Rozdział 35

Alan otworzył drzwi mieszkania nadal próbując wyrównać oddech.

– Naprawdę nie masz co robić, tylko musiałeś iść biegać? – Usłyszał zaraz głos Aurory.

– Odwal się ode mnie. Moja sprawa co robię w czasie wolnym.

– Ale pamiętasz, że dzisiaj idziemy do mojej przyjaciółki? – Stanęła przed nim opierając dłonie na biodrach.

– Ara, spokojnie. Pamiętam. – Uśmiechnął się do niej. – Biorę prysznic, przebieram się i jestem gotowy do wyjścia. Nie potrzebuję godziny jak ty.

Dziewczyna pokręciła głową, lecz odpuściła. Blondyn wyminął ją i biorąc ubrania na przebranie udał się do niewielkiej łazienki.

Wziął letni prysznic chcąc zmyć z siebie pod po godzinnym bieganiu. Po umyciu się i ubraniu, przetarł zaparowane lustro dłonią, spoglądając na swoje odbicie.

Muszę pójść do fryzjera. Włosy znowu zaczynają mi się już falować.

Wyszedł z łazienki, czując wyraźną różnicę temperatur miedzy pomieszczeniami. Spojrzał na niewielki salon, w którym nie mieściło się nic poza kanapą, szafką z telewizorem oraz niewielkim stolikiem z dwoma krzesłami.

Jednak czego więcej oczekiwać po kawalerce. I tak mieli szczęście, że trafił im się lokal z dorobionym mikropokojem, który służył im za sypialnię. Tam zresztą też nic więcej poza łóżkiem i wnękową szafą nie mieli i nie potrzebowali.

– Mam jeszcze czas czy już chcesz wychodzić?

– Nie, mamy jeszcze chwilę. – Odparła, odwracając się na kanapie w jego stronę.

– Może być? – Spytał, wiedząc, że dziewczyna będzie poddawała jego strój ocenie.

Widział jak jej szarozielone oczy skanują go z góry na dół. Nie zamierzał się stroić specjalnie na tę okazję. Ubrał zwykłą jasną koszulkę oraz jeansowe spodnie. Zauważył, że Aurora również nie specjalnie się wystroiła, mając na sobie zieloną koszulkę z dekoltem w serek, który przy jej nikłym biuście nie odsłaniał za dużo oraz czarne rurkowate spodnie.

– Może być. – Wydała werdykt. – Nie będę się miała czego wstydzić.

– Dzięki. – Burknął.

Usiadł obok niej na kanapie i również zaczął przeglądać telefon.

– Mówiłaś, że studiują. – Zagadnął Alan nie odrywając wzrok od komórki.

– Oboje chodzą do chemika, ale na dzienne, więc się z nimi mijamy. – Zaczęła wyjaśniać. – Na dwa różne kierunki. Coś jak my. Ona na chemię analityczną, a on chyba jakąś przemysłową czy coś w tym stylu. Dopytasz się go sam.

– Daleko do nich mamy?

– Mają podobną odległość na ich uniwerek co my, ale w przeciwną stronę. Więc kawałek.

– Nie mogę się połapać w rozkładach sal. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku akademickim skończą remont i wrócimy do siebie.

– Już nie przesadzaj.

– Wykłady jeszcze, ale praktykę nie wiem jak oni chcą przeprowadzać w salach nie przystosowanych do tego.

Przez chwilę posiedzieli w wspólnym towarzystwie, każde będąc jednak zagłębione w swój telefon, aż w końcu kobieta oznajmiła, że najwyższa pora się zbierać.

– Dobra. Ruszajmy, bo się spóźnimy na autobus.

– Jak się spóźnimy to będzie twoja wina.

– Ależ ty dzisiaj milusi. – Burknęła w jego stronę.

– Wybacz moje słonko. – Powiedział przesadnie słodkim tonem, chwytając Aurorę za ramiona i robiąc szczeniący wzrok.

Oboje wybuchli śmiechem, po czym wyszli z mieszkania i skierowali się na najbliższy przystanek autobusowy. Były godziny popołudniowe, a na mieście ścisk. Przemierzali miasto w stronę celu ściśnięci jak sardynki między innymi ludźmi.

Gdy wyszli z publicznego środka transportu odetchnęli z ulgą. Miejskie powietrze może nie do końca można było nazwać świeżym, ale lepsze to niż ten zaduch i zapach potu w autobusie.

– Skoro są długo ze sobą, jak to jest, że go jeszcze nie poznałaś? – Odezwał się Alan w czasie drogi do bloku. – Przecież widujesz się z nią średnio raz na tydzień.

– Tak. Ale przeważnie na mieście, a jeśli już u niej, to akurat go nie ma w domu. Tym razem nie ma wyjścia.

– Podobnie jak ja.

– Co tam szepczesz pod nosem? – Spojrzała na blondyna spod byka.

– Nic, nic. Mam nadzieję, że będzie chociaż co zjeść

– Serio, tym się martwisz? – Pokręciła głową. – Wie jak ja jadam, a ty jadasz podobnie, więc sądzę, że nie umrzesz z głodu.

Dotarli pod niewielki piętrowy blok. Zaliczał się do nowszego budownictwa niż ten ich. Różnicę było widać też w windzie, która u nich była stara drewniana, a tutaj metalowa z samo rozsuwającymi się drzwiami.

– Drugie? Mogliśmy iść schodami. – Odezwał się widząc, na które piętro zmierzają.

– Ale podoba mi się ta winda. U nas takiej nie ma, a ta jest taka jakby luksusowa. – Uśmiechnęła się dziewczyna.

– Taka jakby luksusowa. – Powtórzył z niedowierzaniem.

Po chwili zatrzymali się na odpowiednim piętrze. Dziewczyna zaprowadziła go pod odpowiednie drzwi.

Po chwili mógł ujrzeć przeciętnego wzrostu kobietę o długich blond włosach i drobnej twarzy. Jej brązowe oczy zdawały się uśmiechać w ich stronę. Sprawiała dobre pierwsze wrażenie.

– Cześć, jestem Kathrine. – Przywitała się.

– Alan. – Odparł z delikatnym uśmiechem ściskając jej dłoń.

– Cześć. – Następne przywitanie należało do przyjaciółek, które zamknęły się w szczelnym uścisku.

– Wchodźcie do środka.

Ściągnęli z siebie kurtki i buty.

Mieszkanie już na pierwszy rzut oka było większe. Przede wszystkim nie była to niewielka kawalerka. Po prawej znajdowały się dwie pary drzwi, lecz oni zostali poprowadzeni na lewo, do salonu.

Dziewczyny szły przodem przesłaniając mu początkowo widok. Widział, że mężczyzna, który dotychczas siedział na kanapie, wstał. A gdy kobiety nieco rozeszły się, ujrzał twarz, której na pewno nie spodziewał się zobaczyć.

Blondyn stanął za dziewczyną, patrząc jak brunet szybko próbuje wyjść z pierwszego szoku.

– Ryan. – Przedstawił się wyciągając rękę w stronę kobiety.

– Aurora. –Uśmiechała się ściskając jego dłoń.

– Wow, ale masz zimne ręce. – Powiedział otwierając szerzej oczy.

Dziewczyna zaśmiała się krótko pod nosem i podeszła bliżej swojej przyjaciółki. Mężczyźni spojrzeli na siebie nie ukrywając tego, że jest to dla nich niekomfortowa sytuacja.

– Alan. – Mruknął niezbyt głośno.

– Ryan.

Brunet usiadł na swoim wcześniejszym miejscu. Na ich nieszczęście jedyne wolne miejsce było tuż obok starszego, dlatego Alan nie mając żadnych innych opcji zajął miejsce obok niego.

Blondyn zajął miejsce na kanapie, starając się jednak zachować jakąś przestrzeń między nimi.

– Co do picia? – Spytała gospodyni.

– Kawę i herbatę. – Odparła Aurora, spoglądając na Alana, który skinął głową.

Spodziewał się, że skoro dziewczyna sama zaproponowała mu herbatę, nie mieli tutaj nic innego dla niego.

Alan siedział i zastanawiał się, jak idąc na jakieś zwykłe spotkanie z przyjaciółką przyjaciółki znalazł się nagle w najgorszym koszmarze.

Starał się nie przyglądać siedzącego obok niego Ryanowi, chociaż czuł jego wzrok na sobie. Starał się uciekać spojrzeniem na mieszkanie.

– W końcu mam okazję cię poznać. – Odezwała się Aurora, przerywając panująca ciszę. – Kath zawsze się tobą chwaliła, ale nie miałam okazji cię jeszcze osobiście poznać.

– Ta. On też o tobie trochę wspominała.

– Chodzisz z nią do chemika na dzienne, tak? – Spytała, a Alan widział, że już włączył się jej tryb gaduły.

– Tak, ale jesteśmy na dwóch różnych kierunkach. Jestem na chemii i analizie przemysłowej.

– To trochę jak my. – Zaśmiała się. – Jestem na architekturze krajobrazu, a on na ochronie środowiska.

– Wiem, że zieloni chodzą teraz do nas na studia, ale nie widziałem was.

– Jesteśmy na zaocznych. Wymieniamy się, wy jesteście w tygodniu na uczelni, a my w weekend.

W międzyczasie Kathrine przyniosła na stół coś słodkiego, a po chwili również trzy kubki z kawą i jeden z herbatą dla Alana. Aurora przez cały czas wciągała Ryana w rozmowę.

– Pójdę się chwilę przewietrzyć. – Odezwał się blondyn czując, że potrzebując przerwy.

Skierował się w stronę uchylonego balkonu, który dotychczas jedynie zapewniał dopływ świeżego powietrza z zewnątrz. On mimo to poczuł, że wewnątrz robi się dla niego za duszno. Ryan odprowadził go wzrokiem

Trójka została w salonie i kontynuowała rozmowy. Wzrok bruneta jednak co jakiś czas uciekał w stronę balkonu.

– Pójdę sprawdzić co z nim. – Odezwał się w końcu wstając i zmierzając w stronę blondyna.

Wyszedł na balkon, zamykając w miarę możliwości za sobą drzwi. Oparł się o barierkę, spoglądając przed siebie.

– Ja również się tego nie spodziewałem.

– Dlaczego ze wszystkich ludzi, musiałem trafić akurat na ciebie. – Westchnął cierpiętniczo.

– Nie przesadzaj, że...

– A jakiej reakcji się spodziewałeś?! – Oburzył się przerywając mu, jednocześnie gromiąc go wzrokiem.

– Racja. Przepraszam. – Opuścił głowę. – Gdy Kath powiedziała, że zaprasza swoją przyjaciółkę z chłopakiem, byłeś ostatnią osobą, o której bym pomyślał.

– Nie jesteśmy razem.

– Co? – Spojrzał zaskoczony na młodszego. – Ale przecież...

– Nie jesteśmy, ale nie wyprowadzaj nikogo z tego błędu. – Powiedział stanowczo. – Przecież wiesz, że jestem gejem.

– Wiem i dlatego nie rozumiem.

– Nie musisz. – Starał się ukrócić rozmowę.

Zapanowała chwila ciszy. Oboje stali oparci o balkonową barierkę i patrząc przed siebie na bloki i ulice. Wszystko tętniło życiem, a oni mieli wrażenie, że zatrzymali się w czasie.

– Słuchaj, przepraszam cię za tamto. – Zaczął Ryan. – Ale wiesz, że przecież i tak...

– Nawet nie rozpoczynaj tego tematu. To nie miejsce i pora na takie dramy, a uwierz, jeśli naprawdę chcesz wrócić rozmową do przeszłości, to właśnie na dramę możesz się śmiało szykować.

Alan obrzucał starszego twardym i odpychającym wzrokiem. Wolał przybrać tę maskę i się jej trzymać, niż pozwolić jakiejkolwiek tęsknocie na ujrzenie światła dziennego.

Oboje mieli nieco inne nastawienie do tego spotkania, ale tez oboje od momentu ich rozstania żyli innymi emocjami.

Alan żył złością i nienawiścią do starszego, z czasem ją wygaszając i starając się zapomnieć o istnieniu bruneta. Żył, jakby nigdy nie istniał, jakby nie złamał mu serca w okrutny i niespodziewany sposób.

A Ryan... On przez jakiś czas żył również z złamanym sercem i tęsknotą, którą z czasem zepchnął na dalszy plan.

– Mam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie i z powrotem będę mógł o tobie zapomnieć. – Odezwał się blondyn odpychając od barierek. – Nie utrudniaj tego i skończmy to spotkanie w miarę szybko.

Podszedł do drzwi i otworzył je wchodząc do salonu. Zajął swoje wcześniejsze miejsce, starając się przywdziać na twarz uśmiech, by zamaskować lekkie rozchwianie i burze, szalejące w jego wnętrzu.

Po chwili dołączył do nich również i Ryan. Młodszy starał się zbytnio nie rozmawiać z mężczyzną, a jedynie wdając się rozmowę wszczęte przez dziewczyny. Gdy musiał, odpowiadał Ryanowi, ponieważ nie chciał wyjść przed Kath na gbura i prostaka. Przecież wszyscy dopiero co się poznali i nie było powodu by Alan miał jakieś uprzedzenia względem Ryana.

– Będziemy się już chyba zbierać. – Odezwał się blondyn, gdy zauważył, że nastała godzina, w której bezpiecznie może się już wywinąć od spotkania. – Czeka mnie jeszcze dzisiaj nocna zmiana w pracy.

– Jasne. – Odparła Kath. – Musimy się kiedyś spotkać na coś mocniejszego. – Zaproponowała.

– Koniecznie. – Uśmiechnął się, mając bardziej na myśli, że nigdy w życiu.

Przyjaciółki pożegnały się ze sobą, a Alan zmusił się do uścisku dłoni z Ryanem. Z ulgą opuścił mieszkanie pary. Razem skierowali się na przystanek, chociaż docelowo będą zmierzać w całkiem innych kierunkach.

– I co, nie było chyba tak źle? – Zagadnęła Aurora.

– Nic nie mówi. Proszę, nie zabieraj mnie więcej na takie spotkania.

– Od kiedy ty taki antyspołeczny jesteś? Przecież Ryan okazał się całkiem miły.

– No nie wiem. – Skrzywił się. – Jesteś pewna, że ta twoja przyjaciółka i on są rzeczywiście razem?

– Co masz na myśli? – Obrzuciła chłopaka krzywym spojrzeniem.

– No nie wiem, że to też może nie jest jakiś dziwny układ jak u nas?

– Są naprawdę razem. – Odparła, skupiając się na blondynie. – A co? Wpadł ci w oko? – Spytała z entuzjazmem.

– Nie. Daj spokój. – Prychnął.

– Przestań. Przecież nie jestem ślepa i ja również widzę, że to mega ciacho. – Uśmiechała się. – Nawet Kath otwarcie mówi, że wie, że cała masa lasek się za nim ogląda.

No i Alan nie mógł zaprzeczyć, że z szkolnego bad boya, wyrósł na mega przystojnego i pociągającego mężczyznę. Jednak dobrze wiedział, że nie ma co oceniać książki po okładce, a ta w tym wypadku zdecydowanie przekoloryzowuje jej zawartość.

– Nie jest najgorszy. – Przyznał, by nie nasuwać na siebie dziwnych podejrzeń. – Ale raczej nie mój typ. Wydaje się być trochę śliskim typem.

– Nie wiem skąd takie wnioski wysuwasz. Masz dzisiaj chyba gorszy dzień.

– Dobra, skończmy ten temat. – Powiedział, widząc zbliżający się autobus. – Do zobaczenia w domu.

Aurora i Alan rozdzielili się. Blondyn wsiadł do pojazdu, mającego zabrać go w pobliże klubu, a dziewczyna została czekając na ten, który zawiezie ją do pod ich mieszkanie.

Podczas jazdy Alan starał się ochłonąć po niespodziewanym spotkaniu. Wysiadając z autobusu czuł się już nieco lepiej, spokojniej.

Powolnym krokiem minął kawiarnię, w której również pracował, a następnie skręcił w ciemną uliczkę, która miała go doprowadzić do klubu. Nie wyszedł za róg, w stronę głównego wejścia i czerwonego neonu MoonLight. Jego droga kończyła się nieco szybciej, za niebieskimi metalowymi drzwiami.

Wszedł do środka zaraz przechodząc do szatni. Tam przebrał się w służbowy strój i od tego momentu starał się Myślec jedynie o pracy.

– Chłopaki, zrobicie mi coś na szybko do przekąszenia? – Spytał wchodząc na kuchnie. – Aurora zabrała mnie na jakieś spotkanie z jej przyjaciółką i facetem i nawet nic porządnego do żarcia nie było.

– Jasne, poczekaj sekundę i zaraz coś ci dam. – Odparł Max z uśmiechem.

– Wielkie dzięki.

Po chwili współpracownik podał mu talerz z jedzeniem, za które młodszy podziękował. W chwilę opustoszył talerz jeszcze raz dziękując i przepraszając za kłopot.

– Duży ruch dzisiaj?

– Piątek. – Odparł wymownie. – Ale najgorsze jeszcze przed nami.

– Ktoś dzisiaj występuje?

– Lui. – Dostał krótko w odpowiedzi. – A, i jeszcze jakiś nowy.

– Tylko? – Zdziwił się, ponieważ w repertuarze brakowało mu jednej osoby.

– Tak. Viva jest, ale resztę to pewnie sam ci opowie.

Pracownicy zakończyli rozmowy i Alan przeszedł za bar, by móc rozpocząć pracę. Wraz z Laurą, która rozpoczynała zmianę wcześniej zaczęli obsługiwać zjawiających się gości, którzy prosili o alkohol lub coś do jedzenia.

Na zmianę wydawali drinki za barem lub zanosili na stoliki jedzenie, jednocześnie pilnując czy któryś się nie zwalania i nie wymaga posprzątania.

Po dwóch godzinach pracy, gdy ludzi zaczęło przybywać na występ, który miał się rozpocząć lada moment, poczuł wibracje telefonu. Początkowo je zignorował, lecz gdy telefon zaczął dzwonić po raz drugi spojrzał na urządzenie.

– Zaraz wracam. – Szepnął do barmanki, chowając się na zapleczu. – Jest piątek i sama wiesz, która godzina. Szybko, czego chcesz? – Odezwał się odbierając telefon.

– Nie zgubiłeś może czasem legitymacji studenckiej? – Odezwała się Aurora, również nie marnując czasu na przywitanie.

– Co? Nie wiem. Poczekaj. – Szybko udał się do szatni. Tam grzebał przez chwilę w kurtce, lecz nie mógł znaleźć wspomnianej rzeczy. – Nie mam. Zostawiłem w domu?

– Nie. Wypadła ci u Kath.

– Co? – Zdziwił się, chociaż był to prawdopodobny i w miarę bezpieczny dla niego scenariusz.

Przynajmniej nie zgubił jej gdzieś na chodniku. Dwóch wykładowców jest czepialskich i potrafi na wyrywki sprawdzać czy studenci na jego wykładach mają przy sobie legitymację. Nie miał pojęcia czy czuli wtedy jakąś chorą satysfakcję, wywalając z wykładów uczniów bez niej czy co, ale faktem jest, że musiał mieć ją cały czas przy sobie, gdy był na wykładach.

– Tak. Ryan ci ją podrzuci.

– CO?! Nie możesz ty jej wziąć? Nie może podwieźć nam jej do domu?

W domu lub rano po prostu by mu ją przekazała i nie byłoby żadnego problemu.

– Jesteśmy z Kath na mieście, nie wiem o której skończymy. Ryan dzwonił z domu, że ją tam znalazł i może ci ją podwieźć, wiec podrzuci ci do pracy.

– Ara! – Krzyknął oburzony. – Ja mam zmianę w klubie nie kawiarni! Nie mów, że wysłałaś go tutaj.

– Oj, nie przesadzaj. Praca jak praca.

– Ukatrupię cię dzisiaj. Naprawdę.

– Oj, już nie rób takiej dramy.

– Śpisz dzisiaj na kanapie! Nie żartuje! Masz u mnie poważnego minusa za to.

– Wyolbrzymiasz. – Dziewczyna bagatelizowała sprawę. – Dałam mu twój numer. Jak będzie na miejscu to wyjdziesz od zaplecza i tyle. Nie będzie musiał wchodzić do środka.

– Co zrobiłaś?! – Alan nie wierzył własnym uszom.

– Ale ty dzisiaj nerwowy. Okres ci się zbliża? Marudni klienci? Wracaj do pracy i czekaj na telefon od Ryana. Jakbyś lepiej pilnował legitymacji nie miałbyś problemu. Na razie! – Pożegnała się z nim.

Alan schował telefon z powrotem do kiszeni i przetarł twarz dłońmi. Nie rozumiał, dlaczego ten dzień musiał być najgorszym w jego życiu. Czym on ostatnio zawinił, że świat odpłaca mu się w ten sposób?

Nie mając innego wyboru wrócił za swoje miejsce za barem zastanawiając się czy aby na pewno się dzisiaj obudził i nie tkwi w jakimś dziwnym koszmarze.

Alan starał się skupić na pracy. Podczas występów nastąpił chwilowy przestój w bieżących zamówieniach, większość skupiona była bardziej lub mniej na występujących mężczyznach. Ich głos umilał im pracę.

Blondyn chodził trochę jak na szpilkach nie wiedząc kiedy może się spodziewać telefonu. Występ zdążył się skończyć, tłum w klubie nieco się zmniejszył, a jego telefon nadal milczał.

Ryan dostał adres klubu i instrukcje by będąc w pobliżu zadzwonił pod numer otrzymany od Aurory, by Alan wyszedł bocznym wyjściem i odzyskał swoją legitymację.

Mężczyzna jednak postanowił zadziałać na własną rękę. Był już niemal na miejscu. Minął jakąś kawiarnię, skręcił za róg i zamiast skorzystać z telefonu, sam zaczął rozglądać się za wejściem do klubu.

Nic w pierwszej chwili nie przykuło jego obecności. Dziwił się co za lokal jest tak słabo oznakowany, tak ciężko do niego dotrzeć. Dopiero po przejściu dłuższego kawałka ciemnej uliczki między blokami i skręcenia za kolejny róg dostrzegł czerwony neon na elewacji budynku. MoonLight.

Gdy minął się z małą grupką mężczyzn wychodzących z środka, zyskał nieco pewności, że rzeczywiście mógł trafić na miejsce.

Trochę nie wierząc w to, że Alan naprawdę może pracować w jakimkolwiek klubie wszedł do środka. Jego raczej introwertyczna osoba nie pasowała mu do tego typu miejsc.

Brunet minął osobę, stojącą przy wejściu i obrzucającą go uważnym spojrzeniem, lecz nie robiącą problemu z wejściem do środka.

Zaraz po przekroczeniu drzwi, otworzył szerzej oczy rozglądając się po lokalu oświetlonym nieco przytłumionym światłem.

Nie miał zbytnio wyobrażeń dotyczących miejsca pracy młodszego, jednak nie tego się spodziewał. Pospiesznie omiótł wzrokiem pomieszczenie.

Dookoła widział pary i grupy trzymające się ze sobą głównie w obrębie jednej płci. Jeśli były mieszane, to i tak widział, że nikt z grona raczej nie zaliczał się do hetero. Po tym małym szczególe to miejsce minimalnie bardziej zaczęło pasować mu do osoby Alana, jednocześnie nadal wydając się jednym z ostatnich miejsc, gdzie by się go spodziewał.

W końcu natrafił na blondyna, stojącego za barem, co dla niego również było szokiem. Stał z białą ścierką w ręce w białej koszuli z dość dużym dekoltem, wyglądając jednocześnie elegancko i nieco ponętnie. Gdy ich spojrzenia się spotkały zauważył ten nieprzyjemny chłód ulatujący z jasnobrązowych oczu.

Ryan podszedł bliżej niego. Przy samym barze akurat stało niewiele osób, raczej zajmując stoliki w głębi sali.

– Miałeś zadzwonić, a nie wchodzić. – Zwrócił mu uwagę.

– Ale wszedłem.

– Oddaj mi legitymację i możesz już sobie iść. – Burknął.

Brunet wyciągnął z kieszeni jego własność i oddał mu. Alan szybko schował ją w głąb pod blat, nie przestając gromić starszego wzrokiem, jakby chcąc samą siłą woli wynieść go poza drzwi lokalu.

– Uu, a co to za przystojny szczeniaczek. – Odezwał się mężczyzna zasiadający na stołu obok nich i spoglądający na Ryana z flirciarskim uśmiechem.

Alan wywrócił oczami na słowa dobrze sobie znanego stałego klienta klubu. Mężczyzna założył za uch długie czarne włosy, nie spuszczając z oczu bruneta.

– Zostaw go Viva. – Odezwał się Alan. – Ten szczeniak gryzie i nie wiem czy nie ma wścieklizny. Nie wart zachodu.

– Trudny. Lubię takich. – Zaśmiał się.

– Idź już stąd. – Naciskał dalej. – To nie miejsce dla ciebie.

Ryan jeszcze przez chwilę patrzał na młodszego, po czym obrzucił wzrokiem pozostała część lokalu.

– Na razie. – Pożegnał się z nim, ostatecznie wychodząc.

– Zajrzyj tu jeszcze skarbie! – Rzucił za nim Viva, poprawiając futrzastą kurtkę na ramionach. – Fajny. Skąd go znasz?

– Stary znajomy.

– Uroczy. Taki zagubiony szczeniaczek. Zajęty?

– Za młody dla ciebie. – Blondyn hamował jego zapędy.

– Lubię młodszych. Mają taką młodzieńczą energię. – Odparł z uśmiechem.

– To dlaczego nie spróbujesz z Lui?

– Mamy zbyt sprzeczne charaktery. – Pokręcił głową. – To nie wyjdzie. Potrzebuje kogoś takiego jak Oscar.

– Nie mów tego głośno, bo jak Erick to usłyszy to masz przechlapane.

– Oj, wiem wiem, słońce. Straszny z niego zazdrośnik, ale nic dziwnego. Taki skarbek jak Oscar rzadko się trafia. Niech go pilnuje.

– Czemu dzisiaj nie występowałeś?

– Gardło szwankuje. Nie chce się doprawić. Zostawiłem dzisiaj scenę innym. Przyszły tydzień będzie znowu mój.

– W takim wypadku zadbałbyś o nie lepiej, a nie zalewasz je alkoholem.

– Mógłby ktoś o nie odpowiednio zadbać, ale jak na razie żadnych chętnych. – Zaśmiał się.

– Muszę wracać do pracy. – Alan starał się delikatnie ukrócić już rozmowy.

– Jasne, nie przeszkadzam. Ale zrobiłbyś mi jeszcze jedną tequile?

– Oczywiście. – Uśmiechnął się do niego, po chwili podając mu kieliszek.

– Dzięki. A ten szczeniaczek to taki w twoim stylu. – Powiedział nim odszedł od baru.

– Nawet tak nie mów!

Alan pokręcił głową i wrócił do pracy. W międzyczasie wykorzystał chwilę wolnego, by odnieść swoją odzyskaną legitymację do kieszeni kurtki.

Reszta wieczoru minęła mu spokojnie. Na koniec pożegnali ostatnich klientów i zaczęli sprzątać lokal. Gdy wracał do domu miał nadzieję na spokojne zakończenie tego koszmarnego dnia.

__________________

Nie ma na co czekać, szybko przechodzimy do rzeczy - czyli do najgorszego dnia w życiu Alana. Mogło być gorzej?

Zdaje się, że Ryan jest w związku, więc jakoś sobie poradził po rozstaniu. Ale czy taki stan rzeczy utrzyma się długo. Zdaje się, że brunet bardzo chce wyjaśnić z Alanem to co miało miejsce trzy lata temu podczas jego zniknięcia. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top