Rozdział 22
Dni mijały zamieniając się w tygodnie. Zachowanie Alana nie ulegało poprawie w oczach jego matki czy brata. Oboje widzieli, że dzieje się z nim coś niedobrego.
Przez ten czas liczba opuszczonych zajęć miała tendencję rosnącą. A średnia ocen wręcz przeciwnie. Chociaż nie uległy mocnemu pogorszeniu, to jednak nie były to już czwórki i piątki, a raczej trójki i czwórki.
Blondyn jednak nadal nie widział w niczym problemu. Nie zamierzał dłużej rezygnować z życia na rzecz szkoły i nauki. Chciał w końcu poczuć trochę luzu.
Była niedziela, zakańczająca kolejny coraz cieplejszy weekend. Alan po nakarmieniu Pitagorasa i krótkiej zabawie z zwierzakiem, zaczął się szykować do wyjścia.
– A ty gdzie się znowu wybierasz? – Odezwała się Lucy, jeszcze jakiś czas takimi pytaniami obrzucając jedynie starszego z synów.
– Idę do taty, a później spotykam się z kolegą.
– O której wrócisz? – Stała z założonymi ramionami i obserwowała jak Alan wkłada na nogi trampki, a następnie wkłada ciepłą bluzę.
– Nie wiem. – Rzucił nie zwracając na mamę większej uwagi.
– Widzę cię w domu przed dwudziestą. – Oznajmiła stanowczo kobieta.
– Postaram się.
– Nie postarasz się, tylko masz być.
Chwycił klamkę do drzwi i spojrzał na kobietę.
– Postaram się. – Powiedział po czym wyszedł z domu.
Kobieta sapnęła wściekle już nie mając pojęcia jak dotrzeć do młodszego z synów. Ryan w jej oczach od dawna był wiecznym buntownikiem, jednak w całkiem innym tego słowa znaczeniu. Nawet jak wychodził, przynosił do domu mierne oceny, czy opuszczał lekcje to zdawało się być to w pewien sposób kontrolowane. Natomiast miała wrażenie, że Alan całkowicie wymyka się spod jej kontroli.
– A tego gdzie znowu wywiało? – Spytał z grymasem Ryan schodzący ze schodów.
– Ty się mnie pytasz? – Westchnęła. – Poszedł do Williama, a później spotyka się z jakimś kolegą. – Odparła zmęczona. – Ja nie mam pojęcia co mam z nim robić. Z dwoma Ryanami w domu nie dam rady.
– Dzięki mamo.
– Ty w tym momencie jesteś tym grzeczniejszym synem. – Spojrzała na niego.
– Jakoś nie cieszy mnie ta zamiana ról.
– Mnie również.
Obojgu nie podobało się to co działo się z ich delikatnym Alanem. Bo chociaż nadal był delikatnym dzieckiem ziemi i zagorzałym obrońcą zwierząt i planety, to teraz mieli jakąś buntowniczą, nie słuchającą nikogo wersję tego małego ekologa.
Ryan przeszedł na dół i biorąc ze sobą Pitagorasa usadowił się wygodnie na kanapie. Oglądał z średnim zainteresowaniem film akcji, który leciał na jednym z kanałów w głowie postanawiając sobie ukrócić to całe szaleństwo.
Nie zamierza dłużej pozwalać na niszczenie młodszego. Dobrze wiedział kto był za to odpowiedzialny. A jedynym sposobem i szansą na powrót starego Alana było pozbycie się podstępnego węża, który sprowadzał go na złą drogę.
W głowie obmyślał plan, który zamierzał wprowadzić w życie z początkiem nowego tygodnia. Zamierzał zawalczyć o to co jego.
Mężczyzna spędził w domu czas do południa. Później sam poszedł spotkać się z przyjaciółmi. Potrzebował się rozerwać, trochę oczyścić głowę. A kto pomoże mu w tym lepiej niż dwójka jego przyjaciół w towarzystwie napojów alkoholowych.
Jednak starszy pojawił się na kolacji w domu, czego nie można było powiedzieć o młodszym. Kobieta nawet zadzwoniła do ojca Alana by się upewnić, że go tam nie ma i o której od niego wyszedł. Jednak nie było go u niego od południa.
O godzinie dwudziestej pierwszej drzwi domu otworzyły się. Do środka wszedł spóźniony blondyn, który zdawał się tym nie przejmować.
– Mówiłam, że masz być do ósmej w domu.
– Trochę się zagapiłem z czasem. – Odparł, lecz w jego głosie nie było słychać żadnej skruchy.
– To cię nie usprawiedliwia.
– Przynajmniej wracam trzeźwy. – Wytknął, dając za przykład niektóre powroty Ryana.
– A spróbowałbyś nie, masz siedemnaście lat! – Naskoczyła na niego mama. – Nauczony na poniedziałek?
– Tak.
Na tyle na ile umiał się nauczyć. Chris wytłumaczył mu część tematów, które nie do końca rozumiał, lecz trzeba było przyznać, że nie był tak dobrym domowym nauczycielem jak Ryan.
– Cały przyszły tydzień siedzisz w domu.
– Nie!
– Nie dyskutuj ze mną! Kolacja i na górę!
Chłopak sapnął wściekle udając się do kuchni. W pierwszej kolejności postanowił nakarmić domagającego się jedzenia Pitagorasa. Gdy ten zjadł, z kotem na ramieniu zaczął przygotowywać sobie kolację oraz śniadanie na jutro do szkoły.
Zaglądając do lodówki zauważył przyszykowane śniadanie do szkoły starszego. Wywrócił oczami. Miał dosyć, że pomimo tego wszystkiego on dalej na nim żeruje w szkole. Nadal odgrywają tę całą szopkę.
Zamknął drzwi lodówki, zjadł kolację z kotem na kolanach, po czym udał się do siebie na górę. Udał się do łazienki licząc na długa odprężającą kąpiel. Potrzebował się uspokoić. Ostatnio powrót do domu kojarzył mu się jedynie ze stresem. Gdzie ta bezpieczna przystań, którą wcześniej tu miał?
Wraz z początkiem nowego tygodnia Ryan myślał tylko o swoim planie. Punktem pierwszym w tym wszystkim było spotkanie się z Christianem.
Specjalnie urwał się wcześniej ze szkoły by mieć pewność, że uda mu się go spotkać.
Ryan podczas rozwijającej się znajomości jego brata z swoją niewłaściwą połówką miał czas by dostatecznie wystalkować swojego konkurenta.
Stał pod szkołą Christa podczas rozpoczynającej się długiej przerwy. Pogoda z początkiem wiosny wszystkich rozpieszczała dużą ilością słońca, przez co większa część młodzieży na przerwach wychodziła na dwór.
Ryan uważnie przyglądając się wszystkim wychodzącym z budynku. W duchu liczył, że nie będzie musiał długo czekać na pojawienie się swojego celu.
Szedł z grupką znajomych, śmiejąc się z czegoś wyraźnie zadowolony. Na jego twarzy zagościł nieprzyjemny grymas na widok bruneta. Powiedział coś do znajomych, po czym odłączył się kierując się w stronę Ryana.
– Odwal się od Alana.
– Mógłbym to samo powiedzieć, bo to chyba ty tutaj jesteś niepasującym elementem. Nie ja utrudniam mu życie w szkole.
– Nie jesteś kimś odpowiednim dla niego.
– A co? Masz dla niego lepszego kandydata? – Zaśmiał się.
– Po prostu zostaw go w spokoju. – Mówił chłodnym tonem.
– Chyba śnisz. – Odparł młodszy mężczyzna z wrednym uśmiechem. – To ciasteczko jest moje i jak długo będę je pożerał i w jaki sposób to tylko i wyłącznie moja sprawa.
Ryan z trudem się hamował by mu nie przywalić, jednak wiedział, że tym sposobem sprowadziłby na siebie tylko więcej niepotrzebnych kłopotów. Nie podobało mu się jak mówił o młodszym. Niemal jakby był rzeczą.
– Zrób mu jakąkolwiek krzywdę, a obiecuję, że pożałujesz. – Ostrzegł go, chcąc zakończyć tę wymianę zdań. Obawiał się, że wszystko może zmierzać w złym kierunku.
– Z naszej dwójki tym, który go krzywdzi nie jestem raczej ja. – Powiedział pewnie.
Ryana te słowa uderzyły podwójnie. Bo chociaż był pewien, że Chris nie wie co naprawdę łączyło go i Alana, to trafił tymi słowami w sam punkt.
– Pies ogrodnika. – Prychnął Chris prowokująco. – Zachowujesz się jakbyś był zazdrosny. Czyżby hipokryta, który trzyma się z homofonami?
Ryan chwycił równego sobie mężczyznę za kurtkę naprawdę zastanawiając się dlaczego on go jeszcze nie uderzył.
– No dalej, uderz mnie. – Szeptał z wyraźną satysfakcją. – Ciekawe kto na tym skorzysta.
Właśnie dlatego. Bo to on okazałby się tym złym. Puścił rywala nie przestając go mierzyć wściekłym spojrzeniem. W ostatnim momencie kątem oka udało mu się dostrzec zmierzającą w stronę jego twarzy pięść. Niezbyt miał czas na unik, lecz zdążył osłonić się przedramieniem.
– Za to kto uwierzy, że to ja zaatakowałem ciebie? – Stwierdził z zadowoleniem. – Szkoda mi na ciebie czasu. – Prychnął odwracając się do niego tyłem.
Chris odszedł w stronę, w którą odeszli jego przyjaciele, zamierzając do nich dołączyć.
Ryan ruszył w stronę przystanku. Powstrzymywał się by nie rozmasować obolałej ręki, lecz nie chciał wyjść na słabego.
Odszedł nie czując się tak jak się spodziewał. Naiwnie liczył na to, że uda mu się załatwić z nim te sprawę. Zmusić go jakoś do odpuszczenia sobie Alana.
Jednak po rozmowie z nim złe przeczucie nie minęły. Jego pewność siebie była zadziwiająca. Ryan z przerażeniem stwierdzał, że Christian był jak gejowska, bardziej pewna siebie wersja jego samego. A to nie wróżyło nic dobrego.
Konfrontacja z nim nieco podłamała jego morale. Zaczynał nienawidzić go jeszcze bardziej. Nigdy nie uważał się za słabego, nie uważał by brakowało mu pewności siebie. Wiedział czego chciał od życia i najzwyczajniej w świecie to brał nie zważając na innych.
Nie rozumiał tylko dlaczego nie umiał tego zrobić z Alanem. Tego błędu nie popełnił jego rywal, wykorzystując okazję. Dlaczego tak długo go odpychał, nie chciał dojść do głosu temu co sam czuł? Kiedy on się wahał i udawał hetero, ktoś inny sprzątnął mu to co było dla niego cenne, sprzed samego nosa.
– Pieprzony Wielki Pan Hetero. – Warknął pod nosem, przyznając rację bytu określeniu, które nadał mu młodszy.
Będąc na przystanku wsiadł do autobusu, który miał go w stronę domu. Nie obchodziło go to, że powinien być teraz w szkole. Nie zamierzał się tam pokazywać. Nie interesowało go to, że mama może być w domu.
Będąc na miejscu z zaskoczeniem zobaczył, że podjazd jest pusty. Nikogo nie ma w domu. Wszedł do środka, gdzie od razu przywitał go łysy kociak.
– Nie teraz, nie jestem w humorze. – Burknął do niego.
Udał się na górę by zostawić tam swój plecak. Przebrał się w dresy i cieplejszą bluzę. Na dole włożył sportowe buty i wraz z piłką do koszykówki udał się na tył domu. W kieszeni miał telefon, a w uszach wetknięte słuchawki.
Ryan chodził po niewielkim chodniku kozłując agresywnie piłką, co jakiś czas rzucając ją do kosza. Rzuty nie były tak celne jak zawsze, co tylko dodatkowo denerwowało starszego. W końcu wziął głębszy wdech, stojąc daleko od kosza. Spojrzał na swój cel, rzucając piłkę, która bezbłędnie przeleciała przez obręcz nawet jej nie dotykając. Mężczyzna wypuścił powietrze. Do jego uszu sączyły się ostre dźwięki elektrycznej gitary i perkusji.
Przez moment pomyślał, że skoro chciał się uspokoić to może powinien puścić sobie jakąś spokojniejszą muzykę, lecz zrezygnował z tego. Wolał dać lekki upust tym emocjom niż dusić je sobie, tłamsić.
I pomyślał, że pierwszy sposób radzenia sobie z problemami obierał młodszy. Aż do teraz, wylewając na wierzch wszystkie wcześniejsze tłamszone żale.
Dlatego ci zawsze mili i posłuszni są jeszcze gorsi od tych wrednych. Bo wszystko w sobie chowają, a jak w końcu to wyjdzie na wierzch to nie mają nad tym kontroli.
Podskoczył zaskoczony, czując na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Obrócił się za siebie wyciągając jedną słuchawkę z ucha.
– Nie powinieneś być w szkole? – Spytała mama z uniesioną brwią.
– Odwołali ostatnią lekcję.
– Ryan, przecież wiesz, że w ciągu pół minuty jestem w stanie to sprawdzić.
– Po co się wiec pytasz jak wiesz.
Kobieta westchnęła ciężko.
– Ja już z wami nie mogę. Poproszę jakieś wakacje od rodzicielstwa. – Mówiła odchodząc w stronę domu.
Ryan powrócił do samotnej gry w kosza. Przez kolejne pół godziny biegał i wykonywał jak najróżniejsze rzuty, próbując nowych rzeczy. W końcu stwierdził, że zmęczył się wystarczająco mocno, by wrócić do domu.
Tam udał się prosto do łazienki. Napuścił sobie do wanny gorącej wody, zanurzając w niej ciało. Tym razem delektował się ciszą i starał się by trwała ona także w jego głowie.
Gdy przyszedł czas by w końcu umyć swoje ciało spojrzał na ziołowy szampon młodszego, obok którego stała równie Eko butelka żelu pod prysznic.
– Nawet nie może mieć jak wszyscy inni żelu pięćdziesiąt w jednym do włosów, ciała, samochodu i podłogi. – Prychnął.
Jednak ostatecznie sięgnął po kosmetyki należące do blondyna. Po wylaniu żelu na dłoń od razu poczuł zapach, który kojarzył mu się z młodszym. Odetchnął głęboko zabierając się za mycie.
Z grymasem spojrzał na obolałą rękę. Będzie siniak. Jednak czuł małą satysfakcję, że nie dał się uderzyć i sprowokować.
Gdy wychodził z łazienki zobaczył wchodzącego po schodach Alana. A przynajmniej coś co go przypominało. Prychnął pod nosem i schował się w swoim pokoju.
Naprawdę nie wiedział co miał zrobić by jego Alan wrócił. Ten delikatny, słodki, podstępny kusiciel. A nie ten wiecznie warczący gówniarz.
Może po prostu musiał zaakceptować fakt, że blondyn należy już do kogoś innego i liczyć, że teraz przynajmniej jest szczęśliwy. Ale jak miał to zrobić widząc jaki wpływ miał na niego Chris?
Ryan zadręczał się myślami, podczas gdy w pokoju obok Alan rozstawiał książki na biurku by przysiąść do nauki do nadchodzących sprawdzianów. Mimo że wolałby być teraz gdzie indziej, to musiał się pouczyć, ponieważ materiał nadal pozostawał dla niego niezrozumiały, a miał tylko dwa dni na ogarnięcie całego działu.
Gdy wszyscy spotkali się na kolacji panowała cisza. Bracia nie odzywali się do siebie. Lucy próbowała ich jakoś wciągnąć w rozmowę, lecz starania spełzły na niczym.
Chyba pierwszy raz w życiu czuła, że rodzicielstwo i wychowywanie dwóch nastolatków zaczyna ją przerastać. Sądziła, że taki kryzys może przyjść jak oboje będą nieco młodsi, dwa lub trzy lata temu, a nie teraz u progu dojrzałości.
Po posiłku każdy rozszedł się w swoją stronę.
Ryan ponownie zamknął się u siebie, zamierzając chwilę pouczyć się do egzaminów, a następnie spędzić czas na rozmowach z przyjaciółmi.
Alan natomiast ponownie przysiadł przy książkach, lecz szybko ktoś przerwał mu naukę, sprawnie odciągając od tego zajęcia. Po chwili wymieniania wiadomości zdecydowali się na rozmowę przez telefon.
– Tak mi się nie chce tego uczyć. – Jęknął cierpiętniczo młodszy.
– Ciesz się, że nie macie na lekcjach materiału rozszerzonego. U nas nauczycieli nie interesuje, że nie wszyscy zdają egzaminy z tego przedmiotu. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że te oceny z trudniejszego materiału liczą się do normalnie do średniej. Bezsensu.
– Jak ja się cieszę, że mam jeszcze rok wolnego.
– Szybko zleci. – Zaśmiał się starszy po drugiej stronie. – Nim się obejrzysz, a będziesz zarywał noce, bojąc się jak pójdzie ci na egzaminie. To nie sprawdzian, który można poprawić.
– Teoretycznie można za rok podejść ponownie i poprawić to co kiepsko poszło. – Zauważył blondyn.
– I myślisz, że po zakończeniu szkoły będzie ci się chciało zakuwać by poprawić egzamin? Uwierz, wątpię.
– Pewnie masz rację. – Westchnął.
Dlatego cieszył się, że nie musi się tym jeszcze martwić. Teraz musiał martwić się o aktualne oceny.
– Poza tym wiesz, że widziałem się dzisiaj z twoim szkolnym burkiem.
– Hm? Co? – Zmarszczył brwi.
– Ten co śniadania nie umie sobie zrobić.
Ryan? Wyprostował się zdziwiony.
– Gdzie się z nim widziałeś? Co chciał? – Spytał z zmarszczonymi brwiami.
– Kręcił się koło mojej szkoły. Trochę poszczekał i tyle. Zachowywał się jakby był o ciebie zazdrosny. – Zaśmiał się. – Nie pasowało mu, że się koło ciebie kręcę. Ja ci mówię, to pewnie ukryty homo hipokryta.
– Nie zawracaj sobie nim głowy. Nie warto. – Odparł jedynie Alan.
– Nawet nie zamierzam. – Prychnął.
Patrzał w ścianę, za którą znajdował się drugi pokój, jak gdyby wzrokiem mógł wypalić dziurę. Był naprawdę wściekły na Ryana. Nie wierzył w to, że poszedł się spotkać z Christianem i... Nie miał pojęcia o czym dokładnie rozmawiali, lecz przypuszczał, że kazał starszemu przestać się z nim spotykać.
Nie zamierzał tego zostawić bez komentarza, lecz nie chciał wszczynać na wieczór kłótni, kiedy mama jest w domu.
Wrócił do rozmowy z starszym, co od razu poprawiło jego nastrój.
Dwójka braci nie zasnęła dzisiaj wcześnie, a sen wcale nie był spokojny, a przepełniony kłębiącymi się w nich emocjami.
Rano Alan wstał jako pierwszy. Mając w planach pojawić się dzisiaj na wszystkich lekcjach przyszykował się do dnia w szkole. Spakował do plecaka dwie reklamówki z śniadaniem i wyszedł z domu.
W szkole czekał na niego przyjaciel.
– Wyglądasz jak gówno. – Skomentował Paul, gdy tylko się spotkali.
– Ciebie też miło widzieć. – Skrzywił się. – Kiepsko spałem.
– Czyżby mokre sny dręczyły cię całą noc. – Zaśmiał się.
– Wolałbym. – Odparł. – Pół dnia uczyłem się do sprawdzianu z historii, ale i tak nie mogę tego wszystkie spamiętać.
– Bo sądzę, że ktoś inny zaprząta twoje myśli i zajmuje miejsce. – Szturchnął. – Skończył się Alan singiel i skończył się Alan kujon.
Chłopakowi nie spodobało się to porównanie. Bo może rzeczywiście spędzał teraz nad książkami mniej czasu niż wcześniej, jednak teraz stracił również swojego domowego nauczyciela, który szybko i sprawnie potrafił mu przekazać potrzebną wiedzę.
– Nadal mam lepsze oceny niż połowa chłopaków w klasie. – Wzruszył ramionami.
Bo z niewiadomych powodów to średnia ocen dziewczyn była zawsze wyższa niż ta chłopaków. Dobrze uczący się facet zgarniał trójki i czwórki. Podczas, gdy te same oceny były u damskiej części nazywane już kiepskimi. Podwójne standardy.
– Czepiasz się mnie, a co u ciebie odkąd jesteś z Agnes? Też nie masz czasu i spisujesz ode mnie zadania domowe.
– Ale ja zawsze miałem średnie oceny i zapominałem o zadaniach. A ty nie. – Zrewanżował się. – Nieważne. Oby tylko ten sprawdzian nie był tak szczegółowy jak poprzedni. Ja nie wiem po co nam pamiętać te wszystkie rzeczy. Najważniejsze wydarzenia i tak dalej... Okej. Ale nie tak bezsensowne szczegóły.
Przez większość przerw rozmowy przyjaciół kręciły się wokół szkoły. Na długiej przerwie standardowo nastąpiła wymiana śniadaniem, gdzie głównymi zaczepiającymi byli Jason i Garcia. Ryan stał jedynie przyglądając się wszystkiemu chłodnym wzrokiem.
Po szóstej lekcji nastąpiło pewnego rodzaju rozluźnienie. Przez nieobecność dwóch nauczycieli część uczniów miała dzisiaj odwołane ostatnie lekcje. W szkole zostały tylko nieliczne klasy.
Większość uczniów albo zmierzała w kierunku domu, albo siedziała już w swoich pokojach. Pozostali byli właśnie przed ostatnią lekcją lub czekali na zajęcia dodatkowe.
Alan postanowił wykorzystać tę chwilę. Miał z Ryanem jeden temat do omówienia. W domu nadal unikali się jak ognia, a każda próba rozmowy nie dochodziła do skutku przez jednego z nich. Częsta obecność matki również stwarzała problem.
– Lecę do kibla. – Poinformował przyjaciela, odłączając się od niego.
Blondyn udał się na wyższe piętro, gdzie spodziewał się spotkać starszego. Nie mylił się. Cieszył się również, że obecnie na korytarzu nie było żadnych innych uczniów. Mimo to postanowił nie załatwiać tej sprawy w przejściu.
Idąc po prostu chwycił bluzkę bruneta i zaciągnął go do pobliskiej męskiej toalety. Zaskoczony Ryan nie zdążył nawet zaprotestować. Młodszy szybko upewnił się, że wszystkie kabiny są puste. Nie chciał żadnego świadka tej rozmowy.
– Czy ci do reszty odwaliło?! – Od razu naskoczył na niego.
– Co, poskarżył ci się? – Prychnął rozbawiony Ryan, nie zamierzając udawać, że nie wie o co chodzi.
– Nie. Bardziej cię wyśmiał. – Odparł młodszy. – Po cholerę się wpieprzasz między nas? Co chcesz osiągnąć?
– Nie rozumiesz, że Chris to same kłopoty?! Nie widzisz tego co z ciebie robi?!
– Tylko tobie wolno mieć w dupie zasady, a ja zawsze mam być posłusznym Alankiem? Tylko tobie wolno się bawić?
– Ja znam granice.
– Mhm. – Blondyn wywrócił oczami. – Jesteś po prostu zazdrosny!
– Ciekawe o co? – Prychnął nieco spięty licząc, że młodszy tego nie zauważy.
– Proszę cię, myślisz, że tego nie widzę. Ale wiesz co? Mam to w dupie! Miałeś swoją szansę. Wolałeś stchórzyć. Przerosła cię myśl, że ktoś się może dowiedzieć, o tym, że jednak wolisz chuje. – Wytknął mu gniewnie. – On się mnie nie wstydzi. Nie muszę się z nim ukrywać po kątach i czekać jak na gwiazdkę z nieba, żeby stwierdził, że tak, teraz jest bezpiecznie i łaskawie mogę się do niego zbliżyć. Nie muszę się o nic prosić.
Starszy z każdym słowem czuł się coraz gorzej, a jego ciśnienie podnosiło się coraz bardziej, zbliżając się do tej niebezpiecznej granicy.
Nienawidził Chrisa i tego co zrobił z jego Alanem. Nie twierdził, że młodszy nigdy nie miał pazurów, bo kilka razy miał okazję się o nich przekonać. Jednak nigdy nie był... Nie był taki jak on. To słownictwo, to agresywne zachowanie. To nie był jego Alan.
– Spierdoliłeś! – Kontynuował blondyn. – Bądź mężczyzną i się do tego przyznaj. Jesteś o mnie zazdrosny, ale nie masz jaj, żeby mi to powiedzieć prosto w twarz, dlatego uciekasz się do jakiś tandetnych podchodów.
Ryan nie wytrzymał. Chwycił młodszego za ubranie i przycisnął do ściany za nim. Z oczu chłopaka jednak nie znikła zawziętość. Jednak te dzikie ogniki nie pasowały do jego jasnobrązowych oczu. Ryan lubił widzieć w nich te buntownicze iskierki, lecz to co aktualnie miał przed sobą było całkowicie czymś innym.
– Jestem zazdrosny, zadowolony?! Jestem o ciebie cholernie zazdrosny! A ten dupek nie zasługuje na ciebie i tylko się tobą bawi. Nie widzisz tego? Niszczy cię.
Alan odepchnął starszego od siebie.
– Niszczyłeś to mnie ty i twoje wahania nastroju względem mnie. To ty się mną bawiłeś. – Wysyczał wściekle.
Mężczyzna nie mógł zaprzeczyć, że te słowa go nie zabolały. A jeszcze bardziej bolał fakt, że były prawdziwe. Bo patrząc na jego wcześniejsze zachowanie, to rzeczywiście można było powiedzieć, że się nim bawił, chociaż wcale nie miał takiego zamiaru.
Ryan wypchnął policzek językiem, po czym skierował się w stronę drzwi. Wyszedł z łazienki natychmiast się zatrzymując. Złość ustąpiła miejsce strachowi.
Nie miał wątpliwości, że chłopak wszystko słyszał. Jego zdezorientowana mina mówiła wszystko. W głowie szybko zaczął analizować rozmowę, która przed chwilą się odbyła. Z dwóch rzeczy, o których nikt nie mógł się dowiedzieć, mowa była tylko o jednej. Cóż, z dwojga złego lepsze to.
– Słyszałeś...
– Wszystko. – Szepnął słabo.
Skinąłem głową.
Zaraz z łazienki wyszedł Alan wpadając na mnie. Po obrzuceniu mnie gniewnym spojrzeniem, przeniósł wzrok na swojego przyjaciela. Miałem wrażenie, że trochę zeszło z niego kolorów.
Niezręczną ciszę przerwał dzwonek wzywający na lekcje.
– Chodźmy. – Odezwał się Paul.
Alan bez słowa ruszył za przyjacielem w stronę gabinetu, w którym mieli mieć teraz lekcje. Ryan postąpił podobnie przemierzając pusty korytarz w stronę swojej klasy.
Blondyn nie wiedział jak się miał teraz zachować.
– Paul... – Zaczął niepewnie.
– Później. – Przerwał mu. – Po lekcjach.
Oboje zdawali sobie sprawę, że to nie będzie lekka rozmowa. Obawiał się tego, że przyjaciel słyszał całą rozmowę.
Podczas ostatnich zajęć oboje starali skupić się na słowach nauczycielki w ogóle ze sobą nie rozmawiając. Po ponownym usłyszeniu dźwięku dzwonka, Alanowi serce zaczęło mocniej bić.
Po lekcjach oboje nie rozeszli się do swoich domów, tylko skierowali na niewielki plac między blokami w pobliżu szkoły. Usiedli na odosobnionej ławce przez długi czas milcząc.
– Ryan to twój Cud Chłopiec? – Jako pierwszy odezwał się Paul.
– Tak. Chociaż powiedziałbym bardziej, że Wielki Pan Hetero.
– Nie wierzę. Kiedy... Jak... Od kiedy wy... – Nie umiał dokończyć żadnego pytanie kręcąc z niedowierzaniem głową. – Przecież od dawna tyrał cię w szkole kradnąc żarcie.
– Mówiłem ci, że to tylko niegroźne zaczepki. – Odparł. – Dlatego z wszystkich innych, których mógłbym się stać ofiarą, wolałem jego. On wszystko kontrolował.
– Chwila, przecież Cud Chłopiec miał być przystojnym kujonem, a on... Nie można odmówić mu urody, ale to totalny tłuk.
– Jest mądrzejszy niż się wydaje. – Przyznał niechętnie. Nie chce po prostu by inni mieli go za inteligentnego.
– Od jak dawna się znacie? Kiedy zaczęliście...
– Dużą część wiesz. Przecież o Cud Chłopcu wiedziałeś całkiem sporo. Z Ryanem znamy się od dawna. – Wyznał. – Po prostu w tym roku zaczęło się robić jakoś inaczej. Ja coś do niego poczułem i... Mówię, dalej wiesz jak to poszło i jak się skończyło.
– Czy skończyło to nie jestem pewien. – Odparł z grymasem. – Wygląda jakby on nadal coś do ciebie czuł.
– Miał swoją szansę. Teraz już za późno. – Podsumował.
– Może i nie wydaje się być najlepszą partią, jednak...
– Jednak co?
Paul zastanawiał się czy chciał powiedzieć mu prawdę, która na pewno nie będzie dla niego najprzyjemniejsza. Bo chociaż Ryan na pewno nie wydawał się być idealnym partnerem, to jednak on również zauważył to jaka zmiana zaszła w blondynie odkąd jest z Chrisem.
– No nie wiem. – Opuścił temat. – To twoja decyzja. Ja po prostu jestem w szoku, że szkolne ciacho, bad boy numer jeden okazał się być gejem. Chwila! Przecież on chodził z Lisą! Może dlatego im nie wyszło.
Alan nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Temat Ryana był dla niego skończony.
– Paul. – Powiedział z powagą w głowie. – Nie mów o tym nikomu.
– Jasne, nie ma sprawy. – Uśmiechnął się do niego. – Ale trochę podziwiam, że udało ci się wyrwać takie ciacho sprzed nosa wszystkich dziewczyn.
– Widać był to daremny wysiłek.
– Oj, daj spokój. Nie wszystkie związki są udane. Nie ma co się załamywać. Ale spokojnie, ta tajemnica jest u mnie bezpieczna. – Zapewnił go.
– Dzięki.
– To do zobaczenia jutro. – Pożegnał się z nim przyjaciel. – I jeszcze cię kiedyś o wszystko wypytam!
– Na razie.
Chłopcy rozdzielili się i udali do swoich domów.
Na miejscu pierwszy zjawił się Ryan i zastał matkę nerwowo krzątającą się po domu.
– Dobrze, że jesteś. – Odezwała się zauważając syna. – Alana nie ma? Kończyliście o tej samej godzinie?
– Widziałem go jak rozmawia z Paulem. Mam nadzieję, że zaraz się zjawi.
– Weź kluczyki do samochodu, weź ze sobą Alana i pojedźcie odebrać paczkę dla mnie w sklepie i zrobicie szybkie zakupy. Lista leży w kuchni.
Brunet wywrócił oczami, lecz chwycił kluczyki z wieszaka i udał się po listę z rzeczami do kupienia. Spojrzał na niewielką kartkę w całości wypełnioną okrągłym pismem kobiety.
– To nazywasz małymi zakupami?
– We dwójkę szybko się uwiniecie.
Westchnął cierpiętniczo chowając kartkę do kieszeni. Już wiedział, że na pewno nie zamierza robić sam tych zakupów.
Z powrotem ubrał na siebie cieplejszą bluzę i wyszedł na zewnątrz. Stojąc przy samochodzie rozglądał się za młodszym. Zamierzał na niego chwilę poczekać nim zacznie do niego wydzwaniać.
Po pięciu minutach blond czupryna pojawiła się na horyzoncie. Na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas na widok starszego.
– Nie krzyw się tak, tylko jedziemy razem na zakupy i odebrać jakąś paczkę. Mama zrobiła listę i kazała cię zabrać. – Widział jak młodszy już otwiera usta by coś powiedzieć. – A spróbuj się tylko z nią kłócić to pożałujesz, bo z niewiadomych powodów już lata po domu jakby ją osa użarła lub okres się zbliżał. Nie odzywaj się i właź do samochodu.
Blondyn niechętnie, lecz bez słowa zajął miejsce pasażera w aucie mamy. Ryan usiadł za kierownicą i zaraz oboje byli w drodze by w pierwszej kolejności odebrać paczkę.
Będąc na miejscu brunet nie gasząc silnika zaczął wyciągać kartkę z kieszeni.
– Leć. Na odwrocie masz kod odbioru.
– Dlaczego ja?
– Bo ja robię za kierowcę, a ty w tym czasie tylko siedzisz wygodnie z dupą. No już.
Młodszy burknął coś niezrozumiałego pod nosem, lecz wziął kartkę i szybko udał się po zamówienie. Po chwili wracał z niedużym prostokątnym pakunkiem.
– Co to? – Spytał starszy z zainteresowaniem.
– Nie mam pojęcia. Nazwa sklepu nic mi nie mówi.
Zawartość pozostawała tajemnicą, chociaż ciekawiła ich oboje.
Następny w kolejności do odwiedzenia był sklep spożywczy. Po kilku minutach byli na miejscu.
– Dlaczego nie pojechaliśmy do tego po drodze do domu? – Spytał młodszy, gdy zaparkowali przed spożywczakiem, który tylko zwiększył ich drogę powrotną.
– Ja kieruję, ja decyduję. Uwińmy się szybko z tymi zakupami i wracajmy.
Ryan prowadził duży koszyk, a Alan wpakowywał do niego rzeczy z listy, które mijali po drodze. W pewnym momencie młodszy zatrzymał gwałtownie koszyk.
– O co ci chodzi?
– Co to? – Wskazał palcem na paczkę chipsów w środku.
– A na co ci to wygląda?
– Tego nie ma na liście mamy. – Zaznaczył.
– Ale na mojej już tak.
– Nie.
– Tak.
Ryan widząc jak młodszy już wyciąga rękę po jego paczkę soli i cholesterolu szybko chwycił ją przytrzymując przy sobie.
– Skup się na liście i pakowaniu rzeczy, a nie zajmujesz się bzdurami.
Pchnął dalej koszyk, zmuszając blondyna do ruszenia się. Kontynuowali zakupy, a starszy trzymał w ręku swoją paczkę chipsów by nie została ona zarekwirowana przez młodszego.
Gdy podeszli do kasy samoobsługowej Ryan w pierwszej kolejności skasował swój zakup by Alan nie mógł mu już go odebrać. Następnie zaczął kasować pozostałe rzeczy z koszyka.
Idąc do samochodu każdy z nich trzymał po jednej reklamówce w dłoni. Zapakowali rzeczy, wsiedli do auta i ruszyli w stronę domu.
– Jesteś z nim szczęśliwy? – Odezwał się Ryan nie odrywając wzroku z drogi.
Blondyn spojrzał na kierowcę będąc w szoku. Nie był pewien czy dobrze dosłyszał pytanie. Poza tym sam jego głos był dla niego zaskoczeniem, ponieważ dotychczas jechali w ciszy.
– Co?
– Czy jesteś z nim szczęśliwy?
Czyli dobrze słyszał. Zamrugał kilka razy nie widząc skąd to nagłe zainteresowanie jego związkiem.
– Tak.
– Jeśli dobrze cię traktuje to odpuszczam. Możesz się już nie bać. Nie będę się wpierdalał miedzy was.
Alan otworzył szeroko oczy nie wierząc w to co słyszy. Ryan naprawdę zamierza odpuścić i zaakceptować to, że jest z Chrisem? A może był to tylko kolejny podstęp?
– Mówisz poważnie?
– Nie mówię, że mi się to podoba. – Zaznaczył. – Ale... W tym wszystkim moim celem nie było uprzykrzanie ci życia, a tak to się skończyło. Jeśli jesteś szczęśliwy to chyba nie ma sensu, żebym się wpieprzał.
Alan był pod naprawdę dużym wrażeniem. Myślał, że po jego wczorajszej akcji z Chrisem i dzisiejszej kłótni w szkolnej toalecie cały konflikt tylko się zaostrzy, a tym czasem wygląda na to, że... dobiegł on końca.
Chłopcy przez resztę podróży nie odzywali się do siebie. Młodszy w duchu cieszył się ze słów starszego, a Ryan jakoś starał się znieść ten ból w sercu, po słowach, których wcale nie miał ochoty wypowiadać.
Zatrzymali się na chodniku pod domem. Ryan podejrzliwym wzrokiem obrzucił samochód zaparkowany na podjeździe. Zastanawiał się czy pod ich nieobecność mama odważnie sprowadziła do domu swojego kochanka.
– Tata? – Odezwał się cicho Alan rozwiązując zagadkę samochodu.
Wyszli z auta zabierając ze sobą zakupy. Starszy otwierając drzwi starał się zachowywać jak najciszej. Alan poszedł w jego ślady. Weszli do domu niemal bezszelestnie, odkładając zakupy zaraz przy drzwiach.
Bracia spojrzeli po sobie i zrobili kilka kroków w głąb domu. Zaraz usłyszeli podniesione głosy. Alan miał rację, zaraz rozpoznali oba.
– Nie możesz zabraniać mi się z nim widywać! – Mężczyzna stawiał na swoim.
– Nie ma mowy by spędzał z tobą czas. Nie będzie zadawał się z... – Zamilkła w pół słowa.
– Z kim? Z gejem? – Prychnął wściekle. – Chciałbym ci przypomnieć, że to mój syn!
– Nie ma mowy by przebywał w takim towarzystwie. Widzisz jak się przez to zachowuje! Alan to normalny zdrowy chłopak!
W tym momencie mężczyzna roześmiał się szczerze rozbawiony. Chłopcy stali za rogiem, nadal pozostając niezauważonym.
– Myślisz, że ja nie zauważyłem ostatnio jak się zmienił, ale ręczę ci, że to nie z mojego powodu. Poza tym oczywiście, że jest normalnym, zdrowym mężczyzną. Jednocześnie będąc gejem!
Alan miał wrażenie jakby jego serce na moment się zatrzymało. Dwójka ukryta za rokiem spojrzała na siebie przerażona kątem oka. Ryan dostrzegł, że raczej młodszy nie wspominał o swojej orientacji tacie, więc ten musiał się sam jakoś wszystkiego domyślić.
– Nie mów takich rzeczy! Skąd ty niby możesz to wiedzieć?!
– Mieszkasz z nim na co dzień i naprawdę tego nie widzisz czy nie chciałaś widzieć? – Powiedział pewnie. – Interesujesz się w ogóle jego życiem towarzyskim.
– Wynoś się z tego domu i masz się do niego nie zbliżać!
– Lucy, pragnę ci przypomnieć, że z naszej dwójki to ja jestem jego rodzicem, a ty jedynie opiekunem. Gdyby nie ja nie miałabyś do niego żadnych praw. Nie masz podstaw stawiać takich żądań!
– Co? – Odezwał się słabym głosem Alan.
Dwójka kłócących się dorosłych spojrzała w stronę chłopców stojących w progu pokoju. Na twarzach każdego malowało się zdziwienie. W domu zaległa ciążąca cisza.
– Mamo, to prawda? – Spytał półszeptem.
Ryan spojrzał na młodszego po jego głosie bojąc się, że blondyn zaraz zemdleje. I w rzeczywistości wyglądał naprawdę blado, jakby jego padnięcie na podłogę było tylko kwestią kilku sekund.
– Alan, słonko. Wszystko ci wyjaśnię...
Chłopak pokręcił głową, ponieważ te słowa wystarczyły by potwierdzić jego przypuszczenia o prawdziwości wypowiedzi jego ojca. Zaczął się wycofywać by ostatecznie wybiec z domu.
Ryan powstrzymał pierwszy odruch, żeby pobiec za nim, nie porzucając jednak całkowicie tego pomysłu.
– To prawda? – Spytał starszy, lecz odpowiedziała mu cisza. – Mamo!
– Tak. – Odparł mężczyzna.
– William! – Upomniała go kobieta.
– Niepotrzebnie tak długo to przed nim zatajaliśmy.
– W dwóch zdaniach chcę wiedzieć co tu się, kurwa, dzieje! – Zażądał chłopak.
Dorośli spojrzeli szybko po sobie.
– Matka Alana nie dożyła jego roczku. – Zaczął pan Grasse. – Choroba. Z Lucy mieliśmy dobre kontakty, dużo czasu spędzała z Alekiem, a ja potrzebowałem pomocy. Zdecydowaliśmy wspólnie o zrobieniu jej prawnym opiekunem. Później dowiedziała się o mojej orientacji. Ja nie miałem warunków by samotnie go wychowywać. Alan został z Lucy, a ona później zrobiła mnie w chuja, nie pozwalając mi się z nim widywać.
Ryan nie miał czasu na analizowanie słuszności jakiejkolwiek decyzji. Dowiedział się najważniejszych informacji. Obrzucił jeszcze matkę zawiedzionym i wściekłym spojrzeniem, po czym ruszył w ślad za młodszym.
Wybiegłem z domu zastanawiając się, w którą stronę mógł uciec. Było już późne popołudnie, słońce chyliło się już ku zachodowi. Dookoła zaczynała panować wiosenna szarówka. Nie miał za wiele miejsc, w których mógłby się schronić.
Brunet rozejrzał się dookoła. Zauważył niewielką kałużę, a od niej ślad prowadzący w prawo od domu. Postanowił udać się tym tropem, chociaż on zaraz się urywał. Skierował się do parku, który znajdował się niecałe dwa kilometry od ich domu. W tej chwili wydawał mu się najlogiczniejszym wyborem.
Biegnąc do parku wyklinał w duchu kondycję młodszego, na którym ta odległość nie stanowiła żadnego wyzwania. Starszy natomiast będąc już u celu czuł lekkie zmęczenie.
– Nienawidzę biegać. – Wydyszał, zatrzymując się.
Rozejrzał się dookoła, lecz latarnie dawały niewiele światła, a drzewa ograniczyły to słoneczne. Starszy szedł, rozglądając się za Alanem. Przez długi czas nie mógł go znaleźć i już bał się, że chłopaka w ogóle tutaj nie ma. Nie chciał by był on sam w tej chwili.
Poczuł ulgę, widząc postać siedzącą skuloną na ławce na uboczu. Podszedł do niej.
– Alan. – Powiedział z ulgą. – Tutaj jesteś. Przestraszyłeś mnie.
Ryan usiadł obok niego na ławce. Serce mu się krajało, widząc mokre oczy chłopaka oraz przygryzioną wargę.
– Przykro mi. – Wyszeptał.
– Wiedziałeś? – Zapytał blondyn przez ściśnięte gardło.
– Nie miałem pojęcia. Nigdy bym nawet nie... – Ryan pokręcił z niedowierzaniem głową. – Przecież nawet jesteśmy trochę podobni do siebie. Włosy masz jak on, ale też lekko kręcona jak ja czy mama i oczy masz takie jak ona. Po prostu w to nie wierzę.
Starszy słyszał ten powstrzymywany szloch młodszego i było mu naprawdę przykro.
– Chodź do mnie. – Powiedział brunet, wyciągając ramiona w stronę młodszego.
– Wal się. Sam jeszcze niedawno mówiłeś, że...
– Zamknij się i chodź.
Starszy sam przyciągnął do siebie młodszego i zamknął go w szczelnym uścisku. Tama, którą zbudował Alan szybko runęła. Chłopak zaczął się wypłakiwać na ramieniu starszego.
– Jakim cudem? – Zaszlochał Alan. – To kim jest moja mama, czyim jestem synem?
– Spytałem się ich, zanim wyszedłeś. – Wyszeptał, głaszcząc blondyna po plecach. – Ale chyba lepiej, żebyś to usłyszał od nich.
– Kim ona jest?
– Alan...
– Kim?! – Nalegał młodszy.
– Nie żyje, chorowała. – Wyszeptał brunet. – Nie miałeś nawet roku.
Młodszy ponownie zaniósł się szlochem. Ryan przez cały czas tulił go do siebie w głowie analizując obecną sytuację.
– Nic między nami nie ma. – Wyszeptał w szoku.
I Alan, chociaż nie było takiego celu, zrozumiał to w podwójny sposób. Ryan nawet nie pomyślał, że młodszy może w tym krótkim zdaniu wychwycić drugie dno.
Chciał po prostu zauważyć fakt, że nie ma między nimi żadnych więzów rodzinnych. Chociaż i tak miał je już w tej chwili gdzieś, to jednak tak dużo to zmieniało. Sprawiało, że to co czuł do młodszego było nieco bardziej legalne.
Alan natomiast poza brakiem więzów krwi skupił się na samej ich znajomości, w której nic między nimi nie istniało.
Gdy chłopak się uspokoił oboje wstali i ruszyli w drogę powrotną do domu.
– Nie chcę z nimi rozmawiać. Nie chcę ich widzieć.
– Nie chcesz znać prawdy? – Dopytywał starszy.
– Chcę. – Odparł. – Ale nie teraz. Nie mam na to siły. Chcę... chce pobyć sam.
Czuł, że nie udźwignął by teraz tak ciężkiej rozmowy. Najprawdopodobniej ponownie rozklejając się w jej trakcie i nie umiejąc na spokojnie podjeść do sprawy, wysuwając zbyt wcześnie wnioski i oskarżenia.
– Idź od razu na górę. – Polecił mu Ryan przed drzwiami. – Ja zatrzymam ich na dole.
On jedynie skinął głową. Zaraz po wejściu do domu nie ściągając butów od razu pobiegł do swojego pokoju nie rozglądając się na boki.
Gdy Ryan pojawił się w korytarzu spojrzał na stojących w progu dorosłych krytycznym wzrokiem.
– Jesteście gorsi niż dzieci. – Westchnął kręcąc głową. – Jak mogliście tak długo ukrywać przed nami taką rzecz? Nie przed Alanem, ale przed naszą dwójką? Co wyście sobie myśleli?
– Jakoś nie widziałam dobrego momentu. Poza tym nie chciałam by William był w ogóle obecny w jego życiu, więc... Jakoś nie widziałam potrzeby, by szybko to ujawniać.
– No i masz swój dobrym moment. – Rzucił oskarżycielko. – A ty! – Tym razem przerzucił się na ojca młodszego. – Jak mogłeś bez rozmowy z nim powiedzieć mamie o tym, że... jest gejem. – Ciężko było mu to powiedzieć na głos.
– Wiedziałeś? – Lucy wydawała się być w całkowitym szoku.
– Tak, od dawna.
Starszy czując na sobie badawcze spojrzenie mężczyzny łypnął na niego ostrzegawczym spojrzeniem. Nie chciał by nawet próbował zacząć go prześwietlać. Bał się, że skoro zauważył to u Alana, to może i również go zaliczyć do jednej drużyny.
– Jak myślisz, jak on miał ci się do czegokolwiek przyznać wiedząc jakie masz nastawienie do takich osób. – Ponownie zwrócił się mamy. – A odnośnie tego czyim on jest synem... Dajcie mu chwilę na przemyślenie wszystkiego.
Ostatni raz spojrzał na dwójkę dorosłych zawiedzionym spojrzeniem, po czym udał się na górę. Zatrzymał się pod drzwiami młodszego, lecz jego ręka jedynie lewitowała nad klamką. Ostatecznie odpuścił, mając w głowie jego słowa, że chciałby pobyć sam.
Ryan zamknął się w swoim pokoju starając sobie ułożyć to wszystko w głowie. Chociaż czuł pewnego rodzaju rozczarowanie i złość z powodu tego, że tak długi czas żył w kłamstwie. W rzeczywistości okazał się być jedynakiem, który ukierunkował swoje uczucia w niespokrewnionym z nim chłopaku, z którym po prostu od małego wspólnie mieszkał. To z jednej strony odciążające uczucie, a z drugiej strony bolało.
Po godzinie kręcenia się na łóżku i ze wszystkich stron analizowania obecnej sytuacji oraz tego co naprawdę się wydarzyło, gdy oboje byli jeszcze mali, postanowił zajrzeć do Alana.
Może i chciał pobyć sam, jednak na pewno wsparcie mu nie zaszkodzi.
Wyszedł z pokoju stając pod sąsiednimi drzwiami. Biorąc głęboki wdech otworzył delikatnie drzwi. Pukanie nie było w jego stylu.
Ostrożnie zajrzał do środka, gdzie panowały ciemności. Po spojrzeniu na puste łóżku, przerzucił spojrzenie na krzesło przy biurku, a następnie omiótł wzorkiem resztę pustego pomieszczenia.
– Co jest...
Otworzył drzwi szerzej i zapalił światło, lecz pomieszczenie w istocie okazało się być puste. Jego właściciela tu nie było. Zajrzał jeszcze do łazienki, lecz w niej również nikogo nie było.
Ryan zbiegł szybko na dół.
– Jest tu Alan?! – Spytał z nieukrywanym przerażeniem w glosie.
_________________________
Dobra, takiego zwrotu akcji się nie spodziewaliście?
Więc mam nadzieję, że tym, który może nieco kontrowersyjny temat relacji miedzy dwójką przyrodnich braci wygalał jak wyglądał, zostali i teraz mogą odetchnąć z ulgą, że autorki jeszcze nie pogrzało do końca z kazirodczym romansem.
Jednakże co teraz z Alanem? Jak przełknie te wiadomości? Co w obecnej sytuacji zrobi Ryan?
Ale chyba najważniejszym pytaniem jest - Gdzie podział się Alan?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top