Rozdział 5

Weekend jak każdy inny minął w mgnieniu oka. Rozpoczął się nowy tydzień, w którym to Alan budzi się wcześniej i punktualnie piętnaście minut przed rozpoczęciem zajęć zjawia się w szkole. W którym Ryan spóźnia się na dwie trzecie zajęć, na których zdobywa w większość niezadawalające jego ojca oceny.

Właśnie rozpoczęła się długa, poniedziałkowa przerwa, którą dwójka przyjaciół postanowiła spędzić na dworze. Alan mimowolnie zaczął rozglądać się za Ryanem. Nie widział go cały dzień i już zaczął zastanawiać się, czy w ogóle pojawił się w szkole.

– Ej, widzisz to? – Szturchnął go Paul.

Chłopak podążył za jego spojrzeniem, zauważając trójkę mężczyzn, a z nimi śmiejącą się blondynkę. Jednak Alana najbardziej zdziwił fakt, że dziewczyna uwieszona była ramienia Ryana, a jego ręka oplatała jej talię.

– Wiedziałeś, że do siebie wrócili?

– Nie. – Odparł Alan, naprawdę będąc w ciężkim szoku. – Może to jeszcze nic pewnego i tylko...

Jednak w tym momencie dziewczyna złączyła ich usta razem w pocałunku.

– Chyba jednak są razem. Tylko jak on to robi, że laska, która rozpaczała po tym jak ją potraktował, nadal chce z nim być? – Dziwił się Paul. – Kobiety... Chyba nigdy ich nie zrozumiem.

Alan słuchał przyjaciela jednym uchem i to nie do końca. Nie mógł oderwać wzroku od pary i uwierzyć w to co widzi. I w tym momencie wiedział, że jego przypuszczenia są na rzeczy. Coś się zmieniło przez ten rok.

Poprzednim razem cieszył się razem z Ryanem, że udało mu się zdobyć dziewczynę, o którą trochę zabiegał. Razem z nim cieszył się, gdy się im układało i współczuł, gdy zauważył, że coś zaczyna się psuć.

Do tej pory nie wiedział, dlaczego zerwał z Lisą. Tym bardziej niezrozumiałe było dla niego, dlaczego to zrobił, widząc jak bardzo cierpiał po tym rozstaniu. Jakby sam sobie strzelił w kolano.

Tym razem czuł dziwne ukłucie zazdrości. Najchętniej podszedłby tam i odciągnął ręce mężczyzny od tej blond wywłoki. W tym momencie miał wrażenie, jakby ktoś dobierał się do jego własności.

Ryan czując na sobie czyjś wzrok odwrócił się za siebie. W tym momencie spojrzenia braci się skrzyżowały. Starszy poczuł dziwne zmieszanie pod wpływem ostrego wzroku młodszego.

– Chodźmy już do środka. – Zaproponował Ryan, chcąc przestać czuć na sobie spojrzenie blondyna.

Całą czwórką udali się w stronę budynku. Alan odprowadzał ich do samych drzwi.

– Jakby nie mógł sobie znaleźć kogoś lepszego. – Prychnął chłopak.

Na przykład mnie.

– Czy ja wiem, Lisa jest w pierwszej piątce najgorętszych dziewczyn w szkole. Patrząc na to, że pozostałe są zajęte, to jeśli celował w wyższą półkę to powiedziałbym, że nie miał wyboru.

Alan zrezygnował z dyskusji na ten temat. Nie miał nic mądrego do powiedzenia, by przy okazji nie wylać swojego gniewu na wierzch.

I mimo, że do końca dnia nikt już nie wspomniał o powrocie Ryana i Lisy do siebie, to przez cały czas siedziało to gdzieś z tyłu jego głowy. Czasami przejmowało przewodnią myśl w jego umyśle, gdy dwójka, która zdawała się spędzać ze sobą niemal każdą przerwę, pojawiała się na horyzoncie.

Chłopak wracając do domu cieszył się, że nie będzie musiał oglądać razem nowej pary. Przywitał się z mamą, którą widział po raz pierwszy dzisiejszego dnia, po czym po zjedzeniu obiadu usiadł z lekcjami przy stole w kuchni, gdzie towarzystwa dotrzymywał mu Pitagoras polujący na jego długopis.

Ryan jak zwykle wrócił do domu po około dwóch godzinach po skończeniu zajęć.

– Zjedz obiad. – Upomniał go młodszy, gdy chciał wejść na schodu.

– Alan ma rację. Obiad. – Dołączyła mama, gdy usłyszała skrzypnięcie pierwszego schodka.

Starszy wywrócił oczami, lecz posłusznie udał się do kuchni.

– Jest coś co kiedyś żyło, a nie tylko zielsko?

Alan podniósł na niego gniewne spojrzenie.

– Tak. – Burknął. – Barbarzyńco.

Mężczyzna zaraz zaczął sobie podgrzewać porcję już zimnego obiadu.

– Kawy? – Zaproponował, wstawiając sobie wody.

– Tak. Tylko zbożową.

– Jaką?

Alan wstał z miejsca, zostawiając na chwilę lekcje. Wyciągnął z szafki swoją kawę, wsypując po czubatej łyżce do obu kubków.

– Ej! – Żachnął się starszy, gdy jasnobrązowy proszek wylądował również w jego naczyniu.

– Spróbuj. Jest zdrowsza od tej bomby kofeinowej.

Elektryczny czajnik wyłączył się po zagotowaniu wody. Alan zalał oba kubki do nieco więcej niż połowy, zaraz dokładnie mieszając.

– Posłódź mi to chociaż.

– Usiądź i nie przeszkadzaj.

Chłopak zdziwił się, kiedy brat w rzeczywistości zrobił to o co poprosił. Był niemal pewien, że weźmie łyżkę i sam sobie dosypie niezdrowe ilości cukru, które i tak pochłaniał każdego dnia.

Alan dokładnie wymieszał zawartość obu kubków, zaraz dolewając do nich napoju owsianego. Słyszał jak starszy zamierza coś powiedzieć, lecz ostatecznie chyba zrezygnował z tego, ponieważ żadna uwaga nie dotarła do uszu młodszego.

Dwa kubki zaraz wylądowały na stole. Jeden przy notatkach z biologii, drugi przed siedzącym chłopakiem. Starszy po standardowym obrzuceniu podejrzliwym wzrokiem czegokolwiek co przygotował Alan podniósł naczynie i delikatnie upił łyk.

– I jak? – Dopytywał chłopak, samemu zabierając się za picie kawy.

– Nijak. – Odburknął Ryan, zaraz powracając do powolnego siorbania.

W kuchni zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami włączonego telewizora w salonie oraz co jakiś czas dźwiękiem bosych łapek na blacie, próbujących upolować ołówek. Gdy młodszy z braci jako pierwszy opróżnił swój kubek, powrócił do nauki.

– Co ty tam teraz masz?

Zaraz ujrzał jedną z dłoni opierającą się o blat tuż obok niego. Niemal czuł oddech starszego na swoich włosach.

– Czegoś z tego nie rozumiesz?

Alan uniósł głowę do góry, chcąc spojrzeć na brata. Jak się okazało, jego twarz znajdowała się nieco bliżej niż przypuszczał. Mimo to nie odsunął się, tylko wpatrywał się w oczy w kolorze wzburzonego morza, na chwilę przenosząc wzrok na czerwone usta, znajdujące się na wprost jego oczu.

Gdy ponownie podniósł spojrzenie na oczy, zauważył, że one nie patrzą już w te jego, jak na początku, lecz również przeniosły się na usta, te bardziej malinowe niż starszego. Oddech Ryana owiewający policzki chłopaka wcale nie pomagał na szalejące w piersi serce.

Gdy po chwili spojrzeli sobie w oczy, Alan poczuł dziwnego rodzaju przyciąganie. I wiedział, że Ryan też to poczuł. Wyczuł go. On również musiał sobie zadawać pytanie jak one smakują.

I zapewne staliby tak blisko siebie, a ich twarze oddzielało tylko kilka centymetrów, gdyby nie Pitagoras, który po zrzuceniu jednego ołówka, postanowił upolować znajdujący się pod dłonią Ryana długopis.

– Kurwa! – Mężczyzna zabrał rękę z krzykiem, ponieważ kocie pazurki przejechały po jego dłoni.

– Ryan, słownictwo! – Odezwała się oburzona Lucy.

Starszy zgromił wzrokiem najpierw kota, później brata.

– Ty lepiej uważaj, żebym kiedyś nie przerobił go na kotlety! – Mówił, rozmasowując zaatakowaną dłoń.

Jednak Alan jakby nie zwracał uwagi na poszkodowaną dłoń. Patrzał się na brata, ponieważ wiedział, że on również to czuł. Te dziwne przyciąganie. Wiedział, że dlatego uciekł w piątek od niego. Bo wtedy również to poczuł. A dzisiaj Pitagoras stał się wymówką tej sytuacji.

A Ryan w rzeczywistości bał się tego, że gówniarz coś zauważył. Że zauważył u niego ten dziwny dreszcz, który przebiegł przez całe jego ciało. I jako reakcje obronną wystosował na twarz swój groźny i mało przyjemny grymas.

– Uważaj sobie gówniarzu. – Ostrzegł go.

Jednak w tym momencie ten ton do niego nie przemawiał, nie czuł żadnej realnej groźby. A jedynie zyskał nieco pewności w tym co sądził. Tylko jedna rzecz się nie zgadzała.

– Nie powiedziałeś, że wróciłeś do Lisy.

Starszy nieco zmieszał się na tą nagłą zmianę tematu.

– Od kiedy?

– Piątku. – Odparł ściszonym tonem.

Alan wiedział, że coś musiało zajść na imprezie, na którą się wybrał. Z pewnej strony rozumiał brata, ponieważ zdawało się, że przed tym jak sam z nią zerwał, jak i po tym, on naprawdę ją lubił. Nie rozumiał natomiast, dlaczego ta zraniona dziewczyna się na to zgodziła.

W normalnych okolicznościach Alan może i ucieszył się z ich ponownego zejścia. Jednak nie teraz, kiedy na samą myśl o dziewczynie rodziła się w nim gorąca zazdrość.

– Jakim cudem się zgodziła? - Młodszy kontynuował temat.

– Sama to zaproponowała.

Alana zatkało. Tego się nie spodziewał. Ryan chcąc uniknąć dalszej rozmowy odwrócił się na pięcie i udał się na górę. Blondyn zostając sam w kuchni położył się smutno na stole, patrząc na łyse łapki będące kilka centymetrów od niego.

– Słyszałeś? Jakaś lafirynda złapała go w swoje sidła. – Wymruczał cicho do kota, głaszcząc delikatnie jego główkę. – Wpadł w nie tę pułapkę co powinien. – Zaśmiał się cicho. – Dobrze, że dałeś mu po łapach. Jeszcze jej byś mógł, jakby zachciało jej się go tykać.

Kot miauknął w odpowiedzi, a Alan uśmiechnął się wesoło. Bo w rzeczywistości Pitagoras był dobrym kompanem do rozmów, często odpowiadając własnym, niezrozumianym zdaniem na dany temat.

– Jak dobrze, że się ze mną zgadzasz. – Skończył głaskać kota i wyprostował się na krześle. – A teraz pora wracać do nauki.

Młodszy wrócił do książek, nie będąc świadomy, że nie tylko kocur był odbiorcą jego słów. Ryan chcąc wrócić się po plecak cofnął się z piętra z powrotem na dół, a słysząc słowa brata znieruchomiał w pół kroku. Był zbyt daleko by młodszy usłyszał, że wrócił, ale wystarczająco blisko by odgłosy telewizora nie zagłuszyły tego cichego wyznania.

Ryan z ciężko bijącym sercem wycofał się najciszej jak potrafił na górę do swojego pokoju. Słowa brata wydały mu się wyjątkowo dziwne. Usiadł na łóżku próbując domyślić się co też siedzi w główne jego małego braciszka.

Chcąc powrócić do normalnego funkcjonowania chwycił telefon i wszedł na portal społecznościowy. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy był homoobiczny post udostępniony przez Antonia. Jakby cały świat chciał go zmusić do myślenia o orientacji jego brata.

I znowu Ryan poczuł, że coś jest nie tak jak powinno, ponieważ nie poczuł żadnych negatywnych emocji na widok dwóch całujących się mężczyzn w otoczeniu pełnych krytycyzmu napisów.

Jednak przez krótką chwilę przeszła przez niego mała fala strachu i obaw. O Alana. Ponieważ gdyby Garcia dowiedział się o jego orientacji już kompletnie nie miałby życia w szkole. I Ryan mógłby nie być w stanie go powstrzymać wystarczająco mocno. Lecz była to jedynie chwila obaw, bo przecież nie było możliwości by ktokolwiek się o tym dowiedział. Chociaż może lepiej gdyby młodszemu wypadły te bzdury z głowy.

Nie chcąc się więcej się zadręczać, odłożył telefon a przeniósł się na swojego laptopa by nieco zrelaksować się przed grą.

Alan w tym czasie nadal siedział pochylony nad książkami. Każdy z domowników niemal do wieczora spędzał czas osobno.

– Ryan, kolacja! – Starszego dobiegł głos jego rodzicielki.

A że był on niezwykle ponaglający, postanowił zbytnio nie przeciągać zejścia na dół. Zły humor po kilku przegranych grach nie opuszczał go, a i homofobiczne posty Antonia i homoseksualizm Alana nie dawał mu spokoju.

Zszedł na dół, starając się nie spoglądać w stronę młodszego brata. Zasiadł na wolnym krześle przy stole i sięgnął po sztućce leżące obok. Jadł swoją porcję, nie mogąc jednak powstrzymać ciekawości, która kazała mu sprawdzić co ten kosmita znowu ma na swoim talerzu. I to co zobaczył, dużo nie odbiegało od jego przypuszczeń ­– jakaś zielona papka z makaronem.

– Podasz mi wody? – Zapytał Alan.

Ryan dobrze zdawał sobie sprawę, że ta prośba była skierowana do niego. Jednak dalej jadł, udając, że wcale tego nie słyszał.

– Ryan, brat cię o coś poprosił. – Do akcji wkroczyła mama.

– Sam sobie może wziąć. – Odburknął.

Nie miał zamiaru wchodzić z nim w jakiekolwiek interakcje. Zamierzał go ignorować. Musiał jakoś okazać swoje ogólne niezadowolenie. Alan wydawał się być świetnym rozwiązaniem. Przecież w oczach tych co ich znali byli skłóconym rodzeństwem, a w pozostałych dręczonym i dręczycielem.

– Wy naprawdę nie możecie zacząć się ze sobą dogadywać? Powiedziałabym, że nie macie pięciu lat, ale wtedy zachowywaliście się dużo lepiej niż teraz. – Odezwała się ciężko Lucy, która tęskniła za czasami, kiedy rodzeństwo było niemal nierozłączne.

– Najwyraźniej nie. Nie możesz mnie zmusić do przyjaźnienia się z nim czy chociażby tolerowania go. – Burknął Ryan, wstając od stołu i odchodząc.

Pani Collins i Alan siedzieli w szoku, słysząc słowa mężczyzny.

– Ryan, co to ma znaczyć?! Co to za zachowanie?! – Mama pognała za nim na korytarz.

Młodszy natomiast siedział, nie wiedząc co właściwie się stało. Skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu i negatywne podejście? Poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.

To nie może być prawda. Znowu gra i udaje, tłumaczył sobie. Ponieważ Ryan wiele razy udawał przed mamą większą nienawiść do brata niż w rzeczywistości miała miejsce. Były gorsze dni, w których Ryan odtrącał go. Jednak te dosyć mocne słowa nieco zabolały młodszego.

Alan siedział w ciszy do końca kolacji, a i po niej nie wiele się odzywał. Starał się nie wchodzić bratu w drogę, chociaż bardzo chciał wyjaśnić sytuację, która miała miejsce podczas kolacji.

Chłopcy jednak nie mieli okazji porozmawiać. Widzieli się właściwie tylko mijając się w drodze do łazienki.

– Wolna, możesz włazić. – Powiedział Ryan dosyć obojętnym tonem.

A że był on bardziej miły niż przesiąknięty jadem, Alan czuł się jeszcze bardziej zmieszany. Z ciężkim westchnieniem zamknął się w łazience. Postanowił założyć wersję, że jedynie przed mamą chciał zagrać ponownie tego złego brata.

Taką miał nadzieję.


Rano oboje zachowywali się jakby nic się nie stało. Jakby wczorajszego wieczoru Ryan nie wypierał się brata.

Alan jak zawsze wstał wcześnie i spokojnie przygotował się do szkoły. Niespiesznym krokiem zmierzał w stronę autobusu. Ryan w tym czasie po usłyszeniu trzeciego budzika obudził się i zerwał z miejsca by wyjątkowo zdążyć na pierwszą lekcję.

Nie małe było zdziwienie Alana, kiedy zobaczył starszego zdyszanego w autobusie. Ten po przepchnięciu się przez ludzi i trąceniu go ramieniem, stanął obok niego. Chłopak patrzał się na niego zdziwionym wzrokiem.

– Mam sprawdzian. – Szepnął wyjaśniająco.

Alan jednak nadal patrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem.

– Muszę go zdać na dwa, bo nie chce mi się później przychodzić go poprawiać. A jakbym dzisiaj nie przyszedł, to musiałbym to załatwiać po lekcjach.

Młodszy wywrócił oczami i przeniósł wzrok na szybę, spoglądając na przesuwający się widok za oknem. Zaraz jednak poczuł delikatne szturchania i pchnięcia. Musiał powstrzymywać by na twarzy nie wykwitł mu uśmiech, ponieważ takie zagrywki nie były dla niego dokuczliwe, a wręcz przeciwnie.

Kiedy przed ostatnim przystankiem w końcu nie wytrzymał i uśmiechnął się w odpowiedzi na te zaczepki, Ryan prychnął pod nosem.

– Głupek. – Powiedział opuszczając autobus.

Alan zaraz również wyszedł, powoli kierując się w stronę szkoły, coraz bardziej zwiększając odległość między nim a bratem.

W szkole nie mieli ze sobą za dużo do czynienia. Nie licząc oczywiście dwóch szturchnięć, gdy się mijali na przerwach. Poza tym czas dla obydwóch minął spokojnie. Alan uczył się pilnie i słuchał uważnie na każdej lekcji. A Ryan miał nadzieję, że napisał sprawdzian na dwa, jak miał w zamiarze.

Po zajęciach oboje wrócili do domu. Jeden wcześniej, drugi później. W domu nie było Lucy, więc obiad leżał w gestii każdego z osobna. Talerz Alana zawierał w głównej mierze warzywa z dodatkiem makaronu. Naczynie Ryana natomiast wypełnione było smażonymi paluszkami rybnymi oraz przygotowanymi na szybko frytkami, ociekającymi tłuszczem.

Alan z pewną niepewnością i zazdrością patrzał na talerz brata. Zjadłby frytki. Ale niezawierające takich niezdrowych ilości tłuszczu oraz tyle soli. Nie pogardziłby pieczoną wersją dania.

– Chcesz trochę? – Spytał starszy, zauważając wzrok brata skierowany na jego jedzenie.

– Nie, dzięki.

– Co ci znowu nie pasuje? Przecież nie ma tutaj mięsa.

– A ryba? Poza tym chodzi mi raczej o ten płynny cholesterol.

– Ty to wiesz, jak zachęcić do jedzenia. Dzięki. – Burknął, sam krzywo patrząc na swoje jedzenie.

Ryan ostatecznie chwycił talerz i przeniósł się z nim przed telewizor by brat nie zepsuł mu bardziej posiłku.

Alan po obiedzie przeniósł się do swojego pokoju by odrobić zadanie domowe i spakować lekcje na następny dzień. W najbliższym czasie nie zapowiadała się żadna kartkówka czy sprawdzian, lecz trzeba było powtórzyć najbardziej niezrozumiały materiał, by ta czarna magia nie ciągnęła się aż do sprawdzianu.

Ryan w tym czasie jedynie wyniósł pusty talerz do zlewu. Po dłuższym czasie siedzenia w miejscu zdecydował się wyjść na podwórko za domem. Po wcześniejszym przebraniu się w szorty i luźniejszą bokserkę, wyszedł na zewnątrz w ręku trzymając piłkę do koszykówki.

Zbliżył się do ustawionego na końcu podwórka kosza, by zacząć samotną grę. Biegał po niewielkim pasie kostki brukowej, próbując trafić do celu z coraz to większej odległości.

Alan po przerobieniu nowego materiału, zerknął w stronę okna. Po ujrzeniu słońca zbliżającego się ku zachodowi, postanowił wykorzystać tę porę by uwiecznić ją na kilku zdjęciach, najlepiej w pobliskim parku.

Chwycił pokrowiec z aparatem i skierował się z nim na dół. Nim wyszedł z domu, wyciągnął urządzenie nakierowując je w stronę bawiącego się kota. Nie mógł przepuścić okazji by uwiecznić na zdjęciu Pi w czasie zabaw.

Po uchwyceniu kilku żywiołowych momentów, przeniósł swój wzrok w stronę tarasu, gdzie zdawało mu się, że widział jakiś cień. Podszedł bliżej okien, zaraz mogąc ujrzeć biegnącego Ryana w sportowych szorach oraz luźnej koszulce, robiącego dwutakt i skaczącego do kosza ustawionego na końcu chodnika.

Alan ponownie przyłożył aparat do twarzy i wymierzył go w mężczyznę za szybą. Po chwili podszedł bliżej, uchylając szklane drzwi. Zrobił jeszcze kilka ujęć, po czym schował aparat do futerału.

Ryan dopiero po chwili zauważył, że ma towarzystwo. Zatrzymał się z piłką w ręce, spoglądając na młodszego uważnie.

– Gdzieś się wybierasz? – Spytał starszy.

– Do parku. Jest dobra pogoda na zdjęcia. – Alan sugestywnie poruszył torbą z aparatem.

– Przebieraj się i chodź.

– Co?

– Zająłbyś się czymś bardziej pożytecznym. Zmieniaj portki i chodź. Chyba, że zamierzasz grać tak.

– Dlaczego robienie zdjęć uważasz za mniej pożyteczne zajęcie niż rzucanie do kosza? – Burknął niezadowolony.

– Ruch to zdrowie, a tobie się go trochę przyda. No dalej. – Popędzał go starszy.

Młodszy spojrzał na brata spode łba. Nie rozumiał jego wytyków, ale nie zamierzał pozostać im obojętnym. Ściągnął z ramienia torbę z aparatem i szybko udał się do domu przebrać spodnie na krótkie sportowe szorty. Pogoda dopisywała, a Alan nie zamierzał skończyć tego sparingu tak szybko.

Chłopak wrócił do brata przebrany i w bojowym nastroju. Do dyspozycji mieli tylko jeden kosz, lecz to w niczym im nie przeszkadzało. Ryan dał rozpocząć młodszemu, tłumacząc się, że chce dać mu fory. Alan natomiast nie zamierzał stosować żadnej taryfy ulgowej.

Rozpoczęła się gra. Młodszy przez jakiś czas biegał z piłką, chcąc trochę zmęczyć brata. W końcu rzucił do kosza. Piłka kręciła się po obręczy ostatecznie wpadając do środka. Alan długo nie nacieszył się zwycięstwem. Ryan zaraz dopadł do piłki.

– Tak łatwo się nie dam. – Szepnął zawzięcie młodszy, starając się z powrotem przejąć piłkę.

Pojedynek był niezwykle dynamiczny. Ryan obecnie był na prowadzeniu, przewyższając brata pięcioma punktami. Jednak nie można było ukryć, że przez większość czasu to właśnie Alan dzierżył piłkę. Może i Ryan każdorazowo celnie trafiał do kosza, lecz młodszy świetnie wykorzystywał swoją kondycję jako broń przeciwko starszemu.

Walka trwała już czterdzieści minut. Oboje byli spoceni i zmęczeni, lecz to Alan był tym, który trzymał się dużo lepiej. Kozłował piłką w miejscu z zadowoleniem spoglądając na dyszącego brata.

– Masz dosyć? – Spytał prowokująco.

Ryna zerwał się do biegu by odbić piłkę. Nie udało mu się. Gra trwała dalej, a Alan coraz bardziej zbliżał się do wyniku brata, w końcu go przewyższając.

– Dalej chcesz to ciągnąć? Będzie tylko gorzej, nie pogrążaj się.

– Uważaj na słowa, gówniarzu. – Warknął Ryan, ponownie przystępując do akcji.

Udało mu się dwa razy celnie trafić do kosza, lecz Alan na pięć rzutów trafił trzema, nadal utrzymując przewagę. W końcu, gdy starszy ponownie wysunął się na prowadzenie jednym punktem, chwycił piłkę zatrzymując grę.

– Stop. – Zarządził.

Alan nie protestował. Wiedział, że nie było sensu wykłócać się o wynik i wygraną. Nie zależało mu na tym. W duchu wiedział, że w jakiś sposób zwyciężył.

– Od kiedy pamiętam nie byłeś najlepszy w sporcie. – Ryan nie mógł przeboleć swojej wątpliwej wygranej.

– Nie byłem najlepszy, ale nie byłem też najgorszy. – Zaznaczył chłopak.

– Co nie zmienia faktu, że nie powinno ci tak dobrze iść.

– Dzięki za tę ukrytą pochwałę. – Zaśmiał się krótko.

Alan chwycił butelkę wody, którą starszy musiał wcześniej przynieść sobie na taras i przyssał się do niej, potrzebując nawodnić organizm.

– Więc?

– Więc co? – Odezwał się młodszy, odrywając się od butelki.

– Co się stało?

– Czasami biegam. – Wyjaśnił wzruszając ramionami. – Masz. – Podał bratu wodę.

Ryan nawet nie miał czasu podziękować. Od razu objął gwint ustami i zaczął łapczywie brać kolejne łyki. A Alan w tym czasie nie mógł oderwać wzrok od tych warg oraz przesuwającej się grdyki. Co jakiś czas jego spojrzenie uciekało również w stronę pojedynczych kropel potu spływających po jego szyi przez obojczyk, aż w końcu znikających pod materiałem koszulki.

Młodszy zaraz skarcił się za tak bezpośrednie przypatrywanie się i usiadł na brzegu tarasu, spoglądając w stronę zielonego żywopłotu otaczającego posesję i nie pozwalającego sąsiadom na podglądanie domowników.

Po chwili Ryan dołączył do niego, siadając obok. Oboje początkowo odpoczywali w ciszy.

– Alan, ty naprawdę... – Zaczął, lecz to słowo nie chciało przejść przez jego gardło.

– Co?

– Jesteś gejem? – Zapytał półszeptem, jakby mówił zakazane rzeczy.

Początkowo Alana ogarnęła lekka panika przez poruszenie dosyć niebezpiecznego i niepewnego tematu. Jednak, gdy jego oczy przeniosły się na brata były całkowicie spokojne.

Łokcie oraz kolana chłopców stykały się ze sobą. Ryan poczuł się nieco niepewnie przez bliskość i poruszony przez niego samego temat.

– A jeśli tak, to co?

Ryan prychnął, starając się ukryć zakłopotanie.

– Coś ty sobie młody ubzdurał.

– Dlaczego? Dlatego, że bardziej mi się podobają męskie kształty od tych tandetnych babskich cycków czy tyłka? Po prostu wiem co dobre.

Mężczyzna uciekł wzrokiem coraz bardziej zakłopotany przez słowa brata. Ponieważ częściowo go rozumiał, nie widząc niczego nadzwyczajnego w kobiecym biuście oraz mało zachwycających tyłach.

– Głupi dzieciak. – Burknął.

Bo do Ryana w pewien sposób nadal nie dochodziło, że jego mały braciszek jest już niemal dorosły.

– Tylko nie wychlap się z tym Garcii, bo ciężko mi będzie go powstrzymać.

– Nie obronisz mnie? – Spytał nieco prowokująco, uśmiechając się przy tym niewinnie.

A Ryan przełknął ciężko ślinę, ponieważ za ten uśmiech powstrzymałby każdego, kto chciałby zrobić mu krzywdę.

– Pewnie upatrzyłeś sobie na dodatek jakiegoś skończonego dupka.

Alan zaśmiał się miękko, co było muzyką dla uszu starszego.

– Może trochę. Ale ja tak nie uważam.

Młodszy skupił wzrok na zachodzącym za drzewami słońcu, delektując się chwilą. W końcu westchnął głośno, zwracając na siebie uwagę brata.

– Przez ciebie uciekła mi najlepsza pora na zdjęcia. – Poskarżył się, wstając z miejsca.

Oboje udali się z powrotem do domu, rozdzielając się. Ryan poszedł na górę wziąć gorącą kąpiel, a Alan w tym czasie przyrządził sobie kolację. Gdy starszy schodził na dół po jedzenie, drugi kierował się do swojego pokoju.

Alan jako, że lekcje miał już za sobą, chwycił w dłoń aparat i podłączył go do komputera. Po chwili mógł już przeglądać zdjęcia z dzisiejszego dnia. Te, na których główną rolę grał Pitagoras wrzucił do osobnego folderu, jaki poświęcił zwierzakowi.

Kolejne zdjęcia również przeniósł na osobne miejsce, zaraz usuwając je z pamięci urządzenia. Świeżo utworzony folder zatytułowany „Cud Chłopiec" ukrył, by nie rzucał się w oczy na pulpicie.

Dłużej przyglądał się zdjęciom przedstawiającym grającego w koszykówkę mężczyznę. Kilka z nich otworzył w programie do obróbki zdjęć i po nałożeniu kilku filtrów i wykadrowaniu, trafiły na jego telefon.

Alan chwycił komórkę w dłoń od razu zmieniając tapetę na jedno z zdjęć. Dłuższą chwilę poświęcił na przyglądaniu się czarno-białemu wygaszaczowi ekranu. Na koniec uśmiechnął się, chowając urządzenie do kieszeni.

Jeszcze przez chwilę popracował nad zdjęciami swojego ulubionego czworonoga, po czym udał się do łazienki na szybki prysznic, by świeżym położyć się w łóżku.

Ryanowi natomiast nie prędko było do zaśnięcia. Podłączył słuchawki do swojego laptopa, z którym położył się wygodnie w łóżku. Po ostatnim sprawdzeniu aktualności na portalach społecznościowych, rozejrzał się dookoła, jak gdyby mógłby być przez kogoś podglądany.

Wyklinając w myślach brata wszedł na pierwszą lepszą stronę pokroju PornHuba, niepewnie klikając w tęczową zakładkę „Geje". Ponownie rozejrzał się dookoła po ciemnym pokoju, nim zaczął uważniej przyglądać się miniaturkom.

Im więcej czas spędzał na tej i kolejnej stronie, tym bardziej przeklinał Alana za to, że musiał być gejem. Za to, że przez niego myśli o takich rzeczach, po części również obwiniając go za to, że widziane obrazy uważał nieraz za całkiem kuszące.

– Idiota! – Warknął, z głośnym trzaskiem zamykając laptopa oraz poprawiając ręką naprężonego w bokserkach członka.


Alan pakując śniadanie do szkoły od razu zauważył niewielki pakunek z niezdrową żywnością, podpisany imieniem brata. Chłopak przemógł chęć zostawienia jedzenia na swoim miejscu i zamiast tego spakowania czegoś zdrowszego, lecz ostatecznie postanowił nie mieszać w planie żywieniowym Ryana.

Spakowany i przygotowany dotarł do szkoły komunikacją miejską, po drodze pięć razy wyklinając staruszkę, która krzyczała mu do ucha, rozmawiając przez przestarzałą komórkę z najprawdopodobniej inną staruszką.

– Nauczony na biologię? – Spytał Paul zaraz po przywitaniu.

– Mamy jakąś kartkówkę?!

– Nie. Ale zapowiadała, że może pytać.

– Cholercia. Coś tam przeglądałem. – Nerwowo poczochrał włosy opadające na czoło.

Gdy Alan w pośpiechu przeglądał ostatnie notatki z zeszytu, Ryan niespiesznie kierował się w stronę szkoły. W jego głowie pojawiało się pytanie czy w ogóle pojawiać się na pierwszej dzisiejszego dnia lekcji.

Przestał się zastanawiać, gdy ujrzał na swojej drodze Jasona zmierzającego w tym samym kierunku. Bo przecież męczyć się z kimś od ósmej to już jest całkiem inaczej niż samemu.

Dzień w szkole mijał dla obojga braci względnie spokojnie, nie licząc ustnej odpowiedzi, która spotkała każdego z nich. W końcu nadszedł czas przerwy i każdy mógł na dłuższą chwilę odpocząć od nauki.

Wraz z długą przerwą nadeszła również pora na przekazanie sobie śniadania. Ryan, gdy tylko wypatrzył swoją jadłodajnię w pobliżu szkolnego sklepiku od razu ruszył w jego stronę. Z szerokim uśmiechem na ustach zastąpił mu drogę, a Jason wraz z Antoniem odepchnęli na bok przyjaciela młodszego.

– Mam nadzieję, że zaopatrzyłeś się w coś dobrego. – Chwycił plecak Alana. – Mam ochotę na słodkie.

– Nie możesz sobie sam kupić? – Jęknął niezadowolony, patrząc jak starszy zaczyna przeglądać zawartość jego plecaka.

– Bardzo śmieszne. Po co, skoro mam ciebie.

Ryan z plecaka wyciągnął batonik, który zaraz powędrował w stronę Jasona, kolejny do Garcii, a ostatni zachował sobie. Przeszukał jeszcze ostatni raz plecak, po czym oddał go właścicielowi.

– Ryan, słońce.

Nagle na szyi starszego uwiesiła się zgrabna blondynka. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, czując na swoim policzku przelotny dotyk jej ust.

– Szukałam cię.

– Tak? – Objął ją ramieniem i zaczął oddalać się od młodszych kolegów.

Trójka czwartoklasistów odeszła w towarzystwie śledzącego ich wzroku Alana. W głowie młodszego wisiała niewypowiedziana groźba, skierowana w stronę dziewczyny.

– Idziemy? – Odezwał się Paul, przerywając wbijanie wyimaginowanych szpilek w plecy Lisy.

– Hm? Tak.

Chłopcy udali się na piętro pod klasę, w której mieli mieć następne zajęcia. Usiedli pod ścianą. Paul zaraz zaproponował przyjacielowi jedną ze swoich bułek.

– Nie trzeba. Coś jeszcze mi zostało. – Powiedział, wyciągając bułkę. – Najwyraźniej zależało mu tylko na słodkim.

Ale tą blond landrynką to niech się udławi.

Oprócz jedzenia zaraz w dłoni każdego pojawił się również smartfon.

– To on? – Odezwał się Paul, zaglądając przez ramię. – Cud Chłopiec?

Alan spojrzał na swój wyświetlacz, po czym potarł kark nieco zakłopotany.

– Nie. – Starał się z tego jakoś wybrnąć. – To zdjęcie z Pinteresta.

– Okej. – Odparł wierząc i odpuszczając temat. – Ale nadawał by się. – Zaśmiał się cicho pod nosem. – Masz moją aprobatę.

Chłopak poczuł ulgę i sam się uśmiechnął.

– Ty mi lepiej opowiadaj co z tą twoją dziewczyną! Widziałeś się z nią już?

– Mam się z nią zobaczyć w ten weekend. Już nie mogę się doczekać.

– Będę trzymał kciuki. – Uśmiechnął się do przyjaciela. – Oby nie okazała się kimś innym niż na zdjęciach.

– Nie okaże, bo rozmawialiśmy już przez wideoczat. To raczej ciężko sfabrykować. Będzie dobrze. – Paul był pozytywnie nastawiony. – A ty się z tym swoim gachem nadal widujesz? Czy przeszedłeś na tryb cichego obserwatora?

– Trochę tego, trochę tego. Jest okej.

Rozmowę przerwał dzwonek na lekcje. Przerwa minęła szybciej niż oboje by chcieli.

– Staraj się, staraj, to może kiedyś wybierzemy się na jakąś podwójną randkę. – Paul puścił do przyjaciela oczko.

Cała klasa ustawiła się ładnie w dwóch rzędach, czekając na pojawienie się jednego z bardziej wymagających nauczycieli.

Czas w szkole od długiej przerwy obu braciom minął bardzo szybko. U Ryana mogło to być spowodowane faktem, że wraz z przyjaciółmi w ogóle nie pojawił się na ostatniej lekcji.

W domu po wspólnym obiedzie każdy był wolny i mógł zająć się swoimi sprawami. Lucy rozłożyła się z służbowym tabletem w salonie, Alan zaczął rozkładać się z książkami na stole, a starszy z braci chciał się ewakuować do swojego pokoju.

– Ryan, pomożesz mi z lekcjami? – Spytał blondyn, nie mając siły samemu męczyć się z materiałem do nauki.

– Nie teraz, młody. – Odparł, mijając go i udając się na górę.

Młodszy prychnął obrażony pod nosem, przenosząc wzrok na podręcznik. Nie lubił być traktowany jak dziecko, co zdarzało się nieraz przez Ryana.

Z zawziętym wyrazem twarzy pochylił się nad książkami zaczynając wczytywać się w tekst.

Starszy w tym czasie rozsiadł się wygodnie przed biurkiem. Po szybkim przejrzeniu portali społecznościowych i równie szybkim zbyciu piszącej do niego Lisy, mógł w końcu usiąść przed grą, na którą umówił się z Antoniem i Jasonem.

– Ryan! – Starszego doszedł krzyk matki.

Początkowa myśl była taka by zignorować nawoływania rodzicielki. Jednak...

– Ryan, pożycz mi swojego laptopa!

– Mamo, robię coś! – Odkrzyknął, złudnie licząc, że to załatwi całą sprawę.

I przez chwilę był spokój.

– Ryan! – Wołała ponaglająco. – Muszę coś dokończyć do pracy i jeszcze dzisiaj to wysłać! Tablet mi siadł, dlatego w tej chwili przynieś mi swojego laptopa! – Chłopak usłyszał, że im dłużej zdanie trwało, tym głos był donośniejszy, co oznaczało, że mama musiała podejść do początku schodów.

Mężczyzna warknął zirytowany, wychodząc w połowie gry. Odłączył laptopa od ładowania, po czym ruszył z nim na dół. Z czystym niezadowoleniem wymalowanym na twarzy oddał mamie laptopa, za którego kobieta uprzejmie podziękowała.

– Alan, wchodzę na twojego kompa. – Oznajmił ruszając z powrotem w stronę schodów.

– Jeśli chcesz grać, to na nim nie zagrasz.

– A to niby czemu? – Spytał, uznając wypowiedź brata za prowokację.

– Graficzna mi siada.

– Żartujesz sobie chyba?!

– Żartuje. – Alan uśmiechnął się zwycięsko. – Idź.

Ryan prychnął, a wymijając brata specjalnie zahaczył o jego krzesło. Udał się do pokoju młodszego by tam na jego komputerze stacjonarnym spróbować powrócić do przerwanej rozgrywki.

Mężczyzna usiadł za biurkiem, odpalił grę. Uśmiechnął się szeroko na widok ekranu powitalnego, a następnie na przerwaną i jeszcze nie do końca przegraną grę.

– Ryan, natychmiast do mnie! – Ponownie mężczyznę doszedł krzyk matki skierowany do niego.

Tym razem w głosie kobiety było słychać pewną niepokojącą nutę. Starszy nieco niepewnie wstał z krzesła i ruszył na dół. Alan sam słysząc krzyk matki postanowił wstać z miejsca i po cichu zbliżyć się do salonu.

Młodszy obserwował gotującą się mamę oraz starszego brata, który podobnie jak on wyglądał na całkowicie zdezorientowanego.

– Możesz mi wyjaśnić co to jest?! – Spytała surowym tonem.

Ryan zbliżył się i spojrzał na ekran swojego laptopa, by móc zrozumieć co kobieta ma na myśli. Cały pobladł spostrzegając co wyświetla monitor.

Jak on miał się wytłumaczyć z otwartej historii przeglądarki. I to może nie byłoby takie złe, bo przecież Ryan ma już dziewiętnaście lat. Jednak nazwy otwieranych stron jasno dawały do zrozumienia jakiej kategorii filmy były odtwarzane. Otwartą stronę, na których było widać dwóch mężczyzn podczas stosunku ciężko było wyjaśnić.

Alan również zajrzał bratu przez ramię, będąc ciekaw o co cała awantura. Otworzył szeroko oczy, widząc to co pozostali.

– Co to ma być?! – Kobieta obrzuciła starszego syna gniewnym spojrzeniem,

– Ja nie... To wcale...

– To ja. – Odezwał się nagle Alan. – Pożyczałem od Ryana laptopa i przez przypadek... No przez przypadek weszło mi się na taką stronę. – Mówił ze skruchą.

Wzrok rodzicielki z starszego, przeniósł się na młodszego z synów, jakby nieco łagodniejąc, lecz przez cały czas wyrażając pełną dezaprobatę. Ryan natomiast był w ciężkim szoku, nie rozumiejąc, dlaczego chłopak kłamie, biorąc to na siebie.

– Ufam ci, że to naprawdę było przez przypadek, ale żeby mi to było po raz ostatni raz. – Pogroziła mu palcem.

– Tak. Przepraszam mamo. – Powiedział ze spuszczoną głową.

– Ryan, możesz odejść. Alan, ty również.

Bracia opuścili salon. Ryan z nadal ciężko walącym sercem skierował się w stronę schodów, przystając przy jej podstawie by jeszcze na chwilę móc spojrzeć na brata. Alan nie widział tego, ponieważ zaraz po dojściu do stołu, ponownie przysiadł przy lekcjach.

Do kolacji obyło się już bez żadnych rewelacji. A i posiłek każdy zjadł osobno. Domownicy jakby nieumyślnie unikali siebie nawzajem, przez ten nieco niezręczny seksualny incydent.

Lucy położyła się jako pierwsza, musząc również jako pierwsza wstać na rano do pracy. Ryan przed położeniem się, skorzystał jeszcze z szybkiego prysznica.

Wychodząc z łazienki natknął się na Alana. Ściągnął brwi i wykrzywił usta w grymasie. Doskoczył do młodego, sięgając do jego koszulki, by zaraz przyszpilić go do ściany.

– Po co to zrobiłeś? – Warknął starszy.

– Dlaczego cię to interesuje? Ciesz się, że uratowałem ci dupę i tyle.

– Dlaczego? – Nie odpuszczał.

– Ja i tak jestem gejem, więc nie robi mi różnicy czy mama zacznie mnie o to podejrzewać. – Wzruszył ramionami. – Ciesz się, że ty w jej oczach nadal jesteś Wielkim Panem Hetero.

– Nie jestem pedałem! – Uniósł się gniewnie, lecz nie zbyt głośno, by nie zbudzić rodzicielki.

– Nie? A te pornole na twoim lapku to może ja oglądałem? – Spytał z uśmiechem.

Ryan przyciągnął brata do siebie, by zaraz ponownie przyprzeć go do ściany z nie małą siłą. Alan wykrzywił twarz w grymasie.

– Uważaj sobie szczeniaku. – Zagroził mu.

Ręce starszego puściły materiał koszulki brata. Mężczyzna zaraz zamknął się w swoim pokoju. Młodszy poprawił ubranie, po czym z trzaskiem zamknął się w łazience.

_______________________ 

No to Ryan zaliczył mała wpadkę. Długo zajmie mu aż w końcu przyzna się przed samym sobą, że jest gejem, czy będzie brnął i próbował żyć w tym kłamstwie do końca? Chociaż Alan raczej na pewno nie pozostanie bierny i pomoże mu, zmusić się do przyznania tego. Może być ciekawie, co? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top