Rozdział 25
Powrót do szkoły i swoich wcześniejszych wyników w nauce nie był tak łatwy i przyjemny jak się spodziewał. Wyklinał siebie, że dał się namawiać na te wszystkie ucieczki z lekcji i lekceważenie regularnej nauki.
Narobił sobie braków i żeby ogarnąć bieżący materiał, musiał także zrozumieć ten poprzedni. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zauważał jak dużym błędem było spotykanie się z Chrisem. To rzeczywiście nie był ktoś dla niego.
Bo nawet jeśli chciało się klasyfikować Chiristiana i Ryana do jednego worka jako przystojnych, inteligentnych Bad boy'ów. To ten drugi przynajmniej realnie mu pomagał w nauce i pilnował by nie zawalił żadnego sprawdzianu.
I chociaż złamane serce po podłym potraktowaniu go, nadal trochę bolało, to przejrzenie na oczy pomagało mu się z tym uporać, traktując wszystko jako nauczkę na przyszłość.
Do pełni szczęścia poza okresem bez sprawdzianów w szkole, brakowało mu tylko polepszenie sytuacji między nim a Ryanem. Bo chociaż starszy w obecnej sytuacji go nie odpychał, to miał wrażenie, jakby nieco go unikał.
Alan po powrocie ze szkoły i zjedzeniu obiadu rozłożył się z książkami do matematyki przy jadalnianym stole. W jego uszach wetknięte były słuchawki sądząc muzykę do jego głowy, dając mu jeszcze chwilę relaksu przed nauką.
Kątem oka zarejestrował pojawienie się starszego. Zamierzał poprosić go o pomoc w nauce, jednak w pierwszej kolejności chciał sam spróbować przyswoić wiedzę do głowy. Nie chciał całkowicie zdawać się na niego.
Wyprostował się zaskoczony, kiedy jedna z jego słuchawek została wyciągnięta.
– Jak ty chcesz się uczyć słuchając muzyki. – Usiadł obok, wkładając zabraną słuchawkę do ucha. – Czego słuchasz?
Blondyn nabrał powietrza, w myślach wyklinając, że starszy jak zawsze musi mieć nieodpowiednie wyczucie czasu. Ryan wsłuchiwał się w tekst piosenki czując coraz większe zmieszanie.
Are you thinking 'bout us?
If so, then I think I know going on
And are we falling in love?
Say yes or no, yes or no, yes or no
Oboje milczeli, lecz ich serca zaczęły mocniej bić. Młodszy uważnie obserwował mężczyznę obok siebie, a ten zdawał się być coraz bardziej zmieszany.
Something about you
Do you feel the way I do?
There's magic in the room
Rayn natychmiast wyciągnął słuchawkę z ucha, jednocześnie podnosząc się z krzesła.
– Nie możesz słuchać czegoś normalnego? – Burknął, odchodząc by uniknąć jakichkolwiek pytań.
Alan westchnął ciężko i opadł głową na blat, całkowicie zakłopotany zaistniałą sytuacją. I jak on ma go teraz poprosić o pomoc w nauce?
Wyciągnął pozostałą słuchawkę z ucha i odłożył ją wraz z telefonem na bok. Kompletnie załamany spojrzał na książki. Ponownie westchną widząc jak Pi wskoczył na blat i za cel obrał sobie jego słuchawki.
Zabrał urządzenie i odłożył je poza zasięg kocich łapek, które w tym czasie obrały za cel leżący bezbronnie długopis. Widząc to chwycił w kuchni plastikową zakrętkę od butelki i rzucił ją kotu w stronę salonu. Ten widząc to natychmiast pobiegł za nią,
Blondyn ponownie zasiadł przed książkami licząc, że nic już mu nie przeszkodzi w spokojnej nauce. Udało mu się niemal bez przeszkód pouczyć do sprawdzianu z matematyki, który miał mieć za dwa dni.
Wolał jednak, żeby Ryan sprawdził jego wiedzę nim zrobi to nauczyciel. Czułby się dużo pewniej. Dzisiaj jednak nie zamierzał go o to prosić. Liczył, że jutro nadarzy się do tego okazja.
Gdy nadeszła pora kolacji Ryan pomógł mamie w przygotowaniu posiłku, licząc, że w ten sposób później nie zostanie później poproszony o zmywanie tego wszystkiego.
Na sam koniec nakrył do stołu. Kończąc zajmując jedno z wolnych miejsc. Po chwili pojawiła się również kobieta. Brakowało tylko jednej osoby.
– Ryan, kolacja!
– Nie schodzę! – Usłyszeli w odpowiedzi krzyk, dochodzący z pokoju starszego. – Nie jestem głodny!
Lucy spojrzała gniewnym wzrokiem w stronę schodów.
– Jak zgłodnieje to zejdzie sobie coś wziąć. – Alan wzruszył ramionami nie za bardzo rozumiejąc, czemu Ryan nie chce pojawić się na kolacji.
Przez ostatni czas ponownie ostatni posiłek dnia jadali wspólnie przy stole. Żaden tego nie komentował, jedynie zgadzając się na tę niepisaną umowę, która ponownie powstała w ich domu.
Dzisiejsze wyłamanie się Ryana było czymś niespodziewanym. To przez ten dziwny incydent przy stole? Wątpił jednak by coś takiego sprawiło, że Ryan siedziałby teraz zamknięty w swoim pokoju i unikał spotkania z nim.
Starając się zbytnio tym nie przejmować. Po zjedzonej kolacji chłopak pożegnał się z mamą i po wizycie w toalecie udał się do swojego pokoju.
Nauki miał już na dzisiaj dosyć, dlatego teraz przyszedł czas na relaks. A ten czas postanowił spędzić przy książce.
Alan leżąc na łóżku spojrzał na okno, marszcząc brwi. Wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, w końcu wracając wzrokiem do czytanej książki. Musiało mi się tylko wydawać.
Po chwili ciszę w pokoju przerwał przytłumiony odgłos odległego grzmotu. W tym momencie nieobecność Ryana na kolacji wydawała mu się nieco bardziej logiczna. Aż tyle wcześniej zaszyłby się już w pokoju? Z drugiej strony nie mógł przewidzieć, kiedy nastąpi pierwsze uderzenie pioruna. Na pewno wolał wziąć większy margines błędu.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Burza była dla niego jak zbawienie. Dawała pretekst do zbliżenia się do Ryana i porozmawiania.
Włożył leżącą obok zakładkę pomiędzy strony książki, po czym odłożył ją na bok. Niespiesznie wstał z łóżka. Bez pukania wszedł do pokoju starszego, starając się by na jego twarzy nie widniał zadowolony uśmiech.
Pomieszczenie skąpane było w ciemnościach. Zasłona w oknie nie wpuszczała z zewnątrz jakiegokolwiek światła. Pokój zdawał się pusty. Z trudem dostrzegł postać ukrytą pod kołdrą.
– Co, już trzęsiesz portkami? – Spytał, nie mogąc tym razem powstrzymać rozbawionego uśmiechu.
– Zamknij się gówniarzu. – Usłyszał głos częściowo stłumiony przez pościel.
Blondyn podszedł do łóżka, początkowo siadając na jego brzegu, a zaraz wślizgując się pod ciepłą kołdrę. Ryan szybko wyszukał pośród ciemności dłoń młodszego i mocno ją chwycił.
– Jak ty tam w ogóle oddychasz?
– Beztlenowo. – Odparł.
– Wyłaź stamtąd amebo.
– Ameba też potrzebuje tlenu. Uważasz ty w ogóle na lekcjach?
Lecz mimo słów wysunął się nieco spod kołdry.
– Jakbyś mi pomógł dzisiaj z matmą, to może miałbym czas na inne przedmioty. – Mówił zniżając się do poziomu starszego.
– Trzeba było poprosić.
– Po tej akcji z słuchawkami jakoś głupio mi było. – Wyznał szczerze.
Nastąpiła chwila ciszy.
– Przypomnij się jutro. – Odezwał się Ryan.
Alan uśmiechnął się pod nosem. Korzystając z chwili, zniżył się jeszcze trochę by móc wtulić się w spięte ciało starszego. Przyłożył głowę do jego klatki piersiowej.
– Ale ci serce wali. – Powiedział, słysząc jak narząd szybko pracuje. – To przez burzę czy może z mojego powodu.
– Z powodu twoich idiotycznych pytań. – Próbował się odgryź.
Podczas gdy Ryan brał głębokie niespokojne wdechy, blondyn spokojnie delektował się bliskością i brakiem przestrzeni między nimi.
W końcu młodszy ponownie wysunął się na powierzchnię, po czym jedną dłoń położył na twarzy mężczyzny, następnie stykając razem ich czoła. W ciemnościach i tak nie byli w stanie dojrzeć siebie, dlatego oboje przymknęli oczy.
– Spokojnie, jestem.
Ryan minimalnie się rozluźnił, starając się skupić na będącym przed nim blondynie. Co również nie było najlepszą opcją, lecz dużą lepszą niż burza za oknem.
– Nie wyglądasz jakbyś mocno rozpaczał po zerwaniu.
– Rozpaczałem. – Przyznał. – Ale gdybym miał pół roku użalać się nad sobą z powodu błędnych decyzji związanych z spotykanymi przeze mnie palantami, życia by mi chyba zabrakło.
– Każdy popełnia błędy. – Odezwał się starszy.
– Staram się wyciągać wnioski i iść dalej.
Ryan ponownie się spiął, gdy ciszę w pokoju przerwał grzmot. Ten był dużo bardziej donośniejszy niż poprzedni.
– Jak ty sobie radzisz beze mnie...
– Nie radzę. – Wtrącił się nie dając do kończyć bratu.
... podczas burzy, chciał powiedzieć nim mu przerwano. Teraz zaniemówił nie wiedząc do odpowiedzieć na te śmiałe słowa.
Alan poczuł na swojej twarzy dłoń starszego. Teraz również i jego serce biło niespokojnie. Wyklinał w duchu za panujące tu ciemności, ponieważ nie mógł dostrzec twarzy starszego, która mogłaby mu zdradzić co teraz dzieje się w jego głowie.
Kciuk przejechał z delikatnością po jego dolnej wardze. Czuł na twarzy gorący oddech starszego.
– Ja... – Zaczął Ryan.
Lecz dalsze słowa nie wypłynęły na wierzch. Ugrzęzły mu w gardle. Bił się z własnymi myślami, według których to co powinien zrobić, a to na co miał ochotę było całkowicie ze sobą sprzeczne.
Alan nie doczekał się dalszej części zdania, a jedynie delikatnego dotyku warg. Jego dłoń, która wylądowała na biodrze starszego zacisnęła się w pięść na jego koszulce.
Chłopak miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo tęsknił za dotykiem i smakiem tych ust. Blondyn od razu oddał pieszczotę.
Obaj przez chwilę wymieniali się powolnymi, pełnymi czułości pocałunkami. W końcu oddalili się od siebie, lecz nadal pozostawali na tyle blisko, że ich niespokojne oddechy mieszały się ze sobą.
– Przepraszam. – Ryan odezwał się jako pierwszy.
– To ja przepraszam. Zachowywałem się ostatnio jak...
– ... jak ja. – Odparł brunet.
– Chciałem powiedzieć jak dupek, ale taki synonim też pasuje. – Uśmiechnął się.
Oboje się rozluźnili. Ryan by nie myśleć o tym co dzieje się aktualnie za oknem ponownie połączył ich usta razem na krótką chwilę.
– Tak bardzo za tym tęskniłem. – Odezwał się cicho starszy.
– To czemu to zaprzepaściłeś? – Odparł młodszy. – Jesteś kompletnym idiotą. – Powiedział powstrzymując drżenie.
– Wiem. – Odparł z delikatnym uśmiechem, który w tym mroku był niemal niedostrzegalny. – Jestem idiotą, hipokrytą, Wielkim Panem Hetero, ostatnim tchórzem i...
Nie zdołał dokończyć, czując na swoich ustach delikatny dotyk warg. Ryan zdziwił się i jednocześnie ucieszył z zainicjowanego przez młodszego pocałunku.
– Po prostu przestań się mną bawić.
– Obiecuję, że już więcej nie będę.
Bo chociaż to nadal było częściowo sprzeczne z jakimiś jego wewnętrznymi przekonaniami, nadal obawiał się tego, co będzie jeśli ktoś się dowie, to tym razem zamierzał to wszystko chrzanić.
Zamierzał skupić się na tym jak bardzo pragnął i tęsknił za młodszym, jak bardzo był zazdrosny, gdy widział go z innym. Jak bardzo jego serce się uspokaja, gdy młodszy jest blisko niego i jednocześnie jak zaczyna szaleć również z powodu jego bliskości.
Gdy się rozdzielili każdy w głowie starał się poukładać to co się stało.
– Czyli wracamy do starego układu? – Spytał dla jasności Alan.
– Tak.
– I znowu będziemy się ze wszystkim ukrywać?
– Nie mów, że ten dreszczyk emocji ci się nie podoba. – Zagadnął Ryan, a Alan po chwili musiał przyznać mu rację.
Jako, że nadal ich uczucia względem siebie były dla wszystkich innych tajemnicą, która musiała nią pozostać, sprawiała, że ten dyskretny dotyk i spojrzenia zyskiwały dodatkowego dreszczyku. Nie można było temu zaprzeczyć.
Alan wtulił się w ciało starszego, a ten zamknął go szczelnie w swoich ramionach. Dla obu przestało się liczyć to co działo się dookoła nich, a jedynie skupili się na cieszeniu się wspólną bliskością.
Alan niepewnie otworzył oczy. Dookoła panował półmrok. Rozejrzał się nieco zdziwiony dookoła. Był w pokoju Ryana. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech, gdy spojrzał na pogrążoną we śnie twarz starszego. Może z tymi półotwartymi ustami nie wyglądał najponętniej, lecz to nie zmieniało faktu, że spędził noc przy nim.
– Nie wierzę, że zasnąłem. – Powiedział do siebie.
Jednak gdy nieco się rozbudził zaniepokoiło go coś innego. Szybko zaczął szukać swojego telefonu, lecz nie mógł go znaleźć. Pod poduszką odnalazł jednak ten należący do starszego.
– Co się tak wiercisz? – Mruknął sennym tonem brunet, nadal częściowo pogrążony we śnie.
– Zaraz się spóźnię. – Powiedział wyskakując z łóżka.
– Hm?
– Szkoła!
Ryan nie za bardzo przejął się tą widomością. Przekręcił się na drugi bok, chcąc jeszcze chwilę poleżeć. Alan w tym czasie pobiegł do swojego pokoju i zaczął się szykować do szkoły. Wczorajszego dnia nie zdążył niczego sobie przygotować, dlatego czuł jeszcze większą presję. Nienawidził nie być przygotowanym.
Gdy już się przebrał, pobieżnie ogarnął w łazience i sprawdził czy aby na pewno ma spakowane wszystkie książki został mu jeszcze zagubiony telefon.
– Ryan, widziałeś moją komórkę? – Spytał zaglądając do pokoju starszego.
Mężczyzna chcąc nieco się rozbudzić podniósł się do pozycji siedzącej. Chwycił w dłoń swój telefon i zaraz wykręcił numer do młodszego. Dźwięk telefonu rozbrzmiał w pokoju Alana.
– Dzięki. – Rzucił tylko i pobiegł po urządzenie.
Z komórką w kieszeni zbiegł na dół. Nie miał przygotowanego śniadanie, lecz nie miał już na to czasu. Będzie musiał kupić sobie coś w szkole.
Ubrał się i wybiegł z domu pędząc na przystanek. W tym czasie Ryan leniwie zwlókł się z łóżka i zaczął niespiesznie przebierać.
Do szkoły blondyn na szczęście dotarł na czas. Pod klasą stał już jego przyjaciel.
– Coś się stało? – Paul zmarszczył brwi widząc chłopaka.
– O mało cię nie spóźniłem. – Powiedział z niezadowoleniem.
– Czyli już na stałe wrócił punktualny i zawsze przygotowany Alan? To mi się podoba. – Odparł z uśmiechem.
– Zapomniałem o śniadaniu. – Westchnął smutno. – Przejdziemy się na długiej przerwie do sklepiku coś kupić?
– Jasne. W przyszłym tygodniu zamykają na powrót część stołówkową, więc trzeba jeszcze skorzystać.
Nie dane było im dłużej porozmawiać, ponieważ szkolny korytarz przeciął drażliwy dźwięk dzwonka zapraszającego na pierwszą lekcję.
Lekcje mijały chłopcom spokojnie i bez większych przeszkód. Jakby cisza przed jutrzejszym sprawdzianem z matematyki. Jednak nie zamierzali narzekać.
W końcu nastała upragniona długa przerwa. Chwila odpoczynku przed kolejnymi, niemal ostatnimi lekcjami.
– I co? Nadal cię unika? – Zagadnął Paul zmierzając w stronę sklepiku.
– Nie. – Odparł Alan jak gdyby nigdy nic.
Przyjaciel się zatrzymał patrząc zdziwiony na chłopaka.
– I ja o niczym nie wiem?! Naprawdę w końcu się na ciebie obrażę. – Burknął całkowicie poważnie. – Co napisał?
– Rozmawialiśmy, twarzą w twarz.
– Uuuu. Kto komu nawytykał?
– Nic nikomu nie wytykał.
Prawie.
– I? Jaki werdykt? – Szatyn patrzał na Alana z wyraźną ekscytacją.
– Dostał ostatnią szansę. – Przyznał. – Mam nadzieję, że dobrze z niej skorzysta.
– Nadal ciężko mi was sobie wyobrazić. Na co dzień widzę tylko Ryana jako... no Ryana. Nie pasuje mi po części do opisu Cud Chłopca.
No tak, no bo na co dzień jednak nadal grali dręczyciela i ofiarę, a w domu skłóconych braci, a właściwie to teraz chyba współlokatorów. Cud Chłopca miał okazję widzieć tylko i wyłącznie Alan.
Chłopcy ustawili się w kolejce po jedzenie. Każdy z nich wziął coś dla siebie, po czym szybko zajęli wolny stolik, których ilość szybko się kurczyła.
– Co tam masz? – Usłyszeli pytanie, a Alan jednocześnie poczuł jak kanapka jest mu sprawnie zabierana z dłoni.
Spojrzał na siadającego naprzeciwko niego Ryana wgryzającego się w jego jedzenie.
– Ej. – Burknął niezadowolony blondyn.
Zaraz jednak musiał się skupić na łapaniu jakieś przedmiotu sunącego po stole. Młodszy spojrzał w opakowanie trzymane w dłoni. Zbożowy batonik.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Otworzył opakowanie i ugryzł słodycz.
– Nie odzywaj się. – Pokazał palcem na Paula, który miał wrażenie, że ktoś czyta mu w myślach, ponieważ w rzeczywistości miał zamiar coś powiedzieć.
Alan zajadał się batonikiem mimowolnie rozglądając po pomieszczeniu.
– Nie ma ich. Jason ma anginę, a Antonio zwiał bo na następnej lekcji mamy sprawdzian. – Odpowiedział na niewypowiedziane pytanie młodszego.
Teraz dwójka przyjaciół razem miała wrażenie, że starszy umie czytać im w myślach.
Ryan zjadł połowę pokaźnych rozmiarów kanapki.
– Dzięki. – Powiedział oddając ją młodszemu.
Chłopak nie zdążył zaprzeczyć, starszy wstał i wyszedł na korytarz zmierzając w stronę gabinetu, w którym miał mieć lekcje.
– Nadal nie umiem was sobie wyobrazić, co nie znaczy, że wam nie kibicuje. On na pewno w ogóle umie się uśmiechnąć lub powiedzieć coś miłego?
Alan uśmiechnął się pod nosem.
Oboje zjedli swoje śniadania i sami udali się pod gabinet, w którym mieli mieć geografię.
Ostatnie lekcje minęły im błyskawicznie i każdy w końcu mógł się rozejść do domu.
_______________________
Sytuacja między Alanem i Ryanem w końcu również się ustabilizowała.
Czy tym razem starszy dobrze wykorzysta swoją szansę? Czy po tym wszystkim co się wydarzyło między nimi będzie tak jak kiedyś?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top