytał z wyrzutem. – Wielki Pan Hetero, który lubuje się w gejowskim porno i podniecają go męskie ciała.
Młodszy poczuł zaraz jak jest przyciskany do ściany. Mimo to z jego twarzy nie schodził pewny siebie wyraz.
– Lubisz mnie temperować, co? – Uśmiechnął się.
Ryan warknął zdenerwowany pod nosem, ponieważ miał wrażenie jakby sytuacja wymykała mu się spod kontroli. W rzeczywistości te drażnienie się z nim młodszego naprawdę działało na niego w pewien sposób pobudzająco.
Młodszy wyrwał się z jego uścisku, zaraz chowając się w łazience. Ryan, gdy się otrząsnął zdążył tylko usłyszeć przekręcany zamek w drzwiach.
– Głupi gówniarz. – Prychnął wracając do swojego pokoju.
W tym czasie młodszy brał w ubikacji głębokie wdechy. Nawet jeśli był zły na brata to takie postawienie mu się i igranie z ogniem nie były łatwe. Jednak satysfakcjonowała go bliskość jaką uzyskał i ta chwila niepewności w oczach starszego.
Alan podczas porannej toalety układał plan, który zamierzał zrealizować w szkole. Gdy skończył, przebrany udał się na dół do lodówki. Wyciągnął z niego dwa opakowania jedzenia, przygotowanego wczorajszego wieczora.
Młodszy jak zawsze punktualnie zjawił się na przystanku autobusowym, by odpowiednio wcześnie przed zajęciami znaleźć się w szkole.
Ryan natomiast nieco wytrącony z równowagi porannym zajściem postanowił odpuścić sobie pierwszą lekcje. Oczywiście wyszedł niedługo po Alanie, ponieważ po domu kręciła się mama, która dzisiejszego dnia miała drugą zmianę w pracy.
W szkole jakby wszyscy wyczuwali już weekend, od którego dzielił ich jedynie jutrzejszy piątkowy plan zajęć. Ponieważ już bliżej niż dalej, grupy rozmawiały o wspólnych planach na spędzenie dwóch dni wolnego.
– Widzisz się z nią w weekend? – Dopytywał Alan, kątem oka zerkając na nauczycielkę.
– Agnes znowu poświęci mi dwa dni weekendu. – Mówił zadowolony.
– To w sumie można powiedzieć, że jesteście razem, czy jeszcze nie?
– Wiesz, tak oficjalnie to się jej nie spytałem. Rozmawiamy ze sobą długo, ale widzieć w realu to się widzieliśmy mało.
– I gdzie ją zabierasz?
– Hampden i Grasse! – Zgromiła ich nauczycielka. – Mam nadzieję, że umiecie na jutrzejszy sprawdzian skoro powtórzenie nie bardzo was interesuje.
Oboje zamilkli, uciekając skruszeni wzrokiem. Przeprosili i więcej już na tej lekcji się do siebie nie odezwali. Na szczęście kolejna przerwa była tą najdłuższą, dlatego będą mogli się swobodnie wygadać.
Dzwonek rozbrzmiał szybko, nie przedłużając chłopcom lekcji matematyki. Spakowali książki i z ulgą wyszli z gabinetu.
– Jemy na dworze? – Zaproponował Paul. – Jest ładna pogoda.
Alan spojrzał w stronę okien, za którymi świeciło słońce w towarzystwie niewielkiej ilości chmur. Jesień może ich niezbyt długo rozpieszczać taką pogodą, dlatego blondyn zgodził się na propozycję przyjaciela.
Usiedli na jednych z ławek przy ścianie budynku.
– Paul, chcesz jedno moje śniadanie? – Spytał Alan po zajęciu miejsca. – Mama się rozpędziła i zrobiła mi jedno z mięsem...
– Jasne, dzięki.
Chłopak zadowolony podał mu jedną z śniadaniówek.
– Weźmiesz schowasz na chwilę też moją? – Poprosił.
– Dlaczego?
– Proszę. Muszę iść do kibla.
Paul zgodził się, niepewnie kiwając głową. Tylko połowicznie rozumiał poczynania blondyna. Chłopak ponownie podziękował, po czym wstał zarzucając plecak na plecy. Udał się w stronę bocznych drzwi szkoły.
Dość szybko poczuł jak para rąk chwyta uchwyta jego plecaka, ciągnąc go do tyłu. Nie mógł powiedzieć, że jest zaskoczony, spodziewał się tego. Po złapaniu równowagi stanął w miejscu, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
– Zobaczmy co dobrego ma dzisiaj na śniadanie. – Oznajmił z uśmiechem Ryan, lecz to Jason był tym, który zerwał z jego pleców plecak.
Antonio pilnował młodszego by ten nie uciekł. Zdobycz trafiła w ręce lidera, który od razu przystąpił do przeszukiwania środka. Alan uśmiechnął się zwycięsko, widząc na jego twarzy zdziwienie.
– Nic?
– Jesteś głodny to było sobie coś zrobić lub kupić. – Odezwał się młodszy.
– Patrzcie go jaki wyszczekany się zrobił. – Zaśmiał się Jason.
– Ktoś tu zapomniał chyba gdzie jego miejsce. – Dołączył Antonio.
W tym momencie przyjaciele starszego przejęli pałeczkę w słownych zaczepkach, lecz z twarzy Alana nadal nie znikała zawziętość. Dzisiaj nie ukazywał ani grama uległości.
– Jesteś leszczu równie groźny co chomik mojej byłej. – Prychnął rozbawiony Garcia, patrząc na twarz młodszego.
Mężczyzna popchnął z rozbawieniem Alana na ścianę za nim. Ryan jedynie obserwował wszystko z boku, zbierając się w sobie by jakoś odpowiednio mocno dogryźć młodszemu.
– Pewnie jeszcze prawiczek. – Śmiał się dalej Antonio. – A może w dodatku wolisz chłopców? – Powiedział niczym najgorszą obelgę.
– A jeśli tak, to co? – Prychnął zawzięcie młodszy.
Ryana serce na chwilę stanęło. Natychmiast wyminął przyjaciół i pochwycił brata za koszulę, przypierając go mocniej do ściany. Chciał zrobić to przed Antoniem, bojąc się co przyjaciel może mu zrobić.
– Nie żartuj sobie młody. – Powiedział ostrzegawczo, a po części trochę prosząco.
Alan przez pewien czas patrzał na brata nieco prowokującym wzrokiem. Ostatecznie jednak odpuścił, lecz jeszcze zdobył się na samodzielne wyrwanie się starszemu.
– Zjeżdżaj stąd! – Warknął Ryan, chcąc pozbyć się go z zasięgu Garcii jak najszybciej.
Wolał, żeby już poszedł niż miałby jeszcze palnąć coś głupiego przy jego homofobicznym przyjacielu. Na ich szczęście Alan postanowił nie robić jeszcze większych głupot i po prostu odszedł, zabierając z ziemi swój plecak.
Młodszy odszedł do przyjaciela na ławkę. Ryan natomiast jeszcze przez dłuższą chwilę czuł galopujące w swej piersi serce. Dopiero głos przyjaciela nieco przywrócił go na ziemię.
– Szczeniak ma przesrane. – Warknął Garcia.
– Odpuść, przecież i tak codziennie go dręczymy. – Odezwał się Ryan, nie chcąc by przyjaciel obrał Alana jako swój własny dodatkowy cel.
Mężczyzna poczuł ulgę, widząc jak Antonio odpuszcza i zaczyna kierować się w stronę szkoły. Ryan wraz z Jasonem udali się za nim.
Alan natomiast wrócił na swoje miejsce przy przyjacielu, nadal czując lekkie zdenerwowanie.
– Wow, wyglądało to całkiem nieźle. – Skomentował Paul z pewnym podziwem. – Tylko mam nadzieję, że później nie odegrają się za to na tobie.
– Mam to gdzieś. – Powiedział Alan zgodnie z prawdą.
– Kiedy mówiłem żebyś był bardziej pewny siebie to nie chodziło mi o głupie igranie sobie z tą bandą debili. Ale jak sądzisz, twój Cud Chłopiec to widział?
– Przecież nie potwierdziłem, że chodzi do tej szkoły.
– Ale również nie zaprzeczyłeś, więc przyjmuję tę opcję. – Oznajmił. – Sprawy między wami jakoś się poprawiły?
– Nadal mnie unika i ignoruje. Ale sam postanowiłem mieć to gdzieś.
– Ktoś tu chyba wstał lewą nogą. – Zaśmiał się, udając uroczy ton, jak gdyby mówił do obrażonego dziecka.
Alan puścił tę uwagę mimo uszu. Odebrał swoje śniadanie od przyjaciela i zjadł je w spokoju, wykorzystując pozostały mu czas długiej przerwy. Gdy rozbrzmiał dzwonek zaczął się kolejny stresujący maraton lekcji.
Po dzwonku oznajmującym koniec siódmej lekcji Alan wraz z Paulem odetchnęli z ulgą.
– Jeszcze tylko przetrwać jutrzejszy dzień i z głowy.
– Przetrwać jutrzejszy sprawdzian z matematyki. – Dodał smętnie.
– Zawsze marudzisz, a później i tak dostajesz cztery lub pięć. Eh, do jutra. – Pożegnał się Paul, opuszczając przyjaciela.
Chłopcy rozeszli się, każdy w swoją stronę. Alan pośpiesznym krokiem udał się na przystanek, licząc, że zdąży jeszcze na wcześniejszy autobus. Szczęście mu dopisywało, bo już po chwili zmierzał w stronę domu.
Będąc na miejscu zostawił plecak przy stole, gdzie zamierzał uczyć się po obiedzie. Jednak w pierwszej kolejności chciał zapełnić pusty żołądek.
Podczas obiadu towarzystwa dotrzymywał mu Pitagoras łakomym wzrokiem spoglądając na jedzenie swojego pana.
– Pi, tu nie ma nic dla ciebie. Ty nie jesz takich rzeczy. – Próbował mu wyjaśnić, lecz kot i tak nie przestawał intensywnie wąchać i co jakiś czas próbować zbliżyć się do talerza.
Chłopak pospiesznie zjadł pozostała część jedzenia by nie kusić kota. Po odniesieniu talerza dał Pitagorasowi kilka smakołyków, które ten z chęcią zjadł.
Z niechęcią zasiadł przy stole, na którym rozłożył książki i zeszyt z matematyki. Spojrzał jeszcze raz na zakres materiału wymagany na sprawdzian i miał ochotę rozchorować się na jutro.
– Dobra, nie ma co się zniechęcać. Przecież połowę z tego umiem. – Starał się pocieszyć. – Zostaje mi tylko druga połowa. – Powiedział mniej entuzjastycznie.
Chłopak powoli zaczął rozwiązywać zadania od najprostszych by przypomnieć sobie sposób rozwiązywania tego typu zadań, powoli przechodząc do coraz trudniejszych. Starał się nie przejmować drobnymi niepowodzeniami, gdy wynik różnił się od oczekiwanego.
Alan nie zwrócił specjalnie uwagi na dźwięk otwieranych drzwi. Tak samo ignorował odgłosy krzątaniny w kuchni i nawoływania Pitagorasa, który upatrzył sobie kolejną ofiarę. Skupiał się na wykonywanych zadaniach.
Ryan początkowo ciszę w domu uznał za nieobecność młodszego. Dopiero po skończonym obiedzie zauważył jego osobę. Przez chwilę obserwował go, licząc, że podniesie wzrok i zostanie zauważony. Nic takiego się jednak nie stało.
Starszy zastanawiał się co też dzisiaj siedzi Alanowi w głowie, ponieważ dawno nie widział, żeby zachowywał się tak buntowniczo. Sam miał dosyć sytuacji jaka między nimi się wytworzyła, czując się z nią wewnętrznie źle.
Z wyrazem obojętności ruszył w jego stronę.
– Debil jesteś. – Szepnął przysiadając się do Alana.
Młodszy ignorował jego obecność, dalej rozwiązując zadanie z matematyki. Ryan siedział, śledząc piszący długopis. W pewnym momencie wyrwał go z ręki brata i poprawił przed chwilą napisany cząstkowy wynik na prawidłowy.
– Po co tak igrałeś z Garcią? Naprawdę mógłby ci zrobić krzywdę. Dobrze wiesz, że jest homofobem.
– A ty?
– A ja nie. Zadowolony? – Westchnął. – Z czym sobie nie możesz poradzić? – Spytał, patrząc na zeszyt młodszego.
– Nie potrzebuję twojej pomocy. – Burknął.
– Przestań. Nie bądź głupi, co ci wytłumaczyć?
Ryan przysunął się bliżej brata przyglądając się obliczeniom, które wykonywał młodszy. Starał się nie zwracać uwagi na bliskość, do której sam doprowadził. Jednak serce starszego od razu przyspieszyło swój rytm, czując nogę młodszego przy swojej. Alan sam nie reagował lepiej, gdy po ponad połowie tygodnia ignorowani i bycia dla niego gburem, brat nagle znajduje się blisko niego i jednocześnie nie odpycha go.
– To z czym masz problem? – Ryan starał się panować nad swoim głosem.
Młodszy natomiast nie był swojego pewien, dlatego jedynie pokazał najpierw na zadanie, a później na temat lekcji.
Ryan przyjrzał się wszystkiemu, a następnie zaczął wszystko wyjaśniać od samych podstaw. Alan z przyjemnością wsłuchiwał się w jego głos, lecz skupienie się na tym co mówił nie było już takim łatwym zadaniem.
– Alan, słuchasz co ci cały czas tłumaczę? – Odezwał się w pewnym momencie zniecierpliwiony mężczyzna. – Uważasz albo sobie idę.
– Tak. Przepraszam. Już się skupiam. – Poprawił się na krześle.
– Rozwiąż te dwa zadania. – Polecił starszy, wstając od stołu i odsuwając się nieco od brata, obawiając się, że to on może być powodem, dla którego ten nie może się skupić.
Przechadzał się po kuchni i salonie, czekając aż młodszy oznajmi, że skończył. Obserwował go, próbując zrozumieć, dlaczego czuje się przy młodszym tak dobrze.
– Skończyłem. – Zakomunikował Alan.
Ryan podszedł do niego, zaraz sprawdzając rozwiązywane przez niego zadania.
– Bardzo dobrze. – Pochwalił go, z czego młodszy był niezwykle zadowolony. – Czegoś jeszcze nie rozumiesz? Kiedy w ogóle masz sprawdzian?
– Jutro.
– Dlaczego ty zawsze uczysz się na ostatnią chwilę?
– Nie prawda! Uczyłem się wcześniej. – Oburzył się. – Tyle, że nadal tego nie rozumiałem. – Dodał ciszej. – Mam problem jeszcze z jednym tematem.
Starszy spojrzał na wskazane przez niego zagadnienie.
– Robisz to tak samo tylko odwrotnie. Musisz pilnować kolejności wykonywania działań. – Wyjaśnił pokrótce. – Poczekaj.
Mężczyzna udał się szybko na górę do swojego pokoju. Tam szybko odszukał w internecie przykładowy sprawdzian z matematyki z interesującego go działu i zaraz szedł z nim na dół.
– Masz. – Położył kartki przed młodszym. – Rozwiąż cały, a ja go później sprawdzę.
– No dobrze. – Odparł niechętnie.
– Ma być nie mniej niż osiemdziesiąt procent. Nie zawiedź mnie, bo na prawdziwym sprawdzianie nie widzę mniej niż osiemdziesiąt pięć procent.
Ostatnie zdanie nieco zmotywowało młodszego do przyłożenia się do powierzonego mu zadania. Chwycił długopis w dłoń, przysunął kartki bliżej siebie i wziął się za rozwiązywanie zadań.
Starszy w tym czasie rozsiadł się wygodnie na kanapie. Włączył cicho telewizor, lecz ostatecznie jego wzrok skupiał się na ekranie telefonu.
Garcia: Idziemy dzisiaj pić?
Ryan spojrzał kątem okna na młodszego.
Ryan: Tak w środku tygodnia? Matka w domu. Nie puści mnie i nie uda mi się wymknąć.
Gracia: A jutro?
Ryan: Jasne. Jason też idzie?
Garcia: Wymięka. Bawimy się sami.
No to starszy miał już plany na weekend. Z piątku na sobotę się bawimy, a kolejne dni odpoczywamy lub odchorowujemy.
– Alan, jak mama jutro pracuje? – Rzucił w stronę młodszego.
– Skoro dzisiaj ma drugą to jutro wolne. – Wyjaśnił.
– Nie ma żadnej delegacji?
– Dla ciebie dobrze jakby co weekend jej nie było, co? Chcesz gdzieś wyjść, mam rację? – Odwrócił się na krześle spoglądając na starszego brata.
– Ta. Wymyślę coś. Rozwiązuj dalej, nie masz całego dnia na to. – Popędził go.
Alan odwrócił się i wrócił do rozwiązywania zadań. Starszy ponownie spojrzał na telefon, czując wibracje urządzenia.
ANALisa: Cześć Słońce. Masz czas w weekend?
Ryan: W piątek wychodzę z chłopakami na picie
ANALisa: A sobota? Może przeszlibyśmy się gdzieś razem. Ostatni dzień ma być ładna pogoda.
Ryan: Oczywiście. Wpadnę po ciebie koło piątej.
– A właśnie, Ryan? – Odezwał się młodszy.
– Hm?
– Nie wytłumaczyłbyś mi w niedzielę chemii? W poniedziałek mam kartkówkę.
Jestem rozchwytywany niczym świeże bułeczki, pomyślał zadowolony.
– Jasne, ale sam również spróbuj coś sobie powtórzyć. A teraz skup się na matmie.
Mężczyzna położył się wygodnie na kanapie, spoglądając w stronę telewizora. Odetchnął głęboko czując spokój na duszy, którego nie mógł zaznać od kilku dni. I nie mógł uwierzyć, że ten stan rzeczy mógł nadejść po zmienieniu nastawienia do Alana. Dlatego leżał i szukał innych przyczyn.
– Skończyłem!
Mężczyzna podniósł się ciężko z kanapy, zaraz siadając blisko młodszego. Przysunął przed siebie sprawdzian, chwycił w dłoń czerwony długopis i niczym prawdziwy nauczyciel rozpoczął sprawdzanie.
Ryan po kolei śledził wzrokiem każdą linijkę obliczeń wykonaną przez młodszego. Alan obserwował uważnie poczynanie i punktację pojawiającą się na jego pracy. Cierpliwie oczekiwał wyniku.
– Osiemdziesiąt dwa procent. – Oznajmił Ryan. – Dobry chłopiec. – Zmierzwił włosy młodszego. – Jutro na pewno też ci dobrze pójdzie.
Alan poczuł ciepło pod wpływem pochwały i dotyku starszego. Ryan również poczuł przyjemne uczucie w okolicach klatki piersiowej, przez które na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
Ryan nieco niechętnie zabrał rękę z włosów młodszego i odsunął się na krześle. Wstał i skierował się na górę, w stronę swojego pokoju. Alan widząc to zaczął szybko szukać w głowie jakieś wymówki by zatrzymać brata jeszcze chwilę przy sobie.
– Ryan?! – Krzyknął za nim.
– Co? – Mężczyzna zatrzymał się na pierwszym stopniu schodów.
– Nie chciałbyś może czegoś obejrzeć? – Zaproponował młodszy z cichą nadzieją na zgodę.
– Na przykład co?
Alan zaniemówił w głowie mając pustkę. Wzruszył ramionami, nie spuszczając starszego z oczu. Zaciskał dłonie pod stołem, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
– Znajdź coś ciekawego. Wezmę prysznic i zejdę.
Na twarzy młodszego od razu pojawił się szeroki uśmiech. Szybko zaczął szukać w telefonie jakiegoś ciekawego filmu, a następnie wziął się za przygotowywanie zdrowych przekąsek. Młodszy nawet przyniósł na kanapę koc, pod którym zwykle uwielbiał oglądać wieczorami filmy.
Gdy na dole ponownie zjawił się starszy wszystko było gotowe. Alan szybko zmierzył go wzrokiem, nie omijając jednak żadnego szczegółu. Wilgotne czarne włosy odgarnięte do tyłu, luźna koszulka oraz dresowe spodnie. Nawet w tym domowym wydaniu cały czas uważał go za niezwykle pociągającego.
– Nie było chipsów albo paluszków? – Spytał starszy, spoglądając na stolik przed kanapą.
– Było nie zostawiać kwestii przekąsek mnie.
Mężczyzn westchnął ciężko. Jednak nim skierował się do salonu, wziął z kuchni butelkę napoju gazowanego. Usiadł na kanapie, a w pomieszczeniu dało się słyszeć charakterystycznie syknięcie. Alan pokręcił głową. Po zgaszeniu światła usiadł wygodnie obok brata i włączył film.
Chłopcy z uwagą przypatrywali się początkowi filmu. Z zainteresowaniem obserwowali żwawą akcję na ekranie telewizora. Alana jednak bardziej niż film interesowała osoba obok. Często zerkał kątem oka w stronę Ryana. Tak blisko, a tak daleko.
Mimo że starszy wpatrywał się nieustannie w telewizor, to czuł na sobie ukradkowe spojrzenia młodszego. Nie siedzieli od siebie daleko, a i tak miał ochotę przysunąć się bliżej niego. Jednakże zwykłe przesunięcie w obecnej sytuacji wydawało mu się niezwykle dziwne i podejrzane.
Ryan po raz pierwszy odwrócił wzrok od filmy, gdy zauważył wyraźny ruch po swojej lewej. Obserwował jak młodszy chwyta leżący obok koc i przykrywa się nim.
– Nie bądź samolub. – Odezwał się starszy, przesuwając się nieco bliżej brata i również okrywając połowę siebie kocem.
Siedzieli pod przykryciem, nadal w milczeniu oglądając film i udając, że wcale nie myślą jak dyskretnie zbliżyć się do osoby obok.
Tym bardziej odważnym jednak kazał się być Alan.
– Mogę? – Spytał i nie czekając na odpowiedź oparł głowę na ramieniu brata.
– Niech ci będzie. – Odparł od niechcenia, w duchu jednak ciesząc się z tej bliskości.
Starszy poprawił się na kanapie podciągając jedno z kolan bliżej siebie, a ręce zakładając na klatce piersiowej.
– Ładny wygaszacz. – Zagadną Ryan.
– Dzięki. – Powiedział niepewnie młodszy.
– Kiedy je zrobiłeś?
– Jak grałeś w kosza dwa tygodnie temu.
– Stalker. – Prychnął.
Alan przełknął ciężko ślinę.
– Po czym się skapnąłeś, że to ty? – Dopytał ostrożnie.
– Pieprzyki pod obojczykiem. – Odparł wprost. – Masz jeszcze jakieś moje zdjęcia z ukrycia?
Chłopak pokiwał przecząco głową, uciekając wzrokiem na dłoń starszego.
– Nie kłam.
Alan tym razem pokiwał potwierdzająco głową. Starszy westchnął ciężko.
– Co ci się ubzdurało w tej głowie?
Młodszy nie odpowiedział, nie mając nic mądrego do powiedzenia. Skupiał się w tej chwili na kawałku dłoni starszego wystającej spod jego ramienia.
– Mam nadzieję, że... – Starszy nagle zamilkł w pół słowa.
Poczuł jak drobniejsze od jego własnych palce wsuwają się pod te jego. Gryząc się z własnym rozsądkiem chwycił pewniej część dłoni młodszego w swoją.
Między braćmi nastała chwila ciszy.
Ryan chociaż nie mógł zrozumieć dlaczego, to musiał przyznać, że jest mu całkiem dobrze w obecnej chwili. Pod ciepłym kocykiem z Alanem opartym o jego ramie i jego drobniejszą dłonią w tej jego.
Oboje siedzieli milcząc, skupiając się na akcji filmu oraz subtelnym dotyku trzymających się dłoni. Żaden więcej się nie odezwał czy nie próbował jeszcze bardziej zbliżyć się do drugiego. Obecna sytuacja wydawała się każdemu z nich niemalże idealna.
Sielankowy wieczór przerwał dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Ryan słysząc obcasy wchodzącej do domu mamy, odsunął się od młodszego niczym oparzony. Gdy Alan spojrzał na niego, obrzucił go początkowo przestraszonym, a następnie gniewnym spojrzeniem.
Nim Lucy zdążyła się rozebrać z kurtki i butów, Ryan już pędził na górę by zamknąć się w swoim pokoju. Kobieta wchodząc w głąb domu, spojrzała na młodszego syna, siedzącego na kanapie.
– Jak minął dzień? – Spytała z uśmiechem.
– Dobrze, Ryan nawet pomógł mi z nauką na matematykę. – Poinformował mamę.
– Ja nie wiem czy to dobrze patrząc po jego ocenach. – Pokręciła głową.
– Akurat ten temat rozumiał lepiej ode mnie.
– Miejmy nadzieję, że dobrze ci to wyjaśnił. – Podeszła do młodszego i zmierzwiła mu włosy. – Co oglądasz?
– Dużo osób polecało ten film.
– I co? Dobry? - Dopytała, dosiadając się do niego na kanapie.
– Nawet. – Przyznał, ponieważ film nie był zły, lecz wyłączył się na kilku fragmentach.
– O co chodzi?
Młodszy zaczął wyjaśniać mamie co działo się w filmie i do czego dążą bohaterowie. We wspólnym towarzystwie obejrzeli do końca drugą połowę filmu.
Po rozpoczęciu napisów końcowych Alan wyłączył telewizor i udał się na górę, życząc mamie dobrej nocy. Będąc na piętrze spojrzał w stronę drzwi pokoju Ryana. Westchnął ciężko, chociaż nie mógł narzekać, ponieważ wydawało się, że nastał koniec ignorowania i unikania go.
Alan wszedł do swojego pokoju by wyszykować się na następny dzień do szkoły.
W piątkowe przedpołudnie nikt nie myślał o niczym innym jak o zbliżającym się czasie wolnym od szkoły.
Do piątej lekcji większość klasy Alana żyła sprawdzianem z matematyki. Lecz wraz z końcem znienawidzonego przez większość przedmiotu, uczniowie mogli odpocząć na długiej przerwie i oczekiwać na koniec kolejnych zajęć.
Chłopcy wyszli z klasy i kierowali się pod kolejny gabinet. W czasie drogi blondyn poczuł wibracje telefonu. Nieco się zdziwił, ponieważ rzadko kiedy miał okazję ujrzeć jakąś wiadomość z tego numeru.
PanBuntownik: Garcia jest na ciebie dzisiaj cięty. Nie wychodź na dwór na przerwie.
Widząc okazję, postanowił zmienić nazwę kontaktu.
PanBuntownik –> WielkiPanHetero
– Jak poszedł ci sprawdzian? – Dopytał Paul.
– Nie najgorzej, ale zaciąłem się w dwóch zadaniach.
– I tak pewnie skończysz z co najmniej czwórką. – Prychnął.
– Mam taką nadzieję.
– Idziemy na dwór? – Zapytał przyjaciel, spoglądając w stronę okna.
Słoneczny dzień i wysoka jak na jesień temperatura kusiły by spędzić ten czas na świeżym powietrzu.
– Posiedźmy pod klasą. Dzisiaj wolałbym zjeść w spokoju.
– Wystarczy ci wrażeń po wczorajszym. – Zaśmiał się. – Nie zaczaili się na ciebie jak wracałeś do domu?
– Pojechałem wcześniejszym autobusem, może nie zdążyli.
Chłopcy dotarli pod gabinet lekcyjny. Na korytarzach panowały pustki, większość uczniów spędzała przerwę na dworze. Usiedli na ziemi wyciągając swoje śniadania z plecaków.
– A jak sprawy z Cud Chłopcem? Wydajesz się mieć nieco lepszy humor niż wczoraj.
– Dziwnie, chociaż lepiej niż było.
– Dajesz, opowiadaj. – Mówił podekscytowany.
– Ogólnie rozmawiamy już ze sobą normalnie. Sam rozpoczął ze mną rozmowę najpierw wyzywając mnie od debili, a później pomagając mi z matmą.
– Ma wyczucie nie powiem, ale chyba ważne, że już cię nie unika. Tak w ogóle jestem ciekawy jak ten twój Cud Chłop...
– Ał. – Stęknął Alan, czując kopnięcie w stopę.
Blondyn podniósł wzrok, a jego serce na moment się zatrzymało widząc stojącego nad nim Ryana. Przełknął ciężko ślinę, zastanawiając się, ile starszy słyszał z ich rozmowy.
– Śniadanie. Już. – Powiedział chłodno.
Chłopak potrzebował dłuższej chwili, żeby zorientować się w sytuacji. Niepewnie spojrzał na swoje nietknięte śniadanie.
– Mam nadzieję, że masz dla mnie coś lepszego niż ta zielenina.
Alan powoli wyciągnął jeszcze jeden pakunek z jedzeniem i podał starszemu. Ten chwycił je pewnie i od razu zajrzał do środka.
– Może być. W przyszłym tygodniu możesz przynieść coś słodkiego. – Polecił. – Nie odzywaj się. – Powiedział wskazując na Paula, który już otwierał usta, żeby jakoś obronić przyjaciela.
Ryan zaraza zniknął z zdobytym śniadaniem, a chłopcy zostali sami.
– Myślałem, że dzisiaj będziesz miał spokój.
– Szybko poszło. Ważne, że nie zabrał mi mojego.
– Nie męczy cię noszenie dwóch śniadań, by wyżywić tego przygłupa?
– Jakbym nosił jedno to nic bym nie miał. A i tak dobrze, że nie zabiera mi wszystkiego.
– Mniejsza o nich. – Paul machnął ręką, porzucając temat. – Ja tam jestem ciekawy jak ten Cud Chłopiec wygląda.
Alan uśmiechnął się jedynie, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. Wziął się za jedzenie, chcąc uniknąć przesłuchania.
– Nie masz jakiegoś jego zdjęcia? Musisz coś mieć!
– Nie mam.
Nie takie, na którym widać jego twarz. Nie w telefonie. Jednak chłopak i tak bał się, że bez pokazywania twarzy ktoś mógłby się domyślić jego prawdziwej tożsamości.
– Powiedzmy, że nie chcę, żeby ktoś się dowiedział, żeby później nie było jakiś dziwnych plotek. – Starał się wyjaśnić.
– Przecież nikomu nie powiem.
– Mało kto wie, że on się ze mną zadaje. Nazwijmy to, że jesteśmy w nieco innej klasie społecznej. – Nadal próbował wymigać się od dokładniejszej odpowiedzi.
– Uuu, brzmi jak z jakiegoś romansu.
– Ale nie jest tak kolorowo jak w romansie. – Burknął blondyn.
– Tam też nie jest łatwo i kolorowo. Widzisz się z nim w ogóle w ten weekend? – Spytał Paul, a Alan skinął potwierdzająco głową. – Może znowu nastąpi jakiś przełom. W razie czego to dzwoń.
– Ty się w weekend lepiej zajmij swoją panną i nie zapomnij o nauce do kartkówki z chemii.
– Musiałeś przypominać?!
Rozmowy przerwał dźwięk dzwonka zapraszającego na kolejną lekcję. Nauczyciel zjawił się szybko pod klasą, wpuszczając czekających i biegnących do gabinetu uczniów.
Z każda kolejną minutą skupienie każdego stawało się coraz mniejsze, aż w końcu gdy zabrzmiał ostatni dzwonek wszyscy mogli udać się w stronę wyjścia by opuścić teren szkoły.
Chłopcy po znalezieniu się na zewnątrz odetchnęli pełną piersią.
– Ostatnie podrygi ciepłej pogody. Od przyszłego tygodnia podobno ma być okropna pogoda.
Alan skinął jedynie głową, nie zwracając większej uwagi na tę informację. Do przewidzenia było, że w końcu będzie musiała zacząć się jesienna szarówka.
– Do zobaczenia w poniedziałek! – Pożegnali się przyjaciele.
Rozeszli się do domów. W autobusach panował tłok, jak zawsze o tej porze, szczególnie w piątek, kiedy młodzież chętniej wracała od razu po szkole do domu, by tam szykować się na wieczorne wyjścia.
Będąc na miejscu chłopak zdziwił się widząc buty Ryana. Pomimo iż starszy planowo kończył lekcje wcześniej, rzadko kiedy zjawiał się w domu przed Alanem. Nie zastał go jednak ani w kuchni, ani w salonie, podejrzewając że zapewne siedzi zamknięty w swoim pokoju.
Po zjedzeniu obiadu młodszy również udał się do swojego pokoju.
Chłopcy wydostali się ze swoich pokoi dopiero wieczorem. Jako pierwszy zszedł Ryan, który wyszykowany był już do wyjścia, lecz jeszcze musiał obmyślić plan jak przekonać mamę na wydanie zgody.
Starszy zatrzymał się jednak u podstawy schodów.
Młodszy schodząc na dół kilka minut później również zatrzymał się na ostatnim stopniu schodów najpierw spoglądając na brata, który spod przymrużonych oczu obserwował krzątającą się po domu kobietę. Lucy przechadzała się w tą i z powrotem z swojego pokoju do łazienki.
– Mamo, wychodzisz gdzieś? – Spytał Alan.
– Tak, z kolegą na miasto. – Wyjaśniła z delikatnym uśmiechem.
– Miłej zabawy. – Uśmiechnął się Alan.
– Kolegą? – Spytał znacząco Ryan.
Młodszy szturchną brata przy okazji gromiąc go wzrokiem.
– Tak. Wrócę późno. – Oznajmiła, przechodząc do korytarzyka, narzucając na siebie wierzchnią kurtkę.
W domu zaraz rozległ się dzwonek, który oznajmiał zjawienie się kolegi Lucy. Żaden z znajomych chłopców nie odwiedzał ich w domu.
– Nie narozrabiajcie i bez żadnych kłótni. – Pożegnała się, otwierając drzwi i znikając zaraz za nimi.
Chłopcy nie zdążyli nawet dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie, który stał na zewnątrz.
– Co ci przeszkadza, że się z kimś umawia? – Spytał młodszy, gdy zostali sami.
– Zawsze znajduje sobie jakiś drani. Jakoś mam przeczucie, że ten nie będzie inny.
– Nie znasz go, ani nawet go nie widziałeś, więc jak możesz mieć o nim jakiekolwiek zdanie?
Alan oparł dłonie na biodrach, będąc w szoku jak brat może tak szybko oceniać ludzi i to w tak negatywny sposób.
– Bo mama ma pecha do facetów. Świetnym przykładem może być mój czy twój ojciec.
Młodszy zamilkł, lecz to i tak nie przekonywało go by wyrobić sobie złe zdanie o koledze Lucy, którego nawet nie miał okazji ujrzeć.
– Chciałbym, żeby w końcu znalazła sobie kogoś na kogo zasługuje.
Ryan jedynie zmierzwił bratu włosy po czym zszedł z schodów. Od razu skierował się w stronę drzwi wyjściowych.
– Wychodzisz? – Odezwa się młodszy.
– Przecież dobrze wiedziałeś, że wychodzę z Antoniem na picie. – Wyjaśnił ubierając kurtkę. – A! I z tym słodkim na przyszły tydzień nie żartowałem. – Puścił mu oko, po czym wyszedł z domu.
– Zostałem sam. – Powiedział do siebie Alan.
U jego nóg nagle znalazł się Pitagoras, który zaczął krzyczeć na niego ocierając sie jednocześnie o jego łydkę.
– Jesteś jeszcze ty. To co? Kolacja i jakiś seans filmowy?
Kot odmiauknął co młodszy uznał za zgodę.
Młodszy po zjedzeniu kolacji zaczął sobie przygotowywać przekąski na maraton filmowy. Zniósł sobie na kanapę koc oraz dwie duże poduszki, urządzając sobie wygodne i ciepłe gniazdko. Tak przygotowany mógł zarwać nockę przed telewizorem.
Ryan po wyjściu z domu udał się prosto pod dom Antonia. Będąc na miejscu wysłał przyjacielowi wiadomość, że czeka na niego na dole. Mężczyzna oparł się o barierki oddzielające chodnik od ulicy, wpatrując się w okna kamienicy.
Nieco ożywił się, kiedy zauważył ruch kilku postaci przy jednym z zapalonych okien, a po chwili kolejne pokryło się ciemnością. Zaraz ujrzał przyjaciela wychodzącego z budynku, trzaskającego wejściowymi drzwiami, które zdawały się móc nie wytrzymać kolejnego takiego wyładowania złości.
– Jestem. Możemy iść. – Powiedział poprawiając jeansową kurtkę
– Jakieś problemy w domu?
– Matka spina dupę, bo ojca znowu psy szukają. – Rzucił, ruszając w stronę miasta.
– Coś poważnego?
– Już z większych tarapatów wychodził. – Powiedział, wierząc, że i tym razem nie poniesie żadnych większych konsekwencji.
– Ale raz już siedział.
Garcia wzruszył ramionami. Chłopcy szli ciemnymi uliczkami coraz bardziej zbliżając się do centrum. Wybór lokalu Ryan pozostawił przyjacielowi. Ostatecznie zawędrowali do jednego z częściej odwiedzanych przez ich paczkę baru.
Mężczyźni złożyli większe zamówienie, z którym zaraz usiedli przy jednym z wolnych stolików.
– Jak z Lisą? Tak samo dobra w łóżku jak wcześniej?
– Jeszcze nie wiem. – Odparł zamaczając usta w alkoholu.
– Stary, na co ty czekasz?
– Jakoś po tej przerwie jest inaczej. Dobrze mi się z nią rozmawiam, ale jakby nie ma żadnej chemii.
– Ile ty masz lat, żeby szukać jakieś chemii w związku? – Zaśmiał się. – Bzykaj ile wlezie, dopóki nie strzeli focha.
Ryan jedynie się uśmiechnął, przemilczając radę przyjaciela.
– Myślisz, że jej na czymś zależy? – Kontynuował. – Kto teraz myśli o jakiś poważnych stałych związkach?
Skoro już z nią jest, to taką miał nadzieję. Naprawdę tak na to wszystko powinien patrzeć?
– A co to za afera z twoim ojcem? – Ryan postanowił zmienić temat.
– Że niby dopalaczami handluje. – Powiedział z pozbawieniem
– A tak nie jest?
– Oczywiście, że nie. Ojciec zawsze ma jedynie czysty towar. Byle gówna nie sprzedaje.
Ryan uśmiechnął się, sięgając po kolejną szklankę.
– A tak swoją drogę, nie chcesz czegoś spróbować? – Spytał konspiracyjnym szeptem.
– Dzięki, ale nie.
– W razie czego wiesz do kogo się zgłosić. – Mrugnął porozumiewawczo. – Nie kupuj jakiegoś szajsu od innych.
– Jeśli będę cokolwiek chciał, to będę uderzał od razu do ciebie. – Zapewnił go mężczyzna.
Dwójka przyjaciół zeszła rozmowami na mniej ważne tematy. Zaczęli obgadywać wspólnych znajomych, narzekać na szkołę i już planowali kolejne dni wolnego. Czas mijał im w mgnieniu oka, równie szybko pustoszały kolejne szklanki.
– Może nim się rozejdziemy przejdziemy się jeszcze do klubu na jakieś panienki? – Zaproponował Antonio z łobuzerskim uśmiechem.
– No nie wiem, chyba nie mam ochoty.
– Już nie przesadzaj. Lisa niczego się nie dowie, nie ode mnie. Na pewno nie ode mnie. – Próbował namówić Ryana.
– Dzięki, ale nadal nie.
– Weź, zabawa z tobą nijaka jak z Jasonem. – Jęknął smutno.
Mężczyźni zapłacili za wypity alkohol, po czym ulotnili się z lokalu. W pierwszej kolejności skierowali się w stronę domu Garcii. Już na początku Ryan mógł zauważyć, że otaczający go świat nie jest tak stabilny, jak gdy wchodzili do lokalu.
Podczas drogi Garcii w asyście Ryana udało się nawet zwinąć mijanemu małolatowi kilka drobnych do podziału na dwóch. To rozweseliło ich i tak dobre humory.
– Do poniedziałku! – Pożegnali się.
Mężczyzna ruszył w drogę powrotną do domu. Już na samym jej początku wiedział, że zajmie mu ona dłużej niż zazwyczaj.
Alan natomiast do późnych godzin nocnych oglądał filmy w salonie, co jakiś czas przysypiając na moment. Nieco oprzytomniał, gdy usłyszał zamek drzwi wejściowych. Sennym wzrokiem spojrzał na ciemny ekran, na którym skończyły już lecieć napisy końcowe.
– Ćśś, chłopcy pewnie już śpią. – Usłyszał wesoły głos Lucy.
Kobieta na palcach przemieszczała się z korytarzyka do swojej sypialni, ciągnąć za sobą mężczyznę. Młodszy siedział bez słowa, nie zamierzając wyprowadzać ich z błędu, że nie są na dole sami.
Chłopak zaraz usłyszał zamykające się drzwi pokoju mamy. Po tym poprawił się w swoim gnieździe, szukając wokół siebie telefonu. Zmrużył oczy, początkowo nie przyzwyczajony do światła. Dopiero po chwili był w stanie dojrzeć godzinę.
– Przed trzecią. – Mruknął.
Nieco sennie podniósł się z kanapy, wcześniej ściągając śpiącego Pitagorasa z swoich kolan. Zaniósł wszystkie miski i szklanki do kuchni, by nie zostawiać po sobie bałaganu, po czym udał się do góry.
Będąc już na piętrze ponownie usłyszał otwierane drzwi wejściowe. Przez moment poczuł ogarniającą go panikę. Nie słyszał, żeby mama zamykała za sobą drzwi. Co jeśli to był jakiś włamywacz?!
Młodszego jednak zaraz uspokoił znajomy głos dobiegający z dołu.
– Kurwa. – Warknął Ryan zahaczając o leżące w korytarzu buty i przewracając się o nie.
Alan przystanął u szczytów schodów, czekając na pojawienie się brata. Ten ukazał się zaraz w polu widzenia. Na klęczkach doczłapywał do schodów. Dopiero przy pierwszym stopniu chwycił barierkę i podniósł się o nią.
– Co widzisz fajnego w doprowadzaniu się do takiego stanu? – Spytał ciekaw Alan.
– Nie jest tak źle jak wygląda. – Odpowiedział starszy. – Po prostu przewróciłem się o buty i nie chciało mi się wstawać. Poza tym, czyje to kajaki w korytarzyku? Mama sprowadziła go tutaj?
Jak na taki stan jest całkiem spostrzegawczy, zauważył blondyn. Przez chwilę chłopak zastanawiał się czy pomóc bratu z wejściem na górę. Uznał jednak, że skoro potrafi tak dobrze łączyć fakty, to najwyraźniej nie jest tak pijany by nie wejść samemu na górę. Starszy jednak cały czas stał u dołu schodów podtrzymując się barierki.
– Na co czekasz? – Zapytał Alan, gdy mężczyzna przez długi czas nie ruszał się z miejsca.
– Na ciebie. – Odburknął.
– Co?
– Aż mi pomożesz. – Wyjaśnił, podnosząc wzrok.
– Przecież nie jesteś aż tak bardzo pijany.
– Ale też nie aż tak trzeźwy. Poza tym zawsze będzie mi łatwiej jak pomożesz. W razie czego jakbym spadał to mam ma kogo polecieć.
Alan już chciał się odgryźć, jednak ugryzł się w język, ponieważ jego uwaga wydała mu się aż nazbyt dwuznaczna. Chłopak po cichu zszedł na dół i robiąc za dodatkową podporę dla starszego, pomógł mu znaleźć się na piętrze.
– Poradzisz już sobie sam?
– A jeśli powiem, że nie to co? – Spytał zaczepnie Ryan.
– Śmieszek z ciebie pierwsza klasa po alkoholu, nie ma co.
Starszy zaśmiał się pod nosem, odchodząc na bok. Alan ruszył do przodu, chcąc udać się do swojego pokoju. Jednak ledwo zdążył zrobić krok, a poczuł, jak jego stopa zahacza o coś. Starszy widząc to spróbował złapać brata, nim ten spotka się z podłogą.
– Lecisz na mnie? – Ryan spytał niskim głosem, trzymając chłopaka przy sobie.
Alanowi serce podeszło na moment do gardła. Przecież dobrze wiesz, że tak, pomyślał młodszy. Odsunął się nieco od brata onieśmielony tą bliskością. Przygryzł dolną wargę, zakłopotany.
– Nie przygryzaj jej. – Szepnął starszy.
Ryan ujął dłonią podbródek młodszego, kciukiem uwalniające jego wargę. Chłopak znieruchomiał, nie umiejąc się uwolnić od delikatnego dotyku. Wpatrywał się z ciężko bijącym sercem w ciemnoniebieskie oczy starszego.
Mężczyzna natomiast nie mógł oderwać wzorku od lekko rozchylonych malinowych ust będących niemal na wyciągnięcie. Nieświadomie zaczął przybliżać się do młodszego.
Alan zaczął myśleć, że jest w jakimś śnie, gdy spostrzegł zbliżającego się do jego twarzy starszego. W uszach szumiała mu krew, kiedy czerwone wargi złączyły się z tymi jego.
Cudem jeszcze utrzymywał się na nogach, będąc w zbyt dużym szoku. Jednak udało mu się oddać pocałunek, gdy usta starszego poruszyły się, przymykając oczy.
Ryan jakby dopiero po czasie zorientował się co się dzieje. Do czego sam doprowadził. A gdy fakt co robi i z kim do niego dotarł, natychmiast odepchnął młodszego. Dyszał ciężko, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie stało. Patrzył przestraszonym wzrokiem na zdezorientowanego Alana.
Starszy pokręcił głową po czym w mgnieniu oka znalazł się w swoim pokoju, zatrzaskując głośno za sobą drzwi. Chłopak natomiast stał na korytarzu, nadal będąc nieco oszołomionym tym co się wydarzyło. W końcu ruszył się z miejsca, chowając się u siebie i zaraz znajdując się w łóżku pod kołdrą.
Alan z delikatnym uśmiechem i rumieńcami dotknął swoich ust. Serce nadal biło mu jak oszalałe. Mój pierwszy pocałunek, powtarzał sobie w głowie nadal nie mogąc w to uwierzyć.
Jego entuzjazm nieco opadł, gdy dotarła do niego ostatnia reakcja Ryana. Pogubił się w tym jak powinien odczytywać całe jego zachowanie. W końcu starszy sam zainicjował pocałunek, jednak to późniejsze odepchnięcie i ucieczka były nieco niepokojące.
Alan spróbował zasnąć, lecz wiele myśli kotłowało mu się w głowie. Podobny stan rzeczy dział się w pokoju obok.
_____________________
No kto się spodziewał takiego obrotu spraw, no kto?!
Tylko co będzie dalej? Nie można zaprzeczyć, że to duży krok w dal, jeśli chodzi o ich relację, jak również orientację Ryana, jednak czy starszy da radę to dźwignąć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top