Rozdział 36

Kolejne dni mijały Alanowi bardzo spokojnie. Po ubogim w sen weekendzie nadszedł nowy tydzień. W końcu mógł nadrobić niedobory snu.

Poranki lub popołudnia miał wolne, jeśli nie miał zmiany w kawiarni. Pozostały wolny czas spędzał na nauce. Przy zaocznym trybie nauki dostawał dużą dawkę nowego materiału, w krótkim czasie. By dobrze ją przyswoić potrzebował to sobie jeszcze rozłożyć w czasie w ciągu całego tygodnia, podczas, którego powtarzał materiał.

W środę z samego rana chwilę nacieszył się wolnym domem. Po obudzeniu się postanowił wybrać się krótką przebieżkę. Po powrocie puścił sobie głośniej muzykę na telewizorze i powoli przygotowywał się do długiego dnia.

Wziął prysznic, zjadł śniadanie, przejrzał notatki z wykładów. Nim się obejrzał musiał wychodzić do pracy.

Zostawił dom w niemal nienagannym stanie i miał nadzieję, że gdy do niego wróci nie zastanie go w dużo gorszym.

W kawiarni zjawił się o tej samej porze co zawsze. OD razu przeszedł na zaplecze witając się po drodze z współpracownikami.

– Jak ruch? – Spytał, gdy się przebierał.

– Nie najgorzej. Nie nudzisz się, ale też z wszystkim idzie się wyrobić. – Odparła Aurora. – Zajść po coś do sklepu?

– Możesz, żeby jutro nie trzeba było. Pieczywa starczy jeszcze na kolację, ale z śniadaniem może być krucho. Nie wiem czego tobie brakuje, ale jakbyś wzięła mi kawę zbożową i napój owsiany byłbym wdzięczny.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się, zbierając do wyjścia. – Miłej pracy. – Pożegnała się i opuściła zaplecze.

Alan poprawił pracowniczy uniform. Zdecydowanie odpowiadał mu ten kawiarniany strój niż ten z klubu. Koszulka polo w odcieniach brązu, ciemne spodnie i fartuch. Czuł się w tym pewniej.

Rozpoczął dzień w pracy, zbierając zamówienia od gości zajmujących stolik oraz klientów biorących coś słodkiego na wynos. Czas mijał mu nawet przyjemnie.

Uśmiechnął się, gdy zobaczył wysokiego mężczyznę ubranego w granatowy garnitur z nieco przygaszoną miną wchodzącego do kawiarni.

Blondyn zabrał swój notes i podszedł do zajętego przez niego stolika.

– Cześć Viva. Ciężki dzień w pracy? – Przywitał się.

– Nienawidzę swojej pracy. – Odparł zmęczonym tonem.

Potarł swoją twarz dłonią, po czym przejechał po krótkich czarnych włosach.

– Nie myślałeś o zmianie? Podać to co zawsze?

–Po takim czasie ciężko zmusić się do zmiany. – Pokręcił głową. – Tutaj mimo wszystko mam stałe godziny pracy, wolne wieczory i weekendy i nie najgorsze zarobki.

– Ale jesteś nieszczęśliwy.

– W weekend zobaczysz mnie uśmiechniętego.

– Wiem.

– Tak, to co zawsze, ale daj podwójną bitą śmietanę. – Odpowiedział w końcu na wcześniej zadane pytanie.

Alan skinął głową i wrócił za ladę. Zaczął przygotowywać zamówienie dla mężczyzny. Po chwili zaniósł mu lodowy deser z bakaliami i podwójną ilością bitej śmietany.

– Smacznego. W razie czego wołaj.

– Dzięki ci słońce.

Alan zostawił go samego, wracając do pracy. Aurora miała rację. Ruch był, lecz niewielki. Każdy miał czas na obsłużenie przychodzących gości, posprzątanie po wcześniejszych i dokładanie schodzącego towaru.

Jednak ten początkowo miły i spokojny dzień przekreślił jeden dźwięk dzwonka przy drzwiach informujący o nadejściu nowego klienta.

Alan momentalnie poczuł jak serce przyspiesza swój rytm, a dłonie zaciskają się w pięści. Rozejrzał się, lecz pozostali pracownicy byli zajęci.

– Świetnie, po prostu świetnie. – Burknął wściekle pod nosem.

Niechętnie podszedł do stolika zajętego przez Ryana.

– Co ty tu robisz? – Spytał mało przyjemnym tonem, nieco głośniejszym od szeptu, by jednak inni klienci go nie słyszeli.

– Porozmawiamy?

– Nie. Jak widzisz, pracuję. Idź stąd.

– Za ile kończysz? – Nie poddawał się.

– Co cię tak nagle wzięło na rozmowy? Zostaw mi liścik z tym co chcesz powiedzieć i spadaj stąd. – Powiedział z wyraźnym wyrzutem.

– Daj mi to wyjaśnić.

– Nie ma nic do wyjaśniania.

– Jest. – Powiedział twardo. – Za ile kończysz?

Alan nabrał powietrza widząc, że starszy nie zamierza odpuszczać.

– Za dwie godziny. Co chcesz? – Spytał podając mu menu.

– A co polecasz?

– Sernik truskawkowy jest dobry, chociaż dla mnie trochę za słodki. – Odparł, starając się zachować profesjonalnie i z powrotem wejść w tryb pracy.

– Niech będzie.

Alan zabrał menu i udał się za ladę. Przygotował czarną kawę, chociaż brunet o nią nie prosił, nałożył na talerz kawałek ciasta i wrócił z nim do stolika.

– Smacznego. – Burknął i odszedł.

Blondyn wrócił do pracy i starał się omijać wzrokiem stolik starszego. Próbował się skupić na tym co aktualnie ma do zrobienia i nie rozmyślać o wrzodzie na tyłu, który się pojawił.

Ryan przez krótki czas obserwował blondyna, po czym wziął kawałek ciasta do ust, stwierdzając, że rzeczywiście jest bardzo słodkie. Wziął łyka czarnej kawy, równoważąc nieco tę słodkość.

– Znowu się spotykamy. – Odezwał się mężczyzna przysiadający się do jego stolika.

Ryan obrzucił nieznajomego zdziwionym spojrzeniem. Uważnie mu się przyjrzał. Wydawał się być po trzydziestce, krótkie czarne włosy, ubrany w garnitur jak jakiś korposzczur. Kompletnie go nie kojarzył.

– Nie pamiętasz mnie szczeniaczku? – Spytał z uśmiechem.

Brunet otworzył szerzej oczy, z trudem rozpoznając w nim osobę, która rozmawiała z nim w klubie, gdy odwiedzał Alana.

– Możesz się ode mnie odwalić?

– Ah, z tą zagubioną miną byłeś bardziej słodki. Ale jeszcze nie widziałem, by ktoś samą swoją osobą tak działał na niego. – Ruchem głowy wskazał blondyna za kontuarem. – Wkurzony Alan to biały kruk. A zdaje się, że przy tobie szybko wpada w ten stan.

– Powtarzam, możesz się ode mnie odwalić?

– Ty za to przy nim zdajesz się bardziej potulny. Interesujące. – Stwierdził ignorując słowa Ryana. – Skąd się znacie? Wcześniej cię nie widziałem.

– To nie twoja sprawa.

– Jak wolisz. – Wzruszył ramionami. – Ale coś sądzę, że się jeszcze spotkamy. – Puścił mu oczko. – Na razie. – Rzucił w stronę Alana i opuścił kawiarnię.

Ryan widział jak blondyn skinieniem głowy zegna się z mężczyzną, a następnie obrzuca go nieprzyjemnym i podejrzliwym spojrzeniem. Po chwili zjawił się również by zabrać pusty półmisek, który mężczyzna zostawił na jego stoliku.

Alanowi nie podobało się, że Viva ponownie zaczepiał Ryana. Nie miał pojęcia czego od niego chciał ani o czym rozmawiali. Jednak przypuszczał, że mężczyzna jest po prostu ciekaw nowej osoby, która zaczęła kręcić się obok niego. Viva lubił wszelkiego rodzaju ploteczki i najwyraźniej wyczuł tu duży potencjał.

Gdy kończył swoją zmianę poczuł jednocześnie ulgę i stres.

– Ej, Alan. – W szatni zaczepił go kierownik. – Masz może chwilę?

– Zależy co masz na myśli.

– Laura pisała, że się trochę spóźni. Znowu jakaś afera z jej matką. Nie zastąpiłbyś jej przez godzinę w klubie?

– Teraz?

– Tak.

Blondynowi średnio było to na rękę, jednak Max również starał się znajdować zastępstwo dla niego, jeśli potrzebował się zamienić. Głupio było mu odmawiać.

– Dobra. Godzinę mogę. – Zgodził się.

– Super. Teraz ruchu i tak nie ma, to nie będziesz miał co robić. – Poklepał go po ramieniu. – Możesz iść się przebrać, my tu już dalej ogarniemy.

– Już idę, tylko jeszcze na chwilę zajdę na salę.

Alan cofnął się z powrotem do kawiarni. Ryan siedział tam nadal przy stoliku niemal jako ostatni klient. W środku znajdował się jeszcze tylko jeden mężczyzna, zbierający się już do opuszczenia lokalu.

– Wypadła mi jeszcze godzina w pracy.

– Przecież już zamykacie.

– Kawiarnie. Ale klub właśnie się otwiera.

– Poczekam.

– Weź odpuść i po prostu sobie pójdź.

– Poczekam. – Powtórzył się.

Brunet opuścił kawiarnię. Alan widział przez szyby jak mężczyzna zmierza w stronę zaułka by pójść stronę wejścia do klubu. Westchnął ciężko, wyklinając jego upór.

Blondyn wrócił na zaplecze, zabrał swoje rzeczy i przeszedł do części, która należała do klubu. Tam przebrał się w koszulę i spodnie, będące jego służbowym strojem.

Wchodząc za bar skrzywił się widząc tam już siedzącego przy kontuarze Ryana.

– Nie możesz poczekać gdzieś dalej?

– Długo już tu pracujesz?

– Ponad pół roku. Możesz się przestać mną interesować?

– Co u mamy?

– Bywało lepiej. – Odparł jedynie. – Zadzwoń do niej to się dowiesz.

– Dzwonie, ale za dużo mi nie mówi i dlatego mam wrażenie, że coś ukrywa.

Alan widząc osobę podchodzącą do baru bez słowa oddalił się od Ryana i zajął pracą. Na jego szczęście ludzi zaczęło trochę przybywać sprawiając, że przez godzinę miał co robić i nie musiał wysłuchiwać bruneta. Musiał jedynie znosić samą jego obecność.

Laura, za którą pracował, jednak w końcu dotarła na miejsce. Mógł schować się na zapleczu by przebrać się w swoje ciuchy.

Poczuł się lepiej mając na sobie zwykłą koszulkę i bluzę w ręce. Powrócił do klubu, tym razem znajdując się po drugiej stronie baru. Wraz z Ryanem zajął jeden z wolnych stolików.

– Jak mnie znalazłeś w kawiarni? – Spytał splatając ręce na piersi.

– W sumie to przez przypadek. – Wzruszył ramionami. – Chciałem obczaić ten klub i w sumie spontanicznie postanowiłem tam zajrzeć.

– Po jakiego ci ogarniać to miejsce? Odwal się ode mnie, udawajmy nadal, że drugie nie istnieje i tyle.

– A może ja nie chce? – Odparł twardo patrząc wprost na młodszego.

Alan przez chwilę przyglądał się Ryanowi. Od samego początku odkąd go zobaczył starał się tego nie robić. Nie chciał widzieć tego jak wyprzystojniał, jak się zmienił.

Jego rysy twarzy stały się bardziej męskie, zdawało mu się również, że nieco przypakował. Kruczoczarne włosy aktualnie były krótko przystrzyżone. Stał się naprawdę posiadającym mężczyzną.

Alan pokręcił głową, stając się nie myśleć o nim w ten sposób. W ogóle o nim nie myśleć.

– Mów szybko co chcesz i rozejdźmy się.

– Musisz być taki opryskliwy? – Skrzywił się starszy.

– A czego właściwie oczekujesz? Nie zachowuje się tak jakby zależało ci na jakiejkolwiek relacji między nami.

– Nie mów tak.

– A jak mam mówić? Trzeba było jak mężczyzna z twarzą zakończyć to co było, a nie postąpić jak ostatni tchórz.

– Zjebałem. – Przyznał gniewnie. – Myślisz, że nie wiem. Ale daj mi to jakoś odpokutować.

– Nie widzę takiej potrzeby. – Odparł chłodno. – Ty masz swoje życie ja mam swoje. Niech będzie jak było.

– Myślisz, że nie chciałem się z tobą spotkać, porozmawiać, zadzwonić?

– Ale żadnej z tych rzeczy nie zrobiłeś! Co więcej, sam utrudniłeś szansę na jakikolwiek kontakt.

– Myślałem, że tak będzie lepiej. I tak rozpoczęcie studiów zbliżało się nieubłaganie. I tak musiałbym wyjechać.

– Nie dałeś nam szansy na przetrwanie tego.

Jasnobrązowe oczy mierzyły gniewnym spojrzeniem siedzącego naprzeciwko mężczyznę. On również zdawał się w tej chwili być pewny siebie, lecz w jego postawie widać było więcej skruchy.

– Nie mów mi, że nie tęskniłeś.

– Tęskniłem. Cholernie. Ale to było dawno temu. – Alan nie spuszczał z tonu. – Przypominam ci, każdy ma teraz swoje życie. Wrócił Wielki Pan Hetero.

I chociaż młodszy miał na celu obrażenie go, to Ryan poczuł pewne ciepło na te słowa, przypominając mu o starych czasach.

Ryanowi ciężko było odpowiedzieć na te słowa. Trudno było mu otwarcie przyznać się do tego, że nie widział siebie z jakimkolwiek innym mężczyzną niż on. W takim wypadku łatwiej było mu udawać u boku niczego nieświadomej kobiety.

– Nie możesz przestać mnie odpychać od siebie? To naprawdę dla ciebie takie trudne?

– I jak ty to sobie wyobrażasz? Że będziemy się spotykać razem na piwo, klepać się po plecach i oglądać razem mecze?

Pomimo pełnych niechęci słów młodszego, Ryan naprawdę nie zamierzał się poddawać. Nie mógł zaprzeczyć, że przez te trzy lata co jakiś czas nie zastanawiał się co u niego, nie tęsknił za nim. Jednak, gdy do spotkał, poczuł jak jego serce ściska się z żalu i tęsknoty na sam jego widok.

Nie miał pojęcia jak widział ich znajomość, nie miał pojęcia czego właściwie oczekiwał. Po prostu nie chciał pozwolić mu zniknąć.

– Przecież mówiłem ci, że zdaje sobie sprawę z tego, że zjebałem po całości. Ale daj mi to jakoś naprawić.

– Nie wiem czy jest sens.

– Alan, proszę...

– Wyjdź stąd i daj im już wreszcie spokój. Jest późno, jestem po nadgodzinach i jeszcze czeka mnie powrót do domu. Mam dość tego dnia, a przede wszystkim ciebie.

– Cześć Alan. – Do ich stolika przysiadł się wysoki mężczyzna, zarzucając rękę na ramiona młodszego. Był nieco starszy od ich dwójki, miał jeszcze jaśniejsze włosy niż Alan i czujne spojrzenie niebieskich oczu, skierowane w stronę Ryana. – Ten pan ci się narzuca?

– Spokojnie Liam, on już wychodzi. – Oznajmił, a widząc brak reakcji ze strony starszego, sam postanowił wstać. – Właściwie to sam muszę już iść. Jestem wykończony po pracy.

– W razie problemów, wołaj.

– Jasne. Na razie, miłej zabawy.

Alan nie zawracając sobie głowy brunetem, udał się na zaplecze, z którego zaczął wyprowadzać swój rower na zewnątrz. Wyszedł bocznymi drzwiami, zarzucając na siebie bluzę. Wieczory zaczynały się już robić chłodne.

Wyjeżdżając zza zakrętu na chodnik przy głównej drodze ponownie ujrzał Ryana. Zignorował jego obecność i zaczął kierować się w stronę domu.

Będąc na miejscu poczuł się dwa razy bardziej zmęczony niż dotychczas. Bez życia przekręcił klucz w drzwiach, wchodząc do mieszkania.

– Co ty tak późno? – Przywitał go głos Aurory.

– Robiłem nadgodziny. Laura znowu miała poślizg i wszedłem na chwilę za bar w klubie.

– To w weekend odbierz sobie te nadgodziny i wcześniej skończ. – Zaproponowała. – Przynajmniej wyśpisz się trochę bardziej między zajęciami.

Spojrzał na dziewczynę, siedzącą na kanapie w piżamie w małe lamy na chmurkach z ręcznikiem na głowie. Pokręcił głową nie mając siły na prysznic, chociaż wiedział, że on by się mu przydał.

– Idę spać. – Mruknął jedynie.

– Ciężki dzień w pracy?

– Można tak to nazwać. – Skrzywił się, kierując się w stronę ich niewielkiej sypialni.

– Jasne. Dobranoc!

– Dobranoc. Nie budź mnie rano. – Poprosił.

– Nie ma sprawy. Właśnie! – Krzyknęła, nagle sobie coś przypominając. – Kath pytała czy nie spotkamy się w czwórkę na jakieś picie. U nich lub na mieście.

Alan miał ochotę walić głową w ścianę.

– Ja się nie piszę.

– Oj, no weź. Nie zostawiaj mnie samej!

– Idę spać!

Zamknął się w sypialni, przebrał w piżamę i położył w łóżku. Nakrył siebie szczelnie kołdrą i liczył, że chociaż sen przyniesie mu nieco ulgi od obecnych problemów.


Kolejne dni mijały spokojnie, lecz Alan czuł się jakby chodził po polu minowym. Nie wiedział skąd spodziewać się ataku. Wątpił by Ryan tak po prostu sobie odpuścił.

W kawiarni obawiał się, że w końcu zobaczy bruneta wchodzącego przez główne drzwi. Podobnie było z klubem. Starszy wiedział gdzie pracuje i obawiał się jego niespodziewanego przyjścia.

Spokoju zaznawał jedynie w domu. Jego ostoja bezpieczeństwa, niczym baza, w której mógł się ukryć, wiedząc, że nie zna tej kryjówki.

Alan leżał na kanapie z zamkniętymi oczami, a w uszach miał słuchawki, z których zamiast muzyki do jego uszu sączyły się słowa wykładowcy z zeszłego weekendu.

Nie zauważył nawet jak do domu wróciła jego współlokatorka. Nie spodziewał się tego co nadchodziło. Zerwał się nagle, wstrzymując się jakimś cudem od krzyku, kiedy nagle zaatakowała go poduszka.

– Kobieto! – Wyciągnął słuchawki z uszu. – Nie strasz mnie tak!

– Nie znasz dnia ani godziny. – Zaśmiała się. – Słuchaj, przejedziemy się do sklepu po większe zakupy? Mleczko do czyszczenia się kończy, podobnie jak kilka innych rzeczy z chemii. Zaraz również będziemy musieli się chyba podcierać liśćmi.

– Najpierw przeprowadzasz na mnie zamach przy użyciu poduszki, a później chcesz bym robił za tragarza? – Podniósł się do siadu. – Że ja z tobą wytrzymuje to jakiś cud.

– Jak chcesz korzystać z brudnego prysznica czy zlewu nie ma problemu. Ale rezerwuje sobie na wyłączność ostatnią rolkę srajtaśmy.

– Doba, dobra. Chodźmy. Człowiek przed pracą nie może nawet odpocząć.

– Nie przesadzaj. Od rana miałeś wolny dom.

Para zebrała się i wspólnie udała do sklepu.

Wadą ich mieszkania, a właściwie miejsca, w którym się znajdowało, był brak hipermarketu w pobliżu. A robienie ciągle zakupów w pobliskich spożywczakach i niewielkich sklepach było po prostu drogie.

Dlatego co jakiś czas byli zmuszeni pojechać autobusem na większe zakupy, robiąc od razu zapasy, by szybko takiej wyprawy nie trzeba było powtarzać.

Dotarli do niewielkiego parku handlowego, gdzie mogli odwiedzić kilka większych sklepów, kupując w każdym z nich przynajmniej torbę zakupów.

– Wszystko? – Spytał Alan, odkładając na chwilę na ziemie trzy reklamówki.

– Tak mi się wydaje. Widzisz, dobrze, że poszliśmy dzisiaj. Stówa rabatu wyszła nam na tych promocjach.

– Mistrzyni handlu i biznesu. – Podsumował dziewczynę. – Powiedz później ile mam ci oddać.

– Jasne. Chodźmy już na przystanek i... O! Ryan. – Odezwała się nagle Aurora. – Cześć!

Alan powędrował wzrokiem w bok i również dostrzegł bruneta, który zmierza w ich stronę.

– Świetnie. – Szepnął zrezygnowany pod nosem.

– Cześć. Wracacie z zakupów? – Powiedział brunet, patrząc na torby trzymane przez Alana w rękach.

– Tak, wykorzystuje to, że jeszcze mam tragarza, bo później ucieka mi do pracy.

– Ara. – Szepnął do dziewczyny wyraźnie zły.

– Znowu nocka? – Spytał Ryan, patrząc na młodszego. – Ja właściwie już swoje sprawy pozałatwiałem. Może was podwieźć do domu?

– Jasne, dzięki. – Odezwała się natychmiast kobieta.

– Nie trzeba. – Odparł Alan.

– Nie wygłupiaj się. Chcesz targać to wszystko autobusem, jak mamy okazję wrócić po ludzku samochodem? Nie żebym lubiła wykorzystywać innych. – Powiedziała do Ryana. – Ale chętnie skorzystamy.

Blondyn westchnął ciężko widząc, że nie ma siły przebicia. W taki oto sposób po chwili znaleźli się obok nieco starszego, lecz zadbanego czerwonego samochodu.

– Twój? – Spytała Aurora, gdy wraz z zakupami znalazła się na tylnym siedzeniu.

– Tak.

– Super.

– To gdzie podwieźć? – Spytał, spoglądając w stronę dziewczyny, słusznie spodziewając się, że tej informacji nie uzyska od Alana.

Po chwili samochód ruszył. I w tym momencie Alan poczuł, że traci swoje ostatnie bezpieczne miejsce. Bo chociaż nie podała mu numeru mieszkania, to uważał numer bloku był wystarczający, by ten stalker go namierzył.

– Żadne z was nie ma prawa jazdy? – Dopytał, kątem oka obserwując blondyna.

– Nie. Ja mogę się pochwalić co najwyżej przejazdówką, a Alan rowerem. Ej, musimy zainwestować w taką przyczepkę do twojego roweru, to będzie nam wygodniej ogarniać większe zakupy. – Zaśmiała się w stronę chłopaka.

W tej chwili Alan myślał o zainwestowaniu w szarą taśmę by zakleić dziewczynie usta. Wszystko co Ryan zdążył się o nim dowiedzieć, wie dzięki Aurorze. Blondyn w duchu wyklinał jej gadulstwo.

Po kilku minutach byli już na miejscu. Wyszli z samochodu, a para od razu wzięła swoje zakupy.

– Dzięki za podwózkę. – Uśmiechnęła się Ara.

– Jasne, polecam się na przyszłość.

– Pozdrów Kath!

Zniknęli za drzwiami klatki schodowej, a Ryan jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nie, zanim odjechał. Będąc już w domu Aurora ponownie zabrała głos.

– Widzisz, mieliśmy darmową podwózkę i nie musieliśmy targać autobusem zakupów. – Podsumowała końcówkę ich wyprawy. – Może w końcu przestaniesz mieć do niego jakieś dziwne uprzedzania.

– Nie jestem uprzedzony.

Tylko dokładnie znam ten typ.

– Rozpakujmy zakupy i odpocznij przed robotą, bo później będziesz narzekał, że zmęczony do roboty idziesz.

– To i tak nie jest to co na początku. – Twierdził chłopak.

– Tak. Nie zapomnę naszych początków na nockach w klubie. – Zaśmiała się z ulgą. – Nie sądziłam, że będzie tak trudno się do tego przyzwyczaić. W jedne dni dniówki w kawiarni, w inne nocki w klubie i do tego jeszcze pół dnia na w weekendy na studiach. Przez pierwsze kilka miesięcy to była masakra!

– Tak. A teraz to w sumie nie robi mi to większego znaczenia. Nawet lubię zmiany na weekend w klubie. – Uśmiechnął się do siebie. – Tobie po takiej przerwie znowu będzie na początku ciężko. Ostatnio prawie cały czas jesteś w kawiarni.

– Weekendy w klubie są fajne, bo się dużo dzieje. Chłopaki występują, wpada stała ekipa. Viva sprzeda jakieś ploteczki, przychodzą Erick z Oscarem.

– Liam ponarzeka, że nie może sobie nikogo znaleźć. – Dodał Alan.

– Tak. – Zaśmiała się. – Nie sądziłam, że praca w klubie może być taka super.

Alan był tego samego zdania. Początkowo zgodził się przez wzgląd za dobry zarobek. Weekendy były dodatkowo płatne, nie wspominając, że ze względu na nocki stawka godzinowa była i tak większa. To poza tym, praca okazała się być po prostu ciekawa.

Oboje rozpakowali zakupy roznosząc wszystkie rzeczy na właściwe miejsca. Po wszystkim Alan ponownie rozdział się na kanapie by posłuchać nagranych wykładów.

Gdy nadszedł wieczór, przekąsił coś na szybko i odbezpieczając swój rower na parterze, ruszył w stronę swojego miejsca pracy.

Nie był najlepiej nastawiony do dzisiejszej zmiany w klubie. Obawiał się, że jak tylko przyjdzie do pracy, to ujrzy siedzącego przy barze Ryana.

Będąc na miejscu schował rower, przebrał się w służbową koszulę. Wchodząc za bar pozytywnie się zaskoczył nie zauważając jego osoby w całym lokalu.

Ruch nie był duży. Dopiero jutro można było się spodziewać tłumów, lecz to już nie było jego zmartwienie. W spokojnym tempie obsługiwał klientów. Mało kto umawiał się w czwartkowy wieczór na większe picie, dlatego nie miał zbyt dużo roboty.

– Cześć. – Przywitał się z nim jeden z stałych klientów.

– Cześć Oscar. – Uśmiechnął się do niego. – Bez Ericka?

– Zaraz przyjdzie. W pierwszej kolejności musiał zajrzeć do kibla. – Zaśmiał się.

– Widzieć was w tygodniu to rzadkość. Podać to co zawsze?

– Tak. Erick dostał awans i chcieliśmy to uczcić. – Wyznał.

Po chwili dołączył do nich drugi z mężczyzn. Oscar i Erick zawsze przychodzili razem. Pierwszy z nich był wesołym jasnym szatynem z wiecznie śmiejącymi się ciemnoniebieskimi oczami. On w tym związku był dusza towarzystwa. Erick był tym stonowanym, spokojnym i rozważnym. Zawsze miał krótko przycięte czarne włosy, a jasnobrązowe oczy z czułością spoglądały na jego partnera.

– Erick, słyszałem o awansie, gratulacje.

– Ta gaduła wszystko wypapla nim zdążę się gdzieś pojawić. – Pokręcił głową. – Dzięki.

Po chwili podał dwójce ich drinki.

– Coś do przekąszenia? – Zaproponował.

– A możesz coś przynieść. Widzę, że nasz stolik jest wolny, to wiesz gdzie nas znaleźć.

Para udała się do zajmowanego często przez nich miejsca, a Alan zniknął na chwilę na kuchni by przynieść z stamtąd coś do jedzenia, by nie pili na pusty żołądek.

Czas w pracy czas mijał mu przyjemnie. Już niemal zdążył zapomnieć o dzisiejszym niespodziewanym spotkaniu, kiedy koło północy ujrzał nową osobę przy barze.

Starając się zachować spokój podszedł do niego.

– Co podać? – Spytał chłodno.

– Możesz w końcu zacząć mnie traktować trochę życzliwej?

– To jest szczyt mojej życzliwości wobec ciebie. – Odparł. – Co tu robisz o tej porze? Nie masz jutro zajęć?

– To czy będę wyspany to moja sprawa.

– A twoja dziewczyna wie gdzie się szlajasz po nocach?

Ryanowi powoli kończyła się cierpliwość.

– Przecież ja nie oczekuję cudów, tylko tego, żebyś mnie zaczął traktować normalnie. Przeprosiłem, chociaż wiem, że to nie wystarczy. Zjebałem, ale czasu chociaż bym bardzo chciał to nie cofnę. Dlatego nie możemy zacząć od jakiegoś punktu zero czy coś?

Alan patrzał na niego w milczeniu. To nie tak, że ignorowanie go i odpychanie przychodziło mu z łatwością. Za każdym razem, gdy go widział do głosu chciały dojść uczucia, którym za wszelką cenę nie pozwalał pojawić się chociażby na sekundę. Gdyby na to pozwolił, byłby zgubiony.

Blondyn szybko zrobił drinka i podał ją starszemu.

– Wypij to i po prostu idź.

– Nie mów mi, że również nie tęsknisz. – Powiedział stanowczo.

– Tęsknie, zadowolony. – Pochylił się w jego stronę. – Ale właśnie w tym jest problem. Nie zamierzam znowu pakować się w to samo bagno.

– Nie mów, że było nam aż tak źle. – Powiedział nieco ciszej.

– Było dobrze, kiedy nie budził się w tobie Wielki Pan Hetero. Bycie z tobą to była jednak wielka sinusoida.

– Byliśmy w innej sytuacji niż teraz.

– Innej. – Przyznał. – Teraz ty jesteś w szczęśliwym związku, a ja nie zamierzam znowu być niczyją zabawką.

– Kto powiedział, że w szczęśliwy? – Wytknął mu. – Poza tym nie traktowałem cię jak zabawki. – Oburzył się.

– Nie? – Spojrzał na niego znacząco.

– Na pewno nie specjalnie. Popełniłem wiele błędów, ale żałuję. Naprawdę.

Blondyn westchnął ciężko. Widział po nim, że żałuje. Jednak wrócenie do tego co kiedyś było niemożliwe, poza tym nie był pewien czy tego chciał.

– Pomyślę. – Odparł w końcu. – Nad tym poziomem zero. Ale przestań zachowywać się jak stalker.

Na twarzy starszego pojawił się uśmiech, na co Alan szybko odwrócił wzrok, ponieważ bał się, że ten widok może za bardzo zmiękczyć jego serce.

– Wypij i idź.

Odszedł od Ryana. Spoglądając na salę, zauważył, że Erick i Oscar uważnie mu się przyglądają. Postarał się posłać w ich stronę wesoły uśmiech, lecz nie był pewien czy do końca mu wyszło.

Starał się skupić na swojej pracy. Przez cały czas jednak czuł na sobie wzrok starszego. Na szczęście ten długo nie przesiadywał w klubie. Niespiesznie wypił swojego drinka, po czym opuścił lokal.

Reszta zmiany Alana minęła bez żadnych atrakcji i niespodzianek. Po wszystkim z ulgą wrócił do domu.

___________________

Ryan nie odpuszczał natarcia. I chyba w końcu zaczyna mu się to opłacać. Chociaż chyba rzeczywiście zaczyna się z niego robić jakiś psychopatyczny stalker 😅

Swoją drogą jeszcze nie pytałam was o wrażenia na temat Aurory? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top