Rozdział 43

Ojciec Alana zatrzymał się w miejscu zdziwionym wzrokiem patrząc na siedzącego na kanapie bruneta. Był ostatnią osobą jaką spodziewałby się tu zobaczyć, nie wspominając o tym, że wolałby go już nie widzieć.

– Co on tutaj robi? – Spytał syna, mając nadzieję, że jego niechęć nie jest zbytnio słyszalna w jego głosie.

– To trochę skomplikowana sytuacja.

– Znając Ryana, to w to nie wątpię. – Powiedział cicho.

– Zatrzymał się u nas na jakiś czas. – Wyjaśnił. – Problemy z mieszkaniem.

Ryan również nie cieszył z widoku pana Grasse.

– Trochę się zdziwiłem, że nie dzwonisz, żeby po ciebie przyjechać. – Odezwał się mężczyzna. – Ale teraz już wiem dlaczego.

– Tak. Ryan miał mnie podwieźć. Sam w tym roku jedzie do mamy na święta.

– Tak? – Spytał, patrząc uważnym wzrokiem na bruneta.

Ryan nie odzywał się, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Był w szoku. I jak w większości przypadków nie ma problemu by szybko dostosować się do sytuacji, wejść w rolę nieprzyjemnego Ryana. Tak teraz po prostu czuł otępienie, z którego ciężko było mu się otrząsnąć.

– Chcesz coś do picia? Kawy?

– Poproszę.

Alan opuścił salon, zostawiając swojego tatę samego z Ryanem. Starszy mężczyzna patrzał na chłopaka nieprzyjemnym spojrzeniem. A brunet miał wrażenie, że chociaż widzą się dopiero od kilku minut, został już całkowicie prześwietlony, że William dowiedział się już wszystkiego.

Wiedział, że ojciec Alana słusznie podejrzewa, że chłopcy ponownie mają ze sobą bliższe stosunki niż on by tego chciał. Cieszył się, że nie znajdują się w sytuacji, w której zostali by sam na sam tylko we dwoje, w której pan Grasse znowu przeprowadziłby z nim rozmowę na temat swoich żądań względem ich związku.

– Pomogę ci. – Odezwał się Ryan, nie chcąc zostawać z mężczyzną samemu.

Szybko udał się do kuchni i wyciągnął z szafki trzy kubki. W duchu cieszył się, że zbliżał się wieczór. Liczył, że nie będą dzisiaj dużo rozmawiać i w miarę możliwości będzie mógł się prędko ewakuować do sypialni. O to jak unikać ojca Alana dalej, będzie martwił się jutro.

Ryan został wyznaczony przez młodszego do zaniesienia kubków z gorącą herbatą. Blondyn zaraz pojawił się z zbożowymi ciastkami.

Brunet i Pan Grasse zajmowali skrajne końce kanapy, a po między nimi znajdował się Alan.

– Jak droga? – Blondyn jako pierwszy przerwał panującą ciszę, czując się najmniej niezręcznie w całym towarzystwie i nawet nie wyczuwając napięcia jakie w rzeczywistości unosiło się w powietrzu.

– Dobrze. Ruch nie był mały, ale chociaż drogi były dobrze odśnieżone.

– Carlos w domu?

– Tak, nie chciałem go ciągać. Ale już nie może się doczekać, żeby cię zobaczyć. – Uśmiechnął się do syna.

Rozmowę przerwał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Całą trójka skupiła swój wzrok na wejściu do domu. Po chwili krzątania mogli ujrzeć kobietę wchodzącą do salonu. Rude włosy były nieco mokre od śniegu, który musiał zacząć padać.

– Dzień dobry. – Przywitała się wesoło dziewczyna zauważając Williama. – I wesołych świąt.

– Dziękuję, tobie również. – Odparł z uśmiechem.

– Alan nie uprzedzał, że pan przyjeżdża.

– Chciałem zrobić mu niespodziankę.

Aurora szybko rozejrzała się po obecnych. Bez trudu wychwyciła wzrok bruneta, który zdawał się wysyłać sygnał S.O.S. w jej stronę.

– To chyba się udała. Mógł pan uprzedzić, ostatnio u nas kiepsko z miejscem. Dobrze, że dzisiaj jadę do rodziców, inaczej byśmy się nie pomieścili. – Zaśmiała się, a nieco zdziwiony Alan i Ryan spojrzeli na dziewczynę. – Ryan, to co, możesz mnie już podwieźć czy potrzebujesz jeszcze chwili?

Brunet był zaskoczony obrotem spraw, lecz zamierzał się dostosować. Zamierzał jej później podziękować za wyciągnięcie go z tej sytuacji.

– Możemy jechać. – Oznajmił wstając i ruszając w jej stronę.

Dziewczyna udała się do sypialni po spakowane wcześniej torby. Ryan pomógł jej zabierając torby z przyszykowanymi prezentami.

Ubrali się ciepło, pożegnali i ruszyli w drogę do samochodu. Na miejscu po spakowaniu wszystkiego do bagażnika, kierowcę czekało jeszcze pobieżne odśnieżenie samochodu z cienkiej warstwy śniegu.

W końcu ruszyli w drogę. Aurora robiła za głównego nawigatora. Radio grało na tyle cicho by w aucie nie panowała niezręczna cisza.

– Chyba nie przepadacie za sobą. – Odezwała się dziewczyna.

– Co?

Brunet był wyraźnie zaskoczony. Zdążył zauważyć, że kobieta nie jest mistrzem spostrzegawczości. Jednak najwyraźniej ich wzajemna niechęć do siebie jest na tyle widoczna, że nawet Aurora to zauważył, ale nie na tyle by dostrzegł to Alan.

– Pan Grasse patrzy na ciebie jakbyś chciał odebrać cnotę jego ukochanej córce. – Zaśmiała się. – Wiem, że rodzice Alana wiedzą, że jest gejem. A wiedzieli, że byliście razem?

– Nie i niech tak pozostanie. – Gładko skłamał zaciskając dłonie mocniej na kierownicy.

– Jasne. Ale wisisz mi przysługę za ten wcześniejszy wyjazd do rodziców. Na pewno nie będą mieli nic przeciwko, nawet się ucieszą. Ale musiałam coś wymyśleć inaczej byśmy się nie pomieścili. A coś czuję, że tym, który musiałby sobie znaleźć nocleg wcale nie byłby pan Grasse.

– Nie ma sprawy. – Skinął głową, nie mając z tym problemu i będąc wdzięczny dziewczynie za szybką interwencję w tej sprawie. – Daj znać jak będziesz czegoś potrzebowała.

Nastąpiła chwila ciszy podczas której dziewczyna spoglądała przez okno na mijający krajobraz. W końcu ponownie przeniosła swój wzrok na kierującego bruneta.

– Swoją drogą nigdy go nie pytałam, a ty zdajesz się wiedzieć więcej niż powinieneś, więc... Wiesz dlaczego tata Alana nazywa go Alek?

– Bo chciał, żeby miał na imię Aleksander. I tak sobie zdrabnia od samego początku jego imię. Alanowi to nie przeszkadzało, więc tak zostało.

– Rany. Jest coś czego o nim nie wiesz?

– A czy my sami wiemy o sobie wszystko?

– Patrzcie, jaki filozof się z niego znalazł. – Prychnęła. – Ale jestem ciekawa, skoro jego tata nie wiedział, że byliście razem, to czym mogłeś mu podpaść, że tak za tobą nie przepada?

Ryan wzruszył ramionami. Dziewczyna odpuściła dalsze rozmowy widząc, że nie dowie się już za wiele. Droga pod dom rodziców minęła kobiecie bardzo szybko.

Ryan pomógł jej wypakować rzeczy i zanieść pod dom. Na koniec życzyli sobie wesołych świąt i rozeszli się.

Brunet niespiesznie wracał do domu. Z nieba niespiesznie padał biały puch, a na drodze panował spory ruch ze względu na zbliżające się święta. Jechał powoli i ostrożnie.

Będąc pod blokiem miał problem z znalezieniem miejsca. Musiał zaparkować dwie ulice dalej. Szedł w stronę bloku, a śnieg nie przestawał padać. Będąc na miejscu nie skorzystał z windy. Schodami udał się na górę. Wszystko po to by odwlec moment ponownego ujrzenia ojca Alana.

W końcu znalazł się w mieszkaniu.

– Wróciłeś. – Ucieszył się chłopak.

– Szykują nam się białe święta. – Rzucił beznamiętnie. – Idę się myć i kładę się spać. Jestem zmęczony. – Powiedział kierując się w stronę sypialni, by z komody wziąć rzeczy na przebranie.

Po chwili zamknął się w łazience, by zaraz móc delektować się gorącym prysznicem. Dotąd nawet nie zdawał sobie sprawy jak zmarzł podczas drogi z parkingu do samochodu.

Gdy wychodził z łazienki kanapa w salonie była już przygotowana do spania. Przechodząc zabrał ze stołu swój kubek z herbatą, po czym udał się prosto do sypialni. Zawartość kubka wypił za jednym razem, następnie kładąc się pod kołdrą.

Uśmiechnął się, ponieważ materac na którym leżał, nie mógł równać się z kanapą, na której spędził ostatnie tygodnie.

Po kilkunastu minutach dołączył do niego blondyn. Młodszy szybko przebrał się w piżamę i położył tuż obok starszego, wtulając w jego bok.

– Wiedziałeś, że przyjedzie? – Spytał Ryan, starając się by w jego głosie nie słychać było niechęci.

– Nie miałem pojęcia. – Odparł Alan.

Po chwili spojrzał w górę, przez chwilę przypatrując się starszemu. W panującym półmroku i tak był w stanie dojrzeć ciemnoniebieskie oczy spoglądające gdzieś w pustą przestrzeń. Dostrzegł to spięcie panujące na jego twarzy.

I Alan po raz pierwszy od dawna poczuł dziwne ukłucie niepokoju.

– Wszystko w porządku? – Spytał ostrożnie.

– Tak. – Odparł z lekkim uśmiechem, ale blondyn wcale mu nie wierzył.

– W sumie to powinieneś się cieszyć, że tata przyjechał. Dzięki temu możemy spać razem. – Powiedział, mocniej wtulając się w bok bruneta.

To jednak nie zdołało poprawić humoru starszego. Alana w dalszym ciągu ogarniała niepewność i strach. Nie wiedział skąd ta zmiana humor.

– Jutro wracasz do domu z tatą? – Spytał Ryan nie patrząc na młodszego.

– Nie. – Pokręcił głową. – Mieliśmy jechać do mamy razem i zdania nie zmieniłem.

Brunet spojrzał w dół na młodszego, a jego wzrok jakby lekko odżył. Alan widząc to poczuł ulgę. Wspiął się nieco i połączył na krótko ich usta razem.

– To skoro już jesteśmy tutaj razem... – Zaczął młodszy, a jego ręka spoczęła na tym niezwykle strategicznym miejscu.

– Sam nie wierzę w to co mówię, ale nie. – Odparł starszy zabierając jego dłoń ze swojego krocza. – Nie kiedy twój tata jest za ścianą i to tak cienką. – Pokręcił głową. – On jest jedną z dwóch... trzech osób, które chyba nigdy nie chciałbym by nas przyłapały.

– Racja. – Odparł nieco przygaszony.

– Ej, spokojnie. Na pewno wynajdziemy jeszcze sporo okazji. – Uśmiechnął się do niego pocieszająco.

Alan skinął głową. Oboje przekręcili się na przeciwne boki, pilnując by ich plecy się dotykały i udali się spać.


Rano pierwszym obudzonym w domu nie mógł być nikt inny niż Alan. Gdy tylko otworzył oczy na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Przekręcił się na bok, obserwując twarz mężczyzny tuż obok niego.

Dłonią odgarnął już przy przydługawe włosy starszego, dostrzegając jak kąciki jego ust unoszą się do góry.

– Nie śpisz? – Szepnął zdziwiony.

– Jak mam spać, mając obok siebie takiego przystojniaka. – Odszepnął nie otwierając oczy, a jedynie obejmując młodszego jedną ręką. – Poza tym nie uważasz, że obserwowanie kogoś jak śpi jest trochę dziwne? Znowu stałeś się moim stalkerem?

– Skąd wiedziałeś, że ja...

Ryan jedynie cmoknął blondyna w czoło. Zaraz jednak Alan podniósł się by dosięgnąć ust starszego i połączyć je w leniwym pocałunku, który wcale szybko się nie kończył.

Brunet spiął się słysząc jakiś dźwięk dochodzący z salonu. Jego dobry humor sprzed chwili uciekł, ustępując miejsca nerwowości i niepewności.

– O której chcesz jechać do mamy?

– Wolisz przed czy po obiedzie? – Odparł pytaniem na pytanie. – Chciałbym jej jeszcze pomóc w przygotowaniach, żeby nie zrzucać wszystkiego na jej głowę.

– To wyjedźmy przed obiadem. – Stwierdził, w duchu chcąc jak najszybciej pozbyć się pana Grasse z swojego otoczenia. – Twój tata też będzie na święta u mamy?

– Nie. – Młodszy pokręcił głową, a on poczuł niewysłowioną ulgę. – Pojadę do niego w pierwszy dzień świąt.

Para leżała razem wtulona w siebie, drgając równocześnie słysząc pukanie do drzwi. Alan natychmiast wyswobodził się z objęć starszego i przesunął się na drugi koniec łóżka.

– Tak?

Zaraz mogli dostrzec mężczyznę wychylającego się przez drzwi.

– Dzień dobry. Tak mi się wydawało, że już wstaliście.

– Jak ci się spało?

– Nie najgorzej. – Powiedział, chociaż każdy z nich zdawał sobie sprawę, że kanapa w salonie nie należy do najwygodniejszych.

Blondyn usiadł, a następnie wstał. Udał się do kuchni by wstawić wodę na kawę oraz zacząć przygotowywać dla wszystkich śniadanie.

Przez cały ten czas towarzyszył mu tata, zagadując i wciągając w rozmowę na mało ważne tematy. Gdy wszystko było gotowe, razem przenieśli się do salonu.

– Poczekaj chwilę. – Powiedział cofając się w stronę sypialni. – Ryan. – Chłopak zajrzał do środka uchylając drzwi. – Kawa. Śniadanie.

– Zjem później. – Starał się go zbyć.

– Wszystko okej?

– Tak. – Uśmiechnął się chcąc dodać sobie wiarygodności. – Daj mi trochę skorzystać z wolnego łóżka. Miła odmiana po kilku tygodniach na kanapie.

Młodszy wyszedł zamykając za sobą drzwi, a on mógł głęboko odetchnąć. Nie miał jeszcze siły by z samego rana mierzyć się z ojcem Alana.

Przez długi wczas zbierał się w sobie by wstać, jednak tym co ostatecznie zmusiło go do wstania był pęcherz upominający się o wizytę w toalecie.

Po wyjściu z łazienki brunet dołączył do dwójki siedzącej w salonie. Był już późny poranek, pocieszał się, że już niewiele czasu pozostało im do spędzania w trójkę.

Alan rozmawiał z tatą, a Ryan milczał skupiając się na telewizorze bądź telefonie.

– O której będziesz chciał jechać? – Zagadnął w końcu mężczyzna.

– Wybacz, ale jadę z Ryanem. – Chłopak uśmiechnął się przepraszająco w stronę taty. – Nie ma sensu by sam jechał, a nie zna jej nowego adresu, więc ktoś mu musi robić za nawigatora.

– Jasne. – Powiedział, chociaż Ryan kątem oka dostrzegł to niezadowolenie widoczne w jego oczach.

W tym momencie czuł się jak zwycięzca bitwy. Obawiał się jednak, że gdy dojdzie między nimi do wojny może nie być tak łatwo. Taktyka unikania go i ignorowania może nie wystarczyć.

– Wyjedziemy w tym samym czasie. Pomogę wam się zabrać do samochodu z torbami.

Trójka spędziła ze sobą jeszcze godzinę nim w końcu zaczęła przyszykowywać się do wyjazdu. Chłopcy mieli już spakowane torby z ciuchami na wyjazd. Do zabrania mieli jeszcze torby z prezentami. Udało im się wszystko zabrać za jednym razem.

– Bezpiecznej podróży. – Życzył im pan Grasse. – Pozdrówcie mamę ode mnie i życzcie jej wesołych świąt.

– Jasne. A ty przekaż życzenia i uściskaj Carlosa ode mnie.

Ryan przemilczał całe pożegnanie, nie mogąc doczekać się momentu, kiedy znajdą się sami w aucie.

W końcu wyruszyli z parkingu w stronę domu.

– Daleko się przeprowadziła? – Odezwał się brunet.

– Nie. Przedmieścia po wschodniej stronie.

– Czemu w ogóle musiała się przeprowadzić?

– Została już sama. Mówiła, że nasz stary dom był dla niej za duży. Zbyt pusty. Ale też fakt, że z jej firmą zaczęło być gorzej. Udało jej się uniknąć zwolnień, ale sytuacja finansowa trochę się zmieniła. – Wyznał. – W ten sposób uniknęła długów. Sprzedała dom, kupiła mieszkanie i zostało jej jeszcze na dokończenie spłaty kredytu. Wyszła na zero, bez żadnych zobowiązań. Nic ci nie mówiła?

– Rzadko dzwoniłem. – Powiedział z lekkimi wyrzutami. – Z rozmowy wychodziło, że coś nie jest do końca tak, ale nie chciała powiedzieć o co chodzi. Zbywała mnie, mówiąc, że to nic takiego, że sobie radzi i zaraz zalewała mnie falą pytań co u mnie.

– To do niej podobne.

– Dziwnie będzie wrócić do mamy, ale nie do domu.

Z rodzinnym domem wiązała się cała masa wspomnień. Spędzili w nim przecież całe dzieciństwo, od urodzenia aż po wyjazd na studia. Ryan czuł się wewnętrznie źle, nie mogąc do niego wrócić.

– Przeprowadziła się po moim wyjeździe na studia. Trochę już zdążyłem ją poodwiedzać na nowym mieszkaniu. Nie jest złe. Zresztą, sam zobaczysz.

Ryan jechał skupiając się na drodze. Warunki pogodowe nie były najgorsze, jednak droga między miejscowościami była nieco bardziej oblodzona. Brunetowi się nie spieszyło. Jechał ostrożnie i korzystał z chwili, że są sami.

Alan natomiast nie mógł przestać się uśmiechać. Wspólna podróż z brunetem za kierownicą i rockowymi dźwiękami sączącymi się z samochodowych głośników. Gdyby nie warstwa śniegu za oknem, miałby wrażenie jakby właśnie wyruszali na wspólne wakacje.

– Jak ci idzie szukanie mieszkania? – Zagadnął Alan.

Wiedział, że był już oglądać trzy lokale, ale nie wiedział jaki jest tego rezultat.

– Wstępnie zarezerwowałem jedno. Właściciel też ma dać mi znać od kiedy dokładnie będzie wolne i kiedy mogę się przenieść.

– Aha.

Blondyn wiedział, że powinien się cieszyć z tego powodu, jednak wewnętrznie czuł pewien zawód.

– Będziemy mieli do siebie blisko. – Starał się go pocieszyć brunet. – I przede wszystkim będziemy mieli tam ciszę i spokój od nieproszonych gości. – Uśmiechnął się.

W końcu będą mieli miejsce, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał. Na razie nie przekazywał młodszemu wiadomości, że chciałby by i on się tam z nim przeniósł. Nawet jeśli nie od razu to z czasem. Wiedział jednak, że ma wspólny wynajem obecnego mieszkania z Aurorą i w pierwszej kolejności musieliby rozwiązać tę sprawę.

Mając przed sobą długi kawałek prostej drogi, starszy przełożył swoją dłoń z drążka zmiany biegów na nogę Alana. Nie odrywał wzroku od przedniej szyby, lecz nawet nie próbował powstrzymać uśmiechu, wywołanym samym faktem, że jadą sami i może bez krępacji i obaw trzymać udo młodszego.

Alan spojrzał się na starszego, a widząc ten zadowolony i pewny siebie wyraz twarzy zrobiło mu się cieplej na sercu. Naprawdę uwielbiał takie zwyczajne momenty, gdy radość sprawiała im sama swoja obecność.

Droga dla Alana minęła znacznie szybciej niż się spodziewał.

– Już prawie jesteśmy. – Powiedział, wyglądając przez okno.

– Jak się śpi to droga szybko mija. – Zaśmiał się starszy.

– Wcale nie spałem.

– Mów co chcesz, ale w moim telefonie jest kilka bardzo ciekawych zdjęć. – Mówił pewnym siebie tonem.

– Żartujesz sobie.

Alan zaraz sięgnął po telefon starszego leżący w niewielkim wgłębieniu. Odblokował urządzenie bez problemu po czym zatrzymał się dłużej na ekranie głównym telefonu.

– Co to jest? – Spytał nieco zdziwionym tonem.

Ryan początkowo zmarszczył brwi nie wiedząc o co może pytać. Jednak szybko dotarło do niego, co znajduje się na tapecie jego telefonu. Poczuł jak jego serce nieco szybciej przyspiesza swój rytm.

– Ryan.

– A na co ci wygląda? Nasze zdjęcie.

Tyle to Alan był w stanie sam zobaczyć. Zastanawiało go jednak skąd on je miał i dlaczego miał je ustawione jako tapetę. Z tego drugiego nawet się cieszył, chociaż nie spodziewał się tego po starszym.

– Kiedy je zrobiłeś?

– Głupszych pytań nie możesz zadawać? A jak myślisz? Przecież dobrze widzisz.

Tak. Dobrze widział ich pocałunek podczas Sylwestrowej nocy w samą północ.

– Masz ich więcej?

– Wiesz co, może oddaj mi już ten telefon. – Powiedział starszy wyciągając rękę w stronę młodszego.

Alan jednak odwrócił się, oddalając urządzenie od jego dłoni. Wszedł w galerię. Pominął zdjęcia zrobione mu kilkanaście minut temu podczas drogi. W tej chwili nawet nie miał głowy by upominać bruneta, że robienie zdjęć podczas kierowania jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne.

Wszedł w albumy, podejrzewając, że w ten sposób może szybciej odnaleźć to co go ciekawiło niż przeglądanie wszystkich zdjęć w jego telefonie.

I jego podejrzenia były słuszne. Starszy miał album nazwany jego imieniem.

– Oddaj. – Odezwał się starszy, próbując sięgnąć komórkę.

Alan wszedł w album. Było w nim kilka zdjęć zrobionych w tym roku. Dwa, gdy jeszcze nie wrócili do siebie. Jedno, gdy był w pracy, a drugie na jednej z imprez u jego byłej. Jednak później następował trzyletni przeskok w dacie zdjęć. I tych starszych również było więcej niż się spodziewał.

Najbardziej zainteresowała go liczna seria podobnych do siebie zdjęć. Przeglądał każde po kolei widząc ich wspólny pocałunek podczas sylwestrowej nocy. Mógł dokładnie zobaczyć jak sam początkowo spogląda w telefon, następnie przenosi spojrzenie na bruneta, na jego usta, z powrotem na niego oraz jak w końcu ich suta łączą się w delikatnym pocałunku.

Z ciężko bijącym sercem przejrzał wszystkie trzydzieści pięć zdjęć tego jednego momentu w głowie zaraz przypominając sobie cała tą sytuację.

Zerwanie Ryana z Lisą, odrzucenie Alana, ich ostatni pocałunek uwieczniony na zdjęciach, następnie dręczenie przez chłopaków z najstarszej klasy, dopóki Ryan się o niego nie upomniał, jednocześnie nadal mając go gdzieś. To nie był najlepszy okres w jego życiu.

Oprócz zdjęć tego pocałunku w folderze znalazło się jeszcze kilka ich wspólnych lub zrobione Alanowi w ukryciu lub po prostu nie wiedzy.

– A to ty robiłeś ze mnie kiedyś twojego stalkera. – Pokręcił głową.

Ryan milczał nie wiedząc co mądrego mógłby odpowiedzieć.

– Miałeś te wszystkie zdjęcia w telefonie przez ten cały czas?

Ryan skinął jedynie głową, bo słowa gdzieś ugrzęzły mu w gardle.

– Katowałem się nimi przez ostatnie trzy lata. – Udało mu się powiedzieć, lecz jego głos był wyraźnie ściśnięty.

– Skoro tak, to dlaczego w ogóle mnie zostawiłeś? – Spytał blondyn, który również nie brzmiał najlepiej.

– Proszę, nie rozmawiajmy o tym.

– Nie, chcę wiedzieć dlaczego. – Zaprotestował. – Skąd mam mieć pewność, że to się znowu nie powtórzy?!

– Nie powtórzy! – Powiedział pewnie, zaraz zaciskając szczęki. Wziął głęboki wdech. – To się nie powtórzy. – Powiedział nieco spokojniej. – Mów gdzie mam jechać. – Poprosił młodszego, ponieważ już znajdowali się w mieście.

– Jedź na razie w stronę budowlanego. – Powiedział sucho.

Spojrzał jeszcze przez chwilę na ich wszystkie wspólne zdjęcia. Nie wiedział jakim cudem z rzeczy, która powinna ich obu cieszyć, zrobił się problem. Przecież folder z ich zdjęciami powinien być powodem do radości i dumy. Tak jednak nie było, przynajmniej nie w pierwszym odruchu, nie przy obecnych okolicznościach.

– Długo masz tę tapetę?

– Nie.

– Nie boisz się, że ktoś to zobaczy?

– Na razie mamy przerwę od uczelni i nie ma mi kto tam zaglądać. Skończ już ten temat.

Alan skupił się na nawigowaniu, jednak atmosfera w aucie zrobiła się ciężka. Nie tak to miało wyglądać. Każdy próbował nieco ochłonąć przed dotarciem do celu.

Gdy zatrzymali się na parkingu Ryan spojrzał na młodszego. Chwycił jego dłoń i przyłożył ją sobie do ust, składając na jej wierzchu krótki pocałunek. Ten gest nieco speszył blondyna.

– Już w porządku? – Spytał z delikatnym uśmiechem.

– Jest lepiej. – Odpowiedział zgodnie z prawdą. – Chodźmy, mama się ucieszy jak cię zobaczy.

– Jesteś pewien?

– Jasne. Kto by się nie cieszył na twój widok. – Uśmiechnął się młodszy.

Para wypakowała rzeczy z bagażnika i udała się w stronę klatki schodowej wskazanej przez Alana. Po schodach udali się na drugie piętro.

– Poczekaj tutaj. – Powiedział młodszy, ustawiając Ryana z boku przy ścianie.

Alan zadzwonił dzwonkiem, czekając z szerokim uśmiechem na pojawienie się kobiety.

– Cześć mamo. – Powiedział, gdy drzwi się otworzyły.

– Cześć słońce. – Odparła mocno go przytulając.

– Mam dla ciebie przedświąteczny prezent. – Dodał, gdy tylko został uwolniony. – Mam nadzieję, że się ucieszysz.

– Co...

Alan sięgnął ręką w bok po chowającego się Ryana. Ten spojrzał w stronę kobiety niepewnie z lekkim uśmiechem.

– Cześć.

– Ryan, skarbie! – Lucy nie zważając na nic podeszła do starszego z synów i zamknęła w swoich objęciach. – Tak dawno cię nie widziałam. Ale wydoroślałeś. – Powiedziała, odsuwając go od siebie na długość ramion.

– Przepraszam, że cię nie odwiedzałem.

– To chyba będą najlepsze święta od dawna. Zostajesz, prawda?

– A mogę?

– Nawet nie pleć takich bzdur. Oczywiście, że możesz! Wchodźcie.

Chłopcy weszli do mieszkania. Kobieta przejęła od nich część rzeczy pomagając przemieścić się z wąskiego korytarza do salonu.

Ryan rozglądał się ciekawsko po mieszkaniu. Lucy oczywiście zaraz oprowadziła go po całości. Dwa pokoje, otwarta kuchnia i łazienka. Dosyć spory metraż przy tej ilości pokoi sprawiał, że w każdym było wystarczająco dużo miejsca.

Kobieta nie przestawała patrzeć na nich z zachwytem.

– Jak was tu pomieścić? – Mruknęła pod nosem.

– Spokojnie. Razem prześpimy się na kanapie. – Uspokoił ją Alan.

Ryan dostał lekkich dreszczy na słowo kanapa. Miał nadzieję, że ta jest wygodniejsza od tej w wynajmowanym przez młodszego mieszkaniu.

– Na pewno? – Zawahała się. – Może...

– Tak. – Przerwał jej, a Ryan skinieniem potwierdził jego słowa. – Co innego wykombinujesz? A dla nas to nie problem.

W mieszkaniu poza łóżkiem w sypialni i kanapą w salonie nie było zbyt wiele innych alternatyw do spania.

– Jejku, tak się cieszę, że widzę was oboje. Jak to się stało? Przyjechaliście razem? Chwila, najpierw zrobię wam coś ciepłego do picia.

Wszyscy przeszli do kuchni. Lucy wstawiła wodę, a Alan pomógł jej w przygotowaniu herbat, znając rozkład szafek. Dla starszego to miejsce było jeszcze obce.

Nie chcąc przeszkadzać przeszedł do salonu. Uśmiechnął się na widok ramek ze zdjęciami zawierających ich dwójkę, gdy byli jeszcze młodsi.

Na domku nie mieli wystawionych zdjęć ze względu, że czasami zjawiał się tam jakiś znajomy Alana bądź Ryana, a oni przecież oficjalnie się nie znali, co najwyżej byli dla siebie wrogami. Teraz kobieta mogła sobie pozwolić na taki rodzinny akcent.

Po chwili cała trójka siedziała na kanapie w salonie, czekając aż herbata nieco ostygnie. Ryan w duchu ucieszył się, ponieważ ich miejsce do spania zapowiadało się wygodniejsze niż te, na którym dotychczas był zmuszony spać.

– Jak to się stało, że przyjechaliście razem? Kiedy się spotkaliście? Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?

– Spokojnie. – Zaśmiał się Alan.

– Cała jego uczelnia ze względu na remont można powiedzieć, że została przeniesiona do mojej. Co prawda nie mijamy się na zajęciach, bo on chodzi na zaoczne, ale okazało się, że mamy kilku wspólnych znajomych i jakoś tak na siebie wpadliśmy.

– I co tam u was słychać? Jak szkoła? Jak mieszkanie? Jak dziewczyny? – Dopytywała, chcąc być na bieżąco z ich życiem.

– U mnie bez zmian. – Wzruszył ramionami Alan. – W tygodniu praca, w weekendy szkoła. Zresztą, wiesz.

– A u ciebie, Ryan? – Spytała, ponieważ z nim nie miała okazji dawno rozmawiać.

– W szkole idzie mi dobrze. Dwa razy w tygodniu z znajomymi chodzimy grać w kosza. Teraz wyszły pewne komplikacje z mieszkaniem i aktualnie pomieszkuję z Alanem, dopóki nie znajdę czegoś nowego.

– Jak wy się tam we trójkę mieścicie? – Zdziwiła się kobita.

– Dajemy radę.

– A jak sprawy sercowe?

– Była dziewczyna chciała mnie wrobić w dziecko, w które wpadła z kochankiem. – Odparł wprost nieco szokując tym Lucy oraz Alana, który nie spodziewał się, że starszy tak wprost powie jej o wszystkim.

– Że co proszę?! Ale skąd masz pewność, że to nie ty będziesz, jesteś ojcem?

– To dopiero początek ciąży. – Odparł. – A ja jestem bezpłodny, więc to po prostu niemożliwe.

– Że co proszę?!

Alan pokręcił głową, zastanawiając się czy on chce wpędzić swoją matkę do grobu na zawał tuż przed świętami.

– Ale jak to bezpłodny?

– Tak. Mam na to papiery.

– Jejku. – Odezwała się kobieta, nie za bardzo wiedząc jak to skomentować. – Czyli mogę się pożegnać z wnukami?

– Przepraszam mamo, ale tak. – Spojrzał na nią przepraszająco.

– Trudno. Przynajmniej już wiem. I bardzo mi przykro z powodu tego co się stało.

– Nawet dobrze wyszło. – Wzruszył z ramionami. – Ona sobie może teraz kombinować nad przyszłością z kochankiem, a ja też już mam wolną drogę i nie muszę się z nią męczyć. Nie układało nam się od dłuższego czasu.

– Ale to już masz kogoś? – Spytała marszcząc lekko brwi.

– Można tak powiedzieć. – Wyznał z lekkim uśmiechem.

– Mam nadzieję, że tym razem trafisz lepiej. Te młodzieńcze miłości są naprawdę trudne.

– Nie bój się. Na sto procent trafiłem lepiej. – Odparł spoglądając na Alana, który lekko się zarumienił.

Trójka rozmawiała ze sobą do wczesnego wieczora. Później oboje pomogli kobiecie przygotowywać część rzeczy na jutrzejsze świętowanie. Na koniec dnia Alan i Ryan zasnęli razem na kanapie mając splecione dłonie ukryte pod kołdrą.

______________________

Mamy święta. Ojciec Alana trochę komplikuje sprawę, ale chyba nie będzie tak źle, co? Tym razem ponownie będzie naciskał na Ryana by zerwał kontaktu z jego synem? Będzie równie stanowczy czy odpuści sobie? Co na to wszystko Ryn? Znowu schowa głowę w piasek, czy tym razem będzie stawiał na swoim?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top