Rozdział 4

Alan sięgnął ręką po telefon. Wyjątkowo ciężko było mu go znaleźć. Otworzył oczy, chcąc sobie pomóc, lecz zaraz je zmrużył z powodu rażącego światła.

– Gdzie on jest? – Szepnął nerwowo.

Urządzenie znalazł dopiero po wychyleniu się za łóżko. Otworzył szeroko oczy, nieco się przerażając, zauważając godzinę oraz dzwoniącą drzemkę.

Jak ja mogłem przełączyć na drzemkę?! Przecież to do mnie nie podobne!

Wyłączył budzik, po czym zerwał się z łóżka. Szybko chwycił przygotowane wczorajszego wieczora ciuchy i pobiegł z nimi do łazienki.

Ekspresowa poranna toaleta, ubrania na swoim miejscu i już mógł zejść do kuchni. W biegu wyciągnął z lodówki swój pojemnik z jedzeniem, przy okazji zauważając, że ten idiota niczego sobie nie zrobił. Chwycił jeszcze owoc z blatu i wrzucił wszystko do plecaka.

W przedpokoju spoglądając na dwie pary butów, wiedział, że Ryan na bank się spóźni. Sam jednak nie miał za dużo czasu. Wsunął stopy do jednych z trampek i wybiegł z domu, zamykając za sobą drzwi.

Nienawidził działać pod presją czasu. Alan biegł na przystanek, mając nadzieję, że nie spóźni się na autobus. Co prawda później miałby jeszcze jeden, którym również zdążyłby do szkoły, lecz wtedy zjawiłby się na miejscu trzy minuty przed dzwonkiem. Nie zdążyłby na spokojnie udać się do swojej szafki po zeszyty potrzebne akurat na pierwszą lekcje.

Chyba sprzyjało mu dzisiaj szczęście. Chłopak dotarł na przystanek widząc dopiero w oddali zbliżający się autobus. Z uśmiechem na ustach wszedł do środka, w dodatku zajmując siedzące miejsce przy oknie.

Jadąc, w głowie przeglądał swój plan zajęć na dzisiaj. Spakował się wczorajszego wieczora, więc brak jakichkolwiek książek nie powinien go zaskoczyć. Kartkówka lub sprawdzian? Dzisiaj nie, jutro są na to bardzo duże szanse. Zapowiadał się raczej spokojny dzień w szkole. Oczywiście na tyle, na ile zawsze może być.

W budynku szkoły pojawił się niemal o tej samej porze co zawsze. W pierwszej kolejności udał się do szafki, a następnie skierował się prosto pod gabinet. Mniej niż połowa klasy była już na miejscu, w tym jego przyjaciel. Przywitał się z nim, zajmując miejsce na podłodze tuż obok niego.

– Masz zadanie na matmę? Powiedz, że tak! – Paul patrzał na niego błagalnym wzrokiem.

– Mam, mam. – Powiedział, wyciągając swój zeszyt i podając go przyjacielowi. – Ale wiesz, że tak to ty się nie przygotujesz na jutrzejszą kartkówkę.

– Pewnie jeszcze dzisiaj będziemy wszystko powtarzać. Na pewno uda mi się jeszcze cokolwiek z tego zrozumieć na dwa. A jak nie, to mam kolegę w ławce co pozwoli mi na to dwa zgapić.

– Nie ma mowy, przecież wiesz, że od ostatniego razu babka nie spuszcza nas z oka. – Burknął.

– Niech ona w końcu pójdzie na tę emeryturę, a nie tylko gada i robi nam nadzieję.

Cała klasa chyba o tym marzyła. Za każdym razem, gdy nie daje sobie z nimi rady, odgraża się, że w końcu pójdzie na emeryturę i kolejny nauczyciel nie będzie się z nami tak cackał. Żeby ona jeszcze w rzeczywistości umiała tłumaczyć, to może ktokolwiek by się zmartwił.

Dzwonek oznajmił koniec czasu wolnego oraz rozpoczęcie zajęć. Pierwsze czterdzieści pięć minut minęło dosyć szybko. Gorzej było z każdym kolejnym. Uczniowie zaczynali odliczać czas do długiej przerwy. Jednak wcześniej musieli przetrwać całe pięć lekcji.

– Mam dosyć. – Jęknął Paul, gdy w końcu nadeszła upragniona przerwa.

– Daj spokój. Jak pomyślę o tym, że czeka nas jeszcze rok takich męczarni to mam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać nad ocean by wieść życie poławiacza meduz.

Chłopaki razem udali się pod następny gabinet lekcyjny, by tam w pokoju zjeść śniadanie. Usiedli pod ścianą. Alan wyciągnął swój pojemniczek z jedzeniem. Uśmiechnął się na widok pyszności. Jednak warto było wczoraj poświęcić trochę czasu.

Po zjedzeniu połowy, schował pojemnik z powrotem do plecaka.

– Lecę do kibla. – Oznajmił przyjacielowi, wstając z miejsca.

Zarzucił plecak i ruszył w drogę. Męskie toalety na tym piętrze znajdowały się niemal na drugim końcu szkoły.

Na szczęście istniała droga na skróty. Wystarczyło wyjść bocznymi drzwiami tego skrzydła szkoły, przejść przez podwórko na tyłach i wejść do kolejnego skrzydła, gdzie zaraz po lewej były toalety.

Dobrze, że pogoda dopisywała, inaczej czekałaby go długa wędrówka przez niemal całą szkołę.

– Ej, gdzie tak lecisz? – Usłyszał znajomy głos, a zaraz później równie znajome śmiechy.

Chłopak przyspieszył kroku.

– Nie uciekniesz!

Wiedział, że ma rację, lecz nie zamierzał się tak po prostu poddać. Oczywiście został złapany przed samymi drzwiami do drugiego skrzydła szkoły, z których wylazł ostatni z trójcy. Zastąpił mu drogę, a na nieco podłużnej twarzy można było dostrzec zadowolony uśmiech.

– Gdzie to się wybieramy?

Alan spróbował się odwrócić na pięcie i uciec, lecz zaraz został pochwycony za ramię.

– Jason, trzymaj go!

Jego plecy zetknęły się z nieprzyjemną powierzchnią ściany. Pozostała dwójka szybko do nich dotarła. Patrząc na nich, Alanowi przebiegło przez myśl, czy ich twarze potrafią przybierać jakikolwiek miły wyraz. Prawie zawsze gościła na nich tylko kpina, wyższość i arogancja.

– Jest pora śniadaniowa, a tak się składa, że jeszcze nic nie jadłem.

Chłopak zaraz poczuł, jak Antonio próbuje wyrwać mu plecak w poszukiwaniu jedzenia. Alan nie chciał oddać go tak łatwo, chociaż jego utrata była rzeczą pewną.

– Zobaczymy czy się najesz, Ryan. – Powiedział, w końcu przekazując mu plecak. – Smarkaczu, módl się by znalazło się tam coś dobrego.

Alan patrzał, jak brunet zaczyna przeglądać jego plecak w poszukiwaniu jedzenia. Niemal niczym niedźwiedź buszujący w śmietniku w poszukiwaniu resztek dla siebie. W końcu jego ręka wydostała się z plecaka, a dłoń podrzucała zwinnie czerwone jabłko.

– Coś biednie. – Mruknął niezadowolony. – Nasz kujonek się za bardzo nie postarał.

Blondyn zacisnął usta w wąską linię. Musiał uczyć akurat tego epitetu, prawda?

– Miałeś tyle czasu by skoczyć do sklepiku i kupić coś sensownego, króliku.

Chłopak powstrzymał się od przewrócenia oczami, słysząc to. Zresztą, nie pierwszy raz. Spróbował się wyrwać starszym kolegom, lecz nie przyniosło to większych efektów. Nadal był mocno przytrzymywany przy ścianie.

– Gdzie się tak spieszysz, pedale? Pójdziesz, jak ci pozwolimy. Jeszcze się nie nauczyłeś? – Warknął Jason.

Uczyć to na pewno nie będę się niczego od ciebie, końska japo – ale ten odważny komentarz zachował dla siebie. Nie widział sensu igrać z ogniem.

– Dobra, chłopaki. Idziemy, bo cała przerwa nam minie.

Antonio wraz z drugim przydupasem puścili młodszego, a po chwili został odrzucony w niego jego plecak. Chłopak poczuł ulgę, ponieważ niewiele brakowało by gruba książka od matematyki uderzyła tam, gdzie nawet książka od biologii nie miałaby prawa.

Alan od razu ruszył w stronę wejścia do szkoły. Chociaż przez tego „kujona" to chyba nawet sikać mu się odechciało. Mimo wszystko zawitał na krótko w łazience, by zaraz wrócić pod gabinet, w którym czekają go zajęcia.

Paul przez ten czas zdawałoby się, że w ogóle nie ruszył się z miejsca. Chłopak usiadł tuż obok przyjaciela z ciężkim westchnieniem.

– Ryan i jego patafiany cię złapały? - Odezwał się Paul. – Widziałem przez okno.

– Nie było tak źle. Zabrali mi tylko jabłko.

– Ja nie wiem, dlaczego oni się na ciebie tak uwzięli. Poza tym powinieneś się im postawić albo zgłosić to w końcu dyrektorowi. Większość nauczycieli by cię poparła, bo przecież nie raz byli świadkiem tego jak cię dręczą.

– Daj spokój, miałbym u nich jeszcze bardziej przesrane. Poza tym nie jest najgorzej. Przyzwyczaiłem się.

A przynajmniej można tak powiedzieć, ponieważ były dni, kiedy Alan miał tego wszystkiego po dziurki w nosie.

– Następnym razem stanę w twojej obronie. – Odezwał się zawzięcie przyjaciel.

– Przestań, nie warto. Jest dobrze. Wielka krzywda mi się nie dzieje.

Paul pokręcił głową. Mężczyźni powyzywają go trochę by się dowartościować, jakimi to oni nie są złymi chłopcami i sobie pójdą. Czasami tylko zabiorą śniadanie lub trochę popychają między sobą. Nie dzieje mi się żadna poważna krzywda. Nie może mi się stać z ich strony nic złego.

Rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Skończył się czas wolny. Pora z powrotem skupić się na nauce. Dla chłopców były to na szczęście jeszcze tylko dwie lekcje.

Po usłyszeniu ostatniego, jak dla Alana, dzwonka oznajmiającego koniec dnia w szkole, z uśmiechem na ustach skierował się w stronę wyjścia.

– Alan, to jak, wpadasz do mnie dzisiaj?

– Może jutro. – Powiedział przepraszającym tonem. – Muszę przysiąść nas tą matmą. Juto mamy tę głupią kartkówkę.

– Sprawdzian. – Poprawił go. – Przecież to próchno powiedziało, że ocena w dzienniku będzie jak za sprawdzian.

Przyjaciele pożegnali się, po czym każde rozeszło się w swoją stronę. Drogę powrotną Alan pokonał na pieszo. O tej godzinie w autobusie był taki ścisk, a na drogach takie korki, że skorzystanie z własnych nóg wyjdzie mu czasowo niemal identycznie.

W domu znalazł się niemal idealnie w porę obiadową. Po przekroczeniu progu jednak nie poczuł zapachu świeżo przyrządzanego jedzenia. Nie to, żeby jakoś specjalnie się go spodziewał. Widział rano torby mamy obok jej pokoju. Jej teraźniejszy brak oznaczał, że już wyjechała na swoją przedłużoną weekendową delegację.

W kuchni odgrzał sobie wczorajszy obiad. Pozmywał po sobie i zajął się przygotowywaniem jedzenia do szkoły na jutrzejszy dzień. Zawsze wolał mieć wszystko gotowe wcześniej.

Szybki rzut oka na salon pozwolił stwierdzić, że sprzątanie nie jest w tej chwili potrzebne. Wrócił się jeszcze by nakarmić Pitagorasa i przez chwilę się z nim pobawić. Następnie zostawiając go szalejącego z gumką do włosów, udał się na górę.

Alan nie zamierzał się już dzisiaj nigdzie wybierać. Chwycił z pokoju dresowe spodnie i białą koszulkę, udając się z nimi do łazienki. Pozwolił sobie na długą, gorącą kąpiel, która częściowo miała pomóc mu zregenerować siły przed nauką do sprawdzianu z matematyki.

Przebrany i odświeżony, będący już w swoim pokoju, mógł zrobić tylko dwie rzeczy. Albo wziąć się za naukę, albo skorzystać z ostatnich chwil wolnego. Podarował sobie całe sześćdziesiąt minut na przejrzenie wszystkiego w telefonie oraz sieci. Następnie z książką, zeszytem i masą czystych kartek usiadł przy biurku. Naukę czas zacząć.

Podczas powtarzania materiału i rozwiązywania kolejnych zadań, nie docierały do niego żadne odgłosy z zewnątrz. Nie słyszał brata, który wrócił do domu, który przez pewien czas krzątał się po parterze, a następnie na piętrze.

Ciszę przerywaną jedynie dźwiękiem długopisu sunącego po kartce, zakłóciło wołanie.

– Alan!

Zaskoczony zatrzymał dłoń nad zeszytem. Nie spodziewał się, że Ryan może coś od niego chcieć. Zaraz drzwi jego pokoju otworzyły się, a w progu staną Ryan.

– Kolacja. – Oznajmił.

– Uczę się. – Spróbował go zbyć.

Kątem oka spojrzał na zegarek, stwierdzając, że porę kolacji tak właściwie można było uznać za zakończoną.

– Zrobiłem kolację. Zejdź na dół zjeść.

– Nie jestem głodny

A przy okazji nie mam ochoty jeść dzisiaj wspólnej kolacji z tobą.

Mężczyzna cicho fuknął pod nosem, widząc ignorancką postawę brata. Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Alan z powrotem skupił się na rozwiązywaniu zadań z matematyki oraz sprawdzaniu odpowiedzi. Szkoda tylko, że nie zawsze zgadzały się z tym, co wychodziło mu z równań.

– Przecież wszystko robię tak jak na lekcji. – Jęknął zmęczony, prostując się na chwilę. – Dlaczego wtedy mi wychodziło, a teraz już nie?

Chłopak ponownie starał skupić się na zadaniach, lecz nie potrafił. Za długo nad tym siedział oraz był za bardzo sfrustrowany marnym wynikiem swoich starań. Upragnione minimum cztery wydawało mu się w tej chwili odległym marzeniem.

Po paru minutach w pomieszczeniu rozległo się skrzypnięcie drzwi. Alan dobrze wiedział kogo się spodziewać, ponieważ poza tym, że tylko Ryan był w domu, to mama jeszcze szanowała prywatność chłopców i pukała przed wejściem. Co w sumie i tak miało miejsce bardzo rzadko, ponieważ kobieta raczej nie wchodziła na piętro, które należało do braci.

– Przyniosłem ci kolację. Zjedz, bo ci wystygnie.

– Nie jestem głodny. – Burknął młodszy.

– Musisz coś zjeść. Na głodnego gorzej się myśli.

– Bo ty to wiesz najlepiej, prawda Ryan?! Powiedziałem, że nie jestem głodny.

Alan pochylił się nad biurkiem, chociaż nie potrafił wrócić do rozwiązywania zadań. Starszy otworzył szerzej oczy, widząc reakcje chłopaka. Mężczyzna odłożył talerz, a następnie przysunął wolne krzesło do biurka.

– Ej, co się stało?

Dłoń starszego znalazła się na plecach brata, zaczynając delikatnie je gładzić. Ryan przysunął się nieco bliżej niego, powodując, że ich nogi niemal stykały się razem.

– Musiałeś, prawda? – Odezwał się Alan ściszonym głosem, by zaraz wywarczeć dalszą część. – Kurwa, musiałeś wyskoczyć z tym kujonem?

– Alan... Przecież masz dobre oceny, więc...

Młodszy wyprostował się, patrząc na brata wściekłym wzrokiem.

– Mam dobre, bo muszę ślęczeć nad tymi książkami godzinami, musisz mi pomagać w nauce do sprawdzianów bym wychodził na te piątki i czwórki, podczas gdy ty sam mógłbyś mieć szóstki niemal z wszystkiego, a specjalnie uwalasz wszystko na tróję.

– Przepraszam. – Powiedział ze skruchą.

Oboje w tej chwili nieco nie poznawali tego drugiego. Alan niemal nigdy nie podnosił głosu, a Ryan niezwykle rzadko potulniał. Jeśli już coś takiego miało miejsce, to świadkami tego byli tylko oni nawzajem. Co nie zmieniało faktu, że takie zachowania dziwiły.

Alan wziął głębszy wdech, starając się uspokoić.

– Naprawdę inne obelgi mi wiszą i dyndają, ale tego akurat nie lubię. – Powiedział już dużo spokojniej.

– Będę się starał używać go jak najrzadziej.

Nie powiedział, że już nie będzie tak go nazywał. Młodszy właściwie się tego spodziewał.

– Poza tym, wiesz, że wyzywanie mnie od królików z powodu zębów jest bez sensu, ponieważ masz taki sam zgryz jak ja.

– Wiem, ale za bardzo pasuje do ciebie to określenie, króliczku i nie mogę się czasami powstrzymać. – Zaśmiał się wesoło. – Taki hipokryta ze mnie.

Chłopak patrząc na wesoły uśmiech brata, sam nieco się rozluźnił, czując przy okazji miłe ciepło w okolicy klatki piersiowej. Westchnął głęboko, czując jak atmosfera wyraźnie się poprawia.

– Tak w ogóle to dzięki za to jabłko.

– Nie ma za co. Ale specjalnie zjadłem tylko pół śniadania z pojemnika, mogłeś go wziąć.

– Serio?! Kurde... Dzięki.

Wzrok Ryana skierował się w stronę porozkładanych książek.

– Ty zjedz, a ja w tym czasie zobaczę, jak ci idzie nauka.

Mężczyzna przysunął talerz z jedzeniem bratu i zabrał na swoją stronę wszystkie kartki z rozwiązywanymi zadaniami. Alan spojrzał podejrzliwie na posiłek.

– Co w tym jest? – Spytał ostrożnie.

– Nie bój się, dawkę zwierzęcego cierpienia i szczyptę cielęcej krwi zostawiłem w swojej porcji. Twoja jest święta i nieskazitelna.

Młodszy spojrzał na niego spode łba, lecz zaraz wziął się za jedzenie. W tym czasie Ryan przeglądał jak brat nieudolnie próbował dojść do prawidłowego wyniku w niemal każdym zadaniu. Chłopak skończył posiłek, lecz siedział w milczeniu, czekając na jakieś słowa od swojego nauczyciela.

– Rozpisuj to wszystko dokładnie. Przez takie skracanie umykają ci niektóre rzeczy i popełniasz błędy. Spróbuj rozwiązać to jeszcze raz, ale rozpisując wszystko krok po kroku. – Powiedział, podsuwając mu kartkę z zadaniem.

Alan chwycił długopis i jeszcze raz spróbował zmierzyć się z równaniem. Tym razem rozpisywał każde działanie, tak jak polecił mu brat. Przykład wyszedł dwa razy dłuższy, a wynik całkowicie inny. Na koniec w ciszy oczekiwał na werdykt końcowy.

– No i widzisz, umiesz. – Pochwalił go Ryan z uśmiechem. – Tylko musisz wszystko rozpisywać. Zrób jeszcze kilka przykładów.

No i Alan ponownie pochylił się nad tymi wszystkimi papierami, tym razem czując na sobie wzrok, który pilnował poprawności zadań. Chłopak musiał się podwójnie skupić przez taką bliskość, z czego Ryan nie zdawał sobie sprawy.

– Mam już dosyć. – Jęknął młodszy.

– Moim zdaniem na czwórkę umiesz, a jak się postarasz i skupisz to spokojnie wyciągniesz na pięć.

Młodszy podbudowany pochwałą, uśmiechnął się i zaczął zamykać wszystkie książki. Spakował się także od razu na jutrzejszy dzień. W końcu odchylił się na krześle, zmęczony dzisiejszym dniem. Ryan, który dotychczas obserwował brata, wstał z krzesła i powędrował w stronę drzwi, zatrzymując się w progu.

– Idę się kąpać.

– Ty byś sobie lepiej śniadanie na jutro przygotował!

Alan zaniósł na dół pusty talerz po zjedzonej kolacji, po czym wrócił na górę. Była już zbyt późna godzina, by zająć się czymś konkretniejszym. Dlatego przygotował sobie ciuchy na jutro do szkoły i zaraz znalazł się w łóżku.

Nim pozwolił sobie zasnąć, sprawdził jeszcze czy ma ustawione budziki na właściwą godzinę, po czym zagłębił się jeszcze na chwilę w przeglądanie aplikacji.

Alan cieszył się, że w ostatni dzień szkoły w tym tygodniu udało się mu już nie zaspać, a stres z zeszłego dnia został tylko wspomnieniem. Miał nadzieję, że brat również postanowi się tym razem nie spóźniać. Kolejne spóźnienie czy nieobecność nie będzie dobrze wyglądała w dzienniku. Gdyby tylko on się jeszcze tym przejmował...

Dzień w szkole zapowiadał się dobrze i nawet wizja sprawdzianu z matematyki nie przerażała Alana tak bardzo jak jeszcze wczoraj. Dodatkowo wieść o wolnym weekendzie napawała go dodatkowym szczęściem i optymizmem.

Inaczej natomiast miało się to u drugiego z braci. Ryan wstał rano równo z dzwonkiem na pierwszą lekcję. Pomijając fakt, że tak naprawdę rozpoczynał lekcję drugą godziną lekcyjną, to zjawił się dopiero na trzeciej. Nauczyciele nie polepszali sytuacji, dwa razy biorąc go do odpowiedzi.

Po prostu piękny początek weekendu. Miał wrażenie, jakby nad jego głową zebrały się jakieś czarne chmury.

Na długiej przerwie, chwilową ciszę między trójką przyjaciół przerwało burczenie w brzuchu Ryana.

– Zapomniałem żarcia. – Westchnął ciężko.

– To co to za problem? – Zaśmiał się Antonio, zarzucając na niego ramię. – Poszukajmy twojego chodzącego darmowego sklepiku.

Starszy uznał to za całkiem dobry pomysł. Całą trójką udali się na podwórko, z powodu ładnej pogody, tam spodziewając się zastać młodszego. Oczywiście, nie mylili się. Idąc, mogli nawet dostrzec, jak Paul oddala się od Alana, zostawiając niczego nieświadomą ofiarę samą.

Chłopak wpatrzony był w swój telefon i dopiero, gdy padł na niego cień trzech osób, spojrzał do góry. Uśmiech automatycznie zszedł z jego twarzy. Ryan zauważając, że młodszy najwyraźniej ma lepszy dzień od niego dodatkowo sposępniał. Zabolał go fakt, że on od rana ma same nieprzyjemności.

– Cieszysz się, że nas widzisz? Mam nadzieję, że dzisiaj bardziej się postarałeś.

Ryan chwycił plecak młodszego, a Jason przypilnował by dzieciak siedział na swoim miejscu. Starszy zajrzał do środka zauważając dwa pojemniki z jedzeniem. Na jednym z nich była przyklejona karteczka z napisem „R".

Mężczyzna zdenerwował się jeszcze bardziej. Bo najwyraźniej ten szczyl miał czas zrobić mu jeszcze jedzenie, podczas gdy on spóźnił się do szkoły.

Wyciągnął pudełko z jedzeniem, wcześniej pilnując by oderwała się od niego karteczka, której nikt nie powinien zauważyć.

– Co kujonku, mamusia ci przyszykowała jedzonko, czy już sam sobie potrafisz coś zrobić?

Starszy widział, jak Alan przeszywa go wzrokiem pełnym wyrzutu. Tak, pamiętał wczorajszą rozmowę, lecz nie zamierzał pozostać tym, który jako jedyny ma zepsuty humor.

– Dziwię się, że nie odżywiasz się samą marchewką, króliku.

I tak przez kolejne kilka minut Ryan drażnił się z Alanem. Dosyć satysfakcjonujący był dla niego widok chłopaka, który w pewnym momencie podniósł się z ziemi. Ryana niezwykle intrygowały te buńczuczne iskierki w jego oczach.

Przerwa jednak powoli dobiegała końca, a Ryan chciał jeszcze zjeść swoje śniadanie. Opuścili młodszego, śmiejąc się z rozzłoszczonego dzieciaka. Grupą udali się pod gabinet, w którym mieli mieć zaraz lekcje.

– Przychodzisz na imprezę do Thomasa, prawda? – Spytał Jason, gdy siadali pod ścianą. – Tym razem się nie wykręcisz.

– Spokojnie, będę. – Odparł Ryan z pełnymi ustami. – Będę na pewno.

– To dobrze. Lisa o ciebie pytała.

Ryan przełknął to co miał w buzi i spojrzał na przyjaciela. Sam nie wiedział, jak powinien się czuć na wieść o swojej byłej dziewczynie. Co prawda na powrót chodzą do tej samej szkoły. Nawet widzieli się kilka razy na korytarzu. Dziewczyna za każdym razem uśmiechała się do niego miło. Jakby w ogóle nie miała żalu za to, że ostatecznie się rozstali.

– Pewnie stęskniła się za tobą. – Dodał Jason.

Może. Bo może i Ryan się po trochu za nią stęsknił. Nie mógł powiedzieć, że nic do niej nie czuł. Nawet w momencie, w którym się z nią rozstawał i widział jej łzy, było mu naprawdę przykro i po części żałował. Jednak w tamtej chwili strach zwyciężył.

Dzwonek przerwał jego rozmyślania. Mężczyzna szybko dokończył jedzenie, po czym po pojawieniu się nauczyciela wszedł do klasy. Jednak w jego głowie od tej pory pojawiła się nowa osoba, a właściwie powróciła do nich stara znajomość sprzed roku.

Ryan wyjątkowo po skończeniu lekcji udał się prosto do domu. Miał zamiar szybko ogarnąć się na wieczorne wyjście i udać się wcześniej do przyjaciela.

Wszedł do domu od razu rozglądając się w kuchni za czymś do jedzenia. Odgrzał sobie i zjadł wczorajszy obiad, musząc odganiać się od Pitagorasa, który również chciał go spróbować.

– Golasy nie jedzą takich rzeczy. Idź żreć te swoje rybie chrupki. – Mówił, uciekając talerzem od kota.

Przez długi czas nie chciał go dotknąć i ściągnąć ze stołu, na który wskoczył, tylko sam uciekał przed śledzącym go zwierzęciem. W końcu jednak nie widząc wyjścia, odstawił talerz z jedzeniem na bok i z pewnym wahaniem wyciągnął ręce w stronę kota.

Z obrzydzeniem na twarzy dotknął gołą skórę kota, a następnie ze zdziwieniem spojrzał na niego. Nim ściągnął kocura ze stołu, trzymając go, pogłaskał kilka razy.

– Jesteś bardziej mięciutki niż pupcia niemowlaka. – Powiedział zaskoczony. – I bardziej ciepły. Mała, ciepła pupcia.

Po krótkiej chwili głaskania, odłożył w końcu Pitagorasa na dół, licząc, że znów nie wskoczyły na stół i będzie mógł spokojnie zjeść.

Ryanowi udało się dokończyć posiłek już bez dalszego kociego towarzystwa. Następnie udał się na górę wziąć szybki prysznic, by nieco odświeżyć się na wieczorne wyjście. Gdy już wycierał mokre ciało ręcznikiem, usłyszał trzask drzwi wejściowych.

Na jego ustach pojawił się uśmiech, ponieważ najwyraźniej jego plany zepsucia bratu humoru zakończyły się sukcesem.

Dokończył wycieranie się, a następnie ogolił twarz z delikatnego zarostu, który zaczął się na niej pojawiać. Ubrał się w przygotowane ciuchy i z przebiegłym uśmiechem wyszedł z łazienki, kierując się w stronę pokoju brata.

Wszedł bez pukania jak to miał w zwyczaju. Chłopak siedział przy biurku. Słysząc otwierane drzwi, odwrócił się, a zauważając brata spojrzał na niego spod przymrużonych oczu. Starszego bardzo usatysfakcjonował taki wzrok. A jeszcze bardziej, widok brata wstającego z krzesła i z bojowym wyrazem twarzy zmierzającego w jego stronę. Ryan prychną rozbawiony.

– Musiałeś?! – Warknął młodszy.

– Musiałem. – Odparł w pełni zadowolony. – I jak naszemu kujonowi poszedł sprawdzian? Będzie kolejna piąteczka?

Alan z cichym warknięciem chwycił koszulkę brata i pociągnął go za nią w stronę ściany, do której zaraz go przycisnął. Ryan nieco oszołomiony patrzał na tą nieco bardziej drapieżną wersję brata.

– Musisz być taki wredny? – Żachnął młodszy.

Ryan otrząsając się już z pierwszego szoku, nie pozwolił długo na taki obrót spraw.

– Nie ty tu będziesz dominował.

Szybkim ruchem złapał za bluzę Alana i odwrócił ich tak, że teraz on przyciskał młodszego do ściany. Z ust Alana wymknęło się krótkie westchnięcie, nie do końca spowodowane siłą z jaką został rzucony na ścianę, a raczej tym jak jego biodra zostały przyciśnięte do niej przez te starszego.

Ryan zastygł w bezruchu słysząc to, ponieważ przez jego ciało przebiegł dziwnego rodzaju prąd, zatrzymujący się w jego przyjacielu na dole. Dodatkowo zmieszał się, spostrzegając jak to wszystko w połączeniu z jego słowami mogło wyglądać.

Mężczyzna zaniepokojony nagle odsunął się od Alana. Bez słowa szybko uciekł z jego pokoju, zamykając się w swojej samotni. Usiadł na brzegu łóżku, starając się zrozumieć co właściwie miało miejsce. Dlaczego poczuł to dziwnie przyjemne ciepło w podbrzuszu. W tym głupim podbrzuszu, obok tego głupiego chujka.

Poczuł jak koszmar sprzed roku wraca. Jak wspomnienia z pierwszego poważnego i równie nieudanego związku wracają z zdwojoną siłą. Jak wraca problem braku życia jego przyjaciela przy jego dziewczynie, a ten nagle sobie przypomniał o swoim istnieniu przy... facecie, w dodatku Alanie.

Ryan spojrzał na zegarek. Impreza u Thomasa. Lisa o niego pytała. Tak, w tej chwili pójście na tę imprezę wydawało się być idealnym wyjściem. W dodatku będzie na nim Lisa. Przecież lubił ją, a ona o niego pytała.

Tak, na pewno trzeba to wykorzystać. Trzeba iść i zakręcić się koło dziewczyny by uratować swoją hetero dumę. Bo przecież niemożliwe, że męskie, niskie westchnienie mogło wydawać mu się podniecające. To absurdalne. Niedopuszczalne.

Ryan zabrał wszystkie potrzebne rzeczy jakimi były telefon i klucze, po czym wyszedł udając się w stronę domu przyjaciela.

W tym samym czasie w pokoju obok, Alan siedział przy ścianie, próbując dojść do siebie. Nie mógł już się dłużej oszukiwać. Z tym, że kręcą go faceci już dawno i szybko się pogodził. Jednak po raz pierwszy miał do czynienia z tak bliskim i pobudzającym kontaktem.

Młodszy przetarł twarz z zakłopotaniem. Poczuł swojego rodzaju ulgę, słysząc dwukrotne trzaśnięcie drzwiami, które oznaczało, że brat wyszedł z domu.

– Kręci mnie Ryan. – Powiedział niczym wyrok.

Przeczuwał, że to niezbyt dobrze, jednak na obecną chwilę nie mógł z tym nic konkretnego zrobić. Przede wszystkim nie może dopuścić by starszy się dowiedział. Zgadywał, że nie zareagowałby dobrze na wieść, że jego brata pociągają mężczyźni, a na pewno na to, że to on jest na jego głównym celowniku.

Alan i Pitagoras zostali sami w domu, podczas gdy Ryan udał się na imprezę. Mężczyzna w końcu dotarł przed dwupiętrowy domek z dość dużym podwórkiem na tyłach. W oknach na parterze i piętrze paliły się światła.

W środku znajdowała się już całkiem spora grupka znajomych. Najwyraźniej nie tylko on postanowił zjawić się nieco wcześniej. W ten sposób cała impreza rozpoczęła się godzinę przed czasem.

Ryan robił wszystko, byle by tylko zapomnieć o sytuacji z domu. Rozmawiał z znajomymi, pił, śmiał się, pił, tańczył, pił. Uśmiechnął się, gdy wśród tłumu wypatrzył Lisę. Dobra, panie hetero. Pora pokazać na co cię stać i na widok kogo powinien ci stać.

Ryan chwycił ze stolika dwa plastikowe kubeczki zaraz wypełniając je piwem. Udał się z nimi w stronę dziewczyny.

– Witam. – Przywitał się, opierając się o murek tuż obok niej. – Może coś chłodnego do picia dla pięknej pani?

– Ryan! – Odezwała się uradowana, zauważając go. – Ciszę się, że przyszedłeś.

– Również miło cię widzieć.

I tak rozpoczęła się długa rozmowa. Bardzo dobrze się im rozmawiało, niemal jak za starych czasów, kiedy jeszcze wszystko między nimi było w porządku. Ryan miał wrażenie, że Lisa od tamtej pory nic się nie zmieniła. Nadal słuchali tych samych zespołów, nadal nienawidziła lodów czekoladowych i uwielbiała curry niemal w każdym daniu.

Ryan co jakiś czas spoglądał na jej biust i kształtne biodra. Uważał to za niezwykle przyjemny widok, jednak nie czuł żadnego przyjemnego dreszczu na myśl, że te biodra mogłyby być w jego posiadaniu.

Zdawał sobie sprawę, że Lisa widzi ten mało dyskretny wzrok skierowany na najbardziej strategiczne kobiece punkty, lecz wiedział również, że jej to nie przeszkadza. Lubiła czuć się pożądana.

Mimo wszystko gdzieś w głowie zaczynał ponownie rodzić się strach, że coś jest nie tak jak być powinno. Dlaczego mały żołnierz nie staje na baczność na myśl o niezwykle interesującej wojnie? Przecież ma godnego przeciwnika na horyzoncie.

By ukryć jakoś zakłopotanie i niepokój, który się w nim pojawił, zaprosił dziewczynę do tańca. Myśl była dobra. Jednak szybko się okazało, że wspólny taniec, chociaż bardzo miły, tylko pogłębił lęk. Ponieważ w jego odczuciu powinien czuć cokolwiek więcej niż „jest miło", raczej coś w stylu „przez to ocieranie tyłkiem o moje krocze mam ciasno w gaciach".

Ryana ratował fakt, że dziewczyna niczego nie zauważyła, a dodatkowo cieszyło ją, gdy spostrzegła jego spojrzenie badające jej ciało. W końcu odwróciła się do niego przodem, uwieszając się jego szyi.

– Wiesz... Trochę tęskniłam. – Szepnęła, przyklejając swój policzek do jego.

Mężczyzna jakimś cudem w tym hałasie zdołał ją usłyszeć.

– Miło to słyszeć. Też o tobie myślałem. – Powiedział, by nie skłamać.

Myślał o niej co jakiś czas, ale nigdy do głowy nie przyszedł mu pomysł powrót do niej. Chociaż musiał przyznać, że była wspaniałym towarzystwem.

– Myślisz... Myślisz, że moglibyśmy jeszcze raz... spróbować?

Ryan otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, jednak nie odsunął dziewczyny, by nie dać po sobie niczego poznać. Nie spodziewał się z jej strony takiego pytania, nie na praktycznie pierwszym spotkaniu.

Usilnie myślał nad tym co powinien zrobić. Ale co on mógł? Przecież jedna z najlepszych lasek w szkole właśnie pytała go czy będą ze sobą chodzić, ponownie.

– Możemy spróbować. – Odparł cicho po dłuższej chwili.

Kobieta mocniej wtuliła się w jego ciało. Po chwili poczuł jej wąskie wargi na swoich. Odpowiedział na pocałunek, będąc jednak trochę zaskoczonym.

Zaraz usłyszał gwizdy i wiwaty dwójki swoich przyjaciół. Po odsunięciu się od dziewczyny zmierzył ich karcącym spojrzeniem. Dokończył taniec z Lisą, po czym skierował się w stronę Antonia i Jasona.

– Do zobaczenia w szkole. – Pożegnała się z nim dziewczyna. – Zadzwoń.

Ryan dołączył do dwójki przyjaciół, na których ustach widniał głupkowaty uśmieszek.

– Co?

– Szybki jesteś. – Zaśmiał się Antonio. – Ona taka dobra w łóżku, że tak szybko do niej wróciłeś, czy odwrotnie i ona nie mogła dłużej bez ciebie?

– A jak myślisz? – Powiedział tonem samca alfa z łobuzerskim uśmieszkiem.

Mężczyzna wypiął dumnie pierś, jakby właśnie ogłoszono, że wygrał w konkursie na najbardziej męskiego faceta na tej imprezie. Przyjaciele wydawali z siebie popierające odgłosy.

Ryan sprawiał bardzo dobre wrażenie naładowanego testosteronem młodego dorosłego. Bo przecież nikt nie może się dowiedzieć, że jego pierwszy i jedyny raz z kobietą nie należał do najprzyjemniejszych czy najbardziej udanych.

O tym jednak nikt nie wiedział. Nikt poza nim i Lisą, która nie do końca zdawała sobie ze wszystkiego sprawę.

Trójka przyjaciół spędziła razem dalszą część imprezy wspólnie pijąc i śmiejąc się. Dopiero koło trzeciej w nocy Ryan stwierdził, że jednak wypadałoby wrócić do domu. Czuł, że alkoholu dość już dzisiaj wypił.

Zamówiona taksówka zawiozła go niemal pod same drzwi domu. Mężczyzna przez chwilę mocował się z zamkiem, ostatecznie jednak wchodząc do środka.

Nim postanowił wspiąć się na górę po schodach, udał się do salonu by chwilę odpocząć na kanapie. Trochę kręciło mu się w głowie i wolał chwilę odczekać nim spróbuje wejść po tych wszystkich stopniach na piętro.

Zdjął ze stóp buty i położył się na kanapie, przykrywając oczy ramieniem.

– Mogłem wyjść jak mówiłem, że wychodzę za pierwszym razem. – Mruknął do siebie.

Zamknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył minęła najprawdopodobniej dłuższa chwila. Czując lekki ciężar podczas brania oddechu spojrzał na swoją klatkę piersiową. Spała na niej nieduża łysa kulka, zwana także Pitagorasem.

Mężczyzna słusznie stwierdził, że musiał na chwilę przysnąć, ponieważ nie czuł, jak kot na niego wchodzi, a ten zdawał się już smacznie spać.

Podniósł dłoń i pogłaskał kota, na koniec zostawiając na nim swoją dłoń, stwierdzając, że zwierzę jest przyjemnie ciepłe. Ponowni zamknął oczy tylko na chwilę.

Zamrugał delikatnie słysząc bose stopy. W panującym półmroku dojrzał zbliżający się do niego cień. Zignorował obecność brata, sądząc, że ten chciał tylko zobaczyć czy wrócił do domu i w jakim jest stanie.

Zdziwił się, kiedy chłopak nagle zajął miejsce na jego biodrach. Zaskoczony zastygł w bezruchu, nie wiedząc co robić.

– Co... Co ty robisz?! – Spróbował wysilić się na groźniejszy ton.

– Ćśś.

Starszemu całkowicie odebrało mowę, kiedy biodra młodszego otarły się o jego krocze. Gdy ten płynny, kołyszący ruch jego bioder nie ustawał, starszy nie wytrzymał, odchylając głowę do tyłu i wzdychając w powietrze.

– Chciałbyś. – Usłyszał nieco drwiący głos młodszego.

– Co?

Starszy wzdrygnął się, kiedy nagle otworzył oczy, a leżąc na boku tuż przed sobą, obok kanapy zobaczył stojącą postać.

Więcej nie pije! A na pewno więcej nie mieszam.

Ryan uniósł lekko wzrok, jednak zamiast spojrzeć na twarz brata, zatrzymał się dłużej na odsłoniętych przez krótkie szorty, udach. Jakby mimowolnie jego oczy również pochłaniały tę nieco wybrzuszoną część spodenek młodszego.

– Odejdź ode mnie. – Odezwał się zachrypniętym głosem.

– O co ci chodzi? Ryan?

Alan poczuł jak jego policzki zalewają się czerwienią, gdy zauważył wzrok brata, który dosyć słusznie, wydawał mu się być skierowany na jego krocze. Lekki rzut oka wystarczył by zaraz jego twarz zrobiła się czerwona i chłopak sam odsuną się od kanapy zakłopotany tym, że przyuważył ten lekki namiot w spodniach starszego.

– Po co tu przyszedłeś? – Starszy starał się udawać, że wcale nie zrobiło się niezręcznie.

– Chciałem sprawdzić czy wróciłeś. Idź spać do siebie, nie wyśpisz się tutaj.

– To nie takie łatwe, kiedy wszystko się kręci. – Burknął starszy.

Między chłopakami zapadła cisza. Każdy z nich próbował doprowadzić się do pewnego rodzaju porządku.

– Wstawaj. Pomogę ci dojść. – Odezwał się Alan, zaraz gryząc się w język, zauważając jak to zabrzmiało.

Miał nadzieję, że starszy, będąc jeszcze nieco zaspanym wcale nie zauważy tej dwuznaczności. Lecz on zauważył, jak najbardziej ją wychwycił, lecz również udawał, że nic takiego nie miało miejsca.

Ryan podniósł się do pozycji siedzącej. Przez chwilę pozostawał tak bez ruchu, próbując ustabilizować obraz. Kiedy wszystko przestało się już tak bardzo kołysać, wstał. Młodszy zaraz znalazł się przy nim by pomóc mu z utrzymaniem pionu.

Mężczyzna po przebytym niedawno śnie i mając go cały czas w głowie, czuł się nieco niezręcznie przy bracie. Młodszy wręcz przeciwnie, cieszył się z chwilowej bliskości jaką miał z starszym.

Schody pokonali dosyć mozolnie. Ryan mocno przytrzymywał się zarówno barierki jak i brata. O wspólnych siłach udało im się dotrzeć do pokoju starszego, w którym to w końcu Ryan mógł się położyć na własnym łóżku.

– Będziesz rzygał? – Spytał Alan, spoglądając na wiercącego się na łóżku brata. – Przynieść ci miskę na wszelki wypadek?

– Nie rzygam po alkoholu. – Burknął urażony.

Chłopak westchnął, zaczynając przyglądać się jak Ryan zaczyna się męczyć z ściągnięciem spodni.

– Pomóc ci? – Zaśmiał się Alan.

– Żebyś mi w czyś innym zaraz nie pomagał. – Burknął pod nosem, co jednak młodszy zdołał usłyszeć.

– Co?

– Nic. Wynocha stąd. – Warknął. – Dzięki za wtarganie mnie na górę. – Dodał na koniec nieco milszym tonem.

– Zawsze do usług. Polecam się na przyszłość.

Młodszy opuścił pokój, schodząc jeszcze na chwilę na dół. Sprawdził czy drzwi wejściowe są na pewno zamknięte, po czym wrócił do swojego pokoju. Położył się w jeszcze ciepłym łóżku, zaraz zasypiając.

Noc dwuznacznych wypowiedzi można uznać za zakończoną.

Gdy Ryan otworzył oczy, jasne promienie słoneczne mówiły mu, że jest stanowczo za wcześnie. Za wcześnie by wstawać po tak późnym powrocie do domu. Przez chwilę patrzał na sufit, zastanawiając się, co właściwie go zbudziło.

I zaraz dostał odpowiedź. Siku. Pęcherz cisnął go niesamowicie.

Mężczyzna zwlókł się ciężko z łóżka, czując pewnego rodzaju ciężkość na żołądku. Powlókł stopami w stronę łazienki, gdzie mógł nieco ulżyć swojemu pęcherzowi. Po umyciu rąk i niechlujnym wytarciu ich w swoją koszulkę, wyszedł z pomieszczenia.

Nie skierował się jednak z powrotem do siebie, by kontynuować odsypianie nocnej imprezy. Bez uprzedzenia zajrzał do pokoju brata. Zmarszczył czoło, nie zastając w środku nikogo.

– A tego gdzie wywiało?

Jego wzrok przykuło czarne urządzenie z migającą na niebiesko diodą. I w dodatku wyszedł bez telefonu? Ryan wszedł do środka i bez żadnych skrupułów sięgnął po telefon pozostawiony bez opieki.

– Zobaczmy kto do ciebie napisał.

Po odblokowaniu telefonu wpisując cztery zera, zaraz wyświetliła mu się skrócona wiadomość.

Paul: To jak z dzisiaj...

Mężczyzna wszedł w rozmowę Alana z jego przyjacielem. Od razu nieco cofnął się w rozmowie będąc ciekaw, o czym ostatnio rozmawiali. Zatrzymał się po dwóch ruchach palcem.

Alan: Pierwszy raz chyba żałuję, że jestem gejem

Ryan o mało się nie zakrztusił, przeczytawszy tak bezpośrednią wiadomość. Teraz na pewno tak szybko nie zostawi telefonu w spokoju.

Paul: Zgaduje, że coś się stało i to przez tego konkretnego kogoś?

Alan: Można to tak powiedzieć. Już wiem, że na pewno wpadłem

Mężczyzna zmarszczył brwi, patrząc na wiadomość młodszego. Jak jego brat mógł się przyznawać do takich rzeczy komukolwiek?!

Paul: Ten ktoś też jest homo czy zauroczyłeś się w hetero?

Alan: Nie mam pojęcia T-T Jak to sprawdzić na odległość? Przecież nie podejdę i się nie spytam. Nie będę miał życia po czymś takim!

Ryana coraz bardziej zastanawiało o kim może pisać jego brat. Trochę żałował, że jego przyjaciel nie wypytywał go dokładniej w kim się zabujał. To musi być ktoś ze szkoły. Chłopak nie ma za bardzo większych znajomości poza nią. Będzie musiał od tej pory uważniej mu się przyglądać.

Paul: Dobre pytanie... Może na razie go tylko obserwuj.

Alan: Wystalkowanego to ja mam go dobrze. Ale tego jednego nie wiem.

Ryan otworzył szerzej oczy. Tego się po bracie nie spodziewał.

Paul: Są dwa wyjścia – łagodne i radykalne... Albo bądź dla niego miły i zachowuj się jak te laski, które robią maślane oczka i śmieją się nawet z najsłabszego jego żartu. ... Albo sprowokuj go jakoś mocną dwuznaczną sytuacją by sprawdzić jak zareaguje.

– Mistrzowie podrywu od siedmiu boleści. – Prychnął.

Alan: Będę musiał coś wymyśleć.

Paul: Jesteś pewien, że to nie tylko chwilowe zainteresowanie? W końcu z tego co wiem, to pierwszy koleś, który ci się serio spodobał.

Alan: Nie wiem. Może. Co nie zmienia faktu, że czuje miłe motylki w podbrzuszu na jego widok i ten momentami niski i władczy głos. A poza tym... jego obojczyki i ręce *-*

Ryan nie mógł pojąć jak na młodszym może robić wrażenie jakieś męskie ciało? Jest mężczyzną, powinien zachwycać się damskimi cyckami i tym co mają między nogami.

Paul: Uuu, no to wpadłeś. Nie bój się, coś wymyślimy byś jakoś zbliżył się do tego swojego Cud Chłopca.

Wzdrygnął się nieco zaskoczony, gdy usłyszał zamykające się drzwi łazienki. Ryan nie słyszał, kiedy młodszy wrócił do domu. O ile w ogóle z niego wychodził. Teraz jest w łazience na szybkie siku i zaraz tu wróci, albo jest na dwójeczce i zajmie mu to trochę dłużej, albo poszedł się kąpać i mam jeszcze więcej czasu.

Ryan postawił na ostatnią opcję i wrócił do przeglądania esemesów.

Alan: „Cud chłopiec"? Siostra znowu namówiła cię na oglądanie Herkulesa? Oj, to nie będzie takie łatwe... I sam nie wiem czy powinienem...

Paul: Daj spokój. Podoba ci się? To warto spróbować. Później będziesz żałował. A jak okaże się hetero, to kto nie oprze się twojemu urokowi? :3

Alan: Dzięki, na ciebie zawsze mogę liczyć <3

Paul: I pamiętaj o tym! <3

Paul: Nie przejmuj się tym na razie. Jak chcesz możesz jutro/dzisiaj do mnie wpaść i razem spróbujemy coś wymyśleć.

Alan nie odpisał, więc najprawdopodobniej musiał zasnąć w oczekiwaniu na odpowiedź. Wiadomości między chłopcami z dużymi odstępami między sobą ciągnęły się od późnego wieczora do nocy.

I tak Ryan doszedł do ostatniej nieprzeczytanej wiadomości.

Paul: To jak z dzisiejszymi planami? Wpadasz do mnie?

Te dzieciaki chcą się umawiać i wymyślać dla Alana jakieś gejowskie podrywy? Ryan poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Po moim trupie, pomyślał blokując telefon.

W tym samym momencie do pokoju wszedł jego właściciel. Mężczyzna słysząc otwierające się drzwi, odrzucił telefon na łóżko, nie przejmując się tym, że prawie został przyłapany na czytaniu cudzych wiadomości.

Odwrócił się i nieco się zdziwił, widząc brata w za dużej na niego koszulce i wilgotnych włosach. Czyli brał prysznic, prawie zgadł. Jednak oczy Ryana ponownie zatrzymały się na umięśnionych udach chłopaka.

Skąd on ma takie nogi i tyłek? Przecież nigdy nie był za dobry w żadnym sporcie.

Patrząc na nie, przypomniał mu się również swój nocny sen z kanapy. Zaraz starał przywrócić siebie do porządku. Bo przecież hetero Ryanowi nie mogą podobać się męskie uda czy okrągłe pośladki. A może popadał już w jakąś gejowską paranoję, wszędzie węsząc homo zachowania?

– Nie śpisz? – Odezwał się młodszy, jednak wzrok zaraz powędrował w stronę przedmiotu rzuconego przez starszego. – Co tutaj robiłeś?

– Nic. Pomyliłem pokoje. – Powiedział, nawet nie łudząc się, że Alan to łyknie.

I chłopak w rzeczywistości nie dał się nabrać. Jego serce przyspieszyło swój rytm, przypominając sobie o temacie nocnej rozmowy z przyjacielem. Ryan jednak jak gdyby nic się nie stało ruszył i mijając brata, wyszedł z jego pokoju.

Alan zerwał się z miejsca i dopadł do telefonu, chcąc jeszcze raz przestudiować swoją rozmowę z Paulem. Zaczął walić głową w poduszkę, wytykając sobie to, że tak bezpośrednio napisał do przyjaciela o co chodzi. Przynajmniej w kwestii orientacji. Bo jeśli chodzi o obiekt westchnień to w wiadomości nie było żadnych przydatnych wskazówek.

Alan modlił się, by brat nie domyślił się, że chodzi właśnie o niego. Im dłużej o tym myślał, tym robił się spokojniejszy, bo gdyby Ryan coś podejrzewał, na pewno nie zachowywałby się tak spokojnie. Był już i tak wystarczająco zdziwiony, że nie poruszył tego tematu zaraz po przyłapaniu go na grzebaniu w jego telefonie.

Aktualny plan to udawanie, że nic się nie stało. Tak było w przypadku obu braci. Ryan wrócił do łóżka przesypiać kaca, a Alan chcąc mieć to później z głowy, przygotowywał się na nadchodzący tydzień w szkole.

Oboje spotkali się dopiero na obiedzie, na który starszy się obudził. Bracia usiedli na przeciwko siebie przy stole. Ryan za każdym razem z niepewnością patrzał na talerz brata, nie rozumiejąc jak on może jeść takie dziwactwa. Tym razem spoglądał tak również na swój talerz, ponieważ w lodówce nie znajdowało się nic co nadawałoby się na mięsny obiad.

– To na pewno mnie nie zabije? – Spytał dźgając widelcem zieloną papkę.

– Jak widzisz jakoś żyję. A w dodatku nie musiałeś tego zabijać, żeby to zejść, więc zapewniam, że z wdzięczności tego również nie zrobi z tobą.

Mężczyzna prychnął na prześmiewczy ton młodszego.

– Może jednak zamówię sobie jakiś kebab? – Próbował się wymigać od jedzenia.

– To naprawdę smaczne. Chociaż spróbuj.

Ryan westchnął ciężko i z całą dozą wahania i niepewności spróbował kawałek dziwnej mieszaniny. Przeżuwał powoli jedzenie, z każdą chwilą czując, że brakuje mu w tym mięsa.

– I jak?

– Przejdzie przez gardło. – Odburknął, nie chcąc przyznać, że jedzenie było całkiem dobre.

Alan widząc, że brat nie odkłada widelca, tylko je dalej, uśmiechnął się zadowolony. Przez większość posiłku słychać było tylko stukot sztućców o talerz.

– Niedługo wychodzę do Paula.

– Nie. – Odparł natychmiast, wprawiając brata w małe zdziwienie.

– Co? Dlaczego? – Wyprostował się, odkładając widelec.

– Nie i tyle. Siedź w domu i ucz się do sprawdzianów, a nie szlajasz się po znajomych.

– Powiedział ten, który wrócił o trzeciej czy później w nocy zasypiając na kanapie. – Prychnął. – Jeśli nie podasz mi konkretnego powodu, to nie ma mowy bym tutaj został. A więc słucham.

Ryan zmarszczył brwi i zmierzył brata ostrym wzrokiem. Jak miał wyjaśnić, że nie pójdzie do przyjaciela by obmyślać plan jak uwieść jakiegoś przystojniaczka? Bo Ryan miał nadzieję, że jak już jego brat wymyślił sobie, że niby woli chłopców, to niech chociaż trzyma jakiś poziom.

Poza tym nie wyobraża sobie, żeby jakiś obcy facet dotykał jego Alana. W sensie jego brata. Nie to, żeby ciało Alana należało do niego.

Jednak długie milczenie ze strony starszego dało blondynowi wystarczającą odpowiedź. Młodszy wstał, zabierając swój talerz i już po chwili zaczął szykować się do wyjścia. Ryan w tym czasie starał się wymyślić jakąś wymówkę by go nie puścić, lecz nic dobrego nie przyszło mu do głowy.

Ostatecznie patrzał jak chłopak opuszcza dom z zwycięskim uśmiechem. Mężczyzna został sam w domu. Mało entuzjastycznie spojrzał na swój telefon słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, nie spodziewając się żadnych interesujących wieści.

ANALisa: Hej :* Masz może jutro czas na jakiś spacer?

Chłopak spojrzał na pusty dom, a następnie z powrotem na telefon.

Ryan: Po co czekać do jutra. Ubieraj się, za pół godziny będę po ciebie.

Nie zamierzał samotnie spędzać dnia, gdy ten smarkacz będzie się świetnie bawił w wymyślaniu planu by złowić jakiegoś frajera. Mężczyzna szybko doprowadził się do stanu używalności i wyszedł na spotkanie z swoją nową starą dziewczyną.

W czasie, gdy Ryan spacerował sobie po mieście z Lisą, która zdawała się kokietować go na każdym możliwym kroku, Alan relaksował się z przyjacielem przed konsolą. Nie chcieli od razu przechodzić do ciężkich tematów, szczególnie kiedy w pobliży kręciła się młodsza siostra Paula.

– Chłopcy, my na chwilę wychodzimy. – Odezwała się mama przyjaciela z korytarza.

– Zabieracie ze sobą Molly?

– Oczywiście.

Dwójka rodziców wraz z córeczką wyszli z domu na spacer do parku, o który męczyła ich najmłodsza członkini rodziny. Chłopcy zostali sami w domu wraz z rozpoczętą grą na konsoli.

– I jak? – Zaczął przyjaciel. – Wymyśliłeś coś? W sprawie swojego Cud Chłopca?

– Na razie nie. – Westchnął ciężko.

– To ktoś kogo znam? – Dopytał, zerkając kątem oka w stronę Alana.

– W sumie to nie wykluczone. – Odpowiedział wymijająco.

Bo Paul znał szkolnego rozrabiakę Ryana Singh, ale nie znał jego brata, nie znał Ryana jako jego brata. A tu bardziej chodzi o tą drugą postać niż pierwszą. Chociaż może lepiej by było, gdyby rozchodziło się o pierwszą?

– Często się widujecie? Dobrze się znacie?

– Dosyć często mam z nim jakiś kontakt. W sumie to znamy się całkiem dobrze, ale to całkiem inna relacja i znajomość niż z tobą. – Starał się odpowiedzieć. – Nie mam pojęcia jak mam się teraz przy nim zachowywać.

– Normalnie, tak jak wcześniej.

– To będzie raczej ciężkie. – Mruknął. – Coraz częściej jestem przy nim zakłopotany czy zwracam uwagę na rzeczy, na które teoretycznie hetero nie powinien. Boje się, że to zauważy i jak na to zareaguje. Chociaż nie wiem czy już czegoś nie podejrzewa.

– Może to nawet lepiej jak sam zacznie coś podejrzewać. – Odparł Paul, wyprzedzając go w liczbie punktów w rozgrywanej grze. – Jeśli zacznie zauważać, że jesteś gejem i w jakiś sposób nie jest ci obojętny, a w dodatku nie zacznie się od ciebie oddalać, to jest nadzieja.

I Alan tę nadzieję miał. Temat ucichł, jakby Paul zostawił przyjaciela z własnymi domysłami.

Chłopaki skupili się na grze. Jedynie Alan co jakiś czas uciekał myślami w stronę brata i tego jak rozegrać całą sprawę, jak się do niego delikatnie zbliżyć W jego głowie rodziły się kolejne plany, przerywane chwilami mocniejszego skupienia na grze.

Obaj bracia wrócili do domu niemal jednocześnie. Jako pierwszy zjawił się młodszy. Alan nie chciał przeszkadzać i wpraszać się na kolację do rodziny przyjaciela, dlatego wrócił do domu by samemu coś zjeść. Wcale nie zdziwiła go nieobecność Ryana.

Długo jednak nie nacieszył się chwilą samotności, ponieważ ledwo przeszedł z korytarza do kuchni, a usłyszał otwieranie drzwi wejściowych. Zaraz można było ujrzeć już wyleczonego z kaca starszego.

– Co jest na kolację? – Spytał, zaglądając do kuchni. – Tylko nie mów, że znów jakaś mieszanka warzyw.

– W takim razie, co sobie robisz. – Burknął nieco gniewnie.

Ryan wywrócił oczami i skierował się w stronę lodówki. Alan zrobił mu więcej wolnego miejsca.

Oboje mieli wrażenie jakby sytuacja z dnia wczorajszego nie miała miejsca. Prawie. Ponieważ Ryan nie mógł zapomnieć o dreszczu, który poczuł przy bliskim kontakcie z bratem. A Alan nie mógł już zaprzeczyć, że przyspieszone bicie serca w jego pobliżu i to dziwne ciepło wewnątrz nic nie znaczą.

Każdy również miał już plan na najbliższe dni. Ryan miał zamiar uważnie obserwować brata i dowiedzieć się w kim się podkochuje i nie dopuścić do tego by ktokolwiek się do niego zbliżył. Alan natomiast zamierzał zacząć testować heteroseksualność swojego brata.

_______________________

Jak zapatrywania na najbliższe plany chłopaków? Ryan dojdzie kto jest obiektem westchnień jego małego Alanka? Jakie kroki postanowi podjąć Alan, żeby przetestować do granic możliwości heteroseksualność starszego? 

Kto wygra pierwszy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top