Rozdział 44
W Wigilię Alan i Lucy od rana szykowali jedzenie w kuchni. Ryan spał dopóki pęcherz go nie obudził. Później nie chciał robić dodatkowego tłoku, jednocześnie nie chcąc być kompletnym pasożytem, wysprzątał mieszkanie i ponakrywał do stołu.
Późnym popołudniem wszyscy razem zasiedli do wspólnego posiłku. Tematy do rozmów się nie kończyły. Dla każdego z nich to był naprawdę wspaniały początek świąt.
Później nastąpiła krótka przerwa na wymianę drobnymi upominkami i obdzwonienie rodziny i przyjaciół by złożyć życzenia.
Przez cały dzień Ryan i Alan raczyli się drobnym, lecz niewidocznym dla nikogo dotykiem jak za starych młodzieńczych lat. Drobny dotyk dłoni czy nóg pod stołem, objęcie przy przechodzeniu obok siebie to tylko część z tego.
Wieczorem każdy odpoczywał i szykował się do spania osobno. Lucy życzyła chłopcom dobrej nocy, po czym zamknęła się w sypialni.
Ryan i Alan przy zgaszonym świetle leżeli na kanapie mając wzrok utkwiony w telefonach, lecz nogi splecione ze sobą częściowo pod kołdrą.
Następnie położyli się, patrząc na siebie z delikatnymi uśmiechami. Nie chcieli ryzykować, zaczynając jakiekolwiek pieszczoty.
– Cieszę się, że ze mną przyjechałeś. – Odezwał się młodszy.
– Ja również.
Dłoń Alana powędrowała w stronę włosów starszego, odgarniając je z jego twarzy.
– Nie pytałem wcześniej, ale nie wybierasz się do fryzjera? – Zaczął temat.
– Na razie nie. Jeszcze troszeczkę i będę mógł je związać w jakiś sensowny kucyk czy koczek.
– Serio? – Młodszy nie był zbytnio przekonanym do tego pomysłu.
– Spójrz.
Ryan podniósł się i dłońmi zgarną włosy, na koniec przytrzymując je jedną z nich, chcąc mniej więcej zwizualizować co miał na myśli.
– I resztę nieco skrócić. Ale to zostaje. – Wyjaśnił. – I jak?
Alan patrzał na starszego, wyobrażając sobie dodatkowo to o czym mówił. I nie sądził, że ten widok będzie mu się tak podobał.
Chociaż młodszy nie mógł zaprzeczyć, że Ryan podobał mu się w każdym wariancie – krótkich, długich włosach, częściowo przystrzyżony, z dłuższymi włosami związanymi w koński ogon, ubrany, rozebrany. Nie miało to znaczenia.
– Po minie wnioskuję, że mam twoją aprobatę.
– Może. – Mruknął uciekając wzrokiem.
– To dobrze. Mam ze sobą maszynkę to na dniach się tym zajmiemy.
– Naprawdę?! – Spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Tak. A teraz idźmy spać. – Cmoknął go w usta, po czym położył się z powrotem na boku.
Dla każdego to był naprawdę udany dzień.
Pierwszy dzień świąt miał być dniem, który para miała spędzić częściowo osobno. Alan miał w zamiarze odwiedzić dzisiaj tatę i jego partnera.
– Pójdź ze mną. – Blondyn prosił starszego.
– Nie chce mi się. – Wykręcał się.
– Nie będziemy długo tam siedzieć.
– Nie chce, żebyś szybciej stamtąd wychodził ze względu na mnie. Posiedź sobie na spokojnie z tatą. Ja spędzę dzień z mamą.
Alan westchnął ciężko, lecz ostatecznie zgodził się na pójście w odwiedziny samemu.
– Kiedy będziesz wychodził? – Dopytała mama.
– Po obiedzie.
– Zaniesiesz im trochę jedzenia, bo tego wszystkiego nie przejemy do Nowego Roku. Ryan, podwieziesz go?
– Nie ma problemu. – Tyle mógł zrobić.
Trójka spędzała czas spokojnie w salonie. Ryan i Lucy oglądali świąteczne filmy puszczane w telewizji, a Alan skorzystał z chwili wolnego i wziął się za dokańczanie zabranej ze sobą książki.
Gdy zbliżała się pora obiadowa Alan i Lucy udali się do kuchni by odgrzać jedzenie.
W mieszkaniu nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Ryan spojrzał zdziwiony na kobietę, lecz nikt poza nim jakby nie zwrócił większej uwagi na ten sygnał. Najwyraźniej zrzucili cały obowiązek sprawdzenia kto to taki, na niego. Wstał i udał się w stronę drzwi.
Niespiesznie przekręcił zamek i takim samym ruchem jak otworzył drzwi, zamknął je. Wziął głęboki wdech zbierając się w sobie, ostatecznie nie dając rady.
– Alan, otwórz! – Krzyknął odchodząc i kierując się w stronę łazienki. Potrzebował jakiejś wymówki.
– Co? Dlaczego?!
Nie odpowiadając zniknął w toalecie nie przejmując się tym ile niezapowiedziani goście będę musieli stać przed wejściem. Dla niego mogliby zawrócić i się nie pokazywać.
Alan wytarł ręce w ręcznik i z zmarszczonymi brwiami podszedł do drzwi.
– Tata. Carlos. Cześć. – Ucieszył się. – Wchodźcie. Nie mówiliście, że przyjdziecie. Miałem się do was wybrać po obiedzie.
– Tak, ale stwierdziłem, że to my wybierzemy się do was z wizytą. – Odparł, wchodząc do środka. – Ale nie jesteśmy z pustymi rękoma.
Obaj mężczyźni unieśli do góry reklamówki z jedzeniem. Po chwili goście znaleźli się w salonie.
– Przepraszam Lucy, że tak bez zapowiedzi. – Odezwał się ojciec Alana. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy.
– Nie. Nie mieliśmy na dzisiaj żadnych planów. – pokręciła głową. – Alan miał do was jechać, a ja z Ryanem mieliśmy siedzieć w domu.
We czwórkę zaczęli nakrywać do stołu. Pod koniec, gdy niemal wszystko było gotowe, pojawił się Ryan. Przywitał się krótko z gośćmi, swoje słowa kierując bardziej w stronę Carlosa.
– Wszystko w porządku? – Spytał półszeptem Alan łapiąc starszego za nadgarstek.
Ten natychmiast zabrał od niego rękę.
– Tak, jest okej. – Powiedział przechodząc dalej.
Alan drugi raz poczuł ten dziwny niepokój, jak trzy dni temu. Coś dziwnego zaczynało dziać się z Ryanem, lecz nie rozumiał dlaczego.
Brunet wszedł do kuchni i wziął jeden z półmisków, zanosząc go na stół. Potrzebował się czymś zająć.
Gdy zasiedli przy stole starszy nie odzywał się zbyt wiele. W duchu prosił by ten obiad jak najszybciej się skończył, a goście wrócili do swojego domu. Zastanawiał się nad jakąś wymówką by wyjść z domu, lecz nic mu nie przychodziło do głowy. Sklepy były zamknięte, a ewentualni znajomi spędzali czas ze swoimi rodzinami. Był w kropce.
Podczas obiadu Alan znowu próbował jakoś dotrzeć do starszego. Lecz wszelkie próby kontaktu były zbywane, tak samo jeśli chodzi o dotyk. Młodszy miał wrażenie, jakby w starszego ponownie wstąpił Wielki Pan Hetero i się go brzydził.
Po obiedzie Ryan przeniósł się na kanapę, kładąc się na niej i chowając przed czyimkolwiek wzrokiem. Pozostali siedzieli przy stole rozmawiając, pijąc kawę i jedząc deser.
Alan starał się skupiać na spędzeniu z tatą mile tego czasu, jednak cały czas z tyłu głowy, gdzieś krążyła mu myśl, że Ryan z jakiś względów się od niego odsuwa. I to go bolało.
William i Carlos opuścili mieszkanie dopiero wieczorem. Wszystkim miło się rozmawiało, a czas minął niespodziewanie szybko, a przynajmniej większości.
Ponownie Lucy zamknęła się w swoim pokoju, gotowa do spania, a dwójka leżała na pościelonej kanapie.
Ryan skupiał swój wzrok na ekranie telefonu, usilnie starając się ignorować spojrzenie młodszego, które wręcz wywiercało w nim dziurę.
– Wszystko w porządku? – Szepnął zmartwiony Alan.
– Tak. – Odparł od razu.
– Na pewno? Dziwnie się zachowujesz. – Mówił lekko zaniepokojony.
– Wydaje ci się.
– Wczoraj zachowywałeś się normalnie, a dzisiaj trzymasz mnie na dystans.
– Alan, nie zawsze jest dobra pora na... Przymilanie się.
– Nie robimy tego na widoku. Poza tym powtarzam, wczoraj ci to nie przeszkadzało. Dzisiaj nagle zmieniłeś zdanie? – Uniósł jedna brew.
– Alan, idźmy już spać. Jestem wykończony dzisiejszym dniem. – Powiedział nie kłamiąc w tej kwestii. – Naprawdę wszystko jest w porządku. Dobranoc. – Połączył z nim usta w krótkim pocałunku i nakrył się szczelniej kołdrą.
Starszy odwrócił się plecami do blondyna, nie chcąc widzieć jego badawczego wzroku skierowanego w jego stronę. I tak ciężko było mu, czując go na swoich plecach.
Alan przez długi czas męczył się z myślami, by w końcu poddać się zmęczeniu.
Drugi dzień świąt zapowiadał się dobrze. A przynajmniej Ryan liczył, że tak będzie. Na dzisiaj nie mieli konkretnych planów. Nie mieli rodziny na miejscu, którą mogliby jeszcze odwiedzić, a z którą by się do tej pory nie widzieli.
Alan umówiony był z Paulem na jutro. Dzisiaj zamierzali spędzić spokojnie dzień na odpoczynku i dalszym dojadaniu resztek jedzenia ze świąt.
– Obejrzymy coś. – Zaproponował Alan, nie za bardzo wiedząc czego może się dzisiaj spodziewać po starszym.
– Jasne. Na co masz ochotę? – Spytał z uśmiechem. – Tylko nie jakieś świąteczne gówno. Proszę. Wczoraj się tego wystarczająco naoglądałem.
– To może dalej będziemy oglądać nasz serial? – Zaproponował, wiedząc, że ten pomysł nie powinien uzyskać sprzeciwu.
– I to mi się podoba. – Odparł wyraźnie zadowolony Ryan.
Do południa każdy spędzał leniwie czas. Zarówno dzisiejszego dnia domowników zaskoczył niespodziewany dzwonek.
Ryan od razu miał złe przeczucia. Jakby ta jedna, wczorajsza wizyta ojca Alana uwarunkowała mu już negatywnie ten dźwięk. Nie zamierzał się ruszać z kanapy sprawdzić czy ma rację.
Drzwi poszła otworzyć Lucy.
– Will?
– Wybacz, że tak bez zapowiedzi, ale chcę trochę spędzić czasu z Alanem nim wyjedzie. Później żadne z nas ponownie nie będzie miało okazji z nim posiedzieć, bo wir studiów i pracy wciągnie go bezpowrotnie.
Kobieta uśmiechnęła się doskonale rozumiejąc mężczyznę. I nikt z obecnych nie widział problemy w wizytach mężczyzny. Nikt poza Ryanem.
Wspólnie w trójkę zaczęli przygotowywać stół do wspólnego posiłku.
– Przepraszam na chwilę. – Odezwała się Lucy odchodząc na bok do dzwoniącego telefonu.
W kuchni został tylko Alan i William. Ryan starał się ignorować jego obecność, skupiając swój wzrok na telewizorze bądź telefonie. Obawiał się, że i tak prędzej czy później będzie zmuszony do spędzenia z nimi wszystkimi czasu.
– Przepraszam, ale muszę podrzucić coś koleżance z boku obok. Alan, chodź. Pomożesz mi. Torba nie jest lekka.
– Nie ma problemu. – Odparł blondyn zmierzając w stronę przedpokoju.
Brunet podniósł się zaniepokojony obecną sytuacją. Patrzał na blondyna i mamę, szykujących się do wyjścia.
– Pojadę z wami. – Odezwał się Ryan.
– Nie trzeba. – Powiedziała mama z uśmiechem. – Poczekaj z Williamem. Dokończcie obiad. Pięć... no maksymalnie dziesięć minut i będziemy z powrotem..
Lucy wraz z Alanem wyszła z mieszkania. Nie zostawiajcie mnie z nim samego. Pomocy!
Brunet ciężko przełknął gulę w gardle i odwrócił się za siebie. Pan Grasse stał z założonymi rękoma obrzucając go nieprzyjemnym wzrokiem. Chcąc uciec spod jego wpływu przeszedł do kuchni, mając zamiar posłuchać mamy i dokończyć ten głupi obiad.
Nie mogło być inaczej i oczywiście mężczyzna zaraz dołączył do niego. Ryan szybko pożałował swojej decyzji, bo jednak przebywanie z osobą, która nie pała do ciebie sympatią w pomieszczeniu, gdzie jest cała masa ostrych przedmiotów wydaje się być nie najlepszym posunięciem.
– Unikasz mnie. – Odezwał się beznamiętnie William wyciągając składniki z lodówki.
– Wydaje się panu. – Odbąknął jedynie.
– Jestem innego zdania. Czyżbyś bał się rozmowy ze mną? Jest coś o co nie powinienem pytać?
– Nie wiem o czym pan mówi. – Odpowiadał nadal starając się nie spoglądać w jego stronę.
– Jest wręcz przeciwnie i sam o tym wiesz. A twoje zachowanie mówi samo za siebie i właściwie o nic nie muszę pytać. – Jego ton stawał się coraz chłodniejszy. – Znowu kręcisz się koło Alana, z jakiś powodów nocujesz u niego i Aurory. Jesteś zdecydowanie za blisko niego i sądzę, że ponownie znacznie, znacznie za blisko niż powinieneś.
– Niech się pan może skupi na własnym życiu, a nie wtrąca w cudze. – Ryan zmarszczył brwi, lecz nadal twardo unikał spoglądania na mężczyznę.
– Myślałem, że jasno się wyraziłem ostatnim razem. Nawet przez długą chwilę myślałem, że masz jednak trochę oleju w głowie, skoro zrobiłeś jak zrobiłeś.
– Mi też się wydaje, że jasno się wyrażam, mówiąc by się pan nie wpierdalał w nie swoje życie. – Brunet zaczynał tracić cierpliwość.
Po chwili poczuł lekkie szarpnięcie za ramię. William patrzał na chłopaka z ognikami w oczach. I chociaż wewnętrznie Ryan poczuł jakiś zalążek lęku, to jednak twardo stał przy pewnej siebie postawie. Tym razem nie zamierzał odpuszczać.
– Mówiłem ci, że masz się od niego trzymać z daleka. – Wysyczał w stronę Ryana.
– Raz głupi posłuchałem się pana, więcej razy nie zamierzam.
– Znowu będzie przez ciebie cierpiał.
– Tym razem nie zamierzam się wycofywać bo pan tak chce. Wiem co ja czuję i wiem co czuje Alan. Cierpiał, bo go zostawiłem. Nie jestem już tak tchórzliwym gówniarzem jak trzy lata temu.
Dwójka piorunowała siebie wzrokiem.
– Gówniarzem może już nie. – Prychnął. – Wtedy byłem bardziej subtelny, ale teraz może się to zmienić. Zostaw mojego syna w spokoju, nie zbliżaj się do niego, bo tego pożałujesz.
– A nie uważasz, że to ja w tej kwestii mam najwięcej do powiedzenia. – Odezwał się Alan dłużej nie zamierzając się ukrywać.
Ryan i William z zaskoczeniem spojrzeli w stronę blondyna, którego obecności nie byli świadomi. Oboje nieco pobladli na jego widok, a serca jakby stanęły w miejscu.
– Alan, ja tylko...
– Wiedziałeś o nas? – Spytał blondyn wprost.
– Tak. – Odparł, nie zamierzając kłamać.
– Nie mam pięciu lat, żebyś decydował za mnie co jest dla mnie dobre. Nawet jeśli wpakowuje się w jakieś gówno to nie masz prawa załatwiać tego za moimi plecami. Jedyne co to mógłbyś wyrazić swoją opinię, a ja mógłbym ją wysłuchać, ostatecznie i tak robiąc jak JA uważam za słuszne.
– Naprawdę uważasz, że bycie z kimś takim jak on jest odpowiednie? Już pomijając wasze więzi?
– Jakie więzi? – Prychnął oburzony. – Ryan zawsze był dla mnie jak najlepszy przyjaciel. To, że nasza znajomość na koniec przeskoczyła na całkiem inny poziom nie powinna być niczym specjalnym.
– Naprawdę tak to widzisz?
– Tak. – Odparł twardo.
Ryan patrzał na Alana w totalnym szoku, ponieważ już naprawdę dawno nie miał okazji widzieć tak pewnego siebie i bojowo nastawionego blondyna.
Przeważnie był to dosyć podniecający widok, jednak nie w tych okolicznościach.
– A ty. – Wściekły wzrok jasnobrązowych oczu padł na bruneta, który od razu poczuł się źle. – Jak mogłeś mi o niczym nie powiedzieć? W dodatku postąpić jak postąpiłeś.
– Naprawdę cię za to przepraszam.
– Przecież mogłeś mi o tym powiedzieć. Porozmawialibyśmy, znaleźli jakieś wyjście z tej sytuacji. Ale ty wolałeś po prostu stchórzyć. – Rzucił oskarżycielsko.
– Przepraszam. – Mówił skruszony.
– Alek, już nawet pomijając tę nieco skomplikowaną sytuację rodzinną, naprawdę uważasz, że to jest ktoś odpowiedni dla ciebie?
– Tak. – Odparł pewnie patrząc tacie prosto w oczy. – Nikt nie jest idealny. W każdym związku zdarzają się gorsze momenty. Ale mimo wszystko jestem przy nim szczęśliwy i to powinno się dla ciebie liczyć.
– I mam tak po prostu patrzeć i pozwolić by cię krzywdził? – William nadal nie odpuszczał.
– Tak. Albo możesz też po prostu patrzeć jak mnie uszczęśliwia.
– Alek, ja naprawdę nie mogę. Robisz błąd.
– Nawet jeśli tak to moja sprawa. A na pewno nie uprawnia to cię do zastraszania go za moimi plecami.
– Nie pozwolę na to by cię niszczył i...
– Wyjdź. – Przerwał mu. – Nie chcę tego słuchać! – Zwrócił się do swojego ojca.
– Alek...
– Co tu się dzieje? – Spytała zaskoczona Lucy. – Co to za kłótnia?
Kobieta spojrzała na Williama jako najstarszego uwikłanego w jakąś niezrozumiałą dla niej kłótnie z jej synami.
– Ani słowa. – Ostrzegł go Alan. – Wyjdź stąd i na razie nie pokazuj mi się na oczy. – Powtórzył się Alan w stronę swojego ojca. – Wyjdź!
Z wyraźnym smutkiem na twarzy William wycofał się i posyłając synowi przepraszające spojrzenie. Zaraz zniknął opuszczając mieszkanie.
– Alan, ja...
– Ciebie też na razie nie chce widzieć. – Powiedział, lecz jego ton był nieco łagodniejszy niż ten skierowany w stronę ojca, lecz dużo bardziej zraniony. – Zostawcie mnie samego. – Powiedział półszeptem odwracając się i kierując w stronę łazienki.
Alan zniknął za drzwiami, pozostawiając w salonie smutnego i zmartwionego Ryana oraz kompletnie nic nie rozumiejącą z tej sytuacji Lucy.
– Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? Co tu się stało?
– Wybacz, ale raczej nie. To nic takiego.
– Ty, William i Alan jesteście wplątani w jakąś kłótnie, a ja nie mogę o wiedzieć o co poszło?
– Przepraszam, ale właśnie tak.
– I jak ja mam się nie martwić w takiej sytuacji? – Spytała nieco oburzona.
– Ja i pan Grasse kompletnie nie zgadzamy się w jednej sprawie, a dodatkowo ukrywaliśmy coś przed Alanem, który się o wszystkim dowiedział. To tak w skrócie. – Streścił jej. – O nic nie musisz się martwić.
– Jesteś pewien? – Spytał patrząc w stronę łazienki.
– Naprawię to. Spokojnie.
A przynajmniej miał taką nadzieję. Na ten moment nie potrafił oszacować strat. Nie wiedział jak bardzo Alan jest na niego zły i która część tego wszystkiego zraniła go najbardziej.
Nie mając za dużego wyboru Lucy wraz z synem dokończyli szykowanie obiadu. Jednak Ryan całkowicie stracił apetyt.
– Pójdę się przejść. Niech Alan wyjdzie i coś zje. Nie musi się martwić, trochę mnie nie będzie.
– Ryan... – Odezwała się smutno mama.
– Ja też muszę kilka rzeczy przemyśleć. – Odparł kierując się w stronę przedpokoju, zaczynając się ubierać. – Wrócę wieczorem.
Lucy westchnęła ciężko mając wrażenie jakby częściowo cofnęła się w czasie do momentu, w którym obaj chłopcy byli w szkole średniej.
Z smutnym wyrazem twarzy podeszła do drzwi łazienki. Zapukała delikatnie, czekając na jakąś odpowiedź.
– Skarbie, to ja. Wyjdź, zjedz coś. – Poprosiła, a gdy po dłuższej chwili nie było odzewu, dodała: – Ryan wyszedł. Wyjdź proszę, zaraz wszystko wystygnie.
– Zaraz wyjdę. – Usłyszała blisko drzwi.
Kobieta odeszła, a następnie usiadła przy stole. Nałożyła sobie dokładkę obiadu i czekała na pojawienie się blondyna.
W końcu Alan wyszedł z łazienki i niepewnym krokiem ruszył w jej stronę. Usiadł przy stole i nie podnosząc wzroku zaczął sobie nakładać jedzenie na talerz.
Lucy chociaż była niezwykle ciekawa z jakiego powodu wynikła kłótnia, to nie zamierzała na razie wypytywać go o nic.
– Masz ochotę coś obejrzeć? – Zaproponowała ostrożnie kobieta.
– Przepraszam, ale chyba nie mam ochoty.
– Wszystko będzie dobrze. – Starała się pocieszyć syna z delikatnym uśmiechem.
– Wiem. – Spojrzał na nią smutno. – Tata będzie się musiał pogodzić z moim wyborem, albo... – Sam nie wiedział co zamierzał powiedzieć. Nie chciał wybierać miedzy tatą, a brunetem. – A na Ryana chyba muszę się trochę pozłościć dla zasady. Nie popisał się, jak zawsze.
– Na pewno żadne z nich nie chciało źle.
– Czasem chęci to nie wszystko. Liczą się czyny. A w tym wypadku... Żaden nie zrobił jak trzeba.
Lucy jeszcze przez chwilę posiedziała z blondynem, by w końcu uścisnąć go, życzyć spokojnej nocy i zamknąć się w swojej sypialni.
Alan przygotował się do spania, ostatecznie lądując na kanapie. Niepewnie kręcił się, nie mogąc sobie znaleźć miejsca i wygodnej pozycji.
Gdy Ryan wrócił nocą, on jeszcze nie spał. Leżał na boku udając, że jest pogrążony we śnie. Czuł jak kanapa ugina się pod ciężarem starszego oraz jak ostrożnie bierze kołdrę by się pod niż kryć.
– Śpisz? – Usłyszał cichy szept. Alan pozostawał w bezruchu, nadal mając zamknięte oczy. – Przepraszam cię. Tym razem naprawdę nie zostawiłbym cię, chociażby nie wiem co. – Poczuł cmoknięcie na ramieniu, a następnie jak brunet układa się do spania za jego plecami.
Alan naprawdę po części go rozumiał. Nie zamierzał jednak ignorować faktu, że cała sytuacja bardzo go zraniła.
Poranek nie zaliczał się do najlepszych. Alan wstał kompletnie nie wyspany, bliska obecność starszego nie działała na niego kojąco. Nie umiał sobie znaleźć miejsca. Nie miał pojęcia jak poradzić sobie w tej sytuacji.
Po części cieszył się, że Ryan nie nalegał na żadne interakcje. Nawet usuwał się by z drogi bez słowa, kiedy trzeba było i jedynie posyłał w jego stronę przepraszające spojrzenie pełne skruchy i tęsknoty.
Dzień zdawał się dłużyć i jedyną pozytywnym akcentem zdawało się być nadchodzące spotkanie z przyjacielem. Im mniej pozostawało do niego czasu, tym jego humor jakby trochę się polepszał.
W końcu po obiedzie udał się w stronę przedpokoju.
– Idę do Paula. – Oznajmił chłopak, bardziej informacyjnie dla mamy.
– Podwiozę cię. – Zaproponował Ryan odwracając się na kanapie.
– Nie trzeba.
– Daj spokój. Po prostu cię podwiozę i sobie pojadę. – Wstał z kanapy przechodząc do przedpokoju. – Ok?
Alan nic nie odpowiedział tylko kontynuował ubieranie się. Brunet brak sprzeciwu uznał za zgodę. Razem po chwili wyszli z mieszkania kierując się do samochodu starszego.
– Tam gdzie kiedyś? Mniej więcej kojarzę gdzie mieszkał, tylko powiesz mi, który blok.
Blondyn jedynie skinął głową.
Początkowo jechali w ciszy. Ryan muzykę ściszył niemal do zera, lecz nie chciał by zagłuszała ona rozmowę, do której w rzeczywistości nie mógł się zebrać by ją rozpocząć.
– Długo zamierzasz się jeszcze na mnie gniewać? – Spytał ostrożnie starszy.
– Może. – Burknął w odpowiedzi Alan nawet na niego nie spoglądając.
W samochodzie znowu zapadłą cisza, lecz brunet widział, że młodszy zbiera się w sobie by coś powiedzieć, podobnie jak on wcześniej.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– A jak myślisz, jak miałem ci to przekazać? – Zmarszczył brwi. – Hej, twój ojciec się wszystkiego domyśla, wie o nas i każe mi się trzymać od ciebie z daleka. No przyznasz, że nie brzmi to najlepiej. Poza tym wtedy jego argumenty na tyle mocno zachwiały to co czuję, że wolałem uciec przyznając mu rację.
– A teraz?
– A teraz jestem pewny swego i pod żadnym pozorem nie zamierzałem odpuścić.
– Naprawdę? – Powiedział jakby nie do końca mu wierząc.
– Naprawdę. – Odparł pewnie. – Kocie, przecież wiesz co do ciebie czuję.
– Wiem. – Odparł krótko.
– Nie możesz już odpuścić?
– Nie. Zabolało mnie to, wkurzyło i nie zamierzam tego ukrywać. Jaki w ogóle miałeś plan, co?
– Że święta się skończą, w końcu wrócimy do domu i będziemy mieć z głowy twojego tatę.
– Super. – Prychnął wywracając oczami. – Tego można było się po tobie spodziewać. Tak to zaborczy i pewny siebie, ale kiedy trzeba to chowa głowę w piasek czekając aż najgorsze minie.
– No sory, ale masz mnie w pełnym pakiecie, jaki on by nie był.
– Wiem. – Westchnął.
Znowu nastąpiła cisza. Po kilku minutach dotarli na miejsce.
– Długo cię nie będzie? – Spytał, gdy Alan opuszczał samochód, samemu otwierając drzwi i stając obok.
– Nie muszę ci się spowiadać na ile wychodzę.
– Wiem. – Odparł bez żadnych pretensji.
Blondyn zamknął za sobą drzwi i obszedł samochód.
– Do dziesiątej powinienem wrócić. – Burknął cicho i odszedł w stronę czekającego na niego przed blokiem przyjaciela.
Alan odszedł starając się nie odwracać za siebie.
– No proszę, cóż za taksówkarz. Ale coś nie wyglądacie na szczęśliwych. Co jest? – Zauważył Paul, spoglądając to na przyjaciela, to na stojącego w oddali bruneta. – Co znowu odjebał? Ten typ nigdy się nie zmieni.
– To nie do końca tak. – Pokręcił głową. – Tak, jestem na niego zły, ale to nie w całości jego wina i tym razem jeszcze niczego nie zrobił. Bardziej chodzi o przeszłość.
– Nic nie rozumiem.
– Wyjaśnię ci jak gdzieś usiądziemy. Odjechał już? – Spytał blondyn nie chcąc i oglądać się za siebie, by to sprawdzać.
– Wsiadł do samochodu. Odpalił samochód, cały czas się patrzy. Rusza. Pojechał.
– Dobra. Chodźmy. Do galerii i siądziemy sobie w jakiejś kawiarni?
– Jestem na tak.
Chłopcy ruszyli na przystanek autobusowy. Do galerii handlowej nie mieli daleko, lecz też nie na tyle blisko by w zimowe popołudnie udać się na spacer do niej.
Podczas drogi zaczęli poruszać mniej ważne tematy, jak studia, czy trudy samodzielnego mieszkania. W końcu znaleźli się w ogrzewanym budynku, a po chwili przy jednym z niewielu wolnych stolików czekali na swoje zamówienie.
– Dobra. To teraz opowiadaj, co nasz Cud Chłopiec znowu wykombinował.
Alan nim zaczął opowiadać wziął głęboki wdech, ponieważ powracanie do tego wszystkiego nie było dla niego zbyt przyjemne. Nie mniej jednak opowiedział przyjacielowi całą sytuację, pomijając niewygodne szczegóły.
– Wow. Nieźle. – Paul patrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. – Nie sądziłem, że twój tata może być tak zaborczy w stosunku do ciebie. Wcześniej chyba nic takiego nie miało miejsca.
– Sam jestem w szoku.
– Chociaż Ryan wtedy wydawał się być tchórzem. Pewnie nawet za dużo mu nie musiał nagadać, by wystraszyć Wielkiego Pana Hetero.
– Zapewne. – Przyznał mu rację. – Ale słyszałem go teraz jak z nim rozmawiał. Jakby naprawdę nie zamierzał odpuścić mu, dopóki mnie nie zostawi.
– Dlaczego tak bardzo nie przepada za Ryanem? – Zdziwił się. – Skąd go zna?
– Zna się z jego mamą, no i siłą rzeczy go też całkiem dobrze. – Skrócił wszystko do niezbędnego minimum, nawet za bardzo nie kłamiąc.
– Może dobrze ci mówi, że to nie ktoś dla ciebie.
– Paul, proszę. Tylko ty nie zaczynaj. – Naprawdę nie miał ochoty słuchać kazań od przyjaciela. – Ma swoje za uszami, może wiele razy mógł się lepiej zachować. Ale jestem przy nim szczęśliwy.
– Stara miłość nie rdzewieje, co? – Zaśmiał się. – To jak długo zamierzasz karać go tymi cichymi dniami?
– Nie wiem. Na razie po prostu jest mi wewnętrznie źle i smutno z tego powodu. Liczę, że gdy to przejdzie to wrócimy do tego co było i tyle.
– No to życzę, żeby wszystko wróciło do normy. Ale wiesz co, nadal jestem trochę ciekaw, bo chyba nigdy nie poznałem go takiego jakim opowiadasz. Wiesz, takiego romantycznego, czułego, przylepy. No może raz widziałem jak na ciebie patrzał, gdy myślał, że jesteście sami. Mówisz, teraz nie jest aż tak wstydliwy, nie wypiera się swojej gejstrony?
– Często wpada do klubu. Wcześniej, żeby mnie męczyć o rozmowę, później, żeby spędzić trochę ze mną czasu, nawet gdy nadal częściowo go zlewałem, a teraz przychodzi po mnie jak mam nocki. Wiadomo, przy obcych trzymamy dystans, ale w klubie jest całkiem milusi. – Uśmiechnął się nieco.
– Nie ma nic przeciwko twojej pracy?
– Sądzę, że trochę ma, ale nie mówi tego głośno. Raz jak byliśmy przez chwilę pokłóceni i po pracy poszedłem się trochę zabawić, to o mało nie obił gościa, który się do mnie przystawiał.
– Hipokryta. – Prychnął. – On mógł być oficjalnie z jakąś laską, a ty będąc wolny nie mogłeś próbować się do kogoś zbliżyć?
– Wiesz, ja oficjalnie to też jestem niby z Aurorą. – Przypomniał mu ten fakt. – Ale będziemy z tym kończyć. Ryan ma obiekcje i w sumie mu się nie dziwię. A skoro i on jest wolny i już nie robię za kochankę, to nie chcę by i on za nią robił.
– Znalezienie się po tej drugiej stronie trochę mu nie zaszkodzi.
– I tak przez półtorej miesiąca musiał to znosić. Jak wrócimy na uczelnie po Nowym Roku będziemy myśleć jak ogłosić innym, że nie jesteśmy razem.
– Jak jej rodzice to przeżyją? – Zaśmiał się szatyn. – Przecież oni mają cię za idealnego zięcia.
– Mam nadzieję, że jakoś przełkną tę informację. Ty lepiej opowiedz jak sytuacja u ciebie i Agnes.
I tym razem to Paul był tym, który głównie mówił, a Alan słuchał opowieści. U przyjaciela również nie zawsze było kolorowo. Wysłuchiwanie jednak jego opowieści pozwoliło mu nieco zapomnieć o kryzysie w jego związku.
– Na Sylwestra zostajesz jeszcze u mamy? – Dopytał szatyn, gdy kończyli dopijać już chłodna kawę.
– Tak, a co?
– Nie masz ochoty wybrać się na miasto?
– Sam? – Wolał dopytać.
– No jak chcesz, to zabierz go ze sobą. – Wywrócił oczami. – Jak do tego czasu się już pogodzicie, to nie ma problemu. No i jak on nie będzie widział problemu. Ja będę z Agnes. Nikt więcej. Planowaliśmy wyjść chwilę wcześniej na pokaz fajerwerków, może coś wypić w plenerze i wrócić do domu.
– Jasne. Czemu nie. – Uśmiechnął się, zgadzając się na propozycję. – Idziemy się gdzieś jeszcze przejść?
– Czemu by nie.
Chłopcy uregulowali rachunek i ruszyli dalej.
Ryan w tym czasie siedział w domu nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Zastanawiał się czy nie wykorzystać okazji i nie spotkać się z Jasonem. Rzadko bo rzadko, ale jeszcze czasem utrzymywał z nim kontakt. Obawiał się jednak tego co miałby mu odpowiedzieć, jeśli by zapytał co u niego słychać.
Jednak potrzebował się komuś wygadać. Może i Evans nie był stuprocentowym homofobem, to liczył jednak na tę bardziej wyrozumiałą część przyjaciela i jakąkolwiek radę. Nawet jeśli nie szczerą, to chciał usłyszeć od kogoś, że wszystko się ułoży.
Napisał do dawnego przyjaciela, czy przed Nowym Rokiem znajdzie dla niego trochę czasu.
Do wieczora brunet kręcił się po mieszkaniu i obejrzał z mamą wspólnie film objadając się niezdrowymi przekąskami pod nieobecność Alana.
Młodszy wrócił chwilę po ósmej, jednak zaraz po przyjściu zaczął szykować się do spania. Nadal częściowo ignorował bruneta, a ten nadal schodził mu z drogi.
_____________________
Ryan miał zamiar trzymać twardo na swoim i nie dać się panu Grasse. Chociaż z taktyka z wiecznym uciekaniem od niego była dosyć słaba, to jednak liczą się chęci, nie?
Tak więc miejmy nadzieję, że Alan pozłości się trochę na starszego i wszystko wróci do normy, że po drodze nie napotkają żadnych problemów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top